ďťż
Strona początkowa Umińscyseminarium z prawa handlowego u prof. Janiaka - IV rokWykład z prof. Ćwiąkalskim 15.05.08Prawo cywilne wykład prof. Panowicz-LipskiejPrawo administracyjne - prof. Wojtczak, ocenyKPA-POST ADMINISTRACYJNE - PROF JANOWICZTEORIA I FILOZOFIA PRAWA - PROF. SMOLAKProf. Jerzy Buzek szefem PEPrzejście prof. Szwarca na emeryturęSeminarium u prof. Panowicz-Lipskiejodrabianie logiki u prof. Patryasa
 

Umińscy

Dzisiaj przeczytałem dwuczęściowy wywiad zamieszczony w serwisie eioba.pl z profesorem Hubertusem Mynarkiem. Przyznam, że jego podejście do KK jest dość radykalne i kontrowersyjne. W niektórych sprawach z nim się zgadzam(np. że Zbawienie jest możliwe poza KK), a w niektórych nie mam odpowiedniej wiedzy by się wypowiedzieć. Co wy o tym myślicie?

Link do wywiadu



(np. że Zbawienie jest możliwe poza KK),
Nie czytałem wywiadu - mogę odnieść sie tylko do tezy z którą się zgadzasz że

Nie czytałem wywiadu
Jako moderator dajesz doskonały przykład, wypowiadając się w temacie traktującym o czymś, czego nie poznałeś... rozumiem, że apostaci zwłaszcza o takiej proweniencji stanowią alergiczny problem dla KK ale z zasad netykiety wynika, że zabierając głos na forum w określonym temacie, wypada znać w tym wypadku wskazany w linku tekst źródłowy a ten mówi m.in.

Pod wpływem długich badań historycznych, filozoficznych i egzegetycznych stało się dla mnie zupełnie jasne, że teologia nie jest obiektywną nauką. Teologia jest ideologią w służbie władzy hierarchicznej, która samą siebie ustanowiła nieomylną prawdą. Tej „prawdy” potrzebuje Kościół, aby ludzi straszyć piekłem, grzechem, karą za nieposłuszeństwo, wyrzutami sumienia, spowiedzią itp. Kościół hierarchiczny chce jedynie panować i odnosić korzyści, a religia jest dla niego jedynie fasadą, za którą ukrywa swoje właściwe zamiary. Oto dlaczego zrzuciłem sutannę i wystąpiłem z Kościoła katolickiego!

Kościół naucza, że każda wątpliwość wobec jakiejkolwiek prawdy przez niego głoszonej jest grzechem śmiertelnym. Kto nie wierzy, będzie potępiony!

A podobno tylko pewne miłe zwierzę nie ma wątpliwości...

Kościół naucza, że każda wątpliwość wobec jakiejkolwiek prawdy przez niego głoszonej jest grzechem śmiertelnym. Kto nie wierzy, będzie potępiony!
Kłamstwo.

Nie ma takiego twierdzenia w doktrynie Kościoła. Jeśli jest, to proszę mi wskazać, w którym dokumencie.



Kłamstwo.

Nie ma takiego twierdzenia w doktrynie Kościoła. Jeśli jest, to proszę mi wskazać, w którym dokumencie.


Dosłownie może tego nie ma w żadnym dokumencie, ale z całości działania Kościoła można to wywnioskować. Chociażby wątpienie w to, że na Eucharystii hostia i wino są prawdziwą krwią i ciałem Jezusa podchodzi pod wykluczenie z Kościoła. Jeśli myślisz, że to są symbole krwi i ciała Chrystusa to już możesz być wykluczony z Kościoła. To tylko taki przykład, żeby nie być gołosłownym.
Mordimer - a tekst, nie kryję, zrobił na mnie wrażenie. Fakt, w niektorych miejscach mocno radykalny (choć już szukam na Merlinie książki tego człowieka, bo ciekaw jestem rozwinięcia jego myśli), jednak w wielu sprawach bardzo celna i trudna do obalenia.

Nie ma takiego twierdzenia w doktrynie Kościoła. Jeśli jest, to proszę mi wskazać, w którym dokumencie.
Proponuję dialog z samym profesorem Mynarkiem - jestem przekonany, że z profesjonalnym teologiem będzie Ci łatwiej, niż z takim odszczepieńcem niegodnym, jak niżej podpisany

Drizzt - ja także postawiłem sobie zadanie poznania dzieł Mynarka... parę znajdeizsz TUTAJ ale o te najgłośniejsze łatwo nie jest



Kościół naucza, że każda wątpliwość wobec jakiejkolwiek prawdy przez niego głoszonej jest grzechem śmiertelnym. Kto nie wierzy, będzie potępiony! Kłamstwo.
Nie ma takiego twierdzenia w doktrynie Kościoła. Jeśli jest, to proszę mi wskazać, w którym dokumencie. Proponuję dialog z samym profesorem Mynarkiem - jestem przekonany, że z profesjonalnym teologiem będzie Ci łatwiej, niż z takim odszczepieńcem niegodnym, jak niżej podpisany
nie potrafisz udowodnić cytowanych słów; cóż... w mojej opinii jedynie powtarzasz cudze kłamstwo

mam nadzieję, że nie po to, by uwiarygodnić znane powiedzenie (nota bene - też będące kłamstwem):


Joseph Goebbels: Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą.

[ Dodano: Nie 08 Lis, 2009 13:57 ]

twierdzenie, że Kościół naucza, jakoby racjonalna wątpliwość (dosł. każda!) była grzechem śmiertelnym to manipulacja; Kościół nie głosił i nie głosi takich tez;
Czyli dopuszczasz błądzenie KK w swych naukach sorry - KK dopuszcza


twierdzenie, że Kościół naucza, jakoby racjonalna wątpliwość (dosł. każda!) była grzechem śmiertelnym to manipulacja; Kościół nie głosił i nie głosi takich tez; Czyli dopuszczasz błądzenie KK w swych naukach sorry - KK dopuszcza
z mojej wypowiedzi nie wynika zawarta w Twoim pytaniu teza; odpowiadając na pytanie: przyjmuję dogmat o nieomylności Kościoła w sprawach wiary i moralności;

dopuszczam natomiast, że osoba zaczynająca poznawać naukę Kościoła może pobłądzić w swych prywatnych jej interpretacjach
Ink:



Joseph Goebbels: Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą.


Hmmm, wydaje mi się, że tutaj nieco naginasz wypowiedź tego człowieka. Moim zdaniem może ona oznaczać 2 sytuacje:

1. Jeśli ciągle powtarzane jest kłamstwo, jeśli to kłamstwo się rozprzestrzenia z człowieka na człowieka, po pewnym czasie staje się dogmatem (nie mylić z dogmatem wiary - chodzi o dogmat w rozumieniu ogólnym). Każdy w to wierzy, bo każdy z otoczenia przyjmuje to za oczywistość. W ten sposób przyjął się (aby podać przykład nie-antykatolicki) dogmat naukowy związany z darwinizmem. Teoria darwina, choć nie potwierdzona (ale i nie sfalsyfikowana) zyskała tak szeroką aprobatę, tak wielu ludzi ją powtarzało, że obecnie nawet w podstawówce uczy się jej jako rzeczy oczywistej, na zasadzie "tak właśnie było". Przy czym jest to kłamstwem - bo jedynie DOMYŚLAMY się, ze tak było, nie mając na to dowodów.

2. Słowa Goebbelsa mają też wymiar psychologiczny, polegający na tzw. "samospełniającej się przepowiedni". Jeśli będziesz jakiemuś człowiekowi wciąż mówił, że jest zły, bo np nie myje zębów 10 razy dziennie, i każdy będzie mu to powtarzał, człowiek ten zacznie sam rozumować, że jest zły (nie analizując, czy ma to sens). Jeśli tak samo powiesz komuś, że jest hiper-utalentowany, czlowiek ten odnotuje znaczący wzrost w testach na inteligencję. Itd itd.



racjonalna wątpliwość, a głoszenie nauki sprzecznej z nauczaniem Kościoła (herezji) to dwie odrębne kwestie


Tutaj z kolei jest problem z definicją "racjonalności". Bo co się dzieje, gdy ktoś głosi naukę sprzeczną z nauką KK, a jednocześnie absolutnie racjonalną? Oczywiście, zawsze można powiedzieć (sympatyzując z KK), że przecież to nie jest racjonalne. Ale z kolei inni stwierdzą, ze jest. Tak więc granica między "racjonalny" a "nieracjonalny" jest bardzo płynna.

Przy czym jest to kłamstwem - bo jedynie DOMYŚLAMY się, ze tak było, nie mając na to dowodów.
oj, Dawkins mógłby się za to na Ciebie obrazić ...



chyba zgodzisz się, Drizzt, że nawet jeśli milion razy powtórzymy, że Ziemia jest płaska a Słońce krąży dookoła niej i nawet jeśli wszyscy jej mieszkańcy w to uwierzą, to i tak Ziemia nie zrobi się od tego płaska a Słońce nie zacznie od tego krążyć dookoła niej...(?)

dlatego właśnie twierdzenie Goebbelsa jest fałszywe: kłamstwo nie stanie się prawdą od jego powtarzania (Ziemia nie stanie się płaska)


W kwestii fizycznej zgodzę się jak najbardziej, to oczywiste. Ale w sumie zauważ jedną rzecz z tym przykładem. Przed epoką odkryć geograficznych, większość świata (jeśli nie cały) wierzyła w płaskość Ziemi. Każdy (czy to jako członek grupy, czy "wolny myśliciel") jakoś wyjaśniał tą płaskość, dlaczego taka jest, na czym się Ziemia opiera, i co jest na jej krawędziach. Podobnie, tak samo opisywano gwiazdy, czym są etc. Zauważ jedną rzecz tutaj - przy opisie, że Ziemia jest płaska, każdy wspierał tezę, że jest - jakby była to oczywistość. Wtedy dla ludzi to kulistość Ziemi była kłamstwem, a płaskość - prawdą. Nie prawdą obiektywną, ale prawdą przyjmowaną "na wiarę", na którą dowodów (w ich mniemaniu) nie było sensu szukać, jako na oczywistość. Ponadto, ludzie nie szukali innych dróg morskich, bo wierzyli, że na krańcach Ziemi jest odchłań. Nie obliczali aktualnej pozycji Ziemi, bo uznawali, że jest ona nieruchoma i wisi w środku świata. Odrzucali więc profity wynikające z wiedzy o kulistości Ziemi. DLA NICH kłamstwo stało się prawdą. Nie fizycznie, ale ze względu na wszelkie kierunki myślenia, działąnia, postrzegania.



Być może tak. Jednak w moim odczuciu główny problem wcześniejszej dyskusji polega na tendencyjnym zacieraniu różnicy między "wątpliwością" a "herezją" przez Mynarka.


Hmmm, Ink, a jak widziałbyś rozróżnienie między wątpieniem a herezją? Bo szczerze powiem, że moim zdaniem takie rozróżnienie byłoby trudne do przeprowadzenia.

sant napisał/a:
Nie czytałem wywiadu

Jako moderator dajesz doskonały przykład, wypowiadając się w temacie traktującym o czymś, czego nie poznałeś...

Nadużycie interpretacyjne i przykład manipulacji. Wyrwałeś część mojej wypowiedzi z kontekstu, by następnie mnie oskarżyć.
Przecież nie ustosunkowałem się do rzeczonego wywiadu, tylko do tezy wysunietej przez jednego usera:

Bremes napisał/a:
( że Zbawienie jest możliwe poza KK),
ja odpisałem : Nie czytałem wywiadu - mogę odnieść sie tylko do tezy z którą się zgadzasz że Bremes napisał/a:
Zbawienie jest możliwe poza KK

I tylko do tych słów się odniosłem. Do niczego więcej. I w dodatku napisałem, że nie odnoszę się do wywiadu i nie odniosłem się absolutnie do niego.
Twój zarzut wobec mnie (w moim odczuciu) jest więc bezpodstawny.

Hmm... przejrzałem. Okazało sie że znałem te teksty juz wcześniej, a nawet polemizowałem na ich temat.
Odniosę sie tylko do jednego:

Byłem przez bardzo długi czas produktem mojego śląsko-katolickiego środowiska. Z czasem jednak zrozumiałem lepiej znaczenie katolickiej teologii. Jedynym jej zadaniem jest legitymizowanie strategii hierarchii kościelnej. Papież, który jest antydemokratycznym autokratą, deklaruje: „Objawienie istnieje, przyszło z nieba, przyniesione przez Jezusa Chrystusa, jest zapisane w Piśmie Świętym, w czterech Ewangeliach i w listach apostołów”. Jednak to papież, jako „nieomylny”, decyduje o tym, jak interpretować treść Biblii. Jednocześnie w Starym i Nowym Testamencie znajdujemy mnóstwo okrucieństw, scen pornograficznych, niemoralnych zasad i nakazów. A do tego hierarchia kościelna, papieże i sobory deklarują, że Biblia jest od A do Z świętą księgą, daną nieomylnie przez Boga.
Powyższe zdania, tylko świadczą, że teologia wcale nie musi prowadzić do wiary. Dlatego ja miast fascynować sie teologią wolę patrzec na te rzeczy oczami wiary.
Dziwię sie że p. profesor, poniekąd taki wykształcony a nie reozumie podstawowych spraw, znanych wielu maluczkim.
Np to:
Jednocześnie w Starym i Nowym Testamencie znajdujemy mnóstwo okrucieństw, scen pornograficznych, niemoralnych zasad i nakazów
Znaczy, że on biedaczek w ogóle nie rozumie czym jest biblia (profesor teologii )
Przecież biblia opisuje postępowanie człowieka, jakże dalekie od Bożych zasad. I stwierdza, że mimo tego, a może dlatego was kocham, bo was stworzyłem - mówi Bóg. I uczyniliście doświadczenie grzechu. - Jakże są straszne tego doświadczenia konsekwencje (okrucieństwa, sceny pornograficzne, niemoralnych zasady i nakazy) Ale Ja was chcę z tego ratować - mówi Bóg - z waszego cierpienia, ale również z tych nakazów i zakazów, które wbrew mojej woli sobie uczyniliście. Zrobiliście sobie zwykłą religię z mojego posłania.
Dlatego prorok w imieniu Boga woła - Obrzydły mi wasze zebranie, zwyczaje, nakazy, święta nowiu i szabaty- bo zrobiliście z nich cyrk służący waszemu wyniesieniu. Ja z tym nie mam nic wspólnego. (interpretacja cyt. z pamięci - ale oddaje sens)
Ale - mówi Bóg - oczyszczę wasze serca - zabiorę wam serca kamienne, a dam wam serce z ciała (cyt. j.w.) I powoli ich wychowuje do wiary, stopniowo oczyszczając ich mentalność i zwyczaje. (nie od razu objawia im się jako J. CHr. - bo by nie zrozumieli i odrzucili - musieli dorastać do tego przez doświadczenia i cierpienia stopniowo oczyszczając się z brudów i naleciałości.) I to jest właśnie święte - to działanie Boga w historii. Wbrew ludziom.
I całe Pismo Święte ukazuje właśnie to czyszczenie kamiennych serc ludzi, którzy postępując bez Boga, albo udając, że w jego imieniu, dokonują czynów strasznych, o których pisze ów rzeczony teolog. Osobiście dziwię się, że on tej prostej rzeczy nie rozumie. Trzeba mieć dużo złej woli, by tak ukazywać te sprawy jak on je ukazał. Albo totalnego braku zrozumienia czym jest biblia i przesłanie Ewangeli oraz Kościół.
Nie jestem teologiem (na szczęście), ale mógłbym polemizować z każdym jego zdaniem, które wypowiada. Niestety z braku czasu i chęci tego nie uczynię. Dlatego skupiłem się tylko na tym jednym jego zdaniu. Reszta wywiadu i "poglądów" profesora, to pochodne pierwszego zdania. Wynikają z logiki tak postawionego założenia. Albo to nawet nie tyle poglądy, co próba usprawiedliwienia.

Aha i jeszcze jedno - Szanowny p. profesor zdaje się nie rozumieć skąd biblia się wzięła. Troszkę ja traktuje jak Koran, który spadł z nieba.
A do tego hierarchia kościelna, papieże i sobory deklarują, że Biblia jest od A do Z świętą księgą, daną nieomylnie przez Boga
To już jest jawne kłamstwo- Nie wierzę by jako teolog nie wiedział tego co niżej piszę, bo ani papież, ani hierarhia tak nie twierdzi.
Twierdzi natomiast, że owszem biblia jest pisana pod natchnieniem D. Świętego, ale pisana przez ludzi i w sposób zrozumiały przez ludzi danej epoki w której była pisana. A więc ma poniekąd dwóch autorów: Boga- i z tej strony przekazuje Jego przesłanie i prowadzenie, oraz człowieka z jego temperamentem i rozumieniem. Biblia nie spadła z Nieba. Jest sumą doświadczeń człowieka w jego relacjach z Bogiem, widzianych oczami człowieka. A człowiek na przestrzeni tysiącleci (w których kształtowała się biblia), miał różny ogląd świata.

Zauważ jedną rzecz tutaj - przy opisie, że Ziemia jest płaska, każdy wspierał tezę, że jest - jakby była to oczywistość. Wtedy dla ludzi to kulistość Ziemi była kłamstwem, a płaskość - prawdą. Nie prawdą obiektywną, ale prawdą przyjmowaną "na wiarę", na którą dowodów (w ich mniemaniu) nie było sensu szukać, jako na oczywistość.
Relatywizujesz. Naciąganie faktów pod teorię jest fałszem: Ziemia nie była płaska, więc powszechnie dominowało wówczas przednaukowe samo-oszustwo. Prawda to zgodność twierdzenia z rzeczywistością - ich twierdzenie było niezgodne z rzeczywistością, więc było kłamstwem, w które uwierzyli.

Ich wiara w kłamstwo nie uczyniła zeń prawdy, Ziemia od ich przednaukowego kłamstwa nie stała się płaska.

Ink:



Ich wiara w kłamstwo nie uczyniła zeń prawdy, Ziemia od ich przednaukowego kłamstwa nie stała się płaska.


Fizycznie - oczywiście, że nie. Ale wiara w to, ze Ziemia jest płaska (kłamstwo powtarzane ciągle) sprawiła, że nie zapuszczali się "na krańce świata" (co ograniczyło i opóźniło odkrycia geograficzne), że nie badali jej ruchów na niebie (co spowolniło rozwój astronomii), itd itd. Wierząc, ze Ziemia jest płaska, zachowywali się tak, jakby była - Ziemia dla nich "stała się" płaska.

Zresztą, wydaje mi się, że Goebbelsowi o to właśnie chodziło - o pewną przenośnię. Kłamstwo oczywiście nie staje się prawdą - ale tak oddziaływuje na ludzi, że dla tychże ludzi JEST ono (ich) prawdą.

Przykładem religijnym zresztą (acz nie anty-katolickim, zaznaczam) jest (widziana wedle katolików) wiara Żydów. Mówi się, że gdy Jezus zmartwychwstał, wśród Żydów rozniosła się plotka, że po prostu go wyniesiono nocą. Zauważ, że nieprawda (z punktu widzenia katolickiego oczywiście), powtórzona wiele razy, zaowocowała tym, że Żydzi do dzisiaj (2000 lat później !!!) wierzą w "prawdę o nie-zmartwychwstaniu Jezusa". Kłamstwo powtórzone wielokrotnie, stało się dla nich wyznawaną prawdą.

Ja bym to w ten sposób widział.



Z jednej strony niepewność, z drugiej zdecydowane przeczenie.


Ink - chodzi mi bardziej o chwilę, gdy niepewność wciąż wzrasta, a ani modlitwa, ani żadne rozmowy nie prowadzą do jej rozwiania. Kiedy człowiek coraz mocniej, jak na dłoni widzi (subiektywnie, powiedzmy) że to, w co wierzy Kościół, zawiera luki, czy wręcz jest naciągane/nieprawdziwe. I nie w sposób taki, że na siłę chce "być przeciw", ale faktycznie dostrzega te nieprawidłowości, im dłużej, tym mocniej. Gdy rozmawia ze znajomymi, mówi o tym, bo sam czułby się nie fair wobec siebie samego, gdyby udawał, ze nie widzi tego.

Gdzie jest ta granica?

Z jednej strony, według Ciebie, KK nie ma nic przeciw wątpliwościom. Ale już przeciw herezji - tak. Ale co, gdy wątpliwości, mimo szczerych chęci ich zniwelowania, okażą się tak silne, że w pewnym momencie człowiek nie będzie dalej mógł przymykać oczu i powie "Dość! Jest inaczej, niż mówi KK!" Z jednej strony, jest to pewne normalne następstwo wątpliwości, których KK nie potrafi w nim zażegnać (mimo chęci i intencji zainteresowanego). Z drugiej strony, jest to też jawne i pewne twierdzenie wbrew KK.

Gdzie więc jest granica? I dlaczego w tym, a nie innym miejscu?

Wierząc, ze Ziemia jest płaska, zachowywali się tak, jakby była - Ziemia dla nich "stała się" płaska.
Tego nie neguję. Jednak realnie Ziemia nie stała się od tego płaska, a prawda to kwestia realizmu, a nie tego, co się komu wydaje.

M.Ink:



Tego nie neguję. Jednak realnie Ziemia nie stała się od tego płaska, a prawda to kwestia realizmu, a nie tego, co się komu wydaje.



Wątpię. Był on specem od propagandy nazistowskiej i zależało mu prawdopodobnie tylko na tym, by jak najwięcej ludzi uwierzyło rasistowskim kłamstwom Hitlera.


Hehe, tak, właśnie zauważam, ze mowimy o tym samym, ale innymi słowami. Goebbels chciał, by plebs działał, myślał, odczuwał tak, jak to jest na rękę Fuhrerowi. By trwał w iluzji "prawdy" - która dla nich stała się "prawdą" (obiektywnie będąc kłamstwem), gdyż każdy tak mówi, gdyż to "oczywiste".



Wypaczasz znaczenie słów. Nie jest ono ich prawdą, tylko ich przekonaniem. Ich wiarą w kłamstwo.


Nie tyle wypaczam, co piszę tu słowo "ich prawda" właśnie w znaczeniu takim, jakie opisujesz (wiara w kłamstwo).



Jeśli chcesz ją znaleźć, to jej szukaj. Mnie GRANICA średnio interesuje. Wystarczy mi RÓŻNICA. Różnica między niepewnością a pewnością, między wątpliwością a zdecydowanym przeczeniem.


Dla mnie ta granica jest bardzo istotna. Moim subiektywnym zdaniem bez znania granicy, nie można mówić o znajomości różnicy.



W moim odczuciu dążysz za Mynarkiem (nie wiem czy tylko nieświadomie) do zatarcia tej różnicy.


Nie. Wręcz przeciwnie - dążę do zdefiniowania, co jest czym. Bo, stosując to, co napisałeś wcześniej, możemy dojść do sytuacji, że w zasadzie jedynie od kościelnego "widzi mi się" zależy, czy coś uznane zostanie za herezję, czy za skrajną niepewność (lub pewność antytezy). Zresztą, jest to o tyle ważne, że stwierdziłeś, że KK nie ma nic przeciw wątpliwościom, ale ma - przeciw herezjom. W takim razie, w moim odczuciu, jasne określenie granicy jest absolutnie niezbędne.

Moim subiektywnym zdaniem bez znania granicy, nie można mówić o znajomości różnicy.
Ink - ale ja też zgadzam się z tym, co piszesz odnośnie prawdy. Po prostu mówię to innymi słowami, ale nie oznacza to, że się z Tobą nie zgadzam. Wyjątek stanowią sytuację, gdy np każdy mówi Ci, ze jesteś do niczego, przez co Ty, po pewnym czasie, zachowujesz się faktycznie do niczego, zgodnie z ich wcześniejszą opinią. BO wtedy faktycznie (aktualne) kłamstwo staje się (przyszłą) prawdą. Inaczej - po prostu się zgadzam z Tobą, bo fakt, nie ma co żonglować słowami

Co do kwestii granicy - dopytuję się dlatego, że właśnie podobna ścieżka miała miejsce u mnie. Najpierw był katolicyzm, po czym coraz więcej zastrzeżeń, które starałem się niwelować, dopytywać osoby duchowne, dalej coraz większe wątpliwości (bo wypowiedzi tychże osób były jak dla mnie infantylne, nie wyjaśniały moich zastrzeżeń, a tylko pogłębiały poczucie, że osoby te wcale więcej ode mnie nie wiedzą czy nie rozumieją). A potem lawinowo: najpierw tak duże wątpliwości, że ledwo umiałem szczerze sobie powiedzieć, ze jestem katolikiem, aż do momentu, w którym moja dusza krzyknęła "Nie! Koniec!".

Przebyłem więc drogę taką, jaką opisałem wcześniej. Od lekkiego wątpienia, niepewności, do pełnego odrzucenia, mimo szczerych chęci "załatania" wiedzy i rozwiania wątpliwości.

Stąd właśnie tak nalegam na określenie granicy - gdyż wiem, że wątpienie i zaprzeczenie to nie układ zero-jedynkowy.

Wyjątek stanowią sytuację, gdy np każdy mówi Ci, ze jesteś do niczego, przez co Ty, po pewnym czasie, zachowujesz się faktycznie do niczego, zgodnie z ich wcześniejszą opinią. BO wtedy faktycznie (aktualne) kłamstwo staje się (przyszłą) prawdą.
czysta abstrakcja; człowiek nigdy nie jest "do niczego" (chyba, że patrzysz utylitarystycznie i że utylitaryzm jest "jedyną prawdą")

Jeśli całe otoczenie będzie wpajało człowiekowi, ze takim jest (wbrew nawet faktom), to takim się najczęściej stanie.
Być może.