UmiĹscy
Cierpienie jest ogromne. Kiedyś leżąc na stole operacyjnym pomyślałam sobie, że moje lęki nerwicowe są dużo większe, niż lęk przed operacją.
Żyję z tym już kilkadziesiąt lat. Fachowo nazywa się to chyba nerwicą lękową.
Święta Tereska od Dzieciątka Jezus cierpiała na tę chorobę przez 2 lata. Później została uzdrowiona.
Napisała o tym: "...trzeba samemu przejść przez to męczeństwo, żeby zrozumieć..."
Piszę o tym, bo chciałabym tutaj przytoczyć wypowiedź dwóch znanych księży na temat skrupulantów. Wypowiedzi te są moim zdaniem bardzo krzywdzące.
Jeden z Nich pisze tak:
"......Skąd się biorą skrupuły? Z doświadczenia wiem, że ludzie ogarnięci potrzebą idealnego oczyszczenia, w przeszłości pomijali grzechy ciężkie. Dawniej połykali wielbłądy, a teraz przecedzają komary. Osobę, która przez kilka lat zaniedbywała sumienie i świętokradczo przyjmowała Komunię świętą, po jakimś czasie sumienie w swej wynaturzonej formie zacznie niepokoić tam, gdzie nie ma mowy o grzechu. Skrupulanctwo ma korzenie w przemieszczeniu się poczucia winy z tego, co istotne, na to, co nieistotne. Ktoś może kraść miliony, ale rozliczać siebie lub innych z groszy! ....."
"... przynoszą niepokój podejrzeń o niedoskonałość i przerzucanie swojego niezadowolenia na innych – w złośliwym krytykowaniu, narzekaniu, obwinianiu innych o własne niezrównoważone nastroje..."
Ten tekst jest w Internecie na portalu wiara.pl.
Drugi ksiądz poruszył tę sprawę w trakcie kazania (wg relacji mojej koleżanki).
Mianowicie; nazwał skrupulantów egocentrykami (nie wiem na ile zostało to uogólnione).
Nie wiem, czy popełniłam kiedykolwiek świętokradztwo. Wiem tylko, że bardzo, bardzo boję się żeby tak się nie stało. Nie wiem, czy popełniam grzechy ciężkie. Mój problem polega na ciągłej niepewności (czy mój niepokój to sumienie, czy mój niepokój to nerwica).
Wyobraź sobie drogi forumowiczu, że idąc do szkoły lub do pracy dopada Cię myśl, czy wyłączyłeś żelazko. Jeśli wrócę (do pracy nie można się ciągle spóźniać), to jutro będę mieć na pewno podobny problem (nerwica się pogłębi), jeśli nie, to myślę -coś może się stać dzieciom sąsiada przez moje żelazko- być może popełniam grzech nieodpowiedzialności. Ja tak się czuję codziennie.
Zastanawiam się ciągle, czy dziecko 9-letnie może popełniać grzechy ciężkie?
Świętokradztwo? Czy już wtedy mógł zacząć się mój egocentryzm.
Może trochę o sobie.
Od dziecka musiałam pracować, zajmować się młodszym rodzeństwem, pomagać w gospodarstwie.
W czasie studiów i przez wiele lat później pomagałam ludziom jako wolontariusz.
Obecnie pomagam kilku osobom finansowo (zarabiam więcej niż potrzebuję).
Nie sądzę, że jestem większym egocentrykiem niż przeciętny człowiek.
Jeśli chodzi o grzechy ciężkie przed 9 rokiem życia. Czytałam wypowiedź jednego księdza w czasopiśmie. Jego zdaniem dzieci do I Komunii mogłyby przystępować nawet bez spowiedzi.
Podsumowując, jest mi ogromnie przykro słyszeć takie podsumowania od kapłanów.
Wiem, że ranią, bo nie wiedzą, bo nie doświadczyli takiego cierpienia.
Może jednak warto byłoby posłuchać św. Teresy, lub może zwyczajnie zastosować ewangeliczne „..nie sądźcie...”.
Piszę na tym forum, w nadziei na cud. Cud, że przeczytają go Ci, którzy zostali obdarowani pokojem, ale gardzą tymi, którzy tego pokoju nie mają. Może też przeczytają go Ci, którzy za dar pokoju nie dziękują.
Nie chciałabym jednak, żeby ktokolwiek odebrał mój list jako atak na Kościół. Ksiądz też człowiek, może popełniać błędy, jak my wszyscy.
Lion, wydaje mi się, że Twój problem niekoniecznie jest samym tylko czystym skrupulanctwem. Nerwica lękowa a skrupulanctwo to nie jest jedno i to samo. Dobrze by było, gdybyś pracowała razem z psychologiem, fajnie, jeśli byłby to psycholog katolicki
Myślę jednak, że cytowani przez Ciebie księża mieli wiele racji. Zauważ, oni nie mówili o osobach chorych na nerwicę! Oni mówili o osobach chorych na skrzywione sumienie, a to zupełnie co innego.
Rzeczywiście jest tak, że skrupulantyzm, choroba sumienia, w dużej mierze rodzi się z egocentryzmu i zakamuflowanej pychy, rzeczywiście jest częsty u osób, które mają za sobą pewien czas życia w grzechu ciężkim. Nie chcę generalizować, że jest tak zawsze, ale na pewno w wielu przypadkach.
A czy 9-letnie dziecko może popełniać grzechy ciężkie? Może.
W odpowiedzi cytuję fragment książki -Emanuel Działa OP-”Skrupulantom na ratunek”.
Ojciec E. Działa powołuje się między innymi na Pierre Janet (francuski psycholog i neurolog) oraz A. Eymieu (francuskiego jezuity -autora pracy -”Obsesja i skrupuł”)
„Jak wyglądają narodziny skrupułów: Rodzą się one najczęściej -choć nie wyłącznie- u ludzi predysponowanych do tego w jakiś sposób już od urodzenia. Okazją do ich wyzwolenia są trudne momenty w życiu, np. okres dojrzewania, kłopotliwa sytuacja bytowa, upadek moralny, konieczność podjęcia ważnych decyzji. Początkowo objawy bywają często niedostrzegalne -jakieś nieokreślone uczucie niemocy, zaniepokojenia. Człowiek zaczyna się trwożyć, szukać przyczyny. Poszukiwania spontanicznie zmierzają ku dziedzinom religijno-moralnym, dlatego, że ów stan do złudzenia przypomina wyrzuty sumienia.”
I w innym miejscu.
„Jednak równie ważnym czynnikiem w powstawaniu skrupułów jest środowisko wychowawcze.”
„Trzeba też dodać, że zmiany fizjologiczne w czasie dojrzewania mogą wpływać na powstanie skrupułów, niektóre zaś środki farmakologiczne, przyjmowane pod kontrolą lekarza, poprawiają sytuację i usuwają ostre objawy choroby.”
„Głównym warunkiem uzdrowienia skrupulanta jest zrozumienie swego stanu. Zrozumienie, że to, co bierze za wyrzuty sumienia, jest w rzeczywistości przejawem nerwicy.”
Jeden z Nich pisze tak:
"......Skąd się biorą skrupuły? Z doświadczenia wiem, że ludzie ogarnięci potrzebą idealnego oczyszczenia, w przeszłości pomijali grzechy ciężkie. Dawniej połykali wielbłądy, a teraz przecedzają komary. Osobę, która przez kilka lat zaniedbywała sumienie i świętokradczo przyjmowała Komunię świętą, po jakimś czasie sumienie w swej wynaturzonej formie zacznie niepokoić tam, gdzie nie ma mowy o grzechu. Skrupulanctwo ma korzenie w przemieszczeniu się poczucia winy z tego, co istotne, na to, co nieistotne. Ktoś może kraść miliony, ale rozliczać siebie lub innych z groszy! ....."
Jest to fragment artykułu o. Augustyna Pelanowskiego pt. "Przecedzanie komara".
Nie oceniałbym jednak tego fragmentu jako krzywdzącego. O. Pelanowski jest doświadczoną osobą i ne ma też na celu krytykowania innych. Ukazuje w swoich naukach rzeczywistość, której my bardzo często nie widzimy, nie zauważamy tego co w naszym życiu, zachowaniu jest negatywne.
Mnie osobiście bardzo pomagają jego nauki, aby zobaczyć siebie, własne postępowanie, stan mojej duszy, która często przesiąknięta różnymi grzechami czeka na oczyszczenie. Aby jednak mogło ono nastąpić to potrzeba oświetlenia tych miejsc najbardziej zabrudzonych, trudno dostępnych, gdzie nie można dotrzeć lub gdzie nie chcemy nikogo dopuścić, aby te miejsca oświetlić i wyczyścić z tego co niszczy duszę od środka. Bliscy raczej nam w tym nie pomogą lub zrobią to w sposób znacznie mniej przyjemny. Osoby duchowne po przez swoje nauczanie czy też po przez pouczenie nas podczas sakramentu spowiedzi starają się nam pomóc w oczyszczeniu tych miejsc i przygotowania nas do przyjęcia do swego serca Chrystusa, aby mógł on być przyjmowany godnie. Bez krytyki czy też negacji zachowań, które prowadzą ludzi do grzechów, często bardzo ciężkich się nie obejdzie. Takie leczenie czy też czyszczenie boli, bo narusza ono bardzo często te części najbardziej poranione, które sprawiają nam cierpienie lub które wiążą się z naszym "ja", którego bronimy - aby nikt nie naruszał naszej prywatności. Pycha nas zmusza do obrony tego ja a tacy kapłani jak o.Pelanowski są naprawdę potrzebni, aby pomóc nam w tym oczyszczeniu, nawet gdy nas to zaboli, ale jak wiadomo leczenie naprawdę chorych miejsc jest bolesne. Jest jednak potrzebne, inaczej będziemy żyli w ciemnocie i trudno będzie nam zobaczyć naszą grzeszną naturę, nasze grzechy z których my często nie zdajemy sobie sprawy a które są widoczne dla takich duchowych lekarzy.
Postaraj się spojrzeć na takie nauczanie nie od strony "krzywdzenia", ale od strony chęci pomocy, bo taki jest przecież zamiar wszelkich nauk kapłanów. I nawet jeśli gdzieś kapłani popełnią błąd lub powiedzą cos ostrzej to nie dla satysfakcji, aby nam szpilkę wsadzić w tyłek, ale aby nam pomagać zobaczyć prawdę.
Lion, nie neguję doświadczenia duszpasterskiego (i być może również medycznego) o. Emanuela, natomiast nie mogę się z tym zgodzić, że skrupuły to zawsze nerwica.
Zaburzenia psychiczne powinny być leczone u odpowiedniego lekarza, nawet jeśli przejawiają się w postaci skrupułów. "Czysty" skrupulant nie ma myśli typu "zostawiłem czajnik na gazie". Znam przynajmniej kilka osób mających w mniejszym lub większym stopniu problem ze skrupułami, i bynajmniej nie chorują one na nerwicę.
Nie przeczę jednak, że nerwica może być u osoby wierzącej "przeniesiona" również na konfesjonał. Tyle, że wtedy "skrupulanctwo" jest tylko objawem, skutkiem - a nie samą w sobie chorobą sumienia.
Nie wiem czy zauważyłaś istotę problemu. Nie boję o siebie. Nie boję się spalenia swojego mieszkania. Boję się, że popełnię grzech nieodpowiedzialności.
W książce E. Działa jest wzmianka o tym, że skrupulanctwo może się to objawiać nawet w natręctwie ciągłego mycia rąk. Zapewne w lęku, żeby swoimi nie do końca czystymi rękami nie zaszkodzić innym, np. podając im jedzenie. Jest to też zakamuflowany lęk przed grzechem.
Jeśli chesz zgłębić problem polecam jeszcze książkę "Integracja psychiczna" -Anna A. Terruwe, Conrad W.Baars - Wydwnictwo "W drodze"
Święta Tereska od Dzieciątka Jezus cierpiała na tę chorobę przez 2 lata. Później została uzdrowiona.
Napisała o tym: "...trzeba samemu przejść przez to męczeństwo, żeby zrozumieć..."
Bo to jest prawda. Każdy mówi że wiem jak Cię boli, lecz tak naprawdę nikt nie wie kto tego nie przeżył.
Nie boję o siebie. Nie boję się spalenia swojego mieszkania. Boję się, że popełnię grzech nieodpowiedzialności.
Tak Lion, ale to po prostu ureligijniona forma nerwicy natręctw, przepraszam, jeśli Cię urażam, ale piszę tak, jak myślę...
[ Dodano: Czw 12 Lis, 2009 16:27 ]
Nie urażasz mnie, cały czas mówię, że mam nericę, ale skoro spowiednik polecił mi książkę E. Działa, która nawet w tytule ma słowo "skrupulanctwo", uważam, że mam nericę skrupułów. Wiele cytatów z tej książki już wcześniej przytoczyłam. Cały czas autor powtarza, że skrupulanctwo jest nerwicą.
Jeśli chodzi o małe dzieci popełniające grzechy ciężkie.
Żaden sąd w cywilizowanym kraju, nie postąpi surowo z tak małym dzieckiem. Najprawdopodobniej, za winnych uzna wychowaców. Czy dobry Bóg jest surowszy od ludzkich sądów?
[ Dodano: Pią 13 Lis, 2009 11:32 ]
Nie wiem jak się ma sprawa skrupułów w przypadku nerwicy (choć wiem, że z tego Jezus też uzdrawia), ale wiem też, ze nad samymi skrupułami można pracować.
Po pierwsze to ogromną pomocą jest dobry stały spowiednik i kierownik duchowy (myślę, że najlepiej, gdy jest to jedna osoba). Ale także własna praca. Oddawanie tych skrupułów Jezusowi i nie zatrzymywanie się na nich. Przecież w tym wszystkim nie chodzi o skrupulatne przestrzeganie Prawa, ale o Miłość do Jezusa. I wiem, że nie jest to łatwe ale możliwe do pracy nad sobą. A więc głowa do góry. Miłość Jezusa do każdego z nas jest ogromna i On pomaga przez takie rzeczy przechodzić. I jeszcze jedno: myślę, że sama świadomość skrupulanctwa już jest ważna, ponieważ to już jest pierwszy krok do pracy nad tym. Najpierw trzeba uznać problem, a potem można go leczyć pod okiem Najlepszego Lekarza jakim jest Jezus. Aczkolwiek często wymaga to naszej wytężonej pracy, ale jak już pisałam nie jest to niemożliwe. Z pomocą Boża przez wiele rzeczy można przejść i nad wieloma rzeczami pracować. Bo jak to powiedział Św. Paweł: "Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia". Pozdrawiam i życzę dużo Bożej siły w tej niełatwej pracy czy może nawet należałoby powiedzieć walce.
lion60, w takim najprostszym filozoficznym ujęciu człowiek składa się z trzech warstw:duchowej, fizycznej, psychicznej. Zdarza się że czasami człowiek w jednej czuje się świetnie a w innych tragedia. Bardzo dobrze że ksiądz polecił ci tą książkę. Doszłaś do wniosków że ma to coś wspólnego z nerwicą i ze skrupułami. Dobrze by więc było gdyby sprawą zajął się katolicki[ najlepiej by było] psycholog. Oceni, zbada. Nie zaszkodzi.
I skoncentruj się na Jezusie tym wężu wywyższonym, patrz w góre. Izraelitom też było ciężko to zrobić kiedy po ziemi masa jadowitych węży pełzała. Ale w ten sposób doznawali uzdrowienia.
Oprócz tego warto by się było wybrać na dobre rekolekcje.
Pozdrowienia
A ja polecam skonsultować się z dwoma psychologami: katolickim i nie-katolickim (jeśli oczywiście pozwoli czas, możliwości finansowe etc). Dlaczego? Bo niestety psycholog też człowiek, i jego osobiste poglądy mogą wpływać na diagnozę (a przecież chodzi o wyleczenie, a nie o rozmówki światopoglądowe). I porównaj obie diagnozy, oba stwierdzenia. Wtedy dopiero będziesz mieć szerszy obraz.
Naprawdę jesteś uprzedzony, Drizzt. Mnie się wydaje, że w tym wypadku DOBRY katolicki psycholog będzie lepszym wyborem. Lion60 wielokrotnie pisała, że ma problemy właśnie z grzechem. Trafiłam do psychologa (aby uporać się ze swoją przeszłością), który nie tylko jest katolickim psychologiem, ale nawet księdzem. I bardzo mi to pomaga. Społeczeństwo bardzo często wpaja nam, że coś jest naszą winą, naszym grzechem (już od najmłodszych lat), co w istocie nim nie jest. Człowiek potem żyje z zupełnie nieuświadomionym poczuciem winy za rzeczy, na które naprawdę nie ma wpływu. I w takiej sytuacji gdy ja wiem, że ksiądz mówi mi, że ja mam do tego prawo jako człowiek, że nie jest to żadnym grzechem ani moją winą, to faktycznie jestem w stanie uznać jego autorytet w tej sprawie. Połączenie gruntownej wiedzy psychologicznej z wiarą może być w takich sytuacjach bardzo pomocne.
Anariel - nie jestem uprzedzony. Gdybym był, poleciłbym zdecydowanie ateistycznego psychologa. Poleciłem dwoch jednoczesnie - aby mieć szerszy obraz sytuacji, zobaczyć zarowno, jak widzi to ktoś z katolicką wiarą w tle, a jak sam psycholog-psyholog.
Czy psycholog jest katolicki czy nie to niewielka róznica. Obaj umieją to samo. Katolicki psycholog pewnych rozwiązań po prostu nie zaproponuje. Zwykły psycholog zaproponuje, ale jak mu powiesz, że ci to nie pasuje, to dostosuje się do Twoich preferencji. Czyli - jeśli ktoś jest swiadomy tego czego chce od psychologa, to nie ma różnicy do jakiego psychologa trafi. Ja swoje terapie przchodziłem, gdy byłem jeśżcze SJ. A moim terapeutą był buddysta i jakoś swietnie się dogadywalismy
Tak, na pewno dobrym rozwiązaniem będzie kierownik duchowy, ale należy pamiętać, że w centrum wiary chrzescijańskiej nie stoi grzech, ale Bóg który Cię kocha i pragnie zbawić. Pan Bóg, któremu zalezy na każdej duszy, nawet na takiej którą ludzie już dawno skazaliby na potepienie-dla Niego nie stanowi to bariery, ponieważ jest Miłością. Zdaje sobie sprawę z tego, iż pobłądziłeś/aś, ale nie byłoby Ciebie gdyby nie ukochał Cię zanim powstałaś. Będąc skrupulantem tak naprawdę wierzymy w Boga, który czycha na Twoje potknięcie...a może On czeka aż Ty zmienisz się i przestaniesz patrzeć na Niego jak na sędzie sprawiedliwego i brutalnego? Może czeka, aż będziesz Go kochała szczerze i prawdziwie? Nie twierdzę, że tak obecnie nie jest, ale Bóg zapomniał juz tych grzechów, których Ty załowałaś i które wyznałaś na spowiedzi. Zatopił je w płomieniach Swej Milości Nieskończonej i Wielkiej. Z pewnością Szatan chce Ci utrudnić życie duchowe, chce abyś Ty patrzyła na Boga jak na karzącego piorunami za najmniejszy grzech, choć sam On wie ze tak nie jest, bo jest przekonany ze Bóg Cię kocha i pragnie Twego zbawienia.
Myślę sobie, że gdyby Bóg był materią, to spaliłby się z miłości, którą pała do każdego człowieka. Nie chcę negować tutaj prawdy o sprawiedliwości bożej, która istnieje ale ośmielam się twierdzić, ze Jego sprawiedliwośc jest Jego Miłością. Módl się wiele, rozmawiaj z Panem Bogiem, kontempluj Oblicze Miłosiernego Boga, dziękuj Mu, że Cię tak ukochał, że umarł na krzyżu byś mogła z Nim być. Szatan już nie może przebywać z Królem Wszechświata, dlatego chce Cię zwieść, Ty możesz i dąż do tego uparcie...z Panem Bogiem
Dziękuję Ci Placebo_Domingo, za obraz Boga Miłosiernego. Zapewne gdyby taki obraz Boga przedstawiano mi w dzieciństwie, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej.
Chcę jednak powrócić głównego problemu. Powodu, dla którego założyłam ten temat.
Chodzi o osądzanie, oskarżanie, uogólnianie.
Przytoczę tu fragment wspomnień żony Phila chorego na AIDS. Chory na hemofilię Phil otrzymał zakażoną wirusem HIV krew.
„-Myślę, że każdy chory na AIDS powinien pójść do piekła -słowa te niczym pociski przeszyły powietrze i eksplodowały w moim umyśle. Boleśnie raniąco … Zadrżałam. (…)
Późnym wieczorem kiedy zostaliśmy sami, próbowałam o tym co się wydarzyło porozmawiać z Philem.
Można by sądzić, że chrześcijanin okaże więcej współczucia – powiedziałam ocierając łzy z oczu …
Cóż – Phil podniósł oczy znad zapisków i widząc moją minę odłożył notes na bok, wziął tacę i objął mnie ramieniem. Nie wolno ci się poddawać.
To takie trudne... Mam wrażenie, że wszyscy nas obserwują...
Phil podniósł moją brodę, patrząc mi w oczy powiedział stanowczo:
To tylko niewiedza. Oni nie wiedzą, że ranią. Niewiedza jest największym wrogiem...”
Myślę, że oskarżyciel, który rzucił takie słowa, nie dorasta oskarżonemu Philowi do pięt.
I nawet gdyby choroba Phila była skutkiem wcześniejszego grzechu, pomyślałabym tak samo.
Myślę, że Jezus zabronił nam sądzić w Ewangelii, bo tylko On zna nas dobrze, tylko On jest naprawdę dobry, tylko On umiłował nas do szaleństwa krzyża.
Dlatego tylko On ma prawo nas sądzić.
Czy ktoś z Was chciałby być sądzonym przez kogoś innego?
Najlepsze jednak w tym wszystkim jest to, że siebie też nie znamy zbyt dobrze. Wydaje nam się, że coś czujemy, coś o sobie wiemy, a po latach wychodzi na to, że sobie to wmawialiśmy. Współcześni ludzie bardzo często nie zdają sobie sprawy z tego, co czują. Rozpoznawać swoje uczucia nauczyłam się na rekolekcjach medytacyjnych. Zmierzam do tego, że tak naprawdę siebie często osądzamy najsurowiej, a też nie powinniśmy w wielu przypadkach - uzasadnienie powyżej. Oczywiście jest sfera dostępna dla nas, możemy uznać, że zrobiliśmy coś nie tak, ale sami nie powinniśmy siebie potępiać.
lion60, proponuję Ci przeczytanie Dziejów Duszy , św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Ta święta miała problemy ze skrupułami.
Ale po chcieć być doskonałym nad doskonałość Bożą ?
Najważniejsze jest, aby każde cierpienie przechodzić z Bogiem. Nie uciekać, nie oskarżać, nie szukać winnych.
Skrupuły to trudna sprawa. Jednak tu lekarstwem jest wiara. Wiara w to, że Bóg wybacza i uniewinnia nas na mocy Przenajdroższej Krwi Chrystusa tak, jakbyśmy nigdy nie popełnili żadnych grzechów. Bóg nigdy nikogo nie zranił, nie skrzywdził; to my - oddalając się od Niego - pozbawiamy się Jego łaski i miłości. Nie możemy czuć do siebie wstrętu, gdy popadamy w grzech lub nie jesteśmy dość silni, by zwyciężyć nad pokusą. Ojciec kocha nas takimi, jakimi jesteśmy - razem z upadkami i słabości, razem z całą naszą kruchością. "Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny" (2 Kor 12,10). Trzeba nam zaakceptować nasze życie i inteligencję, miejsce mieszkania i sposób życia. To wszystko jest darem Ojca.
Lion60, czy rozmawiałaś już z kimś o modlitwie o uzdrowienie/uwolnienie? Nie zaszkodzi.
Ania_Wawa, przecież skrupuły raczej odciągają od Boga.
Ja też na to cierpiałem przez jakieś pó 1,5 roku, ale u mnie to był problem duchowy.
Było naprawdę okropnie.Żyć się z tym nie dało.
Pomogła modlitwa o uwolnienie.
Takie rzeczy się przytrafiają, jak się ma chorą relację z Bogiem.
Wiem, że skrupuły odciągają od Boga. Nie uważam, że są one czymś dobrym. Jak powiedział Talmid: "Są wtedy, gdy ma się chorą relację z Bogiem". Dlatego lekarstwem jest Boża łaska, uleczenie dokonane przez nią.
Rachel, skąd takie przypuszczenia? Może coś źle napisałam albo źle się zrozumiałyśmy?
Rachel, skąd takie przypuszczenia? Może coś źle napisałam albo źle się zrozumiałyśmy?
Jeżeli ktoś nie otrzyma odpowiedniego wsparcia, pomocy to może zrezygnować z Boga
Jeśli ktoś wie, że cierpi na zaburzenia nerwicowe (jakkolwiek się one nazywają), niech poszuka naprawdę dobrego psychoterapeuty (psychologów nie polecam), który pomoże wykryć źródła problemów w postaci skrupulanctwa. Jak już Kyllyan napisał, nie ma znaczenia, czy terapeuta będzie wierzący czy nie wierzący, gdyż problem tkwi w emocjach i w sposobie przeżywania (u ludzi szczególnie wrażliwych). Wtedy nie jest istotny problem (skrupulanctwo), tylko zmiana sposobu odczuwania. Jeśli to się zmieni, przynajmniej w jakimś stopniu zmniejszy się nadmierne doszukiwanie się grzechu. Na pewno przyda się też pomoc doświadczonego kapłana. Trzeba uważać zarówno na niekompetentnych psychologów, jak i księży, bo jedni i drudzy mogą człowiekowi jeszcze zaszkodzić, zamiast pomóc. A z cytowanym zdaniem księdza na początku tematu absolutnie się nie zgadzam, bo komentarz jest dalece krzywdzący, szczególnie jeśli dotyczy zalęknionych neurotyków.
Trudno mi jest powiedzieć, czy skrupulanctwo jest problemem tylko emocjonalnym lub tylko duchowym, może jedno i drugie w jakiejś części. Sądzę, że Pan Bóg, dopuszczając skrupuły w danym momencie życia człowieka (np.okres nawrócenia), nie skazuje go na nie przez całe życie, tylko w którymś momencie od nich uwalnia. Bóg jest źródłem pokoju i jeśli nadmierne, skrupulanctwo wywołuje uczucia lęku albo paniki i stan człowieka się stopniowo pogarsza, z całą pewnością bym twierdziła, że problem nie leży w naturze duchowej.