ďťż
Strona początkowa UmińscyOtwarcie Moto Sezonu 2010 Domaąa-Valkov 14-15.Maj (Slowacja)Czy ktoś znalazł może 30.04.2010 telefon w Collegium Minus?XXII Zlot Motocykli i Weteranów - Szklarska Poręba 2010Zloty,spotkania,imprezy,rozpoczecia sezonu itp.2010 r.EYe Financial Challenger - VI edycja 2009/2010KONKURS EYe on Tax V edycja 2009/2010PLATINI- czyli co zmienia w pucharach od 2010 roku...Niedziela 06.05.2010 - "orszak pogrzebowy"Najważniejsze informacje o Średzkim Rozpoczęciu Sezonu 2010Otwarcie sezonu w Kościanie-10 kwietnia 2010
 

Umińscy

Cześć ludzie!!!
Nie wiem czy dojrzałem do tego, żeby pisać, bo dziś czwartek, a ja i tak słysze i widze cały czas to samo ... fyrtle jak zamykam oczy, piękny asfalt i trase jak do Czplinka ale przez 200km non stop. Ten ryk silnika na wysokich obrotach w zakręcie, strzały z tłumika podczas błyskawicznej redukcji i szok ludzi jak ich w pełnym pochyle mijamy w zakrętach.

Oczywiście jak to zawsze moja sytuacja do ostatniej chwili wyjazdu stała pod znakiem zapytania ...

No więc dzień przed wyjazdem tj. 30.04. siedziałem w domu zadając sobie pytanei jechać, czy nie jechać. Wiedziałem gdzieś w głębi serca, że i tak pojade, bo najlepszy przykład był na rozpoczęciu sezonu w Środzie ... kosztem skreślenia mnie z listy studentów, a i tak pojechałem .
Tak, czy siak licze kolejny raz talarki spoglądając na konto bankowe. Licze kolejny raz i powtarzam "Q... NIE STARCZY"...po czym znów licze jakby liczenie od tył miało coś zmienić. No nic po 1000000000 rozliczeniu negatywnym stwerdziłem, że jednak na wszelki wypadek wezme od Maluda kuferek i przymocuje go do moto ... tak jak bym za chwile miał wygrać w totka i moje życie miało by się odmeinić. Dla nie wtajemniczonych przypominam, że nie mam pracy...resztki oszczędności jakie mi zostały powiem Wam tylko tyle ... pojechałęm ...a dziś pewnie jestem najszczęśliwszy z tego powodu mając NULL na koncie ale wrażeń co nie miara.
Oczywiście jak by to było gdby wszystko do siebie pasowało. Pod koniec zeszłego sezonu zakupiłem stelaż pod kufer centralny do mojej SUZI. Zamontowałem stelaż i traktowałem go jako bagażnik do czasu aż <alud mówi ze ma kufer GIVI, który został mu z VFR i go nie używa. Uradowany pojechałęm po niego ... tam już mały problem bo Malud nie zadowolony. Dzwig awaria i przytupuje z nogi na noge, bo jutro wyjazd a tu robota stoi. No wiec nie przeszkadzając biore z jego auta kuferek i spadam na chate. Mały zostaje walcząc z odpowietrzaniem i sklejonym rozrusznikiem, a ja po leku, po leku montuje kufer w moto. I co ?? ... gówno, nie pasuje. Okazuje się, ze ja mam jakiś inny system mocujący, a kufer jaki dostałęm od Maluda jest MONOKEY. Załamany ... widocznie mam nie jechać. Oczywiście już tak nakręcam się na wyjazd, ze mówie sam do siebie SPAKUJE SIĘ JAK RINO W TORBE NA BAK I PIERDOLIĆ. Mały na dzwigu zajęty więc nie truje mu dupy czy ma tą podstawe która pasuje ale smsa śle z pytaniem czy jak by miał czy mi podrzuci. Długo nie czekałem. Ledwo wylaz z roboty zaraz mi podrzucił przez płot płyte dzwoniąc do mnie, że już odjechał z pod mojej bramy i zostawił za płotem płyte. Zńow płomyk nadziei...lece z nią do moto i co .... drugi raz gówno!!! Płyta nie pasuje pod stelaż. Godzina się robi wieczorna. A ja raz,że nie spakowany, dwa kufer i płyta nie pasuje, kasa nie wypałcona, a w planach mam jeszcze randeczke Nie idzie się wyrobić. Zacząłęm od najważniejszego i tak powstał plan:
1. Przerabiam stelaż, płyte mocującą aby pasowały
2. Radeczka.
3. Pakowanie
4. Przygotowanie się do podóży
5. ..........oczywiście, że nie mam załatwionego noclegu
...szkoda gadać, a to przecie wekeend majowy, wszystko zajete ale teraz to już pod drzewam a skimam.
Lece moto z tym wszystkim do Łysego ... Łysy oczywiście już po kilku głębszych z lasencją wyleguje się na kanapie. Mówie do niego WSTAWAJ ŁYSOLU TRZEBA DOROBIĆ MOCOWANIE POD KUFER. Oczywiście na niego zawsze można liczyć. Łysy bez słowa wstał, nalał sobie kolejnego drina, wsadził ćmika w pape , przeprosił dame po czym udał się ze mną do garażu. Po godzinie kufer leżał jak ulał. Normalnie wzywa Afryka dzika ... dumny lece do chaty. Bruden ręce, pory (po pracy w garażu), przesiadam się w auto i lece na rande. Mówie jak będe taki brzydki i będzie jej grało to jak się odpiwrdole to oszaleje Oczywiście randeczka jak najbardziej udana ... ale w domu byłem koło 1:30 Trzebs się spakować, przygotować , coś ... znów dolina. Mówie nie nastawiam budzika jak zaśpie to nei jade. Oczywiście spotkanie na Orlenie miało być o 8:00 a ja jak na złość 5:55 pinpągi otwarte. No już wyjścia nie było. Szybki prysznic, małe śniadanko i przystępuje do pakowania. Poszło tak szybko, że 7:25 siedze na Orelnie z kawą w ręce oczekując chłopaków ... już wtedy myślami byłem tam gdzie nasze miejsce...trasa

1.05.2010r.
Czekam za chłopakami, aż mi od tej kofeiny tyle energi przybyło, że miałem wrażenie że góry owszem ale biegiem .
Kolejny kumpel mija mnie autem po tankowaniu i krzyczy przez okno - DZIŚ BĘDZIE PADAĆ A CIEBIE ŚLIWA GDZIE NIESIE...oczywiście kiwam ręką bo co oni tam placki mogą wiedzieć o tym nałogu. Niektórzy mawaiją byle gdzie byle sie najebać to ja mówie byle gdzie ale trasa, byle nie było lodu
Widze kolejne Xenony ale podwójne ... znów spoglądam i już słysze ryk sprzętów. Letą Murango z Mariką no i Malud z Anią. Papa mi się tak uśmiechła jak ich zobaczyłem, że już nie było mocnych, żeby mnie zatrzymać. Jak by mi ktoś powiedział, że jakimś cudem reszta mojej kasy znikła bo np. bank stoi w płomieniach to bym miał to gdzieś ... jak niektórym blachom pojawiają się w oczach dolce $$$$$$$ to ja miałem ale trase i zakręt
Szybko wskakuje w siodło, ubieram się i ruszam za nimi. Kuźwa chłopaki jade za Wami na koniec świata. Widze jak Mały i Murango lecą przed mną... ja jak zawsze zamykam kawalkade i się śmieje sam do siebie. Krzycze TRASA,TRASA,TRASA!!!!
Po pogodzie wiem, że nie będzie lekko. Dość zimno ale po paru kilometrach zapominam o tym bo wiem, że jade ku przeznaczeniu, powąchać przygode, zatruć adrenaliną organizm widząc skały i przepasć na zakręcie, zawadzającą puszke i smród samrzonych klocków hamulcowych i przypalonych o asfalt butów. Nie ma nic ... cisza i coraz to szybsza droga bo chłopaki i tym samym ja zaczynają łapać tępo. Kolejne kilometry i tankowanią są coraz częstrze...a to, że szliśmy koło w koło to inna para kaloszy. Każdy każedemy dawał znaki, robił miejsce podczas wyprzedzania i każdy z Nas trzech kowbojów wiedział na co stać kolejnego, jakie ma atuty i co jest jego tajną bronią. Każdy z Nas jest inny, a mimo to reprezentujemy poziom, który nie pozwala się zgubić. Jeden nadrabia mocą, inny momentem, jeden zakretem inny wejściem w niego, a jeszcze nie kiedy wyjściem...a jeszcze niekiedy pochyłem. Było mega. Koło koło tylko my pany. Uf uf
To jak Malud z Lusią opracowali droge to możecie sobie tylko wyobrazić. Pięknie. Do Szklarskiej Poręby zabrali Nas takimi fyrtlami, krętymi szlakami górskimi , szczytami , wyskościami że nie da się tego opisać. Sami zobaczycie na zdjeciach. Gęste humury poniżej nas i Słońce, które rozbijało, gdzie niegdzie dojście do dna czyli tam gdzie żyli ludzie. W oddali pod Nami w promieniach Słońca widać malutkie budynki i krętą drogę którą jechaliśmy przed kilkoma minutami. Górski zapach lasu, mokrej ściółki, hmury na wyciągnięcie ręki, słoneczko, uwaga śnieg na poboczach i rozdzierające się białe szczyty górskie w taim zadupiu robi wrażenie krainy z powieści MORDORU. Oczywiście zdjęcia ani opis nie oddaje nawet w 50% efektu. Sikanko, mała przerwa i lecimy dalej. Za tą wycieczkę Malud i Ania stali się mamą z tatą bo tylko rodzice mogą zabrać dzieci w taką baśniową kraine. A wieć przyjeło się, że "Mama z tatą letą na wycieczke, dziecioki już podrosły ... druga młodość." Mały szacun za topografie, bo ja topograficznei za rodzicami tymi prawdzywymi ani tymi nowymi się nie wydałem...zresztą skupienie na tych fyrtlach było tak mega mocne, że gdybyśmy się nie zatrzymali na sikanko to nie miał bym pojęcia co pisać.












No nic gnaliśmy dalej ... a to co najpiękniejsze nie da się ubrać w słowa. Ta częśc, którą chciało by się opisać, przedstawić jak najbardziej rzeczywiście nie da się. Musicie sobie tylko wyobrazić jak to jest gnać górską drogą 1,6 1,2 po zakręcie mijając przy tym puche. Bez obrazy ... nie jesteście w stanie, tam po prostu trzeba jechać i tam trzeba być, żeby przekonać się o czym ja mówie. Być może też za mało...trzeba jechać, a u Nas priorytetem są kolejne kilometry .
Docieramy w końcu do Szklarskiej Poręby. Standardowo bar Alfredo i jedzonko
I tu mnie czekała podwójna niespodzianka. Wlatujemy na chodnik co by turyści narzekali jak to te motory są zaparkowane i widze znajomy moto. Wiesiu (Zandi) i Natalia grzeją krzesła i wcinają obiad. Zandi już 3 z kolei, a my strasznei wygłodniali dopadamy menue. Pojedli, popili, pozaczepiali kelnerki no i czas na zakupy i hotel. Wymarzona kąpiel, drineczek no ballllll......ognia!









Zanim wlazłem na moto słysze CZEŚĆ ŚLIWKA, MIAŁEŚ BYĆ W CZECHACH. Zdegustowany obracam głowe śląc nagane wzrokową komuś kto podwarza moją wyprawe, gówno wiedząc gdzie byłem i gdzie dalej jade. Patrze ... hahaha, a tu moja ciotka z córą. Mówie ładnie, kochanka w moim wykonaniu nie wchodzi w gre...zawsze ktoś , gdzieś niespodziewanie mnie namierzy. Chwila gawędy i telefon do odmawiającej kolejną dziesiątke różańca mamy. Mama trzeba szanować.
Po strasznie dłużącej się drodze w poszukiwaniu naszej mety dociermay do pięknego miejsca wysoko w górze. Nasza WILLA stoi otworem ... nasza , raczej ich bo ja jak noclegu nie miałem to nadl nie mam. W każdym razie jak gdyby nigdy nic wchodze jak do siebie.
























Oczywiście co ??? ...nic, noclegu dla mnie nie ma. Bo to pierwszy raz. Po chwili słysze Maluda jak mówie: JA CIĘ ŚLIWA DO OBCYCH LUDZI NIE ODDAM ... i kimałem wraz z nim i Lusią w jednym pokoju na dostawianej pryczy hahahahaha, a moje chrapanie było słychac ponoć w Karpaczu, podobnie jak pisk sprężyn. Taki jaki wydech takie chrapanie Sorki
Na polacu przed bazą stoi odrzutowiec...prawdziwy ale oczywiście nie ne chodzie ... tak czy siak bal był taki, że i tak o mały włos to byśmy nim latali








Impreza byłą gruba, bo nasz Qba miał urodzinki. Chyba będzie zdrowy bo my od samego rano ciężko to odchorowali. 1,2litre whiski we dwójek wciagniete i do spania. Pomijam tu pare faktów za któe może i się teraz wstydze ... jak to podrywane mężatki smażyły mi chlebek na ognisku z litości. Gawęda mniej wiecej brzmiałą tak: PANI BO JA TU MOTOCYKLEM PRZYJWCHAŁĘM BEZ KOBITY, I GŁODNY JESTEM NAPRAWDE ... JEST JUŻ TEN CHLEBEK ... po małych negocjacjach smażyły aż miło, a mój korblo był coraz to wiecej syty








...I TAK ZAKOŃCZYŁ SIĘ PIERWSZY DZIEŃ

2.05.2010R.
No do tego stopnia,ze rano obudziłem się z poparzonymi od gorącego chleba ustami (dostaęłm za swoje ... po pijaku nie parzyło , dziwne). Wstałem rano obrzarty okazało się pizzą któą dostarczył nam wraz z whiski taxiarz, gorącym chlepbem z ogniska oraz opity whiski ... i tu po raz kolejny niespodzianka. Idąc pod prysznic o 6:15 rano (nie dospałem) widze puszki od piwa. Mówie ktoś u Nas był czy jak, a może Zandi i natal pili piwko, a może kto inny ... ale i tak mi to nie pasowało bo przecież siedzieliśmy cały wieczór na powietrzu a nie w pokoju więc co jest. No oczywiście, skandal wyszedł na jaw. Gdy zacząłęm wypytywać koło 8:00 rano ludzi to Marika oznjamiła, że whiski owszem , wypiliśmy do końca ale nam było z Qba mało...no wiec poszyły i piwa ...a przez chwile byłęm taki dumny z Nas,że nie było mieszane.
Wszyscy zanim się pozbierali, oczywiście jaja od samego rana, bo Mały nawet jak patrzy na Ciebie to już się chce do niego śmiać to ja wysmarowałem łańcuch (pozostali obaj kowboje nie musieli tego robić ) prysznic,skrobanko, szykowanko, dwójeczka i spacer. Utarło się, że przez kolejne dni wstawałęm o 6:00 nie wiem dlaczego i nie pytajcie. Po prostu nie mogłem spać więc spacer i ten cały cyrk co dzień z rana w samotności.
8:00 śniadanie, kawa i TRASA!!!!

Tu chciałem podzieować przedewszystkim naszym panią, które darły z nami. Mam wielki szacunk do nich za to,że nas kochają takimi jakimi jesteśmy. W deszczu na moto one z nami, pupa bolała od sidła i kolejnych kilometrów one z nami, zimno, a one z nami, od rana trasa a one z nami i to z jaką chęcią. Szacun panny i wiem, że nadajecie się na to aby dzielić z nami droge. Chyle czoło. Oczywiście walimy w Czechy ... no i tu zaczyna się przygoda. Pogoda w Plsce taka se, lekko pochmurno ale nie leje natomiast jak tylko przekraczamy granice w Jakuszycach asfalt woła - zapierdalać !!! Sucho, bez piachu i te zakręty ... eeee nawet mi się niechce pisać bo zaraz wsiade i pojade tam zobaczyć czy tylko mi się to sniło czy naprawde te zakręty tam są.
Postaram się wkleić mapkę jak i którędy cieliśmy ... mapa Polski nie ogarnia już tych fyrtlów w Czechach, gdzie nas poprowadził Murango gnając na załamnaie karku jak tylko poczuł to COŚ. Zabładziliśmy z lekka ale to było fajne. Przez to odkryliśmy piękną droge pełną hmmm tego czegoś
Tak czy siak DROGA MOIM DOMEM A NIE ODCINKIEM CO DO NEIGO PROWADZI.
Wracamy się i jedziemy dalej przez Czechy aż do Kudowy-Zdrój i dalej na Zielenic. Tam spotykamy Zenka z Elą no i Cichego z Elą...

Jak to miło spotkać swoich. Uśmiech Cichego jak zawsze mówił sam za siebie. Ledwo zlazłem z moto zaraz doładowanie żarcikami Cichego, Zenka i pięknych dam, które im towarzyszyły
Nie był bym sobą jak bym nie wycałował ... obowiązki obowiązkami no i idziemy zamawiać coś do picia , jedzenia i wogóle. Natala dzięki ...z Tobą moge jeść. Okazało się, że co Natali zamówiła to zjadała mniej więcej 1/2 po czym padało pytanie: Śliwka zjesz??? ...no jak nie jak tak. Ci co mnei znają widzą ile moge zjeść i i le potrzeba chęci żeby mnie wyrzywić hehehehe. W każdym razie zupa cebulowa superrr!!!
No i lecimy dalej. Jak ktoś z kolei zna Cichego to wie, że jest tak twardy, że zawsze jest coś do poprawy ale jak po kilku kiometrach zatrzymaliśmy się na tankowanie mówi do nas tak: Q... PANOWIE TO JEST TO, TO JEST KWINTESENCJA JAZDY ... a jago uśmiech bezcenny, podobnie jak komplemet z jego ust. Zenobi nam się zgubił FJR ale dogonił jak tankowaliśmy. Rozdzielamy się jedni jadą tankować, a my walimy na kaplice czaszek. Ludzie co za kolejka.... o jaaaaa nie ma czasu na głupoty bo zarówno Malud,Zandi, Qba jak i ja mielismy już przed oczami tylko jedno ... trse!



Mój mały zbiorniczek przy ich kolosach to utrapienie. Przed granicą z Czechami dotankowuje, bo tam szkoda płacić kartą ...prowizja gruba za przewalutowanie. Dotankowałem co by mi po raz kolejny rezerwa nie wypaliły dzióry w zegarach. No i tam rozdzielamy się ale tylko teoretycznie. Cichy na granicy miał jechać z Zenkeim, a my czyli ja, Qba, Malud i Wiesiu przodem. Umówiliśmy się w kanjpie w Czechcach na zaznajomionym ryneczku na pizze. Lecimy ... i tu znów dzióra, bo skupienie na fyrtlech nie do opisania. To jest najpiękniejsze z tej całej wyprawy ale wybaczccie nie moge, nie potrafie ,z cienki w uszach jestem żeby to opisać. W każdym razie po 20 km Cichy mi trąbi. Zatrzymuje się oczywiście reszta znika mi za zakrętem. Cichy mówi czekam za Zankiem a Wy lećccie. Dojedziemy. Mówie sobie wporzo kumpel czeka za nimi ni i gra. Ja wrzucam jedynke i bezzastanowienia wyciągam z maszyny co tylko moge bo dogonić chłopaków w górach to albo fuks albo szczęście albo nadzieja, że staneli gdzieś na światłach, w korku lub coś podobnego. Moto wale aż do odcinki na każdym biegu. DOchodze ich po paru minutach ale tylko dlatego, że chłopaki zwolniły nie widząc za sobą końcówki ogona węża. Kiwam ręką i krzycze: LECIMY DALEJ CICHY CZEKA ZA ZANKIEM I DOJADĄ DO NAS.
Wszyscy przeładowali big i rura. Po paru minutach byliśmy już na miejscu. Rozpibieramy się i idziemy na posiłek, pierwszy konkretny aż w kieszenie Muranga dzwoni telefon. Cichy mówi: COFNIJCIE SIĘ, ZENEK MIAŁ GLEBE, WYLECIAŁ NA FYRTLU Z DROGI ...






Ekspedycja czyli my wszyscy 4 riderów, bez "bab" rwiemy na sygnale do Zenka. Mały mówił ze "cała Czechosłowacja" wiedziałą, że Zenobi miał glebe jak myster ameryka pojawia się i znika. Walimy po Zenka na maksa, ale wierzcie mi że na maksa i prawdopodobnie tam właśnie mały zgubił rant opony. Zobaczycie fotki, Malud na zakręcie zjechał rant opony


Qba i Mały wystrzelili jak z procy i jak ja z Zandim dojechaliśmy na miejsce to oni już gaworzyli z wypadkowiczami. SZOK ... przytrzymała nas jedna puszka i dystans nie do odrobienia. Zandi Natala miała racja
Zenobi pozbirany , bez większych strat. Trudno się dziwić Eli i Zenkowi,że stres ich podgryzł...każdy z Nas pewnie by miał dość...no może nie każdy
W każdym razie wszyscy śmiech aby obrócić sprawe w zart. Teksty pt:" szukamy sztucznego różowego kulfona, który wypadł z rozwalonego kufra" powtarzałgy się non stop. Ale jednak nie przyniosło to oczekiwanego przez Nas wszystkich rezultatu, bo po wspólnym posiłku nerwy było widać na każdej twarzy i to już nie było to samo. Mimo, że nikomu nic sie nie stało to jednak nikt mi nie powie ale każdy z Nas miał wizje co by było gdyby ...a ten zakręt faktycznie był paskudny. Kazdy z Nas się na nim spocił. Zaczynał się łagodnie i szło się na styk a tu jeszcze trzebabyło moto dogiąć na wyjściu. Zenek z Elą mieli dość i cofnełi się do domu...




Cichy z Elą pojechali na Prage (wklejam link z opisem Cichego jak to było w tej Prdze) http://forum.cichymotocyk...?p=14984#14984, a my trasa dalej. Już na baze...mówie jak by to było 30 km a my do bazy mielismy koło 180km i tak było za mało.

Małe balety, piwkowanie i co do spania bo kolejnego dnia też trzeba było jechać. W głowie mieliśy Prage ale ... sami zobaczycie"...bo Naszym przeznaczeniem jest droga..."


3.05.2010r.
Przyszedł kolejny dzień. Sporo już za Nami ale każdy ma nadzieje, że to dopiero początek i nie dopuszcza innych myśłi. Budzimy się rano i priorytetowa sprawa to FASOLA...czyli załątwić oponę do Muranga, bo zakręty wytarły mu gumę do drutów. Oczywiście ja od 6:00 rano na nogach i nuda. Spacer, dwójeczka, kawa, samrowanie łąńcucha, spacer, drzemka w wannie i budze swoich.



POBUDKA WSTAĆ, ISĆ DO KIBLA SIĘ ODLAĆ ...TRYTYTY TRY TY TY!!!! Jaja od samego rana. Boki oberwane ze smiechu tak, że każdy z nas sie modlił aby wsiąść na moto i odpocząć od tych jaj. Teraz mi się przypomniało, że chyba to wąłśnie w pierwszy dzień Malud przed śnaidaniem walnął tak piękną modlitwe, że przyznam się że aż mnie zatkało ... zaraz wiadomo że my są na poziomie .

Tak czy siak po śniadaniu jedziemu trasą na Jakuszyce aby kupić do Qby oponę.

Zajeżdżamy do znanemu wszystkim warsztatu i co ... Fasola to prawdziwy Rider. Pik-up przed domem, hamak, warsztat, klucze w drzwaich ale od strony dworu (mówie sobie ojjj musiało być wczoraj grubo) i cisza. Fasola nie do obudzenia. Spał jak zabity. Pozazdrościć koledze tego snu a nie wspoaminając o nocy. Decyzje podjeliśmy, że w przeciwdeszczówkach bo lało troche lecimy krótką drogą pozwiedzać bo na trase i wymiatanie nie ma dziś niestety warunków ale na małe 200km zawsze są możliwości
Tak wiec trasa i zwidzamy zamek CZOCHA, wyciagiem (gądolami) wjeżdżamy gdzieś na jkaki szczyt, tam kawa...opowieści i kupa żartó ale już każdy z Nas czuje tajemniczy napis na wekeendzie THE END.









Zaczyna to wszystko przygasać i do tego ta pogoda. Robi się ciszej i delikatniej...a i tak Jerzy wisiał nad nami jak kat, czy Malud będzie muisał wracać do roboty jeszcze dziś czy da rade do jutra zostać. Okazało się to lepsze...po długich negocjacjach niczym negocjowanie z smobójcą zostajemy do 4.05. No i gra ... Późnym popołudniem kierujemy się na baze ale ... nie omieszkamy zachaczyć o Fasole. Dolatujemy i co ... JEST!!!! WSTAŁ!!!! Żyje!!!! Fasola trafiony po wczorajszym. Ekstra koleś. Gościnny, laskom nawet klucze dał od chty co by mogły się iść wysikać. CZAD!!! Ale luz!!!


Opnoe wymienił, zapraszał nas do siebie i opowiedział pare historii niczym z powieści fantastycznej. Kolego pozdrawiamy Cię... jesteś mega RAIDER. Po powrocie do bazy wybieramy się już taxi na miacho ... troche pokusić. Dwa obiady no i moja kelnerka... ha jaja jak berety w każdym razie przypomniały mi się lata szczupaka w wodzie. Tak czy siak powiedziała, że z chęcią zrobi mi kawe jak będe na zlocie w Szklarskiej ...tak po krótce.
A tu lampka wina i teraz nie wiadomo czy to od kelnerki czy jednak Mały ją zamówił

4.05.2010r.
Od samego rana bałągan na pokłądzie. Ja standardowo wstałęm o 6:00 tak wiec jak ekipa zabrał się do pakowania to ja leżkowałem na kanapie z kawą w ręce. Nocka ciężka ale nie dla mnie...Lusia i Malud mówili, że znów ciągłem jak na Akrapie. W każdym razie o 8:00 śnaidanie, kawa i trasa do domu. Trasy na dom nie będe już opisywał, bo rzeczy smutnych się nie opisuje, a powroty z takiej wyprawy nigdy nie są wesołe. Tak czy siak z rawicza do środy w 43 minuty ... nawigacja pokazywała 1:45 .... chyba kłamała

Prawda,że ładne...


Zakończenie wycieczki i wspólna kolacja:


[img]


pisz , pisz
a jak Śliwa skończy to wstawię zdjęcią
Dawaj dalej !!!


Historia mi się juz podoba.. Śliwa, Ty to zawsze cos wykombinujesz, i świetnie to opiszesz Czekamy na reszte opowieści !!
Śliwa pisz i szkoda, że lektur do szkoły się tak dobrze nie czyta jak Twoje opisy wypraw...
Ty sobie pogadaj lepiej z jakąś gazetą motocyklową i wysyłaj im te opowieści. Naprawdę mówię Ci, że możesz na tym tylko zyskać.
Dzięki ... zawsze dla Was będe pisał. Cieszy mnie to że Wam cieszy się papa z mojego bazgrania. Kolejna częsc nastąpi niebawem ... kolejna kawa
nie wydał się za rodzicami jeśli chodzi o topografię (jak napisał) a Tata i Mama geodeci... i umysły ścisłe, ja też umysł ścisły.. a Młody wypierdek zawsze miał talent do literatury (oprócz dyslekcji, którą ma niewiadomo po kim)... i lania wody na języku polskim.
Śliwa prawdziwy skarb w tej Twojej glowie siedzi. gdybym nie byl tam z Toba nie uwierzyl bym w te piekne przezycia a co dopiero potem... Czekamy z niecierpliwoscia na kolejny odcinek z cyklu czech-y wspaniale. Pozdrawia Mama i Tata....

[ Dodano: 2010-05-06, 22:03 ]
Swisss Air hahahahahhahahahha, nie wytrzymam ... trzymać w okładce, nie zagniatać to 3 lata będzie służył ...do tej histori dopiro dotrę.
Kolejna cześć dopisana
No, no Śliwka, jak Ty piszesz, to tylko czytać, czytać i MARZYĆ!! )

Dawaj dalej!! ;D
haha dokladnie jak Cicha napisała- czytam, zamykam oczy i znow czuje sie tak jak bym tam był
Jest dobry w pisaniu ten nasz Śliwa
Powiem ci Śliwa łza mi sie w oku kręci jak czytam jesteś rideer całą gębą ; Q.... nie ma bata następny wyjazd jade zwami.
wieczorkiem z herbatką w reku zasiadam do lektury
Śliwa, masz dar...
Swoją drogą powstaje pytanie; dlaczego powrotna droga nie cieszy?
Niby te same kilometry, ale każdy chce już być w domu.
Następnej wyprawy z Wami, już sobie nie odpuszczę!!
Lekko młoda...jedziesz ze mną.
im więcej czytam, ty więcej piję... z żalu, że nie pojechałem , ale kiedyś role się odwrócą - inni też będą mieli dzieci , a moja Kochana Córcia będzie już jeździała... oczywiście ze mną, niech no który przyjdzie do domu
The End opisu i wklejania zdjęć. Zapraszam na kawe i czytanie bazgrołów.

Qbuś mam prośbę - wskanuj może mape w chwili czasu z zaznaczoną drogą któędy jechaliśy.
Fajnie, że macie takie zżyte ekipy
Ja w zasadzie jeżdżę raz z jednym kumplem a raz z drugim albo sam. Teraz to w zasadzie tylko sam bo jeden w Irlandii a drugi pracuje na tym samym stanowisku co ja więc często się wymieniamy w pracy.
Ale co tam - jeździć i tak trza!

Dobry wypad dobrze opisany - czego chcieć więcej?

Fajnie, że macie takie zżyte ekipy
Ja w zasadzie jeżdżę raz z jednym kumplem a raz z drugim albo sam. Teraz to w zasadzie tylko sam bo jeden w Irlandii a drugi pracuje na tym samym stanowisku co ja więc często się wymieniamy w pracy.
Ale co tam - jeździć i tak trza!

Dobry wypad dobrze opisany - czego chcieć więcej?


Batman tak jak mówisz

Śliwa dzięki sa super urodziny, za super wypad - koron nie wymieniaj na PLNy bo zawitamy tam jeszcze raz w tym roku

nie ździeraj opon, bo ci na winkle nie starczy

hehe jak się kur..a miło to wszystko czyta
No prawda to ... tak jak Qba mówsz. Ja również dzieki, że mnie troche namówiliście i nie kazaliscie odpuścić ... Dzięku za super wyjazd pany
Dokładam rachunek z pizzeri w Trutnowie

Fanta x2
gorąca czekolada x1
pizza mafioza x 1 (pyyyszna polecam )

za wszystko ok 35zł