UmiĹscy
W dziale "Ankiety" były już różne pytania dotyczące modlitw, ale to pytanie dotyczy ogólnie wszystkich modlitw.
A więc pytanie jak w ankiecie :
Jakimi modlitwami modlisz się najcześciej lub którą uważasz za tą najbliższą?
Wybrałem tylko kilka form modlitw, ale jeśli ktos korzysta z innych to zapraszam do podzielenia się w temacie.
Odpowiedzi pozwolą też nam ubogacać nasz dział modlitewny na portalu.
Postaramy sie bowiem ubagacać dział w te modlitwy z których korzystacie najcześciej. Jeśli macie swoje modlitwy to możecie nam je przekazywać a my umieścimy je na naszym portalu.
Zaznaczyłem modlitwa własna - własnymi słowami ale także lubię się "modlić" poprzez różne formy medytacji.
Zaznaczyłem modlitwa własna - własnymi słowami ale także lubię się "modlić" poprzez różne formy medytacji.
Podpisuje się pod tym.
Aty strzeliste -te są dla mnie (lub raczej niektóre z nich) taką luźną formą modlitwy o każdej porze dnia, w każdej sytuacji, czy to w drodze do pracy, czy pracując, niemal w każdej chwili.
hm... 3 opcje to dla mnie za mało...
Może mi wyjaśnicie co to jest ten "pacierz"? pytam poważnie, naprawdę nie wiem. W moim słowniku to dosyć oldskulowe określenie modlitwy porannej i wieczornej. Czy "pacierz" jest jakąś konkretną modlitwą?
No właśnie chodzi o modlitwę wieczorną i poranną a dokładniej ten podstawowy skład modlitewny czyli : Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Wierze w Boga, Aniele Boży, 10 przykazań,
Dziwię się, że nie znasz tak podstawowego pojęcia jak pacierz.
Dla bliższego zapoznania się z pacierzem :
http://pacierz.pl
Dla chrześcijanina to podstawa, tym bardziej, gdy nie korzysta z innych modlitw to minimum - przynajmniej to powinien odmawiać, jeśli już nie rano i wieczorem to przyjanmniej raz dziennie.
No nie znam takiego pojęcia. Tzn. owszem, pojęcie znam, ale nie wiedziałam, że kryje się pod nim jakiś klasyczny skład. Dlaczego uważasz, że to podstawa dla każdego chrześcijanina?
ja tez nie wiedziałam że pacierz ma swój stały system
zobaczyłam tez co KKK pisze na temat modlitwy
Artykuł pierwszy
U ŹRÓDEŁ MODLITWY
2652 Duch Święty jest "wodą żywą", która w modlącym się sercu " wytryska ku Życiu wiecznemu" (J 4, 14). To On uczy nas przyjmowania Go w samym Źródle: w Chrystusie. W życiu chrześcijańskim znajdują się źródła, w których oczekuje nas Chrystus, aby napoić nas Duchem Świętym:
piękna definicja, której nie trzeba znać, ale którą każdy kto dotknął Boga swoim sercem podczas modlitwy doskonale rozumie.
Słowo Boże
2653 Kościół "usilnie i szczególnie zachęca wszystkich wiernych... by przez częste czytanie Pisma świętego nabywali «wzniosłego poznania Jezusa Chrystusa»... Czytaniu Pisma świętego powinna towarzyszyć modlitwa, by nawiązywała się rozmowa między Bogiem a człowiekiem, gdyż «do Niego zwracamy się, gdy się modlimy, to Jego słuchamy, gdy czytamy Boskie wypowiedzi»" 3 .
czyli pierwszą forma modlitwy o której wspoomina KKK to czytanie Pisma Św, nie wiem też na ile to jest obecne w naszym życiu poza słuchaniem Słowa Bożego na Mszy Św - myślę że warto zadać sobie samemu to pytanie
2654 Mistrzowie życia duchowego - parafrazując Mt 7, 7 - w ten sposób streszczają dyspozycje serca karmionego słowem Bożym w czasie modlitwy: "Szukajcie czytając, a znajdziecie rozmyślając; pukajcie modląc się, a będzie wam otworzone przez kontemplację" 4 .
fantastyczny cytat pokazujący na czym polegaja słowa Chrystusa"Szukajcie a znajdziecie, pukajcie a będzie wam otworzone" warto go wziąść sobie do serca
Liturgia Kościoła
2655 Posłanie Chrystusa i Ducha Świętego, które w sakramentalnej liturgii Kościoła zapowiada, aktualizuje i komunikuje misterium zbawienia, znajduje przedłużenie w modlącym się sercu. Mistrzowie życia duchowego porównują niekiedy serce do ołtarza. Modlitwa uwewnętrznia i przyswaja liturgię podczas i po jej celebracji. Nawet jeśli modlitwa jest przeżywana "w ukryciu" (Mt 6, 6), jest zawsze modlitwą Kościoła i komunią z Trójcą Świętą 5 .
Cnoty teologalne
2656 W modlitwę wchodzi się tak, jak wchodzi się w liturgię: przez ciasną bramę wiary. Przez znaki Jego Obecności szukamy i pragniemy właśnie Oblicza Pana; chcemy słuchać Jego słowa i je zachowywać.
2657 Duch Święty, który uczy nas celebrować liturgię w oczekiwaniu na powrót Chrystusa, wychowuje nas do modlitwy w nadziei. I odwrotnie, modlitwa Kościoła i modlitwa osobista wzmacniają w nas nadzieję. W zupełnie szczególny sposób Psalmy - dzięki swemu konkretnemu i zróżnicowanemu językowi - uczą nas zakotwiczenia naszej nadziei w Bogu: " Złożyłem w Panu całą nadzieję; On schylił się nade mną i wysłuchał mego wołania" (Ps 40, 2). "A Bóg, [dawca] nadziei, niech wam udzieli pełni radości i pokoju w wierze, abyście przez moc Ducha Świętego byli bogaci w nadzieję" (Rz 15, 13).
Jeśli juz mówimy o formie modlitwy, w dziale " u źródeł modlitwy " KKK wspomniane są psalmy, kolejne potwierdzenie wagi modlitwy Pismem Świętym
2658 "A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany" (Rz 5, 5). Modlitwa, kształtowana przez życie liturgiczne, czerpie wszystko z miłości, którą zostaliśmy umiłowani w Chrystusie i która pozwala nam na nią odpowiedzieć miłością tak, jak On nas umiłował. Miłość jest tym źródłem modlitwy; kto z niej czerpie, dochodzi do szczytu modlitwy:
Fragment z listu Rzymian który był na zeszłotygodniowej Mszy Świętej tutaj żadnego komentarza nie jestem w stanie zostawić, bo wszystko tak jasno widać. a jak ktoś faktycznie doświadczył " rozlania miłości Bożej w sercach przez Ducha Świętego" podczas modlitwy, to rozumie w czym rzecz
dalsza cześć pokazuje związek Miłosći Bożej i modlitwy, genialnie ujęty sens modlitwy
w całym rozdziale KKK "modlitwa w życiu chrześijańskim" żadna forma modlitwy nie jest faworyzowana w sposób szczególny. warto jednak zauważyc że pierwsza rzecza o której KKK wspomina to czytanie Pisma Świętego( może jednak uwzględnić ta opcje w ankiecie? )
i tak na zakończenie:
2672 Duch Święty, którego namaszczenie przenika całą naszą istotę, jest wewnętrznym Nauczycielem modlitwy chrześcijańskiej. On jest twórcą żywej tradycji modlitwy. Oczywiście, jest tyle dróg w modlitwie, co modlących się, ale ten sam Duch działa we wszystkich i ze wszystkimi. W komunii Ducha Świętego modlitwa chrześcijańska jest modlitwą w Kościele.
[ Dodano: Sob 05 Cze, 2010 01:48 ]
pafni, tak na marginesie - jaką medytację preferujesz?
pafni, tak na marginesie - jaką medytację preferujesz?
Mogę ja opisać, do nazw nie przywiązuje zazwyczaj wagi.
Najbardziej lubię usiąść w lesie doprowadzając siebie do stanu pełnego relaksu i kiedy czuje,że wtopiłem się we wszystko co obok i zwierzęta dzikie nie boja się mnie to wtedy odczuwam, że tak powiem pełen kontakt z Bogiem. nawet słów w głowie nie muszę tworzyć aby się modlić, po prostu wszystko staje się i tak jasne.
A wieczorkiem Ojcze nasz i lulu...
Najbardziej lubię usiąść w lesie doprowadzając siebie do stanu pełnego relaksu i kiedy czuje,że wtopiłem się we wszystko co obok i zwierzęta dzikie nie boja się mnie to wtedy odczuwam, że tak powiem pełen kontakt z Bogiem. nawet słów w głowie nie muszę tworzyć aby się modlić, po prostu wszystko staje się i tak jasne.
Wiesz mam podobnie - zresztą - patrz opis
Polecam Ci jeszcze medytację przed snem (np: zamiast Ojcze nasz lub obok Ojcze nasz) poprzez zwykłe nastrajanie czyli "mycie miski" - zapewne wiesz do jakiego Koanu nawiązuje Ostatnio spodobała mi się medytacja poprzez słuchanie pieśni Buddyjskich w których stawiam na piękno rytmu. To niebywałe, że utwór trwający 8 minut przepływa przez uszy szybko niczym wiatr
A po czym odróżniasz/skąd wiesz, że to właśnie "pełen kontakt z Bogiem", a nie tylko rozprężenie zmysłów wywołane relaksem i doznaniami estetycznymi?
pafni, pozwolisz, że ja także odpowiem na to pytanie
omyk, a skąd wiesz, że modląc się rozmawiasz z Bogiem a nie mówisz sama do siebie?
Jeśli chodzi o mnie i moją medytację to owszem - jest ona głównie stanem relaksu i pełni opanowania - jako, że nie wierzę w osobowego Boga nie mam się z kim "kontaktować aby sobie pogadać"
Co do lasu to las istnieje dzięki prawom natury ona zaś jest czymś co jest:
A - Jego częścią
B - Nim
C - Jego tworem
D - Nie mają powiązania
Zakładam, że Twoja opcja to C więc:
"TA ODPOWIEDZ JEST KŁAMSTWEM"
Nie no żartuje
Dalej:
Poprzez bytowanie z jego idealnym tworem poznajemy Go i zbliżamy się do Niego - tak jak np: po rysunku możemy wywnioskować na czym i czym (rysownik) tworzył owy rysunek, czy ma zdolności rysownicze, co było jego inspiracją itd - prawda nie jest to takie proste - w końcu to Bóg jednak możemy zachwycić się pięknem i zdumieniem otaczającego nas świata.
Poprzez bytowanie z jego idealnym tworem doświadczamy odczuć, emocji które ciężko jest nam wydobyć poza nim - mowa o spokoju, harmonii, pogodzeniu itd. Sama przyznasz, że nie ma porównania między lasem a np: centrum handlowym czy kościołem.
Bo:
1) często modlę się tak, jak nauczył nas Pan w Ewangelii
2) widzę owoce mojej modlitwy, staję się lepsza
3) bardzo często Pan wysłuchuje moich próśb i dostaję to, o co prosiłam
4) czasem Pan mnie zaskakuje, gdzie emocjonalnie absolutnie nic pozytywnego nie doświadczam, a okazuje się, że akurat w takim trudnym czasie Pan się mną posłużył w ewidentny sposób, co jest dla mnie wręcz zaskoczeniem, że w ogóle tego chciał w momencie, kiedy ja bym się sobą samą na Jego miejscu zgorszyła
Skoro więc nie wierzysz w osobowego Boga, to po co Ci się jednoczyć z czymkolwiek? Skoro wg Ciebie Bóg jest wszystkim, to nie potrzebujesz się jednoczyć z niczym, a jeśli już koniecznie chcesz, to czy jednoczysz się analogicznie ze śmierdzącymi ściekami, z gnojowiskiem, z wiejskim szambem...? skoro wszystko jest Twoim bogiem...
1) często modlę się tak, jak nauczył nas Pan w Ewangelii
Sorry ale przemilczę sprawę Biblii... na pewno wiesz dlaczego
2) widzę owoce mojej modlitwy, staję się lepsza
A po czym odróżniasz/skąd wiesz, że to właśnie "pełen kontakt z Bogiem", a nie tylko rozprężenie zmysłów wywołane relaksem i doznaniami estetycznymi?
Ponieważ pojawiają się odpowiedzi na trudne, nawet nie zadane pytania i wówczas radość wypełnia całkowicie umysł. To właśnie podczas takiego stanu okazało się ,że wszystkich nas łączą niewidzialne nici, nawet szambo jest połączone, i że wszystko ma na siebie wpływ, to było moje największe oświecenie jeśli tak mogę to nazwać i nie widzę sprzeczności z wiarą w Boga, wręcz to motywuje do duchowości. Równie dobrze też mogę się podpisać pod Twoimi czterema punktami, ponieważ Ojcze nasz działa na mnie kojąco.
Jeszcze co do Boga osobowego to nie wiem jak należy to rozumieć. Ja widzę przejawy Boga w każdej rzeczy żywej i martwej, bo nawet martwe jest materią którą stworzyła siła, Bóg, energia. Zwał jak zwał.
Jasno zatem wynika,że Ty Omyk, Razen i ja osiągamy prawie identyczne efekty modlitwą.
Rozwiń jeśli możesz
Hmm
Choćby dwie ostatnie sytuacje, kiedy czułam, że nawaliłam ostro, a Pan się mną bardzo wyraźnie posłużył w rozmowach z dwiema osobami Gdzie okazało się, że pierwszej powiedziałam pewne słowa "w sam raz w dobry czas", gdzie nie mogłam o pewnej sytuacji wiedzieć, ani nawet ze swojej strony nie modliłam się o to, żeby mówić z Ducha Świętego, nie oddawałam Panu tej sytuacji, po prostu tak Pan chciał, że i mnie i tę osobę tym działaniem zaskoczył. Rozmowa zakończyła się na podjęciu przez tę osobę decyzji o nawróceniu.
Drugi przykład rozmowy z inną osobą: zapytała mnie, czy Pan naprawdę może coś uczynić. Odpisałam, że może, po czym coś mnie 'tknęło' i odpisałam z całym przekonaniem, że "nie tylko może, ale też CHCE - i to jest najpiękniejsze". Okazało się, że sekundę wcześniej ta osoba chciała zapytać, czy Pan naprawdę może i chce to "coś" uczynić, tylko skasowała słowo "chcę". To pytanie nie padło, a mimo tego Pan chciał na nie odpowiedzieć.
Nic by w tym nie było dziwnego, gdyby nie fakt, że ja nie czułam się zupełnie "na siłach" do czegokolwiek w tym czasie, nawet do jakiejś specjalnie dobrej modlitwy. Gdybym to ja była Panem Bogiem, to pewnie bym się sobą zgorszyła. Dobrze, ze Pan jest inny, jest dobry!
To tylko 2 maleńkie przykłady z ostatnich... 2-3 dni. Mnożąc przez 365 dni w roku... hehehe
[ Dodano: Sob 05 Cze, 2010 21:45 ]
Okazało się, że sekundę wcześniej ta osoba chciała zapytać, czy Pan naprawdę może i chce to "coś" uczynić, tylko skasowała słowo "chcę". To pytanie nie padło, a mimo tego Pan chciał na nie odpowiedzieć.
Gdybyś czytała to od osoby nie będącej związanej z kościołem powiedziałabyś ,że to magia, telepatia i ezoteryka a tak wszystko jest OK. Nie żebym łapał za słówka ale znów znalazłem przykład, kiedy to punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Tylko na to chciałem zwrócić tu uwagę. Bo sam fakt co zaszło tam między wami jest bardzo pozytywny.
Choćby dwie ostatnie sytuacje, kiedy czułam, że nawaliłam ostro, a Pan się mną bardzo wyraźnie posłużył w rozmowach z dwiema osobami Gdzie okazało się, że pierwszej powiedziałam pewne słowa "w sam raz w dobry czas", gdzie nie mogłam o pewnej sytuacji wiedzieć, ani nawet ze swojej strony nie modliłam się o to, żeby mówić z Ducha Świętego, nie oddawałam Panu tej sytuacji, po prostu tak Pan chciał, że i mnie i tę osobę tym działaniem zaskoczył. Rozmowa zakończyła się na podjęciu przez tę osobę decyzji o nawróceniu.
Drugi przykład rozmowy z inną osobą: zapytała mnie, czy Pan naprawdę może coś uczynić. Odpisałam, że może, po czym coś mnie 'tknęło' i odpisałam z całym przekonaniem, że "nie tylko może, ale też CHCE - i to jest najpiękniejsze". Okazało się, że sekundę wcześniej ta osoba chciała zapytać, czy Pan naprawdę może i chce to "coś" uczynić, tylko skasowała słowo "chcę". To pytanie nie padło, a mimo tego Pan chciał na nie odpowiedzieć.
Nic by w tym nie było dziwnego, gdyby nie fakt, że ja nie czułam się zupełnie "na siłach" do czegokolwiek w tym czasie, nawet do jakiejś specjalnie dobrej modlitwy. Gdybym to ja była Panem Bogiem, to pewnie bym się sobą zgorszyła. Dobrze, ze Pan jest inny, jest dobry!
To tylko 2 maleńkie przykłady z ostatnich... 2-3 dni. Mnożąc przez 365 dni w roku... hehehe
hm... no teoretycznie chłopaki macie rację. tego typu przeżyciowy argument można postawić z różnego punktu widzenia/siedzenia/wierzenia/niewierzenia. pytanie co jest sednem. czy element przeżyciowy, czy efekt po takim przeżyciu, czy fakt nie tyle co a z kim to przeżywam.
imho istotne jest połączenie wszystkich trzech, choć najważniejsza jest relacja czyli to z kim się spotykam w moim doświadczeniu duchowym, a dopiero potem jego przebieg i owocność.
kiedyś ważny był dla mnie sam efekt końcowy; w innym czasie głównie moment przeżycia, bo to od niego, jak mi się wydawało, zależał zarówno sam efekt końcowy jak i moje poczucie spełniania/kontaktu z siłą wyższą. obecnie jestem na etapie - i myślę, że po różnych ewolucjach i gimnastykach duchowo-psychicznych tak już zostanie - że najważniejsze jest dla mnie z kim się spotykam, natomiast jak i co mi to daje już nie jest tak nastawione na przeżycia np. na poczucie jedności, harmonii itd. - fajnie jeśli jest taki efekt, ale jak go nie ma to nie płaczę, bo wiem, że sam fakt z kim się spotykam jest dla mnie najbardziej rozwojowy i korzystny. dlatego np. bardzo mi zależy, żeby to nie było spotkanie wyłącznie samej siebie ze sobą, spotkanie z jakąś bezosobową siłą harmonii wszechświata, ani tym bardziej z duchami vel demonami jakie po tym świecie krążą.
spioh, kiedyś spotkałem z tym, że wszystkie cuda pochodzące z zewnątrz danej religii pochodzą od demonów - ciekawe Ale to tak na marginesie.
Wiesz to nie jest tak, że ja patrzę tylko na efekt końcowy - chociaż jest on dla mnie ważny - bardziej cenię sobie drogę do tego efektu - tak jak podróżowanie - często bardziej liczy się same podróżowanie niż cel do którego idziemy Dzisiaj - nie mam żadnych przekonywujących dowodów na autentyczność - tego czy tego Boga dlatego kieruje się ku Sile którą znam i ją - jej prawa - nazywam Bogiem.
kiedyś spotkałem z tym, że wszystkie cuda pochodzące z zewnątrz danej religii pochodzą od demonów - ciekawe
jest to pewne uproszczenie ze względów bezpieczeństwa, stąd w wielu przypadkach całkiem rozsądne. o ile nie w znakomitej większości. jednak nie stoi oni w sprzeczności z tym co Kościół naucza o tajemnicy działania Ducha Św. w świecie znanej jako semina veritas (?). aczkolwiek sztuka rozeznania duchowego łatwa nie jest, dlatego działanie Boże poza normami podanymi wprost w Objawieniu jest bardzo łatwe do pomylenia z demoniczną podróbką. stąd nie dziwię się do dystansu w ramach Kościoła (mówię nie tyle o UNK co o ludziach).
tak parafrazując (może metafora nie najlepsza ale na tę chwilę nic mi innego nie przychodzi); lepiej zjeść porządny obiad bez deseru niż napalając się na deser się zatruć.
bardziej cenię sobie drogę do tego efektu - tak jak podróżowanie
czyli to co nazwałam efektem przeżycia w trakcie (to tak gwoli doprecyzowania swojej wypowiedzi niż oceniania twojego rozwoju).
i w tym co piszesz dalej - podróżowanie jest celem. ano czasem jest. ale nie zmienia to faktu, że owa podróż - bez względu na to czy zwracamy uwagę na to gdzie się skończy czy nie, bo delektujemy się sama podróżą - i tak nas gdzieś doprowadzi, jakieś konsekwencje przyjdą
tutaj każdy ma swój czas, jedni myślą o końcu podróży wcześniej, inni później, a jeszcze inni mówią, że to dla nich bez znaczenia. dla mnie fantastycznym bonusem od życia jest to, że mogę mieć zarówno frajdę z samej podróży jak i z tego na co ukierunkowuję świadomie moją podróż - miejsce gdzie dojdę.
Dzisiaj - nie mam żadnych przekonywujących dowodów na autentyczność - tego czy tego Boga
a co to znaczy?
dlatego kieruje się ku Sile którą znam i ją - jej prawa - nazywam Bogiem.
a siłą to jest ...? i znasz ją z ... ? (mniemam, że odwołasz się tu raczej do doświadczenia czy to swojego czy spisanego/opowiedzianego przez innych; tzn. że tutaj też nie jest mowa o jakichś dowodach tylko o interpretacji doświadczenia i wierze)
Kluczem jest to, czy znasz Boga, do którego się modlisz Bo jeżeli nie masz pewności, czy modlisz się do Boga, czy do energii, czy do demonów... czy do ściany, to powiedziałabym nawet, że to dość niebezpieczna sytuacja. Ale jeżeli pielęgnujesz osobistą relację z Bogiem, to możesz powiedzieć: znam, wiem, Komu ufam. Całe życie będę poznawać, ale jednocześnie już teraz na miarę mojego dzisiejszego poznania "znam". To mi daje pewność, że nie kieruję moich modlitw pod zły adres, że nie odejdę z pustymi rękami modląc się do ściany, albo z niechcianym "ogonem" przyzywając niechcący demony. Ta pewność wynika z mojego subiektywnego doświadczenia zweryfikowanego i zobiektywizowanego odwołaniem do nauczania Kościoła. Podobnie św. Paweł najpierw pod Damaszkiem spotkał żywego Chrystusa, ale potem udał się po mandat apostolski do św. Piotra. Było osobiste doświadczenie i jego obiektywizacja przez Kościół.
(Spiohu: uważałam dzisiaj na formacji )
Jeżeli nie zna się osoby z którą chce się rozmawiać, ani nie ma się pewności, czy istnieje, czy jest osobą, czy może falą radiową albo próżnią, to jak można rozmawiać? O czym? Nawet wobec obcych ludzi istnieje pewna naturalna powściągliwość, a przecież mamy przynajmniej tę pewność, że są osobami...
Kluczem tu jest zakochanie w Osobie. Nie muszę nic z tego mieć. Tak, to dobrze, że mam. Ale nie muszę. Na randkę z Ukochanym chętnie przyjdę niezależnie od tego, czy przyniesie kwiaty
(Spiohu: uważałam dzisiaj na formacji )
zobaczymy więc jak wzrosła twoja praktyczna miłość Chrystusa w braciach. mam nadzieję, że trwale, bez względu na to czy dużo czy nie, bo tę skalę to akurat dokładną ma tylko Najwyższy
Achhh
Ty to umiesz...
lepiej zjeść porządny obiad bez deseru niż napalając się na deser się zatruć.
Chociaż deser może być "bezpieczny" i pyszny. Ale mniejsza o to - nie róbmy OT.
Co do podróży:
Tak, tak - jeśli chodzi o samą modlitwę - jest tak jak mówiłem - bo w medytacji (takiej "krótkodystansowej") droga jest trwalsza od celu (lecz to z czasem przyjdzie).
Jeśli chodzi o medytację "długodystansową" to i droga i cel są równie ważne - "podróżujemy by podtrzymać cel" - chociaż ten cel nie jest ostatecznym celem
Uproszczę to w ten sposób: medytacja -> stan spokoju i harmonii -> Nirwana.
Zaś w kontekście życia (Twojej wypowiedzi) to masz całkowitą rację - warto mieć cel i powinien być b. ważny - jednak czy jesteś w stanie stwierdzić w 100% czym on jest?
Bóg nie potrzebuje niczego ale chce spędzać z nami czas, tak bardzo "po naszemu". Bardziej to On chce się z nami spotkać, niż my z Nim - o wiele bardziej, nawet, jeżeli my bardzo chcemy. I jak każdy Ojciec, lubi słuchać swoich dzieci
Z przytuleniem - to też prawda. Ale często modlitwa myślna też jest potrzebna.
Razen, o deserach można by dłuuugo i bardzo smacznie.
Ale ad rem.
W tych relacjach międzyosobowych czy to z Bogiem czy z ludźmi jest tak, że czasem potrzebuje się przytulenia, czasem wspólnego coś zrobienia, a czasem rozmowy. I działa się wg tych pragnień. I każda z tych aktywności jest jakoś tam owocna.
Ale czasem też jest tak, że przychodzisz i jesteś przekonany, że dziś potrzebujesz/chcesz przytulenia a tu: "nie, dziś musimy porozmawiać"; a kiedy indziej chcesz pogadać, a zostaniesz tylko (albo aż) przytulony czy zachęcony/wciągnięty w zrobienie czegoś.
Nie bez przyczyny mamy takie a nie inne własności, w tym komunikację werbalną. Gdybyśmy potrzebowali tylko przytulania z pewnością na każdej płaszczyźnie by nam wystarczyła komunikacja pozawerbalna i ani byśmy się nie nauczyli mówić, ani pewnikiem nie posiadali stosownych do tego narządów.
Odnośnie modlitwy i jej sposobów też ma to swoje znaczenie i zastosowanie - czasem przychodzimy wejść w harmonie w milczeniu, a czasem porozmawiać. Nie tylko wygadać się, ale właśnie porozmawiać. I tutaj buba: jeśli Bóg jest nieosobowy to z nami nie porozmawia, co więcej, sam nic nam nie pokaże, nic dla nas nie zdziała, nie odpowie w żaden sposób na nasze wołanie/postępowanie. A uczucia, które rodzą się w nas w takiej medytacji/modlitwie do boga bezosobowego, jakiejś siły bezrozumnej, nie jest spotkaniem - chyba, że spotkaniem samym ze sobą: wyciszyłem/łam się, pozwalam różnym uczuciom płynąć, w rezultacie uspokajam się, odczuwam harmonię z tym co mnie otacza, problemy nie wydają się być aż tak problematyczne itd.
I jak najbardziej, relaksowanie się, wyciszanie, poczucie jedności/przyjaźni a nie wrogości/antagonizmu z przyrodą nam sprzyja i jest dla nas dobre. Aczkolwiek to jeszcze nie (wracając do metafor żywnościowych) nasz obiad, to dopiero przystawka - ona choć pozornie koi pierwszy głód, de facto pobudza apetyt na nasz właściwy posiłek. Na spotkanie z kimś więcej niż moje ja i przyroda mnie otaczająca.
Piszesz dalej m.in. o Nirwanie. Kurczę, to pojęcie jak mało co mnie elektryzuje i włos mi się na rękach jeży… Z jednej strony fantastyczna obietnica niesamowitego przeżycia, jedności, (że tak to nazwę)wszechświadomości, niesamowitej harmonii itd. A z drugiej taki zgrzyt, bo same ku temu zaprzeczenia. Skoro jestem bytem osobowym to pełne zaspokojenie potrzeb związanych z byciem osobą da mi tylko inna osoba. Skoro mam swoje głębokie poczucie tożsamości to pogłębianie/poszerzanie mojej samoświadomości czy świadomości w ogóle nie może powodować "rozpływania się" mojego "ja", mojej tożsamości, ale dawać jej głębsze i silniejsze poznanie, a przez to tym samym umacniać moje poczucie tożsamości, umacniać mnie w moim "ja". Skoro mam coś takiego jak instynkt samozachowawczy, staram się unikać śmierci, okaleczenia, cierpienia, i ten instynkt pomaga mi, chroni mnie przed wieloma niebezpieczeństwami, to jak mogę upatrywać swojego dobra w zniszczeniu go, w zatraceniu swojego "ja".
warto mieć cel i powinien być b. ważny - jednak czy jesteś w stanie stwierdzić w 100% czym on jest?
Pytasz czy wiem co chcę osiągnąć/zdobyć? Czy pytasz czy wiem jak to do czego dążę będzie wyglądało (tzn. czy mam taką pewność, jak np. gdy idę kupić buty to zanim zapłacę to oglądam, wybieram, przymierzam czy pasują i dopiero kupuję)?
Jeśli to pierwsze to tak, mam 100% pewności co chcę osiągnąć. Jeśli o to drugie to mam 100% że spełni to moje oczekiwania, da mi radość i satysfakcję; mam taką pewność jak w przypadku kiedy np. zbliżają się moje urodziny, tato pyta jaki chcę prezent, mówię mu np. tato w tym roku auto; więc on szykuje mi prezent i jeszcze dla pewności czy oprócz parametrów podoba mi się też desing i kolor pokazuje mi zdjęcie. Widziałam co dostanę? Nie. Ale wiem co, bo mi powiedział i w jakiś sposób pokazał. Czy zdjęcie lub opis parametrów może w pełni oddać czym jest ów samochód? Nie. Ale daje wystarczający pogląd na sprawę. Analogicznie ma się z moim dążeniem do Boga i przebywania z Nim w wieczności. Mam opis/zdjęcie tego do czego dążę, mam jasno wskazaną najprostszą z możliwych dróg dojścia tam. Daje mi to 100% pewności tego, iż dojdę, a cel mojej podróży będzie przynajmniej tak fantastyczny jak się już spodziewam.
To znaczy, że nie da się jednoznacznie stwierdzić czy On Istnieje czy jak wolisz nie istnieje.
Ja myślę, że się da. Tylko, że tutaj nie szuka się dowodów matematycznych czy nie prowadzi się badań eksperymentalnych jak w naukach przyrodniczych. Byłby to błąd metodologiczny, ale to chyba oczywiste.
Bardziej to On chce się z nami spotkać, niż my z Nim - o wiele bardziej, nawet, jeżeli my bardzo chcemy. I jak każdy Ojciec, lubi słuchać swoich dzieci
Właściwie to jesteśmy na stałe powiązani z Bogiem - jesteśmy od siebie zależni - akcja jednego wywołuje reakcję drugiego - tak z mojego jak i Twojego punktu widzenia.
Cytat:
To znaczy, że nie da się jednoznacznie stwierdzić czy On Istnieje czy jak wolisz nie istnieje.
Ja myślę, że się da.
Jak Ty to sprawdzasz?
I tutaj buba: jeśli Bóg jest nieosobowy to z nami nie porozmawia, co więcej, sam nic nam nie pokaże, nic dla nas nie zdziała, nie odpowie w żaden sposób na nasze wołanie/postępowanie.
A skąd wiesz, że Bóg osobowy z Tobą rozmawia? Skąd wiesz, że modląc się nie rozmawiasz sama z sobą? Uprzedzam fakty - chodzi mi o solidne dowody.
I jeszcze jedna sprawa - skoro Bóg zna nasze słowa jeszcze przed wypowiedzeniem, nasze pragnienia i chęci gdy nawet o nich nie pomyśleliśmy to jaki jest sens rozmowy?
I jak najbardziej, relaksowanie się, wyciszanie, poczucie jedności/przyjaźni a nie wrogości/antagonizmu z przyrodą nam sprzyja i jest dla nas dobre. Aczkolwiek to jeszcze nie (wracając do metafor żywnościowych) nasz obiad, to dopiero przystawka - ona choć pozornie koi pierwszy głód, de facto pobudza apetyt na nasz właściwy posiłek. Na spotkanie z kimś więcej niż moje ja i przyroda mnie otaczająca.
Skąd takie informacje? Jeśli z doświadczenia to ja mam inaczej więc to nie jest takie jednoznacznie.
Z jednej strony fantastyczna obietnica niesamowitego przeżycia, jedności, (że tak to nazwę)wszechświadomości, niesamowitej harmonii itd. A z drugiej taki zgrzyt, bo same ku temu zaprzeczenia.
Mi się w tym momencie przypomina Zmartwychwstanie...
Skoro jestem bytem osobowym to pełne zaspokojenie potrzeb związanych z byciem osobą da mi tylko inna osoba.
No nie wiem, nie wiem - zobacz na Buddyjskich mnichów którzy w odosobnieniu cieszą się pięknem świata.
Skoro mam swoje głębokie poczucie tożsamości to pogłębianie/poszerzanie mojej samoświadomości czy świadomości w ogóle nie może powodować "rozpływania się" mojego "ja", mojej tożsamości, ale dawać jej głębsze i silniejsze poznanie, a przez to tym samym umacniać moje poczucie tożsamości, umacniać mnie w moim "ja".
Widzisz tu nie do końca o to chodzi - ta świadomość jest odbierana bardziej jako wiedza o swoim ja - które jest bardzo nietrwałe, lub czasem jako poziom oświecenia. Kiedyś brałem udział w sesji autohipnozy która była bardziej "wykładem relaksacyjnym" gdzie pewien Pan mówił o tym kim NIE JESTEŚMY.
Zacytuje fragm. Nowej Ziemi Tolla która mówi o przywiązaniach:
Kiedy pewnego dnia przyjechałem do niej, była w stanie wielkiego wzburzenia i stresu. „Co się
wydarzyło?” – zapytałem. Okazało się, Ŝe zniknął jej diamentowy pierścień, pamiątka o wielkiej
wartości zarówno materialnej, jak i sentymentalnej. Kobieta była pewna, Ŝe został skradziony przez
opiekunkę, która codziennie przychodziła do niej na parę godzin. Wyrzucając z siebie emocje mówiła,
Ŝe nie rozumie, jak ktoś moŜe być tak nieczuły i pozbawiony serca, aby jej to zrobić. Zapytała mnie,
czy powinna wpierw porozmawiać z opiekunką, czy od razu zadzwonić na policję. Powiedziałem, Ŝe
nie mogę jej powiedzieć co zrobić, ale poprosiłem, aby przez chwilę zastanowiła się nad wartością
zagubionego przedmiotu w obliczu tego momentu Ŝycia, w którym teraz się znajduje. „Nic nie
rozumiesz” – odpowiedziała. „To był pierścień mojej babki. Nosiłam go kaŜdego dnia, zanim
zachorowałam i moje ręce stały się zbyt spuchnięte, aby go zakładać. To dla mnie coś więcej niŜ
zwykła ozdoba. Jak mogę się nie złościć?”
Szybkość jej odpowiedzi, gniew i obronny ton w głosie wskazywały, Ŝe nie była jeszcze dość obecna,
aby skierować uwagę do wewnątrz, oddzielić reakcję od samej sytuacji i obserwować je obie.
Wzburzenie i defensywna postawa były oznakami, Ŝe ego wciąŜ przez nią przemawiało.
Powiedziałem: „Zadam ci teraz kilka pytań, lecz zamiast od razu odpowiadać na nie, sprawdź czy
potrafisz poszukać odpowiedzi w sobie. Zrobię małą przerwę po kaŜdym pytaniu. Kiedy przyjdzie
odpowiedź, nie musi się pojawić w formie słów”. Kobieta zgodziła się i odparła, Ŝe jest gotowa
słuchać. Zapytałem: „Czy zdajesz sobie sprawę, Ŝe być moŜe całkiem niedługo i tak będziesz musiała
rozstać się ze swoim pierścieniem? Jak duŜo czasu jest ci potrzebne, zanim będziesz gotowa go
porzucić? Czy będzie ‘ciebie’ mniej, kiedy go zostawisz? Czy to, kim jesteś, zostało umniejszone
przez tę stratę?” Nastało kilka minut milczenia po ostatnim pytaniu.
Kiedy znowu zaczęła mówić, na jej twarzy pojawił się uśmiech i wydawała się być spokojniejsza.
„Ostatnie pytanie uświadomiło mi coś waŜnego. Najpierw udałam się po odpowiedź do umysłu, który
powiedział – ‘tak, oczywiście zostałaś umniejszona’. Wtedy zapytałam siebie jeszcze raz – ‘czy to,
kim jestem, zostało uszczuplone?’ Tym razem próbowałam raczej poczuć odpowiedź niŜ ją wymyślić.
I nagle mogłam doświadczyć moją JEST-NOŚĆ. Nigdy wcześniej tak się nie czułam. Jeśli potrafię
czuć to JA JESTEM tak mocno, oznacza to, Ŝe ono nie doznało Ŝadnego uszczerbku. Ciągle jeszcze to
czuję, coś pełnego pokoju, a równocześnie tak bardzo Ŝywego.”
„To jest radość Istnienia” – powiedziałem. „MoŜesz ją czuć tylko wtedy, gdy wydostaniesz się na
zewnątrz swej głowy. Istnienie musi być odczuwane. Nie moŜe być ‘myślane’. Ego nic o nim nie wie,
bo samo jest zlepkiem myśli. Pierścień był tak naprawdę w twojej głowie jako myśl, którą pomyliłaś z
poczuciem tego, kim jesteś. Pomyślałaś, Ŝe JA JESTEM albo jakaś jego część tkwiły w pierścieniu.
Czegokolwiek szuka ego i do czego się przywiązuje, to tylko substytuty Istnienia, którego ono nie
potrafi pojąć i odczuć. Owszem, moŜesz szanować i troszczyć się o rzeczy, lecz jeśli się do nich
przywiąŜesz, wiedz, Ŝe to ego. W istocie tak naprawdę nigdy nie przywiązujesz się do przedmiotów, a
tylko do myśli, w których wiele jest ‘ja’, ‘mnie’ czy ‘moje’. Kiedy całkowicie zaakceptujesz stratę,
wykraczasz ponad ego i to kim jesteś, owo JA JESTEM, które jest świadomością samą w sobie,
wyłania się.”
Skoro mam coś takiego jak instynkt samozachowawczy, staram się unikać śmierci, okaleczenia, cierpienia, i ten instynkt pomaga mi, chroni mnie przed wieloma niebezpieczeństwami, to jak mogę upatrywać swojego dobra w zniszczeniu go, w zatraceniu swojego "ja".
Nikt nie każe Ci działać przeciwko Twojemu ciału - życie ziemskie także jest piękne.
Jeśli to pierwsze to tak, mam 100% pewności co chcę osiągnąć.
Pytałem czym jest cel a nie co byś chciała, po za tym nigdy nie mamy 100% pewności.
Jeśli o to drugie to mam 100% że spełni to moje oczekiwania, da mi radość i satysfakcję; mam taką pewność jak w przypadku kiedy np. [...]
Oj strasznie pewna jesteś - a "pewne jest tylko jedno - nic nie jest pewne"
Ja myślę, że się da. Tylko, że tutaj nie szuka się dowodów matematycznych czy nie prowadzi się badań eksperymentalnych jak w naukach przyrodniczych. Byłby to błąd metodologiczny, ale to chyba oczywiste.
Więc proszę - udowodnij mi to.
PS: Chyba bardziej byłbym skłonny do uwierzenia w Boga którego odkryła nauka niż jakiś duchowny.
O, widzę, że tu Pafini i Razen wspomnieli już o medytacji. Praktykuję w taki sam sposób.
Dlaczego medytacja? Bo nie ma rozróżnienia między nami o Istotą Boską. Wszystko jest w Jednym, a Jedno we Wszystkim. Medytacja pomaga odbudować (czy też raczej na nowo poczuć, przeżyć i zrozumieć) tą jedność.
Czy rozmawiam z Istotą Boską jako z Kimś odrębnym? Tak, to się zdarza. Jednak, czy rozmawiam, czy proszę, czy nawiązuję jakikolwiek inny kontakt, zawsze zdaję sobie sprawę, że rozmawiając z ową Istotą, rozmawiam pośrednio również z samym sobą - bo również jestem częścią tej Istoty, podobnie jak wszystko, co mnie otacza.
Czasami personifikuję tą Istotę. Ale również, zawsze zdaję sobie sprawę, że to tylko personifikacja, pewne uogólnienie dla ułomnego umysłu, któremu trudno jest pojąć rozumowo Jedność we Wszystkim i Wszystko w Jednym. Jest to więc raczej komunikat wysyłany do mojego świadomego, zakorzenionego w świecie materialnym Ja, by mogło, łącznie z podświadomym, nie ograniczonym materialistycznie Ja cieszyć się tym stanem, zrozumieniem czy działaniem.
Tak to mogę najprościej opisać. Choć, co warto zaznaczyć - jest to opis BARDZO ułomny, bardzo odbiegający od stanu rzeczywistego, którego nie da się opisać słowami. Porównywanie tego opisu do stanu faktycznego, to jak porównywanie rysunku domku narysowanego przez dziecko, do faktycznego planu architektonicznego, czy też faktycznego budynku.
Czy rozmawiam z Istotą Boską jako z Kimś odrębnym?
I pomału przeszliśmy do rozmyślań jako pewnego rodzaju medytacji. Czy nazwiemy je modlitwą czy też inaczej?
A jakie mogą być dobrodziejstwa płynące z medytacji można poczytać tutaj
Medytacja to też wyciszenie jazgotu wewnątrz i taka jest dla mnie priorytetem.Dopiero z tej ciszy i spokoju jest w stanie wydobyć się coś ważnego, pięknego, rozjaśniającego.
Natomiast rozmyślanie
jest zwykłym rozmyślaniem gdzie podświadomość jest zaprzęgnięta jak koń do wozu a wóz to temat rozmyślania.
Dlatego ja jak rozmyślam to nie medytuje.
Jak widać każdy chce się zbliżyć do tej Wszechmocy, choć różnymi środkami. Tak czy siak jest to budujące, że odczuwamy podobnie i po prostu nadajemy na pozytywnych falach.
Medytacja to też wyciszenie jazgotu wewnątrz i taka jest dla mnie priorytetem.Dopiero z tej ciszy i spokoju jest w stanie wydobyć się coś ważnego, pięknego, rozjaśniającego.
pafni, jak bardzo te słowa pasują do adoracji.
Zapomnieliśmy chyba o tej modlitwie, którą ja nazywam pocałunkiem Boga.
pafni, jak bardzo te słowa pasują do adoracji.
Zapomnieliśmy chyba o tej modlitwie, którą ja nazywam pocałunkiem Boga.
Przybliż tą modlitwę jeśli możesz.
(z łac. adoratio - oddawanie czci, uwielbienie) Oddanie czci Bogu obecnemu w Najświętszym Sakramencie, lub innych świętych przedmiotach (np. krzyż). Może odbywać się w ciszy jako osobisty dialog i trwanie z Bogiem, jak również w formie nabożeństwa w obecności wystawionej monstrancji na ołtarzu.
OK. Najlepiej będzie, jak odniosę cię do tych ciekawych słów
oraz
kwadrans przed Najświętszym
Są to bardzo osobiste modlitwy uwielbienia Boga, w których jesteś z NIM sam na sam.
Tłum ludzi poza tobą się nie liczy.
No nie wiem, nie wiem - zobacz na Buddyjskich mnichów którzy w odosobnieniu cieszą się pięknem świata.
Buddyzm nie polega na cieszeniu się światem tylko duchowym odcięciu się od niego.
Ps tak jak i zresztą medytacja buddyjska.
Buddyzm nie polega na cieszeniu się światem tylko duchowym odcięciu się od niego.
Ps tak jak i zresztą medytacja buddyjska.
A kto powiedział "Królestwo moje nie jest z tego świata"?
Jezus Chrystus
a co to ma do Buddyzmu?
Jezus Chrystus
a co to ma do Buddyzmu?
Jezus nie cieszył się tym światem, tego królestwa nie szuka się tutaj. Stąd medytacje.
Jak można się cieszyć czymkolwiek odcinając się od uczuć? bo na tym polegają i do tego darzą medytacje buddyjskie.
bo na tym polegają i do tego darzą medytacje buddyjskie.
Masz złe pojęcie medytacji buddyjskich. Medytacja to nie tylko siedzenie i izolowanie się - to także zaważanie, ciągła czujność w pogodzie ducha - bo buddyzm to nie "zamulanie po turecku"
Razen, no właśnie z tą pogodą ducha jest kiepsko
zauważ proszę że człowiek jest świadomy i to w b. dużym stopniu ale też wyobcowany.
Jak można się cieszyć czymkolwiek odcinając się od uczuć? bo na tym polegają i do tego darzą medytacje buddyjskie.
Wszelkie uczucia pochodzą z podświadomości , a cieszenie się nie ma jednej formy.
Do czego dążą medytacje katolickie a do czego buddyjskie ? Według mnie do poznania prawdy.
zauważ proszę że człowiek jest świadomy i to w b. dużym stopniu ale też wyobcowany.
Tak, jednak wyobcowane ≠ smutek.
I właśnie to podoba mi się w Buddyźmie - tutaj samotność odbiera się radośnie i szuka się w niej doświadczeń zaś w Chrześcijaństwie w samotności bardziej szuka się umartwienia i postu (który sam w sobie oczywiście nie jest zły).
W chrześcijaństwie samotność jest jak najbardziej radosna Nie może jednak być wyłącznością, tzn. jest czas "samotnego" przebywania w Bożej Obecności (choć chrześcijanin na dobrą sprawę nigdy nie jest całkiem sam) i jest czas budowania relacji we Wspólnocie Kościoła. Nie może zabraknąć żadnego z tych elementów, jako że jesteśmy istotami autonomicznymi, ale i stworzonymi, powołanymi do życia w społeczności.
Razen,
1) wyobcowane ≠ radość
wyobcowanie = takie nic (nie potrafię tego lepiej opisać)
2) nie można odbierać czegoś radośnie wyobcowując się a więc także nie można odbierać radośnie samotności.
3) W Chrześcijaństwie nie szuka się samotności, szuka się więzi, relacji i wspólnoty a więc innych osób(w tym Boga)
pafni,
Gossiu - a czym jest samotność w Twojej definicij?
pafni napisał/a:
cieszenie się nie ma jednej formy
tzn?
Można chichrać się, można zadziwić się jak dziecko, można odkryć coś nowego, można skakać do góry , wszystko co jest pozytywne jest radością.
1) wyobcowane ≠ radość
1. Jeśli Ty nie jesteś radosna w samotności to nie znaczy, że inni mają tak samo - ja często będąc sam jestem znacznie szczęśliwszy niż w otoczeniu wielu osób.
Gossiu - a czym jest samotność w Twojej definicij?
Samotność- brak relacji, odcięcie się od innych, nie mylić z byciem samemu- nie przebywanie z ludźmi (i zwierzętami).
[ Dodano: Pią 18 Cze, 2010 22:17 ]
pafni napisał/a:
gossia napisał/a:
Jak można się cieszyć czymkolwiek odcinając się od uczuć? bo na tym polegają i do tego darzą medytacje buddyjskie.
Wszelkie uczucia pochodzą z podświadomości , a cieszenie się nie ma jednej formy.
i co to zmienia?
To zmienia,że mając świadomość uczuć, medytacja jest zawieszona nieco w tych uczuciach, zamyka sie dostęp "nowemu". Podświadomość to zbiór reakcji emocjonalnych, niezależnych w większości przypadków od nas. Dla przykładu napiszę ,że płacz jest takim doznaniem wynikającym z podświadomości a nie świadomości. Możesz sprawdzić to teraz, weź zacznij teraz płakać.
Kwestia jest taka ,żeby w medytacji nie przeszkadzały niskie instynkty.