ďťż
Strona początkowa UmińscyImprezy, wyjscia, spotkania towazyskie itp. (I rok inc.)Zloty,spotkania,imprezy,rozpoczecia sezonu itp.2010 r.Spotkanie Odnowy na Jasnej Górze ( 16-17 maj)Msze z modlitwą o uzdrowienie,inne'charyzmatyczne'spotkaniaSpotkanie Pożegnalne Autorstwa Studentów Prawa.Srodowe spotkanie wyjscie impreza etc??Spotkanie: Alkohol kultura picia i jej brak,Spotkanie Organizacyjne ''High Tech Law'Spotkanie z drem hab. Markiem SmolakiemPastor o spotkaniu ekumenicznym "Asyż w Gdańsku"
 

Umińscy

To świadectwo, napisałam po raz pierwszy w gazetce wspólnoty RRN, < Dziękować chcę >, zamieszczono je na stronie < Bóg jest Miłością >, rekolekcje też są pod tym hasłem...no i dzięki woli Bożej, dzięki łasce jestem wśród Was. Czy to przypadek? nie, Pan Jezus okazał mi i wciąż okazuje swą Miłość.
Na imię mam Dorota i 42 lata. W wieku 12 lat zachorowałam, strasznie załamałam się, wciąż zadawałam pytanie, dlaczego właśnie Ja. Byłam i jestem bardzo spokojna i zamknięta w sobie. Niestety pewnej grupce osób złego pokroju to się nie podobało. Pewnego pięknego dnia Bóg podał mi dłoń, odnalazł zagubioną owieczkę i wziął na Swe Ojcowskie ramiona. Do wspólnoty RRN ( Ruch Rodzin Nazaretańskich ) trafiłam dzięki niezwykłej łasce Bożej, poprzez ks. Greleckiego i siostrę zakonną, misjonarkę św. Rodziny, która mnie odwiedziła. I tak zaczęła się piękna, cudowna wiara, droga z Chrystusem, w Chrystusie i ku Chrystusie. Jestem otoczona klerykami, księżmi i siostrami zakonnymi. Dzięki łasce Bożej byłam w katedrze Białostockiej na spotkaniu z Ojcem świętym, Janem Pawłem 2. Było niesamowite i niezapomniane wrażenie, byłam bardzo blisko Niego, kiedy kładł rękę na moją głowę z ojcowską miłością. Do dzisiaj zachowałam miłe wspomnienia i pamiątkowe zdjęcie. Co tydzień przychodzą klerycy z Przenajświętszym Sakramentem, przed świętami jest odprawiana msza św. Klerycy zapraszają na święcenia diakonatu i kapłańskie co jest dla mnie bardzo ważne. Dzięki siostrom zakonnym, które kupowały komputery, mam komputer. Korzystając z internetu spotkałam złych ludzi. Właśnie wtedy zapragnęłam szukać Boga, ludzi którzy idą drogą wiary, mają wartości chrześcijańskie. I znalazłam, nie tyle Ja ale Pan Jezus znalazł. Pokazał po raz kolejny Swą Miłość i nadal Ją okazuje, nadal przytula do Swego Serca. Poznałam księdza i ludzi, którzy należą do wspólnot religijnych. Wierzę, że to była wola Boża, Maryja chciała widzieć swe dziecko u Swoich Stóp. Dzięki łasce Bożej dostałam też wózek elektryczny, o który starałam się kilka lat. Nareszcie mogłam nim pojechać do kościoła. Cieszyłam się jak dziecko, ponieważ często byłam w domu i korzystałam z mszy św. radiowej. W tym roku zapragnęłam pojechać na rekolekcje wspólnoty, pojechałam po siły duchowe, pojechałam do Maryi i Jezusa, pojechałam do Loretto. Jest to piękne, cudowne miejsce, otoczone zielenią, przepełnione Miłością Bożą. Codzienne Eucharystie, konferencje, medytacje...Dostałam propozycję pisania do gazetki, piszę świadectwa bo Bóg jest Miłością. Z serca dziękuję za dar rekolekcji, za dar spotkania podczas Eucharystii, na każdej modlitwie, za słowa Boże jakie do mnie kieruje...
Bo wszystko jest łaską, wszystko jest od Boga, każde zdarzenie jest jego darem... Matko Najświętsza Bogu oddana, naucz mnie dzielić się radością wiary,...



Bo wszystko jest łaską, wszystko jest od Boga, każde zdarzenie jest jego darem... Matko Najświętsza Bogu oddana, naucz mnie dzielić się radością wiary,...
Jak miło, że jesteś tu z nami, witaj
Czytałam to co napisałaś i czytałam i... zagłębiłam się w twoich słowach, po 1. bardzo serdecznie opisujesz twoją historię bliższego poznania Boga, po 2. opisujesz swój pobyt w Loretto, jako w miejscu niemalże wyjątkowym. Bo też właśnie takim jest.
Byłam tam angelo i wspomnienia znowu odżyły, za co ci dziękuję.

Loretto jako ośrodek pielgrzymkowy ma takie szczególne , nieduże miejsce, najważniejsze bodajże - Swięty Domek. Przechowuje on nazaretański dom Maryji. Prawdopodobnie został on przeniesiony z Nazaretu przez grecką rodzinę Angeli,
Tam w Loretto są też ślady polskie. Jest cmentarz żołnierzy polskich.
Piszesz:

Pewnego pięknego dnia Bóg podał mi dłoń, odnalazł zagubioną owieczkę i wziął na Swe Ojcowskie ramiona.

I zgadzam się z tobą, dla Boga wszyscy są ważni, nie ma ludzi mniej lub bardziej ważnych, wszyscy jesteśmy jednakowi dla Stwórcy.
A może chciałabyś podzielić sie tym świadectwem jeszcze z innymi. Możemy umieścić je na portalu w dziale świadectwa. Czy byłabyś zainteresowana taką propozycją? Jeśli się zgodzisz to skontaktuj się ze mną lub z adminem Dawidem - właścicielem portalu. Twoje świadectwo może pomagać innym, warto sie nim dzielić.
Dla Razena. Chciałeś faktów. Moje życie jest jednym z nich:
Mam 52 lat żonaty od 30lat. Mamy 5-cioro dzieci + dwoje w niebie.
Pan Bóg powołał mnie do życia w rodzinie, która doprowadziła mnie do chrztu i 1-wszej Komunii św., ale w domu Pan Bóg i Jezus Chrystus byli raczej nieobecni. Bieda, alkoholizm ojca, i ciągłe awantury sprawiły, że utraciłem zaufanie do Boga i praktycznie odszedłem od Kościoła. Mieszkałem w dzielnicy, w której takie zachowania były normą.
Ta sytuacja wręcz zachęcała do zachowań patologicznych, czy wręcz kryminalnych, ale Bóg, jako dobry Ojciec- ustrzegł mnie przed tym. Wyrwał ze środowiska, Dał żonę, z którą mogłem rozpocząć nowe życie.
Ale wtedy też było trudno. Chciałem budować dobrobyt i szczęście dla swojej rodziny i w efekcie doświadczyłem bankructwa, zarówno sensie materialnym jak i w życiu rodzinnym.
Rozchwiana psychika z powodu śmierci dwojga dzieci (w tym jednego z naszej winy) doprowadziła do tego, że zacząłem żyć tylko dla siebie. Pojawiły się nieporozumienia i awantury, bardzo mocne. Była mowa nawet o rozwodzie. Postanowiłem więcej nie mieć dzieci.
I w tej sytuacji cierpienia Bóg ulitował się i powoli zaczął z niej wyprowadzać.
Najpierw zesłał osobę, która pomogła nam materialnie w zamian prosząc tylko o modlitwę na podarowanym przez nią różańcu. Osoba ta długo stanowiła dla mnie znak zapytania. Zaczęliśmy się modlić.
Potem Bóg, wykorzystał moje zaangażowanie polityczne, i zaczął ukazywać Kościół, poprzez działalność w KSP u św., St. Kostki. (Przy grobie Popiełuszki)
Dawał też wyraźne znaki swojej opieki poprzez kilkakrotne wyrwanie dzieci z oczywistej śmierci.
Mieszkaliśmy w slumsie – Bóg w sposób wręcz cudowny zapewnił nam mieszkanie.
I mimo tych znaków moje serce ciągle było twarde. Chciałem sam stanowić o swoim życiu, jak wspomniałem wcześniej – zamknąłem się też na życie. Ale i tu dla mnie – zatwardziałego pyszałka i grzesznika okazał swoje miłosierdzie.
Wręcz wbrew mojej woli dał mi jeszcze dzieci. I w międzyczasie wprowadził do Kościoła, w którym usłyszałem, że: On mnie kocha takiego, jakim jestem i że zesłał swojego Syna Jezusa Chrystusa, by wziął ode mnie ten ciężar pychy, arogancji, pewności siebie i nieradzenia sobie w życiu. To wszystko, co mnie niszczyło.
I rzeczywiście doświadczyłem tego właśnie –Kościele w sakramencie pojednania. Poczułem, że On naprawdę mi wybaczył. I w dodatku zesłał swojego Ducha Świętego, który zsyłał pocieszenie po śmierci dużo młodszego brata i potem mojej mamy. Dawał też miłość do żony i dzieci. Umożliwił wspólną modlitwę.
Duch Święty przełamał mój lęk, niemoc mówienia, strach przed głoszeniem Jego Miłości.
Także widzę jak doskonale poprowadził moje życie i uzdolnia mnie, do wdzięczności i głoszenia Jego miłości. Wszak On pierwszy nas umiłował.
Wszyscy, jako chrześcijanie, jesteśmy powołani z racji naszego chrztu do świadczenia o Jezusie Chrystusie i Jego wielkiej miłości do nas. On nas woła, jakżeż często jednak tego wołania nie słyszymy. Kościół pomaga człowiekowi w zbliżaniu się do Chrystusa. W nim możemy Go spotkać. My spotkaliśmy Chrystusa dzięki katechezom Drogi Neokatechumenalnej, w których żywy, Zmartwychwstały Chrystus, dotknął nas swoją miłością tak, iż nie mogliśmy pozostać obojętni. Gdyż miłość rodzi miłość. Wcześniej nie dostrzegaliśmy Jezusa w Kościele, mimo że On zawsze w nim był i jest. Kościół, poprzez liturgie Słowa i Eucharystie, pomaga pielęgnować tę więź, jaka zaistniała z Chrystusem, który leczy wszystkie nasze rany, odbiera w sakramencie pokuty niszczący nas grzech, i odbudowuje rodzinę. Daje pokój.
Dzisiaj wiemy, że najważniejszym zadaniem jakie Bóg powierzył rodzinie, to przekazywanie wiary dzieciom. Jest dla nas absolutnym nakazem, (jeśli chcemy szczęścia naszych dzieci) który Bóg przekazał już w Starym Przymierzu w 6. rozdziale księgi powtórzonego prawa: - Słuchaj Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Panem jedynym. Będziesz miłował Pana Boga twojego, z całego swego serca, ze wszystkich swych sił. Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił, przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu. Przywiążesz je do twojej ręki jako znak. Niech one ci będą ozdobą przed oczami. Wypisz je na odrzwiach swojego domu i na twoich bramach. (Pp 6,4-9) I to nas zobowiązuje.
Lecz by dać dzieciom wiarę musimy sami najpierw jej doświadczyć i pielęgnować ją. Niemożliwym bowiem jest by przekazywać coś, czego nie posiadamy. Nie wystarczy pozostawać w rodzinie z własnymi dziećmi. Należy jeszcze samemu narodzić się powtórnie do wiary i dopomóc narodzić się w Chrystusie dzieciom. Dlatego przynieśliśmy do Kościoła nasze dzieci, by je ochrzcić, by Kościół przekazał im depozyt wiary, który rozwijać będą w trakcie całego życia i zwrócą go kiedyś z wdzięcznością. Dzieci doskonale orientują się co jest dla rodziców najważniejsze. Dlatego nie możemy przekazywać im teorii, a żyć wbrew niej. Podstawą zawsze musi pozostać zgodność słów z czynami uwzględniająca hierarchię wartości wiary. W naszej rodzinie (mamy pięcioro dzieci) każdą niedzielę zazwyczaj zaczynamy jutrznią, podczas której modlimy się wspólnie, śpiewając lub czytając psalmy, teksty Pisma Świętego jednocześnie je wyjaśniając. Katechizujemy dzieci opowiadając co Bóg uczynił w naszym życiu. Zwracamy uwagę na nasze cierpienia wynikające ze skutków naszego egoizmu. Pierwsze, co robiliśmy po otwarciu oczu w niedzielę rano, to włączenie telewizora, a potem wylegiwanie się niemal do południa zaniedbując dzieci a także nas samych. Porównujemy te sytuacje z dniem dzisiejszym, gdy wystarcza nam już dziś czasu dla siebie, dzieci i Boga. O dawna wiemy, jak ważne jest być razem, a nie bezmyślnie uciekać w telewizję czy w lekturę nawet wartościowych pozycji. Dzisiaj realizują się w nas słowa Maryi: -Wielbi dusza moja Pana mego moc, raduje się me serce w Bogu Zbawcy mym... Bo wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmogący. Jego imię jest Święte. (Łk 1,46 - 49)
Ten hymn uwielbienia wprowadza w atmosferę uczestnictwa w wielkim wydarzeniu - coniedzielnej Eucharystii będącej przedłużeniem Paschy Jezusa Chrystusa. Paschy pomagającej stawać się jednością na wzór Jezusa i Kościoła. Przecież chrześcijańskie małżeństwo pozwalające działać Jezusowi, gdzie jedno oddaje siebie drugiemu, jest obrazem oblubieńczej miłości, jaką żywi Chrystus do Kościoła. Miłości płodnej również w uwielbienie, którego szczytem jest Eucharystia będąca wielkim hymnem dziękczynienia za wszystkie te cudowne i wspaniałe rzeczy, które Bóg uczynił dla nas. Czujemy się niczym Hebrajczycy, którzy po przejściu przez Morze Czerwone hymnem błogosławili Boga za wybawienie.
Dlatego wraz z naszymi dziećmi z utęsknieniem czekamy całonocnej Liturgii Wigilii Paschalnej, matki wszystkich Eucharystii, którą w naszej wspólnocie sprawujemy z wielką radością. Dzieci uroczystości tej nie mogą się wręcz doczekać. One już wiedzą, że święta Wielkanocne to czas należny przede wszystkim rodzinie, co jest im ogromnie potrzebne i co potrafią już docenić. Rozumieją, że pierwszym, który naprawdę nas umiłował jest Chrystus.