UmiĹscy
Mam przyjemność ogłosić, iż jubileuszowa, dziesiąta odsłona Morkonu odbędzie się dnia 12 kwietnia 2008 roku na Poznańskiej Cytadeli. Tak, to już za dwa i pół tygodnia.
W związku z tym zachęcam wszystkich do zapoznania się z informacjami na naszej stronie: http://www.larp.pl/Morkon/NowaOdslona.
Można tam znaleźć zasady, wstęp fabularny, informacje o spotkaniach organizacyjnych i wszystkie inne ważne rzeczy.
Istotną zmianą którą wprowadziliśmy jest konieczność dokonania zgłoszenia uczestnictwa za pomocą formularza internetowego lub pisemnego.
Żeby nikt nie przeoczył:
Chcesz przyjść na Morkon X?
Kliknij http://www.larp.pl/Morkon/NowaOdslona i postępuj wg wskazówek!
KRES DAWNYCH ZIEM
Stała się rzecz niespodziewana. Oto w Kaza-Var doszło do powstania przeciwko władzy. Lokalnej ludności udało się przekonać krasnoludy z fortecy a także zyskać poparcie prowincji ościennych. Plotki głoszą, iż nawet elfy ze wschodu wspomogły buntowników. W bardzo krótkim czasie zebrała się potężna armia, która ruszyła na pałac imperatora – wieżę Skel’Roth. Bitwa była krwawa, bowiem naprzeciw atakującym wypełzli mroczni słudzy nekromantów, chodzące ciała, szkielety i rycerze śmierci nie znający pojęcia strachu. Pomimo wygranej i obalenia strasznego władcy, nie odnaleziono jego zwłok. Chwile tryumfu nie trwały niestety długo, gdyż zaraz po spaleniu flagi dawnego imperatora umieszczonej a szczycie wieży, niebo spowiły czarne chmury i rozpętała się nienaturalna wichura. Pałac pod wpływem jakichś straszliwych mocy zaczął się rozpadać. Jak się później okazało, kataklizm dotknął o wiele większy obszar, w tym samo Kaza-Var, które zniszczone zostało niemalże doszczętnie. Wielu zginęło tego dnia, wielu także postradało zmysły. Ci, którzy przeżyli bitwę z wielką trwogą opowiadają o czerwonych półprzezroczystych postaciach spadających z nieba ku ziemi i niknących gdzieś w gęstwinach Lasu Elfów. Po raz pierwszy w znanej historii panika ogarnęła całe miasta. Ludzie setkami uciekali ku dokom pchając się na statki targane wiatrem niczym łupiny orzecha. Tak właśnie zapamiętano zmierzch Dawnych Ziem i spisano w tej księdze. Statki, jeden za drugim, udały się na zachód, ku Przylądkowi Jarviksholm. Nie mieli zbyt dużego wyboru – sztorm spowodowany silnym wiatrem ze wschodu trwał jeszcze do następnej pełni księżyca.
UCHODŹCY
Nastał rok 1026 Drugiej Ery. To już 9 miesięcy od Wielkiego Kataklizmu. Dziewięć długich miesięcy, a jednak w pamięci wielu uchodźców wydarzenia owego dnia zachowane są niemalże jakby miały miejsce wczoraj. Wielu z nich do dziś nie znalazło sobie miejsca do życia. Tułają się po świecie, najczęściej jako żebracy ledwie wiążący koniec z końcem. Jednak niektórym udało się przetrwać i osiedlić w małym miasteczku Acilla, przy trakcie, nieopodal wschodniego wybrzeża Przylądku Jarviksholm. Jego mieszkańcy nie wiedzieli jeszcze wtedy jak wielki błąd popełniają przyjmując ich do siebie.
KWARCOWA ZIEMIA
Kwarcowa Ziemia to przeklęta wyspa. Długie pasma wysokich wydm pokryte są rdzawym piachem i spieczoną gliną, wody nie ma w ogóle. Rzadkie, spiczaste skały i brak jakiejkolwiek roślinności sprawiają, że krajobraz jest wyjątkowo nieprzyjemny. Ciepło w ciągu dnia zabija każde życie, dopiero nocą budzi się ten świat i wtedy staje się morderczo niebezpiecznie. O dziwo na ziemiach tych żyją nomadzi – ludzie o skrajnie przystosowanych organizmach i niezwykłych umiejętnościach przydatnych w surowych warunkach. Normalnie przebywają w nielicznych, głębokich jaskiniach gdzie jest wilgotne powietrze, odnawialne źródełka wody i niewielkie ilości grzybów, lub podróżują w podziemnych korytarzach pod pancerzami gigantycznych owadów - Lucanus cereus. Noc jest równie zabójcza. Zbyt wiele stworzeń wygrzebuje się z piasku lub opuszcza jaskinie w celu zdobycia pokarmu jeszcze przed wschodem słońca. Dlatego też nomadzi korzystają z niewielkich ilości czasu przed zmierzchem i po brzasku, gdy ciepło nie zabija. Wtedy zbierają najważniejszy surowiec, którym są odchody owadów służące do opału i jako podłoże do hodowli grzybów na wilgotnych ścianach jaskiń. Pomimo, a raczej właśnie przez tak trudne warunki plemiona, nazywane Sprzysiężeniami, żyjące na Kwarcowej Ziemi w niezwykle brutalny sposób walczą miedzy sobą. Największa bitwa odbyła się miedzy zrzeszonymi siedmioma Sprzysiężeniami ze wschodu i pięcioma z zachodu, łącznie około 2000 wojowników wyposażonych tylko w kordy. Walka była krótka, zaczęła się o świcie astronomicznym, a gdy pierwsze promienie zaczęły spiekać ziemię, na polu nie było ani jednego trupa, czy też większej plamy krwi, ponieważ nic nie mogło się zmarnować. Los nie był łaskawy dla wschodnich ludów – zostali skazani na banicję. Niewielu ich przeżyło bitwę, jeszcze mniej dotarło do wybrzeża, gdzie otrzymali ostatnią szansę. Wszyscy (112 osób) zostali pojmani przez korsarzy, którzy najprawdopodobniej przypadkowo zapuścili się na te wody. Koga o nazwie Jadeitowa Suka pływała pod banderą Orlytlaru i tam też wróciła lecz bez większości piratów – ich ciała zmąciły dno morza. Przy życiu pozostali tylko ci, którzy byli absolutnie niezbędni do żeglugi. W tym czasie Orlytlar był rozszarpywany miedzy skorumpowaną władzę, wpływowych mnichów różnych kultów oraz żądne władzy gangi. Nikt nie zaprzątał sobie głowy dziwnymi przybyszami, którzy i tak krótko po przybyciu niemalże rozpłynęli się w powietrzu. Można by rzec, że gdyby nie jeden nieudolny, aczkolwiek uparty kronikarz nikt dzisiaj by nie powtarzał tej historii. Czas pokazał, że kraina ta była doskonałym medium dla wzrostu nowej potęgi. Zaledwie w ciągu 3 miesięcy w Orlytlarze sytuacja diametralnie się zmieniała. Prawowity władca zaczął rządzić w stanowczy sposób, pozbywając się uzurpatorów i niewygodnych urzędników. Prawdopodobnie nikogo by ten fakt za bardzo nie ekscytował, tak samo jak nie dziwiłoby pojawienie się nowej oberży nazywanej Jadeitowym Sprzysiężeniem oraz niejasne powiązania samego władcy i innych dostojników z obcokrajowcami, gdyby nie drobny szczegół. W najbliższych miesiącach pojawiły się doniesienia o tym, że sytuacje o podobnych znamionach zdarzają się w państwach na całym świecie.
ACILLA
Acilla założona została zaledwie przed wiekiem jako kolonia Republiki Parvis, która w czasach tych miała się z zamiarem ekspansji terytorialnej poza swoją wyspę, na Kontynent. Pomimo wielu lat zbrojeń bali się dokonać otwartego najazdu na stolicę prowincji – Jarvik, będący zarówno wtedy jak i teraz wielką, niezależną metropolią. Postanowili więc odciąć miasto od świata zarówno od morza poprzez ustanowienie blokady morskiej, jak i od lądu, blokując jedyny trakt na północ. Tak oto powstała Acilla. Początkowo był to zwykły drewniany fort, budowany na szybko, dający schronienie setkom żołnierzy, jednak z czasem osiedlili się tam cywile. Po nieudanym ataku na Jarvik, Republika na długi czas zrezygnowała z prób podboju zbrojnego, jednak chciała nadal rozszerzać swe wpływy drogami dyplomacji. Dziesięć lat po wojnie podpisano nawet pakt o przyjaźni. W tym samym czasie Acilla opustoszała, gdyż została praktycznie porzucona przez swych założycieli. Władca Jarviku roszcząc sobie prawa do całego przylądku umieścił w niej swojego suwerena, Barona Vincenta de Vaen. Baron ruszył na czele pokaźnego orszaku zbrojnego spodziewając się oporu lokalnej ludności, jednak bramy miasta otworzyły się przed nim bez walki. Przez najbliższe 85 lat miastem tym oraz okolicznymi osadami władała szczęśliwie rodzina de Vaen. Jednak do czasu. Tuż przed Kataklizmem obecnie władający miastem Baron udał się z ważną misją dyplomatyczną do Marildoru – miasta znajdującego się na zachodnim wybrzeżu przylądku, nieco na północy, na końcu traktu pomiędzy ujściami rzeki Yirii. Niestety nigdy nie powrócił – prawdopodobnie został zamordowany przez kogoś, komu bardzo zależało aby Jarviksholm nie zjednoczył się nigdy pod władzą jednego arystokraty. Wieść o śmierci Barona przybyła niemalże w tym samym momencie, co uchodźcy ze wschodu, z Kaza-Var. Zapanowała anarchia, nocami dochodziło do porwań, pożarów i rozbojów, a ulice spływały czerwienią. Zniknęły niemalże wszystkie znaczące osoby, które mogłyby zaprowadzić jako taki porządek. Kolejne gangi rzezimieszków przejmowały jeden po drugim władzę, zmieniając się jak w kalejdoskopie. Stan taki trwał dziewięć miesięcy, aż do ubiegłej nocy, kiedy to zginęła tylko jedna osoba, a był to przerośnięty osiłek, który miał nieszczęście dowodzić gangiem akurat kontrolującym miasto. O poranku, ku wielkiemu zdziwieniu mieszkańców, władzę objął syn zamordowanego przed dziewięcioma miesiącami Barona, Vladimir de Vaen.
Nazwa Acilla wzięła się od nazwy niezwykle rzadkiej trującej rośliny, posiadającej ponoć także właściwości magiczne. W miejscu, gdzie zbudowano miasto, owa roślina rosła przed laty niezwykle obficie. Niestety wpływ cywilizacji sprawił naruszenie otaczającej flory i fauny, dlatego obecnie aby znaleźć choć liść kwiatu Acilli trzeba zagłębić się na zachód, w bezkresną puszczę przylądku Jarviksholm.
TWIERDZA VERCERKAL
Doniosła twierdza zbudowana jeszcze za czasów pierwszego Barona Acilli, Vincenta de Vaen. Przez dwa pokolenia była ona siedzibą rodu władającego tymi ziemiami, później jednak rodzina przeniosła się z powrotem do miasta. Legenda głosi, iż przed laty miejsce to zostało przeklęte w zemście przez pewnego maga, który służył niegdyś Baronowi na jego dworze. Dziś nikt rozsądny się tam nie zbliża, ponieważ w samej twierdzy jak i dookoła dzieją się dziwne rzeczy. Ponoć nocami dochodzą stamtąd odgłosy, według jednych cichego płaczu, według innych śpiewu, jeszcze inni zaś twierdzą, iż jest to zwykłe wycie dzikich zwierząt. Pomimo tego, iż jak mniemano miejsce to zostało dawno temu opuszczone, bramy twierdzy otwierają się co jakiś czas przed różnego rodzaju osobami, których żaden mieszkaniec Acilli nie chciałby spotkać twarzą w twarz. Chodzą plotki, iż Vercerkal stało się domem ciemnych mocy, mrocznych magów i ich sługusów oraz wszelkich istot wyjętych spod prawa. Słyszano także, iż w okolicy pojawili się dawni stronnicy Imperatora Galdvarii – czyżby chcieli odbudować imperium? A może szukają zemsty na dawnych uchodźcach? Sytuacja staje się bardzo napięta.
wow, morkon jeszcze zyje?:D:D:D
cytadela? przyjeli was z powrtoem?