UmiĹscy
Zapraszam do przeczytania i dyskusji.
Postekumenizm w stylu warszawskim
"Spichlerz" to jedynie czubek góry lodowej - bo głośno się reklamuje i uruchomił radio internetowe siejące swoją propagandę na dużą skalę.
Ale przyjrzyjmy się takiemu oto symptomatycznemu przypadkowi w tradycyjnej katolickiej parafii na warszawskim Ursynowie:
- na początku działa w niej grupa oazowa
- grupa oazowa stopniowo zaczyna być grupą Odnowy - zmienia się charakter spotkań modlitewnych; na razie wszystko jest dobrze, opiekuje się nią bardzo gorliwy i kompetentny duszpasterz, grupa przyjmuje nazwę "Jerycho"
- w grupie pojawia się bardzo ambitny, młody lider, który "dynamizuje" wspólnotę; wprowadza kursy "Filip", przeprowadza z wielkim rozmachem akcje ewangelizacyjne i doprowadza do zmiany nazwy wspólnoty na "Chefsiba" [hebr. "umiłowanie-moje-w-niej", nawiązuje do Iz 62,4]
- odchodzi dobry duszpasterz, a nowy nie za bardzo interesuje się wspólnotą, bo proboszcz wcisnął mu to "na siłę", a on Odnowy "nie czuje"; wtedy lider zaczyna poczynać sobie coraz śmielej, a jego wpływ na nauczanie wspólnoty rośnie nieproporcjonalnie do jego roli
- lider zaczyna jawnie wprowadzać nauczanie charakterystyczne dla kościoła zielonoświątkowego, zyskuje przy tym ogromny wpływ na młodzież dzięki przygotowaniom do bierzmowania, jakie okoliczne parafie powierzają jego wspólnocie; proboszcz wie, że "coś zaczyna być nie tak", ale ogranicza się do symbolicznego upomnienia lidera, a lider składa obszerne wyjaśnienia, które są uznane za wystarczające
- pewna matka bardzo zaniepokojona córką, która przez przygotowanie do bierzmowania znalazła sie w "Chefsibie" i która zaczyna opowiadać jej na temat nieutracalności zbawienia, szuka kontaktu z liderem, aby wyjaśnić, co takiego właściwie głosi się we wspólnocie; on zaś ją zbywa
- matka idzie z tym do proboszcza; proboszcz potwierdza jej obawy, ale "on nic nie może zrobić"; tymczasem dowiaduje się, że lider zyskał sobie wielu radnych Ursynowa dla projektu prywatnej szkoły o wybitnie neo-protestanckim charakterze; wspólnota zmuszana jest do "prac społecznych" na jej rzecz
- wreszcie sprawa ląduje w kurii warszawskiej i w diecezjalnym ośrodku koordynacyjnym Odnowy w Magdalence; "Magdalenka" na spotkaniu liderów wydaje [15.10.2005] oficjalne ostrzeżenie przed nauczaniem "Chefsiby" określając je jako "niekatolickie"; niemniej wspólnota dalej zbiera się w podziemiach katolickiej parafii na cotygodniowym uwielbieniu i nauczaniu i przyciąga coraz więcej młodych ludzi [osób powyżej 30tki jest tylko kilku na ponad 100 członków]
- równocześnie są kontynuowane "spotkania kościoła domowego" po domach, które docelowo mają zastąpić uczestnictwo w niedzielnej Eucharystii
Moje wnioski:
- raz jeszcze wszystko się zaczęło od głoszenia błędnego kerygmatu
- świadomość zagrożenia w katolickich parafiach jest żadna
- Odnowa nie ma żadnej możliwości kontroli nad podobnymi grupami i wspólnotami [jak się okazuje nawet biskup Dembowski!]
- zaangażowani w Odnowę zupełnie nie znają nauki katolickiej i zastępują ją jedynie kerygmatem, "bo przecież więcej nie potrzeba, aby nieść Dobrą Nowinę"
- większość duszpasterzy nie jest przygotowana do posługiwania w Odnowie i stosunkowo łatwo jest nimi manipulować [gdy lider jest odpowiednio wpływowy i sprytny]
I jeszcze jedno: sam byłem na zgromadzeniu uwielbieniowym Chefsiby, słuchałem nauczania lidera, więc wiem, co piszę.
zaangażowani w Odnowę zupełnie nie znają nauki katolickiej i zastępują ją jedynie kerygmatem, "bo przecież więcej nie potrzeba, aby nieść Dobrą Nowinę"
Czyli zbyt małe zaangażowanie duszpasterzy akurat w tym konkretnym aspekcie jak wizja nauczania we wspólnocie? Oczywiście to jakieś uogólnienie i nie można mówić absolutnie o całkowitym braku wiedzy. Choć chyba coś w tym jest, ponieważ jest takie przeświadczenie, że wystarczy otworzyć usta a Bóg poprowadzi....
Sytuacja Odnowy jest niekiedy specyficzna, gdyż przenikanie się tzw. ruchu pentekostalnego wymaga konkretengo przygotowania teologicznego. Gdy przejmuje się coś od protestantów nie ma jednocześnie odpowiedniego filtra aby to obrobić by przypadkiem jakoś nie zacząć zbaczać od tego czemu ma być wierny Kościół. Jesli np nie wemy konkretnie czy jest zbawienie i gdy dostaniemy materiały protestanckie to będzie nam to trudno odróżnić. Wydaje mi się /z mojego małego doświadczenia/, że brak kursów metodologicznych dla animatorów. Daje im się jakieś materiały i przygotujcie się... Trzeba jednak rozumieć coi się mówi nawet jeśli nie tłumaczy się skomplikowanych koncepcji teologicznych. Dlaczego Jezus umarł za mnie - co to oznacza; po co ta śmierć krzyżowa? Często to się przedstawia powierzchownie /takie odnisłem wrażenie, gdy czytałem taką książke Idźcie i ewangelizujcie ochrzczonych Floresa - nie mogłem się z niej dowiedzieć dlaczego Jezus umarł za mnie - to poprostu było stwierdzone.../
No tak, trochę się z tym zagalopowałem z tym stwierdzeniem...
Miałem tu na myśli ludzi tak zaangażowanych, jak w owej parafii na Ursynowie.
Oczywiście, że w Odnowę mogą się zaangażować ludzie znający dobrze katolicką naukę o zbawieniu, albo też oprócz aktywności w Odnowie douczać się tego gdzie indziej lub z innych źródeł. Wtedy sytuacja w samych grupach/wspólnotach jest o niebo lepsza.
Niemniej zadałem sobie trud przeczytania bardzo wielu materiałów formacyjnych rozpowszechnionych w polskiej Odnowie i stwierdzam z dużym niepokojem, że właściwie wszystkie - oprócz niewielkich wyjątków np. autorstwa o. Kozłowskiego - zawierają tu i ówdzie jakieś baaardzo kontrowersyjne sformułowania [niektóre są wywieszone w Sieci].
Właściwie we wszystkich pojawia się taki oto pogląd, że wyznanie Jezusa Panem i Zbawicielem to coś o niebo ważniejszego od chrztu, a chrzest w Duchu, to coś znacznie istotniejszego od bierzmowania [może to być mniej lub bardziej zniuansowane]. Wynika z tego pośrednio błędna koncepcja zbawienia i błędna koncepcja charyzmatów; ma to także bezpośredni wpływ na to, jak dana grupa/wspólnota rozumie swoją misję ewangelizacyjną.
W pierwszej chwili zapewne działa "siła bezwładności": jesteśmy jeszcze na tym etapie przyzwyczajeni do sakramentów, maryjności itp - ale potem nowy sposób myślenia o istocie życia chrześcijańskiego może to stopniowo wszystko zmienić - i czasem rzeczywiście zmnienia, tak że dochodzi do rozłamu.
A jeśli w misji wspólnoty zaczynają dziać się wielkie znaki, cuda, uzdrowienia itp. - to może się skończyć tak jak ze Spichlerzem. Wtedy dochodzi do głosu pycha: no proszę u nas dzieją się taaakie rzeczy, że "wysiada" przy tym jakakolwiek tradycyjna katolicka celebra. Jeśli na parafialnej mszy św. nie ma na ogół ani jednego uzdroowienia, nikt nie "pada w Duchu" itd. to znaczy, że ten kościół jest martwy, bo "u nas" to się dzieje zawsze; my głosimy Ewangelię z mocą, a oni popadli w martwy sakramentalizm - a może nawet opętał ich jakiś "demon maryjności" i są "skończeni" w oczach Bożych...
A jeśli w misji wspólnoty zaczynają dziać się wielkie znaki, cuda, uzdrowienia itp. - to może się skończyć tak jak ze Spichlerzem. Wtedy dochodzi do głosu pycha: no proszę u nas dzieją się taaakie rzeczy, że "wysiada" przy tym jakakolwiek tradycyjna katolicka celebra. Jeśli na parafialnej mszy św. nie ma na ogół ani jednego uzdroowienia, nikt nie "pada w Duchu" itd. to znaczy, że ten kościół jest martwy, bo "u nas" to się dzieje zawsze; my głosimy Ewangelię z mocą, a oni popadli w martwy sakramentalizm - a może nawet opętał ich jakiś "demon maryjności" i są "skończeni" w oczach Bożych...
Bardzo interesująca diagnoza, wydaje mi się, że świetnie reasumująca zarówno teskst zapodany przez Grega, jak i to świadectwo księdza co odszedł z Kościoła. Dlatego tak ważna jest pokora, inaczej ekumenizm nie ma prawa bytu.
Natomiast co do samych postulatów dotyczących Odnowy w przytoczonym artykule, to się nie wypowiadam, bo to nie jest moja formacja
A jeśli w misji wspólnoty zaczynają dziać się wielkie znaki, cuda, uzdrowienia itp. - to może się skończyć tak jak ze Spichlerzem. Wtedy dochodzi do głosu pycha: no proszę u nas dzieją się taaakie rzeczy, że "wysiada" przy tym jakakolwiek tradycyjna katolicka celebra. Jeśli na parafialnej mszy św. nie ma na ogół ani jednego uzdroowienia, nikt nie "pada w Duchu" itd. to znaczy, że ten kościół jest martwy, bo "u nas" to się dzieje zawsze; my głosimy Ewangelię z mocą, a oni popadli w martwy sakramentalizm - a może nawet opętał ich jakiś "demon maryjności" i są "skończeni" w oczach Bożych...
To wynik przenikania tzw. ruchu pentekostalnego. Jeśli ruch odnowowy, który dotyka nie tylko katolików ale również inne wyznania chrześciajńskie to pojawia się problem jak to wszystko rozeznać. Bez konkretnej znajomości tej teologii /np. nowe narodzenie itd/ trudno wskazać co jest nie tak, ponieważ na pierwszy rzut oka wszystko jest oki.
Notabene wspomniany w artykule ks. Andrzej to zapewne znany mi osobiście kapłan, który jakoś zapisał się w miom życiu. Natomiast odnosząc jego zachowanie do zacytowanego tekstu, to musze stwierdzić, że to jakoś pasuje. Wówczas był takim wielkim charyzmatykiem aż trochę do przesady.... Może głupio oceniam ale takie odnisłem wrażenie. Tzw. charyzmatomania to jeden z błędów w jakie można popaść.
Bez konkretnej znajomości tej teologii /np. nowe narodzenie itd/ trudno wskazać co jest nie tak, ponieważ na pierwszy rzut oka wszystko jest oki.
Bardzo słuszna uwaga ! W ogóle cały ruch ekumeniczny opierający się na Odnowie charyzmatycznej polegał na stwierdzeniu: jesteśmy napełnieni tym samym Duchem, otrzymujemy te same charyzmaty, cóż nas więc jeszcze dzieli ?
No i właśnie, dzieli nas interpretacja charyzmatów, rola jaką im przypisujemy w osiąganiu zbawienia. A to pociąga za sobą na dłuższą metę także inne rozeznanie, co jest autentycznym charyzmatem, a co nie jest. "Błogosławieni z Toronto" uznają np. że zostali zbawieni, gdy wydawali z siebie ryki lwa, albo tarzali się po ziemi w konwulsyjnym transie.
Niestety formacja proponowana w polskiej Odnowie w ogóle tych kwestii nie porusza. Jeśli jest to Odnowa inspirująca się np. duchowością ignacjańską, wtedy jej sytuacja jest już o wiele lepsza: wie bowiem, że istnieją precyzyjne reguły rozeznawania i jako tako potrafi je zastosować w razie czego [mam na myśli 14 reguł św. Ignacego z Loyoli].
Protestanci też wiele zyskaliby stosując reguły rozeznawania Edwardsa [z połowy XVIII w. wypracowane w czasie "Wielkiego Przebudzenia" w angielskich koloniach Ameryki Płn.].
Jeśli się mylę, to podajcie mi, proszę, namiary bodaj jednego solidnego kursu/seminarium/szkoły itp gdzie uczy się rozeznawania autentycznego charyzmatu od fałszywki przeciwnika [poza ćwiczeniami ignacajńskimi oczywiście].
wszystko się zaczęło od głoszenia błędnego kerygmatu
Nieprawda.
"Wszystko" zaczęło sie od niezrozumienia roli świeckiego lidera wspólnoty, braku uznania przez wspólnotę autorytetu "przydzielonego" duszpasterza - i w konsekwencji także od patologicznego pojmowania miejsca tej wspólnoty w Kościele.
Jeśli piszemy o "błędnym kerygmacie", to warto go przytoczyć. W przeciwnym razie dyskusja będzie zdominowana przez aprioryczne uprzedzenia .
"Wszystko" zaczęło sie od niezrozumienia roli świeckiego lidera wspólnoty, braku uznania przez wspólnotę autorytetu "przydzielonego" duszpasterza - i w konsekwencji także od patologicznego pojmowania miejsca tej wspólnoty w Kościele.
Fakty mówią jednak co innego:
- lider zrozumiał swoją rolę jako "przywódca kościoła" - co słyszałem z jego własnych ust w czasie konferencji
- przydzielony duszpasterz bronił się przed taką rolą, w ogóle nie wiedział "co jest grane" w tej Odnowie i wolał zdać się na energicznego lidera
- wspólnota rozeznała, że jest podstawową misją jest zbawianie młodzieży przez doprowadzanie do wyznania z Rz 10,9-10 ; ponieważ przygotowują do bierzmowania także w parafii na Sadybie, to być może znasz ich z autopsji....
Nieprawda.
"Wszystko" zaczęło sie od niezrozumienia roli świeckiego lidera wspólnoty, braku uznania przez wspólnotę autorytetu "przydzielonego" duszpasterza - i w konsekwencji także od patologicznego pojmowania miejsca tej wspólnoty w Kościele.
A skąd się wzięły błędy w nauczaniu tego lidera????
Tak więc fakty potwierdzają patologie w pojmowaniu roli duszpasterskiej świeckiego lidera, IMHO to fatalny błąd zawsze brzemienny w identyczne skutki.
Nie rozumiem natomiast, co błędnego było w głoszonym tam kerygmacie. Czy były to "4PŻD"? Jeśli tak, to nie zawierają one żadnych błędów. Błędem jest (jak sądzę) brak duszpasterza i katechez po nawróceniu.
Do ks. Grefkowicza dzwonić nie będę - skutki "oficjalnego" orzeczenia liderów sa TYLKO takie, że wspólnota moze byc poza oficjalnym instytucjonalnym ruchem zwanym "Odnową", do czego ma pełne prawo i nie wolno mieszać tego z byciem "niekatolikami"! Do takiego orzeczenia prawo ma tylko stosowny urząd kościelny.
Swoja drogą, w niektórych gremiach zraża mnie bardzo postawa pychy wobec wiernych - i pychy wobec Kościoła jako instytucji! - przejawiająca się m.in. w uzurpowaniu sobie prawa do ferowania wyroków w sprawie ortodoksji...
Aha, muszę dodać, że moje sformułowanie: "wszystko zaczęło się od błędnego kerygmatu" było rzeczywiście trochę na wyrost. Błędny kerygmat wprowadził nowy lider, natomiast przedtem były oczywiście 4PŻD.
Z tym, że od 4PŻD w wersji oazowej, REO itp. do wyraźnie błędnego kerygmatu jest - przy zmianie takich "parametrów" jak dobry duszpasterz i dobre duszpasterstwo sakramentalne - tylko bardzo niewielki krok. Bardzo łatwo jest też tak głosić 4PŻD aby wyeliminować z głów ewangelizowanych katolicką świadomość "kościelno-sakramentalną" - nawet jeśli nie głosi się nieutracalności zbawienia. Ale i do tego też już jest niewielki - dalszy, 4ty, 5ty... - krok.
Tak to swoista "taktyka salami": odcinamy tożsamość katolicką plasterek po plasterku i po jakimś czasie okazuje się, że już nic z niej nie pozostało.
Podkreślam jednak dalej, że głoszenie 4PŻD w warunkach oazy w zasadzie eliminuje niebezpieczeństwo dewiacji [poza wyjątkowymi zaniedbaniami]; natomiast w środowisku Odnowy, znacznie mniej "upilnowanym", ryzyko takie znacząco wzrasta. A jeśli jeszcze pojawi się lider o silnej osobowości zafascynowany "łatwym, szybkim i pewnym" zbawieniem i o odpowiednio silnej osobowości - no to mamy po prostu Chefibę.
[ Dodano: Sro 23 Lis, 2005 13:30 ]
Lepiej ostroznie poczekac na zdanie ludzi mających charyzmat rozeznawania (wierzę, że ma go biskup).
Słuszna uwaga. Jednak mam pewien dylemat. Pewne niepokojące sygnały zawsze zaczynają się wcześniej. Przykład z naszej djecezji choć może trochę grubszego kalibru. W rozłamach brali udział sami księża i to oni je prowokowali. Zatem można czekać do ostrzeżenia, oficialnego stanowiska lokalnego biskupa bądź jakoś przeciwdziałać wcześniej. Efekt jest taki, że konkretne grono osób zaangażowanych odeszło. Można zawsze czekać tylko w przypadku tego gorna nie wiem czyto było dobre??? Choć to powinni dostrzegać pasterze i delikatnie te sprawy rozwiązywać.
skutki "oficjalnego" orzeczenia liderów sa TYLKO takie, że wspólnota moze byc poza oficjalnym instytucjonalnym ruchem zwanym "Odnową", do czego ma pełne prawo i nie wolno mieszać tego z byciem "niekatolikami"! Do takiego orzeczenia prawo ma tylko stosowny urząd kościelny.
Powiedzmy, że jest to na razie prywatna opinia koordynacji diecezjalnej...
No i możesz do tego dodać moją prywatną opinię, która zastała zamieszczona w liście do bpa Dembowskiego i dotyczącą nauczania lidera:
- stwierdził bez ogródek, że "przywódca Kościoła" powinien być żonaty zgodnie ze Słowem Bożym
- chrześcijanin jest poddany autorytetowi wyłącznie Biblii
- w Polsce nie było dotąd żadnych szkół chrześcijańskich przed jego szkołą
- teoria ewolucji jest niebiblijna i na pewno nie będzie nauczana w jego szkole [Magisterium ocenia to zupełnie inaczej, czytałem obszerny dokument na ten temat]
- w jego szkole dzieci będą się uczyć jak prorokować i mieć widzenia
..... żeby wymienić sprawy najwazniejsze. [o drobnostkach przemilczę, choć IMHO też wskazywały na możliwe odstępstwa od doktryny katolickiej]
Przyznacie, że jak na jedno krótkie nauczanie, to jednak trochę dużo się tego nazbierało i to jeszcze na tak specyficzny temat jak "chrześcijańska edukacja"...
Dalej wiem już z 2giej ręki, że ekipom ewangelizacyjnym mówi się, że katolicki katechizm jest w materii głoszenia Dobrej Nowiny "zupełnie nieprzydatny".