UmiĹscy
Czy samookaleczenie jest grzechem.
Jeśli stanowi element wyładowania emocji, które gromadzą się w człowieku i by nie wybuchły dana osoba rozładowuje to samookaleczając się?
no tak, tylko raczej wydaje mi sie, ze raczej rozladowanie emocji powinno byc skeropwane na zewnatrz i... nie na siebie... to raczej dla mnie jest oznaka braku milosci do siebie, jesli atakuje siebie... by rozladowac emocje... raczej bym polecala na rozladowanie emocji cos, co pomoze sie z nich oczyscic, bo raczej takie samookaleczeninie nie daje rozwiazania, emocje nadal siedza w czlowieku... tylko zataczaja kolo i znow wracaja do srodka... a jesli samookalecznienie wynika z braku milosci do siebie, to jest wg mnie grzechem...
Czy samookaleczenie jest grzechem.
Jeśli stanowi element wyładowania emocji, które gromadzą się w człowieku i by nie wybuchły dana osoba rozładowuje to samookaleczając się?
A bliźniego swego jak siebie samego - MAMY KOCHAĆ SIEBIE JAK BLIŹNICH!!! Zatem jeśli chodzi o biblijną wizję miłości to samookaleczenie jest grzechem. Zatem jest grzechem!
Jeśli chcesz wyłądować emocje to.... ROWEREK I DO LASKU. Jak jeszcze se poskaczesz na jakiś górkach to ci od razu przejdzie
na rozladowanie emocji proponuje tez biegane.... albo reczne pranko... swietnie oczyszcza z negatywnych emocji takie wyrzycie sie na czyms... robiac przy okazji cos pozytecznego... bo aby wyrzucic emocje nie mozna kierowac tego znow na siebie... a tym bardziej na innych ludzi
A jak ktoś nie potrafi inaczej, jeśli to się staje nałogiem?
P.S. Ja nie napisałam, że to o mnie chodzi
Harpoon... ja tego tak nie odebralam... pisalam ogolnie... nie konktetnie do jakiejs osoby... chodzi o to, ze wszystko mozna zmienic, jesli tylko sie chce... nic na sile... ale najwazniejsze jest miec intencje... chec by to zmienic... a jesli sie juz postanowi, ze sie chce tej zmiany, to... wtedy trzeba przejsc do realizacji... bo ja ty poprstu widze problem w okazywaniu emocji, tlumienie emocji nigdy ne prowadzi do niczego dobrego, dlatego poptrostu trzeba sie nauczyc w zdrowy sposob rozladowywac emocje (tak by nikomu nie szkodzic - w tym tez sobie) i uczyc sie tez je wyrazac... tzn. komunikowac, czuje sie tak i tak... wiem, ze to jest trudne ale warto probowac... efekty moga zaskoczyc ...
Ja na rozładowanie emocji polecam Adorację Najświętszego Sakramentu, najlepiej aby była prowadzona przez młodych ludzi, np. Adoracja na styl Taize. Mi taka chwila spokoju połączona z modlitwą naprawdę pomaga
A co do okaleczenia, to uważam to za grzech. Kilka powodów było już powyżej wymienionych.
Ja dodam kolejny.
Nikt jeszcze nie zauważył, że szkodzenie i nie dbanie o swoje zdrowie też jest grzechem. A samookaleczenie przecież jest formą nie dbania o siebie, a wręcz szkodzi naszemu zdrowiu.
Taa... Gepardzik nawet jeśli taka osoba umie jeździć na rowerze itp, to i tak najlepszą dla niej formą rozładowania emocji jest samookaleczenie. Mam koleżankę, co to robi... Wiem, że to tkwi w jej psychice i nie może się z tym uporać.
Ravenloff, a jeśli ktoś jest niewierzący?
Pamiętam jak byłem młody to w klasie z chłopakami nożami do tapet czy wygładzin lu żyletkami ryliśmy sobie na przedramionach inicjały naszych dziewczyn hehe to było głupie na masakre. Dobrze, ze nie zostały mi po tej zabawie zadne blizny bo bym sie wogóle pocioł
A moja propozycja zamiast samookaleczania się to oczywiście siłownia. Po tym nie bedzie miała sił jeszce na samookaleczanie.
A skoro Twoja kolezanka to robi to napewno nie robi tego od tak sobie. Trzeba sobie zadac pytanie co z nia jest? Czego jej brakuje? Dlaczego tak robi?
Myśle, ze ona tak robi bo cos sie stało. A nikt nie moze jej pomoc puki sie ta osoba nie otworzy.
Już się otworzyła...
Już się otworzyła...
Otworzyła się i pewnie nastąpiła rana otwarta to musi wyglądac strasznie. Ile ma szwów
Harpoon jeśli ta osoba jest Ci bliska i masz z nia kontakt to napewno Ty mozesz jej pomóc.
Tylko sama jej nie potnij hehe
Harpoon... jesli sie otworzyla, jak piszesz... to moze skoro to twoja przyjaciolka to moglabys sprobowac z nia o tym porozmawiac, co sie dzieje i dlaczego tak reaguje... byc moze potrzebuje tylko rozmowy, a moze to cos powazniejszego i... sama przyjacielska rozmowa nie pomoze i bedzie potrzebowala pomocy specjalisty... psycholog nie gryzie, a majac wiedze naprawde moze pomoc... pomoc dotrzec do siebie, swoich spychanych w podswiadomosc zranien emocjonalnych... to moze duzo dac...
Rasta... Nie, ja nie mogę jej pomóc niestety
Nie będę mówić dlaczego...
I julia... Ja nie muszę z rozmawiać... ja i tak wszystko wiem... i wiem też, że specjalista tu nie pomoże... os tatnim razem tylko pogorszył sprawę...
Harpoon... chcialabym wam... tzn. tobie i jej jakos pomoc, ale naprawde na odleglosc niewiele mogw zrobic...
poza tym specjalista specjaliscie nie rowny... gdybym ja poprzedstala na jednym psychologu, ktory zaproponowal mi cos co raczej w moim wypadku bylo niewykonalne, bnastepnie trafilam na terapeute, ktory... no coz, tez proponowal mi rozwiazanie, ktore moze i dobea ale poki co u mnie nie do zastosowania to... kto wie, co by teraz ze mna bylo trafilam na kolejnego i jest cudownie
Nadal nie rozumiecie ....:(
trudno...
Harpoon.. rozumiemy, przynajmniej ja rozumiem, ze chcesz pomoc swojej przyjaciolce... ale jesli ona nie bedzie chciala dac sobie pomoc... to... albo trafi na jakiegos specjaliste od siedmiu bolesci, co sie swietnie na wszystkim zna (czyli w zasadzie to na niczym sie dobrze nie zna) to moze naprawde tak sie skonczyc, jak mowisz skonczylo sie ostatnio... czyli tylko pogorszyl sprawe...
Ale skoro to twoja przyjaciolka to nie mozesz zostawic jej samej, czasem poprostu czyjas obecnosc moze pomoc... poczucie bliskosci i bezpieczenstwa to dla twojej przyjaciolki ode mnie... przekaz jej to, prosze
Rasta... Nie, ja nie mogę jej pomóc niestety
Nie będę mówić dlaczego...
I julia... Ja nie muszę z rozmawiać... ja i tak wszystko wiem... i wiem też, że specjalista tu nie pomoże... os tatnim razem tylko pogorszył sprawę...
Jasne To weź nóż kuchenny i pomóż jej ciąc się. Ja juz pewnie ręce bolą od tego. Skoro juz nikt jej nie pomoże to trzeba ja dobić. Może z glana ja trachnesz w głowe
Co Ty dziewczyno gadasz.... nie wiesz co jest w jej psychice głęboko. A Ty juz z góry ja osądziłaś i wiesz ze nie ma takiej sily zeby ona tak nie robila. Wiadomooooo.
Wiesz gdyby to byl moj kumpel robil bym wszystko zeby mu pomoc. Ale to taka jest babska solidarniść. "Niech sie potracha"
PS. ♥
Ludzie, spokojnie!
Harpoon, wiem, że możemy nie wiedzieć jak jej pomóc, ale praktycznie nic nie wiemy. To że ktoś się okalecza jest na bank czymś powodowane. I najlepszym rozwiązaniem będzie dojście co to dokładnie jest i uderzenie właśnie w ten punkt.
Weź tylko pod uwagę, że sprawa może nie być taka prosta jak się na pozór wydaje. Na pewno rozmowa z przyjaciółką by mogła pomóc, ale osoba pomagająca musi wierzyć w to, że jest w stanie pomóc. A z podejściem, "i tak jej nie pomogę" to lepiej nawet nie zaczynać.
Po drugie: specjalista.
Są psychologowie, a nawet psychiatrzy. Nie wiem czemu w Polsce ludzie tak się boją tych lekarzy? Za granicą wizyta u psychologa jest tak samo normalna jak u ortopedy, dentysty czy pediatry. Tylko u nas panuje core przekonanie, że jak ktoś idzie do psychiatry, to jest psychicznie chory i ludzie potem inaczej patrzą na takich ludzi. Więc się boją chodzić to tego typu specjalistów.
Harpoon, postaraj się dowiedzieć co jest przyczyną tego, że ona to robi? Jak tego się dowiesz, to może wtedy bym był w stanie coś więcej powiedzieć.
Nadal nie rozumiecie ....:(
trudno...
Nie rozumiemy A czy nam pomogłaś to zrozumieć Uważasz, że nikt jej nie może pomóc, więc czego od nas wymagasz Chcesz abyśmy napisali recepte, na leki do kupienia w najbliższej aptece z napisem: "przed spożyciem przeczytaj ulotkę lub skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą"
Abyśmy mogli WAM pomóc musisz nam to opisać - całą sytuacje, powody
Czemu WAM Ponieważ: jeśli uważasz że to Twoja przyjaciółka to jest to też Twój problem Inaczej (przepraszam za sformulowanie) d**a z Ciebie a nie przyjaciel
P.S. Podpisuje się pod wszystkimi postami moich poprzedników
(Rasta proszę Cię, bądź bardziej tolerancyjny - wiesz o co mi chodzi )
Nie, no Rafik, ja nie mogę pomóc tej osobie, i nie będę już tłumaczyć dlaczego, bo to i tak nic nie da... Sorki, ale nie będę już pisać... I Rafik miło, że masz o mnie takie zdanie że jestem d***a a nie przyjaciółka. Naprawdę miło
No może Rafik trochę po Tobie Harpoon pojechał, ale po części na pewno ma rację. Że prawdziwi przyjaciele są najbardziej potrzebni, gdy ktoś jest w biedzie. Nie wiem, w czym problem z tą koleżanką, ale może naprawdę nie możesz jej pomóc. Tego nie wiem i Rafik pewno też nie wie. No ale sama nam niewiele powiedziałaś w czym problem, więc cięzko abyś mogłą od nas oczekiwać jakiś rad i pomocy . Okaleczanie się, to już jest skutek tego problemu.
Nie, no Rafik, ja nie mogę pomóc tej osobie, i nie będę już tłumaczyć dlaczego, bo to i tak nic nie da... Sorki, ale nie będę już pisać... I Rafik miło, że masz o mnie takie zdanie że jestem d***a a nie przyjaciółka. Naprawdę miło
To że nam to opiszesz, wiele da Wytłumaczysz i wtedy temat i kierunek rozmowy będzie jasny Nawet gdyby to była śmierć tej osoby
Napisałem dokładnie - "przepraszam za sformułowanie" - i niech Ci nie będzie miło Przyjaciel to najważniejsza osoba dla drugiej osoby, skoro uważasz że nie możesz jej pomóc to znaczy że nie jesteś jej przyjaciółką, albo mylisz pojęcia bo przyjaciółka nie jest równa koleżance Przyjaciel robi wszystko aby pomóc Przyjacielowi Jest częścią umysłu drugiej osoby, jest jego wielkim przewodnikiem i musi być dla niego lustrzanym odbiciem miłości która jest w Nim SAMYM
Słowa: "nie będę już pisać" świadczą o Twoim braku argumentów, wiesz że nie potrafisz się wytłumaczyć i wygląda na to że nie potrafisz się przyznawać do błędów, nie chodzi tu tylko o ten temat ale także o wiele podobnych
Wybacz, ale musisz się zastanowić i napisać czego od nas oczekujesz
PRZEPRASZAM
Ok Rafik nie trzeba już nic co d tego tematu.
Załatwię to osobiście, tak jak gadaliśmy.
I wybaczcie, że nie opiszę tego wszystkiego tu na forum... zbyt ciężka sprawa
No to Koniec Tematu PROSZE WSZYSTKICH o nie komentowanie tego co zostało tu napisane
PEACE
Hmmm... Nie wiem jak bardzo ta sprawa może być ciężka, ale chyba nie aż tak, żeby...
Z tego co pamiętam, Ty też miałaś z tym problem ... Gadałyśmy o tym dawno temu... Miałam nawet Twój numer na komórke...
Tak, Owieczko, ale nie piszmy w tym temacie o tym, to na GG jak już
Prywatne sprawy na PW albo na GG moje miłe Panie
Dlaczego tak jest,że kiedy się okaleczam fizycznie,przestaje na chwilę boleć dusza?
Hmm... Nie wiem, jak to jest i czy jest prawdą to, co napisałaś, ale myślę, że tu dużą rolę odgrywa nasza psychika. Osoba samookaleczająca się hmm... próbuje "wmówić sobie", że teraz jest ok. Nic mnie nie boli poza raną... A może szok?... A zresztą.... Nie znam się...
Ja się niestety znam na tym... z autopsji...
Kiedy koncentrujesz się na tym, że ból sama sobie zadajesz, to podświadomie wydaje sie, że ma się nad nim kontrole... a dopiero po czasie przychodzi wstyd, poczucie poniżenia, strach... ale uzależnienie od bólu jest bardzo silne...
To forma ucieczki. Nie wyjdziesz z tego sama. Ja radziłabym znaleźć albo dobrego psychologa albo jakiegoś kapłana komu ufasz; trzeba dotrzeć, dlaczego chcesz sobie zrobić krzywdę, dlaczego chcesz w jakiś sposób siebie unicestwić bo to mechanizm autodestrukcji, tylko bardziej atakuje psychikę...
Można z tego wyjść, uwierz
Jak chcesz, napisz PW
Dlaczego tak jest,że kiedy się okaleczam fizycznie,przestaje na chwilę boleć dusza?
Do lekarza...
Dlaczego tak jest,że kiedy się okaleczam fizycznie,przestaje na chwilę boleć dusza?
jak się wkłada za ciasne buty, to też zapomina się o bólu głowy ...
Dusza to m.in. emocje. Jest różnica między duchem a duszą.
Samookaleczanie często zaczyna działać jak narkotyk, najpierw zaczynasz od małych ran a później kończysz na większych.
To że jak twierdzisz dusza mniej Cię boli nie oznacza że to jest dla Ciebie dobre.
Poza tym to złudne odczucie. Zapychacz. Znam z autopsji.
skupienie na bólu fizycznym powoduje ze sie zapomina o wszystkim innym
A co jeśli ktoś okalcze się za wiare, dla ratowania swojej duszy poprzez cierpienie ?
A co jeśli ktoś okalcze się za wiare, dla ratowania swojej duszy poprzez cierpienie ?
Z tego co wiem to takie praktyki zostały przez Kościół potępione.
moja bliska koleżanka od 3 lat się samookalecza, ja wiem o tym od kilku miesięcy i jak dotąd hmmm rozmawiam z nią o tym, staram się nie pozostawić jej samej sobie, byłam z nią u psychologa, ale to nie dało wiele, ponieważ akurat ta pani stwierdziła że nie umie jej pomóc i wysłała ją do psychiatry... psychiatra, sama nazwa zniechęca, poza tym jestem prawie przekonana że nie pójdziemy już do żadnego psychiatry, narazie moim może małym sukcesem? jest namówienie jej na spowiedź, już zresztą nie jedną... powiem wam że raz porządnie spanikowałam jak zobaczyłam że ona się ze mną żegna na gg a ja nic nie mogę zrobić!! ale na szczęście to się dobrze skończyło... wiem tyle - poza mną o regularnym zadawaniu sobie bólu nikt nie wie...
z cięciem wydaje mi się nie da się tak łatwo skończyć, bo ja to osobiście uważam za uzależnienie psychiczne, tyle tylko że ta niby "poprawa" która następuje po zadaniu sobie większego bólu niż ten jaki odczuwa się w duszy jest jedynie chwilowa, mija po pewnym czasie powraca szara rzeczywistość i znowu ucieczka w stronę żyletki... to nie jest sposób na nic!! potrzebna jest bliskość, świadomość istnienia osób którym na mnie zależy, to samo w sobie wiele daje
Z tego co wiem to takie praktyki zostały przez Kościół potępione. Ogladając niektóre reportarze pokazywane przy okolicy róznych świąt obchodzonych na świecie można odnieść inne wrażenie.
Ogladając niektóre reportarze pokazywane przy okolicy róznych świąt obchodzonych na świecie można odnieść inne wrażenie.
Chodzi ci o samookaleczanie się w stylu średniowiecznych praktyk pokutnych? Jeśli tak, to jest to zakazane, a przynajmniej Kościół takich rzeczy nie popiera. Wczoraj oglądałam "Kod Da Vinci" i przypomniał mi się Sylas Takie właśnie coś Kościół potępia. Samookaleczanie jest godzeniem we własne zdrowie i nie raz życie. Stąd sprzeciw. Umartwiać się można na wiele innych, bardziej pożytecznych sposobów.
I nieszkodliwych dla zdrowia psychicznego i fizycznego.
tak, to jest to zakazane, a przynajmniej Kościół takich rzeczy nie popiera. Nie wiem czy popiera czy nie ale jak pokazują urywki z ameryki południowej czy z różnych krajów zamorskich to pokazują ludzi np. idących szpalerem i biczujących się po plecach w drodze na jakąs góre pokutną z okazji swięta maryjnego itp.
Nie wiem czy popiera czy nie ale jak pokazują urywki z ameryki południowej czy z różnych krajów zamorskich to pokazują ludzi np. idących szpalerem i biczujących się po plecach w drodze na jakąs góre pokutną z okazji swięta maryjnego itp.
Nie wiem, czy z okazji świąt maryjnych, ale na pewno z okazji świat Paschalnych.
Takie praktyki podejmowane są na Filipinach
Samookaleczanie pozwala również wyładować złość, negatywne emocje, zamiast kopać w ścianę czy sprzątać można się ciąć czy drapać do krwi i w ten sposób rozładować negatywne emocje. no i na chwile zapomnieć o tym co boli w środku...
Dlaczego wyladowywac zlosc na swoim wlasnym ciele? To bardziej przypomina probe ukarania siebie samego niz pozbywanie sie negatywnych emocji.
Ja uważam, że jest to kwestia zaburzeń emocjonalnych. Osoba, która się samookalecza, uważa się, że jest beznadziejna, godna pogardy, nie należy jej się szacunek, że jest kimś bezwartościowym, a więc zaczyna wyżywać się w ten sposób na sobie samej, na własnym ciele. Jest to problem złożony. Wydaje mi się, że to kwestia relacji tej osoby z rodzicami i najbliższymi. Jeśli rodzice lub najbliższe mu osoby całe życie poniżały tą osobę, dawały jej do zrozumienia, że jest zła, do niczego się nie nadaje, osoba ta zaczyna czuć się faktycznie winna (choć tak naprawdę nie jest!) i okaleczaniem się, wyraża swoją nienawiść do siebie.
To bardziej przypomina probe ukarania siebie samego niz pozbywanie sie negatywnych emocji.
Wyobraź sobie, że jest to jedna z potrzeb człowieka: potrzeba poniżenia samego siebie. W zdrowym układzie jest to po prostu przyznanie się do winy, a także punkt na drodze zmotywowania siebie do dalszej pracy i postępów. W przypadku zaś patologii mamy do czynienia z samookaleczeniem.Słusznie zatem
ale jak pokazują urywki z ameryki południowej czy z różnych krajów zamorskich to pokazują ludzi np. idących szpalerem i biczujących się po plecach w drodze na jakąs góre pokutną z okazji swięta maryjnego itp.
Czy to że pokazuja jest tożsame z tym, że jest to poparte Poza tym tego typu odstępstwa są domeną głównie krajów Ameryki PD, gdzie kult maryjny przesrasta Himalaje czasami. Na marginesie, biczowanie ma zwiazek raczej z naśladowaniem Męki Pańskiej niz z Maryja...
Dlaczego wyladowywac zlosc na swoim wlasnym ciele? Wolałbyś na ciele innych ?
Wolalbym na niczyim ciele nie wyladowywac zlosci, ale jak juz musialbym wybierac to wybral bym cudze cialo
Wolałbyś na ciele innych ?
A co? Nie ma innych sposobów? Proponuję worek treningowy. Niezastąpiony przy wyładowywaniu się.
Niezastąpiony przy wyładowywaniu się. Niby worek ok, ale jednak to nie to samo co (ciach - uzasadnienie poniżej)
Daruj sobie kalosz takie durnowate teksty i zacznij pisać jak dorosły, a nie jak dzieciak ze zbyt bójną wyobraźnią
Myślę że nie ma co się rozwodzić nad tym dlaczego ludzie się kaleczą bo nie taki jest tego temat.
Samookaleczanie jest poprostu złe i myślenie że dusza boli mniej może jest słuszne, ale co z duchem?
Samookaleczanie jest poprostu złe i myślenie że dusza boli mniej może jest słuszne, ale co z duchem?
Cięzko dzielić człowieka na triadę: duch-dusza-ciało.
Wystarczy, że
Fragment który podałeś jest trafny jeśli chodzi o pokazanie że samookaleczanie to grzech, ale ja odnosiłem się do pytania: "Dlaczego tak jest,że kiedy się okaleczam fizycznie,przestaje na chwilę boleć dusza?".
Na to już odpowiedź padła... odwrócenie uwagi ...
Daruj sobie kalosz takie durnowate teksty i zacznij pisać jak dorosły, a nie jak dzieciak ze zbyt bójną wyobraźnią Może przesadziłem, ale gdyby ludzie więcej brali w swoim dorosłym zyciu usmiechów czy zachowań dzieci to może było by lepiej.
gdyby ludzie więcej brali w swoim dorosłym zyciu usmiechów czy zachowań dzieci to może było by lepiej.
Zależy w jakim kontekście. Chyba niekoniecznie pod względem wyobraźni Ale to nie w tym temacie.
Kalosz, dusza i duch to nie jest jedno. Ale nie chcę w to wnikać na tym topicu bo to nie ma sensu, ktoś chciał pomocy a wszyscy mówią teraz o czymś nie na temat.
boli nadal, przeniesienie bolu psychicznego czy duchowego na fizyczny.
jak juz ktos napisal wczensiej forma samowymierzenia kary, ukarania siebie... wlasnie rpzez zadanie sobie bolu, ran
Autodestrukcja po prostu. Niesety znam z autopsji.
ja tez i niestety znam motywy takiego dzialania. to wclae nie jest wesole.
Julia, jakiekolwiek masochistyczne działania nie jest wesołe. Wskazuje na pewnego rodzaju zaburzenia, którym należy przeciwdziałać. W miare szybkie aby nie doszlo do większego uszczerbku na zdrowiu.
rachel chodzilo mi o to, ze znam mortywy takiego dzialania i nie sa one wesole. wynika to moze i z zaburzen osobowosci, ale spowodowanych trudna sytuacja srodowiskowo-rodzinna, ktorej nie da sie zmienic
spowodowanych trudna sytuacja srodowiskowo-rodzinna, ktorej nie da sie zmienic
sytuacji w domu może i nie da się zmienić, ale przecież człowiek może walczyć z tym, np.idąc do specjalisty.
Przecież człowiek nie powinnien biernie poddawać się temu co każe mu czynić umysł.
no niby tak, niby teoretycznie moze isc do specjalisty, ale nie wszedzie jest taka mozliwosc, szczegolnie w malyych miejscowosciach gdzie wszyscy o wszystkich wsystko wiedza i wizyta u specjalisty (jaki by on nie był) bedzie na pewno zauwazona przez miejscowe plotkarki i... wtedy bedzie wiadomo ze "u tych" to z dzieciakiem cos nie tak, bo byl u psychiatry/psychologa. jakis chory, czubek, wariat. i taka osoba woli sobie zadac bol fizyczny (sama sobie, kiedy go "kontroluje", wybiera miejsce i moment) niz doswiadczac bolu psychicznego i ran od bliskich czy otoczenia.
osoba woli sobie zadac bol fizyczny (sama sobie, kiedy go "kontroluje", wybiera miejsce i moment) niz doswiadczac bolu psychicznego i ran od bliskich czy otoczenia.
przecież zadając bój fizyczna pogłębia bałagan w innych płaszczynach.Licząc się również konsekwencją uszczerbku na zdrowiu fizycznym,którego nie moża odzyskać później. Lepiej mieć ślady na ciele niż przezwyciężyć wstyd i pójść po mimo plotkar do lekarza??
wiesz, to roznie bywa. czasem ktos kto sie tnie, nie widzi zadnego innego rozwiazania, albo wstydzi sie do tego rpzyznac i wstyd jest tak silny i paralizujacy, ze nic z tym nie robi.
A czasami jest to mechanizm troszkę inny - to jak rekcja nie do końca kontrolowana, delikwent "budzi sie" w trakcie
Nie można tego traktować od razu jak chorobę psychiczną, to raczej choroba ducha ...
A czasami jest to mechanizm troszkę inny - to jak rekcja nie do końca kontrolowana, delikwent "budzi sie" w trakcie
zgadza sie, czlowiek moze nad tym nie panowac, robic to nie do konca swiadomie, a kiedy poczuje bol, wtedy... moze sie obudzic poczucie winy za to co zrobil, to narasta i tlumione znow moze zaowocowac za jakis czas kolejnym cieciem...
Nie można tego traktować od razu jak chorobę psychiczną, to raczej choroba ducha ...
kwestia ducha i psychiki są dość mocno połączone.
Moim zdaniem można podjąć prace z psychologiem, równocześnie pracująć nad płaszczyzną wewnętrzną[duchową].
Lepiej podjąc wysiłek , aby później nie mieć poczucia winny, że samookalecznie jest widoczne na płaszczyżnie fizycznej.
bedzie widoczne, ale z czasem faktycznie blizny beda coraz wyrazniejsze. czesto jest tak, ze osoby ktore sie tna albo ciely maja problemy z ukryciem blizn.
czasem jest tak, zer to samookalecznie jest jak narkotyk, sa uzaleznione od tego bolu, ktory sobie zadaja i nie moga tego przerwac, gdy sie nie tna zachowuja sie jak uzaezniony na glodzie...
Julia, uzależnienie =podjecie terapii psychologicznej.
Praca nad sobą.
Brak podjęcia jakichkolwiek kroków spowoduje, że człowiek będzie szukał coraz większych wrażeń.
dokladnie, a terapia i praca nad soba to kawal ciezkiej roboty. a jak sie nie ma oparcia w najblizszych to moze to byc ciezar nie do uniesienia.
Zawsze pozostaje Bóg
no tak, tylko powiem ci ze przy silnej depresji czlowiek nie mysli o bogu i oparciu w nim, ale potrzebuje fizycznie czlowieka, oparcia, przytulenia zrozumienia, a przy terapii szczegolnie kiedy porusza ona powazne i trudne sprawy takie oparcie w czlowieku jest bardzo wazne.
przy silnej depresji czlowiek nie mysli o bogu i oparciu w nim,
I to tylko od niego zależy.
szukaja raczej człowieka poduszki do poplakania czasami sama poduszka może wystarczyć
Julia napisał/a:
przy silnej depresji czlowiek nie mysli o bogu i oparciu w nim,
I to tylko od niego zależy.
to nie tak do konca. czy znasz specyfike depresji, a szczegolnie silnej depresji? czlowiek schodzi na poziom "wegetacji", nie zawsze jest w stanie racjonalnie myslec, wiec nie wymagajmy zeby jeszcze odwolywal sie do wartosci wyzszych.
Annnika napisał/a:
Julia napisał/a:
przy silnej depresji czlowiek nie mysli o bogu i oparciu w nim,
I to tylko od niego zależy.
to nie tak do konca. czy znasz specyfike depresji, a szczegolnie silnej depresji? czlowiek schodzi na poziom "wegetacji", nie zawsze jest w stanie racjonalnie myslec, wiec nie wymagajmy zeby jeszcze odwolywal sie do wartosci wyzszych.
Znam osoby z bardzo silnymi stanami depresyjnymi, cały czas na lekach jest, ale podejmuje wysiłek. Bóg jest u niej na pierwszym miejscu. Wierzy że tylko dzięki Niemu trwa pomimo swego stanu.
Jedna ze znajomych, zdecydowała się na zgłoszenie się na oddziała Zdrowia Psychicznego widząe,że jej stan jest zagrozeniem dla innych. Co jest w tym pięknego, że ona pomimo tego stanu, szukała oparcia w Bogu.
czy znasz specyfike depresji, a szczegolnie silnej depresji? czlowiek schodzi na poziom "wegetacji", nie zawsze jest w stanie racjonalnie myslec, wiec nie wymagajmy zeby jeszcze odwolywal sie do wartosci wyzszych.
Doskonale to znam. Ale zanim się wejdzie na ten poziom jest tyle czasu do roboty nad sobą że szok.
Ma on głównie za zadanie nie prowadzenie psychoterapii, co bardziej pomoc w odkryciu przyczyn
w przypadku, gdy osoba nie wierzy w Boga. To nawet ta droga jest już ważnym krokiem w podjeciu pracy nad sobą, nad emocjami.
Mam kolezanke, kuzynke.
Wszystkie się tną jak am im pomóc?
Jak zareagować?
Czemu rodzice tego nie widzą?
Pomóżcie
Prosze
Jeśli są młodsze od ciebie - to w łeb raz i drugi i zagroź, że powiesz ich rodzicom, bo inaczej to chyba nie pomoże.
ale to juz nie pomaga!
jednej rozdice wiedą!
ale do jednej już iałam zadzwonić ale ona mnie przekruszyła i nie zadzwoniłam i niby juz się nie tnie
Helmutt, to akurat rada w stylu "podaruj sobie".
Duszyczko, ja to znam z autopsji. Najlepsza pomoc to:
1. Modlitwa: Najważniejsze.
Poczucie, że ma się wsparcie. No i to wsparcie naprawdę się ma smiley Warto rozpuścić łańcuszek gdzie sie da. Już niewiarygodne rzeczy wymadlalismy
2. Wypłynięcie tematu.
Warto porozmawiać z taką osobą, jeśli nie było jeszcze oficjalnej rozmowy, o metodach radzenia sobie ze smutkiem i stresem. Może temat wypłynie, masz wtedy punkt zaczepienia. Poza tym świadomość, że ktoś przy mnie jest, nawet mentalnie tylko, bardzo wspiera i pomaga zaufać. A od posiadania kogoś wyjątkowo bliskiego wychodzenie z problemu sie zaczyna.
3. Życie sakramentalne.
Kochana moja istotka wiedząc , że ja mam problem ze spowiedzią w czasie wpadania w ciąg chodziła ze mną. Ona też wzrastała. 2 pieczenie przy jednym ogniu.
4. Nie demonizować.
Bardzo szkodzi, jeśli ktoś traktuje upadek jako tragedie godna Titanica. Upadków przed powrotem będzie wiele. Przytulić, powiedzieć "a teraz RAZEM idziemy dalej".
5. Być.
To najważniejsza pomoc. I niezastąpiona. Kiedy ktoś mi mówi, jak jego boli mój ból. Jak bardzo jest obok, aby mnie wspierać. Opieprzyć jak trzeba, ale i przytulić gdy głód skręca trzewia. A nałogowcy wiedzą, o jakim bólu mówię.
6. Psycholog
Na psychologa jest czas, gdy ktoś decyduje sie walczyć i chcecie oboje wiedzieć jak i od czego zacząć.
Ja zaczynam moje powroty do normalności od stałego spowiednika i kierownika duchowego. Niezastąpione.
rozmawiać.... zazwyczaj jak opowiadam im o SWOICH doświadczeniach w tej dziedzinie.... hmmm
Cóż... zazwyczaj to się bierze z samotności więc.
Nie wiem czy rozmowa o doświadczeniach pomaga, w każdym razie zależy na co kładziesz nacisk. Czy to sie beirze z samotności Przyczyna chyba nieco inna. Ale fakt, tnący sie często czują sie samotni i odrzuceni.
Nie chodzi mi o rozmowę o czymś konkretnym... raczej ogólnie. Najtrudniejsze jest zazwyczaj namówienie tego kogoś do rozmowy o problemie.... Więc dobrze jest chociaż pokazanie temu komuś że nie jest taki do końca samotny.
Tu masz rację. Łatwiej się rozmawia, jeśli się wie, że ktoś za na problem - staje się nie tylko "mój".
Tak swoją drogą:
Obawiam sie, że nie. Niestety mnóstwo osób uważa samookaleczanie za szczeniacka manię i modę. I uznają, że lanie pasem wybije głupotę z głowy... a to choroba. I to nierzadka.
Hmmm chorobą bym tego nie nazwał... Mimo wszystko metody "siłowe" w większości przypadków jeszcze bardziej pogarszają sprawę i sprawiają że osoba czuje sie podwójnie odrzucona.
Nałóg jest chorobą, a masochizm ( samookaleczanie nim jest) bardzo szybko przemienia sie w nałóg. I nie ma znaczenia, czy czynnikiem uzależniającym jest samo cięcie, krew, ból czy jeszcze coś.
Masochizm - rodzaj zaburzenia preferencji seksualnych, w którym jednostka odczuwa podniecenie seksualne w sytuacjach, kiedy zadawany jest jej fizyczny i psychiczny ból lub gdy jest poniżana. Przeważającą część masochistów (jak i sadystów) stanowią mężczyźni[potrzebne źródło].
Nazwa masochizm pochodzi od nazwiska Leopolda Sachera-Masocha, popularnego, XIX-wiecznego powieściopisarza, którego bohaterki lub bohaterowie często byli poniżani seksualnie przez swych partnerów.
aha ok....
Jeśli chodzi ci o "cięcie dla przyjemności" cóz... to jest poprostu choroba psychiczna dość ciekawa swoja drogą.
Jeśli chodzi o preferencje seksualne to dość częste hehehehehe
Ale jeśli przyczyną jest depresja, presja otoczenia, smutek itd. To zazwyczaj jest to kwestia "krzyku" takiego ostatniego sposobu na zwrócenie na siebie uwagi, chęć ucieczki od bólu psychicznego poprzez zadawanie sobie fizycznego bólu i jeszcze parę takich możliwości....
Osobiście znam kupę takich ludzi a sam przez pewien czas miałem z tym epizodzik... chociaż może w nieco innej formie.
Ogólnie jednak przyczyny nacinania mogą być bardzo różne, trudno mówić o ogólnikami.
No one bez powodów się tną
Duszyczko, nigdy nie ma "bez powodów". Tylko czasami są to powody świadomie przeżywane, czasami działa podświadomość.
Alejedna to robi bo ją to rajcowało a druga bo inne to robiły
Ale co może być "rajcownego" w okaleczaniu się? Miałam koleżankę, która też się okaleczała. Nie tylko cięła, ale i przypalała papierosami - potem się tym chwaliła, jakie ma blizny. Naprawdę nie potrafię zrozumieć co jej się w tym podobało, bo ciało, ręcę wyglądały po czymś takim naprawdę okropnie - na dodatek na całe życie. Wątpliwy sposób "upiększania".
Myślę, że osoby, które się okaleczają, chcą w ten sposób zwrócić na siebie uwagę innych. Może nawet w sposób nie do końca świadomy.
To jedna grupa. Poza tym dla niektórych to sposób "szpanowania", poprawy samopoczucia, czują sie odważne, bo łamią opory przed bólem.
Druga grupa to tnący sie w tajemnicy.
Tutaj zapraszam
Już tematy dla naszej wspólnej wygody scaliłam
http://wiadomosci.onet.pl...2,kioskart.html
Coraz częstszy problem nastolatek
Samookaleczanie się jako oznaka wewnętrznego cierpienia to coraz częstszy problem dzisiejszych nastolatek.
– Wiele razy nacinałam sobie skórę na nadgarstkach metalowym spinaczem. Robiłam to wieczorem w moim pokoju. Byłam równocześnie zła i smutna – zwierza się 14-letnia Marion. Wygląda jak większość dziewcząt w jej wieku: długie włosy, T-shirt, dżinsy i adidasy. Tenisowa opaska wokół nadgarstka maskuje ledwie widoczne już dzisiaj blizny.
Niepewnym głosem opowiada po raz pierwszy o swoich „głupotach” pani psycholog z wyspecjalizowanego ośrodka leczniczego w departamencie Aisne. Owe „głupoty” nazywają się skaryfikacja (nacięcie skóry) lub samookaleczenie.
Owa „moda” zaczyna się one upowszechniać wśród nastolatków. W mniejszym stopniu dotyczy to chłopców, którzy wolą wyrażać cierpienie kierując agresję raczej na zewnątrz niż na własne ciało. Okaleczenie polega na nacinaniu skóry na nadgarstkach, ramionach, czasami na udach i brzuchu, za pomocą ostrego przedmiotu, zwykle brzytwy czy nożyka. W pierwotnych społeczeństwach stanowiło element rytuału przejścia do dorosłości lub oznaczało przynależność do określonej grupy.
– Dojrzewanie zawsze było okresem trudnym, ale dzisiaj młodzi patrzą inaczej na swoje ciało i niektórzy zdają się odczuwać czasami potrzebę jego kaleczenia – mówi z niepokojem Dominique Versini, rzecznik praw dziecka. Postanowiła zająć się nowymi przejawami psychicznych cierpień nastolatek – w tym samookaleczaniem – w swoim rocznym raporcie, który ma być ogłoszony pod koniec tego roku.
We Francji nie przeprowadzono jeszcze popartych danymi liczbowymi badań owego zjawiska, wciąż jest to temat trochę wstydliwy. Wiadomo jednak, że samookaleczeń dokonuje ponad trzy miliony Amerykanów, a w Wielkiej Brytanii stanowią one 10 procent przyczyn hospitalizacji młodych ludzi. Są to oceny psychiatry Armando Favazzy z jego raportu z 1996 roku. Narodowy Instytut Zdrowia i Badań Medycznych we Francji (INSERM) ujawnił w przeprowadzonym w 2004 roku sondażu na temat stanu zdrowia młodzieży w wieku 14-20 lat pozostającej pod nadzorem sądowym, że 14 procent dziewcząt i cztery procent chłopców przyznało się do posiadania nacięć.
Na pierwsze spotkanie z panią psycholog Marion przychodzi w towarzystwie matki, która cały czas mówi, pozwalając córce zachowywać uporczywe milczenie i wyrażać swoją postawą pewne zażenowanie. – Marion, skąd przyszedł ci do głowy taki pomysł? – pyta wreszcie psycholog. – Zauważyłam na dziedzińcu szkolnym dziewczynę, która się cięła. Powiedziałam, że ja też to zrobię – wspomina Marion. – Ona naśladuje wszystkie głupoty swoich koleżanek – wzdycha matka. Jest troskliwa i nieco apodyktyczna.
– Naśladownictwo nie może przysłaniać prawdziwych przyczyn złego nastroju, nazywanego niekiedy bólem istnienia – twierdzi psycholog i psychiatra Catherine Rioult. – Te nastolatki robią sobie nacięcia, aby zmaterializować trudne do wytrzymania cierpienia psychiczne. Dzięki okaleczeniom ból staje się bardziej realny, łatwiejszy do opanowania, odczuwają więc potem ulgę.
Marion mówi jednak, że nie czuła żadnej ulgi po pocięciu się. Zrobiła to jednak powtórnie, kilka miesięcy po pierwszym razie, drapiąc sobie brzuch pręcikiem od kolczyka. Większość dziewcząt, które dokonują samookaleczeń twierdzi, że podczas tej czynności nie odczuwają żadnego bólu. Lubią potem patrzeć na płynącą krew. – To jest dowód życia i akt zaklinania. Chcą usunąć złą krew, jak to robiono niegdyś upuszczając ją – analizuje Rioult.
Pewną rolę grają również blizny pozostawione przez zranienia. Nastolatki pokazują je lub ukrywają, zależnie od okoliczności. – Zaznaczają swe ciało w ten sposób, aby odróżnić się od rodziców i pokazać, jak bardzo cierpią, nie ubierając tego w słowa. Być może czasami chcą odwrócić uwagę od pojawiających się oznak kobiecości. Chyba tak te ślady powinny być odczytane – mówi na zakończenie Catherine Rioult.
Samookaleczenie nie bierze się z niczego. To efekt, przede wszystkim braku miłości do siebie, nagromadzonych emocji i złych uczyć, złości na siebie i pragnienia jakiejś ulgi. Taka osoba mogłaby w inny sposób rozładowywać emocje, ale często te inne sposoby nie przynoszą takiej upragnionej ulgi. To już nie grzech, ale choroba. Osoba, która się samo okalecza również chce zakomunikować, że dzieje się z nią coś złego, że ma problemy... Może stać się również nałogiem.... Wtedy nie można mówić, że to jest grzech. To choroba.
Inne powody i okoliczności opisał ks. Marek. Opisał też jak patrzą na to psycholodzy... Cóż nie wiem,czy w takich sytuacjach jest grzechem... chyba tak... ale nie do końca...
Osoba, która się samo okalecza również chce zakomunikować, że dzieje się z nią coś złego, że ma problemy... Ale często osoby te kryją dowody swych czynów.
Ale często osoby te kryją dowody swych czynów.
Tak, to prawda... niestety... bo mimo wszystko nie chcą, aby im pomagano... odcinają się od ludzi... chcą być z tym same... i przede wszystkim uważają, że nit nie jest w stanie im pomóc....
A chyba każdy, czy przynajmniej wiekszość wie, ze to kłamstwo.
Szczerze... wątpię.. nie wiedzą, dopuki ktoś im tego nie powie, a raczej nie wykrzyczy...
Mimo wszystko, pozostane naiwny
Chciałabym być tak naiwna jak ksiądz... niestety moja autopsja mi ma to nie pozwala...
Niestety człowiek bardzo szybko przestaje widzieć drogę ucieczki z kłopotów. Zamyka się na nią, ale to raczej podświadome, a nie świadome.
samookaleczenie to... powracające złudzenie...
Jest późny wieczór, już dawno po jedenastej. Małgosia ukradkiem wychodzi do łazienki. Jest bardzo zdenerwowana, nosi ją. Ojciec znowu zbił jej mamę, tak prawie do nieprzytomności, a ona nie mogła nic na to poradzić. Chwyta więc za nożyczki do paznokci i z całej siły drapie nimi skórę przedramion, aż do krwi. Kiedy pojawiają się ciemnoczerwone strugi, doznaje wielkiej ulgi, odpręża się. Małgosia nie chce rozmawiać na ten temat z nikim, choć parę osób zauważyło blizny na jej ciele. Znamienne jest jednak to, że kaleczy się zawsze, kiedy ojciec bije jej mamę i wrzeszczy... Źródło
Nie wspomne, jakie piekło na siebie zaciąga taki tatko i jemu podobni.
To tez pole, które trzeba nieustannie obrabiać: rodzice.
Każdy kaleczy się w pewnych okolicznościach... To oznacza, że nie ma czegoś takiego, że codziennie o tej i o tej godzinie ktoś się kaleczy.. ale kaleczy się zawsze gdy... i tutaj można rozpocząć od problemów w domu... Bo problem ten przecież występuje głównie w rodzinach patologicznych... Gdy jeden z rodziców jest alkoholikiem i robi awantury, bije... Gdy rodzice nie poświęcają swojej uwagi dzieciom, gdy są one zaniedbywane, gdy nie ma między dziećmi a rodzicami takich relacji, które umożliwiałyby pełne zaufanie i dzieci mogłyby zawsze i o wszystkim powiedzieć rodzicom. Poza tym wszystko zamyka się w domu, nikt inny przecież nie może nic wiedzieć... Bo przecież jeśli w rodzinie jest alkoholik, to wszyscy pozostali członkowie stają się współuzależnieni... Emocje, ból, wszystko zawsze jest gdzieś chowane, ale przecież musi mieć ujście... W takich wypadkach zazwyczaj na siebie..
A nie oszukujmy się, to może się jedynie spotęgować, przecież ten świat dąży do rozbicia rodziny...
No właśnie. Tu jest pies pogrzebany, nie przebierając w słowach. Mógłbym całymi godzinami opowiadac o rodzinach, które kaleczą się tak, że sił nie ma, by kleić te rany...
a samookaleczanie to tylko cieższe formy autoagresji,są także i te mniej szkodliwe - może nie zagrazające życiu ale zdrowiu na pewno
a samookaleczanie to tylko cieższe formy autoagresji,są także i te mniej szkodliwe - może nie zagrazające życiu ale zdrowiu na pewno
Tak... dajmy na to, że komuś "patrzą na ręce" w sensie dosłownym i przenośnym, bo wiedzą, że ta osoba się samo okalecza, to ta osoba znajdzie inne sposoby na autoagresję, których nie da się zauważyć gołym okiem.. ale niszczy zdrowie..
to ta osoba znajdzie inne sposoby na autoagresję
hmmm z tego wynika ze autoagresja już by nie była auto- tylko w pełni świadoma. autoagresja jest w dużym stopniu "nieświadoma" (czyt. powodowana innymi czynnikami -tak bardzo silnymi że nie mozliwymi do wytrzymania że ona musi zaistnieć). I w tej autoagresji są i jej inne formy nie tylko samokaleczanie się...
Gradzia, jak chcesz utnij mi rękę za to co powiem. Osoba, która zadaje sobie ból wie, że to jest autoagresje (oczywiście znajdzie na to tysiące innych określeń) i jest tego świadoma.... zawsze... A jakimi czynnikami jest powodowana, to o tym już była mowa... Osoba uzależniona od autoagresji jest jak alkoholik, który zrobi wszystko dla kieliszka wódki, ale tak żeby nikt tego nie widział... zrobi wszystko żeby poczuć ten ból.... bo to jest jej pragnieniem, bo to przyniesie jej ulgę w takiej czy innej sytuacji....
Popatrz na to co napisałam w nawiasach...osoba jest świadoma tego co robi, ale gdyby mogła to chciałaby przestać, ale nie może bo to silniejsze od niej, albo jak już zacznie to nie może oprzeć się temu - dlatego nazywa się to auto-....i dalej - jesli nagle przestaje się samokaleczać ale czynnik to wywołujacy pozostaje, to samookaleczanie zastąpione jest inną czynnością auto-i nie ma tu szukania świadomego...
A czy ja napisałam, że szuka świadomie.. nie napisałam tylko że szuka... Poza tym pisałam o sobie.... Bo akurat mi patrzą na ręce... a jestem uzależniona od autoagresji... A masz rację chcę przestać... problem w tym, że nie potrafię.. nie pomaga mi psychoterapia, nie pomaga mi chemia... tylko ból...
to ta osoba znajdzie inne sposoby na autoagresję - jeszcze raz to zdanie Twoje - z tego wynika ze tak jakbyś szukała swiadomie czegoś zastępczego...ale zakończmy tą słowną przeplatankę. proszę
Anielice! Pax miedzy chrześcijany
x. Marku... już skończyłyśmy...
[ Komentarz dodany przez: Ks.Marek: Pon 23 Lip, 2007 19:05 ]
Jeśli są młodsze od ciebie - to w łeb raz i drugi i zagroź, że powiesz ich rodzicom, bo inaczej to chyba nie pomoże.
Najlepsza metoda, gdy mamy do czynienia z przypadkiem cięcia się dla szpanu, robienia z siebie cierpiętnika by zwrócić na siebie uwagę Kiedyś na topie było być szczęśliwą, uśmiechniętą blondynką teraz należy sobie pofarbować włosy na ciemny kolor, ubrać się na czarno, włożyć glany, słuchać Nirvany i prowadzić bloga o tym, że "nikt mnie nie rozumie, zewsząd otaczają mnie puste różowe świnie, eh takie życie to po prostu g***, idę się pociąć!!" (w tle obowiązkowe czarno-białe obrazki mrocznych aniołów, najlepiej takich z pokrwawionymi rękami )
Jednak czasami ludzie są naprawdę w depresji, nie potrafią już sami wydostać się z doła w jakiego się zakopali i wtedy sprawa nie jest śmieszna. Nie mam szczerze pomysłu co konkretnie należy zrobić ale wydaje mi się że takiej osobie należy okazać współczucie, ale nie przesadzać w tym, bo jeszcze się dobrze poczuje w tej roli...Nie płakać z nią! Aaa...i jakoś nie mam przekonania do psychologów. Udzielają rad na które stać każdego rozumnego człowieka. Gdybym miała depresję, nie chciałabym za nic zwierzać się komuś obcemu zarabiającemu na tym, że siedzę przed nim na stołku i spowiadam się z powodów moich złych humorków No ale niektórym to pomaga
Gdybym miała depresję, nie chciałabym za nic zwierzać się komuś obcemu zarabiającemu na tym, że siedzę przed nim na stołku i spowiadam się z powodów moich złych humorków No ale niektórym to pomaga
1. Depresję się leczy. Aby ją móc zdiagnozować trzeba udać się do lekarza (psychiatra, psycholog). Można iść "na NFZ" albo prywatnie. W pierwszym przypadku poradę, terapię opłaca ZUS/KRUS, w drugim płaci się z własnej kieszeni. I jest to zupełnie normalna praktyka w cywilizowanym świecie. Wybór należy do nas samych.
2. Zwierzanie się nie ma miejsca w wypadku terapii. Raczej mówimy tu o ZAWIERZENIU specjaliście, lekarzowi, drugiemu człowiekowi, który jest po to, by mi pomóc.
3. Spowiedź to sakrament. Rzeczywistość o dwóch biegunach: ludzkim oraz Boskim. To praktyka wypływająca z ZAWIERZENIA Bogu. Można ją odbywać wszędzie i o każdej porze. Nie tylko na stołku. Zwykle jednak się klęczy przy kratkach konfesjonału. Klęczy się przed miłosiernym Chrystusem, który poniósł nasze grzechy, nie zaś humorki na Krzyżu. Klęczy się zatem i przed tymi grzechami. Klęczenie to znak pokuty oraz uwielbienia Boga. Uwielbienia za to, że jest i że zabiera ode mnie to, co mnie obciąża.
Pokuta i uwielbienie to środki ku temu, by był humorek a nie mu-chomorek
Z Bogiem.
Gdybym miała depresję, nie chciałabym za nic zwierzać się komuś obcemu zarabiającemu na tym Psychiatra jest tylko od tego, żeby cię zdiagnozować. Tego typu problem leczy się psychoterapią, którą nie koniecznie musi prowadzić psychiatra, czy psycholog, może to być dowolna osoba, do której masz zaufanie, a która ma jakieś umiejętności psychoterapeutyczne. Jest to nic innego jak leczenie rozmową na spotkaniach odbywających się raz w tygodniu, trwających ok. godz. Psychoterapeuta stara się pomóc zaradzić twoim problemom, dojść do źródła tych problemów, stara się trafić do ciebie. Fakt, że nie zawsze taka rozmowa może ci pomóc, bo nie każde słowa do ciebie trafią, nawet jeśli się pójdzie do doświadczonego psychoterapeuty, w końcu każda osoba jest inna i to co trafi do jednej osoby, do innej nie.
Jednak na depresje, załamania, zaburzenia psychiczne jedynyn lekarstwem są właśnie psychoterapie.
Jednak na depresje, załamania, zaburzenia psychiczne jedynyn lekarstwem są właśnie psychoterapie.
zgadzam się, na poważne załamania i zaburzenia psychiczne to jedyne sposób, jednak chodziło mi o osoby z dołkiem z którego wyprowadziłby z łatwością jeden bliski człowiek, a nie psychoterapeuta (niejasno się wyraziłam, przyznaje).
Ale że do depresji i tym podobnych narazie zarówno mi, jak i moim znajomym daleko, nie mam wiele do powiedzenia.
Spowiedź to sakrament. Rzeczywistość o dwóch biegunach: ludzkim oraz Boskim. To praktyka wypływająca z ZAWIERZENIA Bogu. Można ją odbywać wszędzie i o każdej porze. Nie tylko na stołku. Zwykle jednak się klęczy przy kratkach konfesjonału. Klęczy się przed miłosiernym Chrystusem, który poniósł nasze grzechy
proszę sobie wyobrazić, że wiem co to jest spowiedź, ale nie lubię powtórzeń, dlatego zamiast słowa "zwierzać" użyłam "spowiadać". (mogłam napisać "mówić o swoich problemach, ale nie przyszło mi to wtedy do głowy). Przepraszam, jeśli to takie niepoprawne, choć zauważyłam, że osoby wierzące z mojego otoczenia też czasami się tak wyrażają...
Spowiedź to sakrament.
naprawdę??
Problem nadal aktualny. Większość ludzi, jak sądzę, w skrytości uprawia samookaleczenie, nie dając sobie pomóc.
Większość ludzi, jak sądzę, w skrytości uprawia samookaleczenie, nie dając sobie pomóc.
A dlaczego ks tak uważa?
A dlaczego ks tak uważa? Mam oczy i uszy szeroko otwarte. Co więcej: mam do czynienia z 2 setkami 16 latek...
W tym wieku to czasami gorsza zmora niż epidemia świnki - rozprzestrzenia sie równie szybko
Tak problem aktualny... ale pomóc możemy tym, którzy tę pomoc będą chcieli przyjąć. W większości jest tak, że jeśli ktoś się uzależni od autoagresji, raz że się wstydzi, dwa, nie oczekuje i nie chce przyjąć żadnej pomocy, trzy ciężko do niego trafić. No i nie ma jednej recepty na to jak komu pomóc. Do każdej osoby trzeba podejść indywidualnie, bo też powody są różne...
ps. Warto poczytać co pisze na *tej stronie*
A ja sugeruję zakończyć offtopik
[ Komentarz dodany przez: Ks.Marek: Nie 30 Mar, 2008 23:34 ]
Jako że temat ożywiłem w kierunku nie do końca zgodnym z przeznaczeniem, zamykam go.
Otwieram wątek.
Nie czytałam, czy o tym było.
Mianowicie, czy samookaleczanie ma tylko wymiar fizyczny czy też można mówić o samookaleczeniu np. w psychice?
(...)czy też można mówić o samookaleczeniu np. w psychice?
Nie jestem pewna co masz na myśli, ale sądzę, że można też okaleczać siebie psychicznie.
Nie czytałam, czy o tym było.
Mianowicie, czy samookaleczanie ma tylko wymiar fizyczny czy też można mówić o samookaleczeniu np. w psychice?
Wątek generalnie jest o samookaleczeniu fizycznym ale psychicznie też można. I szczerze mówiąc co gorsze. Ogólnie to chyba jest tak, że nie da się tego rozgraniczyć. Jak okaleczasz się fizycznie to jednocześnie psychicznie, nie da się tego rozgraniczyć. A z drugiej strony jak ktoś rani ci psychę to ty przerzucasz się na ciało. Wnioski takie wysnułam po wielu rozmowach z osobami autoagresywnymi ale także z obserwacji i lektur
[ Dodano: Wto 18 Lis, 2008 19:35 ]
Nie jestem pewna co masz na myśli, ale sądzę, że można też okaleczać siebie psychicznie.
Ale w definicji nie znalazłam żadnej tego aspektu. Samookaleczanie w psychologii dotyczy ciała.
Nie mylmy jednak pojęć. Na pewno takie szarganie się psychiczne jest innym pojęciem. Nie ma sensu tu w tym wątku teraz mieszać.
Nie mylmy jednak pojęć. Na pewno takie szarganie się psychiczne jest innym pojęciem. Nie ma sensu tu w tym wątku teraz mieszać.
To stwórzmy inny wątek, choć on i tak byłby podobny do tego.
Czyli nie ma potrzeby
Zatem , po przeczytaniu tego, co napisaliście, stwierdzam,ze samaokaleczenie dotyczy ciała, a na samodzielne niszczenie swej psychiki jest juz inne określenie.
samodzielne niszczenie swej psychiki jest juz inne określenie. Jakie? Mi się zdaje, że chyba dalej pozostajemy w sferze samookaleczeń.
Także jestem podobnego zdania. Tym bardziej, że można rozdzielić jednej sfery od drugiej. Obie są bardzo ważne i istotne w rozwoju człowieka.
Ale chyba Annika napisała coś innego?
Bo trzymam się naukowej definicji - samookaleczanie to uszkadzanie ciała w celu osiągnięcia zaspokojenia (seksualnego lub emocjonalnego).
http://www.autoagresja.pl...hologiczne.html
Pod tym linkiem są kontakty na fachowców pomagających osobom z samookaleczeniami.
Stanowczo nie wchodźcie w galerię.
[ Dodano: Sro 19 Lis, 2008 19:20 ]
Proponuję nie kłócić się o definicje, skoro każdy różnicę i tak widzi i wiadomo, o co chodzi. Powróćmy do tematu może, co?
Stąd moje linki od poradni i telefonów zaufania
To może ktoś Ci da "pomógł"...?
Jeśli się przyda -ale fakt, że mnóstwo pożytecznej wiedzy na tym portalu znalazłam.
Najbardziej rozwalił mnie tekst:
samookaleczanie to uszkadzanie ciała w celu osiągnięcia zaspokojenia (seksualnego lub emocjonalnego).
Jak to rozumieć? Podniecanie się na widok żyletki?
Nie Kłapciu. Chodzi o to, że czasami podłożem do samookaleczeń jest także masochizm.
Masochizm, Encyklopedia zdrowia
powrót do listy
MASOCHIZM
Encyklopedia
Masochizm. Zboczenie płciowe, w którym zaspokojenie osiąga się przez cierpienia fizyczne, a częściej psychiczne, zadawane przez partnera lub samego siebie.
Zdarza się także, że masochizm jest skutkiem samookaleczenia na tle emocjonalnym.
taka samonapędzająca się machina.
Autoagresja to działanie lub szereg działań mających na celu spowodowanie psychicznej albo fizycznej szkody, jest to agresja skierowana „do wewnątrz”. ..[...]..Osoby stosujące takie praktyki wierzą, że cierpią na poważną chorobę, zaprzeczają faktowi, że same wywołują swoje dolegliwości. Pozorowane są choroby układu pokarmowego .. Niektóre dewiacje są przedziwne. Podobnie autoagresja czy jej kolejne "wcielenia".
Uważam jednak, że przyczyn samouszkodzeń może być więcej, a wynikać mogą np. z patologii społecznej lub wyrachowania. I tak; w światku przestępczym często ktoś dokonuje samouszkodzeń, gdyż rozległe blizny znajdują tam uznanie; taka zimna operacja na sobie, podobnie jak kryminalista z dużym wyrokiem może z wyrachowania ciężko się uszkodzić dla łagodnych warunków szpitalnych - skąd też łatwiej uciec gdy się lepiej poczuje.
Z innego rodzaju: można też się uszkodzić dla zwolnienia lekarskiego lub pozorując wypadek - dla odszkodowania czyli z wyrachowania.. Autoagresja nie wchodziłaby tu w rachubę.
Szczerze odradzam!!!
Może ktoś znajduje inne jeszcze czynniki? (mogę się też mylić).
'
Może ktoś siebie tak bardzo nienawidzić, że sprawia mu przyjemność samookaleczanie - tak kara.
I w moim odczuciu to społeczeństwo powinno płacić za takiego pacjenta i to drogo!!!Rozumiem przez to,ze duża część składki, którą się płaci na ochronę zdrowia, powinna iść na leczenie takich ludzi.
Bo taka osoba sama sie do takiego stanu nie doprowadziła...
Zgoda, jednak jest to ta ścieżka: nienawiść - wynikająca z niej agresja - skierowanie jej przeciwko sobie - działanie - spełnienie i samozadowolenie z powodu konkretnego rozładowania napięcia. Ciało otrzymuje (niezasłużoną) karę. Nienawiść jest wtedy zaspokojona, zadowolona, syta, i rozwija się bujnie nie przeszkadzając już człowiekowi w normalnym funkcjonowaniu a kiedy ten myśli, że już się jej pozbył, ona zaczyna wołać o następną "dawkę" z jeszcze większą siłą. Błędne koło?
- Nienawiść to jedno z uczuć towarzyszących na co dzień człowiekowi i właściwie skierowana może być nawet użyteczna (bez prymitywnej formy cielesnej agresji).
Skierowanie tego uczucia przeciwko własnej agresji pewno nie byłoby błędem - to na początek, a dalej.. czy ja wiem.. - Natury ludzi są jak odciski palców - niepowtarzalne! i może to kwestia indywidualnego podejścia?
Własna nienawiść contra własna agresja - obie dokonują samounicestwienia w sferze emocjonalnej, bez szkody dla ciała.
Nienawiść to jedno z uczuć towarzyszących na co dzień człowiekowi i właściwie skierowana może być nawet użyteczna
Chyba nie czułeś nigdy prawdziwej nienawiści, skoro coś takiego piszesz. Każda nienawiść niszczy przede wszystkim jej właściciela, dlatego należy czynić wszystko, aby się jej czym prędzej pozbyć.
Przeczytałam wszystkie posty, ale nie poruszono tu paru ważnych sprawach:
1. przyczyną autoagresji może być bezsilność wobec "domowego horroru" lub obwinianie się za ten stan rzeczy (choć tak naprawdę wina leży gdzie indziej) i nieradzenie sobie z płynącymi stąd emocjami, wywołane toksycznością lub patologią rodziców/rodzeństwa - dopóki nie zostanie odcięty dostęp źródła "zła", nie ma szans na wyleczenie
2. leczenie takiego stanu opiera się na miłości, osoba leczona potrzebuje czuć, że ktoś/coś ją bezwarunkowo kocha; leki są jedynie środkiem wspomagającym, czasem niestety niezbednym, stąd potrzeba kontaktu z psychiatrą; ważną sprawą jest uświadomienie tej osobie, że Bóg chce aby ona sama się pokochała, bo bez tej miłości, nie będzie w stanie prawdziwie pokochać Boga i jakiegokolwiek innego człowieka (pierwsze i drugie przykazanie miłości) - stanowczo za mało mówi się o tych przykazaniach, szczególnie drugim ... na mszach też
3. jeśli choć jeden rodzic jest w stanie przyjąć prawdę o stanie dziecka, należy go o tej autoagresji natychmiast powiadomić, bo to właśnie on ma największą możliwość uruchomić szybką i szeroką pomoc, włącznie ze zmianą relacji w rodzinie oraz roztoczeniem widocznej miłości wobec dziecka; jeśli ta droga jest odcięta - pozostają różne instytucje i przyjaciele oraz nadzieja, że wyprowadzenie z domu nastąpi szybciej, niż autoagresywne wyniszczenie organizmu. Wielu rodziców jest nieświadomych tej groźnej sytuacji z powodu ukrywania tego zachowania.
Znam pewną dziewczynkę, która z powodów patologii w rodzinie weszła na tą niebezpieczną drogę. Jednak matka przez przypadek to odkryła i podjęła starania, aby złagodzić przyczyny i objąć dziecko szczególną troską i miłością. Tatuś niestety był z tego procesu wyłączony, bo do dziś nie jest wewnętrznie do końca przekonany co do roli psychoterapii, poza oczywiście "uznaniem" człowieka za "wariata". Wiem, że dziewczynce pomógł także codzienny kontakt ze zwierzaczkami:
Pies jest rasy golden retriver, wykorzystywanej też w psychoterapii.
Obie wypowiedzi są bardzo mądre.
Świetnie sie je czytało.
Tubogdan rzeczywiście, byc może, pomylił nienawiść z czymś innym, bo zgadzam się,że uczucie nienawisci jest niszczące dla człowieka.
Samookaleczenie przynosi ulgę, daje przyjemność. Osoba,która siętnie nie czuje bólu od razu... zaczyna go odczuwać po jakichś 3 godzinach.
A nawet jeśli odczuwa to ten ból jest bodźcem pozwalającym się mocniej wyłączyć z rzeczywistości.
Samookaleczenie przynosi ulgę, daje przyjemność
Zależy komu daje przyjemność? Ciekawe co czują np rodzice takiej młodej osoby, która siebie okalecza?
Czy też czuje przyjemność?
Myślę, że takie osoby mają poważne problemy z którymi same nie potrafią sobie poradzić a bardzo często nie chcą pomocy też z innej strony, wolą wchodzić w coś, co pozwoli zwrócić uwagę na siebie lub odreagowywać swój gniew na sobie nie chcąc angazować w swoje problemy inne osoby.
Z jednej strony wyłączają się z rzeczywistości a zdrugiej ranią też inne bliskie osoby - widok sznytów na ciele to raczej nic przyjemnego, szczególnie dla rodziców czy innych bliskich osób, którym może zależeć na takiej osobie, ale często nie wiedzą jak takiej osobie pomóc, tym bardziej gdy ona sama nie chce sobie pomóc. Znam osoby, które robiły to na pokaz, aby przypodobać się kolegom.
Dla mnie to jest po prostu nie zrozumiałe.
Pozdrawiam.
Tak na pokaz dla mnie jest też niezrozumiałe. To czysty egoizm, ale rozumiem okaleczanie się z powodu problemów. I proszę Cię Tomku nie wysuwaj wniosków, że takie osoby nie chcą pomocy. Właśnie to jest to wołanie o pomoc. Często takie osoby o wiele wcześniej wołają o pomoc, na różne sposoby, tylko najwyraźniej nikt tego nie dostrzega, a jeśli nawet zauważą to bagatelizują.
Nie twierdzę, że wszystkie osoby, które się okaleczają nie chcą pomocy, ale wierz mi, że są też takie, które nie chcą. Może po prostu duma im nie pozwala na to aby prosić kogoś o pomoc w swoich problemach a właśnie takie okaleczenia są wyrazem wołania o pomoc, może właśnie w ten sposób chcą na siebie zwrócić czyjąś uwagę, Ale nie zawsze jest tak, że ktoś od razu sie okalecza. Bywa też tak, że ktoś nie otrzymuje pomocy z różnych względów a takie sytuacje są jeszcze mocniejszym powodem do tego aby zwrócić uwagę na to co się dzieje z człowiekiem. Wtedy człowiek szuka wszelkich sposobów aby ktoś sam przyszedł z pomocą, bez proszenia o nią. Samookaleczanie to jeden ze sposobów, jedno z gorszych rozwiązań.
Pozdrawiam
Mnie przeraża tempo w jakim rozwija się to paskudztwo. Ostatnio mam nawyk przyglądania się rękom ludzi i jestem zszokowana. Chociażby faktem na jaką skalę rozszerza się w mojej szkole. Średnio na klasę 20 osobową 5 sztuk okalecza się...
rozumiem okaleczanie się z powodu problemów. ... Właśnie to jest to wołanie o pomoc.
Gdy pojawia się problem, należy podjąć działania zmierzające do jego rozwiązania.
Zakładając, że osoba wie, na czym problem polega, ale nie potrafi sobie pomóc sama, powinna zwrócić się o pomoc: słownie,pisemnie, na migi. Taka forma pozwala innym ludziom w naturalny, bezpośredni i jednoznaczny sposób zauważyć problem i pomóc.
Czy ktoś z Was wie, dlaczego więc niektórzy ludzie uważają, że inna forma przekazu, np. cięcie się, jest tą najwłaściwszą? To trochę jak prosić o pomoc, dając po drodze do rozwiązania rebus/zagadkę. Takie stawianie sprawy, prośby o pomoc, naraża potrzebującego na ryzyko nierozwiązania zagadki i nieodgadnięcie prośby o pomoc. Czy ludzie nie wiedzą, że nikt nie czyta w myślach innego człowieka, że trzeba wyartykułować, co się chce, w języku porozumiewania się - znanym dla obu stron?
Pytam nie z ciekawości, ale życiowej konieczności, bo niejednokrotnie spotykam ludzi, którzy zamiast powiedzieć "prosto z mostu" o co chodzi, dają do rozwiązania "rebusy", lawirują, gmatwają, wręcz wymuszają, aby czytać w ich myślach. A ja czytać w myślach nie umiem ... ; chcę pomóc, ale nie mogę, bo ktoś mi bliski, mówi do mnie niezrozumiałym językiem .
Ostatnio mam nawyk przyglądania się rękom ludzi i jestem zszokowana. Witaj w klubie.
Ja ich mamy około 1000 w szkole i drugie tyle w parafii
wiesz Nordlys nie jest łatwo podejść do kogoś i powiedzieć: "słuchaj stary mam problem, pomożesz mi?". Trzeba nie lada odwagi, żeby zdobyć się na taki czyn. Wielu moich znajomych ma fatalne kontakty z rodzicami, a raczej wcale ich nie posiada. Ich życie rodzinne ogranicza się tylko do tego, że mieszkają razem pod jednym dachem. Jest to przykre. Zapewne obie strony zawiniły. Tylko problem jest jeszcze w tym, że to nie kwestia roku, czy dwóch lat tylko zazwyczaj czterech pięciu jak nie więcej. Więc sokoro oni od kilku lat nie rozmawiają to nie dziw się, że nie zwracają się z pomocą do rodziny. Zanim zaczęli się ciąć często byli przygnębieni, smutni. Chodzili załamani. Opuszczali się z nauką w szkole. Powiedz mi dlaczego tego nikt nie zauważył? Przecież zawalona szkoła, zły nastrój z niczego się nie bierze. Taka osoba dochodzi do wniosku, że skoro nikt nie chce jej pomóc to pomoże sobie sama. Poradzi sobie sama ze swoim przygnębieniem, emocjami i bezsilnością. Zaczyna się ciąć. Na początku jest rewelacja. Wszystko wraca do normy. Odzyskują równowagę psychiczną.
Powiedz mi do kogo mają się zgłosić, skoro rodzina nie reaguje, do obcych? Nie ma szans, nawet nie wiesz jakie to upokorzenie. Cięcie się do błędne koło. Najgorsze, że nie ma sposobu, żeby temu zaradzić.
[ Dodano: Sob 22 Lis, 2008 00:49 ]
Nordlys nie jest łatwo podejść do kogoś i powiedzieć: "słuchaj stary mam problem, pomożesz mi?". Jest łatwo, o ile ten "stary" jest. Częściej jednak sa to tylko namiastki przyjaciół. albo takimi bywają odczytywani przez tą drugą, kaleczącą sie osobę.
Tu jest problem, że ludzie nie ufają sobie: ani przyjaciele, ani ci z rodziny...
Dziwi się ksiądz, że tak mało osób ma przyjaciół? Ja nie. Ale to wina postępu naukowego. Kiedyś nie było internetu, SMS, meili. Ludzie zmuszeni byli do wyjścia z domu, spotkania się z kimś, pogadania face to face. A teraz? Jak chcemy się z kimś skontaktować to wysyłamy SMS-y a relacje stają się coraz płytsze. Sama się na tym łapie, że swoje znajomości, niekiedy trwalsze niż w realu buduje w internecie. Pół biedy gdybym jeszcze przerzuciła je na realny świat. Są to tylko wirtualni znajomi.
Są to tylko wirtualni znajomi.
_________________ AMEN!
Ale co z alternatywą? Jest jakaś? Jak ją wypromować?
Z dawnymi znajomymi już nie mam co próbować. Zbyt dużo dzieli. Alternatywą może być przerzucenie wirtualnych znajomości na real. No cóż po maturze zacznę od nowa. Nowi ludzie, nowe otoczenie, nowe życie
Chyba nie czułeś nigdy prawdziwej nienawiści, skoro coś takiego piszesz. Każda nienawiść niszczy przede wszystkim jej właściciela, dlatego należy czynić wszystko, aby się jej czym prędzej pozbyć. Pozostałbym raczej przy swoim zdaniu - a nie sposób tych spraw streścić w paru słowach.
Nienawiść może mieszkać w człowieku, wypełniać go, przenikać, trawić, panować nad nim, okaleczać, deformować psychicznie, niszczyć, zabijać, pozbawiać rozumu, rodzić agresję itd. - a to wszystko tylko wtedy, gdy człowiek pozwoli jej nad sobą zapanować i daje się jej ponieść. To częste zjawisko. Większość ludzi jednak umie nad nią panować, co nie znaczy, że mogą czuć się od tej strony bezpieczni, ponieważ ona ciągle pozostaje "w zasięgu ręki" - czyli w jakimś sensie towarzyszy człowiekowi. Towarzyszy tzn. jest "przy" - blisko. Problem zaczyna się kiedy ją ktoś wpuści do siebie. Potem dopiero żywi, toleruje, akceptuje, czy nawet się z nią zaprzyjaźnia, pomnaża ją mniej lub bardziej świadomie, a jeszcze później ona rodzi mu agresywne konkretne wybryki. Tak, zauważam tutaj, że człowiek nie jest stworzeniem idealnym lecz posiada również taką stronę w swojej naturze, a kto jest wyłącznie dobry, hmm.. to moje gratulacje; jest równy Bogu. Opisuję tyko niewielką część tego co jest w stanie zagościć w ludzkiej psyche, a może to być jedna z głównych przyczyn dokonywania aktów samoagresji przez nie mogących zapanować nad sobą. Oni właśnie znaleźli się w takiej sytuacji, gdzie jest absolutnie wykluczone żeby mogli sami sobie pomóc.
Jeszcze może w tym aspekcie: wyobraźmy sobie, że dziecko karcone (czasem nawet surowo lecz słusznie) przez rodziców, czy to przez wpływ kolesiów z podwórka, czy środowiska w szkole uznaje to za niesprawiedliwość. Nie zdaje sobie sprawy, że jako dziecko z nastawieniem "pokrzywdzony" nie jest w stanie prawidłowo ocenić niczego, a już na pewno jakichkolwiek metod wychowawczych. Hoduje w sobie pretensję, złość, itd. - na razie jeszcze w niewielkich rozmiarach i to jest jego! jego własność prywatna, która w późniejszym czasie ściąga na niego! konsekwencje. Kiedy nienawiść przerodzi się już w agresję, niemożność obrócenia jej przeciwko rodzicom, czy kolegom z obawy przed konsekwencjami, powoduje tzw. autoagresję. Samouszkodzenie przynosi sporo satysfakcji i pozornie rozwiązuje niektóre problemy (np. wzbudza współczucie) - pozornie, gdyż w rzeczywistości one się pogłębiają. Na podobnych zasadach często bardzo młodzi sięgają po papierosa, alkohol czy marihuanę, kleje i inne uspokajacze, a to przecież nic innego jak samouszkodzenie - rodzaj autoagresji i autodestrukcji. ..Zaznaczam, że nienawiść i jej odcienie to tylko jedna z możliwych przyczyn.
Każdy człowiek w jakimś stopniu podlega takim wpływom, lecz niektórzy są całkowicie wobec nich bezradni i łatwo brną w ślepe zaułki swojej psyche kalecząc własne życie. Ich tragedia może polegać głównie na nieprzystosowaniu, co przy dołożeniu starań nie musiałoby mieć aż tak negatywnego wydźwięku. Tylko czy zdrowi to rozumieją?
Odcięcie od źródła! A gdzie jest to źródło? Wydawałoby się prostym stwierdzenie, że to patologiczni rodzice albo środowisko, a wyrwanie stamtąd i odcięcie załatwia sprawę. Co jeśli okaże się, że taka operacja spowodowała podwójne kalectwo? Jeśli okaże się, że prawdziwa przyczyna tkwi gdzie indziej? Bierzemy odpowiedzialność za "radykalne cięcie"?
ludzie nie ufają sobie
To prawda, zło wślizguje się w związki małymi kroczkami i podkopuje zaufanie. Dziecko przez wiele miesięcy prosi rodzica/ów o wysłuchanie jego problemów, ale on/oni mają "poważniejsze" sprawy na głowie: co zjeść, w co ubrać, czym opłacić czynsz, prąd (nie wspomnę już o innych dramatach). I tak jak Kłapciu, napisałaś, po pewnym czasie dziecku wydaje się/lub jest tak naprawdę, że rodzic staje się dla niego obcy. Chcę wierzyć, że w większości przypadków to tylko wydawanie się. Można to sprawdzić kierując do rodzica prośbę o pomoc wprost.
Wiem, to bardzo trudne i wymaga ogromnej odwagi. Jednak życie i podejmowanie w nim decyzji nie było nigdy łatwe - to jest właśnie dorosłość i dojrzałość. Dlatego wielu ludzi-rodziców- nadal zachowuje się jak "dzieci" krzywdząc własne potomstwo.
Kłapciu, życzę Tobie wielu przyjaciół w realu - osobiście poznałam parę przez net.
Tubogdan, tym razem potraktowałeś temat nienawiści głęboko. Ale napisałeś o niej:
"Większość ludzi jednak umie nad nią panować". Czyżby? Znam "twardych" gości, którzy złość/nienawiść sączyli w okolicznościach "sprzyjających". Odbijało się to na rodzinach, choć nie one były powodem złych emocji. Ich rola "odgromnika" niszczyła duchowość kazdego członka.
Co do "M-jak miłość i miłośników", o nich nawet nie pomyślałam, bo to zwykła komercja, miłość "złoczyńców".
Pisałam o Bożej Miłości, tej z opisu w Hymnie o miłości Św.Pawła Apostoła
Cięcie się może być spowodowane strachem i różnymi innymi rzeczami, ale nie jest łatwo odpowiedzieć, dlaczego ktoś to robi. To, co dla nas wydaje się jakimś dziwadłem, dla innych jest formą odpowiedzi na wewnętrzne napięcia. Podobnie nie da się odpowiedzieć, dlaczego ktoś cierpi na takie czy inne zaburzenia psychiczne (bo samookaleczenie czymże jest, jeśli nie czymś takim) i robi różne rzeczy. Na pewno trzeba najpierw starać się zrozumieć albo podejść do tego jako czegoś "normalnego", co się zdarza. I pomóc.
Nie wierzę, jakoby ktoś lubił robić takie rzeczy. Mogą one sprawiać przyjemność, ale jednocześnie być źródłem ogromnego cierpienia - to na pewno.
Nie wierzę, jakoby ktoś lubił robić takie rzeczy. Mogą one sprawiać przyjemność, ale jednocześnie być źródłem ogromnego cierpienia - to na pewno. Nawet gdy przyczyną byłyby dewiacje sadomasochistyczne, chwilowe zaspokojenie w efekcie przynosi coraz większą mękę psychiczną, a uszkodzenia cielesne również odbierają zdrowie - więc jak by na to nie spojrzeć, w rezultacie coraz większe cierpienie, jak zauważyła aga.
'
Ja rozróżniam jakby 2 grupy "tnących się" - z jednej strony kretyńska "moda" w gimnazjach i szkołach średnich, żeby pokazać rówieśnikom (wszystkie koleżanki wiedzą - to prawie zawsze dziewczyny, szczególnie "emo") do czego się posuną, żeby pokazać swój "Weltschmerz" - ma to być formą zaimponowania tym, którzy nie przełamią bariery wewnętrznej zadania sobie bólu.
Druga grupa, to są osoby w różnym wieku, które szukają różnych metod "zagłuszenia" bólu psychicznego - zwykle nazywa się to "bólem duszy". Najpierw to forma "karania się", zagłuszania innego niż alkohol (bardziej przecież widoczny). Z czasem dochodzi uzależnienie od endorfin. Mózg ten ból próbuje zagłuszyć sam z siebie chemicznie. I oprócz stanu psychicznego mamy uzależnienie chemiczne...
I odwyk odpowiednio trudniejszy. Znam przypadek, kiedy odwyk był podobny do tego narkotykowego. Objawy "odstawienia" identyczne
Ja rozróżniam jakby 2 grupy "tnących się" - z jednej strony kretyńska "moda" w gimnazjach i szkołach średnich,(...)
Jeśli to miałaby być motywacja to tak czy inaczej ktoś ma nie po kolei w głowie. Nikt normalny tego nie robi, nawet jeśli tylko o modę chodzi.
A czy "emo" jest normalne - niestety wśród nastolatków pęd "za grupą" i szukanie metod zaimponowania innym przerasta rozsądek.
Zależy komu daje przyjemność?
Osobie, która się kaleczy.... . Osobiście uważam, że nikt nie zrozumie tego jak wielką przyjemność sprawia samookaleczanie osobie autoagresywnej. Bo innych to boli... A mnie np. nigdy nie bolało. Szczególnie, że cięłam się przed snem i jak się kładłam spać, to jeszcze nie bolało, a jak wstawałam to już nie bolało.
Dokładnie w chwili kiedy to robisz nie boli. Dopiero po jakimś czasie ale o to w tym wszystkim chodzi. Z resztą po jakimś czasie już nawet wtedy nie boli, organizm staje się odporny.
To oczywiste, że organizm po jakimś czasie się przyzwyczai do bólu. Tylko jaki jest wogóle sens takiego zachowania? Tego pojąć nie mogę.
Tylko jaki jest wogóle sens takiego zachowania?
Sprostowanie... nie ma bólu! A co do sensu... ucieczka od problemów, ulga, przyjemność, to jak krzyk, ale w milczeniu, rozładowuje emocje, uśmierza ból psychiczny, pomaga przetrwać. Oczywiście do czasu popełnienia samobójstwa....
Sprostowanie... nie ma bólu! A co do sensu... ucieczka od problemów, ulga, przyjemność, to jak krzyk, ale w milczeniu, rozładowuje emocje, uśmierza ból psychiczny, pomaga przetrwać. Oszukujesz się. Celne było czyjeś porównanie autoagresji do narkomanii m.in. Zaczynasz nadużywać, popadasz w niewolę i śmierć na koniec. (!!) To o czym piszesz: ucieczka od problemów, ulga, przyjemność itd. to oszustwo, które w sobie hodujesz, a więc brak sensu właśnie! A pieczęcią oszustwa - wypasione samobójstwo. Coś tu nie tak..
Może razem się pochlastamy? Zobaczymy kto więcej wytrzyma, co?
'
Może razem się pochlastamy? Zobaczymy kto więcej wytrzyma, co?
Zacznijmy od tego, że już się nie tnę.
Łatwo pomylić "emo" z tnącymi się z powodów poważniejszych. Tylko "emo" tym się afiszują, swoimi nastrojami, kłopotami, "prawdziwie" tnący się potrafią ukrywać to latami. Bo to choroba, a nie maniera.
Zgadzam się z Anninką. Hm rozmawiamy tutaj o zjawisku samookaleczenia się, o jego aspektach a może skupilibyśmy się na tym na tym jak pomóc takim osobą. Jak ustrzec młodych przed wdepnięciem w to bagno. Niestety z doświadczenia wiem, że świadectwo osoby autoagresywnej nie pomaga. Najgorsze jest to, że w wielu momentach znajomi, którzy zaczynają przygodę z tym paskudztwem reagują na moje teksty tak jak ja kiedyś reagowałam na teksty innych ludzi. Mówią, myślą identycznie i przeraża mnie to bo wiem jak się skończy albo jak się może skończyć. A co jeśli u nich pójdzie głębiej niż u mnie? Jak mam ich ustrzec? Macie pomysły?
A co ciebie przekonało, co ciebie zmieniło, co do ciebie trafiło?
Przerażenie w oczach przyjaciela, który się o tym (nie)stety dowiedział. Wstrząs który zaowocował podjęciem zwycięskiej walki
Zacznijmy od tego, że już się nie tnę. Przepraszam, nie zorientowałem się.
Nie mylisz przypadkiem osób autoagresywnych z EMO? Może zbyt dosadnie przedstawiłem ukryty proces, który owocuje samobójstwem. Myśl samobójcza musi być żywiona, hodowana, a kiedy już się dobrze "wypasie" - popycha do czynu i rzecz jasna może to być ciche, ukryte działanie.
Annnika wypowiada się bardo konkretnie o "oczach przyjaciela".
Dlaczego pisałem w stylu; pochlastajmy się razem? Nie mogę uchodzić za twojego przyjaciela, ale pomyśl..
Każda osoba, której się wydaje, ze nikogo to nie obchodzi, czy nie dotyka jest po prostu egocentryczna. Samolub katujący swoją miłość.
Jeżeli nie uświadomimy sobie w pełni brzydoty takiej postawy nie pomogą żadne proszki! A wizyty u psychologów czy psychiatrów nie przyniosą oczekiwanego rezultatu, bo przecież jesteśmy pokrzywdzeni i zawsze przez to mamy rację i kij z przyjaciółmi..
'
Każda osoba, której się wydaje, ze nikogo to nie obchodzi, czy nie dotyka jest po prostu egocentryczna.
Tu się doskonale zgodzę. Kwestia czy egocentryzm się bierze z egoizmu, czy skrzywdzenia przez otoczenie i z powodu opuszczenia (mniej lub bardziej realnego, za to odczuwalnego).
A co ciebie przekonało, co ciebie zmieniło, co do ciebie trafiło?
Nie wiem co mnie przekonało. Może moje odbicie w lustrze i oczy pełne strachu, smutku, lęku i przerażenia? Ten parszywy nałóg zaczął ciągnąć wiele innych nałogów za sobą. Chyba jeszcze gorszych. Być może przekonało mnie zachowanie pewnej osoby wobec mnie i jej płacz nade mną? A wreszcie może uświadomiłam sobie, że to przed czym uciekam cały czas i tak dopadło mnie właśnie przez cięcie się. Zwyczajnie doszłam do wniosku, że nie chcę być taka jak moja rodzina, i nie udaje mi się przełamać powszechnie znanego stereotypu.
Myśl samobójcza musi być żywiona, hodowana, a kiedy już się dobrze "wypasie" - popycha do czynu i rzecz jasna może to być ciche, ukryte działanie.
Musi jeszcze być dobitny impuls... ona może się paść i paść. Ta myśl nie musi być syta, żeby przerodziła się w czyn... przynajmniej u mnie jeszcze syta nie była.
Ta myśl nie musi być syta, żeby przerodziła się w czyn... przynajmniej u mnie jeszcze syta nie była. Racja - a nawet więcej - ona jest w stanie przerodzić się w czyn właśnie wtedy gdy jest głodna, dopiero samouszkodzenie ją zaspokaja. Niestety, po krótkim czasie znów jest głodna i domaga się następnych porcji, a apetyt coraz większy do nasycenia, itd. najczęściej do tragicznego skutku. Przestać karmić!! na pewno jest wyjściem, ale do tego trzeba mieć też mądrą motywację.
Taką "przypadłość" można pokonać!
Krótka chwila raz w tygodniu u terapeuty? Chyba żarty.. Sprawa wymaga większego zaangażowania!
Nieania ja w tym przypadku mówię o sobie... mówię, że mnie przekonało moje odbicie w lustrze i oczy pełne strachu, smutku i lęku. Tak samo przekonał mnie płacz znajomej osoby nade mną i nad tym co zrobiłam ze swoim życie. Już rozumiesz?
[ Dodano: Pon 24 Lis, 2008 15:46 ]
w wielu momentach znajomi, którzy zaczynają przygodę z tym paskudztwem reagują na moje teksty tak jak ja kiedyś reagowałam na teksty innych ludzi. Mówią, myślą identycznie i przeraża mnie to bo wiem jak się skończy albo jak się może skończyć. A co jeśli u nich pójdzie głębiej niż u mnie? Jak mam ich ustrzec? Macie pomysły?
Tak i podałam ci jakie na podstawie tego co napisałaś. Rozumiem, że to o czym pisałaś dotyczyło ciebie i przekonało ciebie. Ale jeśli dostrzegasz zbieżności myślenia swojego i innych możesz korzystając z własnego doświadczenia pomagać. Rozumiesz?
Jak najbardziej, tylko próbowałam podobnych metod i oni są jeszcze na etapie kiedy nie widzą tego jak bardzo ich to niszczy ja to widzę. Wiem, że sami muszą powiedzieć dość, nie chce tego robić jak na razie zapowiada się, że długo nie usłyszę jeszcze takich słów. Ale ufam, cokolwiek to znaczy.
A co do sensu... ucieczka od problemów, ulga, przyjemność, to jak krzyk, ale w milczeniu, rozładowuje emocje, uśmierza ból psychiczny, pomaga przetrwać.
Tubogdan użył określenia "oszustwo", "samolub katujący swoją miłość".
To nie tak, tubogdanie, nie tak.
...Nawet, gdy chodzi o człowieka z myślami samobójczymi, bo on postanawia poprostu "definitywnie" zakończyć byt, myśląc (jakże się myli!), że w ten sposób przestanie cierpieć z powodu określonego lub nieokreślonego problemu, ... pozbawiony całkowicie miłości do siebie, ...jedyna myśl, to "unicestwienie siebie"
A samolub, to taki, co kocha (czyli ma miłość) i w dodatku siebie.
Słowa nieani opisują prawdziwe odczucia.
Określenie "krzyk ... w milczeniu"
Osoby które krzyczą w milczeniu boją się krzyczeć głośno....
krzyczą w milczeniu boją się krzyczeć głośno....
...wiedzą, że albo nikt ich nie będzie chciał wysłuchać, albo zostanie to olane, albo ukarane za to, że mają złe uczucia.
Tak,... strach. Strach ma wielkie oczy i paraliżuje ... ciało, także niestety myśli. Jednak, gdy jesteśmy wystarczająco duzi, możemy sobie uświadomić, że myślenia nie sparaliżuje, że w myśleniu jesteśmy całkowicie bezpieczni, bo oprawcy NIE umieją czytać w naszych myślach.
Wiem, że świadome kształtowanie wiedzy w tym zakresie jest procesem (niekiedy długotrwałym), ale się opłaca :!:
Właśnie dzięki naszym myślom możemy uwolnić się od zła (z zewnątrz ... i z wewnątrz), najpierw w myślach, potem cieleśnie... czasem równocześnie.
Weźmy cytat powyżej. To nasze myśli podpowiadają założenie:"nikt ich nie będzie chciał wysłuchać...".
... Jeśli się głębiej zastanowimy, to sami dojdziemy do wniosku, że to tylko fantazja/nieprawda, że jest wiele osób na świecie, które pomogą, tylko że my jeszcze nie dotarliśmy do nich z naszym problemem.
... I teraz pojawia się kolejne pytanie: dlaczego nie dotarliśmy? Przyczyn jest wiele, czasem nie wiemy gdzie szukać, jak szukać, ale czasem nie wiemy, że mamy prawo szukać (wiem to z autopsji ) lub że postanowiliśmy nikomu nie zaufać.
Co do ostatniej przyczyny braku zaufania: ona też jest naszą myślą. Dlatego zawsze możemy ją zmienić na: POSTANAWIAM ZAUFAĆ iksińskiej/iksowi. To nic, że czasem przegramy bitwę, bo taki czy siaki np. psycholog minął się z powołaniem, ale idąc tą drogą wygramy wojnę ze złem (które chciało nas zabić)... a to się bardzo opłaca
Zaczynam chyba od nowa heh życie. poddaje się i nie pytajcie dlaczego.
ednak, gdy jesteśmy wystarczająco duzi, możemy sobie uświadomić, że myślenia nie sparaliżuje, że w myśleniu jesteśmy całkowicie bezpieczni, bo oprawcy NIE umieją czytać w naszych myślach.
Wow jaka mądra odpowiedź. Problem w tym, że to wcale tak nie wygląda. Jeśli ktoś żył w jakimś przekonaniu, to nie zmieni tego od tak, gdy stanie się wystarczająco duży. Zmienić sposób myślenia nawet posiadając wiedzę i świadomość że jest inaczej a nie tak jak myślimy wcale nie jest łatwo...
Ja też mam inną filozofię... aby kochać innych trzeba realnie kochać siebie. Bo najbardziej miłość do innych ludzi okazujemy przez kształtowanie, rozwijanie siebie. To co czynimy, mówimy, to jest tylko 1/3 naszego wpływu na drugiego człowieka. Świadomie na inną osobę oddziałujemy tylko w 1/3. Wszystko inne co przekazujemy, czyli pozostałe 2/3 jest na poziomie nieświadomym... nasza osobowość, sposób myślenia. Pamiętajmy, że we wszystkich kontaktach z ludźmi zachodzą interakcje. Jeśli próbujesz przekazać drugiemu człowiekowi ideę którą nie żyjesz to daruj sobie, nigdy ci się nie uda. Jeśli chcesz pomagać innym ludziom nie pomagając wpierw samemu sobie i nie radząc sobie ze sobą i swoimi problemami to daruj sobie przekażesz im więcej złego niż dobrego.
Ja ... przez 2 lata. Bo mimo że ją miałam nic w moim życiu się nie zmieniało
Jeśli chcesz pomagać innym ludziom nie pomagając wpierw samemu sobie i nie radząc sobie ze sobą i swoimi problemami to daruj sobie przekażesz im więcej złego niż dobrego. Właśnie radziłbym sobie ze swoimi problemami służąc pomocą innym ludziom!
Zanim uznasz to za głupie - pomyśl; jest na przykład możliwość opiekowania się starszymi schorowanymi albo wręcz umierającymi ludźmi, szczególnie w hospicjach. Ich nie interesują jakieś filozoficzne dyrdymały, gdyż sam gest ujęcia umierającego człowieka za rękę, żeby czuł, że nie jest samotny - ma większą wartość od całej naukowej pychy świata. Ten człowiek naprawdę odwzajemni miłość (bliźniego), a nie wiesz ile to znaczy. / Wolontariat! Jeśli ktoś tego nie próbował, a opowiada o tym co dobre a co złe - może sobie darować.
Tych schorowanych biedaków wykopanych w d... przez rodzinę, krewnych i rzekomych przyjaciół nic nie obchodzi jakaś tam "bzdura z autoagresją" i to jest właśnie uzdrawiające! Wystarczy tylko wczuć się w ich problemy.
("żaden prorok nie ma uznania we własnym kraju")
trzeba wyjść z pola samouszkodzeń..
Właśnie radziłbym sobie ze swoimi problemami służąc pomocą innym ludziom!
Ta jasne... nie wiesz o czym mówisz. Nie masz pojęcia jak mając takie podejście do sprawy można skrzywdzić tych, którym się rzekomo pomaga.
WIem co to jest wolontariat i wiem, że mój wolontariat w czasie kiedy miałam problemy ze sobą było do du***.
Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje." [Mt 16.24]
Ten kto jest gotów tak postąpić i ruszy w drogę, krok po kroku, napewno odnajdzie własne szczęście. ... Ja nie tylko tak myślę i w to wierzę, ja to wiem. I Tobie tego z głębi serca życzę.
Nieprawda. Ja odnalazłam złość... i cała mase innych negatywów.
Dziewczyny, a co z Waszą wiarą? Tak otwarcie mówicie o tych pięknych słowach Jezusa?
Czy Pan Jezus szedł po miękkim dywanie i nigdy nie upadł? Ogladałyście Pasję? Mi utkwiła w pamięci cierpiąca postać Matki Chrystusa na drodze krzyżowej. Może dlatego, że mam dzieci i rozumiem Ją. Ona wzięła wtedy swój krzyż i niosła w milczeniu, a Ty Nieaniu masz Jej postać w awatarze.
Ogladałyście Pasję? Mi utkwiła w pamięci cierpiąca postać Matki Chrystusa na drodze krzyżowej. Może dlatego, że mam dzieci i rozumiem Ją. Ona wzięła wtedy swój krzyż i niosła w milczeniu, a Ty Nieaniu masz Jej postać w awatarze. Trudno byłoby się z Twoją wypowiedzią nie zgodzić w dalszej części, jednak tutaj nie można.
- "Pasja" miała na celu zbicie jak największej kasy, toteż wiele faktów tam jest nieprawdziwych i ponaginanych dla potrzeb komercyjnych. Ogólnie odebrałem ją bardzo negatywnie, a Gibson jawi mi się od tamtej pory jako twórca niezrównoważony psychicznie. Jest 'dołujący'.
- "Ona" nie wzięła żadnego krzyża i niczego takiego nie niosła! (to byłoby bez sensu).
Jeśli spotykają mnie nieprzyjemności z powodu zrobienia czegoś dobrego, powinna to wyrównywać wewnętrzna satysfakcja. A tej nie ma jeśli człowiek nie chce czegoś robić, lecz się zmusza, a także nie powinien się oszukiwać, że jest kimś dobrym i pokrzywdzonym.
Nieczęsto się tak zdarza, ale tutaj cytat jest podany zupełnie prawidłowo! Myszkunia również odpowiada sensownie, ale niestety nie rozumie tego do końca
Ja miałam na myśli komentarz,że " odnajdzie szczęście". ja je przez to autentycznie zgubiłam.
Chyba jednak nie wiesz. Gdybyś wiedziała, Twoja odpowiedź brzmiałaby: jestem szczęśliwa, że uczestniczyłam w wolontariacie.
Jasne mam się cieszyć, ze skrzywdziłam ludzi, którym miałam pomagać.... Myśl trochę!
wiecie co tak czytam ten wątek... i tak jakby te opisy stanów, kiedy się to robi jak po co itp... to tak pasuje do mnie... ale na razie u mnie to są tylko myśli skierowane przeciwko mnie, na razie uspokajam się wyobrażeniem tego bólu, a nie faktycznym bólem...
ale dzięki temu wątkowi wiem jeszcze bardziej, że natychmiast muszę każdą taką myśl odrzucić, choćby nie wiem jaką mi ulgę przynosiła (tak, to dziwne, ale pojawia się dzięki temu jakaś ulga) bo widzę, jak słaba jestem jak już się w coś wpakuję, i żeby się potem wyrwać to niemożliwe i nie mogę dopuścić do chociażby jednego razu.
Ja uważam,że jak człowiek samookalecza się to ma problem ze sobą, być może brak wsparcia ze strony najbliższych,a może dlatego bo ma na to ochotę (nie mówię,że to dobrze). To tak jak z anoreksją,alkoholizmem człowiek tak chce zabić w sobie pewne wyższe uczucia np. poczucie winy, poczucie osamotnienia i wiele innych. Nie oznacza to,że taki człowiek jest opętany przez szatana czy przez złego ducha on potrzebuje tylko ciepła.
już się w coś wpakuję, i żeby się potem wyrwać to niemożliwe
Po pierwsze nie ma rzeczy niemożliwych, a po drugie już się zaczynasz w to pakować... Żeby rozwiązać problem nie trzeba od niego uciekać, unikać go, odpychać, ale trzeba stawić mu czoła, poznać przyczyny i pracować nad sobą.
Ale długo tak nie pociągniesz.... założę się.
Wszystkim, poszukującym rozwiązania problemów rodzących się z autoagresji, i nie tylko z niej, polecam kazanie księdza Piotra Pawlukiewicza z dnia 23.11.2008 z kościoła św.Anny w Warszawie: http://www.choinski.pl/zatoka/
Piszę prawdę.... twoja szkoła życia była inna trudno.
Ja piszę o tym czego mnie nauczyła moja. Wiesz ilu znajomych mam na cmentarzu? NIe to się odpier*** od tego co piszę. Nie masz pojęcia jak to jest gdy cierpienie przerasta siły człowieka.
To ktoś ostro "pojechał"...
Trzeba takiej osobie pomóc i poznać przyczynę,a nie zaleczać... Wsparcie, miłość, to chyba nie za dużo?
dlatego właśnie wyszłam do sieci, żeby szukać różnych zapisków, ludzi
bo ja sama widzę,że jest coś nie tak
a to "nie pociągniesz tak" biorę sobie jako ostrzeżenie
Nie masz pojęcia jak to jest gdy cierpienie przerasta siły człowieka.
Nic nie wiesz o moim życiu, bo Ci go nie opowiedziałam . Teraz odkryję rąbek tajemnicy. Różnimy się tym, że ja mam pewne sprawy daleko za sobą, a Ty nie (czytałam wiele Twoich postów). Ale to Cię nie upoważnia do pisania tego, co powyżej. Zastanów się np., czy to ja jestem winna temu, że masz wielu znajomych na cmentarzu?
... Wybaczam, bo nie wiesz co czynisz i widzę, że chcesz dojść tam, dokąd i ja się udaję.
Tym razem dodua potraktowała Twoje słowa jak "ostrzeżenie". I chwała jej za to.
... Ktoś inny może odebrać je jak przysłowiową "kropkę nad i".
Proponuję: pookładajmy się jeszcze trochę znajomymi na cmentarzu! Jakie to budujące
Norldys - nie chodzi o dysputę teologiczną w kwestii krzyża, po prostu rozumiem to inaczej.
Nieania może wytykać co się jej tylko podoba , i rzeczywiście dochodzę do wniosku, że lepiej będzie kiedy skoncentruje się na własnym ego, które ma zwyczaj prowadzać ją po manowcach, gdyż nie może nikomu pomóc dopóki do tego nie dorośnie. A może nie chce i szuka winnych wszędzie, a nawet na cmentarzu. Jeśli ktoś nie umie, niech się za to nie bierze, ponieważ może i sobie zaszkodzić, i oddać komuś niedźwiedzią przysługę.
No a teraz już możemy zwoływać swoje armie z cmentarzy..
he he he
tubogdan Co do egocentryzmu - cóż, coś w tym jest Każdy jest jakiś i musi ten egocentryzm najpierw zobaczyć, by chcieć się z niego wydobyć.
Zastanów się np., czy to ja jestem winna temu, że masz wielu znajomych na cmentarzu?
Umiesz czytać ze zrozumieniem? Nie chodzi mi tu o to, że ktoś jest winien tego, że moi znajomi popełnili samobójstwa. Poprostu wiem, jak oni myśleli, jak próbowali sobie poradzić z problemami i że to nie wyszło. Patrząc na to z perspektywy czasu widzę jakie popełniali błędy, patrzę też na siebie i widzę jakie ja popełniałam błędy. I przed tymi błędami chcę ostrzec, uchronić innych, a nie przekreślić. Dlatego też podałam sposób w jaki się powinno działać, żeby rzeczywiście udało się wygrać z problemem.
nie tyle zapomnieć,co mieć na uwadze.
To niedobrze. "Kto przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda..." Mam wrażenie, że w dalszym ciągu napawasz się czymś, co minęło, a o czym powinnaś zapomnieć.
Zapomnieć? Żeby jeszcze raz wpaść to samo... żeby znowu popełnić te same błędy. Nie po to Bóg poprowadził mnie przez tę drogę, nie po to mi ją pokazał, żebym miała o niej zapominać. To część mojego życia, część mnie. Jeśli ją amputuję nie będę tym kim jestem.
Wiesz jacy rodzice popełniają najwęcej błędów w wychowaniu dzieci? Ci którzy sami zapomnieli jak to było być dzieckiem.
Ja chyba inaczej rozumiem zacytowane przez ciebie słowa.
Problem w tym, że ty rozumiesz moje słowa opacznie. Nie chce mi się tego tłumaczyć, ale.
Po 1. nie siedzę już w tym
po 2. nie jestem nieszczęśliwa i uważam, że życie układa mi się tak jak należy, chociaż są problemy, jak zawsze ale przeżywam je już zupełnie inaczej.... od ponad pół roku się nie tnę.
po 3. Nie mam ochoty napawać się bólem i to co piszę nie jest w żadnym wypadku egocentryzmem i skupianiem się na swoim bólu, raczej korzystając z własnych doświadczeń próbuję komuś pomóc.
po 4. wspomnienia tego co było mnie nie bolą, nie masohizuję się mówieniem o swoich przykrych doświadczeniach... teraz mówiąc o swoich przykrych doświadczeniach nie czuję bólu, żalu, nie płyną mi łzy z oczu...
po 5. tak to wszystko stanowi część mojego życia, to jest moja historia, moja przeszłoszłość, ale moja, nie twoja, nie kogokolwiek innego ale moja, to są moje przeżycia, moje wspomnienia.. z którymi się pogodziłam... Co więcej twierdzę, że jestem bardzo szczęśliwą osobą i że zawsze miałam wielkie szczęście.
po 6. uwolniłam się od tego przy pomocy psychoterapii i modlitwy, przy pomocy Jezusa... Jak już napisałam wspomnienia nie wywołują mojego cierpienia.
po 2. nie jestem nieszczęśliwa i uważam, że życie układa mi się tak jak należy, chociaż są problemy, jak zawsze ale przeżywam je już zupełnie inaczej....
Moje stwierdzenie nie wzięło się znikąd. Pamiętam Twoje słowa z innej wypowiedzi, stąd mój wniosek. Nie będę się kłócić, ale za stara jestem, żeby mnie wkręcać. Różne rzeczy też już przeżyłam.
[ Dodano: Pon 01 Gru, 2008 21:24 ]
Wiesz ilu znajomych mam na cmentarzu?
a to jakiś sukces mając ich tylu na cmentarzu?, hmmm na pomorzu jeszcze nie ma mody na bycie samobójcą, więc nie mam kontaktu na co dzień z ludźmi zdołowanymi, zniechęconymi, bo przy takich kontaktach, to można zbzikowac.
Pamiętam Twoje słowa z innej wypowiedzi, stąd mój wniosek.
Zbyt pochopny. I jest taka całkiem fajna zasada, z jaką zapoznał mnie jeden z moich wykładowców: "jeśli będę potrzebowała twojej opinii to ci ją dam". Nie znacz mnie i oceniasz na podstawie słów, mierzysz swoją miarą. Nie mam zamiaru w ogóle zwracać na to uwagi, bo jedynie opinie ludzi, którzy znają mnie na wylot są dla mnie w tej chwili ważne. Nie wiesz jak wygląda moje życie.....
I na tym na razie kończę. Wrócę na forum po rekolekcjach (za tydzień)
... człowiek sam zostanie wewnętrznie wyzwolony z tego, co przeżył, dosłownie - gdy jego rany zostają uzdrowione łaską Jezusa. Wtedy doznaje wewnętrznego pokoju, bo wspomnienia nie wywołują cierpienia, ciągłego powracania i innych negatywnych rzeczy. ...
Pięknie ujęte.
Nie należy zapominać o złych chwilach. Ale też trzeba dążyć do pozbycia się rozpamiętywania o nich.
ataki i ataki. a moze ktos sprobuje pomoc?
ataki i ataki. a moze ktos sprobuje pomoc?
Próbujemy.
A trudno pomóc, jak ktoś się broni rękami i nogami...
Może trochę więcej delikatności, nie wiem czy wiecie ale temat jest cholernie delikatny więc trochę wyczucia. A jak nie potraficie robić nic innego tylko atakować to lepiej nie udzielajcie się w tym temacie, bo robicie więcej szkód niż pożytku. Przemyślcie za nim coś napiszecie, nie potrzebujemy słowotoku i plecenia co ślina na język przyniesie. Więcej empatii życzę
Wiesz do czego delikatność czasem prowadzi? Do tego, że podsyca się czyjś egocentryzm i sprawia, że mając czyjeś poparcie, człowiek jeszcze bardziej lubuje się w swoim cierpieniu. Zdolność empatii to ja akurat mam, ale przyklepywanie i głaskanie w tym wypadku wyrządziłoby nieani więcej szkody, niż pożytku. Dla niektórych delikatność przejawia się we wspólnym dołowaniu lub popieraniu tego u innych. Na pewno to komuś pomoże. No proszę Cię...
Może czasem przesadzam z ostrością i dosłownością swoich stwierdzeń, ale nikomu nie chcę zrobić na złość. Naprawdę zależy mi na nieani, ale nie będę jej przytakiwać, bo ją tym skrzywdzę.
Nie chodzi mi o głaskaniu i poklepywaniu po główce. No chyba sobie żartujesz. Chodzi mi to, że nie musisz od razu unosić się i wskakiwać na wyższy ton rozmowy. Można coś powiedzieć dosadnie i konkretnie nie raniąc kogoś przy tym. Sieczka na drugiej osobie nie jest dobrą metodą. Mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi...
O przykrych wydarzeniach trzeba pamiętać,żeby nie wejść w to poraz drugi. Nie należy jednak za bardzo ten czas wspominać,bo to niszczy tak samo jak samo okaleczanie się.
Dobrze napisane Kłapciu
To, co miałam napisać to napisałam, a jak ktoś się czuje urażony tonem wypowiedzi to przepraszam, choć ogólnego sensu nie zmieniam. Może się nie rozumiemy, więc nic więcej tutaj nie powiem.
O przykrych wydarzeniach trzeba pamiętać,żeby nie wejść w to poraz drugi. Nie należy jednak za bardzo ten czas wspominać,bo to niszczy tak samo jak samo okaleczanie się.
Dobrze napisane Kłapciu
Dzięki Pamiętać trzeba i "brać z przeszłości tylko ogień a nie popioły", poza tym wiele spraw nie da się zapomnieć. Tak zwyczajnie jest to niemożliwe. Ja osobiście nie chciałabym nagle wszystkiego zapomnieć, przynajmniej wiem co mnie ukształtowało i sprawiło, że myślę tak a nie inaczej i zachowuję się tak a nie inaczej. Mając tego świadomość wiele rzeczy jest mi łatwiej zrozumieć, bo mam jakieś podstawy, coś na czym mogę się oprzeć. Wspominać można pod warunkiem, że ma się do tego odpowiedni dystans, nie można ciągle zadawać sobie pytań dlaczego, po co, jak, to nic nie zmieni. Tylko nas dołuje. Nie ma sensu zadawać takich pytań, bo przeszłości się nie zmieni już.
"Jeśli umrzesz, zanim umrzesz, to nie umrzesz, kiedy umrzesz."
To słowa z homilii ks. Piotra Pawlukiewicza w kościele Św.Anny w Warszawie, z 09.11.2008r. Ich zrozumienie jest b.ważne i pomocne w odnalezieniu drogi do szczęśliwego życia tu na ziemi.
Jako pomoc niech służy całe wyżej podane kazanie ks. Piotra.
Link do tego kazania: http://www.choinski.pl/zatoka/
Aga, dobrze,ze wyjaśniłaś nieani, o co chodzi... to przejaw pewnej delikatności.dziękuję
Aga, dobrze,ze wyjaśniłaś nieani, o co chodzi... to przejaw pewnej delikatności.dziękuję
Taaa.... najpierw ktoś na mnie napada, że jestem najgorsza, za chwilę ktoś inny mówi coś zgoła odwrotnego. To ja już nie wiem, o co chodzi? Co za ludzie...
Twoje wypowiedzi były dość ostre.
Ale skoro "się usprawiedliwiłaś", to myslę,że nieania inaczej odbierze twoje pisanie niz gdybyś nic nie wyjasniła ( z tego biora się konflikty)
Taaa.... najpierw ktoś na mnie napada, że jestem najgorsza, za chwilę ktoś inny mówi coś zgoła odwrotnego. To ja już nie wiem, o co chodzi? Co za ludzie... Spokojnie..
Twoje wypowiedzi wydają mi się właśnie rozsądne i można tam znaleźć wartościowe uwagi. Niestety gorzej z odbiorem, a ze zrozumieniem to już całkiem.. Ale nie dziwiłbym się temu, gdyż rzeczywiście są to sprawy trudne, delikatnej i skomplikowanej natury. Delikatnej w tym sensie, że osoba mająca takie problemy, często nie dopowiada do końca o ewentualnych źródłach ich powstawania, ponieważ z reguły są to sprawy osobiste, nie nadające się na publiczne forum - wstydliwe albo intymne. Osoba taka usiłuje koniecznie wtedy przedstawić się jako ktoś lepszy niż w rzeczywistości, podświadomie chcąc odsunąć od siebie podejrzenia o niewłaściwe myśli. Ba, będzie się zapierać i upierać, że właśnie jej myśli są właściwe, a inni się tylko czepiają. Różnice zdań jakie w konsekwencji wynikają, mogą być bardzo pouczające i uważam, że akurat z tej dyskusji można wyciągnąć sporo konkretnych wniosków, a niektóre wypowiedzi dają dużo do myślenia przy odrobinie dobrej woli.
ps.
Odnośnie pomocy innym ludziom: trzeba to dobrze rozumieć! Czasem szczery gest czy słowo mają nieocenioną wartość!
(Czy mógłby ktoś rozdawać biednym ciężko zapracowane pieniądze podczas gdy jego własne dzieci przymierałyby głodem? Lub prowadzić dobroczynność cudzym kosztem? Albo zacząć uprawiać miłość bliźniego w knajpie? Musiałby być nieźle skrzywiony..)
Tak, masz dużo racji w tym, co piszesz. No a człowiek może nawet być nieświadomy tego, że się czegoś zapiera. Też powinnam to zrozumieć.
No a człowiek może nawet być nieświadomy tego, że się czegoś zapiera. Też powinnam to zrozumieć. Tak! Prawdopodobnie nieania to taki przypadek nieświadomości, bo o złą wolę jej nie podejrzewam.
Dziś preferuje się bezstresowe wychowanie i nikogo tknąć nie można nie tylko czynem ale i słowem. Dzieci maja pretensje do rodziców, a więc tym bardziej do wszystkich! Same oczywiście są samymi brylantami..
Wyobraźmy sobie, że Nieanię spotyka jakiś młodzieniec i proponuje jej narkotyki. Każdy normalny człowiek staje w takiej chwili przed decyzją, której nikt za niego nie podejmie i przyjmuje na siebie konsekwencje takowej. Nooo, ale Nieania podejmuje decyzję i nie widzi, że źle postąpiła, lecz domaga się od Pana Boga ukarania tego kogośtam za własną głupotę! Kuriozalne!
Zwrócenie komuś uwagi na ten prymitywny błąd w egoistycznym rozumowaniu nie może nikomu zaszkodzić!
Nieaniu nie tylko Tobie - życzę powodzenia
'
Ja zwróciłam nieani uwagę na coś dlatego, że sama niedawno reprezentowałam na forum coś podobnego. Łatwiej jest mi pewne rzeczy dostrzec, bo niejako znam je z autopsji. Po prostu trzeba przeczekać.
Nieaniu, nie miej żalu, niczego Tobie tutaj nie wypominam ani nic, więc spokojnie. Naprawdę wiele rzeczy rozumiem i nie jestem potworem, za którego niektórzy chcieliby, bym uchodziła
Aga, bardzo ładnie ujmujesz problem/y. Uważam, że zachowujesz się asertywnie/poprawnie.
Cóż, gdy głosi się prawdę, to niestety... "gdzie drwa się rąbie, tam wióry lecą"
Poza tym, jeśli chcemy mieć przyjaciół, to musimy liczyć się z pojawieniem się "nieprzyjaciół". O tym mówił ks. Piotr Pawlukiewicz w jednym z ostatnich kazań.
Rozmowy bez innego punktu widzenia, bez odmiennych twierdzeń, zdań nie byłyby wartościową rozmową. Rozmowa to konfrontacja,a także wypowiadanie się - czasem przeciwnie do adresata. Pochlebianie sobie i pisanie "tak masz rację" do niczego nie prowadzi.
Problem w tym, że nie wzięłaś pod uwagę tego jak ja mogłam się poczuć... a czułam się jakbyś próbowała mi wmówić, że mam problemy z czymś, z czym już sobie poradziłam, że wiesz lepiej co ja czuję, co ja myślę, jak żyję - i chodzi mi tu o sferę duchową.
Nie mam problemu i to nie mi jest tu potrzebna pomoc. Bo wybaczcie, ale ja na tym forum nigdy nie zapierałam się swoich realnych problemów... i gdy je miałam, to otwarcie o nich pisałam, szukałam pomocy (którą faktycznie odrzucałam) no ale. Moje wypowiedzi były zupełnie inne.
Czułam się urażona tym, że ktoś mój stan psychiczny ocenia na podstawie jakichś słów, które zostały wyrwane z kontekstu... bo do tej pory nie wiem na czym Aga oparła swoje domysły.
bo do tej pory nie wiem na czym Aga oparła swoje domysły. Słowa słowa słowa.. .
Nie mam problemu i to nie mi jest tu potrzebna pomoc Nieaniu, forum, to nie miejsce w którym się udziela pomocy. Są od tego odpowiedni ludzie i odpowiednie placówki.
Kiedy ktoś cierpi i jest bardzo wrażliwy,i ma kłopoty, to słowo moze zranić bardzo, bo się je przyjmuje często jako atak.
I czasem słowa ( nawet wyrażające prawdę samą ) a przekazane w nieodpowiedni sposób zamiast pomóc - ranią i przeszkadzają...
Bardzo trudno jest wyczuć, czy słowa pomogą, dlatego uważam,że aga swój post
Ale do zadań nadwrażliwców należy praca nad sobą
Ale do zadań nadwrażliwców należy praca nad sobą
Zgadza się - ciężka i długotrwała praca.
Z tym, że te przeprosiny są dla mnie śmieszne... bo nieszczere.
Z tym, że te przeprosiny są dla mnie śmieszne... bo nieszczere.
A ta znowu swoje! Tragedia, nieaniu... Niech ktoś ten temat bo dziewczyna się zadręczy
bo dziewczyna się zadręczy spokojna głowa, Nieani jak coś nieodpowiada wstawia "ignora", nie czyta większości postów, ciekawam powodu.
Annika ma rację. Pracują nad sobą!!! Ale z róznym skutkiem...
(wiem po sobie )
Annika ma rację. Pracują nad sobą!!! Ale z róznym skutkiem...
(wiem po sobie )
Dlatego najlepiej znaleźć kogoś (tu mam na myśli spowiednika), z kim można systematycznie się spotykać i kto da kopniaka na rozpęd i jak trzeba ostro potraktuje! Inaczej nie da rady. Można całe życie stać w tym samym miejscu. Żadnego przyklepywania. Wiem to po sobie
Przepraszam za bezpośrednie sformułowania, ale zdaje się one najbardziej sens oddają...
Nie polecam. Miałam i nie pomagało...
A kopniaki w nieod[powiednim momencie też przeszkadzają, a nie pomagają. I taka jest niestety gorzka prawda...
Koleżanka wczoraj mi opowiedziała o tym jak kiedyś pewna osoba, która była autoagresywna, gdy dostała kopniaka, to się powiesiła...
A mi z kolei stały spowiednik pomógł i uchronił przed najgorszą rzeczą. Gdyby nie on nie wiem jakby to wszystko się potoczyło
gdy dostała kopniaka, to się powiesiła...
Kopniak może być wbrew pozorom konstruktywny, widać ten ktoś skopał, zamiast dać na zapęd
jeśli wolno mi tak napisać (nie wiem, czy dobrze tak sądzić, ale po prostu piszę, co czuję) - gdyby ktoś teraz "dał mi kopniaka" to czuję, że bym się jeszcze bardziej nie umiała pozbierać. tzn. czuję się tak jakoś rozstrojona i słaba i w ogóle, że tylko pogrążyłabym się bardziej (najbliżsi ciągle traktują mnie takimi kopniakami (na inny temat; o tych bolących mnie sprawach nie wiedzą) a ja się pogrążam jeszcze bardziej i po każdym takim razie zbieram się bardzo długo). także lepiej być ostrożnym, bo czasem ktoś nie jest jeszcze gotowy na takiego kopniaka wyprawiającego w samodzielną drogę, tylko potrzebuję podparcia się na czyimś ramieniu
No ja myślę, że motywacja ze wsparciem powinna polegać nie na tym, by wspierać kogoś w dołowaniu się i podtrzymywaniu pesymizmu, ale to motywowanie do pracy nad sobą w sposób, który uwzględnia możliwości człowieka na danym etapie, sposób, który wymaga prób podniesienia się z trudnej sytuacji. Toteż osoba pomagająca powinna sama cechować się energicznością, z pozytywnym nastawieniem do człowieka i optymizmem. Nie jakiś flegmatyk na przykład. Z jednej strony nie można bagatelizować cudzego problemu, ale też szkodliwy jest nadmierny dramatyzm. Tak myślę.
dodua mówimy o tym gdy ktoś wie jaki masz problem i nie użala się nad tobą, nie mówi "jakaś ty biedna, że się to spotkało" - ale mówi np. "nie bądź głupia dziewczyno, weź ty w końcu coś z tym zrób"... no może trochę bardziej dobitnie....