UmiĹscy
By zrozumieć sens cierpienia trzeba zrozumieć czym jest Miłość BOŻA
teraz zacytuję słowa BOGA OJCA skierowane ku Nam z Objawień do Matki Eugeni posiadające Imprimatur Rzymu
Cytuję tylko drobny fragment Tych Objawień, ale proszę byście przeczytali go bardzo dokładnie, gdyż jest w nim klucz do Świętości;
Posłuchajcie, dzieci MOJE. Przy pomocy pewnego porównania pragnę zapewnić was o MOJEJ Miłości. Dla MNIE wasze grzechy są jak żelazo, a wasze akty Miłości - jak złoto. Nawet gdybyście dali MI tysiąc kilogramów żelaza, nie będzie ono znaczyć dla MNIE tyle, ile dziesięć kilogramów złota, które MI ofiarujecie! To znaczy, że odrobiną Miłości można odpokutować za ogromne niegodziwości.
To tylko bardzo nikłe podobieństwo do MOJEGO sądu nad MOIMI dziećmi, ludźmi, wszystkimi bez wyjątku. Dlatego należy przychodzić do MNIE. Jestem tak blisko was! Dlatego trzeba Kochać MNIE i Czcić, abyście nie byli sądzeni, albo co najwyżej - sądzeni z nieskończenie Miłosierną Miłością. Nie wątpcie! Gdyby MOJE SERCE nie było takie, zgładziłbym świat już dawno, gdy popełnił grzech! Tymczasem jesteście świadkami, że MOJA opieka objawia się nieustannie poprzez Łaski i różne dobrodziejstwa. Możecie z tego wywnioskować, że istnieje OJCIEC nad wszystkimi ojcami, który Kocha i nigdy nie przestanie was Kochać, byle tylko byście tego pragnęli.
Przychodzę do was dwoma drogami: poprzez Krzyż i Eucharystię!
Krzyż jest Moją drogą zstępowania ku Moim dzieciom. Sprawiłem, że przez niego MÓJ SYN was Odkupił. Dla was Krzyż jest drogą dojścia do MEGO SYNA, a przez MOJEGO SYNA - do MNIE. Bez NIEGO nigdy nie moglibyście przyjść do MNIE, człowiek bowiem ściągnął na siebie przez grzech karę rozłąki z BOGIEM
w Eucharystii przebywam między wami jak OJCIEC w swojej rodzinie. Chciałem, żeby MÓJ SYN ustanowił Eucharystię, aby z każdego Tabernakulum uczynić skarbiec MOICH Łask, MOICH Bogactw i MOJEJ Miłości, aby dać je ludziom, MOIM dzieciom.
Sprawiam, że tymi dwiema drogami nieustannie zstępuje MOJA Potęga oraz MOJE niezmierzone Miłosierdzie.
Ukazałem wam, że MÓJ SYN JEZUS reprezentuje MNIE przed ludźmi i że przez NIEGO stale przebywam między nimi. Teraz pragnę wam pokazać, że przychodzę do was także przez MOJEGO DUCHA ŚWIĘTEGO, aby być wśród was.
Dzieło TRZECIEJ OSOBY MOJEGO BÓSTWA dokonuje się bez rozgłosu i człowiek często GO nie dostrzega. Dla MNIE jednak jest to bardzo odpowiedni sposób umożliwiający MI przebywanie nie tylko w Tabernakulum, ale również w Duszach wszystkich, którzy znajdują się w Stanie Łaski. W nich ustawiam MÓJ TRON i tam zawsze przebywam jak Prawdziwy OJCIEC, który Kocha, chroni i pomaga swemu dziecku. Nikt nie może pojąć radości, jaką odczuwam, kiedy jestem sam na sam z Duszą. Nikt jeszcze nie zrozumiał bezmiernych pragnień MEGO SERCA BOGA OJCA: pragnę być znanym, kochanym i czczonym przez wszystkich ludzi, sprawiedliwych i grzeszników. Są to trzy wyrazy hołdu, którego pragnę doznawać od każdego człowieka, jestem bowiem zawsze Miłosierny i Dobry, nawet wobec największych grzeszników.
Czego nie uczyniłem dla MOJEGO ludu od Adama do Józefa, przybranego Ojca JEZUSA, i od Józefa aż do dziś, aby człowiek mógł oddawać MI szczególną Cześć, która należy MI się jako OJCU, Stworzycielowi i Zbawicielowi? Jednakże tej szczególnej Czci - której tak bardzo pragnąłem i pragnę - dotąd MI jeszcze nie okazano!
Posłuchajcie, dzieci MOJE. Przy pomocy pewnego porównania pragnę zapewnić was o MOJEJ Miłości.
To jest niekonieczne, czy wręcz bezzasadne, ponieważ każdy wie, że tak Bóg umiłował świat, i nie ma większej miłości nad ta, gdy życie kto oddaje za przyjaciół swoich.
Nie chodzi mi o potępianie w czambuł tego tekstu, ale o pokazanie prawdy, iż objawienia prywatne są jedynie potwierdzeniem prawdy objawionej.
Objawień Prywatnych jest ogrom. PAN JEZUS żył ok. 2000 lat temu w czasach innej mentalności ludzkiej, w czasach innego rozwoju technologicznego. I jest z nami cały czas m.in po to, by nam pomagać, jak rozumieć znaki czasu.
Objawienia są normalnym zjawiskiem rozwoju Duchowego. Jeżeli są w formie Orędzi skierowanych do Ludu Bożego, to pogłębiają naszą wiedzę. Jeżeli są ukryte, nie muszą być ujawnione i są po to by pomóc danej Duszy dojść do miejsca zgodnego z Wolą
BOŻĄ.
Jak wiesz każdy człowiek podczas ziemskiej pielgrzymki może zerwać zasłonę.
Powyższe Objawienia są jedynymi Objawieniami BOGA OJCA skierowanymi do Pielgrzymów na ziemi w całej historii ludzkości.
Każde BOŻE Objawienia skierowane do Wierzących wnoszą bardzo wiele.
Pokój i Dobro
By zrozumieć sens cierpienia ...
Cierpienie nie ma sensu. Jest dotkliwą formą zła, gdyż paraliżuje lub niszczy szanse rozwoju człowieka. Jest destrukcyjne, ale zdarza się, ze człowiek dotknięty cierpieniem odkrywa głęboko ukryte pokłady własnej duchowości, zmienia swoje zycie. Później, z perspektywy czasu, może powiedzieć: "to cierpienie mialo sens". Ale są to przypadki wyjątkowe.
Objawień Prywatnych jest ogrom.
tylko czy mogą one być na prawo i lewo przedstawiane jeśli nie ma potwierdzenia że są napewno od Boga?
Bracie Kyllyan
Nie ma innej drogi do BOGA jak tylko przez Krzyż. To cierpienie powinno zawsze wychodzić z Miłości do BOGA. Nieraz jest to cierpienie spowodowane trudami naszej pielgrzymki po ziemi , które Ofiarujemy BOGU OJCU. Nieraz jest cierpieniem fizycznym.
Nieraz cierpieniem spowodowanym niezrozumieniem nas przez otaczających ludzi. I jeżeli te cierpienia Ofiarujemy BOGU mają One ogromną wartość.
Każdego człowieka żyjącego w `Stanie Łask` prowadzi DUCH ŚWIĘTY.
I jeżeli żyjemy w stałej JEGO obecności, nie ma możliwości byśmy sami nie mogli odzielić Objawień dobrych od złych (pochodzących od tego z ogonem)
Ale jeżeli nie mamy tej pewności w sobie skupmy się tylko na Objawieniach zatwierdzonych przez Kościół.
Powyższy fragment jest z Objawień zatwierdzonych przez Kościół.
Nowy Testament jest wypełnieniem Starego Testamentu. Objawienia Prywatne pochodzące od BOGA są tylko wypełnieniem Pisma Świętego.
Pokój i Dobro
[ Dodano: Sro 06 Cze, 2007 10:43 ]
Cierpienie samo w sobie nie ma sensu. Dopiero w złaczeniu z cierpieniem Chrystusa ma sens. Dlatego mówimy o sensie cierpienia.
Piękne słowa mojej przedmówczyni.
człowiek żywi się michą- jedzonkiem
a Dusza człowieka żywi się Łaską
Najwięcej Łaski daje MSZA ŚWIĘTA wraz z KOMUNIĄ ŚWIĘTĄ
są i inne sposoby pozyskania Łaski
Drogą na skróty (dającą ogrom Łaski) jest marsz za wstawiennictwem Mamusi Świętej przez cierpienie jako ofiara za grzechy swoje i świata np. Św. O. Pio, Św. Faustyna Kowalska i bardzo wiele innych Dusz-Ofiar także Świeckich, czyli żyjących w świecie
Tą drogą można dojść bardzo szybko do wielkiej Świętości.
ale także
czytanie Biblii, modlitwa, pokuta, pieśń i piosenka religijna, lektura religijna, pielgrzymka, dobre uczynki, film religijny, praca jako Ofiara BOGU, nasze codzienne troski jako Ofiara BOGU itp.
Bojaźń BOŻA to bardzo wielka Łaska, o którą trzeba zabiegać. Sama nam w ręce nie wpadnie.
BÓG jest Miłością, Kocha wszystkie swoje dzieci bardzo. nawet jeżeli ktoś się nawróci tuż przed śmiercią wybaczy mu wszystkie grzechy i da tą samą nagrodę co tym którzy zrobili to znacznie wcześniej.
Wszystkie Przykazania wynikają z 2 Przykazań Miłości
Będziesz Miłował PANA BOGA swego z całego serca swego,
ze wszystkich sił swoich
a bliźniego swego jak siebie samego.
Czyli wszystkie sposoby pozyskania Łaski powinny wypływać z Miłości
Pokój i Dobro
Ks.Marek,
Wiesz zapewne Bracie, że ten stresujący filmik mozna zastąpić np . gościem na snowboardzie lub propagować breakdance
Pokój i Dobro
I mnie to trochę razi,ale nie moja sygnatura.
Drogi Frater.
Muszę powiedziec Drogi,bo inaczej juz nie potrafie zwracac sie do franciszkanow.Daliscie mi tyle cudownych rzeczy,nawet sami nie wiedzac o tym,ale dzieki wam czuje sie szcseliwa.
dzisiaj kolejny dowód.
Pojawiłes sie na forum,by zamieścić to wspaniałe opowiadanie,które dało mi bardzo duzo i bardzo Ci za nie dziekuje.
Nie pozostaje mi nic innego powiedzieć jak tylko tyle,że kocham wszytskich braci franciszkanów jak braci.Są to optymistyczni ludzie,którzy wzbogacają nasze życie duchowe.
są i inne sposoby pozyskania Łaski
Drogą na skróty (dającą ogrom Łaski) jest marsz za wstawiennictwem Mamusi Świętej przez cierpienie jako ofiara za grzechy swoje i świata np. Św. O. Pio, Św. Faustyna Kowalska i bardzo wiele innych Dusz-Ofiar także Świeckich, czyli żyjących w świecie
Tą drogą można dojść bardzo szybko do wielkiej Świętości.
Nie do końca się z tym zgodzę. Myślę, że ta droga nie jest dla wszystkich. I nie mam tu na myśli świętości, bo ona jest dla każdego, ale drogę takiej ofiary z siebie jak przykłady wymienionych tu świętych. Raczej dla wszystkich jest ta świętość codzienna, czyli to co Brat napisał pod spodem: pielgrzymka, śpiew, dobre uczynki, itp. Dlatego myślę, że nie można drogi ofiary z siebie nazwać drogą na skróty. Wszystko jest kwestią rozeznania i dla każdego Pan Bóg ma najlepszy plan. Aczkolwiek jest to logiczne, ze nie obejdzie się bez cierpienia. Przecież Jezus powiedział: "Kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swoj i niech Mnie naśladuje". Pozdrawiam. Z Panem Bogiem.
są i inne sposoby pozyskania Łaski
Drogą na skróty (dającą ogrom Łaski) jest marsz za wstawiennictwem Mamusi Świętej przez cierpienie jako ofiara za grzechy swoje i świata np. Św. O. Pio, Św. Faustyna Kowalska i bardzo wiele innych Dusz-Ofiar także Świeckich, czyli żyjących w świecie
Tą drogą można dojść bardzo szybko do wielkiej Świętości.
To mi tchnie herezją, która w wiekach XIII/XIV przyczyniła się do powstania sekt biczowników. (działały tez w Polsce, na Śląsku)
Niech w spokoju zostawi krzyże, które mają podjąć męczennicy. Powtarzam: Chrystus nikogo nie prowadził na krzyż, tylko ku Krzyżowi.
skupianie się na własnym cierpieniu może stać się przyczyną rozwoju egoizmy, pychy....oddalenia się od Boga. Moim zdaniem człowiek jeżeli doświadcza cierpienia to niech jakby onim zapomi i dąży aby służyć innym. sami możemy spowodować że ono stanie się dla nas balastem do niepokonania, jeżeli będziemy nim żyć.
Moim zdaniem człowiek jeżeli doświadcza cierpienia to niech jakby onim zapomi i dąży aby służyć innym
Ja myślę że to nie chodzi o zapominanie o cierpieniu, bo to niemożliwe, ile o akceptowaniu, przyjmowaniu krzyża, który dostaliśmy. I gdy juz zgodzimy się go nieść (oczywiscie wyłacznie z pomoca Jezusa) to jesteśmy w stanie zrozumieć smutek, ból, cierpienie bliźnich a przez to pomóc im i służyć "efektywnie"
Poza tym wklejam dwa fragmenty z Pisma Sw które bardzo mnie poruszają i pomagają w zwątpieniach, zmaganiach itp. a na końcu coś co znalazłam niedawno na innym forum (wklejone przez moja koleżankę )
Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi,
Mąż boleści, oswojony z cierpieniem,
jak ktoś, przed kim się twarz zakrywa,
wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic.
Lecz On się obarczył naszym cierpieniem,
On dźwigał nasze boleści,
a my uznaliśmy Go za skazańca,
chłostanego przez Boga i zdeptanego.
Lecz On był przebity za nasze grzechy,
zdruzgotany za nasze winy.
Spadła nań chłosta zbawienna dla nas,
w Jego ranach jest nasze uzdrowienie.
(Iz 53, 3-5)
Nie takiego bowiem mamy najwyższego kapłana, który nie mógłby współczuć nam w słabościach. Przeciwnie, podobnie jak my doświadczył On wszystkiego – oprócz grzechu. Śmiało więc zbliżmy się do tronu łaski, aby otrzymać miłosierdzie i znaleźć łaskę w stosownej chwili!
Orędzie serca
We śnie
szedłem brzegiem morza
z Panem,
oglądając na ekranie nieba
całą przeszłość mego życia.
Po każdym z minionych dni
zostawały na piasku dwa ślady-
mój i Pana.
Czasem jednak widziałem tylko jeden ślad
odciśnięty w najcięższych dniach mego życia.
I rzekłem:
"- Panie, postanowiłem iść zawsze z Tobą,
przyrzekłeś być zawsze ze mną; czemu zatem
zostawiłeś mnie samego
wtedy, gdy mi było tak ciężko?"
Odrzekł Pan:
"- Wiesz, synu, że cię kocham
i nigdy cię nie opuściłem.
W te dni, gdy widziałeś jeden tylko ślad,
Ja niosłem ciebie na moich ramionach".
Anonim brazylijski
Ja myślę że to nie chodzi o zapominanie o cierpieniu, bo to niemożliwe, ile o akceptowaniu, przyjmowaniu krzyża, który dostaliśmy
o to mi chodzi gradzia,
Święta Urszula mówi, że właśnie taki powinien być święty: ten, który przyjmuje te drobne krzyżyki. Od krzyża nie można uciekać, nalezy go po prostu przyjać i nieść go razem z Jezusem. W ten sposób się uświęcamy.
Rachel: wiem o co Ci chodzi. Nie chodzi o to, by nie pamiętać czy nie myśleć o cierpieniu, bo czasem się nie da, zwłaszcza w tych trudnych momentach, ale o to, by mimo własnego cierpienia widzieć cierpienie i potrzeby innych i im służyć. By to drugi człowiek był na pierwszym planie. I to nie znaczy, że nie przyjmuje się krzyża. Bo tylko człowiek, który przyjął swój krzyż, jest w stanie tak postąpić. Jezus również nie myślał o sobie, tylko o nas. Mamy przykład, kiedy zwraca się do płaczących niewiast.
Każdego człowieka żyjącego w `Stanie Łask` prowadzi DUCH ŚWIĘTY.
I jeżeli żyjemy w stałej JEGO obecności, nie ma możliwości byśmy sami nie mogli odzielić Objawień dobrych od złych (pochodzących od tego z ogonem)
Dziwne tylko czemu Betanki ( a dokładniej przełożona) nie odróżniły objawień dobrych od złych .
Bioman, ale to może należy przyczepić do tematu o eks-betankach
W temacie:
Polecam "Postawy wobec cierpienia w Biblii", autorstwa Mieczysława Guzewicza.
To mi tchnie herezją, która w wiekach XIII/XIV przyczyniła się do powstania sekt biczowników.
czyżby włosiennica była słabo znana?
Nosiło ją wielu Świętych i Błogosławionych Kościoła Katolickiego m.in. Franciszek z Asyżu, Teresa z Avila, Ignacy Loyola, Tomasz Morus, Franciszek Salezy, Jan Maria Vianney, Teresa z Lisieux, Faustyna Kowalska, Ojciec Pio, Maksymilian Kolbe, Klara z Asyżu, Edyta Stein, Józef Sebastian Pelczar, Matka Teresa z Kalkuty.
Matt Talbot także - proces Beatyfikacyjny trwa.
Wiemy z Objawień, że godzina rozważań Męki PANA JEZUSA (nie mylić z klepaniem wierszyków) daje więcej niż rok biczowania się do krwi.
Proponuję odmawiać Drogę Krzyżową na sznurku z zawiązanymi supełkami oznaczającymi poszczególne Stacje (sznurek nosimy przy pasku jako przypominacz i narzędzie)
3-3-3-4-2
niektórzy odmawiają 15 stację - Zmartwychwstanie PANA JEZUSA
Papież Jan Paweł II codziennie odmawiał Drogę Krzyżową
Pokój i Dobro
"Miłość moja jest bez granic, spójrz na krzyż mogę znowu umrzeć na nim. Tylko przyjdź proszę przyjdź otworzyłem tobie drzwi wszystkie drzwi Mego serca."
Sens cierpienia wisi na krzyżu.
czyżby włosiennica była słabo znana?
A jak ma się to do sekt biczowników, o który wyżej wzmiankowałem?
Kochany Bracie w cytacie nie wskazywałem autora
Ogrom Łask jest z medytacji codziennej Drogi Krzyżowej.
`3-3-3-4-2`
oznacza grupy supełków na sznurku
Nowym Adamem jest PAN JEZUS, a Nową Ewą jest współcierpiąca w Drodze Krzyżowej Mamusia Święta
sznurek może być np. niebieski - Maryjny
może być np. noszony pod habitem lub na pasku na wierzchu (także przez dzieci) - nie wygląda zbyt pięknie więc o imponowaniu innym nie ma tu mowy
ja odmawiam poszczególne stacje tak;
„Kłaniamy CI się PANIE JEZU CHRYSTE i Błogosławimy TOBIE, żeś przez Krzyż i Mękę SWOJĄ świat odkupić raczył”
następnie medytacja dotycząca stacji
„Któryś za nas cierpiał Rany JEZU CHRYSTE Zmiłuj się nad nami i Ty, któraś współcierpiała Mamusiu Święta Bolesna, przyczyń się za nami.”
ostatnia stacja 15 to Zmartwychwstanie PANA JEZUSA
Pokój i Dobro
Kochany Bracie w cytacie nie wskazywałem autora
Alez przecie są to moje słowa:
To mi tchnie herezją, która w wiekach XIII/XIV przyczyniła się do powstania sekt biczowników.
A co do Via Crucis: owocne to nabożeństwo, co nie podlega dyskusji.
Osobiste dźwiganie Krzyża z chwilą upublicznienia zmniejsza wynikające z Niego Łaski
każdy z Nas może poprosić o Krzyż i może być wysłuchany. Nie jest on nigdy większy od tego, który jesteśmy wstanie unieść.
np. Św. Rita miała stygmat Korony Cierniowej
UDZIAŁ W CIERPIENIACH ZBAWICIELA - STYGMAT CIERNIA
Siostra Rita chciała się we wszystkim upodobnić do Boskiego Mistrza. Aby cierpieć jak On nosiła włosiennicę, biczowała się kilka razy w ciągu dnia tak mocno, że jedna z sióstr znalazła ją kiedyś nieprzytomną w celi. Jednak jej to nie wystarczało. W roku 1443, w okresie Wielkiego Postu rekolekcje głosił znany franciszkanin. Cała wioska chciała go usłyszeć. Siostry także należały do grona słuchaczy.
W Wielki Piątek kiedy wyjaśniał z wielkim realizmem boleści Zbawiciela, siostra Rita błagała Pana, by móc odczuć ból przynajmniej jednego z cierni Jego korony... I nagle jeden z gipsowych cierni wielkiego krucyfiksu oderwał się i spadł na sam środek jej czoła. Ból był tak straszny, że siostra Rita straciła przytomność. Nazajutrz rana powiększyła się i zaczęła wydzielać nieprzyjemną woń. Rana nie goiła się. Odpychający zapach pozostawał. Przeorysza ze względu na pozostałe siostry przeznaczyła jej więc celę w głębi korytarza.
Minęło kilka lat. Papież ogłosił rok 1450 rokiem jubileuszowym. Delegacja klasztoru miała wziąć udział w uroczystościach w Rzymie. Siostra Rita też wyraziła chęć pojechania. Przeorysza chętnie by ją wysłała, jednak z jej raną ropiejącą i cuchnącą...! Podróż była niemożliwa. Siostra Rita była głęboko przekonana, że w stosownym czasie zostanie uzdrowiona. Rzeczywiście na kilka dni przed wyjazdem zakonnic, na czole nie było widać najmniejszego śladu stygmatu, choć nie zniknął ból. Przeorysza umieściła ją więc na czele delegacji. Siostry po drodze zastanawiały się, czy mają dość pieniędzy na dotarcie do celu, Rita widząc w ich zachowaniu brak wiary w Opatrzność, na oczach przerażonych zakonnic, wrzuciła wszystkie pieniądze do potoku. Niczego im nie zabrakło ani w drodze do Rzymu, ani w drodze powrotnej.
OSTATNIE CHWILE ŻYCIA
Po powrocie do Cascia, zgodnie z prośbą siostry Rity stygmat znowu pojawił się na jej czole, a z nim odrażający odór. Siostra podjęła na nowo życie w całkowitym odosobnieniu, rozmyślając nad Męką Zbawiciela i poszcząc. Karmiła się jedynie Eucharystią.
W 1457 r. była już całkowicie wyczerpana życiem pełnym cierpień i pokuty. Zbliżał się jej koniec i nikt w to nie wątpił. Siostra przydzielona jej jako pielęgniarka lękała się każdego wejścia do celi tak bardzo odpychała woń wydobywająca się z rany. Ritę odwiedzała jednak kuzynka, zwróciła się więc do niej z zaskakującą prośbą. Miała przynieść jej różę z krzaka rosnącego w ogrodzie, którym kiedyś się zajmowała. Trwała surowa zima! Ziemię pokrywał śnieg, więc wszyscy sądzili, że chora majaczy. Jednak kuzynka zaciekawiona poszła i wbrew oczekiwaniu wszystkich znalazła przepiękną różę o wspaniałym zapachu. Urwała ją i przyniosła Ricie. Sadzonka tej róży włożona do ziemi klasztornego ogrodu rośnie tam od pięciu wieków.
Innym razem Rita poprosiła o przyniesienie fig z jej dawnego figowca. I tym razem kuzynka znalazła w ogrodzie wszystkie drzewa ogołocone: pobawione liści i owoców... z wyjątkiem figowca. Tylko na nim znajdowały się dwie wspaniałe figi. Urwała je i zaniosła chorej.
Z każdym dniem chorej ubywało sił. Pewnego dnia oświadczyła, że zjawił się jej Pan Jezus ze Swą Matką. Na jej pytanie: «Kiedy, mój Jezu, będę mogła posiąść Ciebie na zawsze?», otrzymała odpowiedź: «Za trzy dni będziesz ze Mną w Niebie.»
Siostra Rita poprosiła o sakramenty. W dniu zapowiedzianym przez Jezusa poprosiła przeoryszę o błogosławieństwo. W chwilę po jego otrzymaniu jej życie łagodnie zgasło. Było to 22 maja 1457 roku.
I tak Święta odeszła do Nieba. Dzwon w klasztorze sam ogłosił to zdarzenie. Cela, do której nikt nie chciał się zbliżyć z powodu wywołującego mdłości odoru rany, napełniła się światłem i cudnym zapachem. Można naprawdę powiedzieć, że Rita umarła otoczona zapachem świętości.
Jedna z sióstr w klasztorze miała sparaliżowane ramię. Kiedy pochyliła się nad zmarłą, by ją pocałować prostując się stwierdziła, że jej ramię zostało w jednej chwili uzdrowione. Ciało siostry Rity, umieszczone w bazylice w Cascia, od ponad 5 wieków zachowuje się w doskonałym stanie.
KULT ŚWIĘTEJ RITY
Kult Świętej rozpoczął wraz z jej śmiercią. Cuda nie przestały się mnożyć: uzdrowienia i nawrócenia. O jednym z pierwszych doniósł wiejski stolarz. Nie mógł już wykonywać zawodu z powodu paraliżu i deformacji ręki. Przyzywał więc wstawiennictwa św. Rity wystawionej na śmiertelnym łożu. Obiecał, że jeśli odzyska władzę w ręce, wykona dla niej trumnę. Ledwie skończył modlitwę, stwierdził, że ręka odzyskała swobodę ruchów i rzeczywiście on wykonał trumnę, w której złożono ciało. Po 3 dniach od śmierci św. Rity liczba cudów stale wzrastała. Czas mijał i trzeba było pochować zmarłą. Jednak jej ciało pozostawało nienaruszone i nadal wydzielało piękny zapach. Postanowiono więc zachować je w kaplicy, pod ołtarzem. I tak nigdy nie złożono go w ziemi.
W roku 1595 kiedy napływ pielgrzymów zbytnio przeszkadzał wspólnocie zakonnej, zadecydowano przenieść ciało Świętej do wiejskiego kościoła. Było to wygodniejsze i dla sióstr i dla pielgrzymów.
W kilka lat później na stolicy Piotrowej zasiadł Urban VIII. Jedna z jego siostrzenic zainteresowana życiem i sławą Rity, przekonana o jej świętości udała się do Rzymu przedstawić tę sprawę do szczegółowego zbadania. Papież powołał komisję. Mając przed sobą niezniszczone od 170 lat ciało, wydzielające nadal piękny zapach i po zbadaniu akt stwierdzających liczne cuda, przypisywane wstawiennictwu Rity, doniesienie komisji było tak przychylne, że Urban VIII podpisał dekret o beatyfikacji w roku 1628.
Ceremonia odbyła się w kościele parafialnym w obecności niezliczonego tłumu. Wywołało to niewyobrażalne przepychanie się, a co za tym idzie - nieporządek, krzyki wygrażających sobie osób. Ponieważ cuda nie były naszej Świętej obce... podniosła głowę, otwarła oczy i spojrzała na przepychających się. Natychmiast zapadła cisza! Jeszcze wiele razy powtórzył się cud otwarcia oczu.
Papież Leon XIII kanonizował ją 24 maja 1900 roku, wyznaczając jej święto na dzień 22 maja.
Pokój i Dobro
Tak... czytałam kiedyś o św. Ricie... dostała dokładnie to o co prosiła...
Uważam, że cierpienie nie ma żadnego sensu i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. Ma ono wpływ destrukcyjny na człowieka. Wiem to z własnego doświadczenia. Kiedy dotknęło mnie cierpienie,którego nie umiałam udźwignąć, przeklinałam własne życie i nie miało ono dla mnie żadnego sensu, a wiara bardzo mocno się wówczas zachwiała i oddaliłam się na długo od Boga.
Uważam, że cierpienie nie ma żadnego sensu i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej.
Czyżby? Gdyby nie miało sensu, uważasz, że Jezus poszedł by na swoja mękę i krzyż? Przecież był wszechmogący. Mógł zbawić świat zupełnie inaczej - lżej, przyjemniej, bez tego całego krzyża. Jednak wybrał krzyż. Jak myślisz, czemu?
Pozwolę sobie zacytować jednego wspaniałego duszpasterza z Olsztyna: "Wiarą trzeba żyć na maxa. Bo jeśli nie żyje się nią na maxa, każdy krzyż będzie dla nas cierpieniem, a ma być przede wszystkim ZBAWIENIEM - ma prowadzić do zbawienia."
Zauważ, że życie nie kończy się na krzyżu. Jezus zmartwychwstał. Na krzyżu nasze życie dopiero się zaczyna
[ Dodano: Sro 25 Lip, 2007 17:02 ]
Jednak mnie nie przekonałaś. Wydaje mi się, że człowiek wierzy w sens cierpienia dopóty, dopóki go ono osobiście nie dotknie. Na szczęście pewne rzeczy mam już za sobą.
Uważam, że cierpienie nie ma żadnego sensu i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. A ja podejmę się tego wyzwania. Zrobię to za pomocą książki ks. Marka Dziewieckiego pt. "Siódmy rozdział" i Biblii. Najważniejsze jest aby zacząć, więc z braku pomysłu na rozpoczęcie cytacik:
Życie człowieka jest jak księga, w której zapisane są różne wydarzenia(...)Wiemy, że szatan jest władcą ciemności.(...) Panuje nad tymi kartami naszej księgi, które nie zostały wyjaśnione światłem Ewangelii i blaskiem Chrystusa.(...) To są sklejone karty tworzące jeden rozdział.(...)Boimy się tego.(...)Są tam uczucia żalu, złości, nienawiści, niechęci, pragnienia odwetu, bólu, rozpaczy, bezsilności, lęku i niepokoju.(...) Trzymamy to wszystko w ciemnościach(...) należy to do szatana
Przyznaję, że piszesz dużo mądrych rzeczy i ja to wszystko niby wiem. Niby moje cierpienie miało sens, bo doprowadziło ostatecznie do dobra. Gdyby nie to, wiele innych rzeczy by się nie zdarzyło, ja jednak chyba nie do końca się z tym pogodziłam. Może nie umiem jeszcze Bogu "wybaczyć".
Może nie umiem jeszcze Bogu "wybaczyć". a więc przyznajesz, że cierpienie ma sens... wiem, że trudno jest się z tym pogodzić, wiem, jak trudno jest "wybaczyć" ale wybaczyć nie Bogu ale raczej ludziom i samemu sobie, bo Bóg nam nic nie zrobił, On nas doświadczył, On sprawił, że możesz być podobna do Jezusa, On dzięki temu cierpieniu zapewne dodał ci odrobinę mądrości.
Jak chcesz mogę ci na priv wysłać modlitwę o uzdrowienie wewnętrzne... ona ci pomoże "wybaczyć".
Niekoniecznie cierpienie ma sens, cierpienie niby ma prowadzić do świętości, u mnie było odwrotnie.
W tamtej kwestii nie mam nic do wybaczenia sobie, ani tym bardziej ludziom...
Dzięki, mam taką modlitwę. Aktualnie nie jestem zła na Pana Boga, bo wszystko jest już ok.,ale jakiś tam żal na pewno został.
Niekoniecznie cierpienie ma sens, cierpienie niby ma prowadzić do świętości, u mnie było odwrotnie.
To wyrzućmy Drogę Krzyżową do lamusa. Może tez warto przeredagować Ewangelię, czy w ogóle, całą Biblię?
To może inaczej: nie każde cierpienie ma sens.
Aga, każde cierpienie ma jakiś sens, czegoś nas uczy, coś w nas zmienia... a może jeśli nie nas, to innych ludzi.... jakie by to cierpienie nie było ma sens.....
To może inaczej: nie każde cierpienie ma sens.
Każde cierpienie ma sens, prowadzi do pełni życia. Jeżelli chcesz mnie naśladować, to weź swój krzyż na ramię twe, i chodź ze mną zbawiać świat, kolejny już wiek...
Znasz to?
A czasem nie " i weź swój krzyż na każdy czas"
albo u nas jest: "na każdy dzień"
I tak dyskutować możemy bez końca, stojąc ciągle w tym samym miejscu.
A czasem nie " i weź swój krzyż na każdy czas"
a jak ktoś już nie ma siły dalej cierpieć?
cierpienie jest niejako przyrodzone człowiekowi
Przez grzech pierworodny, prawda??
Dla mnie cierpienie to taka ciemna strona tej pracowni o której kiedyś pisałam w kórej doskonalimy się do świętości, taki czarne dni pracy kiedy nic nie przynosi rezultatu, wydaje nam się ze wszystko jest bez sensu,a nagle powstaje dzieło o niesamowitej formie i ksztalcie bo cierpienie uczy nas bycia innymi ludźmi, odkrywania w nas tego czego w codziennym pędzie życia nie dostzregliśmy. Mi cierpienie pozwoliło zobaczyć że cuda w życiu istnieją a poza tym coraz bardziej ufam Bogu na przekór cierpieniu.
a jak ktoś już nie ma siły dalej cierpieć? Bóg daje człowiekowi krzyż ale daje też siłę do tego aby go nieść, Bóg daje człowiekowi krzyż, ale też idzie z tym człowiekiem i pomaga mu ten krzyż nieść, Bóg daje człowiekowi krzyż, ale nigdy nie daje takiego, aby on sam nie był w stanie go unieść..... Wystarczy się z tym pogodzić, wystarczy tak jak Jezus ucałować krzyż przytulić go do serca i wierzyć, że się dojdzie na Golgotę... a wiara, która czyni cuda w beznadziejnych sytuacjach da nam siłę do tego, by znieść cierpienie...
Przypomniało mi się coś... tylko nie wiem gdzie to słyszałam, czy czytałam...
"Życie człowieka jest jak droga krzyżowa. Najpierw człowiek dźwiga krzyż, by potem krzyż podźwignął człowieka. "
Anienka napisał/a:
a jak ktoś już nie ma siły dalej cierpieć?
Bóg daje człowiekowi krzyż ale daje też siłę do tego aby go nieść, Bóg daje człowiekowi krzyż, ale też idzie z tym człowiekiem i pomaga mu ten krzyż nieść, Bóg daje człowiekowi krzyż, ale nigdy nie daje takiego, aby on sam nie był w stanie go unieść.....
Tak zgadzam się Bóg nie daje cierpienia nigdy większego niz możemy uniść:)
Dlaczego widzimy na śniegu tylko jeden ślad?? Ponieważ Bóg w naszym cierpieniu nosi nas na swoich ramionach.
Dlaczego widzimy na śniegu tylko jeden ślad?? Ponieważ Bóg w naszym cierpieniu nosi nas na swoich ramionach.
Znam to
Aga dalej uważasz, że cierpienie nie ma sensu?
Gdyby każde cierpienie kończyło się wyjściem z takiej bezsensownej sytuacji to by miało sens. A tak to nie ma. Co to za sens ma cierpienie człowieka upodlonego w obozie koncentracyjnym, a które kończy się śmiercią lub jeżeli przeżyje chorobą psychiczną, najczęściej schizofrenią?
Co to za sens ma cierpienie człowieka upodlonego w obozie koncentracyjnym, a które kończy się śmiercią lub jeżeli przeżyje chorobą psychiczną, najczęściej schizofrenią? Spójż na krzyż. Cierpienie Jezusa skończyło się śmiercią.
Każdy inaczej przeżywa swoje cierpienie. Jedni mają siłę do dźwigania krzyża, inni łatwo się załamują. Ale niewątpliwie pocieszeniem jest to, że Bóg wszystko widzi i on cierpi razem z nami. I to jest jakaś nadzieja.
Ale niewątpliwie pocieszeniem jest to, że Bóg wszystko widzi i on cierpi razem z nami. To jest właśnie sens cierpienia.
Chyba jedyny...
To jest tajemnica Boga, dlaczego jednych dotyka cierpieniem bardziej, innych mniej. Może kiedyś to zrozumiemy. Ale ponoć kogo Pan miłuje, tego doświadcza - to często powtarza mój mądry Tatuś.
Bóg im bardziej kocha tym bardziej doświadcza cierpieniem
Bóg im bardziej kocha tym bardziej doświadcza cierpieniem
To ja dziękuje za taką miłość. I pewnie ludzie z obozów też podziękowaliby gdyby mogli. Miłość pod przymusem i w dodatku przyspazajaca cierpien?
Bóg im bardziej kocha tym bardziej doświadcza cierpieniem
Nie zgodzę się z tym. Wielu sług Bożych wiodło dostatnie, dość beztroskie życie. Ich Bóg nie kochał?
Cierpienie jest złe. My tego nie rozumiemy dlatego szukamy takich, jakby wymówek dla tego owego cierpienia.
Fakt, że może ono czegoś człowieka nauczyć, ale pod warunkiem, że da się człowiekowi szansę na skorzystanie z tej nauki. Mój ojciec gdy był dzieckiem trafił do obozu koncentracyjnego. Co ma z tego cierpienia? Ano schizofrenię, a ja koszmar w domu. Uwierz mi - ja nie chcę takich błogosławieństw, a i mój tato też z pewnością zrezygnował by z tego daru od Boga, gdyby miał tylko na to wpływ.
Owszem kochał. Jednak każde cierpienie możemy przeżyć z Bogiem. Każde cierpienie z Nim ma sens. Może to cierpienie ma nauczyć kogoś pokory, odpowiedzialności... Każde cierpienie to udział w męce Chrystusa, w zbawieniu... W Biblii jest opisanych wielu ludzi, którzy cierpieli min. przytoczona przeze mnie postać Hioba... w tym trzeba odnajdywać sens.. Poza tym trzeba też spojrzeć w perspektywie wieczności... Dajmy na to historię o Łazarzu i Bogaczu...
Bóg jest miłością i ja o tym wiem. Uważam, że Bóg nie jest zwolennikiem cierpienia. Patrzę na świat, który stworzył i na to wszystko, co mi się w nim podoba i uważam, że ten cały świat nie jest przystosowany do cierpienia. Bóg z całej planety uczynił prawdziwy raj. Wszystkiego tu jest pod dostatkiem - żywności, pięknej urozmaiconej przyrody.
Dlatego nigdy nie uwierzę, że Bogu zależy na tym, abyśmy cierpieli.
Bóg jest miłością i ja o tym wiem. Uważam, że Bóg nie jest zwolennikiem cierpienia. Patrzę na świat, który stworzył i na to wszystko, co mi się w nim podoba i uważam, że ten cały świat nie jest przystosowany do cierpienia. Bóg z całej planety uczynił prawdziwy raj. Wszystkiego tu jest pod dostatkiem - żywności, pięknej urozmaiconej przyrody.
Dlatego nigdy nie uwierzę, że Bogu zależy na tym, abyśmy cierpieli.
Owszem ten świat jest piękny. Ale czy nie zapominasz, gdzie człowiek miał raj? Po grzechu pierworodnym został wygnany z miejsca, gdzie nie było cierpienia. Od tamtej pory mężczyzna musiał zacząć ciężko pracować i uprawiać ziemię, a kobieta rodzić w bólach. Poza tym
Mt 16:24-25
24. Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje.
(BT)
Dlatego nigdy nie uwierzę, że Bogu zależy na tym, abyśmy cierpieli.
Bo Bogu nie zalezy na naszym cierpieniu, ale my wybierając tak często grzech sami się skazujemy na cierpienie. Wtedy Bóg może tylko - bo szanuje naszą wolność- skierować nasze myśli na to aby to cierpienie przemienić w doświadczenie, aby w cierpieniu przybliżyć się do Boga, znależć jego (cierpienia) sens.
Chora ludzka wolność schodzi na bezdroża, niszczy siebie, zadaje cierpienie i kaleczy innych. Jej stan chorobowy jest wołaniem o przemianę, uzdrowienie i ocalenie. Wolność zwrócona ku Bogu i ludziom jest błogosławieństwem. To ona tworzy dobro i piękno, a dobro jest największym „sakramentem” życia. Dobro przeobraża i wyzwala w nas piękno człowieczeństwa. Jest największym rozjaśnieniem ludzkiego istnienia. Dzięki dobru i pięknu możemy doświadczyć, że Bóg rzeczywiście jest miłością i miłosierdziem. Do Niego, a nie do zła i cierpienia, należy słowo ostatnie: I otrze wszelką łzę z ich oczu, i śmierci już nie będzie, ani żałoby, ani krzyku, ani bólu już nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły. A Ten, który siedzi na tronie, powiedział: Oto wszystko czynię nowe (Ap 21, 4-5; przekład ekumeniczny 2001). Źródło
Co wy na to?
Do Niego, a nie do zła i cierpienia, należy słowo ostatnie: I otrze wszelką łzę z ich oczu, i śmierci już nie będzie, ani żałoby, ani krzyku, ani bólu już nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły.
nie wypowiem się na temat chorej wolności bo nie czuję żeby moja była chora. Ale co do powyższego cytatu. Kiedy powiedzialam Jezusowi, że chcę by był Panem mojego zycia nie wiedziałam że poprowadzi mnie przez trudną drogę cierpienia i samotności i pustki...Teraz wiem, że faktycznie ostatnie słowo należało do Niego i teraz ta nadzieja że w nadchodzącym czasie będzie tak samo pozwala mi wytrwać kolejny trud. Z tamtego zrozumiałam wiele na temat milości do bliżniego, teraz kolejny etap..
Terebint napisał:
Tak, ale nie trwało to 6 lat, czy nawet całe życie, jak u niektórych osób. Poza tym Jezus był wcześniej szczęśliwym wartościowym człowiekiem, a niektórzy ludzie nie mają tego szczęścia, aby choć początek życia mieć udany.
Terebincie,Terebincie.Chrystus kocha nas wszystkich.A szczęście o jakim wspominasz płynęło raczej ze służby bliźnim a nie z samego faktu wybraństwa.Nie dzielmy się więc na wybranych i niewybranych.Niebo jest jedno dla wszystkich.Chrystus nie przyszedł powołać sprawiedliwych,lecz grzeszników.
P.S.
A Tobie gradziu życzę wytrwałości w dalszym etapie doskonalenia wiary.
Bóg doświadczając nas cierpieniem chce doprowadzić nas do pełni życia. Od nas i tylko od nas zależy jak je przyjmiemy i co z nim zrobimy.
Aniu, a te cytaty z Hryniewicza to skąd dokładnie?
Niekoniecznie cierpienie ma sens, cierpienie niby ma prowadzić do świętości, u mnie było odwrotnie.
W tamtej kwestii nie mam nic do wybaczenia sobie, ani tym bardziej ludziom...
/Aktualnie nie jestem zła na Pana Boga, bo wszystko jest już ok.,ale jakiś tam żal na pewno został.
Tu jest ciekawy adres - na temat – jest też wątek o „wybaczaniu Panu Bogu”: Ból krzywdy, radość przebaczenia
__________________
Bóg jest wielki
1 - 7 wrzesień 1939r. obrona Westerplatte
Wrzesień 1944r. - drugi miesiąc Powstania Warszawskiego
Dlatego też przebaczenie wymaga nie tylko ciężkiej ludzkiej pracy, ale także wielkiej łaski Boga. Zasadniczym motywem przebaczenia - oprócz ludzkiej miłości - może być doświadczenie miłości Boga jako Ojca, który kocha jednakowo wszystkie swoje dzieci: dzieci skrzywdzone i krzywdzące. Znakiem tej miłości jest Jezus Chrystus, który ukochał nas jako grzeszników - jako krzywdzicieli - i oddał za nas swoje życie. Jego miłość staje się ostateczną odpowiedzią na pytanie, dlaczego mamy przebaczyć tym, którzy nas skrzywdzili.
No właśnie. A jakiś czas temu było dość głośno o seansach przebaczania organizowanych przez różnej proweniencji grupy niekoniecznie modlitewne...
Hej, frater Mam święcenia kapłańskie i nie zawaham się ich użyć specjalnie dla Ciebie !!!
Pięknie Bracie
Pomoc jest mile widziana
Pokój i Dobro
Opis Ks.Marka!
"Człowiek, który wyrugował ze swego życia wszelkie odniesienia do absolutu, który wszystko sprowadził do ciasno pojmowanego materializmu, ulega zbydlęceniu i zaczyna żyć jak bydlę"
Odnośnie pow/ Opisu Ks. Marka odniosę sie następująco:
Uwazam, ze żaden człowiek Głęboko Wierzący ....Nie ma Prawa oceniać drugiego ponieważ, Tego zyczy sobie od nas ...nasz Pan i Stwórca. "Bedziesz milowal swego blizniego, jak siebie samego"....
Jeżeli w niebie cieszyć sie będą wiecej z jednego grzesznika nawróconego Wiecej niz z 99 modlących sie. Wiec Rozumiem, iz musimy właśnie Takich Kochac Znacznie wiecej ...niz wszystkich pozostalych.Prosze odpowiedzmy sobie Uczciwie. Czy slowo "Bydle" ma coś wspólnego z MILOWANIEM bliźniego? Czlowiek ktory prowadzi ludzi musi czynic To godnie Tak jak Bog zyczy sobie tego a nie tak jak On To widzi swoim spojrzeniem. To tyle ode mnie.
Ps.Czlowiek nie ma prawa oceniac czynow drugiego *To Rola Pana Boga!
Pozdrawiam serdecznie oraz prosze przemyśleć. Z Panem Bogiem!