ďťż
Strona początkowa UmińscyOtwarcie Moto Sezonu 2010 Domaąa-Valkov 14-15.Maj (Slowacja)Czy ktoś znalazł może 30.04.2010 telefon w Collegium Minus?XXII Zlot Motocykli i Weteranów - Szklarska Poręba 2010Zloty,spotkania,imprezy,rozpoczecia sezonu itp.2010 r.EYe Financial Challenger - VI edycja 2009/2010KONKURS EYe on Tax V edycja 2009/2010PLATINI- czyli co zmienia w pucharach od 2010 roku...Niedziela 06.05.2010 - "orszak pogrzebowy"Najważniejsze informacje o Średzkim Rozpoczęciu Sezonu 2010Otwarcie sezonu w Kościanie-10 kwietnia 2010
 

Umińscy

No to ja też wezmę się jak Śliwka za opis dopiero po ochłonięciu.
Planów jako takich nie mieliśmy do ostatniej chwili, jak gdzieś pisałem albo rybka, albo kwaśnica. Słoma jak zwykle w najlepszym czasie tzw. "prime time" siedzi w Niemczech, ale chyba w czwartek wpadli uśmiechnięci Zenek z Elą z propozycją "na rybkę". Ja trochę kręcę nosem, bo przeżyłem już makabryczny powrót z naszego wybrzeża po majowym weekendzie i udaje mi namówić się ich na Pragę. Po drodze zaplanowaliśmy spotkanie z ekipą Qby na drodze 1000-ca zakrętów pomiędzy Dusznikami Zdrój a Międzylesiem. Mieliśmy spotkać się gdzieś po środku napierając na nią z dwóch stron.
Spakowaliśmy się z Elą jak zawsze co do ostatniego elementu wieczorem, reszta rzeczy uszykowana w moim przypadku po kolei ubierania zaczynając od gaci i kończąc na rękawiczkach leży w kolejności zakładania. Jako,że mam duże doświadczenie i nie raz byłem proszony o rady wkleję zdjęcie spakowanego mojego (Ela ma swój) kufra i podpowiem, że chociaż mam nowe (już prawie) Givi to jak widzicie na zdjęciu, że wszystkie moje rzeczy są dodatkowo zapakowane w filie, ma to też dodatkową dobrą stronę, że nadusząjąc kolanami wypuszczam powietrze z foli i zawiązuję ją na supeł (łatwy do odwiązania) przez co rzeczy zajmują o wiele mniej miejsca i są na sto procent zabezpieczone przed wilgocią, ca nie raz w trasie jest zbawienne.

Umówiliśmy się na niedzielę na ósmą rano na parkingu przed moim sklepem, ale Zenek wziął się na sposób na ciągle spóźniającą się Elę i zmienił telefonicznie godzinę startu na 8-30-ci nie informując jej o tym. Miał rację bo ok. 8-15 siedzę na kibelku (oczywiście moto spakowane stoi na parkingu) i dzwoni Zenek "gdzie jesteście?"

W każdym bądź razie na dużym CPN-ie dokładnie o 8-30 Zenak sprawdza coś przy moto i z bananami prawie (a może więcej?) jak Śliwka ruszamy w podróż !!!
Zenek z przodu trzyma dobre tempo, ja z tyłu lecę od 160 do 180 km/h.
Zauważyłem, że kobiety trzeba od razu przyzwyczaić do prędkości, potem nie protestują gdy prędkościomierz przekracza 150 km/h. We Wrocławiu, chociaż Zenek prowadził przez Leszno więc nieco dłuższą drogą jesteśmy po godzinie i piętnastu minutach.
Tankujemy, mi spalanie wychodzi dokładnie 8,2 l/100km, Zenek nie wie bo tankował do pełna kilka dni przed wyjazdem (duuużu zbiornik), śmieje się, że mój pali jak samochód, ale ja mówię, że mam to gdzieś, bo żeby tak jechać jak ja moim moto to musiał bym mieć co najmniej Ferrari (i to najlepsze - i tak by nie dorównało) i wtedy spalanie było by ok 40-tu litrów.
Prawda, że piękny?
Napieramy dalej ponieważ umówiliśmy się z "młodymi" na drodze do Złocieńca, ale Zenek zamiast w Kłodzku pojechać na Międzylesie skręca w prawo na Kudowę Zdrój i dopiero tankując w Dusznikach zauważamy błąd. Do Qby nie możemy się dodzwonić wjeżdżamy więc na drogę 100-ca zakrętów od strony Dusznik i wysyłamy smsa, że dokładnie o 12-30 będziemy dzwonić jeszcze raz. Droga trochę mnie rozczarowuje, ponieważ jest mokra i na zakrętach są łachy piachu spłukanego przez deszcz, ale co tam i tak buty po przycierane!
Zenek jako jeszcze mało wprawiony zostaje z Elą z tyłu a ja w swoim żywiole przycieram podnóżki. Dokładnie o 12-30 łączę się z Qbą i umawiamy się w Złocieńcu my musimy cofnąć się o jakieś 10 km, ustawiam moto w poprzek na skraju parkingu, żeby nie przelecieli obok nas i wypatrujemy. Najpierw słyszę hałas, potem poznaje xenon Qby, ludzie jaka radocha spotkać się tak daleko od domu. Prosimy miłą turystkę o zrobienie zdjęć i straszę ją, że w nagrodę przewiozę ją moto (myśląc, że się przerazi), a ona ku mojemu zdziwieniu ma na to ochotę!.


Jemy żurek i chłopaki namawiają nas na przejażdżkę po Czechach zachwalając tamtejsze asfalty.
Dojeżdżamy więc razem do Dusznik i jednak rozstajemy się ponieważ oni chcą zwiedzić Kaplicę Czaszek w Kudowie, a my cofamy się na CPN bo tam były najtańsze Korony.
Tankujemy na CPN-ie na samej granicy i nagle słyszę znajomy ryk, to znowu nasi "młodzieńcy"
Okazało się, że do Kaplicy kolejka i trzeba by czekać z godzinę a tu ucieka czas który można by przeznaczyć na śmiganie.
Lecimy więc razem do Trutnova na piccę przez zajebiaszcze zakręty, prowadzi Zandi, drugi chyba Qba za nim Malud potem ja a stawkę zamyka Śliwka, a Zenek jedzie z tyłu swoim tempem.
Ku..wa ludziska to była jazda!!! normalnie zajebioza, jeszcze widzę ten wąż z motocykli gdzie pierwszy już ma w prawo a ostatni jeszcze w lewym zakręcie.
Tak jak Oni jeżdżą to rzadko spotkać !!! Pokazują sobie rękami czy droga wolna, czy hamować z nimi można się zatracić !!!
Przejechałem z nimi z 20 km, ale przecież ja z Zenkiem, mówię więc Śliwce, że zawracam po niego i spotykamy się za kilka km, ale Zenek macha mi, że mam lecieć do przodu on pojedzie swoim tempem. Rwie więc z dwa trzy km, ale wyglądam go w lusterkach i w zwalniam, ale go nie widać. Nawracam więc pełen złych przeczuć i spotykam ich na jednym z najbardziej paskudnych zakrętów. Był dość ostry w lewo i na samym końcu zamiast się kończyć to zacieśniał się jeszcze bardzie i trzeba było już złożony prawie na maxa motocykl jeszcze bardziej położyć, mi ciarki na nim przeszły po plecach kilka chwil wcześniej, ale to samo mówił Malud.
Okazało się, że Zenek nie "dogiął" moto i pojechał prosto przez krawężnik i wyłożył się na łące, szczęście w nieszczęściu, że ona tam była a nie jakiś dom czy drzewo!.
Oceniamy straty, nie są wielkie pourywały się kufry, ale Ela Zenkowa jest silnie wystraszona.
Dzwonię więc po chłopaków, bo wiem, że Qba ma wolny "pajączek którym możemy prowizorycznie przymocować kufer i za kilka chwil już są bez dziewczyn które zostały w barze.



Próbuję obrócić wszystko w żart, ale Ela psychicznie już nie jest gotowa do jazdy na moto.
Chłopaki pomykają przodem do Trutnova a my powoli za nimi, Zenek miał jechać powoli a w mieście ja miałem objąć prowadzenie bo Malud mi tłumaczył jak dojechać do piccerni w której są.
Zenak jedzie ostrożnie, ale widzę, że przed każdym zakrętem dostaje dwie "sójki" w bok a zakrętem jedną - nic z tego nie będzie myślę sobie i w mieście przejmuję prowadzenie i chociaż nie jadę więcej niż 50-60 km/h gubię Zenka ale trafiam do piccerni.
W końcu Qba gdzieś go znalazł ale Ela jest rozbita psychicznie wracają więc do kraju i mają spać gdzieś w Polsce. Okazuje się potem, że wrócili do samego domu i byli ok.24-iej w domu. Moim zdaniem błąd bo Zenek też nie doszedł na 100% do siebie.
Jemy więc piccę z młodymi cały czas jeszcze żyjąc zakrętami i podziwiamy po domykane opony.
Żegnamy się bo oni mają apartament w Szklarskiej a ja z ElĄ pomykam na Pragę.
Nie chciałem jechać autostradą ale chyba nadkładam drogi, bo wjeżdżam do miasta od strony Bratysławy.
Błądzimy po mieście szukając hotelu, ale w końcu udaje się znaleźć Hotel Bawaria i to na wylocie na Mladę Bolesław. Koszt pokoju 2-osob z parkingiem strzeżonym 1000 koron czyli jakieś 160 zł.
Dla zainteresowanych podaję adres:
AC Bavaria
ul. Nachodska 706
Praha 9
tel.00420-281925005 mail hotelbavaria@sezam.cz

Oczywiście znajduję w lodówce piwko Czeskie

Szybki prysznic i już o zmroku ruszamy na podbój czeskich piwiarni na Placu Vaclawa.

Właścicielka daje nam mapkę metra i tłumaczy jak dojechać, najpierw autobusem, potem metrem.
No ale metro nagle zatrzymuje się i wyganiają wszystkich na tramwaj, później okazało się, że w niedzielę wieczorem jest najmniejszy ruch i przeprowadzają jakieś konserwacje.

Przesiadamy się wiec w tramwaje i w ulewie docieramy na plac Vaclawa ok22-iej za późno na cokolwiek, trzeba być wcześniej. Jakieś 10 lat temu byliśmy ze znajomymi i ubawiliśmy się wspaniale bo sama Praga jest przepiękna.

Tu Plac Vaclawa

I szybko szukamy jakiejś knajpki żeby coś zjeść i wypić


Zamawiam pieczoną golonkę tzw."peczene kolano" które jest przepyszne, ale nawet mój pies na raz nie mógł zjeść resztek które mu przywiozłem.
Zapijam to kilkoma świetnymi lekkimi piwami i czas wracać, bo właścicielka hotelu coś wspominała, że komunikacja działa tylko do 24-tej



Na końcu zapijamy jeszcze kieliszeczkiem Beherowki na trawienie i o dziwo metro działa tak, że za 30 min jesteśmy z powrotem w hotelu

Rano okazuje się, ze za śniadanie musimy dopłacić jeszcze 200 Koron, ale co tam o 11-30 idziemy na parking po moto a tu okazuje się, że z tyłu "flak"...

Oglądam zaworek, OK moto na parkingu strzeżonym więc zostaje tylko przebicie.
Pożyczam więc pompę od właściciela hotelu i ustala gdzie jest wulkanizacja.

Zostawiamy kufry w hotelu, ale Elę biorę ze sobą bo nie mam już Koron, a nie wiem ile wypłacić w razie czego zostawię Elę jako zastaw i poszukam bankomatu.
Prawie tak jak u nas, pierwszy wulkanizator on motocykli nie robi, drugi to samo ale podaje adres serwisu Hara Moto Sport gdzie podobno robią.
Docieram tam i z właścicielem oglądamy oponę centymetr po centymetrze i nie widzimy nic, pompujemy więc 3 atmosfery i czekamy z pół godziny i nadal jest 3 at. wychodzi więc na to, że jakiś żartowniś spuścił mi powietrze na ogrodzonym parkingu !.

W każdym bądź razie dwie godziny poszły w pi..du.
Z pod hotelu wyjeźdźmy o 13-30 tak jak pisałem jego położenie jest prawie na wylocie na Mladę Bolesław, po 5 km wjeżdżam na autostradę o dokładnie o 13-45 jestem na parkingu autostradowym koło Malady B. na liczniku 43 km, średnia więc 172 km/h dobra!!!
Za Mladą już koniec autostrady, ale piękną drogą z zajebistymi zakrętami dojeżdżamy do "granicy" gdzie jeszcze w Czechach jemy za resztę Koron i za Złotówki "knedliczki,gulasz i kapustę" pycha i wjeżdżamy do Polski gdzie wita nas deszcz więc zatrzymujemy się aby założyk "kondony" przeciwdeszczowe.

W deszczu zjeżdżamy do Szklarskiej Poręby, mając nadzieję spotkać "naszych", ale nie odpowiadają na telefony. Kupujemy więc Oscypki i coś do picia i kierunek dom!

Deszcz powoli zanika a ja zaczynam wkręcać się w jazdę po wspaniałej (w miarę) drodze przez Złotoryję, Legnicę, Głogów i Leszno, zatrzymujemy się tylko raz na tankowanie i raz na "sikanie"
Tak więc u Słomy w Czarnotkach jesteśmy o 18-50 - nie źle jakieś 420 km w 5h20min z co najmniej godziną postojów.


Tu kawka i wspomnienie dwóch wspaniałych dni i do domku. gdzie od razu w warsztacie spuszczam olej bo na liczniku 24117.km czas więc na nową porcję MOTULA 300V

Na drugo gzień po śladach opon sprawdzamy w jakim pochyleniu chodziło moto :

W sumie przejechaliśmy w dwa dni 961 wspaniałych km, no i przygód nie zabrakło.
Przy okazji skończyła się opona którą zakładałem nową na jesień Pirelli Dragon i pierwsza na której przebieg był większy niż 5 tyś km bo dokładnie 5357!!! Moja ocena piątka - nie zawiodła mnie ani razu!!!

Teraz w poniedziałek jak to moja tradycja każe będzie oficjalnie spalona przed serwisem
http://www.youtube.com/watch?v=HHXJZawO5RA
Dzięki wszystkim za którzy uczestniczyli w tej przygodzie za nie zapomniane chwile !!!


Nie czytam czekam za resztą
Cichy dawaj dawaj dalej
Kocham Was


Cichy ciskaj dalej...
Kurde co jest z cdn ile możemy czekać ja protestuje
NO NO BANDYTA z kuframi całkiem całkiem
Koniec, koniec opisu
Opis rewelka czytałem z zapartym tchem Szacun CICHY
Mi też się podobało
Brawo!
Super niedługo następne wypady - w końcu jest sezon
Cichy ekstra opis, przeczytałem od A do Z i powiem ci jedno z Tobą moge dzielić kilometry. Szłeś za mną koło w koło i ani razu nie musiałem patrzeć w lustro awaryjnie czując Twój oddech. Wszystko było tak jak miało być...a z tymi h.. z Czech za tą opne to się jeszcze policzymy ... my tam jeszce wrócimy
Zdjęcie roku: Cichy w metrze z mapą PRAGA ...lew ceremoni.
Rewelacja chłopaki. Zazdroszczę bardzo wyjazdu. Też mieliśmy w tamtym kierunku walić ale pogoda nas przestraszyła i zrezygnowaliśmy. Do następnego razu!!!


Zdjęcie roku: Cichy w metrze z mapą PRAGA ...lew ceremoni.


HIhihi Śliwka to było "do jaj, ja bez okularów i tak nic nie widzę, po za tym jak czytam bez nich, to mam ręce za krótkie...
ręce za któtkie, mega dobre... ale zdjęcia normalnie do PLAYBOYA
Gratuluję ciekawych przeżyć
zajebiście! Zenek już doszedł do siebie?... kwitesencja po raz kolejny
No nie jestem pewien, wczoraj dzwoniłem czy jedzie na "czwartkowe" to powiedział, że będzie na jakiś targach w Poznaniu.
Dajmy mu trochę czasu. Ela mówi, że już nie wsiądzie ma motocykl, ale kto to wie?
Nie potrzebnie na siłę ( max 80 km/h, wrócili o 24-tej ) jechali przez 8h do domu, tylko się "dobili"