UmiĹscy
dwa dowcipy kolejowe, może już nie pierwszej świezości ale dobre.
1.
- Panie jaki to pociąg?
- Niebieski
- Tak, ale dokąd?
- Do połowy!
2.
Jedzie facet koleją transsyberyjską, magle pociąg się zatrzymuje. Stoi godzinę, dwie, trzy, cały dzień... Wreszczie facet wychodzi z przedziału zobaczyc co się dzieje. Dochodzi do pierwszego wagonu a tam leży 2-ch maszynistów "nawalonych" jak stodoła podczas żniw. Budzi jednego i pyta:
- Panie, czemu stoimy???
- Eeeep....eeep....zamieniamy lokomotywę
- A na lepszą?
- Niet! Na wodku!
Na terytorium Indian położono drogę żelazną. Wódz postanowił osobiście powitać pierwszy przyjeżdżający pociąg.
Stanął na torach podniósł rękę w geście powitania a lokomotywa...
nawet nie zwolniła i przejechała po nim jak po łysej kobyle. Ciężko ranny
wódz odzyskuje przytomność w swoim tipi gdy nagle słyszy zza ściany narastający gwizd. Zrywa się na
równe nogi wyskakuje na zewnątrz patrzy a tu czajnik z gwizdkiem. Zrzuca go na ziemię kopie depcze wali toporkiem.
Żona wypada za nim wołając:
- Uspokój się co robisz
A wódz na to:
- Zabić gnidę póki mały!!!
EDIT: Annnika:
Kipi to czajnik jak sie nie wyłączy a zbyt pełny a tipi to namiot indiański