ďťż
Strona początkowa Umińscy26.07 - 01.08 Kostrzyn Młodzi -Młodym 2004Świtowe Dni Młodzieży Kolonia 15-21 sierpnia 2005Sylwester 2005/2006...Czyli jak bawią się młodzi Prawnicy???Zaproszenie na Światowy Dzień Młodzieży 2008 do Sydney.Ogólnopolska inicjatywa ewangelizacyjna Młodzi - MłodymCo Chełmża oferuje młodzieży na wakacje?!Statut Młodzieży Wszechpolskiej a rzeczywistość.Diecezjalne Dni Młodzieży 2006!Młodzieżowe meble na sprzedażDni młodzieży kanonickiej
 

Umińscy

Jak myślicie, w jaki sposób można dotrzeć do młodzieży w sprawie wiary? Co powiedzieć? Jak zachęcić do wspólnoty? Młodzi ludzie są bardzo wymagający, dlatego wiem, że argumenty muszą być dobitne... To też wymaga czasu... Proszę o jakieś wskazówki


myślę, ze pierwsze co, to trzeba im pokazać Boga, jako Ojca, kogoś kto ich kocha, nie zawiedzie nigdy... myslę, że tez duzo daje wspólna modlitwa i spiew przede wszystkim, bo wtedy się wciągaja wiem to sama po sobie, albo moze poprostu zaprosić ich na jakis kurs ewangelizacyjny np Filip czy cuś
Ech... Karolciu, ciężka sprawa... Ale nie znaczy to że niemożliwa do zrealizowania
Sama wczoraj miałam taki problem: jak dotrzeć do młodzieży? w konkretnej sytuacji. Otóż, zostałam poproszona o poprowadzenie spotkania dla grupki (15 osób) kandydatów do bierzmowania. W zastępstwie, bo kolega akurat nie mógł
Po raz pierwszy w życiu prowadziłam takie spotkanie, dlatego tym bardziej było ono dla mnie trudne... Próbowałam jak mogłam nawiązać między nimi jakąś dyskusję... Aha, naszym tematem takim głównym była: wiara.
Bardzo ciężko było kogokolwiek zachęcić do mówienia, chociaż znalazły się pojedyncze bardzo mądre wypowiedzi.

Wiesz, na pewno z młodzieżą trzeba zwyczajnie otwarcie rozmawiać. Szczerze... Pytać się o różne sprawy, co oni sądzą...
Rozmawiając z kimś, kogo chcesz przekonać do wiary, do wspólnoty, najlepiej jest moim zdaniem, nie mówić wprost o pewnych sprawach. Ale używać pewnych porównań, które pomogą im pewne sprawy zrozumieć.

Np próbując przekonać do wspólnoty możesz pokazać to obrazowo: że jeden patyczek jest bardzo łatwo złamać, ale garść patyków złączonych razem już nie. Na tej samej zasadzie ciężko jest pokonać wspólnotę, którą łączy miłość Jezusa Chrystusa. Są oni niejako związani tą Miłością, tak jak garść tych patyczków.

Inny przykład to np kwestia modlitwy. (wykorzystałam go wczoraj podczas tego spotkania)
"Modlitwa" człowieka, który jest tak naprawdę daleko od Boga, często polega na tym, że proszę Boga o to czy tamto, i oczekuję że On to spełni. Gdy jednak tak się nie dzieje, mogę zacząć przypuszczać, że Boga nie ma lub mnie nie słucha, nie kocha, bo nie spełnia tego, o co Go proszę...
I tu można wykorzystać takie porównanie: jest para. Kochają się, nie mogą bez siebie żyć. Pewnego dnia chłopak mówi do dziewczyny: "Zróbmy to. Ja nie mogę już dłużej czekać." Prosi ją. A dziewczyna mu odmawia. Czy jest to dowód na to, że go nie kocha?
Raczej nie czuje się gotowa lub chce zachować czystość do ślubu... Chłopak tak przypuszczam, też nie jest na to gotowy.
Tak samo w modlitwie prosimy o coś Boga, ale Bóg wie, że nie jesteśmy na to gotowi lub to o co prosimy będzie złe dla naszego życia... Ale nigdy nie przestaje nas kochać!

Na pewno do młodzieży przemawiają mocne świadectwa ciekawych ludzi.
Posługiwanie się dobrym filmem, piosenką...

Zależy też w jakiej sytuacji masz mówić do ludzi. czy prowadzisz jakąś grupę, czy po prostu tak ogólnie chcesz wiedzieć jak można dotrzeć do ludzi?

Pozdrawiam
Niech Pan będzie z Tobą!
Najlepiej pokazać im swoje świadectwo wiary, Jesteś młoda... pokaż jak wspaniale można żyć z Bogiem a inni pójdą za tobą.


Dziękuję Wam bardzo Zwłaszcza Tobie Promyczku za wyczerpującą odpowiedź... Jutro znajdę się w podobnej sytuacji, tzn. też mam poprowadzić z koleżanką spotkanie do bierzmowania dla osób z II gim. Bardzo zależy mi na tym, żeby było ono udane, żeby choć troche do nich dotrzeć. Zwłaszcza, że ostatnio u mnie w parafii źle się dzieje, tzn. coraz mniej osób chodzi do Kościoła.. Trafiło mi to do serca i teraz głowie się co robić.... Narazie zaczynam od tej młodzieży, a może dzieci? Wierze głęboko, że jest w nich taka lampka, której brak energii, a zasilana jest prymitywnie przez dzisiejszy świat (czyt. tą gorszą część: używki, ciągła rozrywka itp.). Marzę o tym, by ta lampka świeciła światłem prawdziwym, które może dać tylko sam Bóg...
Nieaniu mocne słowa, dziękuję za nie.. i pozdrawiam
karolcia, byłaś może na oazie wakacyjnej?
jeśli tak to:
spróbuj wykorzystać to czego tam doświadczyłaś,
co zobaczyłaś,
przypomnij sobie jak animatorzy mówili do was i spróbuj to wykorzystać
Motylku, jeżdże na rekolekcje, poza tym sama jestem animatorką (Grup Apostolskich) Chciałam tylko usłyszeć (zobaczyć) opinie innych osób
a najlepiej zaufać Bogu bo juz On wie jak dotrzeć do młodziezy przez nasze słowa. Wiec tylko Mu pozwolić na to by mówił za nas
czasem warto iść na spontana i zaufać Duchowi a On nas poprowadzi lepiej niż byśmy się do tego sami przez rok przygotowywali
np. popatrzmy na zachowanie dzieci i modziezy na religii jest ono skandaliczne
To pierwsza kwestia, a druga to co zrobić, by na religii nie rozrabiano. Wszystko zależy od sposobu dotarcia do uczniów.
No ja uwazam ze w gim to było strasznie na religi to była masakra chopć niektóre lekcje te ciekawsze były nawet spoko. Ja siedziałam w pierwszej ławce bo mnie tam ks. marek posadził i szcerze jestem mu wdzieczna bo dowiedziałam sie wielu ciekawych rzeczy. No ale reszta klasy była wogóle zajeta czyms innym. Nie zdawali sobie sprawy ze to jest bardzo ciekawy przedmiot tym bardziej ze religia była zawsze naszym ostatnim przedmiotem wiec szczerze ją olewali. Nie było tez oceny z religi obowiązkowej. kazdy chciał pokazać jak to on moze być lepszy i sobie docinali.

Teraz jest podobnie jest grópka osób która słucha a reszta olewka gada;)

No ale ja uważam że uczniniowie powinni sami sobie przmyslec jak to jest!! ja też kiedyś sobie olewałam i wogóle ale po pewnych wydarzeniach w swoim zycziu zmienia sie postępownie i siebie oczywiście nie dokonca ale wtedy zriozumiałamze postepuje źle i pora sie tak poządnie nawrócic!!! On kiedyś tez tego dostrzegą pptrzeba czasu oim zdanie nie wszyscy to zrobia lae większośc uwązam ze tak postapi.

Ażem się rozpisała
Chyba troche zboczyliście z tematu...:)

karolcia, przede wszystkim mów o swoim doświadczeniu Boga Jeśli będziesz opowiadała, jak wspaniały jest nasz Pan i jak wielkie rzeczy czyni, ale nie w Twoim życiu tylko w życiu pana X albo pani Y to z doświadczenia wiem, że to "nie trafi"
Choć jeśli taka będzie wola Boża, to oczywiście nawet recytowanie rodowodu Jezusa (patrz Mt1,1-17) rozpali w nich Boży płomień
no ja bym się tutaj z Czarkiem zgodziła... Karolcia trzeba Naszego pana nieść tam, gdzie Go nie znajom i dobrze jest to pokazywać na sobie... w sensie jak Bóg działał i działa w Twoim życiu
U mnie w parafii młodzież, która przygotowuje się do Sakramentu Bierzmowania podobno jest "przymuszana" do uczęszczania na jakieś dodatkowe spotkania. Mają do wyboru Caritas, Odnowę, spotkania medziugorskie i nie wiem, czy coś jeszcze. Uważam, że to głupota, bo przymuszanie często wywołuje skutek odwrotny od zamierzonego.
Natomiast kiedyś mieliśmy takiego księdza oazowego, który chodził z nami na spotkania w plenerze, na wakacje. Mówił i pokazywał czynem, że nas kocha i rzeczywiście zależało mu na nas. Pamiętam, że na jednym takim wyjeździe wakacyjnym raz spowiadał przez całą noc, a była wtedy młodzież wyjątkowo trudna i niektórym pomógł uwolnić się z opętania (ten ksiądz jest podobno egzorcystą).
Ja myślę, że sposobem dobrym na przyciągnięcie młodzieży jest...postawa wymagająca. Ponieważ młodzież sama jest wymagająca wobec Kościoła, oczekuje od Niego również niekoniecznie łatwych rozwiązań. Należy dać człowiekowi szansę zaangażowania się w jakieś dzieło, by miał poczucie, że jest komuś potrzebny, że może dać coś z siebie innym, że potrafi.
Przepraszam - c z e g o dosyć?

[ Dodano: Czw 10 Kwi, 2008 00:11 ]

k myślicie, w jaki sposób można dotrzeć do młodzieży
nie ma na to reguły. Każdy człowiek jest inny, do kazdego podchodzi się indywidualnie, każdy potrzebuje czegos innego. Śmiem pzrypuszczać, że nie podziała na najbardziej zbuntowanych słowo "Jezus cię kocha" , a udowodnienie, że pójście do koscioła nie jest niczym złym, że wiara rzym kat nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Może to zabrzmi zuchwale, ale jestem niewierząca, a na prośbę pewnej pani, wysłałam jej zbuntowaną, rozkrzyczaną nastolatkę do kościoła, i to nie za sprawą Boga, ale argumentami typu "co ci sie stanie?", prawda taka, ze ta zdiewuszka raczej się nie nawróciła, ale drepcze do kościólka raz na jakiś czas, co z tym zrobią inni? co ona poczuje? to już nie moja broszka. Bunt jest najgorszy, może prowadzic do złego, wiele ludzi schodzi na złą drogę nie dlatego, że nie wierzą w Boga, ale dlatego, że buntują się przeciwko Bogu. Być nie wierzącym, a buntować się przeciwko Bogu, to dwie odrębne kwestie. Jako osoba niewierząca nie buntuję sie pprzeciwko wierze innych, dla mnie nie ma znaczenia to, czy ktoś wierzy, czy nie, jak mu wygodnie i czuje sie spełniony, to niech sobie wierzy nawet w krowę, byle to nie była jakaś sekta. Dlatego nie walczę ze ŚJ, Zielonoswiątkowymi, Adwentystami, bo nie widze w ich poglądach nieczego co mogłoby zaszkodzić im, jak i ich bliźnim.
Istnieje coś takiego, ze katolicy, ksieza zaczynają od wyliczanki "co jest złe", "co źle robię", co powinnam a czego nie, nic gorszego, nic bardziej odstraszającego, bo nagle dowiaduję się, ze jestem zlym człowiekiem i tylko dlatego, że nie chodzę do kościoła, że nie wierze w Boga. Trudno mi uwierzyć w to, że jak sie nawrócę nagle stanę się lepsza, wszystko co zacznę czynić , będzie dobre.

[ Dodano: Sob 10 Maj, 2008 06:39 ]
Wg ciebie nie jest stało się to za sprawą Boga, a wg mnie tak.


Istnieje coś takiego, ze katolicy, ksieza zaczynają od wyliczanki "co jest złe", "co źle robię", co powinnam a czego nie, nic gorszego, nic bardziej odstraszającego, bo nagle dowiaduję się, ze jestem zlym człowiekiem i tylko dlatego, że nie chodzę do kościoła, że nie wierze w Boga.
Dokładnie tak jest jak piszesz w ten sposób nikogo do Boga się nie zachęci.
A w ewangelizacji chodzi o zbudowanie relacji z Bogiem opartej na miłości.

Istnieje coś takiego, ze katolicy, ksieza zaczynają od wyliczanki "co jest złe", "co źle robię", co powinnam a czego nie, nic gorszego, nic bardziej odstraszającego, bo nagle dowiaduję się, ze jestem zlym człowiekiem i tylko dlatego, że nie chodzę do kościoła, że nie wierze w Boga. Trudno mi uwierzyć w to, że jak sie nawrócę nagle stanę się lepsza, wszystko co zacznę czynić , będzie dobre.
A ja mówię:
Coś jest złe, ponieważ...
Może zrobić tak, ale licz się z konsekwencjami. Nie zyjesz sam na świecie.
Kto powie jak najlepiej dotrzeć do młodzieży jak nie ona sama?!
więc może sie wypowiem...
Wydaje mi sie że trzeba pokazać że życie z Jezusem jest naszym przyjacielem a zarazem że nie trzeba rezygnować z innych np. hobby czy znajomych...
Po prostu pokazać jak połączyć (może to brzydko zabrzmi) Jezusa i resztę życia ze sobą tak... Aby tworzyło to jakąś harmonie i aby nie rezygnować z tego co kochamy robić i robiliśmy do tej pory... oczywiście najlepiej jest gdy środowisko jest również nastawione tak aby Jezusa przyjąć... ale czy nie warto czasem sie wyróżnić?! W tym wypadku kochając Jezusa...?
Sposób dotarcia do młodzieży winien być różny w zależności od osobowości, choć w masie ludzi - przepraszam za sformułowanie, trudno jest to zrealizować.
Na niektórych dobrze nie działa "porykiwanie" księdza (ostatnio widziałam takiego księdza, który krzyczał z ambony), do innych dociera się poprzez miłość, do serca. Sądzę, że trzeba wymagać z miłością. Dać poczucie, że traktuje się każdego indywidualnie, że człowiekowi na każdym zależy. Dziś zgodzę się z Ks.Markiem (bo tylko krowa nie zmienia poglądów ), że czasem najpierw młodzież trzeba do czegoś trochę zmusić, by skłonić do mobilizacji, do refleksji.
Sądzę, że aby dotrzeć do młodzieży trzeba znaleźć swój indywidualny sposób, trzeba w jakiejś dziedzinie stać się dla młodych ludzi autorytetem. Czymś ich do siebie przyciągnąć. Zgadzam się z poprzedniczką, że krzyki nic nie mogą. W końcu krzyki budzą w ludziach negatywne emocje a chyba nie o to chodzi
Zależy od człowieka....

Czymś ich do siebie przyciągnąć Ciekawe tylko, czym
Pytacie się jak na przyciągnąć? Zwyczajnie. Rozmawiajcie z nami o naszych problemach, o tym z czym sobie nie radzimy o tym co nas trapi. To, że na wiele spraw patrzymy inaczej niż Wy dorośli nie znaczy, że patrzymy gorzej. Zauważcie w nas człowieka, nie oceniajcie nas, nie zrażajcie się do nas tylko dlatego, że jesteśmy młodsi, popełniamy błędy. Samymi słowami nas nie przyciągniecie, pokażcie, że możemy na Was liczyć. Słowa nas denerwują, każdy tylko pięknie gada. Liczą się czyn. Bądźcie sobą i czynem przyciągnijcie.

Samymi słowami nas nie przyciągniecie, pokażcie, że możemy na Was liczyć. Czy to znaczy, że mam np na uszach do szkoły przyjść, albo kazanie w kościele mówić z żyrandola? Albo że mam założyć gang Marcela, żeby pogromić GTW Brzostowe?
Nie rozumiem, albo nie nie wiem op czym piszesz, bo zgred jestem...
Jednym przyciągniecie młodzież do kościołów: Jawnym i nieskrępowanym głoszeniem Jezusa Chrystusa.
Głoście Słowem i głoście życiem, niech te 2 świadectwa współbrzmią ku chwale Pana. Nie idźcie na kompromisy, nie ważcie słów tam, gdzie potrzeba Prawdy, nie unowocześniajcie na siłę prawd wiary.
Głoście naukę Jezusa Chrystusa w całym jej radykalizmie i bezkompromisowości, a kościoły będą pełne tych, których Pan pociąga do Siebie.

a kościoły będą pełne tych, których Pan pociąga do Siebie. A jak to wygląda w Gliwicach? Są pełne kościoły, czy "pełne" ?
Nie wiedziałam, że księdzu chodzi o Msze i kazania. Miałam coś innego na myśli ale chyba i tak nie zmienia to faktu, że słowa najmniej się zdadzą.
W mojej parafii jest chyba nieźle, w niedzielę na sumie kościół jest pełen, sporo osób przystępuje do Stołu Pańskiego, jest długa lista intencji.
Mszy św. jest w niedzielę 6, w dni powszednie 3. W tyg. chodzę czasem na 7, czasem na 8, a czasem na 18 i nigdy się nie zdarzyło tak, żeby było tylko kilka osób. Wniosek z tego taki, że chyba nie jest źle
Czasem bywam w katedrze, zawsze są ludzie, kiedyś bywałam jeszcze w 2 innych parafiach, też nigdy nie było pusto.
Oczywiście święta i 'okazje' (typu: Msza z modlitwą o uzdrowienie) gromadzą prawdziwe tłumy. Chciałabym, żeby te tłumy były obecne na każdej Mszy św., tak jak Jezus, ze swoją Mocą.
Omyku, u mnie też nie jest źle. Ale średnia wieku uczestniczących we mszy św w ciągu tygodnia to jakieś 60 lat...

[ Dodano: Pon 03 Lis, 2008 19:34 ]
Hmm średniej nie liczyłam Ale zdarzają się młodziaki dwójka moich przyjaciół z klasy, jedna koleżanka z równoległej klasy, sporo osób z mojej wspólnoty...
Wiem, że to wyjątkowa sytuacja, zdaję sobie sprawę z tej łaski. Moja wspólnota naprawdę żyje Eucharystią i podobnie żyją nią kandydaci, którzy mają po 18, 19 lat...
Ja składam broń. Syndrom wypalenia mnie dopadł...
Nie ma, nie ma, na koń! Szable w dłoń! Bolszewika... a, to nie to
Howgh - powiedziałem


Howgh - powiedziałem
Nie ma lekko, Ef 6,14-18a

Kłapciu, wy-lu-zuj...

Kłapciu, wy-lu-zuj...
Nie muszę! Pełen luzik

Ef 6,14-18a

Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą!

Człowiek nie jest stworzony do klęski, człowieka można zniszczyć ale nie pokonać!

Głowa do góry i NA WOJNĘ!
Problem w tym, że mi się już nie chce. Składa się na to kilka spraw, a konkretnie osób.
Księże, co za 'nie chce', jakie 'nie chce', przeciwnik nie umie inaczej wykończyć, to lenistwem próbuje?
Na takiej tarczy, jak wiara, to można wracać za każdym razem
Ksiądz może przegrać bitwę o konkretną sytuację, czy nawet ich ciąg, ale jeśli to Jezus wygra wojnę, to wszystko jest w porząsiu
A Jezus wygrywa wojnę między innymi w ten sposób, że ks. Marek się nie poddaje, tylko oddaje to Jemu i idzie się wyspać a rano głosi chwałę i zwycięstwo Pana z nowymi siłami. Amen. dobranoc
To tak się tylko łądnie pisze i czyta....
A życie jest brutalne...
Jak to mawia mój tata: "ninja nie może być mientka"

Jak to mawia mój tata: "ninja nie może być mientka" Ja już wyrosłem z opiętego kostiumu, gwiazdek furkoczących i kominiarki...
Wydawało mi się, że mój ojciec też, ale mogę na wszelki wypadek zapytać

Nadszedł nowy dzień, niech Pan doda księdzu sił, a Ewangelia niech będzie zawsze deską ratunkową w dołach i dolinach

To tak się tylko łądnie pisze i czyta....
A życie jest brutalne...


Syr 2,1-6
Synu, jeżeli masz zamiar służyć Panu,
przygotuj swą duszę na doświadczenie!
Zachowaj spokój serca i bądź cierpliwy,
a nie trać równowagi w czasie utrapienia!
Przylgnij do Niego, a nie odstępuj,
abyś był wywyższony w twoim dniu ostatnim.
Przyjmij wszystko, co przyjdzie na ciebie,
a w zmiennych losach utrapienia bądź wytrzymały!
Bo w ogniu doświadcza się złoto,
a ludzi miłych Bogu - w piecu utrapienia1.
Bądź Mu wierny, a On zajmie się tobą,
prostuj swe drogi i Jemu zaufaj!

[ Dodano: Wto 04 Lis, 2008 16:50 ]
Przepraszam, ze tak wrócę do poprzedniego wątku. Mając na mysli przyciągniecie młodych ludzi w oryginalny, indywidualny sposób nie miałam na myśli skakania po zyrandolach. Może wystarczy trochę więcej uśmiechu, zewnetrznej radości, wesołe osoby przyciągają w koncu innych;) A może trzeba pokazac młodym ludziom jak alternatywnie spedzic czas zamiast przesiadywania na przystankach albo wałęsania się po miescie. sama modlitwa, spotkania nawet takich grup jak OAZA mogą być dla młodych osób niewystarczające, mało "atrakcyjne". Może wystarczy zorganizować coś dodatkowego. w mojej parafi na OAZĘ chodziło niewiele osób, ksiądz wymyślił, ze po spotkaniach będziemy chodzili "na halę" pograć w piłkę, od razu zwiększyła sięliczba uczestników. Na początku chodzili dla gry w piłke, ale potem zaczęli chodzić na spotkania Oazowe, po to żeby na nie iść a nie żeby pograć.
Wystarczy młodziezy pokazac, ze Kościół, że Bóg to nie tylko modlitwa, ze to radość życia.
Ja myślę, że do pewnych działań trzeba dorosnąć, dojrzeć. I to obustronnie.
Popieram Kingę 93. Cały czas o to mi chodziło tylko, że nikt na to nie zwróciła uwagę... kazaniami z ambonki nie przyciągniecie nas. Wielu młodym osobą to nie wystarcza, tym bardziej jak są daleko do kościoła.
Dorosnąć? Na pewno w pewnym sensie tak. Ale jeśli ktoś jako młoda osoba nie "zainteresuje" się Kościołem to są duże szanse, że jako osoba dorosła nie będzie wierzący. Młodzi ludzie nie są w stanie pójść do kościoła, bo wszyscy tak robią. Szukają sensu chodzenia do kościoła. Jeśli na swojej drodze nie znajdą małej wskazówki mogą wybrać inną drogę. Młodej osobie nie można jednak nic wmówic, bo to na dłuższą metę nie zda rezultatu. Trzeba jej pomóc odnaleźć Boga. Nie wystarczy powiedzieć : "jest Bóg ". Trzeba dac przykłady jego działalności.

A tak a propos sposobów to w mojej parafii organizowany jest co roku festiwal piosenki religijnej i to przyciaga całkiem sporo młodzieży. Alternatywna wersja pokazania Boga.
No i co to da? Będzie "fajnie", a potem? Skończy się piosenka i skończy się wiara?
Nie można stawiać na "przyciąganie" młodzieży, na skuteczność tylko po ludzku.


Nie efektowność, a efektywność Otóż to.
Stąd mówię/piszę - trzeba dorosnąć.
A ja opowiem jak by mnie przyciągnięto ^^

Otóż moim zdaniem młodych ludzi nie można na siłę "nawracać" Jak wcześniej wspomniano przynosi to odwrotny skutek. Mnie osobiście do szukania własnej drogi namówiła pewna dziewczyna, i to nie w sensie mówienia o Bogu itp, ale zwykłej dyskusji. Myśle, że więcej się zdziała zwykła dyskusją czym dla nas młodych jest wiara, czego oczekujemy idąc daną droga, czy szukamy swojej własnej, niz ciągłym "ględzeniem" jaki ten Bog cudowny, śliczny, piękny, wspaniały i ogólnie wszechmocny i miłosierny. przynajmniej z mojego doświadczenia.

Spotkałam się również z tym, że drogę którą wybieraliśmy potępiano i "wysyłano" na rozmowę z "zaufanym" księdzem, który na pewno nam przemówi do rozumu. Mówię tutaj o zainteresowaniach buddyzmem, czy innymi mniejszymi czy większymi religiami. Już samo takie "na siłę" naprowadzanie na KK czyni swoje Więc powtarzam jeszcze raz: dyskutować, dyskutować, dyskutować a nie mówić o jednym i tym samym na 5 tys. różnych sposobów. Młodzież też przyjmuje z zaciekawieniem różne nowinki takie anty-chrześcijańskie, albo żarty o tym. Brzmi racjonalnie ale wtedy o wiele więcej osób zaczyna słuchać jak prowadzący/ca mówi pół żartem, a do tego jest przyjaźnie nastawiona do nowych dróg, myśli itp.

Aczkolwiek jest to tylko moje zdanie i moje doświadczenie jako osoby młodej. Mam nadzieję, że choć trochę pomoże

(Szczerze mówiąc, mogę powtórzyć to co już było, ale doszłam do drugiej strony i mi siły nie starczyło. Wybaczcie. )

Edit1: O! A zapamiętanie 20 modlitw nie powoduje że jesteśmy bliżej celu, a jedynie zniechęca. Wyrażanie siebie swoimi słowami daje o wiele lepsze efekty- nie robi się tego mechanicznie, wymaga to namyślenia a i pozwala się wyciszyć.
"Wielu wyuczyło się modlitw, ale niewielu potrafi się modlić" - pamiętam, jak na jednym kazaniu, ksiądz powiedział, że jeśli ktoś czuka dobrego kapłana, to niech znajdzie takiego, który potrafi się modlić. O!
Bo modlitwa na wyrecytowaniu kilku słówek nie polega Zgadzam się w zupełności.
o tak modlitwa swobodna ,modlitwa w Duchu ,słowami z serca płynącymi
W zasadzie to wszystko zależy od tego jak rozmowa będzie przebiegać, jakie argumenty i "dowody". Aczkolwiek mnie się nie dało przekonać niczym
Wyjść z sercem a nie z rozumem... i będzie oki
Aby się dogadać z młodzieżą rozmówca musi mieć to coś. Inaczej się nie dogada. Ponieważ uważam że te tajniki znają osoby które z młodzieżą potrafią się porozumieć.

Ponieważ uważam że te tajniki znają osoby które z młodzieżą potrafią się porozumieć.

jak dla mnie z Prawie każdym da się porozumieć
tylko trzeba znaleść jego język.
te prawie oznacza osoby które są zamknięte na dialog i tego porozumienia i dogadania sie nie chca tworząc mury

prawie oznacza osoby które są zamknięte na dialog i tego porozumienia i dogadania sie nie chca tworząc mury

Do nich też da rade dotrzeć.

jak dla mnie z Prawie każdym da się porozumieć
tylko trzeba znaleźć jego język.
Tak tylko że nie wszyscy znają tyle języków. Ja powołam się na szkołę są nauczyciele od historii u których uczniowie śpią, a są też tacy u których wszyscy słuchają.
Ja uważam że najlepszym sposobem dotarcia do młodzieży jest dobra wspólnota, gdzie młoda osoba spotka się z akceptacją i życzliwością , ale takich wspólnot nie ma i dlatego jest problem.

A jeśli chodzi o sam przekaz to tak jak poprzednicy napisali, przy odpowiedniej wiedzy można dotrazeć tylko, że będzie to na krótko.

Osoba przyjdzie raz czy dwa. Zobaczy że wspólnota jest kiepska i odejdzie rpozczarowana.
A wg mojego doświadzcenia to jest lekko licząc 90% przypadków. Mało kto zostaje na dłużej.
Tak tak ale dzisiejsza młodzież nie jest zbyt chętna do wstępowania do wspólnot. Popatrzmy u mnie w kościele na każdej MŚ jest góra trójka młodzieży resztę stanowią starsze panie. No i kilka małych dzieci które przyprowadzają mamy po 30. Nie ma chętnych na spotkania. Wola pójść za kościół i wypić piwo zapalić fajkę no i coś łyknąć.


Tak tak ale dzisiejsza młodzież nie jest zbyt chętna do wstępowania do wspólnot.

Tych kościelnych.


duszyczka napisał/a:

Tak tak ale dzisiejsza młodzież nie jest zbyt chętna do wstępowania do wspólnot.

Tych kościelnych.


a ja się z tym nie zgodze !
u nas we wspólnocie jest około 30 osób i cagle rośniemy
a na mszaach jest dość dużo młodziezy
msza 1 piatkowe - wysoka frekwencja również

duszyczka napisał/a:

Tak tak ale dzisiejsza młodzież nie jest zbyt chętna do wstępowania do wspólnot.

Tych kościelnych.


Ale to jest problem całego społeczeństwa Niestety, Polacy mają jeden z najniższych wskaźników zaufania społecznego w Europie. Nie ufamy innym, nie chcemy wchodzić w żadne sformalizowane grupy np. w oddziałach KSM (na szczęście w moim jest inaczej) często jest tak, że więcej jest sympatyków (osoby, które czasami przychodzą na spotkania formacyjne, ale głównie pomagają przy akcjach, wyjeżdżają na z nami na pielgrzymki itp.)niż prawdziwych, rzetelnych członków, po przyrzeczeniu-bo to ma już konsekwencje w naszym życiu.
Pamiętajmy, że przez prawie 50 lat w naszym państwie jedynymi oficjalnymi zrzeszeniami były pęczki przybudówek PZPR z nią na czele. A Ci co przychodzili do Kościoła szukali często właśnie tylko poczucia wspólnoty, a nie Boga. To zostawiło w spoleczeństwie ogromne piętno

Tak tylko że nie wszyscy znają tyle jeżyków. Ja powołam się na szkołę są nauczyciele od histori u których uczniowie śpią, a są też tacy u których wszyscy słuchają.

Kwestia podejścia.


nie chcemy wchodzić w żadne sformalizowane grupy
Dokładnie tak jest. Właśnie miałem o tym napisać, ale mnie uprzedziłeś.

Szczwególnie to się tyczy młodzieży męskiej.
Sam taki byłem to wiem.

Dlatego wspólnoty KRK powinny mieć mniej formalny charakter, np spotkania w domach, albo np w pubie, przy stole bilardowym.
Jeden z kościłów protestanckich, nie w Polsce, otworzył sieć klubów billardowych dla młodzieży i tam starają się ewangelizować, ale nie nachalnie i to działa.
A wokół tych klubów tworzą się nieformalne wspólnoty.

Na dyskotekach byłolby trudniej bo tam duży hałas, ale to też jest do zrobienia.
Ale nie chodzi mi tu o dyskoteki przyparafialne, bo takich jest wiele, ale to nie działa.
A dlatego, że są kiepsko robione i są na terenie kościelnym.
To by musiała być profesjonalna sięć, robiona zgodnie z tym co aktualnie jest trendy.
Sformalizowanie ma wiele plusów, ale nie jest dla każdego, o czym niestety często zaangażowani w życie Kościoła, którzy się w nim odnaleźli zapominają

Na dyskotekach byłolby trudniej bo tam duży hałas, ale to też jest do zrobienia.
Ale nie chodzi mi tu o dyskoteki przyparafialne, bo takich jest wiele, ale to nie działa.
A dlatego, że są kiepsko robione i są na terenie kościelnym.
To by musiała być profesjonalna sięć, robiona zgodnie z tym co aktualnie jest trendy.


jasne ze jest http://pjw.org.pl/
w manhatanie nawet spowiedź u góry była
Ewangelizacja nie ma prowadzić jedynie do WY-głoszenia Dobrej Nowiny, ale do jej PRZYJĘCIA przez osobę ewangelizowaną.
Co z tego, że WY-głosisz Ewangelię w pubie/na dyskotece, skoro działasz w miejscu, gdzie Ewangelii się nie traktuje poważnie, gdzie 90% rzeczywistości od Boga nie pochodzi? Skoro młodzi mają się spotykać w małych wspólnotach przy... piwie, to czym ma się różnić owoc twojej ewangelizacji od zwykłej paczki znajomych niezainteresowanych Jezusem? Mają po prostu powiedzieć: "Jezus jest Panem", a potem palić, pić i wciąż żyć w swoim starym imprezowym środowisku, które powoli ich zabija?

Za przyjęciem Ewangelii idzie radykalna zmiana sposobu życia! Ewangelizator nie może dawać do zrozumienia, że lekki i luzacki styl imprezowy jest OK!

Co z tego, że ktoś chętnie cię posłucha, skoro zaraz potem pójdzie po kolejną działkę, a potem do łóżka z nieznajomym...
Czy nie mamy raczej pokazywać młodym, że jesteśmy w stanie tworzyć ALTERNATYWNE środowiska? Pełne ludzi energicznych, ambitnych, dobrze bawiących się i chcących KOCHAĆ, SŁUŻYĆ, szanować?

Jezus przychodził do celników, grzeszników i prostytutek, ale po to, żeby ich wyciągnąć z takiego stanu, żeby dać im możliwość przemiany moralnej. Propozycja tworzenia grup w pubach to w zasadzie propozycja tworzenia nowego Kościoła (lub przynajmniej nowej formy w Kościele) BEZ nawrócenia i bez przemiany moralnej.

Zanim wpadnie się na kolejny świetny pomysł, warto zapytać o zdanie Ducha Świętego...


jasne ze jest http://pjw.org.pl/

Ciekawa strona i inicjatywa tylko życzyć powodzenia.

[ Dodano: Wto 01 Wrz, 2009 08:48 ]

a na mszaach jest dość dużo młodziezy
No tak ale w Rudzie Śląskiej a nie na wsi!

aleksab napisał/a:
msza 1 piatkowe - wysoka frekwencja również

U mnie jest 15 osób z księdzem kobiety starsze.


oj dzis ta msza była marniutka ale za to oaza nam sie rozrasta

oj dzis ta msza bla marniutka ale za to oaza nam sie rozrasta


aleksab napisał/a:
oj dzis ta msza bla marniutka ale za to oaza nam sie rozrasta



no mało młodzieży po za nami oazowiczami było , ale ważne że nam się chciało iść
u nas, jak jest ok. dwudziestu osób z oazy, plus jakieś pięć z zespołu młodzieżowego, czasem więcej jak śpiewają, to tyle samo jest osób zazwyczaj po bierzmowaniu świeżo, lub w trakcie. A to za sprawą genialnych kapłanów, którzy sprawili wiele dobrego.