ďťż
Strona początkowa UmińscyCzy jestem jeszcze katolikiem - test prawdy /w j.angielskim/Jestem skrupulantem od 9 roku życia.Mundurki szkolneĆwiczenia z post. amdinistracyjnego dr SwaczynNowe forumMotocykl do 14 tys.-KupięZostan Brazylijczykiem :DAtaki na RMWielka PolskaPsalm 109
 

Umińscy

Jestem niewierzący. Ale nie kasujcie posta, poczytajcie dalej;)

Wychowałem się w silnie katolickiej rodzinie. Mama była (jest) wierząca, wierzący był chyba także ojciec, choć w kościele bywał tzw "od wielkiego dzwonu" - w każdym razie deklarował się jako "wierzący niepraktykujący". Do kościoła chodziłem głównie z babcią, ona też opowiadała mi o Jezusie, bogu i wszystkich religijnych sprawach. Nie chodziłem na msze chętnie - przede wszystkim odczuwałem wielką pustkę, "próżnię" w sercu gdy tam byłem. Chodziłem tam na zasadzie "tylko odstać godzinkę i spokój na tydzień". Co do nauk jakie otrzymywałem od babci jak i od katechetki/księdza na religii - docierało to do mnie, nie puszczałem tego mimo uszu - ale jakoś moja podświadomość nie mogła tego przyjąć, po cichu się buntowała (o czym jeszcze wspomnę później). Głupia sytuacja - widząc dookoła siebie ludzi wierzących (a przynajmniej deklarujących to słowami) rónież określałem siebie jako człowieka wierzącego, choć tak naprawdę nie wierzyłem (!). W tamtym czasie płynąłem "z prądem" - z jednej strony - nie chciaem odstawać (pamiętam nieprzyjemności jakie zbierał od nas jeden z kolegów nie chodzący na religię), z drugiej - cały czas zmuszałem siebie do "uwierzenia". Co wieczór powtarzałem słowa modlitwy "Ojcze nasz" i "Zdrowaś mario" mając potworną świadomość pustki jaka do mnie emanowała z tych słów. Było mi czasami wstyd.
Wkroczyłem w wiek młodzieńczy - coraz rzadsze wizyty w kościele, początki "szczeniackiego antyklerykalizmu"... Zaszkokwanie zachowaniem ludzi z mojego otoczenia, z mojej rodziny - ludzi bywających często w kościele, u komunii, ale postępujących często jak najgorsze bydlaki - poskutkowało pierwszym "buntem" wobec kościoła ("Nie chcę byc katolikiem , skoro katolicy sa tak podli!") - na zarzuty rodziny, że przestałem na mszach bywac odpowiadałem buńczucznie "Bóg jest w sercu nie w kościele" - chociaż w mom sercu nie było owego "boga". Wciąż sam siebie oszukiwałem, czasami nawet nie zdając sobie z tego sprawy. A w momentach gdy zdawałem sobie z tego sprawę - strasznie chciałem uwierzyć (teraz wiem, że to niemozliwe).
Rozwijał się we mnie antyklerykalizm, ale ten głupi antyklerykalizm emanujący hasłami "Wszyscy księża to oszuści", "Kościół to pazerne dranie" itp, stałem się walczącym lewicowcem (chociaż tak naprawdę "lewica" i wszystko co z nią związane brzydziło mnie skrajnie).
Potem mi trochę przeszło, poczytałem sobie z różnych źródeł o ateiźmie, racjonaliźmie... Doszedem do tego wreszcie, że, do cholery, jestem ateistą i PRZEPRASZAM, NIC NA TO NIE PORADZĘ KOCHANA RODZINO . Przestałem "walczyć" z kościołem, przestałem sie "podpinać" pod różne polityczne ideologie, odzyskałem spokój wewnętrzny. Zacząłem kierować się WŁASNYMI zasadami, a nie tymi, do któych usiłowałem się zmuszac w ramach "antyklerykalizmu" , wiem że te MOJE zasady te to tak naprawdę zasady chrześcijańskie, dekalog (bez 3 pierwszych przykazań ) ale jakoś mi to nie przeszkadza. Wlazłem kiedyś na Wasze forum podpuszczony przez ludzi z ateista.pl celem porobienia sobie "jaj" ale zostałem a z "ateisty.pl" się wypisałem. Tyle w tym temacie.

Teraz po przeczytaniu możecie skasować posta


y... same dobro, które człowiek wytwarza nie zbawi. Twoje świadectwo, otwarcie się, jest działaniem Boga w Tobie. Tylko, że czasami inni Nim szachtają na lewo i prawo choć Go osobiście nie znają, a Ty już odkryłeś pustkę. To już coś. Bo człowiek który zatrzymuje się, może wyruszyć dalej, bo wie z czym idzie, jakim bagażem. Idż dalej - i tego Ci życzę... wypłyń na głębie


y... same dobro, które człowiek wytwarza nie zbawi. Twoje świadectwo, otwarcie się, jest działaniem Boga w Tobie.
..Ech..... oszczędźcie mi tego..... mietio, druhu serdeczny, "zbawienie" mnie nie interesuje.


Tylko, że czasami inni Nim szachtają na lewo i prawo chodź Go osobiście nie znają, a Ty już odkryłeś pustkę. To już coś. Bo człowiek który zatrzymuje się, może wyruszyć dalej, bo wie z czy m idziem jakim bagażem. Idż dalej - i tego Ci życzę... wypłyń na głębie

Wolę chodzić po stałym lądzie. Bezpieczniej.
Szacunek za to, ze nie udajesz "Prawda was wyzwoli"
pozdrawiam z gorącą modlitwą



Wlazłem kiedyś na Wasze forum podpuszczony przez ludzi z ateista.pl celem porobienia sobie "jaj" ale zostałem a z "ateisty.pl" się wypisałem. czyli, że to forum odpowiada ci bardziej pod względem treści i zawartości niż forum ateistyczne - to już coś....wielkiego...czyżby jednak była jakaś chęć kontaktu z Bogiem?

...czyżby jednak była jakaś chęć kontaktu z Bogiem?
Tak, jaaaasne.......
DARTH_HELMUTH napisał:

Chodziłem tam na zasadzie "tylko odstać godzinkę i spokój na tydzień".

O ile pamiętam jak byłem młodszy to też tak miałem
Ale to jest przejściowe (w Twoim przypadku chyba jednak nie).
Jeśli czułeś/czujesz pustkę w srecu z powodu braku wiary w istnienie Boga, to może zacznij Go wreszcie szukać.

Jestem co prawda bioświrem ale wierzę w Boga.
To właśnie modlitwa pomaga mi zawsze przetrwać najgorszy okres w życiu.
I lepiej nie próbuj mi wciskać kitu ( jak jeden właśnie ateista ), że to działanie autosugesti mi pomogło.
To było działanie Boga i to się czuję.
Czujesz wewnętrzny spokój, a twoje życie zaczyna się układać i nabierać sensu.

Studiuję biologię i staram się dostrzegać Boga w całej tej (jakże nieraz męczącej) dziedzinie nauki.
Stwierdzam, że ten Świat Organiczny i Nieorganiczny nie mógł sobie powstać od tak drogą przypadku.
I by najmniej nie powstał w sześć dni (napisane tak było zapene dla jakiegoś uproszczenia). Jeden dzień może tak naprawdę odpowiada jednemu mln/mld lat. Nad tym wszystkim musiał ktoś (Bóg) czuwać i to kontrolować.
Jeśli mówimy o ewolucji to musiał w niej działać Bóg, bo jeśli przypatrzeć się organizmą jednokomórkowym i wielokomórkowym to naprawde jest to ZAZŁOŻONE i NIEPRZYPADKOWE - szok
Jeśli się przypatrzeć z kolei układowi planet to można stwierdzić, że Bóg jest genialny - jak On to wszystko ustawił.

Jeśli przypatrzysz się temu Światu, to może Go dostrzeżesz.
Czy podejmiesz wyzwanie by to sprawdzić i poszukiwać Boga.
Czy raczej wolisz iść na łatwizne i być biernym, niczego nie szukając?

Moja wiara zwiększyła się także (nie wiem może głównie) przez niezdrowe zinteresowania: świętymi, stygmatami, objawieniami, cudami itp.
Chyba mi nie powiesz, że nie słyszałeś nigdy o o. Pio i o cudach jakich dokonywał dzięki właśnie BOGU.

Czy absolutnie nie wierzysz w Boga po tym wszystkim.
To, że czegoś nie widzisz lub nie chcesz widzieć, to nie znaczy, że tego nie ma.
Dla chcącego nic trudnego. "Szukajcie, a znajdziecie".

(Chwila czemu ja tu jeszcze jestem i nie uczę się chemi org.
Kurcze zróbcie coś z tym Waszym forum, żeby nie było, aż tak uzależniające )

[ Dodano: Sro 07 Lut, 2007 11:49 ]

DARTH_HELMUTH napisał:

Chodziłem tam na zasadzie "tylko odstać godzinkę i spokój na tydzień".

O ile pamiętam jak byłem młodszy to też tak miałem
Ale to jest przejściowe (w Twoim przypadku chyba jednak nie).
Jeśli czułeś/czujesz pustkę w srecu z powodu braku wiary w istnienie Boga, to może zacznij Go wreszcie szukać.
Nie czułem pustki z powodu "braku wiary" - a tylko podczas uczestnictwa w mszach, modlitwach itp. Czułem pustkę, bo miałem jakąś swiadomość, że "co ja tu robię?", "do kogo ja to wszystko mówię?", "po co?". Był czas, że mocno szukałem tego boga, byłem czasami wsciekły sam na siebie, że nie potrafię uwierzyć, wreszcie się z tym pogodziłem. Po co zmuszać się do takich rzeczy? Ta "wiara wymuszona" nigdy szczera nie będzie.



I lepiej nie próbuj mi wciskać kitu ( jak jeden właśnie ateista ), że to działanie autosugesti mi pomogło.

Nie mam najmniejszego zamiaru, nie jestem "wojujący", nie namawiam nikogo do "odstepstwa" a raczej odradzam takie głupie decyzje. Ateistą trzeba się chyba urodzić, nie bardzo pojmuje jak mozna "porzucić wiarę" albo "uzyskać łaske wiary" czy jak to tam się fachowo nazywa :] .
Ale Ty też mi nie wmawiaj, że "potrzebuję szukać boga" bo ja wiem, że w moim wypadku to absolutnie zbędne.


Moja wiara zwiększyła się także (nie wiem może głównie) przez niezdrowe zinteresowania: świętymi, stygmatami, objawieniami, cudami itp.
Chyba mi nie powiesz, że nie słyszałeś nigdy o o. Pio i o cudach jakich dokonywał dzięki właśnie BOGU.

Jasne, że słyszałem. Jest wiele, wiele rzeczy, których na razie nie potrafimy wyjaśnić (chodzi mi o naukowe wyjasnienie). Może kiedyś nam się uda, może nie. Wszechświat jest o wiele bardziej skomplikowany, niż opisują to zasady Newtona i Einsteina.


Czy absolutnie nie wierzysz w Boga po tym wszystkim.
Absolutnie.

Był czas, że mocno szukałem tego boga może właśnie za mocno?może za bardzo się skupiłeś na jakiś określony sposób szukania, a nie byłeś otwarty na wszystko co przychodziło?tak bywa gdy człowiek czegoś za bardzo, za usilnie szuka.


Był czas, że mocno szukałem tego boga może właśnie za mocno?może za bardzo się skupiłeś na jakiś określony sposób szukania, a nie byłeś otwarty na wszystko co przychodziło?tak bywa gdy człowiek czegoś za bardzo, za usilnie szuka.
Pewnie tak. Ale to było dawno temu. Tylko proszę, nie wmawiajcie mi, że "ja szukam boga tylko jeszcze o tym nie wiem" czy coś podobnego. To pewnie brutalnie zabrzmi - ale obecnie ostatnia rzeczą jakiej potrzebuję jest bóg i religia.
Nie boję się "sądu ostatecznego" bo wiem, że takowego nie będzie. Jestem bezgrzeszny, bo dla ateisty nie ma czegos takiego jak grzech - może być najwyżej wykroczenie przeciwko swoim zasadom, które uwierzcie - boli o wiele bardziej niz chrześcijański grzech. Jestem tylko i aż człowiekiem. Nie stawiam się ani wyżej ani niżej od ludzi wierzących, bo to nie eligia determinuje pozycję człowieka w oczach innych - robią to jego czyny. Nie jestem "alfa i omegą" w wyjaśnianiu zjawisk niewyjaśnionych - nauka cały czas się rozwija - ale cały czas też, o wiele więcej pytań pozostaje bez odpowiedzi. Które być może kiedyś człowiek pozna, bo nie ma "górnej granicy" rozwoju człowieka.
DARTH_HELMUTH, zgadzam się z Tobą i wiem co znaczy słowo "ateista", te słowa o poszukiwaniu Boga były żartem więc nie masz się czym unosić.

DARTH_HELMUTH, zgadzam się z Tobą i wiem co znaczy słowo "ateista", te słowa o poszukiwaniu Boga były żartem więc nie masz się czym unosić.
Wiem, ale tyle już razy różne osoby usłowały mnie "nawrócić na jedynie słuszną drogę", że jak słyszę o "poszukiwaniu boga" to po prostu mi ręce opadają.

Twoje świadectwo, otwarcie się, jest działaniem Boga w Tobie.
co ty gadasz, przecież on ma obrzydzenie do boga,

Kowal, dziecko, weź zmień forum, bo Twoich farmazonów nie idzie po prostu czytać! Jak spoważniejesz, wróć. Dobrze Ci radzę.
Opinią kowala się sugerujesz ignoruj
Helmutt, a jak to się stało, że twój brat (rodzony?) został ksiedzem?

Helmutt, a jak to się stało, że twój brat (rodzony?) został ksiedzem?
Ano musi miał powołanie do tego. Dzięki temu jest równowaga - on jest "święty", że tak powiem, a ja wprost przeciwnie

Tak na poważnie to od odkąd pamiętam on był raczej spokojny, nie rozrabiał w szkole (w przedszkolu złamał koledze rękę ale to inna historia), chodził do kościoła, w czasach gdy chodził do liceum uczył się grać na organach kościelnych i potem załapał się na organistę, grał w różnych parafiach i gdzieś tam zetknął się z powołaniem chyba. A potem bach! decyzja, że idzie do o.o. pijarów, do Rzeszowa do nowicjatu, decyzja ukrywana przed całą dalszą rodziną aż do tych pierwszych ślubów zakonnych.
Mój brat jest spoko, on chyba jeden z całej rodziny przyjął normalnie to, że jestem niewierzący.

on chyba jeden z całej rodziny przyjął normalnie to, że jestem niewierzący.
W końcu ksiądz

twój brat jako że jest ksiedzem zna tą wiarę dokładnie i wie że nie ma w niej nic pewnego, równie dobrze może być jednym wielkim oszustwem dlatego tak dobrze to przyjął.
Gdyby wieział że nie ma w Wierze nic pewnego to nie podejmowałby tej pozornie trudnejlecz jakże pięknej drogi jaką jest Wiara i Duszpasterstwo ...
Wilku napisał:

Siemka, to mój 1 post,
...
twój brat jako że jest ksiedzem zna tą wiarę dokładnie i wie że nie ma w niej nic pewnego, równie dobrze może być jednym wielkim oszustwem dlatego tak dobrze to przyjął.


Jeśli to jest Twój pierwszy post, no to sorry ale nie wiem czy zniese kolejną porcję ze smakiem

Żeby podjąć się takiej drogi jaką jest kapłaństwio, to musiał być naprawde dojrzały, mądry, bardzo wierzący i ufający Bogu. Podziwiam takich ludzi Sam bym chciał być tak zrównoważony duchowo, a nie tak żałosny. W zbyt wielkie bagna wpadałem. Z jednego w drugie Achh i teraz biole studiuję i nie wiem jeszcze kim chcę być i nie wiem czy podjąłem włąsciwą drogę ahhhh

[ Komentarz dodany przez: Annnika: Sro 14 Lut, 2007 23:46 ]

Achh i teraz biole studiuję i nie wiem jeszcze kim chcę być i nie wiem czy podjąłem włąsciwą drogę ahhhh
Jak najbardziej właściwa, bo zaczynasz się rozgladac, pytać i wychodzic na zewnątrz siebie. To jest Trangeresjoniozm
Siemka, to mój 1 post,


Gdyby wiedział, że w religii nie ma nic pewnego, gdyby miał przeświadczenie, że to "oszustwo" - nie sądzę, że pchałby się na księdza.
Dokładnie, chyba nikt nie łapie się w życiu rzeczy, których nie byłby pewien, to byłby już totalny idiotyzm.
Ks. Marek napisał:


Biomen napisał/a:
Achh i teraz biole studiuję i nie wiem jeszcze kim chcę być i nie wiem czy podjąłem włąsciwą drogę ahhhh


Jak najbardziej właściwa, bo zaczynasz się rozgladac, pytać i wychodzic na zewnątrz siebie. To jest Trangeresjoniozm

A nie sądzi ksiądz, że o wiele zaaaaaaaaa póżno, jak na mój wiek. Teraz mam tylko wyrzuty sumienia w stylu - zrobiłeś sobie ała w gółwce i na duszy. Zamiast spędzać czas na rozmyślaniach o rzeczach ważnych, i o tym kim chciałbym być, to nie. Miałem w głowie jakieś pierdzielnięte gry komputerowe (nieraz z super fabułą). W nich czułem się sielankowo. A teraz rozbity
Żeby się dopiero w trzeciej klasie liceum ocknąć, odstawić kompa na bok i wziąć się w garść - ahhh. A później wpaść na głupią książkę z serii: "Stara sztuka uzdrawiania" i znowu wpaść To drugie może nie takie straszne było - ale ma ufność do Boga była very ↓

Ciekawe na co jeszcze wpadne ....... na ufoludki

Nic dziwnego, ze teraz czuje mocne duchowe ssanie.
Dlatego mnie tu do Was tak ciągnię ..... chyba, że uzależnienie

A nie sądzi ksiądz, że o wiele zaaaaaaaaa póżno, jak na mój wiek.
A co mają powiedzieć ci, którzy nawracają się w wieku 70 lat, albo wyżej? Ty masz jeszcze mnóstwo czasu do odbudowania swojego życia, więc się ciesz, że właśnie wcześnie Cię Pan wezwał
Biomenie - polecę Ci coś
Na tym - raczej na pewno zyskasz
http://ktozjakbog.religia...&id=4&Itemid=56
http://www.fdfe.franciszk...id=14&Itemid=23
W zależności od czasu i własnych przekonań
Polecam dwie możliwości
Formacja zarówno michalicka, dominikańska jak franciszkańska jest bardzo dobrą i trwałą formacją
Biomen, nie zapominaj o św.Augustynie!

Biomen, nie zapominaj o św.Augustynie!

A co z Nim?
A, że mam uwierzyc w cud, że jeszcze się zmienie - dojrzeje
Włśnie nabieram wprawy w modlitwie (szkoda tylko, że dopiero w tym czasie), więc może się jeszcze mi przemieni

Jak widzę wszystkie swoje błedy w życiu, swoje wady, to mnie krew zalewa
Gdybym mógł tylko cofnąć czas z dzisiejszą świadomośią..... no nie i znowu za dużo SF oglądałem
Ale gdybym mógł ....... to wyrzuciłbym ten komputer, i te różne badziewne książki - bio... i powiedziałbym sobie rozwijaj się człowieku, myśl !!!
Spokojnie, wszystko do nadrobienia - a samobiczowanie wyszło z mody

Ale gdybym mógł ....... to wyrzuciłbym ten komputer, i te różne badziewne książki - bio... i powiedziałbym sobie rozwijaj się człowieku, myśl !!!
A co Cię przed tym powstrzymuje? Pamiętasz co powiedział Jezus? Jeśli Twoja ręka jest Ci powodem grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Oczywiście dosłownie nie należy sobie tego tłumaczyć. Po słowem "ręka" wstaw sobie wszystkie te rzeczy i przejawy życia, które Cię blokują, zamykają na Boga. Więc jaki z tego wniosek Biomenie?
Ja miałem kiedyś tak, że "biczowałem" sie z tego powodu, ze moje nawrócenie było takie normalne, bez fajerwerków...
Ale mi przeszło...teraz dziekuje za nie Panu
Ale się temat rozwinął, no no....

wiem że te MOJE zasady te to tak naprawdę zasady chrześcijańskie, dekalog (bez 3 pierwszych przykazań
Czy znajdujesz jakieś uzasadnienie do stosowania ich ?


Czasem lepiej jest zadać sobie pytanie, jakie życie uważam za w pełni udane, w czym upatruję swoje spełnienie.
Ale co zrobić, w przypadku, gdy stawiający to pytanie sobie samemu, jest, delikatnie mówiąc, posiadaczem hedonistycznej hierarchii wartości?
jswiec napisał,
Czy znajdujesz jakieś uzasadnienie do stosowania ich ? jakby nie patrzeć to te przykazania są tym samym co prawo moralne, wielu ludzi (nie wierzących) będących moralnymi osobami czy też, inaczej ujmując, którzy mają prawo moralne w sobie i to bardzo takie rozwinięte prawo, nie będą kraść, zabijać, cudzołożyć, będę szanować rodziców...różnica polega na tym, że oni będą tak postępować z powodu moralności czy prawa moralnego jaki w nich jest, a chrześcijanie/wierzący robią tak bo są to dla nich przykazania otrzymane od Boga.

Ale co zrobić, w przypadku, gdy stawiający to pytanie sobie samemu, jest, delikatnie mówiąc, posiadaczem hedonistycznej hierarchii wartości?
Pytanie o w pełni udane życie to zaledwie początek. Potem musi nastąpić krytyczna analiza swojej odpowiedzi i odkrycie, że nasze poglądy na osobiste szczęście składają się z tysięcy iluzji i "fatamorgan". Taka analiza jest zawarta m. in. w księdze Koheleta.

Dopiero potem można przystąpić do odkrycia, że szczęście jest zawarte w bezinteresownym darze z samego siebie, czyli w miłości. Dopiero wtedy można zacząć odkrywać przekaż Ewangelii.

Kant czy nie Kant nie o to mi chodziło, ani tym bardziej o to co było dawniej tylko o realną, rzeczywistą sytuację, kiedy ateista postępuje wg siedmiorga przykazań, bez tych trzech początkowych, nazwałam to "prawem moralnym" bo uznałam, że jest ono równoznaczne z tym, że dana osoba ma moralność i to bardzo....hmmm..rozwiniętą [ ? nie wiem czy można tak to nazwać...brakuje mi słowa...ale chyba wiadomo o co mi chodzi? ]
Moja sytuacja bardzo przypomina Helmutta, tyle że nie mam brata księdza... Też chodziłem do kościoła, szukałem Boga, a tu nic? Trochę w życiu przeszełem i nigdy nie czułem Jego obecności. Nie mogę uwierzyć w Boga, który twierdzi, że nas kocha, a jednocześnie pozwala żeby na świecie działy się rzeczy tak makabryczne jak się dzieją.Po prostu nie wierze w takiego Boga w jakiego wierzą chrześcijanie. Jego postepowanie jest dla mnie niezrozumiałe i dziwne. Bardziej wierzę w Boga filozofów.

Nie mogę uwierzyć w Boga, który twierdzi, że nas kocha, a jednocześnie pozwala żeby na świecie działy się rzeczy tak makabryczne jak się dzieją.
A jak Ten Bóg ma działać, jeśli nie ma dostępu do człowieka, który powiedział Mu NIE? Bóg szanuje Twoja wolę. Mówisz Mu NIE, On nie jest nachalny i nie wpieprza Ci się z butami w życie. Jak On ma działać, skoro Go ludzie wywalili ze swojego życia??? No weź się zastanów. W takich chwilach jest własciwie bezradny. Jest wszechmogący, mógłby człowieka zmusić do siebie, ale tego nie robi, bo dał mu wolną wolę i szanuje ją ponad wszystko. Bóg nie jest tyranem.
Czasami to współczuje Bogu: zostawia człowiekowi wolny wybór i słyszy same zarzuty, robi coś dla człowieka to zaraz słyszy "be" i "fe"oraz dlaczego ogranicza wolną wolę człowieka A co mnie jeszcze bardziej powala na łopatki to hasło w stylu to nie ja jestem winny, nie inni ludzie tak uczynili tylko Bóg
Ze specjalną dedykacją dla Aristojosa a propos tego com napisała w ostatnim poście:


Po katastrofie terrorystycznej w USA 11.09.01 córka Billy Grahama w wywiadzie TV na pytanie: "Jak Bóg mógł pozwolić na coś takiego?" odpowiedziała: Jestem przekonana, że Bóg jest do głębi zasmucony z tego powodu, podobnie jak i my, ale od wielu już lat mówimy Bogu, żeby wyniósł się z naszych szkół, z naszych rządów oraz z naszego życia, a ponieważ jest dżentelmenem jestem przekonana, że w milczeniu wycofał się. Jak możemy się spodziewać, że Bóg udzieli nam swojego błogosławieństwa i ochroni nas, skoro my żądamy, aby On zostawił nas w spokoju? Zobaczmy - myślę, że zaczęło się to wówczas, kiedy Madeline Murray O'Hare (została zamordowana, niedawno znaleziono jej ciało) narzekała nie chcąc żadnych modlitw w naszych szkołach, a my powiedzieliśmy OK.
Potem ktoś powiedział, żeby lepiej nie czytali Biblii w szkole... Biblii, która mówi: nie zabijaj, nie kradnij, kochaj swego bliźniego jak siebie samego. A my powiedzieliśmy OK.
Następnie dr. Benjamin Spock powiedział, że nie powinniśmy dawać klapsa dzieciom, kiedy się źle zachowują, ponieważ ich małe osobowości się zniekształcają i możemy zniszczyć u nich szacunek do samych siebie (syn dr. Spock'a popełnił samobójstwo). A my powiedzieliśmy, że ekspert powinien wiedzieć o czym mówi. Dlatego powiedzieliśmy OK.
Po czym ktoś powiedział, że lepiej by było, aby nauczyciele i wychowawcy nie karali naszych dzieci, kiedy się źle zachowują. Dyrektorzy szkół powiedzieli, że lepiej by było aby żaden pracownik tej szkoły nie dotykał uczniów, kiedy się źle zachowują, ponieważ nie chcemy złej opinii i z pewnością nie chcemy być zaskarżeni do sądu (istnieje ogromna różnica między karaniem i dotykaniem, biciem, upokarzaniem, kopaniem itd.). A my powiedzieliśmy OK.
Następnie ktoś powiedział - pozwólmy naszym córkom na aborcję - jeśli chcą. Nawet nie muszą o tym mówić swoim rodzicom. A my powiedzieliśmy OK.
Po czym ktoś mądry z rady szkoły powiedział; ponieważ chłopcy i tak będą chłopcami, więc i tak będą to robić, dajmy naszym synom tyle prezerwatyw, ile chcą, aby mogli zażywać tyle radości ile chcą, a my nie będziemy musieli mówić ich rodzicom, że otrzymują je w szkole. A my powiedzieliśmy OK.
Po czym niektórzy z wyższych wybranych urzędników powiedzieli, że to nieważne, co robimy prywatnie, dopóki wykonujemy naszą pracę. Zgadzając się z nimi powiedzieliśmy, że nie obchodzi mnie to, co ktoś, łącznie z prezydentem, robi prywatnie, dopóki ja mam pracę, a ekonomia jest dobra. Po czym ktoś powiedział - drukujmy czasopisma ze zdjęciami nagich kobiet i nazwijmy to zdrowym, trzeźwym podziwem dla piękna kobiecego ciała. A my powiedzieliśmy OK.
Po czym ktoś inny poszedł o krok dalej z tym podziwem i opublikował zdjęcia nagich dzieci, a następnie jeszcze jeden krok dalej i udostępnił je w Internecie. A my powiedzieliśmy - OK, są upoważnieni do swobodnego wyrażania.
Po czym przemysł rozrywkowy rozpoczął produkcję widowisk TV i filmów promujących przemoc, profanacje, zakazany seks. Rozpoczął nagrania muzyki zachęcającej do gwałtu, narkotyków, zabójstwa, samobójstwa oraz satanistycznej. My powiedzieliśmy, że to tylko rozrywka; to nie ma żadnych szkodliwych skutków, w każdym bądź razie nikt nie traktował tego poważnie, więc idziemy do przodu.
Teraz nasze dzieci nie mają sumienia, dlaczego nie wiedzą, co jest dobre, a co złe. I dlaczego nie martwi ich zabijanie obcych, kolegów z klasy oraz samych siebie - prawdopodobnie, gdybyśmy o tym długo i wystarczająco mocno myśleli, moglibyśmy zgadnąć.
Ja myślę, że ma to wiele wspólnego z tym, że "ZBIERAMY TO, CO ZASIALISMY." To śmieszne, jak prostym jest dla ludzi wyrzucić Boga, a potem dziwić się, dlaczego świat zmierza do piekła. To śmieszne, jak bardzo wierzymy w to, co napisane jest w gazetach, a poddajemy w wątpliwość to, co mówi Biblia. To śmieszne, jak bardzo każdy chce iść do nieba, pod warunkiem, że nie będzie musiał wierzyć, myśleć, mówić, ani też czynić czegokolwiek, o czym mówi Biblia. To śmieszne, jak ktoś może powiedzieć "Wierzę w Boga" i nadal iść za szatanem, który, tak a'propos również "wierzy" w Boga. To śmieszne, jak łatwo osądzamy, ale nie chcemy być osądzeni. To śmieszne, jak możesz wysyłać tysiące "dowcipów" przez e-mail, które rozprzestrzeniają się jak nieokiełzany ogień, ale kiedy zaczynasz przesłania dotyczące Pana, ludzie dwa razy zastanawiają się czy podzielić się nimi. To śmieszne, jak wiadomości sprośne, bezwstydne, pikantne i wulgarne swobodnie przenoszą się w cyber-przestrzeni lecz publiczna dyskusja o Bogu w szkole i w miejscu pracy jest tłumiona. To śmieszne, jak ktoś może być zapalony dla Chrystusa w niedziele, a przez resztę tygodnia jest niewidzialnym chrześcijaninem. Śmiejesz się? To śmieszne, że kiedy przeczytasz tę wiadomość nie podzielisz się tym, co przeczytałeś ze znajomymi, ponieważ nie jesteś pewny, w co wierzą lub, co pomyślą o tobie kiedy im to przekażesz. To śmieszne, jak bardzo mogę być przejęty tym, co inni ludzie pomyślą o mnie, zamiast tym, co Bóg pomyśli o mnie...

Zacznij już teraz głosić miłość Boga - jeżeli tego nie zrobisz - nie narzekaj nad fatalnym stanem tego świata!


Jest taki fajny tekst Bruno Ferrero:

Dziecko pisze list, dlaczego Panie Boże nie uchroniłeś mojej koleżanki z klasy, którą szaleniec zabił w sali do gimnastyki.

Odpowidź Boga była krótka: Drogi Paulo. Chciałem, uwierz mi żę chciałem, ale dorośli postawili mi po prostu tabliczkę: "Bogu i psom wstęp wzbroniony".
Ale ja Mu nie powiedziałem nie. Po prostu nie potrafię czcić takiego Boga jakiego przedstawia katolicyzm. Bóg katolicki jest obserwatorem, który patrzy jak my ułomni i słabi ludzie walczymy o Jego względy. Można tu podać wypowiedź Giordana Bruna, za którą tak poza tym został spalony na stosie: jeżeli na świecie jest grzech, to tylko dlatego że Bóg tak chce.
No bo jeżeli Bóg jest wszechmogący to dlaczego np. nie zabije Szatana, którego Wy obwiniacie za całem zło? To właśnie pytanie zadał głupiutki Piętaszek Robinsonowi Cruzoe :)Jeżeli mam możliwość zapobiegnięcia czemuś złemu to to robię, a nie biernie przyglądam się.

np. nie zabije Szatana, którego Wy obwiniacie za całem zło?
Bo nie jest mordercą (a gdyby to zrobił to by było jak pokazówka patrzcie co ja zrobię z tymi, którzy są mi wrodzy). Właściwe pytanie brzmi dlaczego Bóg nie oddzielił Szatana od ludzi ? Dlaczego pozwala mu "hasać" pośród ludzi ?

[ Dodano: Czw 08 Mar, 2007 19:05 ]
NIe. Po prostu nie mozna pomóc komuś kto pomoc odrzuca.

Dlaczego pozwala mu "hasać" pośród ludzi ?
Najwyraźniej - jest szatan jakąś siła która jest potrzeba w jakimśtam dobrym celu (choć wrogą człowiekowi) - reszta należy od wyboru człowieka.
Masz nakazy od Boga i wybierasz.
Sam sobie gotujesz los ...
Szatan jest tylko alegorią... jest to bardzo wygodne dla wierzących zwalać winę za zło na niego. No bo jeżeli zrobicie coś złego to mówicie że to Szatan Was skusił, że nie mogliście sie oprzeć Jego mocy. Gdzież tu miejsce na wolną wolę? Idea dualizmu dobra i zła jest wzięta z perskiego Zaratustranizmu, więc nie jest nowością. W tym przypadku bardziej leży mi pogląd ateistów i agnostyków: jeżeli postąpiłem źle to tylko moja i wyłącznie moja wina. Nie zwalam winy za to co zrobiłem na kogoś, tym bardziej że jest wątpliwe czy ktos taki istnieje.

jeżeli postąpiłem źle to tylko moja i wyłącznie moja wina.
No bo to jest Twoja wina Mogłeś tego nie zrobić, ale zrobiłeś. Dałeś się skusić. Więc to JEST Twoja i wyłącznie Twoja wina Nikogo innego. Widzę, że nie bardzo nas rozumiesz
No bo trudno jest zrozumieć coś co jest nielogiczne. No to Szatan jest w końcu winny czy ja? czy może wina jest obopólna? To jest bez sensu... Jako słaby człowiek z góry jestem skazany na niepowodzenie. W zasadzie życie tu przypomina grę w której Bóg i Szatan patrza na człowiek i obstawiają jak postapi. Wychodzi że człowiek faktycznie jest jedynie marionetką.

Jako słaby człowiek z góry jestem skazany na niepowodzenie.
Cóż, życie pokazuje co innego...
szatn kusi a człowiek wybiera Aristojos ..
wybór należy do człowieka - zaś szatan jako upadły anioł nie jest żadną "alegorią" lecz złem osobowym ...

W zasadzie życie tu przypomina grę w której Bóg i Szatan patrza na człowiek i obstawiają jak postapi.
Jeżeli tak jest naprawdę to Bóg jest gorszy od Szatana. Wtedy Bóg jest nienawiścią, a Szatan bohaterem.

taa...
Najchętniej to wielu widziałoby Boga jako osobę dającą wszystko do rączki - a i tak w opinii wielu byłby to "zły Bóg" bo dał mleko a on (człowiek) chciał piwska ...
A powysilaj się człowieku troszkę - na dobre ci to tylko wyjdzie -a nie narzekaj, ze ci źle ...

zaś szatan jako upadły anioł nie jest żadną "alegorią" lecz złem osobowym ...
http://forum.ewangelizacj...ighlight=#64303

http://www.egzorcyzmy.kat...id=544&Itemid=1
Tak się słada, że szatan będąc duchem jednocześnie przedstawia sobą "zło osobowe" a nie jakąś alegorią" ...
A tak się składa, że zarówno to, co pisze ks. Marek jak i ja - jedno drugiemu nie przeczy ...
By lepiej zrozumiałym był ten problem - polecam:

Kamień zamieniony w chleb
Ewangeliści opowiadają, że kiedy Jezus odczuł głód, ukazał Mu się szatan z pokusą: „Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem”. Jezus odrzucił tę pokusę.

index.php?grupa=6&art=1158564338&dzi=1104780517&idnumeru=1158302652
http://www.gość.pl/index....&dzi=1104780517
Zauważ - szatan kusi osobowo Chrystusa ...

[ Dodano: Pią 09 Mar, 2007 21:32 ]

Człowiekowi może np. wydawać się, że współżycie jest czymś "dobrym" bo czerpie z tego przyjemność - a tymczasem współżycie to nie tylko przyjemnosć ale i coś o wiele bardziej poważnego, spełniającego o wiele więcej zadań, funkcji - przede wszystkim przekazywanie życia.
"Przez dziesiątki tysięcy lat grupy po 50-100 hominidów krążyły po afrykańskich sawannach, zajmując się zbieractwem, łowiectwem, a także intensywnym rozmnażaniem się. Wtedy ukształtował się ludzki rozum, a także zachowania seksualne, które, aczkolwiek zakute w okowy cywilizacji, kultury i konwenansów, prawdopodobnie w znacznym stopniu obowiązują do dziś. Jakie były miłosne obyczaje człowiekowatych? Czy podobne do promiskuityzmu naszych najbliższych kuzynów, szympansów bonobo? Samice bonobo przez cały swój cykl gotowe są do miłości, ale mają faworytów. Wybierają nie największych macho, lecz miłych partnerów, którzy przynoszą im smakołyki z dżungli i wesoło bawią się z młodymi. Zdaniem socjobiologów, homo sapiens również jest zaprogramowany genetycznie do bujnego życia seksualnego. W ludzkich społeczeństwach występuje jednak fenomen w stadzie szympansów nieznany – długoletnie związki rodzinne. Homo sapiens jako jedyny z gatunków musi bowiem zainwestować nadzwyczaj wiele czasu i energii w opiekę nad dzieckiem."


Dlaczego pozwala mu "hasać" pośród ludzi ?
Wolność to się nazywa, Szanowny Panie

[ Dodano: Sob 10 Mar, 2007 09:55 ]

Wolność to się nazywa
I nieodpowiedzialność. Bóg wpuszcza rottweilera pomiędzy swe dzieci.
Szatan jest takim wentylem bezpieczeństwa: jak chrześcijanin zgrzeszy to przyzna się do tego, ale powie że to Szatan go podpuścił. To taki rodzaj usprawiedliwienia dla złego uczynku. Jeżeli Bóg jest wszechmogący to mógłby na Szatana wpłynąć i go, np. zmienić. Jeżeli widze, że jakiś koleś chce sprzedać mojemu młodszemu bratu dragi to interweniuję a nie zostawiam go, młodego, naiwnego na pastwę dilera Może kupi dragi, może nie ale lepiej zapobiec nieszczęściu jakie może się stać.

Jeżeli Bóg jest wszechmogący to mógłby na Szatana wpłynąć i go, np. zmienić.
Zaprzeczył by wtedy wolności Szatana.
lepiej chyba ograniczyć wolność jednego, niz potem skazywać tysiące na śmierć w czeluściach piekielnych

Zaprzeczył by wtedy wolności Szatana.
Tak. Dokładnie tak samo zaprzeczyłby rodzic, kochający swe dziecko, gdyby mówił: kocham cię dziecko, zależy mi na twoim szczęściu, ale będziesz mnie oglądał tylko na zdjęciu, a i to w dodatku przez szybę.

[ Dodano: Sob 10 Mar, 2007 17:25 ]

Dokładnie tak samo zaprzeczyłby rodzic, kochający swe dziecko, gdyby mówił: kocham cię dziecko, zależy mi na twoim szczęściu, ale będziesz mnie oglądał tylko na zdjęciu, a i to w dodatku przez szybę.
Chodziło mi raczej o zmiany we wnętrzu danej istoty przeprowadzane bez jej wiedzy i zgody.

[ Dodano: Sob 10 Mar, 2007 19:22 ]
Przyznam, że po analizie kilku przynajmnniej materiałów i Twojej wypowiedzi ks. Marku kompletnie "zbaraniałem" ...
materiał http://www.tygodnik.com.p.../skowronek.html
Wprawdzie tłumaczy szatana jako "coś" pośredniego pomiędzy "bytem osobowym i nieosobowym"
Materiał : http://www.effatha.org.pl/apologetyka/szat2.htm
wyraźnie mówi o tym, że szatan jest złem osobowym zaś Katechizm KK (414) twierdzi:
"Szatan, czyli diabeł, i inne demony są upadłymi aniołami, którzy w sposób wolny odrzucili służbę Bogu i Jego zamysłowi. Ich wybór przeciw Bogu jest ostateczny. Usiłują oni przyłączyć człowieka do swego buntu przeciw Bogu."
""Kościół naucza, że był on najpierw dobrym aniołem stworzonym przez Boga: Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali" – Diabeł bowiem i inne złe duchy zostały stworzone przez Boga jako dobre z natury, ale same uczyniły się złymi" (Sobór Laterański IV (1215): DS 800.) (KKK 391) "
Przyznam, ze teraz to ja kompletnie złupiałem ...

Przyznam, ze teraz to ja kompletnie złupiałem ...
No to jak to tak ma być to ja dziękuję. Heysel chciał posłuchać o wierze, a tutaj prelegenci się ze sobą nie zgadzają ...

[ Dodano: Sob 10 Mar, 2007 20:40 ]

"Szatan, czyli diabeł, i inne demony są upadłymi aniołami, którzy w sposób wolny odrzucili służbę Bogu i Jego zamysłowi. Ich wybór przeciw Bogu jest ostateczny. Usiłują oni przyłączyć człowieka do swego buntu przeciw Bogu."

DDV, przyjacielu drogi: anioł i diabeł to nie osoby. TO DUCHY Ty, heysel, ja, Goździkowa, no i oczywiście Pan Bóg to OSOBY.
OSOBA- ten tytuł przysługuje człowiekowi i Bogu, ale nie aniołom i demonom.
Chodzi tu o cielesność.
Inkarnacja miała miejsce tylko w przypadku Boga. Bóg stał się Człowiekiem. Szatan zaś nie ma takiej możliwości. Na tym polega chyba tez jego demoniczność, że nie może być upodmiotowiony z człowieku, by być PERSONA. To, co jest w komunii z Bogiem, to właśnie osoba. Szatan zaś ma jedynie możliwość oddziaływania, zniewalania - nie zaś kreacji.
Można mówić o złu osobowym, ale nie o złu jako osobie. Niby żadna różnica, a jednak ogromna. Zło osobowe realizuje się w osobie będącej pod wpływem zniewolenia przez zło.
Gdyby zło było osobą, wówczas mielibyśmy manichejski dualizm. A przecież wyznajemy wiarę w Jednego Boga.
^
To będzie być może miało sens jeśli dowiem się co to takiego jest duch.

Ja się chyba poryczę ze szczęścia, ddv przyznał, że jest przynajmniej nieco zakłopotany
Nigdy nie uważałem się za "alfę i omegę"


Pozwoliłem więc sobie obrazowo napisać w takiej a nie innej formie - i naprawdę daleko mi do "manicheizmu" "paulicjanizmu" czy innych odmian gnozy ...
Sądzę że nieporozumienie jakie przypadkiem zaszło zostało już w pełni wyjaśnione ?

Po pierwsze nie zarzucam ci manicheizmu i gnozy w ogóle. Ja chciałem na podstawie twej wypowiedzi pokazać heyselowi o co chodzi w temacie osobowego zła pojmowanego właśnie jak piszesz: alegorycznie. Nie ma wcielonego diabła. Sam idiom to tylko alegoria własnie.

pokazać heyselowi o co chodzi w temacie osobowego zła pojmowanego właśnie jak piszesz: alegorycznie.
Heysel zrozumiał.

DDV, przyjacielu drogi: anioł i diabeł to nie osoby. TO DUCHY Ty, heysel, ja, Goździkowa, no i oczywiście Pan Bóg to OSOBY.
OSOBA- ten tytuł przysługuje człowiekowi i Bogu, ale nie aniołom i demonom.
Chodzi tu o cielesność.

Czyli jeśli masz ciało to jesteś osobą. Przecież aniołowie też mogą je mieć np. w scenie jak Abraham zaprosił aniołów do siebie na posiłek, to oni musieli posiadać ciała. Duch nie konsumuje jadła
Może są to duchy, które mają zdolność do panowania nad materią i wytworzenia sobie ciała. Ciało jest dla nich zbędne - ogranicza ich przemieszczanie się i zdolności. Dlatego normalnie z niego nie korzystają.


Jak nie ma, jak w przyszłości ma pojawić się Antychryst - pan złych Sith'ów . Czyli szatan stanie się człowiekiem, czyli będzie można mówić o nim jako o OSOBIE.
To jest manicheizm w czystej formie. Nie ma takiej opcji.
Dalszy ciąg o Antychryście tutaj.