UmiĹscy
Znowu szukam pomocy A może po prostu potrzebuję się wygadać... w każdym razie przepraszam za zaśmiecanie forum...
nie mogę już wytrzymać u siebie w domu Ciągłe kłótnie... bez sensu o błahostki... Moi rodzice,,, oboje ciągle na siebie naskakują... o byle co... byle się kłócić... a potem ciche dni.. Ile jeszcze będę musiała to znosić Ile jeszcze będę w stanie to wytrzymać
Pamiętam w dzieciństwie... alkohol... tylko to... uspokoiło się, ale teraz znowu... już nie z alkoholem... już nie i dzięki za to... ale teraz więcej rozumiem... wiem co znaczy słowo rozwód... wiem co znaczą słowa: "ma cię dość, jesteś dla mnie nikim"...
Szukając pocieszenia w narkotykach... znalazłam chwilę zrozumienia... spokoju - tak upragnionego... niestety tylko chwilę... Potem było jeszcze gorzej... Mama i ojciec nawzajem zaczęli się obwiniać o to kto jest winny, co zrobił źle..
święta też spieprzone... niedziela wielkanocna - od rrana awantura... nikt nie wiedział o co poszło... ajednak... gadanie o rozwodzie... jak ja się trego boję
Doszi do chwilowego porozumienia kiedy ubrałam się i wyszłam... nie zjadając nic z wielkanocnego śniadania... ale ile można słuchać kłotni i wyzwisk... ile:?:
Więc mam tego dość...
Przepraszam, musiałam się wygadać
spoko mala... nie zrozumie tego jak sie czuje dziecko ktorego rodzice sie rozchodza, kto sam tego nie rpzerobil. zreszta klotnie w rodzinie i wzajemne oskarzanie "za to ze slonce krzywo swieci" tego rowniez...
naprawde czasem tez mam ochote sie spakowac i uciec, tylko dokad? na dworzec? do kartonu? takie pretensje o cokolwiek... szczegolnie kiedy sie duzo rozumie... a nawet jesli sie jest jeszcze malym to i tak klotnie miedzy rodzicami niekorzystnie wplywaja na dziecko, bo ono niewiele rozumie, ale kiedy rodzice sie kloca, to ono szuka winy w sobie i... powstaje spirala ktora sie nakreca... czasem przez cale zycie
Wiesz co Ci powiem Harpoon? Mam identyczny problem jeśli chodzi o rodziców. Tzn. może konkretnie o mojego ojca, bo to on stwarza wieczne problemy i to jemu zwykle coś nigdy nie pasuje. Jest z niego niezły choleryk i jak się o coś wkurzy (niestety bardzo często sa to błache sprawy) to nie ma mocnych na niego. Wydziera się, że go na końcu ulicy słyszą, klnie, wyzywa, że uszy dosłownie więdną... Znam ten ból. Moi rodzice bardzo często się kłócą. Są to bardzo ostre sprzeczki. Potem nawet przez kilka miesięcy mają ciche dni. Mój ojciec poniżał mnie i moją mamę nie raz i to w taki sposób, że nie wiem czy potrafiłabyś sobie to wyobrazić Czasami miałam ochotę go zabić gołymi rękami, taka we mnie nienawiść była. I też to musze znosić. Bardzo mnie to za każdym razem boli, kiedy się tak ostro kłócą. Już nie wspominam o sobie, ale mój ojciec częściej się z mamą kłóci. Też wiele się wypłakałam z tego powodu.
Nie wiem czy jest na to recepta. Po prostu za każdym razem staram sobie uświadamiać, że mój ojciec rani, bo sam jest bardzo poraniony. Jest daleko od Boga, co jeszcze to potęguje. Staram się negować i nienawidzić tego, co robi, a nie jego osoby. To bardzo trudne. Doskonale rozumiem jak Ci ciężko.
Gdyby on chociaż wierzył a Boga, to byłoby jakoś inaczej.... ale dla niego nie ma Boga... Dla mojej mamy może trochę... teraz mam w domu ciche dni... jeszcze gorsze od awantur... już nie mogę tego wytrzymać...
fakt... taka cisza po klotni jest okropna...
tez mam czasem, dosc i chce uciec... kiedys milam ochote spakowac sie i uciec do kolegi.... (nie do chlopaka tylko kupla w dodatku i innym miescie) bo juz mialam dosc ponizania i upokorzen... naprawde to wszystko bylo ponad moje sily..
teraz tez jest ciezko, ale po woli ucze sie zyc z tymi ciaglymi pretensjami, nie sluszec tego... staram sie nie przejmowac, ale to nie jest takie proste. ale jesli sie jest dla kogos niczym, przyslowiowym "chlopcem do bicia" to naprawde ciezko jest w siebie uwierzyc
też nie wiem, ale gniew który mam na rodziców i duszę w sobie, potem staje się nie do zniesienia i wyładowuję się, gdzie się da... Stąd czasami moje nerwy na forum... zresztą co w tym dziwnego... najpierw agresja kierowana na siebie, potem na innych i tak w kółko ... i co i tak nikt tego nie rozumie, jesli tego sam nie przeżył...
Dlaczego wszyscy ciągle też wrzeszczą na mnie ?/
ludzie krzycza kiedy czuja sie bezsilni... kiedy nie potrafia rozmawiac...
emocje tlumione kiedys musza wyjsc z czlowieka to jest tak jak ze szklanka wody... kropla po kropli sie zbiera i zcasem dokapie ta ostatnia kropla ktora powoduje ze woda zaczyla sie wylewac... tak jest tez z emocjami...
czesto kiedy w domu jest nie tak jak powinno, sa klotnie i przewazaja zle emocje dziecko uczy sie tych reakcji, uczy sie na stres np. reagowac placzem czy krzykiem...
poza tym takie nieodreagowane emocje objawiaja sie roznymi chorobami... lekami, depresja... pojawiaja sie mysli samobojcze...
Nadmierna ilość kłótni świadczyłaby o jakimś poważniejszym kryzysie wewnątrz Twojej rodziny.
Ja proponowałbym, by wpierw zastanowić się nad źródłem, które doprowadza do krzyków i awantur między Twoimi rodzicami.
Jeżeli dobrze ocenisz sytuację - masz poważną szansę, by wyciszyć między nimi napięcie.
Pozdrawiam
Źródło to ciężko ocenić. Może jakaś rada
Zresztą ja nie wiem, czemu się kłócą... Ja sądzę, że po prostu nie kochają się i to już od dawna,ale chyba powoli uczę się z tym żyć, bo zauważyłam, że mi zwisa to wszystko... Jak się kłócą to włączam głśną muzykę i już... Nie słyszę...
Najbardziej tylko nie lubię jak moja mama płacze przez ojca... Mam ochotę go wtedy rozszarpać...
Robię i czuję dokładnie to samo... Relacje moich rodziców są popsute dlatego, że nie ma między nimi tej prawdziwej miłości. Jest jakies tam przywiązanie, uczucie... Ale nie ta prawdziwa miłość. Bo gdyby była, nie byłoby tego odrażającego braku szacunku, wyzwisk... Brak w tej relacji Boga. Moja mama jest wierząca, ale chyba nie tak, jak powinien wierzyć prawdziwy chrześcijanin... Czegoś w tym brakuje... Mówię tak, a pewnie sama lepsza nie jestem... Mój ojciec natomiast... Dla niego Bóg istnieje, ale gdzies daleko, daleko. Nie modli się, nie chodzi do kościoła... Chociaż uważa, ze jest w porządku, że nie musi wcale okazywać swojej wiary.
Gdzie nie ma Boga, tam faktycznie się wszystko wali...
no fakt.. ciezko jest wytrzymac, kiedy rodzice sie kloca... to sie przeklada na ogolna atmosfere w domu... ale jesli taka atmosfera trwa dluzej naprawde moze to wplywac bardzo niekorzystnie na dzieci... (niezaleznie od ich wieku)
w takiej sytuacji proponowalabym grupy wsparcia... czyli grupy w ktorych sa osoby z podobnymi problemami... taka grupa jest np grupa DDD/DDA to naprawde pomaga kiedy sie wie, ze inni maja podobne problemy i dziela sie swoimi sposobami rozwiazywania problemow w konkretnych sytuacjach ( z tym ze grupa o ktorej mysla zrzesza dorosle dzieci... )
Harpoon
Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z faktu, że dziecko (niezależnie od tego, ile ma lat ) dla Rodziców jest pewnego rodzaju łącznikiem spajającym Miłość rodziców.
Nie wiem - i nie chcę znać przyczyn, powodów, które doprowadzają do kłótni między Twoimi rodzicami - jednak możesz spróbować wykorzystać fakt, że to właśnie Ty jesteś owocem ich miłosci.
Możesz zatem spróbować wykorzystać ten fakt.
Możesz zebrać rodzinę i doprowadzić do wspólnych rozmów "na spokojnie" wyjaśniających istniejącą sytuację by oczyścić atmosferę. Staraj się przy tym zachować bezstronność sądów - niezależnie od tego, jakie są Twoje odczucia, gdyż czasami prawda niekoniecznie jest zgodna z tym, co może się na pozór wydawać.
Możesz równiesz zacząć mobilizować Rodzinę do wspólnej zabawy - lub wspólnej pracy w atmosferze jedności.
Możesz np. zaproponować wspólną wycieczkę lub pielgrzymkę (np. do któregoś z sanktuariów),lub w góry - połączoną z modlitwą.
Możesz podać pewien cel do wspólnej realizacji przez wszystkich. Np. poprosić ojca o wykonanie jakieś roboty, dzieła, przy którym - do ostatecznego wykonania będzie potrzebna również mama, a które może być Ci bardzo potrzebne - np. powiedzieć "tato, zrób mi potrzebną półkę na książki" - "mamo pomóż nam dobrać kolorystykę".
Wspólna praca i modlitwa łączą. I to bardzo
Pamiętaj!
Ty najlepiej znasz sytuację w domu i charakter Twoich rodziców - zatem do Ciebie należy wybór metody.
Naprawdę jednak warto próbować - mocno jednak uważając przy tym, by niechcący nie doprowadzić do niepotrzebnego "zaiskrzenia".
Pozdrawiam
________
Więcej na temat różnic "charektologicznych" ( i nie tylko) pomiędzy kobietą i mężczyzną które mogą być Ci przydatne znajdziesz na
forum.wiara.pl w dziale "Rodzina chrześcijańska"
Wiesz co teraz nie wiem co gorsze: czy to, że rodzice kłucą sie i wyrzucaja z siebie to co im nie pasuje; czy jeśli rodzice nie są wobec siebie szczerzy i jak są w domu to jest looz a pożniej świrują do kogoś innego ?! U mnie zdażają się kłutnie sporadycznie... ale mój tata zauważyłam, że jest bardziej zainteresowany młodszymi dziewczynami.
Ja tam nie wiem, w każdym razie zamykam się na ich kłótnie i nie chce tego słuchać...
Oczywiście udaję, że mnie to nie obchodzi, ale w głębbi serca max mnie to boli...
Zwłaszcza, że coraz bardziej boję się, że ich małżeństwo się sypnie...
Już tu nie chodzi o mnie, ale o moją siostrę... Ona jest mała - ma 6 lat...
Dlaczego musi to znosić Przecież niczym nie zawiniła...
W zasadzie dzieci nigdy w niczym nie zawiniają, tym bardziej jesli chodzi o nieporozumienia rodziców.
Owszem - rzadko się tak zdarza.
O wiele częściej jednak któraś ze stron próbuje wykorzystać dziecko jako "narzędzie walki" w swich rozgrywkach wewnątrz małżeństwa.
Niestety - z przykrością stwierdzam, że najczęściej w ten sposób postępują kobiety - grając przy tym na uczuciach dziecka do matki - jako do najbliższej sobie osoby.
Szalenie przykre - jednak prawdziwe
[ Dodano: Czw 21 Kwi 2005 15:55 ]
Wina nie jest po stronie dzieci, ale to właśnie one najbardziej cierpią... Rodzice zawsze mówią, że kochają je! To czemu krzywdzą swe dzieci w taki sposób?
Stres, przemęczenie, egoizm, rywalizacja w rodzinie, nadmiernie rozbudowana żądza władzy w rodzinie przez jednego z rodziców (lub obojga) - to wszystko może mieć wpływ na taką postawę ... (
Czasem mogą sie zdarzyć również i niezawinione sprawy - takie jak np. przeciążenie nadmierną pracą lub brak "wyczucia" potrzeb dziecka - lub Współmałżonka/i (
[ Dodano: Pią 22 Kwi 2005 15:24 ]
No właśnie a w dzisiejszych czasach dla ludzi najważniejsza staje się kariera później dopiero dom, współmałżonek, dzieci i zazwyczja dla Boga już braknie miejsc albo jest tylko że na szarym końcu
Niesamowicie interesujące! Chrześcijanie! Katolicy! Oto zwiastuję Wam radość wielką! DDV zmienił w końcu uciążliwe przykazanie miłości Teraz brzmi ono tak:
Bardzo wielu Rodziców zapomina o szalenie ważnej sprawie jaką jest "hierarchia ważności" w Rodzinie.
Otóż - prosibym o nie zapominanie, że najważniejsze osoby w rodzinie to:
1. Bóg
2. Współmałżonek
3. Dziecko
(duża przepaść)
4. Rodzice/teściowie
5. Rodzeństwo
6. Inne osoby
Miałem nie rozmawiać z tym człowiekiem. Ale nie mogę milczeć kiedy wypisuje takie rzeczy.
Niesamowicie interesujące! Chrześcijanie! Katolicy! Oto zwiastuję Wam radość wielką! DDV zmienił w końcu uciążliwe przykazanie miłości Teraz brzmi ono tak:
Bardzo wielu Rodziców zapomina o szalenie ważnej sprawie jaką jest "hierarchia ważności" w Rodzinie.
Otóż - prosibym o nie zapominanie, że najważniejsze osoby w rodzinie to:
1. Bóg
2. Współmałżonek
3. Dziecko
(duża przepaść)
4. Rodzice/teściowie
5. Rodzeństwo
6. Inne osoby
Miałem nie rozmawiać z tym człowiekiem. Ale nie mogę milczeć kiedy wypisuje takie rzeczy.
Ty bracie kpisz chyba, oczywiście ten post jest treściwy i nie obrażający ddv.
Nawet nie jesteś w stanie dostrzedz pewnej prawdy zawartej w poście ddv, kierującego się dobrem człowieka. Ja osobiście znam to z autopsji. I zapewniam, że to co napisał jest faktem. Oczywiście nie zawsze i nie wszędzie powielanym.
Kiedu Bóg jest na pierwszym miejscu wszystko zaczyna się układać dobrze
No tak, ale większość zapomina o tym, aby wszystko robić w miłości do Boga. On jest dla nich ważny w Wielkanoc, Boże Narodzenie i u niektórych w niedziele
Co do pierwszej pozycji nie można mieć zastrzeżeń. Cyrk zaczyna się dopiero dalej. Pozycja 2 i 3: gdyby na Titanicu kierowano się tą zasadą, to uratowaliby się tylko rodzice zaś dzieci utopiłyby się. W ogóle taka gradacja, gdzie jedni ludzie są przed drugimi (mogę to jeszcze zrozumieć a propo's dzieci - ale tu dzieci są na dopiero trzecim miejscu!) to jakieś społeczeństwo kastowe może ale nie katolickie.
Tzw. "Inne osoby" są na pozycji 6 !!! Zajmujące. Teściowie i Rodzice zgodnie z staropolską tradycją gdzieś w środku.
Wybacz drogi Panie, ale to się nie mieści w żadnych kryteriach.
Drobna uwaga do Pana Wojtka 37. Od kilkunastu postów w różnych tematach odpowiada Pan na moje argumenty w ten sposób, że ja nie mam racji i na tym koniec. Rad byłbym usłyszeć jakieś argumenty i uzasadnienia, bo tak to można każdemu coś "przykleić". Jeżeli nie stać Pana na rozmowę a jedynie na nieuzasadnione oburzenie i potępienie, to proszę w ogóle nic nie pisać:
Nawet nie jesteś w stanie dostrzedz pewnej prawdy
Dziękuję za kolejną ocenę. Zbieram te wszystkie Pana cytaty odnośnie mnie: że nie znam, że nie potrafię, itp i wydam je chyba w formie aforyzmów Pana Wojtka 37 na Wolnym Forum.
A ha. Dostrzec, Panie Wojtku, dostrzec!!! Nie dostrzedz!!!
ddv wcale żadnego przykazania nie zmienił
a podana przez niego hierarchia wcale nie każe mniej kochać poszczególnych ludzi
oczywistym natomiast jest, że wychodząc za mąż - to mąż jest na pierwszym miejscu (po Bogu:) i chodzi o to by po urodzeniu dzieci ta kolejność się nie zmieniła, że mąż nagle staje się właściwie zbędnym balastem, bo całą mą miłość lokuję w dzieciach i mąż to właściwie mi przeszkadza, albo też że wychodzę za mąż ale tak naprawdę, to ciągle jestem związana tak z Mamą, że to utrudnia mi relację z mężem, no i to rodzi kłótnie, a gdy jest tak jak napisał ddv to jest dobrze
chodzi o relacje, a nie o jakieś wartościowanie ludzi
Ja proszę by "b22" podpierał każdy poważniejszy zarzut wobec mojej osoby materiałami Kościoła Rzymskokatolickiego.
Drobna uwaga do Pana Wojtka 37. Od kilkunastu postów w różnych tematach odpowiada Pan na moje argumenty w ten sposób, że ja nie mam racji i na tym koniec. Rad byłbym usłyszeć jakieś argumenty i uzasadnienia, bo tak to można każdemu coś "przykleić". Jeżeli nie stać Pana na rozmowę a jedynie na nieuzasadnione oburzenie i potępienie, to proszę w ogóle nic nie pisać
Drogi zbuntowany bracie w wierze, jeszcze raz zapewniam Cię , że nie jestem twoim wrogiem, będę raczej oddawał Ci pola do popisu. Lecz nie rób ze mnie idioty - Ty zadzierasz tu na Forum prawie z każdym, ja jestem nowym userem. A na Forum'ach jestem stałym bywalcem, i nie straszne mi takie pohukiwania.
Bóg i tak Cię kocha, mimo Twego krytycznego na Jego Kościól spojżenia. A i mi nic do Ciebie. - więc jak możesz , to daj na luz!. OK?.
Tu się drogi Panie pomyliłeś. Nie dam na luz. Ale fakt, że mnie przestraszyłeś. Na tylu foru'mach (aha, po polsku odmienia się: forach) jesteś bywalcem... Strach zadzierać. Ale ja zbuntowany kilkudziesięcioletni młodzieniec nie mogę ścierpieć miernoty i będę pohukiwać. Jak sowa. Już zaczynam. Huuuuu, Huuuuuu.
Jeżeli ktoś z Ciebie robi idiotę, to przepraszam - nie ja. Może Ty sam???
Bożej milości to akurat jestem pewien. W Twoją do mnie nieco wątpię (tak każe mi rozsądek) ale przyjmuję ją za dobrą monetę.
Offca, poradź się psychologa przed założeniem rodziny, bo skrzywdzisz dziecko z takimi poglądami.
DDV:
Ja proszę by "b22" podpierał każdy poważniejszy zarzut wobec mojej osoby materiałami Kościoła Rzymskokatolickiego.
I na to odpowiem słowami Twego Komilitona:
Ja nie muszę się niczym podpierać - dla mnie sprawa jest jasna i klarowna.
Miłych snów drodzy Panowie.
Tak więc - czyżbyś pisząc swoje słowa podpierał sie tylko własnym mniemaniem i "mniemanologią" ??
[ Dodano: Pon 16 Maj, 2005 ]
DDV od kilkunastu postów przyjąłeś dziwny sposób odpowiadania na pytanie pytaniem. Jest to zgodne z Twoją pokrętną logiką a raczej całkowitym jej brakiem. Jak mawiał pewien prezydent, nie będę udowadniał, że nie jestem wielbłądem. Przykazanie Miłości chyba wszyscy znają, nie? Ty nie znasz DDV? Trudno, Twój problem. Jak ktoś nie zna, to podaję źródło. Wiarygodne. To Pismo Święte.
Tu się drogi Panie pomyliłeś. Nie dam na luz. Ale fakt, że mnie przestraszyłeś. Na tylu foru'mach (aha, po polsku odmienia się: forach) jesteś bywalcem... Strach zadzierać. Ale ja zbuntowany kilkudziesięcioletni młodzieniec nie mogę ścierpieć miernoty i będę pohukiwać. Jak sowa. Już zaczynam. Huuuuu, Huuuuuu.
Jeżeli ktoś z Ciebie robi idiotę, to przepraszam - nie ja. Może Ty sam???
Bożej milości to akurat jestem pewien. W Twoją do mnie nieco wątpię (tak każe mi rozsądek) ale przyjmuję ją za dobrą monetę.
Offca, poradź się psychologa przed założeniem rodziny, bo skrzywdzisz dziecko z takimi poglądami.
DDV:
Ja proszę by "b22" podpierał każdy poważniejszy zarzut wobec mojej osoby materiałami Kościoła Rzymskokatolickiego.
I na to odpowiem słowami Twego Komilitona:
Ja nie muszę się niczym podpierać - dla mnie sprawa jest jasna i klarowna.
Miłych snów drodzy Panowie.
Powyższy post zostawiam do oceny moderacji. Toć chyba jest jasne dla wszystkich poziom merytoryczny monologu w wydaniu b22 - oto przejaw miłości do bliżniego w całej krasie.
Pierwsze ostrzeżenie.
Zapraszam do powrotu do tematu dyskusji, czyli "Kłótnie w rodzinie...".
A jak ktoś ma coś do kogoś, to niech na PW te sprawy załatwia.
No chyba, że nasze Forum traktujecie jak rodzinę i się sami tu kłócicie, więc jest to "kłótnia w rodzinie" Ale jak ktoś chce wymieniać poglądy na temat innych osób to zachęcam na PW, ewentualnie założyć coś w Hyde Parku.
Wojtku, napisałem post krytkujący "drabinę ddv", że Bóg, Małżonkowie, Dzieci, itd...
Napisałem co mi tam nie pasuje. Napisałem, że gdyby na Titanicu (i w innych sytuacjach) stosowano tę zasadę, to w pierwszej kolejności rodzice, dbając o siebie wzajemnie, ratowali by siebie. Dopiero potem przyszła by kolej na dzieci. Prawo morskie w tamtych czasach (które było dość bliskie zasadom chrześcijańskim i fair play) mówiło co innego. Zdrowy rozsądek mówi co innego. Kościół mówi co innego i Miłość podpowiada co innego.
Takie gradacje ustawiają wszystko na głowie. Chrystus uczył, że kto chce być wielki, niech będzie wśród nas najmniejszym i usługuje innym. Oraz też, że największa miłość, to gdy ktoś życie oddaje za drugą osobę. Ale nie "drugą osobę" według wyliczanki i kolejności ddv. Nie, takich rzeczy Chrystus nie mówił.
"Drabina ddv" przeczy też współczesnej psychologii.
Napisałem też, że taka gradacja, gdzie jednych stawia się przed drugimi (a przecież wszyscy jesteśmy jednakowi wobec Boga) jest sprzeczna z nauczaniem biblijnym.
Odnosi się to też do naszych "kłótni". Nikt z nas nie jest biskupem, księdzem ani teologiem nawet. Zatem startujemy z identycznej pozycji. Jesteśmy równi. To, że ktoś pisywał na innym forum i inni się tam z nim zgadzali nie jest argumentem. Dlatego pytałem ddv, czy jest teologiem. Odpowiedział mi, że nie jest. Więc nie mam obowiązku uważać, że się nie myli w tej kwestii. Podważyłem zatem jego tezę.
Ale wracając do rzeczy:
Jeżeli masz ochotę, to należało podnieść rękawicę i wykazać, że Kościół Katolicki każe kochać męża bardziej niż dziecko, dziecko bardziej niż rodziców, rodziców bardziej niż braci, itp... Ze taka gradacja "ważności" sprawdza się w sytuacjach zarówno ekstremalnych jak i w zwykłym życiu. Czekam na argumenty i rozmowę. Ale jeżeli zaraz usłyszę, że nie znam nauki kościoła i nie jestem katolikiem (jak wielokroć poprzednio) i to będzie koronnym argumentem i jedynym, to nie dziwię się ostrzeżeniom moderatorów.
Pozdrawiam.
O ile pamiętam z psychologii i pedagogiki, to dla dziecka, ważniejsza jest miłość rodziców w zględem siebie niż ich stosunek do tegoż dziecka. Tak to widzą dzieci i współczesna wiedza na ten temat.
Ef 5; 28-33 BT
" Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz [każdy] je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus - Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała. Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła. W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego! A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża!
Może ten tekst pomoże nieco zobrazować jak miało by wyglądać małżeństwo chrześcijanina.
Offca, poradź się psychologa przed założeniem rodziny, bo skrzywdzisz dziecko z takimi poglądami
A co ma moje dziecko do tej dyskusji? Przy zakładaniu rodziny nie będę opierać się ściśle na schematach i chodzić z karteczką do kogo mam się odnosić z pierwszeństwem... Jakoś mi to nie pasuje. Bóg oczywiście na pierwszym miejscu, ale postawiłabym meża i dzieci mniej więcej na równi. Tu chyba trzeba znaleźć jakiś złoty środek bo jak za wysoko w hierarchii będę stawiać męża, zaniedbam dzieci i na odwrót. A to, że teściowie, rodzice, rodzeństwo po założeniu przez mnie rodziny będą stać na dalszym miejscu (co oczywiście nie znaczy, że będę ich mniej kochać ) niż dotychczas to normalne.
Co do posłuszeństwa i dzieci to.....
Kol 3:19-21
"Żony bądźcie poddane mężom, jak przystało w Panu. Mężowie, miłujcie żony i nie bądźcie dla nich przykrymi! Dzieci, bądźcie posłuszne rodzicom we wszystkim, bo to jest miłe w Panu. Ojcowie, nie rozdrażniajcie waszych dzieci, aby nie traciły ducha."
Oczywiście, Offco - dokładnie o to chodzi
Szacunek, opieka bądź wsparcie im ze strony dzieci należy - do konca życia.
Nie mniej - najważniejsze jest, by Małżonkowie dogadywali się miedzy sobą - zas "rady" innych pozostawili na dalszym planie.
Zyskają na tym zarówno sami Małżonkowie - jak i dzieci.
Wiem o tym, jak trudno czasem Rodzicom pogodzić się z faktem, że ich ukochane dziecko nagle przestaje słuchać ich rad. Wtrącają się w sprawy nowej Rodziny prowokując niejednokrotnie kłótnie pomiędzy Małzonkami.
A po co ?
Młodzi muszą przecież wypracować sobie własne sposoby "porozumiewania się" - łagodzenia konfliktów, własnych radości i smutków. Razem przecież przysięgli sobie wobec Boga wierność do końca życia - razem muszą nauczyć sie rozwiązywać problemy...
Mama ani tata tu niewiele załatwi - czasem może tylko zaostrzyć konflikt ...
[ Dodano: Pią 20 Maj, 2005 ]
Nie będę sie rozpisywać i wiem ze juz ktos o tym wspomnial... Przy kłótniach rodziców najbardziej cierpią dzieci :(
[ Dodano: Sob 28 Maj, 2005 17:05 ]
Nie będę sie rozpisywać i wiem ze juz ktos o tym wspomnial... Przy kłótniach rodziców najbardziej cierpią dzieci :(
[ Dodano: Sob 28 Maj, 2005 17:05 ]
No mi się wydaje, że nie zawsze potem mogą mieć pewność pogodznia się rodziców, skoro mowa jest nawet o rozwodzie...
Ale ja nie chciałabym już roztrząsać tego tematu... jest lepiej...