ďťż
Strona początkowa UmińscyPoważny Problem (spóźnione rekrytacja)- proszę o pomoc.Katolik i facet lubiący innych facetów - problemacjaProblemy techniczne moderatorów podczas moderowania ForumTymczasowe problemy techniczne z forum.wiara.plProblem wychowawczy (a dokładniej chodzi o kradzież)Masz problem z nieprzebaczeniem i obejrzyj video !!!Aktualizacja forum i mozliwe problemyProblem z odznaczeniem przeczytanych postówRe: Pytania i problemyProblem geja katolika
 

Umińscy

A ja mam problem z papierosami. Nie wiem, gdzie to włączyć, więc wsadzę tu. Mój problem polega na wewnętrznym konflikcie między oczekiwaniami a możliwościami (czyli coś, co w psychologii nazywa się...eeeee nie pamiętam jak oni to ładnie nazywają).
Na przykład ludzie, którzy mnie znają z kręgu kościelnego różnie reagują, ale zazwyczaj chyba są zgorszeni. Znają mnie z Odnowy, z kościoła ogólnie, a tu nagle widzą papieroski no i zgorszeni są, czemu dają wyraz czasem. Oczywiście bladego pojęcia nie mają, dlaczego palę i nawet się nie zapytają, ale ocena już jest. No i co ja mam takim ludziom powiedzieć? Mam udawać gorliwego chrześcijanina, ciągle pilnować się, żeby przypadkiem nie zgorszyć ludzi ze wspólnoty? No co o tym myślicie?



Oczywiście bladego pojęcia nie mają, dlaczego palę i nawet się nie zapytają,
A po co pytać? Przyczyna zawsze jest jedna i ta sama. Uzaleznienie.
Ludziom na pewno nic nie musisz mówić. Nie tu jest sedno problemu.
Czemu się usprawiedliwiasz? Czemu twierdzisz, że twoje uzależnienie jest lepsze (?) od uzależnień tysięcy innych?
Piszesz tak, jakby problem nie był zależny od ciebie, jakbyś się urodziła z papierosem w buzi, a ludzie patrzyli na ciebie jak na palaczkę zupełnie niesłusznie.
Piszesz, że problem jest pomiędzy oczekiwaniami, a twoimi możliwościami. To nie jest prawda. Konflikt jest pomiędzy oczekiwaniami, a stanem realnym, natomiast możliwość rzucenia każdy ma.

Ludziom na pewno nic nie musisz mówić. Nie tu jest sedno problemu.
Czemu się usprawiedliwiasz? Czemu twierdzisz, że twoje uzależnienie jest lepsze (?) od uzależnień tysięcy innych?
Piszesz tak, jakby problem nie był zależny od ciebie, jakbyś się urodziła z papierosem w buzi, a ludzie patrzyli na ciebie jak na palaczkę zupełnie niesłusznie.
Piszesz, że problem jest pomiędzy oczekiwaniami, a twoimi możliwościami. To nie jest prawda. Konflikt jest pomiędzy oczekiwaniami, a stanem realnym, natomiast możliwość rzucenia każdy ma.


Nie będę wdawać się w szczegóły, jeśli chodzi o przyczynę palenia, ale też nie jest tak, że ktoś pali, bo lubi. Uzależnienie jest zawsze czymś spowodowane i nie uchodzi za rzecz normalną.
Natomiast gdzie ja twierdzę, że moje uzależnienie (o ile ono w ogóle jest) jest lepsze...? Jeśli zaś chodzi o oczekiwania i możliwości, bardziej mam na myśli ogólnie oczekiwania innych ludzi (a nie konkretnie w kwestii papierosów), którym niekiedy nie umiem sprostać i stąd bierze się konflikt wewnętrzny. Nie rozumiem, dlaczego nieustannie mam coś komuś udowadniać, sprawiać pozory itd. Nie wiem, czy rozumiecie, o co mi chodzi.


Ano... myślę, że głównym problemem jest motywacja. Jeśli chcę się stawać lepsza ze względu na innych, to jest to dobry pomysł tylko na krótką metę.
No więc mam nic nie mówić i nie zważać na to, że ktoś może widzieć me "podwójne" oblicze? A co z dawaniem świadectwa życiem? A może...demonizuję ten konkretny problem?
Rachel, o co Ci znowu chodzi
Pewnie, że obowiązuje dawanie świadectwa i unikanie zgorszenia. Nie masz nie zważać na odczucia innych, ale zechcieć rzucić ze względu na siebie samą w relacji do Pana Boga
Po co dawać złemu przystęp do siebie?
Bezsensu cała ta przepychanka, co z tego, że ktoś komuś udowodni czy narkotyki są dobre czy nie? Jeśli ktoś twierdzi, że dobre niech pali, z kolei inny powie złe - no to niech nie pal. Ale mi też filozofia. Każdy ma swój rozum i niech nim się kieruje. Każdy wie co dla niego dobre a co nie. A takie dyskusje do niczego nie prowadzą, tylko strata czasu.

Komuś się wydaje dobrym skoczyć z okna - niech skacze...
Komuś się wydaje dobrym zabić brata - niech zabije...
Dokąd dojdziesz z taką filozofią?
Tylko w przypadku alkoholu i narkotyków wszystko odnosi się do naszej osoby. Wiesz ja osobiście nie widzę nic złego w wypiciu kilka piw na imprezie, do kany też nic nie mam. Po inne narkotyki nie sięgam, więc luz. Nie mówię by jarać codziennie ale od czasu do czasu

Nie mówię by jarać codziennie ale od czasu do czasu Afgana odpalasz, kłapciu?
Afgan to rodzaj haszu.
Nie. Użytkuje tylko marychę od czasu do czasu
To wszystko po jednym kiju. MJ czy Afgan. Hasz droższy od trawy, ale takie same dziury wypala w mózgu.
A, no jasne, to już rozumiem Twój, Kłapciu, tok rozumowania - trzeba się jakoś usprawiedliwić, co?
Nie da się być jednocześnie uczniem Pana i 'popalać' na imprezach marihuanę. Nie da się.
Hipokryzja, że aż strach.
Zdecyduj sie w końcu, opowiedz się... obyś był zimny, albo gorący...
Wszyscy jak widzę są tutaj mądrzy, ale czy ktoś z Was zapytał, dlaczego palimy, pijemy itd.? I nie chodzi tutaj wcale o usprawiedliwianie się. Dla jednych to hipokryzja, podwójna moralność, dla innych - problem, a niekiedy nie da się w ani jedną, ani drugą stronę...
Gdyby chodziło o samo usprawiedliwianie się, nie byłoby mojego (i nie tylko mojego) udziału w tym wątku.
Dlaczego ludzie palą...
Albo nałogowcy, albo głupi.

Możesz mówić, że się nie da, ale na pewno nie mnie - osobie, którą za pomocą 1 sakramentu pokuty Pan uwolnił z nałogu i bardzo silnego przyzwyczajenia, nad którym również nie panowałam.

osobie, którą za pomocą 1 sakramentu pokuty Pan uwolnił z nałogu i bardzo silnego przyzwyczajenia, nad którym również nie panowałam.

U mnie identycznie - trzeba wiary

Dla jednych to hipokryzja, podwójna moralność To po prostu bagno. Pisałem na SB, że mam doła. I aż się prosi, by go przepić, czy przepalić, czy cóś...
Ale to tylko na krótki dystans. Jutro znów jest dzień, cięzki dzień...

Dlaczego ludzie palą...
Albo nałogowcy, albo głupi.

Możesz mówić, że się nie da, ale na pewno nie mnie - osobie, którą za pomocą 1 sakramentu pokuty Pan uwolnił z nałogu i bardzo silnego przyzwyczajenia, nad którym również nie panowałam.


A nałóg to ot tak sobie? Przecież też się z czegoś bierze. To nie tylko przyzwyczajenie, ale często objaw czegoś poważnego, niezależnego od stanu duszy. Bo co innego duch, a co innego psychika...

[ Dodano: Pon 03 Lis, 2008 22:36 ]
Absolutnie się nie zgadzam, nałóg nie bierze się z powietrza, jeśli z duszą byłoby wszystko okej, to nie zapaliłabyś po raz pierwszy, bo i po co sobie szkodzić na ciele? Nie mówiąc już o grzechu.
Psychika też ma wiele wspólnego z duchowością, jeśli psychika jest chora, to jak dusza może na tym nie ucierpieć?

jeśli psychika jest chora, to jak dusza może na tym nie ucierpieć?

Właśnie, to także mam na myśli, niestety.

Właśnie, ja tak zazwyczaj robię Drug, sex & Rock`and Roll ?
O ja cię przepraszam...

Drug, sex & Rock`and Roll ?
O ja cię przepraszam...


Że co A niby co ludzie często robią, jak mają doła?

A, no jasne, to już rozumiem Twój, Kłapciu, tok rozumowania - trzeba się jakoś usprawiedliwić, co?
Nie da się być jednocześnie uczniem Pana i 'popalać' na imprezach marihuanę. Nie da się.
Hipokryzja, że aż strach.
Zdecyduj sie w końcu, opowiedz się... obyś był zimny, albo gorący...


Nie usprawiedliwiam się. Nie znasz mnie, więc nie życzę sobie byś mnie oceniała. Nie znasz mojego życia, mojego środowiska, nie wiesz co przeszłam, co przechodzę więc zastopuj z ocenianiem. Źdźbło widzisz u mnie a belki w swoim oku nie widzisz? Odpuść sobie! Jeśli chcesz wydawać o mnie osądy to najpierw poznaj mnie! Nie będę się usprawiedliwiać, nie mam nawet takiego zamiaru. Ja wiem dlaczego to robię ale to już nie istotne.

[ Dodano: Wto 04 Lis, 2008 17:02 ]
Nie musisz tego robić, nie zależy mi na tym czy ktoś się zgadza czy nie Ale miło

Nie musisz tego robić, nie zależy mi na tym czy ktoś się zgadza czy nie Ale miło

To nawet nie o to chodzi, bo ja też palę dlatego, że mam niekiedy powody, a wiele osób tego nie rozumie, bo nie jest na moim czy kogoś innego miejscu. A rozwiązania nie są tak proste, jak niektórym się wydaje.

[ Dodano: Wto 04 Lis, 2008 20:34 ]
Papierosy palę od bardzo dawna. Będzie to już kilka lat. Naleciałości z gimnazjum. Nie pamiętam kiedy sięgnęłam po trawę. Wiem, że był tego jakiś powód. Wszystko ma swoje powody (nie usprawiedliwiam się). Na razie nie chcę, nie potrafię zrezygnować. Z jednej strony chcę, z drugiej nie, bo wiem że wszystko jeszcze bardziej się skomplikuje. Powiedzmy, że papierosy stały się substytutem innego świństwa. Z panią psycholog doszłyśmy do wniosku, że tak będzie jak na razie najlepiej. Wiem, że na to co teraz mnie spotyka w przeciągu ostatniego roku nie jestem wstanie zrezygnować z obu rzeczy na raz. Za dużo problemów, zmartwień etc. Myślisz, że mi z tym dobrze, że mam z tego satysfakcje? Parszywie się z tym czuje, ale to nie ten moment na podejmowanie takich walk. Nie teraz.
Rozumiem, kłapciu. Ja miewam momenty, kiedy żałuję, że w ogóle zaczęłam palić i boję się, że to już sprawa przegrana u mnie. Ale później i tak zawsze do tego wracam, bo inne problemy nie są rozwiązane i na pewno tak szybko nie będą, a może nigdy.
Rada od znajomego księdza? Spróbuj skupić na jednej rzeczy na początku. Przewałkuj ją do końca, rozwiąż co masz rozwiązać i weź się za następną. Nie należy na raz walczyć ze wszystkim bo wtedy klęska nieunikniona. Dlatego najpierw skupiam się na najważniejszych rzeczach by potem móc przejść do walki z nałogami. Zaznaczam, może ktoś nie wie - nie jestem uzależniona od trawy. To tak w ramach wyjaśnienia. Mam na myśli zwykłe papierosy.
To chociaż tyle dobrego. Niektórzy księża na przykład też palą fajki Trudno się mówi, nie? Ja nadal nie mogę wyjść z szoku, że coś takiego stało się moim udziałem
I to chyba jest dopiero hipokryzja. Sami palą, nie widzą nic złego ale penitentowi gadają, że ma skończyć bo to grzech. Z resztą znajomy ksiądz jako jedyny ma normalne podejście. Sam pali.

I to chyba jest dopiero hipokryzja. Sami palą, nie widzą nic złego ale penitentowi gadają, że ma skończyć bo to grzech.

A skąd możesz wiedzieć, czy taki ksiądz sam nie zmaga się z nałogiem, bo dawno miał jakieś problemy, z powodu których palić zaczął, a jak został księdzem to nagle miało mu minąć?
Najlepiej każdy niech patrzy na siebie, tak sądzę.
Wiecie, Pan Jezus daje wam napomnienie. Pobudzil wasze serca do tych wypowiedzi i do stwierdzenia ze macie problem. I teraz przed wami stoi decyzja co z tym zrobicie.
To sluszna rada zajmowac sie jedna rzecza konkretnie do konca. Ale jak Jezus ma was uleczyc jesli w dalszym stopniu poddajecie sie zniewoleniu. A moze Jezus czeka na wasz ruch aby rozpoczac leczenie.
No chyba ze uwazacie ze rzucicie palenie dzieki tylko i wylacznie waszym wysilkom.
Proscie o ta laske i tu sie nie ma co zastanawiac nad Wola Boza. Jezus chce was uzdrowic! Koniec kropka.
Apropo trawki itp., pracuje w hostelu dla bezdomnych osob. Ok 80% trafiajacych tu osob ma problem z alkoholem i narkotykami. Wiekszosc z nich ma w swojej historii jeden i ten sam punkt:

Papierosy palę od bardzo dawna. Będzie to już kilka lat. Naleciałości z gimnazjum. Nie pamiętam kiedy sięgnęłam po trawę. Wiem, że był tego jakiś powód .

Przychodza tu dzieciaki zaczynajace od fajek i trawki. A w ciagu kilku miesiecy traca wszystko i najgorsze ze wiedza ze zostali oszukani. I wszystko wkolo bedzie nie pozwalalo im rzucic. Wiec lepiej uciac to jak najpredzej.
Zlo pozostanie zlem niewazne jaki powod temu nadamy
A co powiecie, jeśli nałóg jest przejawem autoagresji i powyższe argumenty o Bogu są do bani?
Autoagresja jest parszywym na łogiem, nie wielu jednak tak podchodzi do tego problemu jak do uzależnienie. Częściej traktująto jak w\przejaw głupoty. Autoagresja jest ewidentym przejawem problemów i nie umięjętności radzenia sobie z nimi. Myślałam, żeby stworzyć temat o autoagresji. Nie wiem czy do dobry pomysł. Co sądzicie

Myślałam, żeby stworzyć temat o autoagresji. Nie wiem czy do dobry pomysł. Co sądzicie

Jeśli czujesz taką potrzebę...

I to chyba jest dopiero hipokryzja. Sami palą, nie widzą nic złego ale penitentowi gadają, że ma skończyć bo to grzech. Z resztą znajomy ksiądz jako jedyny ma normalne podejście. Sam pali.
A co liczysz, że ciebie poklepie po ramieniu i powie , ze dobrze że palisz
Ciekawe co to znaczy mieć normalne podejście
Umnie brat pali, i jak ja przyjeżdzam do domu to on wychodzi z mieszkania aby przy mnie nie pali. Nie raz zwracałam komuś na PKS-ie uwagę, aby odeszedł bo nie każdy musi lubić ten smród.

Nie raz zwracałam komuś na PKS-ie uwagę, aby odeszedł bo nie każdy musi lubić ten smród.

Akurat to o kulturze świadczy. Ja nigdy przy kimś nie palę, a przy dzieciach to już w ogóle zapomnij.
Mówię o księżach którzy sami palą, nie robiąz tego problemu jakoś nie walczą z tym to dlaczego mi mają gadać że to jst złe i ja mam walczyć? Skoro chce mi prawić morały to niech sam pokaże swoim życiem najpierw. Teoria teorią a praktyka też coś innego.

Mówię o księżach którzy sami palą, nie robiąz tego problemu jakoś nie walczą z tym to dlaczego mi mają gadać że to jst złe i ja mam walczyć? Skoro chce mi prawić morały to niech sam pokaże swoim życiem najpierw. Teoria teorią a praktyka też coś innego.

Ale przecież Ty tego nie wiesz, czy nie walczą? Czy taki ksiądz mówi Ci wprost, że problemu nie widzi? Poza tym ksiądz jest księdzem i że tak powiem - prawienie morałów to też część jego pracy. To znaczy, że nie będziesz spowiadać się u księdza, który tak samo jak Ty pali, grzeszy pychą, chciwością i wobec tego nie ma prawa Tobie udzielać rad w tym zakresie? Przecież ksiądz to też człowiek ze słabościami i radzi innym także w tym, czego sam doświadcza, nie?

[ Dodano: Sro 05 Lis, 2008 17:36 ]

Mówię o księżach którzy sami palą, nie robiąz tego problemu jakoś nie walczą z tym A ja mimo, iż palę, to walczę z nałogiem u innych. Piętnuję przede wszystkim złodziejstwo, jakie idzie za paleniem nieletnich.

Piętnuję przede wszystkim złodziejstwo, jakie idzie za paleniem nieletnich.
Ja często spotykam sięz paleniem nie letnich. Żaden z nich fajek nie kradnie, ani kasy na nie.
Co do nałogu to mogę Ciętylko wspomagać duchowo

I to chyba jest dopiero hipokryzja. Sami palą, nie widzą nic złego ale penitentowi gadają, że ma skończyć bo to grzech. Z resztą znajomy ksiądz jako jedyny ma normalne podejście. Sam pali.
Dlaczego hipokryzja? Skąd Kłapciu wiesz, że taki kapłan nie widzi w tym nic złego? Grzech jest zawsze grzechem, nałóg nałogiem, zniewolenie - zniewoleniem. To, że znajomy kapłan, jako 'w tym samym bagnie siedzący' poklepie cię po ramieniu i powie, że jest okej, to nie znaczy, że rzeczywiście w oczach Pana Boga tak jest.
Jezus cię nie oskarża, Jezus cię nie osądza. Jeśli jednak dobrowolnie decydujesz się na trwanie w nałogu, jeśli - jak piszesz - nie chcesz teraz niczego z tym robić, to sama siebie osądzasz i oddalasz od Jezusa.
Jeśli kapłan w czymś nie jest doskonały, nie oznacza to jeszcze, że hipokryzją z jego strony jest ostrzeganie przed tym, w czym sam upada. Pomyśl, że być może nosi ten sam krzyż, a z każdym upadkiem chce wstać i iść dalej, chce walczyć, mimo braku sił.
Bo - jak napisał Greg (lub jak wyczytałam między wierszami) - własnych sił nigdy człowiekowi nie starcza. Bez Bożej pomocy nie jesteśmy zdolni nawet do życia, a co dopiero do tak potężnej walki. A nie toczymy jej przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich.

Już kilka razy był poruszany ten wątek Zawsze obok czegoś, to dlaczego by nie stworzyć osobnego tematu
Osobny temat już jest. I ma dużo stron.

Żaden z nich fajek nie kradnie, ani kasy na nie. Zapewniam cię, że kradnie. Rodzice bowiem dzieciom dają kasę na łakocie i kanapki, a one defraudują środki pienieżne na fajki.

A co powiecie, jeśli nałóg jest przejawem autoagresji i powyższe argumenty o Bogu są do bani?
Czy twierdzisz wiec ze Bog nie moze cie uleczyc z takiego zachowania?! Przed Jezusem zgina sie kazde kolano, nawet nasze wlasne.
Popros Pana Boga o ta Laske, Skarament Pokuty i Eucharystia maja wielka moc o ile przystapisz do nich z otwartym i szczerym sercem. A zapewne wiele osob z checia bedzie ci sluzyc modlitwa

Zapewniam cię, że kradnie. Rodzice bowiem dzieciom dają kasę na łakocie i kanapki, a one defraudują środki pienieżne na fajki.
Proponuje poczytać słownik synonimów. Nie ma tam nic powiązanego między kradzieżą a defraudacją. Miałem 3 typy kolegów palaczy. Jedni dostawali pieniądze na cokolwiek. Drudzy zarabiali sami na papierosy. Trzeci rodzice pozwalali brać własne papierosy bo wiedzieli, że dziecko pali.
No proszę, a ja znam osobę, która sto lat temu już dostawała od matki na obiad, a kupowała zapas papierosów.
Rodzic, który daje dziecku na 'cokolwiek', w domyśle daje na wszystko, prócz tego, co dziecku szkodzi. Zapewniam cię, że nie daje ani na papierosy, ani na narkotyki, ani na alkohol.
To tak jak mnie na papierosy rodzice nie dają, nawet nie mają bladego pojęcia, że palę. Ale ja jestem dorosła, studiuję poza domem. I wiadome też jest, że forsę dostaję na inne rzeczy. Chyba nie można przesadzać w żadną stronę.
Mi udało się wyczytać o nikotynie, że bywa stosowana jako ... środek owadobójczy. Jej własności fizykochemiczne powodują słabsze dotlenienie mięśnia sercowego i płuc.



Nikotyna

Nazwa chemiczna: 3-(1-metylo-2-pirolidyno)-pirydyna

Jest jednym ze składników dymu tytoniowego. Nikotyna ma działanie gangliplegiczne - poraża receptory cholinergiczne N w zwojach autonomicznych. Zwiększa zużycie tlenu przez serce i powoduje zwężenie naczyń wieńcowych. Zwiększa się zawartość dwutlenku węgla we krwi. Palenie tytoniu prowadzi do uzależnienia i tolerancji na nikotynę. Przy nagłym zaprzestaniu palenia mogą nastąpić zaburzenia czynności organizmu (zespół odstawienny). Nikotyna jest stosowana w lecznictwie, w czasie terapii przy rzucaniu palenia. Ostre zatrucie nikotyną powoduje przejściowy wzrost ciśnienia krwi i przyspieszenie oddechu, a następnie dochodzi do spadku ciśnienia krwi i bezdechu.
Dawka śmiertelna dla osoby niepalącej wynosi od 50 do 100 mg. Dla osoby palącej w wyniku zjawiska tolerancji jest ona większa.


Zdecydowanie lepiej prowadzić zatem zdrowy tryb życia.
Polonium, na ludzi nurzających się w nikotynowym nałogu takie teksty nie działają. Nie działaja w ogóle żadne argumenty, łącznie z podnoszeniem ceny fajek - bo nałogowy palacz zawsze w obliczu wyboru - czekolada dla dziecka czy paczka fajek - wybierze to drugie, ewentualnie przerzuci się na szmuglowane tanie pety zza wschodniej granicy.

Ewentualnie w obliczu poważnego zagrożenia zdrowia czy nawet życia może nastapić przełom - tak jak to miało miejsce u mojej mamy, która przestała nałogowo palić dopiero w obliczu poważnego zawału serca - i od 10 lat nie tknęła peta. Tyle, że dla niektórych jest za późno. Na moich oczach niemal umierała ciotka na raka krtani (paliła 3 paczki dziennie).

Oni się oszukują, twierdzą "ja lubię palić" - i racja, nam nic do tego. Nikogo nie zamierzamy nawracać. Każdy sobie rzepke skrobie...
Nasze zadanie polega na tym, by nasze dzieci nie wpadły w szpony pecianego nałogu.

na ludzi nurzających się w nikotynowym nałogu takie teksty nie działają. Nie działaja w ogóle żadne argumenty, łącznie z podnoszeniem ceny fajek

Ewentualnie w obliczu poważnego zagrożenia zdrowia czy nawet życia może nastapić przełom -


Zgadzam się całkowicie.
To ja się podzielę swoim doświadczeniem w tym zakresie. Paliłam 5 lat, kupowałam nową paczkę jak miałam jeszcze pół poprzedniej, tak bardzo bałam się, że mi nie starczy i dopóki nie chciałam rzucić nic z tego nie wychodziło. Po jakimś czasie już chciałam rzucić i uważałam, ze nie dam rady. Któregoś razu jak zapaliłam papierosa, ten papieros wydał mi się gorzki. Pomyślałam sobie: fajnie by było, gdyby wszystkie fajki były dla mnie gorzkie to bym rzuciła. Kilka dni później na Mszy Św. poprosiłam Jezusa o łaskę rzucenia palenia. Pojawiła sie tylko jedna myśl: spróbuj ja Ci pomogę. I upadła sielankowa wizja rzucenia palenia na zasadzie wszystkie fajki gorzkie. Potrzebny był mój wysiłek. Jezus obiecał pomoc, ale ja sama musiałam zdecydować się na ten krok. Było mi bardzo trudno, ale wyrzuciłam paczkę fajek, którą miałam w kieszeni i zdecydowałam się, że rzucam. Pierwsze dni były bardzo trudne. Piątego dnia leżałam na łóżku zwinięta w kłębek i ryczałam. Ale rzucając, dodałam do tego intencję, a że była to dla mnie ważna sprawa, to to chyba mnie najbardziej trzymało. Dlatego warto taką intencję mieć. Rzucam ofiarowując to w jakiejś intencji. Jakiś czas później, w czasie modlitwy Pan Jezus zadziałał i od tego momentu poczułam, że palenie to dla mnie raczej chęć niż potrzeba. I nie palę już 2 i pół roku. Wiem, że to dzięki Jezusowi, bo gdyby nie On, nie zdecydowałabym się na rzucenie palenia. Dlatego wiem, że da się rzucić. Trzeba tylko chcieć i zaufać Jezusowi.
Trzeba chcieć. Dokładnie.
Do nałogowych palaczy jednak niestety nie trafiają żadne argumenty. Nałóg jest tak wielką siłą, że nic sobie nie robią z faktu, że dymienie powoduje raka, źle wpływa na cerę, powoduje impotencję, uszkodzenie żołądka, płuc, zatruwanie innych - czy wreszcie, że paląc wspierają jedną z najbardziej prężnych mafii na świecie (związek koncernów tytoniowych).
Najważniejsze to trafić do tych co jeszcze nie palą, ukazać im syf i zgniliznę związaną z "peceniem".
Już nie palę gdzieś od dwóch tygodni. Zapomniałam o istnieniu papierosów i nie zamierzam do tego wracać, choć się nie zastrzegam.
Chyba trzeba usunąć przyczyny takiego działania albo mieć silną motywację.
Ja bym stawiała na motywacje raczej...
Dzisiaj wiem, że jedyną motywacją do rzucenia palenia jest Jezus Chrystus. Tylko Jego uzdrawiająca miłość powoduje, że nie chcę już palić. Ale co będzie jak przestanę tę miłość odczuwać i znowu będę mieć "doła"?
kiedy przestaniesz jakby "czuć",bo i takie momenty zdarzają się w życiu Chrześcijanina to bądź wierna:) po prostu TRWAJ!

Ja też przestałam palić przez/dla Niego:)
a niestety zaczęłam bardzo wcześnie bo od 1/2 gim to będzie 5/6lat palenia
w sumie przez ostatni rok ograniczałam się do imprez ale doszłam do wniosku ze to nie ma sensu -abo się pali albo nie..więc NIE PALE
chociaż ostatnio na studniówce tak mnie korciło już byłam w palarni..ale pomyślałam ,że zawiodę Go bardzo i wyszłam

kiedy przestaniesz jakby "czuć",bo i takie momenty zdarzają się w życiu Chrześcijanina to bądź wierna:) po prostu TRWAJ!

Gdyby tylko o to chodziło to byłoby dość proste, tymczasem człowiek pali papierosy często z powodu poważnego rozchwiania emocjonalnego (jak u mnie chwilowo nie jest ono poważne to jestem w stanie się powstrzymać). W ogóle uważam, że taki nałóg świadczy o głębokim nieuporządkowaniu wewnętrznym.
ale jeżeli zrobiłaś to dla Niego i wierzysz w Niego i Jego miłość,a tylko teraz masz to zachwianie no to ja nie widzę problemu.. przecież wiesz ,że istnieje i ,że kocha ,a czasami kiedy mamy takie "puste dni" wtedy On nas nosi i chce jakby tez sprawdzić tez nasza trwałość - bo miłość to nie emocje,uczucia ale decyzja.podam też fragment który dostałam od Pana gdy było mi ciężko Psalm 27,14 "Ufaj Panu, bądź mężny,
niech się twe serce umocni, ufaj Panu!"

To wszystko po jednym kiju. MJ czy Afgan. Hasz droższy od trawy, ale takie same dziury wypala w mózgu.
Wypala takie same jak alkohol w umiarkowanym 'dawkowaniu' - czyli relatywnie niewiele. Z MJ nie w tym rzecz.... ale o tym zaraz.