ďťż
Strona początkowa UmińscyWojciech Cejrowski i Jego katolickie spojrzenie na świat....Czy jestem jeszcze katolikiem - test prawdy /w j.angielskim/http://www.ewangelizacja.katolicki.eu/forum/Na skale czy na piasku? Katolickie spojrzenie na wiaręksięża katoliccy mogą już mieć żony!Czy Katolik powinien być tolerancyjny wobec gejów?.Symbolika katolicka w NOM i Mszy trydenckiejMolestowanie dzieci w katolickich sierocincach...Katechizm Kościoła Katolickiego o OdkupieniuAborcja, homoseksualizm, tradycja katolicka
 

Umińscy

Witam, jestem gejem, żyję od wielu lat bez partnera i muszę przyznać, że męczy mnie to bardzo. Depresyjnie działa na mnie świadomość, że jako katolik muszę przeżyć tak resztę życia. Mam ogromne pragnienie stworzenia dojrzałego związku opartego na miłości, a nie na seksie. Chcę kochać i być kochany. Naprawdę nie wystarczają mi teksty w stylu: Bóg Cię kocha i nie potrzebujesz innej miłości, ... módl się, módl się, módl się. Mam już taką depresję przez to, że chyba mógłbym się zabić.

Nie wiem już co robić. Nie chcę być sam do końca życia.
Czy mógłbym stworzyć związek oparty na czystości - bez seksu? Myślę, że mógłbym dać radę, poszukać takiej osoby, tylko nie wiem co na to Kościół.


Każda miłość pierwej opiera się na przyjaźni. Sądzę, że nie ma nic złego w budowaniu relacji przyjaźni czy nawet miłości między dwiema osobami tej samej płci. Należy wszakże rozróżnić miłość od pożądania. Tutaj jest tak samo jak w narzeczeństwie. Dwie osoby, które się kochają, cały czas muszą pracować nad sobą, czerpać z bogactwa sakramentalnego, pilnować własnej czystości. Czy jeśli narzeczeni spotykają się, kochają, ale nie współżyją, jest w tym coś złego? Czy zatem jeśli ludzie tej samej płci się kochają, chcą szczerze dla siebie dobra i czuwają nad cnotą czystości, jest w tym coś złego? Kościół przecież nie odrzuca homoseksualistów i sam sposób - inny - przeżywania swojej płci i popędu seksualnego skierowanego do osoby tej samej płci nie jest jeszcze grzechem. Sama skłonność nie jest grzechem. Pytanie jest następujące: co czynisz ze swoimi uczuciami i swoim popędem? Czy starasz się mimo wszystko zachować czystość w myślach, mowie i uczynkach? Sądzę, że możesz nawiązać bliską więź z drugim człowiekiem. Potrzeba przyjaźni, miłości jest naturalną, zdrową potrzebą człowieka, konieczną do jego prawidłowego funkcjonowania.
Absolutnie się nie zgadzam. Status "pary", "związku", czy później "narzeczeństwa" - to status na drodze rozeznawania powołania małżeńskiego. Bezsensowny jest związek, o którym z góry wiadomo, że nigdy małżeństwem nie będzie - mówię tu nawet o związku heteroseksualnym, po prostu nie ma sensu. A już związek homoseksualny "bez seksu" - tym bardziej. Ja wierzę, że masz dobre intencje, że chciałbyś się powstrzymać... Ale tak samo, jak narzeczeni nie mieszkają przed ślubem razem właśnie dlatego, że w związku seksualność bardzo łatwo rozbudzić, zapomnieć się i przekroczyć granicę, tak samo w tym przypadku. Już sama zażyła relacja przyjaźni u osób homoseksualnych tej samej płci jest narażeniem na pokusy nieczystości i grząskim gruntem. Trzeba bardzo uważać. O "związku" - nie ma mowy.
Polecam za to http://www.odwaga.oaza.pl/homepage.html

p.s. Aga - owszem, "przeżywanie" popędu płciowego skierowanego do osoby tej samej płci najprawdopodobniej jest grzeszne - piszę "najprawdopodobniej", bo nie do końca wiem, co masz na myśli pisząc "przeżywanie".
A gdzie ja tutaj piszę o związku? O mieszkaniu z sobą? - bo zdaje się, że do mnie pijesz, omyk.
Uważam, omyk, że niektórzy mają skłonność do przesady. Na pewno straszenie i robienie z igły wideł pomoże komuś, kto jest w depresji i już dostatecznie straszony grzechem. Nie wiem, czy są duszpasterstwa dla osób homoseksualnych, ale najlepiej by było tam szukać odpowiedzi, a nie na tym forum, bo zaraz się okaże, że do piekła wsadzicie tych, którzy czują inaczej.
Ja nie mam na myśli tego, żeby ktoś specjalnie szukał kogoś, ale żeby nie robić z tego paranoi w odwrotną stronę.



Odpowiadam na pytanie autora wątku w kontekście Twojej odpowiedzi, do nikogo nie piję, chyba, że herbatę - do lustra. Unworthy zadał konkretne pytanie: czy jest możliwy związek homoseksualny który byłby przez Kościół akceptowany (w czystości, bez seksu, może nawet bez wspólnego mieszkania, itd.). Ty mu udzieliłaś odpowiedzi która wskazuje na to, że jasne, wchodź w związek, bo przecież póki czystość, póty grzechu nie ma, a popęd nienaturalny jest... naturalny. Dlatego napisałam, że absolutnie się z tym nie zgadzam. Popęd homoseksualny jest nienaturalny, i choć same skłonności grzechem nie są, to świadome kierunkowanie tego popędu i pozwalanie mu się rozwijać - jest już grzechem, nawet jeśli nie ma konkretnych czynów (seksu, nieczystego dotyku, innych spraw).

O mieszkaniu razem mówię w kontekście heteroseksualnych narzeczonych, przez analogię. Unworthy nie pisał nic o wspólnym zamieszkaniu albo niezamieszkiwaniu.


I właśnie dlatego, że nie wiesz, mylisz się.

Więc wzbogać moją wiedzę i wyjaśnij, proszę, co miałaś na myśli.
Nie wypowiadam się, gdyż nadgorliwi i tak przeinaczą sens tak, jak będą chcieli.
Unworthy, radzę Ci nie szukać odpowiedzi na forum, bo i tak jej nie uzyskasz, a ludzie wpędzą Cię w jeszcze większą depresję. Szukaj właściwego duszpasterstwa (duszpasterza), literatury opartej na miłości i życzliwości, a nie potępianiu dla samej idei.
1) Póki co nie zauważyłam, żeby na forum ktokolwiek zamierzał kogokolwiek potępiać dla jakiejś idei (jakiej?). Tylko sam człowiek może siebie potępić, odrzucając Jezusa. Nikt na forum nie ma władzy potępienia drugiej osoby.

2) Miłość jest na pierwszym miejscu i to właśnie z miłości wynika troska o dobro drugiej osoby. Również o to, żeby Unworthy nie wplątał się niepotrzebnie w relację, która go porani.

3) Miłość nie oznacza przyklaskiwania złu. Trzeba nazywać sprawy po imieniu. Sam człowiek nigdy nie jest zły, natomiast skłonności już mogą być zdrowe, albo niezdrowe, a działania: wprost dobre, lub złe, czyste, lub grzeszne. Tutaj wchodzi w grę wolny wybór każdego.

4) Dołączam się do rady Agi, żeby poszukać dobrego kierownika duchowego i/lub duszpasterstwa.

5) Do Agi: Nie podoba mi się to, że "pijesz" do mnie ad personam i że nie odpowiadasz na prośbę. Twój wybór.
aga, skąd tyle wrogości co do ludzi z tego forum? to, że prawda o homoseksualizmie jest trudna nie znaczy, że musi nieuchronnie prowadzić do depresji i trzeba szukać miejsca gdzie pogłaszczą w główkę.
miłością i życzliwością jest mówienie człowiekowi prawdy a nie wkręcanie go w głupoty pod pretekstem "żeby się poczuł lepiej". a prawda jest taka - tak jak chorą czy absurdalną sytuacją dla heteryków jest mieszkanie chłopaka i dziewczyny zakochanych/kochających się i jednoczesne usiłowanie zachowania czystości tak też dla homo jest absurdem bycie parą która będzie żyła w czystości przy jednoczesnym budowaniu "wyższego stadium miłości partnerskiej w czystości".

natomiast jeśli chodzi Unworthy o twoje obawy o wytrwanie w życiu wiary i pozostanie singlem do końca życia (lub uzdrowienia w sferze przeżywania swojej seksualności) no to cóż - depresja czy nie depresja poniekąd wybór należy do ciebie. myślę, że pomocne by było nie tyle - jak sugeruje aga - grzebanie się i nakręcanie nawzajem przez ludzi, którzy "zmuszają się" do życia po bożemu a chcieli by mimo wszystko iść na kompromis ze swoją pożądliwością, ale umocnienie przez ludzi (niekoniecznie wcale homo) i ich świadectwo kroczenia drogą bożą, gdzie też poniekąd wbrew własnym pragnieniom czy naturze chcą wytrwać w czystości, jak np. liczne osoby rozwiedzione czy z innymi życiowymi przypadłościami, a jednak wybierające życie "w samotności" bez szukania partnera, po to by żyć z Bogiem, w sakramentach itd.
Pomocne by było też znalezienie wspólnoty, która żyje faktycznie Bogiem. mając wielu przyjaciół szukających Boga inaczej spojrzysz na swój problem.

Witam, jestem gejem, żyję od wielu lat bez partnera i muszę przyznać, że męczy mnie to bardzo. Depresyjnie działa na mnie świadomość, że jako katolik muszę przeżyć tak resztę życia. Mam ogromne pragnienie stworzenia dojrzałego związku opartego na miłości, a nie na seksie. Chcę kochać i być kochany. Naprawdę nie wystarczają mi teksty w stylu: Bóg Cię kocha i nie potrzebujesz innej miłości, ... módl się, módl się, módl się. Mam już taką depresję przez to, że chyba mógłbym się zabić.

Nie wiem już co robić. Nie chcę być sam do końca życia.
Czy mógłbym stworzyć związek oparty na czystości - bez seksu? Myślę, że mógłbym dać radę, poszukać takiej osoby, tylko nie wiem co na to Kościół.


Unworthy - a zapytaj sam siebie, gdzie w Biblii jest karcone życie z mężczyzną czy miłość między dwoma mężczyznami? Nie ma. Karcone jest współżycie - to tak. Nie współżyjesz? Jest cacy, i nie ma co doszukiwać się jakichś dziwacznych teorii.

Ponadto katolicy (rzekomo, bo widzę, że wiele z tego, co mówią, jest faktami tylko z nazwy) nie potępiają skłonności czy miłości homoseksualnej, ale uleganie pragnieniom seksualnym (homoseksualnym). Więc, poki nie ulegasz, jest ok.

A reszta na priv, z przyczyn... różnych.
Ja tylko dodam: jeżeli szukasz chrześcijańskiego punktu widzenia - Drizzt uważa się za maga, nie za katolika. Jego poglądy nie są więc zgodne z chrześcijańskimi.
Pozdrawiam serdecznie obu panów.

Ja tylko dodam: jeżeli szukasz chrześcijańskiego punktu widzenia - Drizzt uważa się za maga, nie za katolika. Jego poglądy nie są więc zgodne z chrześcijańskimi.
Pozdrawiam serdecznie obu panów.


Chwila, chwila - "uważa się za maga, nie katolika". Błąd logiczny. To tak, jakbyś powiedziała: "Drizzt uważa się za buddystę, nie za wegetarianina". Magia nie jest wiarą, wyznaniem. Tak dla jasności piszę, skoro już o tym napomknęłaś.

Ale faktem jest, że nie uważam się za katolika, jeśli już to ogólnie za chrześcijanina. I fakt, że magią też się zajmuję. Ale magia to nie wyznanie, więc nie myl pojęć.
Drizzt, wszystko jest zapisane w Biblii ale trzeba ją znać.

1 Kor 6, 9 - 12 - wyjaśnia wątpliwości.


9 Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, 10 ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego. 11 A takimi byli niektórzy z was. Lecz zostaliście obmyci, uświęceni i usprawiedliwieni w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa i przez Ducha Boga naszego. 12 Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść.

Jeżeli, mężczyźnie podoba się bardziej mężczyzna, oznacza to, że przyjął relacje, męsko - męskie i spodobała mu się bardziej nienormalność i teraz ponosi konsekwencje swojego upodobania. Myślę, że gdyby odpychał od siebie myśli, które mówią, że para mężczyzn to niegrzeszny związek a wręcz by nie dopuszczał do głowy tych myśli, pewnie byłby wolny nie jeden gej i chciałby mieć kobietę przed oczyma nie mężczyznę.
Chyba da się jeszcze coś zrobić, jeśli uzna to za coś niemoralnego i będzie zwracał uwagę na płeć przeciwną i sam siebie przekonywał, że jest lepiej tak jak Bóg stworzył świat.

Jeżeli, mężczyźnie podoba się bardziej mężczyzna, oznacza to, że przyjął relacje, męsko - męskie i spodobała mu się bardziej nienormalność i teraz ponosi konsekwencje swojego upodobania. Myślę, że gdyby odpychał od siebie myśli, które mówią, że para mężczyzn to niegrzeszny związek a wręcz by nie dopuszczał do głowy tych myśli, pewnie byłby wolny nie jeden gej i chciałby mieć kobietę przed oczyma nie mężczyznę.
Chyba da się jeszcze coś zrobić, jeśli uzna to za coś niemoralnego i będzie zwracał uwagę na płeć przeciwną i sam siebie przekonywał, że jest lepiej tak jak Bóg stworzył świat.


Achh, i to się nazywa nadinterpretacja i wyciąganie za daleko idących wniosków. Co dziwne, wyciągnęłaś te wnioski BEZPOŚREDNIO pod cytatem, który mówi... co innego!

Cytując za Tobą: "Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą"

Mowa jest WYRAŹNIE o współżyciu, a nie o miłości mężczyzny do mężczyzny. Nie naginaj cytatów.
Ja się na tym nie znam, ale może warto sprawdzić, czy nie pomogłaby autorowi wątku jakaś terapia.
lidia, w problemie nie chodzi o upodobania, ale o niemożność skierowania popędu we właściwą stronę. Nikt sobie nie powie przecież, że oto będą mu się podobały kobiety, bo tak chce. Homoseksualizm (w kwestii odczuwania, a nie praktykowania), jeśli traktujemy jako zaburzenie seksualne (ku której to definicji się skłaniam), nie jest kwestią wyboru, tylko cierpieniem narzuconym człowiekowi przez - właśnie - mózg? Jak powiedziałam, nie znam się na problemie w sensie medycznym.
Natomiast wierzę i rozumiem, że uwięzienie Unworthy'ego w sprzecznej z naturą i Prawem Boskim orientacji seksualnej jest dla niego, jako katolika, krzyżem. I na pewno nie pomogą tutaj rady typu: módl się itd., bo pewnie mu nie "przejdzie" ani pociąg homoseksualny (chociaż dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych), ani nie ukoi jego depresji spowodowanej wewnętrznym konfliktem.
Problem ten jest wielką zagadką i tajemnicą bożą.
Unworthy, na pewno dobrze byłoby spotykać się z wieloma osobami, najlepiej obu płci i budowaniu więzi opartych na miłości właśnie, miłości, której oczekujesz, aczkolwiek nigdy nie wyrażonej cieleśnie. Wszak miłość, nawet wobec osoby tej samej płci, nie opiera się tylko na seksualności, można w inny sposób wzajem siebie obdarowywać i budować szczęśliwą relację (nie związek w powszechnym rozumieniu).
Nade wszystko zalecam Tobie terapię - nawet nie po to, by na siłę zmieniać swoją homoseksualną orientację, lecz by pogodzić się z obecnym stanem rzeczy, zaakceptować siebie, pozbyć negatywnych emocji z tym wszystkim związanych, żeby te emocje przeżyć w pozytywnym kontakcie terapeutycznym, nazwać. Dobrze byłoby, żebyś pozwolił sobie na wyrażenie żalu (może do Pana Boga), złości, frustracji. Z Panem Bogiem też porozmawiaj szczerze i powiedz Mu co czujesz.
Od strony duchowej, jak już napisałam - duszpasterstwo zajmujące się i rozumiejące problemy osób homoseksualnych, w którym doświadczysz zrozumienia i akceptacji ze strony Kościoła. Może tam znajdziesz odpowiedzi na swoje pytania.
Aha, dodam jeszcze jedno. Może paść stwierdzenie, choć mało wiarygodne, ale służące jako "dupochron", że chodzi o "ogólnie współżycie, w sensie wspólne życie". Jeśli tak, to bardzo proszę o cytat z przekładu słowo w słowo - szybko okaże się, czy chodzi o "wspólne życie", czy też o współżycie seksualne (choć w zasadzie już teraz jest jasne, patrząc, zgodnie z zaleceniami wielu tu na forum, na kontekst - współżycie mężczyzn wymieniane jest pomiędzy innymi grzechami na tle seksualnym, więc i najpewniej nawet bez przekładu słowo w słowo jasnym jest, że chodzi o seks, stosunek seksualny, a nie o "wspólne życie"). Niemniej, jeśli ktoś chce to podważyć - czekam niecierpliwie na przekład interlinearny - o ile ktoś podniesie rękawicę.

Dodam, nieco uszczypliwie, że Biblia nic nie mówi o współżyciu dwóch kobiet W związku z tym można uznać, że jest to dopuszczalne. Oczywiście, najpewniej ktoś zaraz zaprotestuje, że przecież to się rozumie przez analogię. Jednak, skoro brak kapłaństwa kobiet popiera się tym, że nominalnie apostołami Jezusa byli tylko mężczyźni, to czemu i tutaj nie posiłkować się Biblią?? ;>

(Naturalnie, ostatni akapit nieco dla uszczypliwości, choć w połowie serio - ale że to offtop, więc krótko i tylko tak ot, rzucone).
Krótko, żeby nie robić offtopu: owszem, Drizzt, są sprawy, które z wiarą stoją w sprzeczności, i jak długo człowiek uważa się za chrześcijanina, tak długo nie będzie uważał się za maga.

[ Dodano: Pią 02 Kwi, 2010 16:39 ]

Absolutnie się nie zgadzam. Status "pary", "związku", czy później "narzeczeństwa" - to status na drodze rozeznawania powołania małżeńskiego. Bezsensowny jest związek, o którym z góry wiadomo, że nigdy małżeństwem nie będzie - mówię tu nawet o związku heteroseksualnym, po prostu nie ma sensu. A już związek homoseksualny "bez seksu" - tym bardziej.
Omyk dlaczego zaraz taki bezsensowny Wiem, że pewnemu gejowi udało się stworzyć taki związek oparty na prawdziwej miłości bez seksu, przy prowadzeniu życia sakramentalnego i modlitwie. Zazdroszczę mu bardzo. Ostatnio coraz częściej myślę właśnie o tym.


Wiem, że pewnemu gejowi udało się stworzyć taki związek oparty na prawdziwej miłości bez seksu, przy prowadzeniu życia sakramentalnego i modlitwie.
I do czego ten związek prowadzi? Jaki ma cel, albo sens?

Procesy myślowe nie kształtują mózgu w sposób fizyczny, kształtują jedynie pewne szlaki połączeń nerwowych, nie jest to jednak proces nieodwracalny

ale nie bardzo w to wierzę, iż można zmienić orientację z homo na heteroseksualną.

Wiara czyni cuda. Gdybyś zaufał Bogu to jestem pewien, że udałoby ci się wyjść z tej orientacji. Bóg jest ponad wszystkim i dla Niego taki problem człowieka jest drobiazgiem. Jednak do takiego działania w życiu człowieka potrzebuje zgody, gdyż On nie działa wbrew woli człowieka. Dał mu przecież wolność wyboru.
Dla Boga takim sygnałem do działania jest zwykła prośba o pomoc, modlitwa, która jasno pozwoli na to, aby Bóg odebrał twoją prośbę jako wołąnie swojego dziecka potrzebującego pomocy.

Jeśli jednak chcesz się męczyć, jeśli chcesz cierpieć na włąsne życzenie nosząc to co ciebie zniewala to możesz sobie głowy nie zawracać. Myślę jednak, że warto by było podjąć sie tego trudu, aby wyjść z tego bez zabiegów operacyjnych mózgu. W przypadku Boga jest to zabieg bardziej na duszy i myślę, że jest on znacznie mniej bolesny.

Bþóg jest najlepszym chirugiem w kazdej dziedzinie i może pomóc każdemu. Nie ma lepszego lekarza na świecie.

Jeśli procesy myślowe kształtują mózg w sposób fizyczny - a tak jest, to musieliby mi usunąć część mózgu odpowiedzialną za podniecanie się na facetów. Dla neurochirurgów to na razie abstrakcja.
skoro procesy myślowe kształtują nie tylko postawy, a także fizyczność mózgu to wcale niekonieczna jest ingerencja chirurgów - raczej znów użycie procesów myślowych, by zmienić zarówno nawyki myślowe jak i fizyczność zarazem. sama ingerencja chirurgów przecież nic by nie dała (nawet gdyby było możliwe to co proponujesz), bo nie wszczepiłaby innego myślenia/odczuwania, tyko najwyżej mniej lub bardziej poprawnie usunęła poprzednie. zatem jeśli zmieniać to praca własna plus ewentualnie terapia.

[ Dodano: Sob 03 Kwi, 2010 09:25 ]

Krótko, żeby nie robić offtopu: owszem, Drizzt, są sprawy, które z wiarą stoją w sprzeczności, i jak długo człowiek uważa się za chrześcijanina, tak długo nie będzie uważał się za maga.


Ależ oczywiście. Jednak nie oznacza to, że magia jest jakimś wyznaniem. A tak to zabrzmiało w Twoim poście. To, że bycie katolikiem wyklucza bycie magiem, a bycie magiem wyklucza bycie katolikiem, nie oznacza, że obie te rzeczy są tej samej natury, są tą samą kategorią pojęciową. Katolicyzm - to religia, magia - to korzystanie z pewnych umiejętności.
Tak, przecież nie napisałam, że jesteś magiem z "wyznania", tylko że jesteś magiem, więc nie utożsamiasz swoich poglądów z chrześcijańskimi. Po to, żeby Unworthy nie pomyślał, że ma przed sobą chrześcijanina, który radzi mu w taki niecodzienny sposób (powiedzmy sobie prosto w oczy, sprzeczny z wiarą chrześcijańską).
Chodziło mi tylko o wzajemne wykluczanie się tych dwóch postaw życiowych, sposobów myślenia, itd., a nie o jedną naturę obu - przecież wiesz, że nigdy bym nie przyrównała chrześcijaństwa do magii.
Dla jasności, aby Unworthy miał jednak PEŁNY obraz: magia jest sprzeczna z jednym nakazem w Biblii. Nie oznacza to bynajmniej, że jest sprzeczna z całym myśleniem chrześcijańskim. Nie jest też sprzeczna z nieco inaczej niż po katolicku interpretowanym stwierdzeniem w Biblii.

Dodać też należy, że w tym wątku akurat kwestia używania bądź nie magii nie ma NIC do rzeczy. Co oznacza, że argument o magii jest czystym zabiegiem erystycznym - deprecjonowanie źródła poprzez krytykę jego cechy w zupełnie innej materii, niż poruszana w rozmowie.

To tak, aby Unworthy miał absolutnie PEŁNY obraz sytuacji.
biblia jasno nazywa uprawianie magii grzechem i takie stwierdzenie wystarczy - nie ważne czy ktoś jest katolikiem czy innym wyznaniem chrześcijańskim, czy mozaistycznym.

biblia jasno nazywa uprawianie magii grzechem i takie stwierdzenie wystarczy - nie ważne czy ktoś jest katolikiem czy innym wyznaniem chrześcijańskim, czy mozaistycznym.

Ale czy ja to neguję? Nie. Tyle, że, powtórzę jeszcze raz - nie oznacza to, że magia jest wyznaniem, religią. Kwestia, czy jest grzechem, to zupełnie inna sprawa.

Ufff, ile razy będę musiał powtórzyć, o co chodzi, zanim wszyscy zakontaktują?


Wiem, że pewnemu gejowi udało się stworzyć taki związek oparty na prawdziwej miłości bez seksu, przy prowadzeniu życia sakramentalnego i modlitwie.
I do czego ten związek prowadzi? Jaki ma cel, albo sens?
Omyk, spioh, związek ten ma taki cel jak w narzeczeństwie par heteroseksualnych, tyle, że nie prowadzi do małżeństwa, potomstwa. A sens ma taki by nie zwariować z samotności psychicznej i fizycznej. Koleżeństwo to zdecydowanie za mało, przyjaźń też.


magia jest sprzeczna z jednym nakazem w Biblii. Nie oznacza to bynajmniej, że jest sprzeczna z całym myśleniem chrześcijańskim. Nie jest też sprzeczna z nieco inaczej niż po katolicku interpretowanym stwierdzeniem w Biblii.

Chrześcijaństwo ma to do siebie, że opiera się na pełnym przyjmowaniu Słowa Bożego. Cokolwiek jest sprzeczne z jednym przykazaniem - jest sprzeczne z całym chrześcijaństwem. Magia akurat jest sprzeczna z największym i pierwszym przykazaniem.

Omyk - zapominasz o najbardziej prawdopodobnej opcji: że homoseksualizm nie jest ani determinowany (podkreślam to słowo, będzie za chwilę ważne) genetycznie, ani środowiskowo. Co oznacza, że cały, w 100% nie pochodzi ani z genów, ani z wpływów środowiska. Że jest integracją pewnych cech odziedziczonych genetycznie i tego, jak wykształca człowieka środowisko.

Podobnie jak np morderca czy, na drugim końcu szali - skrajny altruista. Jego cechy, warunkowane genetycznie (np wysoki vs niski poziom agresji, w dużym uproszczeniu) mogą PREDYSPONOWAĆ go do pewnych zachowań, ale bez wpływów środowiskowych ich nie determinują.

Dodam, że, podobnie jak nie znaleziono "genu homoseksualnego" (punkt dla katolików), tak i nie znaleziono wzorców społecznych, środowiskowych, które prowadziłyby nieodmiennie do homoseksualizmu (punkt przeciw katolikom).

Co do kwestii magii natomiast, to ok, magia jest sprzeczna z katolicyzmem. Ale już nie zawsze i nie koniecznie musi być sprzeczna z chrześcijaństwem (magia oczywiście w rozumieniu dzisiejszym). Ktoś może być chrześcijaninem i uznawać, że Biblia ma na myśli magię w rozumieniu dawnym, bazującym na kontaktach z istotami demonicznymi. W skutek czego może jednocześnie być chrześcijaninem (choć nie katolikiem), a jednocześnie nie mieć nic przeciw magii w nowym tego słowa znaczeniu (czyli zdolnościom nazywanym obecnie magią jedynie zbiorczo, ale nie mającym z magią w rozumieniu starożytnych nic wspólnego).

Tak więc magia z katolicyzmem stoi w sprzeczności, ale już z chrześcijaństwem - niekoniecznie. Bo można być "wolnym chrześcijaninem", uznającym się za wiernego Chrystusowi, nie będąc jednocześnie członkiem żadnego oficjalnego zgrupowania wyznaniowego. Oczywiście, każdemu fanatycznemu wyznawcy jakiegoś odłamu się to nie spodoba - ale nie znaczy to, że jest to niemożliwe tylko dlatego, że inni myślą inaczej.
Zgadzam się Drizzt.

Chodzi o pewną mieszankę - na pewno element społeczny, kwestia wychowania i relacji kształtowanych w dzieciństwie, szczególnie relacji z ojcem (na co wskazuje słynny przypadek oddzielnie wychowywanych bliźniąt jednojajowych z których tylko jeden stał się homoseksualistą), a także być może predyspozycje determinowane genetycznie (choć na to dowodów nie ma, ale to możliwe).
Na co to wskazuje? Ano na to, że nie ma niczego "wdrukowanego", nawet, jeśli cokolwiek jest determinowane genami, to jedynie predyspozycje, a i do tego nie ma pewności. Gdyby ten homoseksualny bliźniak miał rzeczywiście w genach jakąś predyspozycję do swojej orientacji, to i drugi również by ją posiadał - a mimo tego rozwinął się w kierunku zwykłej orientacji heteroseksualnej. Czyli: wszystko da się pokierować w taki sposób, żeby konkretna osoba jednak homoseksualistą nie została. IMHO to może również wskazywać na możliwość odwrócenia procesów zachodzących podczas wychowywania, przynajmniej częściowego - co potwierdza praktyka ośrodków pomocy homoseksualistom chcącym wyjść ze swoich skłonności. Przynajmniej części z nich się to udaje. I to nie jest kilka procent, ale z tego, co wiem - ponad połowa.


Tak więc magia z katolicyzmem stoi w sprzeczności, ale już z chrześcijaństwem - niekoniecznie.
Drizzt, ależ Ty sobie kłopotów napytałeś tą magią... Komu dajesz miejsce... Ech
Facet, podaj mi przykład choć jednego wyznania chrześcijańskiego, które akceptuje magię jako zgodną ze Słowem Bożym.

[ Dodano: Nie 04 Kwi, 2010 22:04 ]
Wracając do tematu, mam pytanie:
Jaki sens mają białe małżeństwa?

Wracając do tematu, mam pytanie:
Jaki sens mają białe małżeństwa?


Z perspektywy, którą niektórzy tu prezentują (czyli małżeństwo mające począć potomstwo) - absolutnie żaden. Tak samo żadnego sensu (z tej perspektywy) nie ma małżeństwo, gdy któreś z partnerów jest bezpłodne.

I to nie moje zdanie, ale logiczna konsekwencja teorii wysuwanych tu wcześniej.

Bo gdyby poczęcie potomstwa odrzucić, a postawić na tworzenie związku opartego na miłości, wtedy już i małżeństwa białe, i związki homoseksualne mają DUŻY sens.

Chociaż, ciekaw jestem, co teraz wykombinują katolicy, jakim odwróceniem kota ogonem się posłużą, żeby odpowiedzieć. Autentycznie - jestem ciekaw.
Błagam, piszecie nie na temat już trzecią stronę. Zaczyna mnie już denerwować słowo magia. Jak dla mnie, to już nie magia a chaos. Nie możecie stworzyć oddzielnego tematu? Niech ktoś to w magiczny sposób wytnie albo przeniesie.

Ciąg dalszy tutaj: http://forum.e-sancti.net...p=154743#154743 - Homoseksualizm, magia, kanon NT, czyli przekomarzanki Drizzta z omykiem, albo omyka z Drizztem.
Drizzt napisał :

Bo gdyby poczęcie potomstwa odrzucić, a postawić na tworzenie związku opartego na miłości, wtedy już i małżeństwa białe, i związki homoseksualne mają DUŻY sens.
W tym (sensie) jest tylko jeden problem, ponieważ Bóg jako parę, stworzył kobietę i mężczyznę a Boga nikt nie może poprawiać i zmieniać, więc musi tak być
jak ON chce, choć niektórym ludziom się to nie podoba bo ulegli złej wyobraźni i chcą po swojemu ułożyć sobie życie.

Drizzt napisał :

Bo gdyby poczęcie potomstwa odrzucić, a postawić na tworzenie związku opartego na miłości, wtedy już i małżeństwa białe, i związki homoseksualne mają DUŻY sens.
W tym (sensie) jest tylko jeden problem, ponieważ Bóg jako parę, stworzył kobietę i mężczyznę a Boga nikt nie może poprawiać i zmieniać, więc musi tak być
jak ON chce, choć niektórym ludziom się to nie podoba bo ulegli złej wyobraźni i chcą po swojemu ułożyć sobie życie.

Na tej podstawie można też powiedzieć, że Bóg dał człowiekowi nogi, by chodzili - a nie samochód, więc samochód jest zły. Że dał człowiekowi wodę, by pili, a nie Colę - więc Cola jest zła. Że dał człowiekowi Słońce, by świeciło, i noc, by spali, a nie dał żarówek - więc żarówki są złe.

Gdyby tak patrzeć, to większość naszego dzisiejszego świata jest sprzeczna z "pierwotnymi zasadami" - więc i one musiałyby być złe, a aby być w pełni "dobrym", trzeba by się cofnąć do epoki kamienia łupanego.
Nie mieszaj, to o czym napisałeś to stworzyli ludzie a my piszemy o tym co stworzył Bóg.

Nie mieszaj, to o czym napisałeś to stworzyli ludzie a my piszemy o tym co stworzył Bóg.

NOGI stworzyli ludzie?! A to Ci dopiero teoria

Nie mieszam, bo stwierdziłaś, że:

1. Bóg stworzył A (parę heteroseksualną)
2. Człowiek dodał do tego B (homoseksualizm)

I na tej podstawie twierdzisz, że człowiek dodający jest zły, grzeszy.

A ja mówię:

1. Bóg stworzył człowiekowi NOGI.
2. Człowiek dodał SAMOCHÓD (zastępstwo dla "wrodzonego" korzystania z nóg)

Czyli na tej podstawie człowiek, który stworzył samochód - jest grzesznikiem

Albo:

1. Bóg stworzył DZIEŃ i NOC, by człowiek był w dzień aktywny, a w nocy spał
2. Człowiek stworzył żarówkę, zakłócając i zaburzając stworzony przez Boga rytm.

Więc znowu - twórca żarówki zgrzeszył.

I tak można w kółko. Więc nic nie rozmywam, niczego nie mieszam, tylko podstawiam ten sposób rozumowania do sytuacji analogicznych.

A że wychodzą z tego absurdy... to chyba znaczy, że z rozumowaniem jest coś nie tak, czyż nie?
Oj filozofie , wszystko co jest dobre pochodzi od Boga, jeśli ludzie wymyślili coś co im pasuje a niej jest to zgodne z nauką Bożą, oznacza, że jest złe ale to trudna nauka do zrozumienia. Sam Jezus powiedział, że nie każdy tę naukę pojmuje.
Człowiek jest grzesznikiem, gdyby nie był, byłby Bogiem.
Unworthy, popieram Omyka. Nie wierzę, że spędzanie z sobą czasu, tego intymnego, wynikającego ze stałego związku, możne kończyć się wyłącznie na miłości platonicznej. Człowiek w związku partnerskim ulega czułości, a z czułości już jest obcowanie z obcym mężczyzną. Będziesz sobie wydłubywał oczy i obcinał kończyny, kiedy poczujesz większa potrzebę obcowania z obcym mężczyzna? Najlepszy związek faceta z facetem, to miłość mężczyzny do Chrystusa.

Oj filozofie , wszystko co jest dobre pochodzi od Boga, jeśli ludzie wymyślili coś co im pasuje a niej jest to zgodne z nauką Bożą, oznacza, że jest złe ale to trudna nauka do zrozumienia. Sam Jezus powiedział, że nie każdy tę naukę pojmuje.

Cóż, nie dziwię Ci się, ze się nie ustosunkowałaś do mojej poprzedniej wypowiedzi. Gdy się nie ma argumentów - najlepiej pisać ogolnikami i powoływać się na "naukę, której nie każdy rozumie". Jakież to proste
Szczerze pisząc to, celowo skróciłam wypowiedź bo z Tobą się długo dyskutuje i bez efektów jak na razie, więc wybacz ale nie chce mi się rozwodzić

Szczerze pisząc to, celowo skróciłam wypowiedź bo z Tobą się długo dyskutuje i bez efektów jak na razie, więc wybacz ale nie chce mi się rozwodzić

Również dobra unikowa odpowiedź. Byle tak dalej, a staniesz się mistrzem erystyki Wedle życzenia.
Drizzt, gdyby samochód nie jeździł, to moglibyśmy powiedzieć, że jest kiepskim wynalazkiem.
Wkleję jeszcze raz to, co do tematu pasowało, a co przeniosłam razem z offtopem:


Wybacz, ale nie trzeba się chyba długo rozwodzić nad tym, czemu członek pasuje do pochwy, a do odbytu - nie bardzo, ani nad tym, czemu z dwóch plemników nie będzie człowieka. Przyroda zna różne sposoby rozmnażania się, jest partenogeneza, jest nawet pączkowanie. Człowiek rozmnaża się w inny sposób, do rozmnażania płciowego potrzeba dwóch osobników rożnych płci - tak więc jest dobrze.
Omyk, jak najbardziej, Twoje naturalistyczne podejście jest na miejscu. Tylko, skoro tak, to bądźmy konsekwentni: jaki jest CEL rozmnożenia? Posiadanie jak największej ilości potomstwa, gdyż wtedy przekazujesz jak najwięcej duplikatów swoich genów. Więc jeśli już patrzymy naturalistycznie, to takie "bajery", jak seks dopiero po ślubie, czy w ogóle monogamia - nie przechodzą. Bo są one również sprzeczne z naturą (szczególnie seks po ślubie, bo monogamię można jeszcze JAKOŚ obronić, choć też tylko i wyłącznie patrząc na fakty z mocnym przymrużeniem oka).

Więc albo jedno, albo drugie, a nie - raz naturalistka (gdy pasuje), a raz moralistka (gdy to z kolei pasuje).
Drizzt, w świecie zwierzątek - tak, to prawda. W świecie ludzi: też prawda, ale tylko część całej prawdy. Człowiek jest nie tylko zwierzątkiem zaspokajającym swoje prymitywne popędy i chcącym przedłużyć swoją linię genetyczną za wszelką cenę. Owszem, te "instynkty" w nas są, ale jest też coś ponad. Co nie oznacza, że to, co "niższe" (np. chęć posiadania potomstwa jako wypełnienie instynktu przedłużenia gatunku) jest czymś niedobrym. Przeciwnie, dlatego akt płciowy celowo ubezpłodniony jest grzeszny. Mówiąc o etyce seksualnej musimy pamiętać zarówno o pięknych uczuciach, jak i o instynkcie prokreacyjnym i popędzie, a nad tym wszystkim ma panować rozum. Nadto i fizyczne aspekty muszą do siebie pasować.


[ Dodano: Wto 06 Kwi, 2010 15:31 ]
Nie, Omyk, nie możemy człowieka traktować jednocześnie z punktu widzenia biologicznego, a jednocześnie - moralistycznego (tak to roboczo nazywam).

Dlaczego? Gdyż traktowanie biologiczne GRYZIE SIĘ z traktowaniem moralistycznym. To, co tutaj robisz, to dowolnie wybierasz te aspekty obu podejść, które Ci odpowiadają, i motywujesz nimi swoje zdanie. Robisz w zasadzie dokładnie to samo, o co mnie posądzasz i karcisz non-stop gdy mowa o Biblii - bierzesz pewną część jednego, pewną część drugiego, mieszasz, i - voila! Masz teorię!

Albo przyjmujemy postawę opartą na biologii, z całym jej "dobrodziejstwem inwentarza", albo przyjmujemy postawę traktującą człowieka jak istotę, która wyszła poza biologiczne ramy - i konsekwentnie nie stosujemy wobec niej kryteriów biologicznych.

Bo, jeśli mieszasz, to tworzysz nic innego, jak swoją własną (czy też swojej grupy) pseudo-teoryjkę, która dowolnie bierze stąd, stamtąd, i siamtąd, odrzucając jednocześnie to, co do teoryjki nie pasuje. Taka teoria ma wartość tylko na wiarę - wierzysz, ze bierzesz odpowiednie elementy, że odpowiednio je mieszasz. Nie ma natomiast wartości determinującej, ponad wyznaniowej (a taką by chcieli ją uczynić katolicy, rzekomo bazując na nauce, na biologii - jednak nie wspominając, że bazują jedynie na tej części, która im odpowiada).

[ Dodano: Wto 06 Kwi, 2010 15:47 ]

Weźmy bezpłodną kobietę (absolutnie bezpłodną, np z wyciętymi jajnikami) i mężczyznę-impotenta (również totalnie, żadna viagra nic tu nie da, operacje i inne działania też). Co ze związkiem takich ludzi?
Cóż, jest to sytuacja chora Jeśli oboje zostają płodności pozbawieni, to co mają zrobić?
Sama bezpłodność nie pociąga za sobą żadnych konsekwencji jak chodzi o zawieranie małżeństwa, natomiast gdyby do tego dołączała niemożność odbycia normalnego stosunku seksualnego (np. totalna impotencja) - to już małżeństwa ważnego się nie zawrze.


Weźmy bezpłodną kobietę (absolutnie bezpłodną, np z wyciętymi jajnikami) i mężczyznę-impotenta (również totalnie, żadna viagra nic tu nie da, operacje i inne działania też). Co ze związkiem takich ludzi?
Cóż, jest to sytuacja chora Jeśli oboje zostają płodności pozbawieni, to co mają zrobić?
Sama bezpłodność nie pociąga za sobą żadnych konsekwencji jak chodzi o zawieranie małżeństwa, natomiast gdyby do tego dołączała niemożność odbycia normalnego stosunku seksualnego (np. totalna impotencja) - to już małżeństwa ważnego się nie zawrze.

Ubawiło mnie to stwierdzenie setnie..!!

Ja co prawda dzisiaj nie jestem katolikiem ..Ale kiedyś 27 lat temu stanąłem przed księdzem katolickim i złożyłem przyrzeczenie..przed Bogiem że partnerki nie opuszczę aż do śmierci

Pytam kto mnie z tego może zwolnic..???/
Biskup czy ksiądz katolicki czy duchowny jakiegoś innego wyznania ..???
Oni co najwyżej mogą mnie po plecach podrapać.
Zwolnić mnie z przysięgi danej wobec Boga i Bogu może mnie zwolnić tylko Bóg !!Nikt inny..


Weźmy bezpłodną kobietę (absolutnie bezpłodną, np z wyciętymi jajnikami) i mężczyznę-impotenta (również totalnie, żadna viagra nic tu nie da, operacje i inne działania też). Co ze związkiem takich ludzi?
Cóż, jest to sytuacja chora Jeśli oboje zostają płodności pozbawieni, to co mają zrobić?
Sama bezpłodność nie pociąga za sobą żadnych konsekwencji jak chodzi o zawieranie małżeństwa, natomiast gdyby do tego dołączała niemożność odbycia normalnego stosunku seksualnego (np. totalna impotencja) - to już małżeństwa ważnego się nie zawrze.

Yyy...wybacz, Omyk, ale jeżeli dla Ciebie wyznacznikiem ważności czy sensowności małżeństwa jest seks i możliwość posiadania dzieci, a taka para (mowa o heteroseksualnej) ma nie móc tworzyć związku... to ja więcej pytań nie mam. Dla mnie taki pogląd jest, wybacz szczerość - po prostu chory.

Ja co prawda dzisiaj nie jestem katolikiem ..Ale kiedyś 27 lat temu stanąłem przed księdzem katolickim i złożyłem przyrzeczenie..przed Bogiem że partnerki nie opuszczę aż do śmierci

Pytam kto mnie z tego może zwolnic..???/
Biskup czy ksiądz katolicki czy duchowny jakiegoś innego wyznania ..???
Oni co najwyżej mogą mnie po plecach podrapać.
Zwolnić mnie z przysięgi danej wobec Boga i Bogu może mnie zwolnić tylko Bóg !!Nikt inny..


Chyba mnie źle zrozumiałeś. Gdybyś wtedy, 27 lat temu wiedział, że nie będziesz w stanie współżyć z żoną, to nie mógłbyś zawrzeć ślubu w ogóle.

[ Dodano: Wto 06 Kwi, 2010 17:10 ]
Piszesz
Chyba mnie źle zrozumiałeś. Gdybyś wtedy, 27 lat temu wiedział, że nie będziesz w stanie współżyć z żoną, to nie mógłbyś zawrzeć ślubu w ogóle.
Wydaje mi się że brniesz w bardzo niedobrym kierunku....
Ja przyrzekałem wierność miłość i że nie opuszczę aż do śmierci w chwili ślubu nawet ( teoretycznie być impotentem nie stanowi przeszkody ) To nie ma żadnego znaczenia..stan zdrowia ..

Znam pary małżeńskie które latami się leczyły z niepłodności i co najlepsze wiedzieli o swoich schorzeniach przed ślubem .i po wielu latach żmudnego leczenia modlitwy do Boga doczekali małżeństwa.
Nie brnę w żadnym kierunku, po prostu stwierdzam fakty: jeżeli człowiek jest fizycznie niezdolny do podjęcia współżycia małżeńskiego, to przed ołtarzem nie stanie.


( teoretycznie być impotentem nie stanowi przeszkody ) To nie ma żadnego znaczenia..stan zdrowia ..
Mówisz o... czym? Ja o zasadach obowiązujących w KK na mocy Kodeksu Prawa Kanonicznego :>


Znam pary małżeńskie które latami się leczyły z niepłodności i co najlepsze wiedzieli o swoich schorzeniach przed ślubem
Czym innym jest niepłodność, a czym innym impotencja. Czytaj uważniej. Niepłodne osoby mogą zawrzeć ważny sakramentalny związek małżeński, o ile nie tają przed sobą nawzajem swojej niepłodności, czyli zwyczajnie się nie oszukują. Osoby niezdolne do podjęcia współżycia - nie mogą.
Nie, Omyk. Wiele rzeczy jest dla mnie dziwnych, z wieloma się nie zgadzam. Ale akurat taki sposób kościelnego myślenia jest już dla mnie czymś absolutnie nie do pomyślenia, zamykaniem miłości za kratami i sztucznymi zakazami. To tak samo chore, jak Crowley'owskie "Miłość jest Prawem. Miłość podług Woli".
Dyskusja zeszła na inny temat niż zadany. Więc może wrócę do pierwszego pytania/problemu.

Unworthy znam wiele osób o podobnym skłonnościach co Ty. Wiem, że to kwestia bardzo trudna i bolesna. Wiem też, że najprawdopodobniej odkąd pamiętasz masz takie skłonności i wydają Ci się dlatego wrodzone. Proszę na początek posłuchaj:

http://www.youtube.com/watch?v=ICnVTzArTLs

Tam jest zwrócenie uwagi na kilka ważnych elementów mogących być źródłem takich pragnień (zgadzam się z nimi, bo np. prawie wszyscy mężczyźni o skłonnościach homoseksualnych, których spotkałem, mieli trudności w relacjach a ojcem).
Dopiero na tej podstawie trzeba Ci przyjrzeć się Twojej depresji.

Znam jednego mężczyznę, który w pewnym momencie życia postanowił "iść na całość" swoim homoseksualnym skłonnościom. Po pewnym czasie zauważył, że zamiast być szczęśliwszym wpadał w coraz większe "doły". Teraz od kilku lat przeciwstawia się im i prosi Jezusa o uzdrawianie jego poczucia męskości. Wiele się już na + zmieniło, wróciła radość i często mimo tego, że nie znikły do końca te skłonności, ma w sercu pokój. No i ma żonę i 2 dzieci już

Dlatego bracie, sięgnij do źródło problemu. Wiem, że to trudne... Radzę Ci znaleźć dobrego spowiednika, który będzie Cię w tym wspierał. Warto też byś od czasu do czasu "skorzystał" z modlitwy wstawienniczej, prosząc o uzdrowienie przeszłości i uwolnienie od tych skłonności.
Zgadzam się z o. Witem. Problem skądś się wziął. Rzeczywiście warto dotrzeć do jego korzeni. To pomaga.
Ja też zgadzam się z ojcem Witem. Pozytywna relacja z Chrystusem nie powoduje depresji. Depresja to już jakaś niedobra, a nawet beznadziejna sytuacja lub sytuacja, która doprowadza do jakiegoś beznadziejnego stanu. Jak chcesz, Unworthy, zwróć się do św. Judy Tadeusza poprzez nowennę. Wierzę, że odbudowanie pozytywnych relacji z Chrystusem spowoduję zanik depresji. Bóg wie, co jest Tobie potrzebne
Ja tylko skomentuję, że mi również podoba się wypowiedź o. Wit'a. Może nie ze wszystkim się zgadzam, natomiast cieszę się, że kapłan wypowiada się w sposób szanujący i współczujący człowiekowi, który, w myśl rozumowania Kościoła, ma pewien problem. A nie, jak co poniektórzy, tylko doszukuje się grzechów, potępia, etc etc.

Bardzo mnie to miło, jako ogólnie anty-klerykała, zaskoczyło.
Ja również zgadzam się z ojcem Witem i namawiam na wewnętrzną psychoanalizę, by uzdrowić przyczyny zaburzenia.

Dyskusja zeszła na inny temat niż zadany. Więc może wrócę do pierwszego pytania/problemu.

Unworthy znam wiele osób o podobnym skłonnościach co Ty. Wiem, że to kwestia bardzo trudna i bolesna. Wiem też, że najprawdopodobniej odkąd pamiętasz masz takie skłonności i wydają Ci się dlatego wrodzone. Proszę na początek posłuchaj:

http://www.youtube.com/watch?v=ICnVTzArTLs

Tam jest zwrócenie uwagi na kilka ważnych elementów mogących być źródłem takich pragnień (zgadzam się z nimi, bo np. prawie wszyscy mężczyźni o skłonnościach homoseksualnych, których spotkałem, mieli trudności w relacjach a ojcem).

O. Wit zgadzam się z tym co piszesz. Wiem, że te homo odczucia nie są wrodzone. Ten filmik z youtube'a idealnie przedstawia moją sytuację. Tatę postrzegałem od początku źle, podobno już od małego płakałem na jego widok. W ogóle się nie dogadywaliśmy, a gdy popadał coraz bardziej w alkoholizm, postrzegałem go jeszcze bardziej negatywnie. Natomiast mama była dla mnie tą dobrą osobą, wzorem, najukochańszym rodzicem. Jeśli chodzi o życie szkolne, jako że byłem wrażliwcem, najlepiej dogadywałem się z koleżankami, kolegów łobuzów nie rozumiałem do końca, a wf z nimi był dla mnie koszmarem.
Zdaję sobie sprawę z wszystkich tych czynników, które sprawiły, że "nasiąkałem" kobiecym charakterem. Wiem na czym polega terapia, na zbudowaniu więzi z męskim światem. Od wielu miesięcy socjalizuję się z kolegami z siłowni i z pracy. I nawet dobrze się dogadujemy. Niektórzy mnie lubią, a ja ich. Kiedyś byłem bardzo chudy i czułem się przez to mało męsko, ale dzięki temu, że polubiłem podnoszenie ciężarów jestem dzisiaj większy i o wiele silniejszy. Obecne czuję się bardziej męsko niż kiedykolwiek, ale niestety nie przekłada się to na zainteresowanie płcią piękną.

Pokój Ci Worthy!

Te tematy są bardzo osobiste i nie wiem, czy chcesz o nich pisać na forum. Więc tylko tak króciutko Ci odpiszę, że cieszę się z Twojej duchowej walki i z tych kroków ku uzdrowieniu, które już zrobiłeś. Jednak problem dotyka głęboko serca, sposobu myślenia, mechanizmów obronnych itd. Dlatego oprócz tego, o czym napisałeś, potrzebne byłoby uzdrowienie też sfery duchowej i psychiczno-emocjonalnej. Dobre świadectwo co do sfery psychiczno-emocjonalnej znajdziesz w książce Gerarda Van Den Aardweg'a "Homoseksualizm a nadzieja", a duchowej na końcu książki Neal'a Lozano "Modlitwa uwolnienia. Część II."
Napisałeś też, że pochodzisz z rodziny, gdzie był alkohol, dlatego jak każdy dorosły z takim problemem, masz też symptomy DDA (dorosłe dziecko alkoholika) i to też bardzo może przeszkadzać Ci w życiu. Są w wielu miastach terapie DDA - bardzo dobra rzecz. Ale najlepiej poszukaj jakiejś chrześcijańskiej, bo na innych czasami korzystają z bardzo wątpliwych metod (NLP, która może być formą manipulacji, albo co gorsza "ustawień rodzinnych" Berta Hellingera, która niestety jest formą szamanizmu i okultyzmu). Wiele osób znam, które bardzo sobie chwaliły taką terapię, że pomogła im zobaczyć i przestać kierować się lękami wyniesionymi z domu.

A co do całkowite usunięcia skłonności - one mogą zniknąć całkowicie, albo bardzo osłabnąć. Już i takie i takie świadectwa słyszałem. Na pewno bardzo osłabną i normalne,heteroseksualne skłonności się pojawią.

Modlę się za Ciebie.