UmiĹscy
19,2 A /był tam/ pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty.
19,3 Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu.
19,4 Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić.
19,5 Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu.
19,6 Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany.
19,7 A wszyscy, widząc to, szemrali: Do grzesznika poszedł w gościnę.
19,8 Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie.
19,9 Na to Jezus rzekł do niego: Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama.
19,10 Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło.
Trudno przemówić do Zacheuszów...tych, co odstają od tłumów. Oni musieli wejśc na swoje drzewa po to, aby móc coś zobaczyć, Kogoś dojrzeć. Potrzebują oni zaproszenia do tego, by zejść ze swych drzew. Ale to zaproszenie musi się im spodobać - muszą uznać, że warto zejśc z drzewa, musi być dla nich atrakcyjne. Powiedziane z mocą - Jezus spojrzał na Zacheusza, wyłonił właśnie jego z tłumu, Zacheusz czuł się wtedy w bardzo pozytywny sposób wyróżniony.
Powiedziane z mocą - Jezus spojrzał na Zacheusza, wyłonił właśnie jego z tłumu, Zacheusz czuł się wtedy w bardzo pozytywny sposób wyróżniony.
Tak Myszkunio, to już wiem. Ale szukam ciągle sposobu - i tu jest dramat...
Hmm jak ja pamiętam.... to dla mnie bardzo ważne było pełnienie konkretnej funkcji we wspólnocie np. robiłam gazetke. Chodzi o jedną z funkcji które pełniłam jak byłam w Odnowie . Może to trywialne.
Może wyróznienia polega że każda z osób będzie miała konkretną funkcję...
Określi swoje miejsce, odkryje sens...w łączności z całą wspólnota osób ochrzczonych poprzez służbę.
No proszę I niby to takie oczywiste, a jednak nie zawsze doceniane. Ciągle powtarzam, że trzeba o pewnych rzeczach przypominać. Przypominam innym, a sam zapominam. Ale jest Marysia - pierwsza przypominajka.
No to Rachel rzeczywiście nieźle napisała. A i mnie może przyjdzie jeszcze coś do głowy...
Odnośnie tej kwestie to może jeszcze wzajemna odpowiedzialność za siebie na wzajem,poprzez modlitwe. raczej na zasadzie losowania np.obrazka z napisanym imieniem i nazwiskiem [każde spotkanie - ponowne losowanie ] . Oczywiście nie rezygnuje się z modlitwy za innych jeszcze, siebie
Mi chodzi o kwestie zrozumienia że człowiek nie jest sam dla siebie, ale zyje w celu służby.
Mi chodzi o kwestie zrozumienia że człowiek nie jest sam dla siebie, ale zyje w celu służby
I że może liczyć na pomoc, jeśłi coś mu nie idzie, jeśli czuje się słaby...
Poczucie takiej pomocy "z góry" mozna uzyskać np. losując sobie co jakiś czas we wspólnocie patrona z grona świętych...
Ehhh, fajnie piszecie dziewczyny, aż serce rośnie...
Ale to wszystko - jak się okazuje - zbyt wysokie progi na nogi moich dziatek, albo ze mnie taki duśpasterz...
Ehhh, fajnie piszecie dziewczyny, aż serce rośnie...
Równowaga musi być zachowana. Nie można bez sensu cukrować, ani tez samego siebie krzyżować. Czas coś zmienić, ale nie wiem od czego zacząć...
łel... (welll)
Na początek zalecam przyjrzenie się potrzebom, jakie ma wspólnotka...
i w miarę możliwości realizować.
Jeśli za wysokie progi, to poszukać czegoś łatwiejszego...
Potem przemyślę, bo jak teraz zaczęłam pisać, to znów wychodzą ogólniki...
zbyt wysokie progi na nogi moich dziatek, albo ze mnie taki duśpasterz...
może najpierw spróbować a póżniej mówić czy jest ok czy tez nie
[ Dodano: Pon 30 Kwi, 2007 21:23 ]
może najpierw spróbować a póżniej mówić czy jest ok czy tez nie
A co ty Marysiu myślisz, że ja 24/dobę siedzę przy kompie i piszę na forum?
A co ty Marysiu myślisz, że ja 24/dobę siedzę przy kompie i piszę na forum?
Jeśli za wysokie progi, to poszukać czegoś łatwiejszego...
Tak mi się jakoś skojarzyło, że chyba bym zasnął, jakbym zaczął zniżać poziom do stopnia przedszkola...
A ks założył ten wątek pod katem konkretnej współnoty ?
Tak mi się jakoś skojarzyło, że chyba bym zasnął, jakbym zaczął zniżać poziom do stopnia przedszkola...
A kto mówi o zniżaniu?
Mam na myśli tylko dopasowanie do aktualnego poziomu, który, jeśli nie jest zbyt wysoki, wymaga "łatwiejszych", prostszych metod. Ot co.
Może o konkretne stwierdzenie przez osobe której to dotyczy, trudności które sprawiają że zamiast do góry leci w dół ..?
Chociaż czasmi moze być tak że człowiekowi wydaje się że poziom u niego się obniża a w rzeczywistości jest inaczej.
poprzez modlitwe. raczej na zasadzie losowania np.obrazka z napisanym imieniem i nazwiskiem [każde spotkanie - ponowne losowanie ]
W gnieźnie pod koniec każdego spotkania międzywspólnotowego (co miesiac) modlimy się wstawienniczo za osobo z prawej albo lewej strony ipotem przez cały miesiac pamietamy o tej osobie w modlitwie
Tak samo jest w Odnowie w której byłam. Piękne jest to że nadal się za mnie modlą chociaż jakiś czas temu się ze wspólnotą pożegnałam. Ale mam kotakt z ludzmi.
Do takich ludzi jak Ks. pisze dotrzeć można , najprędzej poprzez zorganizowanie jakiejś projekcji np. film "Jezus" , albo na przykład zaprosić grupę z Oleśnicy , która pomoże w zorganizowaniu spektaklu "Bramy nieba ,płomienie piekła" , albo zaprosić jakiś zespół grający muzykę chrześcijańską i poprzez pozytywne przesłanie pomóc tej zagubionej w dzisiejszym świecie młodzieży.
Podaję adres oficjalnej strony misji " Bramy nieba ,płomienie piekła" :http://www.bnpp.pl/
Samemu możemy ewangelizować np.zapraszając kogoś na różaniec w kościele,ewentualnie na spotkanie Odnowy.Te inicjatywy kiedyś podjąłem.Ale na każdą tylko część dnia przeznaczyłem.Musiałem przed tym się ze sobą zmagać wewnętrznie także i wskutek nieśmiałości,zaś po tym doświadczyłem wewnętrznej radości i większej otwartości w sercu.By wewnętrznie się przełamać potrzeba nam wiary.Blokadą jest tu bowiem obawa przed tym,jak otoczenie na taką formę ewangelizacji zareaguje,ale jak się już w to wejdzie to później pójdzie łatwiej.Nie oznacza to jednak,że zaraz będą owoce.My tylko siejemy,a wzrost daje już Kto inny.Nie ukrywam,że to nie łatwe i sam fakt przełamania się to dopiero początek.Nadal trudno by mi było porozmawiać w cztery oczy o wierze z osobą o podejściu czysto hedonistycznym czy z ateistą oraz odmawiać różaniec w autobusie trzymając jego paciorki w ręku.Tu też odwagi potrzebuję.
Z księdzem czy z osobą ze wspólnoty rozmawia się o wierze na ogół bez trudu,bo osoby są w tym przypadku otwarte na tą kwestię.Ale nie znaczy to,że ewangelizacja przez internet jest dla mniej odważnych i nieśmiałych.Tak oczywiście być nie musi,jednak w internecie na forum nie widzimy drugiej osoby tak jak w realu.
[ Dodano: Wto 09 Paź, 2007 16:13 ]
a ja się przekonałam, że wiele daje przykład z życia, opowiedziana historia z ukrytą analogią. Bo to jest tak, że jezeli ktoś widzi, że ja potrafię powiedzieć o swoim zmaganiu z wiarą drugiej osobie, potrafię się w pewnym stopniu otworzyć (i nie mówię tu o jakimś wylewaniu siebie na wierzch) to i ta druga osoba może w koncu zaryzykować i zadać pytanie dotyczące swoich rozterek, może opowiedzieć o czymś co jest dla niej czyms trudnym,niezrozumiałym. Jena tylko uwaga trzeba miec świadomość że ktoś kto sie zdecydował mówić o swojej części życia zaufał nam i nie możemy tego zaufania zawieść.
Jak byłam jeszcze w liceum i miałam religię ci co mnie jej uczyli wydawali mi się takimi odległymi ludźmi, księża także, gdzieś spoza tego świata...może dlatego właśnie że brakowało mi takiego odniesienia do przykładów z życia, było tylko czysto sucha teoria, że Bóg istnieje, że trzeba się spowiadać, że należy wypełniać przykazania i takie tam...Fenomen księdza Pawlukiewicza polega na tym, że on na swoich kazaniach obrazowo ukazuje wszystko co che przekazać, mówię o przykładach z zycia, o ludziach którzy gdzieś tam zyją, o sytuacjach które spotyka nieraz w konfesjonale (oczywiście bez łamania tajemnicy spowiedzi).
Trzeba przyjąć zarazem świadomośc trudu jaki sobie sam nakłada, stając się powiernikiem drugiej osoby.
Trzeba przyjąć zarazem świadomośc trudu jaki sobie sam nakłada, stając się powiernikiem drugiej osoby. niekoniecznie trzeba się stać powiernikiem, ososba druga mówi tyle ile sama chce ale moze zadawać pytania nie mówiąc ze dotyczą jej samej. I jeśli słuchający nie docieka, dlaczego je zadaje, tylko odpowiada to jest wszystko na dobrej drodze, poza tym gdy pytania są już pytaniami wykraczającymi poza możliwości drugiej osoby zawsze można skierować tą osobę do kogoś bardziej kompetentnego.
Ale można zostać Zacheuszem , poprzez zaproszenie do własnego domu i wysłuchanie drugiej osoby, po bycie z nią, przytulenie itd.
Ale można zostać Zacheuszem , poprzez zaproszenie do własnego domu i wysłuchanie drugiej osoby, po bycie z nią, przytulenie itd. można można, dokładnie myślę ze tego zacheuszostwa jest wiele odmian
Właśnie staramy się wyciągnąc Zacheuszów do przodu... bo przez fakt swgo wzrostu [ mało widoczni] są tylko dostrzegani przez Boga
To zadziwiające że w kraju gdzie większość społeczeństwa jest wierząca tak trudno rozmawiać o Bogu o wierze i o swoich odczuciach, ludzie na ogół reagują z lekką drwiną kiedy człowiek swoją postawą pokazuje że wiara w Boga nie jest mu obojętna że pragnie ją praktykować w życiu codziennym. Nie mniej jednak nie trzeba się zniechęcać bo miarą dobrego katolika są jego uczynki. Kiedyś od pewnego księdza usłyszałam takie słowa: Kieruj się zawsze sprawiedliwością i uczciwością i nie wstydź się swojej wiary a Bóg będzie z tobą.
To zadziwiające że w kraju gdzie większość społeczeństwa jest wierząca tak trudno rozmawiać o Bogu o wierze i o swoich odczuciach Po to właśnie to forum i pewnie wiele innych, jemu podobnych. Poza tym, ja zawsze chętnie spotkam się na rozmowie z każdym, kto tylko tego pragnie, by podzielić się swoim przeżywaniem Pana Boga.
A ileż pośród nich Zacheuszów
to ja chcaiłam sie podzielić moim doswiadczeniem swidczenia... ostanio przy okazji rekolekcji adwantowych moje duszpasterswto akademickie "promuje je" polega to na tym, ze parami wybieramy sie do akademików i tam roznosimy ulotki (do rąk własnych) na temat zblizajacych się rekolekcji... w tym roku pierwszy raz brałam udział w tej akcji , mimo ze od dawna ja opserwowałam... do tej pory zwyczajnie nie miałam odwagi...
pamietam, ze gdy z koleżanką, weszłyszmy juz do tego akademika i miłąysmy zaczynac to napwrde przezywałysmy stres... nie ma co ukrywąc... wkraczamy na nie swoj terazn i mamy jeszcze tak otwarcie swiadczyc o naszej wierze... ale zaraz przypomniało nam sie to co wczesnije działo sie w naszym duszpasterstwie tzn kazda osoab idaca na ta "akcje" wczesniej przyszła na wieczoran adoracje a potem nasz duszpasterz dał kazdemu błogosławiantwo na droge .... to nam pomogło widziałaysmy , ze nei jestesmy same
poza tym dość strategicznie pomyslałysmy... czyli no... czyli łądnie sie ubrałysmy... no zadbałysmy o strone wizuałna... bo chyba wlansie najwaznijesze zeby pokazac ludziom "hej jestesmy tacy jak Wy... nie ejstemy jacys neinormali... jestesmy zwykłami studentami, mamy takie problemy jak Wy... po prostu juz znalezlismy Tego kto pomaga nam sobie z nimi radzić może tez chcecie Go pozanć "
i taka była nasze "strategia" bo to wazne zeby nie wywyższac sie i nie trakowac ludzi nieznjacyh Boga, lub Go nie odnajdujacych , jako innych...
poza tym nasz duszpasterz na samym poczatku powiezdiał ze najpierw mamy rozdawac ulotki a nie zagadywac ludzi o wiare... sadze ze to wazne zeby dac ludziom taka wolność ( nawet Bog ja daje człowiekopwi, mówi przyje ale tylko jesli sam tego checsz, pogadamy nie ogranicza naszej wolnej woli pzrez narzucanie sie nam...) i my tez nie powinnismy sie narzucac z naszymi pogladami... i tak nam wlansie duszpasterz powiedział... i to chyba cenna uwaga
okazuje sie ze realkcje na nasza "akcje" były rozne... neiktorzy odnawaiali przyjacia ulotek (ale bardzo kulturalnie, mowi ze ich to nei interesuje ale bez jakiegos wysmiewania nas) ale zdarzali sie etz ludzi, ktorzy je przyjmowali ale patrzylian ans szyderczo... ale dla nas to jzu nie było wazne.... widziałysmy po co to robomy i udało sie przełamac lęk niektorzy byli zainteresowani i chceli z nami rozmawiac... i to bylo piekne pytali sie nas jak to na nasze zycie wpływa... i tu juz miałysmy pole do "popisu ' no ale tak powanzie to wlansie chciałmy byc delikatne i nie chodzic z butami w czyjes zycie, dlatego podejmowałsmy dalszy temat tylko gdy ktos byl zainteresowany i sam sie nas pytał... a zdarzyło sie kilka takich przypadków :0 sądze ze dla tych kilku osob warto było sibie przełamac ufam, ze przez nas do tych osob przyszedł Pan... byc mzoe udało im sie znlesc kilka odpowiedzi byc mzoe skłooniłysmy ich do dalszych poszukiwan... to jzu wiedza oni... ale było warto przełamywac siebie i świdczyc o Nim...
i wazna rzecz... badzmy radośni gdy Go głosimy pokazujmy, ze Pan ejst sensem anszego zycia... i warto z NIm kroczyc (rozpisałam sie przepraszam )
Ludzie młodzi , mieszkający w akademika są otwarci no jedynie,że drzwi są zamknięte Osobiście nie należe do DA, ale ode mnie z pokoju [oprócz mnie], wszyscy wzieli udział. Dużo studentów wzieło udział. Więc kościół pękał w szwach Unas nie ma akcji chodzenia po akdemiku. Ale ze Spichlerza chodzili unas, aby zaprosić na koncert.
Ale w tym tłumie okryć twarze, serca które zapłoneły pragnieniem spotkania Jezusa, zobaczenia Go. A On powi " Dziś przybędę do twgo domu i bedę z toba wieczerzać"
Ja także z Ks. Markiem chętnie podyskutuje
Przemówić do Zacheusza może tylko ten, kto "zna jego imię" - zna jego tajemnicę.
Ten, komu taki typ człowieka nie jest obcy, kto potrafi wczuć się w skomplikowane przyczyny jego nieśmiałości. Do Zacheuszów dzisiejszej epoki może się tak naprawdę przybliżyć tylko ten, kto sam był i w pewnym stopniu nadal pozostaje Zacheuszem. Jezus przemienił życie Zacheusza, ponieważ dał mu do zrozumienia, że go zna, że uważa go za swego bliźniego - i że chce być blisko niego. Tym sposobem wprowadził w czyn to, co przy innej okazji wyraził swoją odpowiedzią na pytanie, kto jest, a kto nie jest naszym bliźnim: Sami uczyńcie siebie bliźnimi, starajcie się być blisko innych. Być może Zacheuszom naszych czasów przybliżymy Jezusa przez to, że staniemy się im bliscy na sposób Jezusowy, kiedy "wychylać się będą zza korony drzewa". (Tomáą Halík )
Autor książki ZACHEUSZU!
ks. Halik to dość płodny pisarz, jak miałem okazję się przekonać, będąc w wydawnictwie WAM w Warszawie.
Szczegół tylko, że młodzież taka piersza z brzegu nie raczy sięgać po jego teksty, ani w sumie po żadne inne.
A czy ks czytał tegoż autora książki ?
Czytałem tylo "Przemówić do Zacheusza" oraz kilka artykułów w sieci. Postać księdza Halika jest nieszablonowa, bardzo barwna. Skadinąd wiem, że w środowisku duchownych czeskich cieszy się raczej małym uznaniem, by nie powiedzieć, że jest outsiderem...