ďťż
Strona początkowa UmińscyDroga niczym TORXXIX DNI CHEŁMĹťYzakazany owoc czy przejaw codzienności?Dzięki Niemu Ĺźyję"BądĹşcie doskonałymi jak Ojciec wasz jest doskonały&quoRząd PO i SO?przymus wyborczy?Eskorta na ślubie forumowicza Piotrucha!Obecność obowiązkowaGdzie odbywają się zajęcia?nr osobistego konta bankowego
 

Umińscy

Cześć ludziska.
Dziś wstałem z nastawieniem, że czas opisać wycieczkę minionego wekeendu.

Od ponad 5 lat marzyła mi się z łysym wycieczka niczym RINO, bądź Eysy Rider. Jadąc przed siebie bez celu, bez hoteli, tylko trasa, ognicho, motory i tyle.
No i spełniłem swoje jedno z marzeń. W sobote około połódnia wyruszyliśmy w droge. Zbrane małe bagaże , sprzęt turystycny, kuchenka na gaz, kawa, woda mineralna i w droge. Kierowaliśmy się do Sarbinowa, bo Malud powiedział, że tam wjedziemy motocyklami na plażę. Tak też się stało. Rano pojechałem jeszcze zminić do Gumisia oponę przy BMW Małeo , wróciłem i własicwie ja z Łysym już startowałem. Mały z tego względu, że miał oficjalne zaręczyny poweidział, że dojedzie wieczorem. Było koło 13:00 jak ja i Łysy wsiadaliśmy na motocykle. Kierujemy sie na PIŁE. Droga mijała cudownie pod warunkiem, ze się jechało bo ustać w lumpach, w tym skwarze było niemożliwe. Mijamy Poznań, Oborniki i zbliżamy się do Budzynia kiedy to przy około 1,6 km/h zaczyna mi motocyklem prowadzać po całej drodze. Mówie co jest grane Q!!!!! Pomału hamuje, a czym mocniej naciskam hampel, czy to tylni, czy przedni to mocniej latam po tej trasie. Zjeżdżam na pobocze i oglądam ogumienie. Oczywiście, tylni laczek nie ma dechu. Zero. Stoje na feldze, a w gumie nic powietrza. Zjeżdżam w boczną dróżkę i czekam aż Zdziabol się spostrzegnie, że już nie ma mnie za plecami. Słysze grzmiącą V-łkę i jedno switło, które kieruje się w moją stronę. Wrócił po mnie. Po małych oględzinach decydujemy, że Łysy pojedzie do najbliżesz stacji i kupi zestaw naprawczy do opony. Jednak nie znajdujemy żadnego uszkodzenia w oponie. Łysy oddala się szukając pomocy, a ja leżakuje na rowie koło 20 minut. Jak tu nie zajarać szluga . Wraca Łysy z nowinkami - NIE MAM BĄBY DO OPONY ALE MAM WULKANIZATORA. BĘDZIE TU ZA PARE MINUT. Cierpliwie czeakamy i zjawia się bardzo wporzo koleś busem z kompresorem na pace. Podchodzi do tematu i pompuje mi laka. Okazuje się , że leci zaworkiem. Nie wentylem tylko zaworek w feldze jest źle osadzony. Grubsza robota i trzeba ściągnąć laka. Dygamy oponę do 4 atmosfer i ganm za nim 4 km. Dojeżdżamy do Budzynia i tam dajemy działąć fachowcą. Po 30 minutach mam wymieniony zaworek, wyważoną i napompowaną oponkę. Płace no i jedziemy dalej, bo jak to Łysy powiedział: NIC NIE ZEPSUJE NAM TEJ TRASY. Uśmiechałęm się, ubrałem i trasa.



Warsztat jak sami widzicie na wypasie. Naprawde fajnie tam. Tak czy siak polecielismy dalej czując ten wiaterek w ryja i smak zblizających się przygód.
Mijamy kolejne punkty, w któych byłem już setki razy ale wspomnienia wracają tylko jedne. Każda stacja nie raz drzewo i rów nisą ze sobą moją historie...aż nie raz mi łezka stanęla w oku jak sobie przypomniałem to i owo. Trasa nad morze to moja droga...achchch. Tak czy siak lecimy i tanjkujemy na zajebistej stacji BP już przed koszalinem. Tam leżakowanie, kawa, pepsi, ściąganie butów, gawędy, czyli typowo raiderowo. Bez ciśnienia, bez pośpiechu, bo tak samo jak nie mieliśmy się z Łysym gdzie spieszyć, tak samo nie mieliśmy dokąd wracać więc co stało na przeszkodzie żeby polezeć godzinkę na trawie ?? No nic, wiec lażakownie. Robiliśmy to, na co mieliśy ochotę. Kawa, ćmiki, jedzenie, gawęda czy leżakowanie w cieniu to właśnie robiliśmy. Zmeczeni tym nieróbstwem pojechaliśy dalej. Troche zmodyfikowaliśmy trasę co by to za szybko nie dortrzeć do celu. Wpadamy gdzieś w jakąś wioche gdzie lekko zgubieni pytamy o drogę. Zatrzymujemy się a tam koleś po wyjaśnieniu gdzie jesteśmy i gdzie mamy się kierować powiedział: TYLKO MI TU GŁOŚNO PRZEGAZOWAĆ PANOWIE!!! Nam dwa razy nie gadac nie jak dwie Vałki zagrzmiały to wiem, że miał frajde, wiem to no.
Pognaliśmy dalej aż dojechaliśmy do Sarbinowa. Tam zgodnie ze wskazówkami postawiamy motocykle na zatoczcce autobusowej. I ruszamy w miacho. Rybka, piwko, zakupy, gawędy, fajki...czad!!! W końcu z pełnym ekfipunkiem , kiełbachami na ognicho i uwaga nowym strasznym kubkiem Łysego docieramy na plazę gdzie bez kozery zaraz sparzyłem po kubku kawy!!! Zachód słońca ogladaliśmy w ręce trzymając kawe, za nami motocykle na wydmie, a w głowie świadomość, że właśnie tu przyjdzie spędzić noc.
Zaraz polała się ruda...a mniej wiecej tak wyglądało to z mojej perspektywy:



Dociera do Nas Malud z Lusią. We trzech wstawiamy motocykle centralnie na podmurowanie wydm. Tak,że leżąc nad sobą jakieś 50cm miałem motocykl. Klasa nie. Obozowisko rozbite...he he he obozowisko, śpiwory i prowiant hahaha cały obuz. Tak czy siak puki widno było pozbieraliśmy chrust na palenisko. Tak przy drinku , kolejnych kawach i fajkach opowiadaliśmy sobie rózne to historie przy których to można było dosłownie zlać się w gacie. Jaja jakich mało. Koło płónocy rozpalamy ognicho, bo nie ma to jak kiełbaa z ogniska na plaży no nie. Niesamowiecie ciepła i bezwietrza noc. Gwiazdy, szum morza, cisza i spokuj. Swarczące gałęzie palące się w ognisku, motocykle za plecami, ruda i spokuj, że nigdzie ale to nigdzie nie musisz się spieszyć. Tak koło 3 nad ranem oddajemy się sile nocy. Nie na długo...o 6:00 rano tak dawało nam w ryj Słonko, że nie dało się wytrzymać. No nic...kawa i opalanko. Na plaży spędziliśmy cały dzień. Opalanie, kąpiele, koeljne kawy, gawędy , zatrzepianie plażowieczek to tak po krótce... Jednym z moich ulubionych zaczepnych tekstów stał się teks Maluda, który to patrząc na wchodzącą do lodowaej morskiej wody plażowiczkę poweidział: ŚLIWA ALE TAK PATRZE I WIDZE, ŻE NA SUTKI TO TA WODA DZIAŁĄ NA WSZYSTKICH JEDNAKOWO. Lasak uśmiechał się a to już połowa sukcesu no nie hahaha.

Koło 15:00 zbieramy się powoli do powrotu...tylko gdzie tak westchneliśmy z Łysym. Teoretycznie do domu nie ...tylko po co
Zjedliśmy rybkę i ruszyliśmy w trase tym razem przez Czaplinek. Droga dla mnie pierwszy raz była męką!!! Nigdy tak źel mi się nie jechało. Pierwszy raz trasa była zła!!! Raz, że to był ostatni punkt wycieczki, dwa kufer mi jakoś dawał sie we znaki ciążył, przeciążał, nie dawał się rozpędzić coś mi nie grała, do tego ból głowy chyba od Słńca, zmeczenie i upał taki, że po prostu w kombinezonie pływałem. Pirwszy raz wiecej rzeczy mi przeszkadzało niż się podobało. Jak zatrzymałęm się na przejeździe kolejowym to myślałęm że wepchne motor w krzaki, rozbiore się do gaci i zaczekam za nocą. Obłed. Dla mnie po prostu kiszka.
Nie mogłem wstrzelić się ani w trase , ani w tempo jak nowicjusz. Wszystko mnie drażniło. Wiec po krótce jak widziałem, że nie daje rady z tym ciężarem co niose po prostu odpuściłem. Zapiołem 1,4 km/h i lece delikatnie, bo wiem ze z jeżdżenia nic dziś nei bedzie. Umeczony doaltuje do Łysego, który zaczekał za mną na moście. Dalej jechaliśmy swoje. Słuchajcie w h z taką trasą. Korki i to wszystko całą droge. Mi osobiście droga powrotnia nie podeszłą nic, a nic ale czasem też tak musi być no nie.
W Obornikach przrwa jeszcze na stacji i małe leżakowanie. I tak dojechałęm do domu gdzie zaraz po kapieli padłem na morde i obudziłęms się dopiero o 12 w nocy...na kolecje


i co już koniec opisu??:P
Spokojnie opowieść nie dużo już ale jeszcze troche się potoczy. I fotki będą jak mały mi je meilem wysle.
dawaj dawaj ))


Ja tak miałem rok temu jak wracałem z Maludem i dostałem porażenia słonecznego, droga z powrotem była męką. a w domu okazało się, że mam 38 st. temperatury.
Śliwa zaczołeś znowu palić
...Taki chłop jak łon był, ćmiki ćmił , wóde pił...a ja mu godołem, godołem pierunie nie ćmij a łon dur ćmił...a ja mu godołem , godołem pierunie nie pij a łon dur pił...taki chłop jak on był, dzisiej nie ma go już, ziemie kryje go tu

Zaćmić , zaćmiłem a co dalej...chyba jednak nie bede palił, przynajmniej na trzeźwo. nie specjalnie mnie ciągnie puki co.
Pierwszy dzięn wycieszki do pozazdroszczenia..... tyopwo jak w filmie "młode wilki 1/2" - na samym początku - plaża, ognicho, śpiewy i moto.... Mały już mi kiedys wspominał o tym Sarbinowie - może powturzymy wycieczkę w ten week co miał być zlot w Szkalrskiej
no właśnie, dobry plan, a laski gdzies położymy w domku! hehehe