ďťż
Strona początkowa UmińscyPomocy, nie wiem gdzie znaleźć budynek...Meta plan ewangelizacja,pomocyTaka forma pomocyOjciec Mień - świadek wiary w ZmartwychwstałegoBez rąk, bez nóg ale nie bez wiary - Nick VujicicPotszebuję pomocyList Kongregacji Nauki Wiaryutrata wiary w wyniku depresji?POMOCY!!Wyniki rekrutacji ?
 

Umińscy

Witam.
Od kilku dni mam takie dziwne wyrzuty i ciągłe pytania mnie dręczą typu: Czy warto wierzyć w Boga? a co jeśli go nie ma? Jeśli jest dlaczego nam sie nie objawi? i inne tego typu jak sobie z tym radzić? Wogłule teraz jakoś nie chce mi sie modlić zawsze o tym zapominam a co gorsze do spowiedzi nie przystępowałem już 2 miesiące


Adu100, myślę że na dręczenie dobrą odpowiedzią jest modlitwa, a na pytania szukanie odpowiedzi. Każdemu się czasami nie chce modlić (nawet święci miewali z tym problemy) ważne jest aby przede wszystkim wtedy się modlić, z tego co wiem prawidłowa relacja z Bogiem winna opierać się na miłości, czy kiedy kogoś kochamy rozmawiamy z nim tylko wtedy kiedy nam się chce?
Wiesz ja naprawdę wiem o czym piszesz, ale wiem też jak ważne jest to aby właśnie w takiej chwili się modlić choć jest to trudne czasami nawet bardzo bardzo trudne i wyczerpujące... Piszesz że zapominasz o modlitwie... myślę że ważne jest też to czym jest dla ciebie modlitwa... Podejrzewam że nie przypomina czegoś takiego: "Hej Tatku dobrze że jesteś bardzo cię kocham" bo o tym raczej trudno zapomnieć...
Jeśli chodzi o spowiedź to wiesz... do niej chodzi się kiedy ma się grzechy ciężkie. dla mnie okres zarówno 2 miesięcy jak i 2 tygodni czy dni nie ma większego znaczenia... Jeśli natomiast masz te grzechy ciężkie to oczywiście warto się wyspowiadać, możesz poprosić Boga o pomoc w dotarciu do spowiedzi i o to żeby była ona dobra ("owocna") możesz też poprosić księdza o indywidualną spowiedź, przy okazji(spowiedzi) możesz mu powiedzieć o tym o czym tu napisałeś...

To chyba wszystko... podejrzewam że "w razie czego" (cokolwiek co oznacza) reszta dopowie i poprawi


Witam.
Od kilku dni mam takie dziwne wyrzuty i ciągłe pytania mnie dręczą typu: Czy warto wierzyć w Boga? a co jeśli go nie ma? Jeśli jest dlaczego nam sie nie objawi? i inne tego typu jak sobie z tym radzić? Wogłule teraz jakoś nie chce mi sie modlić zawsze o tym zapominam a co gorsze do spowiedzi nie przystępowałem już 2 miesiące


Witaj Adu.

Czy warto wierzyć w Boga? a co jeśli go nie ma?
Nie jestem zwolennikiem takiej "wiary", ale odpowiem że warto. Już wielki Pascal to stwierdził, że w Boga lepiej wierzyć niż nie wierzyć, bo jeśli Go nie ma, a się w Niego wierzy to nic takiego się nie stanie. Straci sie najwyżej troche czasu na modlitwę, a przecież i tak ta ma wymiar oczyszczający.Natomiast , jeśli Bóg jest, a się w niego nie wierzy,..... oooo, to dopiero będzie problem.
Oczywiście takie podejście ma niewiele wspólnego z chrześcijaństwem, ale .... skoro pytasz czy warto?....


Jeśli jest dlaczego nam sie nie objawi?
Jak to się nie objawi? Ależ On to robi cały czas. Otwórz tyko oczy. I rozejrzyj się dookoła. Ja kiedyś otworzyłem je gdy pewna kobieta całkowicie bezinteresownie, prawie mnie nie znając, udzieliła mi poważnej pomocy, gdy byłem w trudnej sytuacji. Zobaczyłem w niej Boga. Jego działanie. I zacząłem sie bardziej rozglądać. I zacząłem Go wszędzie dostrzegać. Otwórz szeroko oczy i obserwuj.

Wogłule teraz jakoś nie chce mi sie modlić zawsze o tym zapominam Tym to sie nie przejmuj. Modlitwa jest rzeczą trudną. Ja też mam z nią problemy, ale również święci mieli, i apostołowie też. Odwagi, wążne, że to widzisz. Bóg cię naprawdę kocha i ci pomoże, tylko nie odrzucaj Jego pomocy. To samo z tą spowiedzią, nie traktuj jej w sposób magiczny, tylko jako element osobistego nawrócenia. I najlepiej nadstaw uszy , gdy cię zawoła po imieniu - jak Samuela. I wtedy odpowiedz - oto jestem , Panie. Bóg zsyła niekiedy takie okresy, takie noce ciemne, jak pisał św. Jan od Krzyża. Ale mija i wtedy jest jeszcze większa miłość. A Jan pisał to z własnego doświadczenia. A więc uszy do góry i odwagi.

czy kiedy kogoś kochamy rozmawiamy z nim tylko wtedy kiedy nam się chce?
Tak, m.in. na tym to polega.



Mi również przypomina moją sytuacje sprzed lat i doskonale wiem co mnie uleczyło.
I leczy.

Mógłbyś mi co nieco na ten temat napisać? Co ja mam czynić?
Ok, więc w temacie, bez odnoszenia się do czyichkolwiek wypowiedzi, bez krytyki, czysto to, co uważam, ze Adu może pomóc:

1. Złota rada: (nie tylko w tej sytuacji) Zanim zaczniesz rozwiązywać problem, dokładnie zbadaj przyczynę. Jeśli problem rozwiążesz bez jej znalezienia i wyeliminowania, najpewniej problem wróci, gdyż przyczyna dalej będzie w Tobie siedzieć.

2. Porównaj więc swój stan kiedyś i teraz. Kiedyś, kiedy Twoja wiara była mocna, a chęć do modlitwy nieodparta, i teraz, gdy jest inaczej. Zwróć uwagę na swoje nastawienie do wszystkich elementów wiary: do Boga, do świata, do modlitwy, życia. Zobacz, jakie były kiedyś, jakie są teraz. Dzięki temu wykryjesz, co się zmieniło, i gdzie można upatrywać przyczyny dzisiejszego stanu.

3. Weź na warsztat to, co się zmieniło. Zastanów się, jaka drogę przebyłeś od tamtego stanu do stanu obecnego. Bierz pod uwagę różne zdarzenia i myśli, te ważniejsze i te mniej ważne. Zrób tak z każdym z elementów. Dzięki temu bardzo prawdopodobne, że natrafisz na coś, na pewien "kamień", który wywołał lawinę i zmienił sytuację.

4. Weź na warsztat teraz z kolei ten kamień. Zastanów się, jakie były okoliczności, co zmieniły w Twoim życiu, jak, dlaczego. Dzięki temu poznasz bezpośrednią przyczynę stanu obecnego, przyczynę, od której wszystko się zaczęło.

5. I zrób teraz z tą przyczną, co chcesz, zaleznie od perspektyw, w jakich widzisz swoją dalszą wiarę i życie. Tu nic nie sugeruję, bo to Twoja wiara, Twoje życie, i mnie nic do tego. Z tego co widzę, chcesz mocniej wierzyć - więc zracjonalizuj tą przyczynę, poszukaj wyjaśnienia, tak, by już nie bruździła Ci na ścieżce wiary.

Dodam na koniec, że sama żarliwa modlitwa, sakramenty etc etc nie rozwiążą sprawy. Owszem, moga pomóc, jednak wyeliminują jedynie objawy, a nie przyczynę. Po pewnym czasie najpewniej przyczyna znowu się odezwie - tak jak bolący ząb, ktory chcesz zatuszować lekami przeciwbólowymi. Zanim nie wyborujesz wszystkiego, co psuje, nic nie wskórasz, i dziura znowu zacznie dokuczać.

(Sant - teraz już chyba bez niczego negatywnego. Tak bym rozwiązał ten problem)
Drizzt - Ale Adu zwraca się do mnie:

To może teraz jakoś połączycie swoje siły i mi pomożecie?

Bardzo proszę
Wyluzuj, na silę to można zęby wyrywać.
Adu - z autopsji wiem, że warto
Objawił się w Jezusie, i ciągle się objawia na różne sposoby. Jeżeli w sercu tego chcesz, to powiedz Mu o tym, poproś, żeby dał Ci doświadczenie Jego miłości
Adu- opowiem ci w skrócie o moim życiu. może tak:
Moi rodzice ochrzcili mnie, doprowadzili do pierwszych sakramentów, ale nie potrafili wszczepić wiary, której tak naprawdę sami nie posiadali. Różne uwarunkowania sprawiły, że w młodości utraciłem zaufanie do Boga, którego nie potrafiłem dostrzec. Doszedłem tylko do Jego negacji.
W efekcie praktycznie odszedłem od Kościoła.
Ale Bóg mnie nie opuścił. Zapewniał środki do życia, Wyrwał ze środowiska kryminogennego, w którym jako dziecko wzrastałem. Dał mi żonę z którą zaczęliśmy nowe życie. Dawał nam również dzieci,( mam ich piątkę) ale dawał też na dzieci. Mimo mojego braku wiary. Gdy byłem bankrutem życiowym zarówno materialnym jak i psychicznym po śmierci jednego z dzieci i aborcji innego, zaczął stopniowo wyprowadzać mnie z tej śmierci. Urodziło się nam jeszcze troje dzieci. Gdy byliśmy w tragicznej sytuacji materialnej Bóg posłużył się człowiekiem, by nam pomóc. Dostaliśmy sporą kwotę pieniędzy oraz różaniec z prośbą o modlitwę, co pozwoliło złapać oddech,
Mojego syna, kilkakrotnie wyrwał ze śmierci. Ja chciałem decydować sam w swojej pysze o moim życiu, o ilości dzieci, ale On wbrew mojej woli dał mi pięcioro, i dzisiaj mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy z tego powodu.
Straciłem pracę, ale On nie zapomniał o mnie. Otrzymałem od Niego lepszą niż poprzednia.
Przyprowadził mnie do Kościoła w którym usłyszałem Dobrą Nowinę, że Bóg mnie kocha i przyjmuje takim jakim jestem.
Doświadczyłem tej miłości w Jezusie Chrystusie, który wybaczył mi moją zdradę, i moje grzechy, w sakramencie pokuty wybaczył mi aborcję. Wybaczył mi moje odejście. Wybaczył realizację siebie zamiast rodziny. Dał nowe życie,
Dał D. Św. Który wyciągnął nas z depresji proaborcyjnej i otworzył na życie. Mimo presji otoczenia i warunków materialnych. Który przełamał moją pychę i wprowadził na nowo do Kościoła. Nie umiem kochać i wybaczać, a On dał nam z żoną wzajemne wybaczenie i miłość, czego sam nie potrafiłem. Robiłem tylko piekło. On dał mi możliwość przełamywania moich słabości.
Widzę, że On mimo że tego nie widziałem, był cały czas ze mną i mnie prowadził. Dlatego dzisiaj mogę z czystym sumieniem głosić Jego Chwałę, która się objawiła w moim życiu. Dlatego tobie Adu nie chcę niczego radzić, ale powiem ci tylko, że skoro był i jest ze mną, pomaga mi, mimo mojej niegodności, to dlaczego miałby nie być z tobą?
Tylko trzeba się na Niego otworzyć.
Może nikt ci nie głosił Chrystusa Ukrzyżowanego? I Zmartwychwstałego z miłości do ciebie właśnie?,Przecież wiara rodzi się ze słuchania. Mi oczy zaczęły otwierać się, gdy zaproszono mnie na katechezy głoszone przez grupę świeckich i księdza. W ich przepowiadaniu odnalazłem się ze swoim życiem i znalazłem w nim żywego Chrystusa.
Ale wcześniej przygotowywał mnie do tego słuchania faktami z mojego życia.
Ty pewnie też masz te fakty wypisane na swoich rękach, tylko trzeba je dostrzec. Teraz też w wielu kościołach są dawane takie katechezy, może warto spróbować?

Adu- a może w stanie będzie ci pomóc pewien wiersz napisany przeze mnie gdy miałem problem z własnym kryzysem i niezrozumieniem w rodzinie. Jest on napisany w konwencji Drogi Krzyżowej. Mi pomogło. Dlatego napisałem:

KRZYŻE RODZINNE
(DROGA KRZYŻOWA)

Kiedy w rodzinie jest brak miłości
I w drugim widzi się wroga,
Gdy każdy do swego dąży -
Tam jest krzyżowa droga.

(I. Pan Jezus skażany na śmierć)
Nawzajem życie swe zatruwają!
I któż jest wolny od tego?
Że jedno, tak mimochodem
Na śmierć skazuje drugiego?

(IIPan Jezus bierze krzyż na swoje ramiona)
Któż z nas krzyża swojego nie niesie?
Nie bierze go na ramiona?
Mąż żony krzyż dźwiga -
A męża krzyż - żona?

(II. Pan Jezus upada po raz pierwszy)
Ktoś nie wytrzyma w końcu i padnie,
Od tej trucizny ciężaru.
(Bo drugi swego dochodził,
Nie liczył cierpień bezmiaru.)

(IV. Pan Jezus spotyka Matkę)
Matki, tej z nieba Matki przyzywa.
Jej pomoc potrzebna rodzinie!
Bez jej pomocy i Syna,
Ten krzyż nie przeminie.

(V. Szymon z Cyreny pomaga nieść krzyż P.J.)
I gdy odda swój krzyż Jezusowi
On zaraz ten krzyż poniesie
Rodzinę wkrótce pogodzi
Na duchu podniesie.

(VI . Św. Weronika ociera twarz Pana Jezusa)
A wtedy i ta trzecia osoba,
Syn lub jej córka być może,
Uśmiechem i całusem
Cierpiącej pomoże.

(VII. Pan Jezus upada po raz drugi)
I nie szkodzi, że znowu upadnie.
Uśmiech łzy smutku ukoi.
Wystarczy serca drobina
I znowu jak przedtem stoi.

(VIII. P. Jezus pociesza płaczące niewiasty).
I jeszcze innym da pocieszenie,
Serce drugiemu okaże,
I jak krzyż swój udźwignąć
bliźniemu pokaże:

(IX. Pan Jezus upada po raz trzeci)
Że można kochać w wielkim cierpieniu,
Pod krzyżem ciągle upadać,
Temu co niszczy wybaczać
I ran nie zadawać.

(X. Pan Jezus z szat odarty)
Tak jak Pan Jezus, gdy z szat odarty,
Obdarzył je wielką mocą,
I temu kto je posiadał -
Przychodził z pomocą.

(XI. Pan Jezus do krzyża przybity)
I z wysokości swojego tronu
Pocieszał nawet zbrodniarzy
Aby zobaczyć w cierpieniu
Uśmiech na twarzy

(XII. Pan Jezus umiera na krzyżu)
Kiedy w rodzinie jest brak miłości
I w drugim widzi się wroga,
Umrzeć dla niego potrzeba
Jedyna to droga.

(XIII. Ciało P. J. zdjęte z krzyża i złożone na rękach Matki)
Serca swe złożyć na ręce Matki
Tej co patronką w rodzinie
Maryjo, bądź Matką naszą
Z Tobą ból przeminie

(XIV. Złożenie ciała P. J. do grobu)
A kiedy ból w mrok nocy odejdzie
Dążyć do swego przestanie
Nadzieja znowu zakwitnie
Dom zmartwychpowstanie

(XV. Zmartwychwstanie Pana Jezusa)
Jak Jezus, co zawsze pokój niesie,
Dla nas umiera z miłości
I z grobu gdy tylko powróci
Da ducha radości.
Sant - chylę czoła. Nieco poza tematem, i bez konkretnej interpretacji, tak po prostu.
Mnie tez sie podoba otwartość, z jaka piszesz.

Adu, masz pewnie stan, przeżywasz pewien okres. Cierpliwości.
Adu 100 jesteś jeszcze na tym forum?

gossia napisał/a:
czy kiedy kogoś kochamy rozmawiamy z nim tylko wtedy kiedy nam się chce?

Tak, m.in. na tym to polega.


jaka jest twoja definicja miłości ? co przez to rozumiesz?

Adu 100 jesteś jeszcze na tym forum?
Tak, jestem na forum.
Czytałem wszystkie Wasz wypowiedzi i wynika z nich że chyba pozostaje mi sie tylko modlić... ale czy to coś da...?.....
Módl się świadomie, a czy to w Twoim przypadku coś da zależy od charakteru, osobowości itp. Może problem jest bardziej indywidualny wewnętrzny, może bezpośrednia rozmowa z osobą duchowną byłaby lepszym rozwiązaniem.

Czytałem wszystkie Wasz wypowiedzi i wynika z nich że chyba pozostaje mi sie tylko modlić... ale czy to coś da...?.....
A może byś jednak poszedł na te katechezy dla dorosłych?

Nie tylko się modlić. Opisałem Ci w kliku dłuższych punktach, co możesz zrobić. To dość głęboka samoanaliza, w której bezpośrednio dochodzisz do sedna problemu, zaczynasz rozumieć, skąd się wzięła Twoja obecna sytuacja, co jest powodem bezpośrednim, co pośrednimi. Sama modlitwa, moim skromnym zdaniem, niewiele da, modlitwa za Ciebie problemu nie załatwi. Może, owszem, pomóc, ale sama co najwyżej zagłuszy problem, a nie rozwiąże go. Jeśli chcesz skorzystać z mojej rady - masz opis w poście, co robić.

Uważaj, bo zaraz cię spalą na stosie

PS. Sorry, ale nie mogłem się powstrzymać.

PS2. Bym wygasił posta, ale nie ma tu takiej opcji.
I dobrze-bo to pokazuje trochę twoje nastawienie. I brak wiedzy w temacie.