UmiĹscy
Postanowilem rozpoczac ten temat, bo znam wielu ludzi ktorym chcialbym pomoc w powrocie do Pana. Ale czasami nie potrafie bo brak mi argumentów i sil. Kazdy z nas napewno ma takie osoby, ktorym chcialby pomoc. Zauważylem, ze z kazdym razem kiedy zaczynaja mnie Ci ludzi pytac o cos to rozmowa stacza sie na kosciola jako instytucje. Mowia ze ksiadz jest taki i owaki.....ja im tlumacze ze to sa przypadki pojedyncze......ale to nic nie daje co zrobić
Wiesz.... Nie znam się za bardzo na ewangelizacji, ale wiem, że często jest to bardzo trudna sprawa...
Jeśli rozmowa na temat Boga schodzi na kościół jako instytucję i zaczynają być atakowani księża i wogóle, to pytam daną osobę czy ona do kościoła ma chodzić dla księży czy dla Boga...
Zwykle nie brakuje mi argumentów, bo słowa przychodzą same... Myślę, że jeśli będziesz się modlić do Ducha Świętego o Jego światło, to nie będziesz miał większych problemów z ewangelizacją tych ludzi, którym chcesz pomóc
Ja zawsze powtarzam w takich przypadkach, że Kościół to w żadnym wypadku instytucja, tylko Współnota (GRZESZNYCH) ludzi wierzących w Chrystusa i przede wszystkim MISTYCZNE CIAŁO JEZUSA CHRYSTUSA I to wg mnie obraźliwe jeśli ktoś na Ciało Chrystusa mówi instytucja... Fe!
Po drugie jeśli ktoś najeżdża przy Tobie na księży, mów, że nie wolno utożsamiać Kościóła z samymi tylko księżmi bo to kłamstwo. Księża też są ludźmi i jak ludzie grzeszą. Ale nie do nas należy ich sądzenie, tylko do Boga.
Wiara jest łaską darmo daną. Wiary nie można się nauczyć. O łaskę wiary należy się modlić, a jeśli ją ktoś utraci, to bardzo trudno ją odzyskać. Źródłem wiary jest katolicka Msza św. Wszechczasów.
Może powiem z włąsnego doświadczenia trochę. Jako, że juz miałem możliwośc ewangelizacji. Jeśli z kimś zaczynam rozmowę o Bogu i temat zchodzi tak jak mówisz na Kościół jako instytucje, na księży pedofili, na coś tam jeszcze... zdecydowanie przerywam dyskusje. Mówię, że dobrze niestety tak jest. Ale nie chcę teraz z Tobą o tym rozmawaić, nie chcę mówić o tym, że Kościół niepotrzebnie wchodzi w sprawy polityki, że księża nie wypełniaja swego powołania. Chcę z Toba rozmawiac o Bogu i tylko o Nim. Jesli chcesz rozmawaijmy dalej. Ale ja nie chce mówić teraz o niedociagnięciach. Chcę Ci powiedziec o pewnej doskonałości, która jest Bóg. To zostaw, teraz o tym nie myśl.
To taki poczatek, jeśli ktos schodzi z tematu.
P.S. Temat przeniose do odpowiedniego działu
NOo ja tak mniejwiecej im tłuamcze, zawsze staram sie spokojnie i z dystansem nie od razu zawalac ich odpowiedzimi, jakimis trudnymi terminami. Mowie im o Bogu jako o Ojcu ale do nich to nie dociera. MOwia, ze kiedy byli mali to spotkala ich przykrosc ze strony nnych ludzi etc. I mowia ze modlili sie kiedys o pomoc i jej nie otzrymali.......(i wtedy tez nie wiem co mam mowić.
Tak. to jest ciężko drugiemu człowiekowi przetłumaczyć...
Jeśli jakaś molitwa była nie wysłuchana. Być moża była niezgodna z Bożą wolą Trzbea lepiej znać konkretny przypadek i do tego dobrać, to jak odpowiedzieć na to.
Często jest tak, że otrzymało się pomoc trochę inną niż ta, jakiej sie oczekiwało...
Warto to zaznaczyć...
NOo ja tak mniejwiecej im tłuamcze, zawsze staram sie spokojnie i z dystansem nie od razu zawalac ich odpowiedzimi, jakimis trudnymi terminami. Mowie im o Bogu jako o Ojcu ale do nich to nie dociera. MOwia, ze kiedy byli mali to spotkala ich przykrosc ze strony nnych ludzi etc. I mowia ze modlili sie kiedys o pomoc i jej nie otzrymali.......(i wtedy tez nie wiem co mam mowić.
Arab, opowiedz mo o Bogu. Powiedz kim On jest dla Ciebie co dla Ciebie uczynil
Ale wiesz on jest zatwardzaly uwaza ze jak czegos nie zobaczy to nie uwierzy. To jest tez ten problem. Cytowalem mu kiedys Ewangelie gdzie Jezus mowi "Błogosławieni którzy nie widzieli a uwierzyli" no i mi sie wydaje zo wposcil jedym a wyposcil 2 uchem. Mowilem mu ze dzieki Bogu dzieki Jego opiece ciagle trwam przy Chrystusie.....bo czasmi tez watpilem, ale zawsze mialem siele i Ducha Świetego by powrocic spowrotem
Ważny jest także czas, Bóg działa spokojnie, ale nigdy się nie spóźnia, zawsze Jest Obecny. Ja sam mam dużo kłopotów jako brat zakonny by ktoś uwierzył w Chrystusa, nawet z najbliższej rodziny?
Mój brat rodzony za wszelką cenę nie chce zwrócić sie do Boga, mimo to że teamt ten zawsze z nim podejmuje. Trwa to kilka dobrych lat 5 czy 6 i nic (niby). Widze jednak że słowa to mało, że jedyną siła mającą znaczenie jest Miłość. Miłość jest odpowiedzią na naszą wiarę. Podejście mojego brata już się zmieniło, stałem się dla niego wyrzutem na... i on już wie jaki jest Kościół od zaplecza, że wcale nie jest taki zły i księża to nie są w sumie tacy źli i cała ta instytucja to w sumie takie Boże dzieło. Ale... zawsze jest to ale... ten lęk... Tylko przed czym?
Widzisz ludzie boją się Boga ponieważ On wydaje im się jako taki surowy staruszek, który zawsze coś zabiera i ciągle wymaga wyżeczeń. Dlaczego go tak widzą? Nie znają Go? Chyba tak, ale przedewszyskim widzą Go jako tego który zabiera im szczęście,wolność i ten ciągły grzech, zero radości, tylko pokuta, pokuta, pokuta...
Naszym zadaniem natomiast jest nie tyle nawracanie ile bardziej odsłanianie powoli Oblicza kochającego Ojca.
Zaczynaj zawsze od Miłości, musisz sięgać korzenia wiary. Człowiek który kocha rozumie Boga i Jego działanie...
Nie pesz się tym że to tak długo trwa, módl się a Bóg doprowadzi go do pełni wiary... Nam zawsze pozostaje szczera wiara...
Modlitwa jest tu najważniejsza... Czasami my nie możemy zrobić praktycznie nic, poza modlitwą. Ktoś kiedyś powiedział mi, że w niektórych sprawach my, jako ludzie jesteśmy bezradni, że niektóre sprawy trzeba po prostu pozostawić Bogu i się modlić...
Podam przykład (mam nadzieję, że tego nie robiłam wcześniej, bo się będę powtarzać)... Starałam się za wszelką cenę skłonić moją mamę do nawrócenia. Próbowałam na różne sposoby, przytaczałam najróżniejsze argumenty. Ale to absolutnie nic nie dawało. Zapominałam wtedy o modlitwie, o powierzaniu mamy Bogu.. Kiedy zrozumiałam jaki bląd popełniam i zaczęłam się gorąco modlić o nawrócenie mojej mamy, wszystko wyszło poza moje najśmielsze oczekiwania... Wystarczy teraz tylko spojrzeć na moją mamę a od razu widać, że zmieniła swoje podejście do Boga i to bardzo mocno...
Zatem przede wszystkim MODLITWA
Chwała Panu
Ja nie wiem jak odnaleźć drogę do Boga. Nie umiem się z nim porozumieć. Nie wiem czy wierzę,czy nie wierzę i nie potrafię się w tym wszystkim odnaleźć. W kościele czuję się obco. Długo tam nie chodziłam,a jak byłam jakiś czas temu na mszy,to wyszłam po krótkim czasie,gdyż jak napisałam wcześniej,czułam się obco. Nie umiem się chyba modlić,nawiązać kontaktu z Bogiem. Bardzo mi z tym ciężko
Nie umiem się chyba modlić
Solku kochany, a kto umie się modlić???? Właściwie nie wiem, czy to dobre określenie "umieć się modlić". Nie ma modlitwy złej, lepszej, dobrej... Bóg doceni każdy Twój najmniejszy gest w Jego stronę. I bardziej Go to uszczęśliwi niż godzinna deklamacja Pamiętaj, że niebo raduje się bardziej z jednego nawróconego grzesznika niż z 99 sprawiedliwych.
Bóg sam Cię odnajdzie, tylko Mu na to pozwól
Odwagi!
Ale jak mam to zrobić skoro nawet nie wiem czy w Niego wierzę Nic nie czuję kiedy o Nim myślę. Nie mogę przecież kłamać i mówić,że coś się we mnie dzieje To tak jakbym mówiła,ze coś mi się podoba a w głębi duszy czułabym,że wcale tak do końca nie jest.
Ja nie wiem jak odnaleźć drogę do Boga. Nie umiem się z nim porozumieć. Nie wiem czy wierzę,czy nie wierzę i nie potrafię się w tym wszystkim odnaleźć.
No i w bardzo dobrym momencie to piszesz, bo właśnie rozpoczął się adwent, czyli okres, kiedy czekamy na objawianie się Chrystusa w naszym życiu. Nie wiem czy byłas w tę niedzielę w kościele czy też, nie ale zobacz jaki był fragment z Izajasza czytany:
Czemuż, o Panie, dozwalasz nam błądzić
z dala od Twoich dróg,
tak iż serce nasze staje się nieczułe
na bojaźń przed Tobą?
Odmień się przez wzgląd na Twoje sługi
i na pokolenia Twojego dziedzictwa.
Jeżeli słyszysz jakieś wołanie w sobie, szukasz Boga, to On na pewno Ciebie odnajdzie, co do tego to nie ma najmniejszej wątpliwości. Bóg Tobie pozwala na taki brak porozumienia, żebyś się mogła zastanowić, czy Jego potrzebujesz.
Może pomocny Tobie będzie Psalm 13:
Kierownikowi chóru. Psalm. Dawidowy.
Jak długo, Panie, całkiem o mnie nie będziesz pamiętał?
Dokąd kryć będziesz przede mną oblicze?
Dokąd w mej duszy będę przeżywał wahania,
a w moim sercu codzienną zgryzotę?
Jak długo mój wróg nade mnie będzie się wynosił?
Spojrzyj, wysłuchaj, Panie, mój Boże!
Oświeć moje oczy, bym nie zasnął w śmierci,
by mój wróg nie mówił: «Zwyciężyłem go»,
niech się nie cieszą moi przeciwnicy, gdy się zachwieję.
Ja zaś zaufałem Twemu miłosierdziu;
niech się cieszy me serce z Twojej pomocy,
chcę śpiewać Panu, który obdarzył mnie dobrem.
Ale jak mam to zrobić skoro nawet nie wiem czy w Niego wierzę
No i bardzo dobrze, oto własnie chodzi, wiara jest łaską daną nam od Boga, mów Mu o tym, że Go wcale nie widzisz w życiu, nie wiesz czy chcesz widzieć, ale proś przy tym, żeby się Tobie objawił.
Nic nie czuję kiedy o Nim myślę. Nie mogę przecież kłamać
Ale nie muszisz nic czuć! Emocje są złudne pod tym względem. Sama bardzo często NIC nie czuję, ale trwam. Mówię o tym wszystkim Bogu i Jemu to oddaję. Sama często mam takie dni, kiedy w zasadzie jestem jak wyjałowiona ziemia. Istna pustynia. Nic nie czuję, sama nie wiem czy jeszcze wierzę czy nie...
On zna Cię na wylot, więc wie jaka jest sytuacja. Wyraź tylko chęć. Powiedz Mu, że chcesz spróbować i bliżej Go poznać. Wołaj, aby dał się poznać. Swoim dzieciom nie odmawia, zapewniam Czasem trochę to może potrwać, ale Twoja cierpliwość będzie sowicie wynagrodzona Wiem po sobie
Nie wiem czy byłas w tę niedzielę w kościele czy też, nie
Nie byłam w kościele,nie czuję się tam najlepiej
Brakuje mi przekonania no i jest jeszcze tyle rzeczy w zasadach życia zgodnego z Bogiem,które mi nie odpowiadają....... które wydają mi się nie mieć sensu i do których nawet nie chcę się dostosować
No i bardzo dobrze - pamiętaj, ze chrześcijaństwo to nie moralizm, że jak będziesz robić tak to beee, a jak ta to cacy. Chrześcijaństwo to bardzo poważna rzeczywistość.
Ja mam dokładnie takie same problemy, ale każdego dnia uczę się ufać.
Naprawdę zacznij od tego, żeby prosić Boga, żeby się tobie pokazał w konkretnie twoim życiu. I nic więcej nie chcij. Zakazy, nakazy, zasady etc. to już wszystko jest wtórne. Jak doświadczysz działania Boga w życiu, to zobaczysz, że wszystko będzie wyglądało inaczej.
Brakuje mi przekonania no i jest jeszcze tyle rzeczy w zasadach życia zgodnego z Bogiem,które mi nie odpowiadają....... zmieszany które wydają mi się nie mieć sensu i do których nawet nie chcę się dostosować Zmieszany / Zdziwiony
Może na tym forum co nie co uda Ci się podpatrzeć i a nóż widelec coś zrozumiesz, coś Cię "oświeci" Bóg ot tak sobie nie wymyślił przykazań. Wymyślił je dlatego, że nas doskonale zna i wie co daje nam szczęście. Proś też w takim razie o zrozumienie tego wszystkiego. Nic straconego. Z Bogiem warto żyć.
Więcej napiszę później bo lecę do naszego Seminarium na projekcję filmu "Edi"
Może na tym forum co nie co uda Ci się podpatrzeć i a nóż widelec coś zrozumiesz, coś Cię "oświeci"
Chciałabym
Chciałabym
No to już pierwszy krok masz w momencie, kiedy powiesz "chcę".
Jak doświadczysz działania Boga w życiu, to zobaczysz, że wszystko będzie wyglądało inaczej.
Tylko czy to jest w moim przypadku wykonalne Nie bede przekonujaca w tych prosbach dla siebie a co dopiero dla Niego. Marnie się chyba te prośby będą prezentowały
Ponieważ jest czymś nieokreślenie wspaniałym doświadczac życia wiecznego już tutaj na ziemi, ale myślę że każdy napisałby tobie coś innego. Z Bogiem jest łatwiej żyć
To to juz w ogóle jest dla mnie abstrakcyjne pojęcie Życie wieczne na ziemi....
A co Bóg ułatwia ?
Ale tu nie chodzi o to, żebyś była przekonująca. Bóg przeciez doskonale wie, czego każdemu z nas potrzeba. Tu chodzi o to, żebyś otworzyła sie na Niego, przestała negować jego istnienie (jeżeli to robisz) albo przestała w Niego wątpić (jak poprzednio) i z dziecięcą ufnością pozwoliła Jemu działać.
chodzi o to, żebyś otworzyła sie na Niego, przestała negować jego istnienie (jeżeli to robisz) albo przestała w Niego wątpić
Nie potrafię tego zrobić. Wątpienie jest silniejsze od tej dziecinnej ufności,której zresztą w ogóle nie mam
Nie potrafię tego zrobić.
Sama z siebie nie potrafisz, jak każdy, ale możesz wołać do Boga "pozwól mi przestać wątpić". Twoje wątpienie na pewno nie jest silniejsze od Boga. Pytaj się Go, dlaczego pozwala Tobie wątpić. Z Bogiem trzeba rozmawiać, to przecież osoba. Trzeba do niego mowić głośno i wyraźnie.
Jest tyle wznań,tylu Bogów... zastanawia mnie też dlaczego akurat wyznanie katolickie jest tak rozpowszechnione w Polsce. Dlaczego akurat ten Bóg ma być jedynym,dlaczego akurat tego mam prosić o cokolwiek
katolicy, protestanci, żydzi, muzułmanie, prawosławni - wszyscy wierzą w tego samego jednego Boga.
Dlaczego w Polsce akruat jest najwięcej katolików, to przyznam sie że nie czuję się kompetentny w udzielaniu odpowiedzi.
Jest tyle wznań,tylu Bogów... zastanawia mnie też dlaczego akurat wyznanie katolickie jest tak rozpowszechnione w Polsce. Dlaczego akurat ten Bóg ma być jedynym,dlaczego akurat tego mam prosić o cokolwiek
Ja mam również wiele podobnych pytań, na które nie mogę znaleźć odpowiedzi.
Zastanawiam się np. dlaczego w laickiej Francji bogiem stało się wykluczenie z życia publicznego wszelkich religii? Równość, braterstwo ... owszem jest, ale pod warunkiem że nie jesteś osobą wyznającą wiarę w Boga.
Podobne pytanie dotyczą oczywiście i innych państw. Jak na razie nie potrafię znaleźć sensownych opdowiedzi.
Ej, nikt Ci na katolicyzm nie każe przechodzić
A mimo tego dalej nie wierzysz...
A gdzie ja napisałam, że nie wierzę?
Widać, nigdy poważnie nie zwątpiłaś w Boga i w to o czym mówi nasza wiara Mnie to niestety nie raz spotkało, ale to nie znaczy, że w ogóle nie wierzę. Są to bardzo silne pokusy szatana, kiedy człowiek jest faktycznie wyjałowiony z wszelkich uczuć i zastanawia się, czy jest sens w tym, że wierzy - to tzw. stan pustyni. I to się zdarza
Czas pustyni uczy przetrwac z Bogiem najgorsze warunki. I uczy nie uzależniać się od porywów emocji, ufać ,cokolwiek sie nie dzieje, sama dopiero co przeszłam czas mojej pustyni i chociaż koszmarnie ciężki, to jednak bogosławiony czas
Ostatnio rozmawiałem z jednym kapłanem na temat właśnie takich kryzysów wiary, jej tracenia i odzyskiwania, i powiedział on bardzo ciekawą rzecz, a mianowicie, że jest w nas coś takiego, że chyba bardzo lubimy te życiowe sinusoidy czy amplitudy, od kryzysu do euforii, a tak trudno jest nam po prostu przy Bogu trwać. Chcemy albo dowodów mocnych na jego istnienie, albo wątpimy we wszystko. A człowiekowi najbardziej potrzeba takiej stabilizacji przy Bogu.
że chyba bardzo lubimy te życiowe sinusoidy czy amplitudy, od kryzysu do euforii, a tak trudno jest nam po prostu przy Bogu trwać.
A mnie się takie podejście bardzo nie podoba To co, w każdym z nas masochista tkwi, bylo dobrze trzeba popsuć Bardzo przykre i bardzo krzywdzące
A mnie się takie podejście bardzo nie podoba To co, w każdym z nas masochista tkwi, bylo dobrze trzeba popsuć Bardzo przykre i bardzo krzywdzące
Może trochę się nie zrozumieliśmy. Tu nie chodzi o masochizm, tylko o podejście do życia. Za przykład niech posłuży np. praca: czy jak czujesz się źle, nie widzisz głębszego sensu swojej pracy, tego co robisz, to przestajesz do pracy chodzić?? Ja nie znam takiego przypadku. Po prostu zaciskamy zęby i idziemy robić co do nas należy.
A w stosunku do Boga tak nie potrafimy - jak mamy dola, to do kosciola przestajemy chodzic, przestajemy sie modlic i czekamy, az nas ktos z tego wyciagnie albo sami wyjdziemy.
Miałam na myśli inną część - że jak jest dobrze ,to zaraz szukamy dziury w całym... to jakby człowiek sam z siebie chciał w tego duchowego doła wpaść...
I o tym poddawaniu się, to też bym tak nie rzucała... ja walczę aż do kresu sił, dopiero potem zaczyna się klęska...
Miałam na myśli inną część - że jak jest dobrze ,to zaraz szukamy dziury w całym... to jakby człowiek sam z siebie chciał w tego duchowego doła wpaść...
Może nie to, że w takiego doła chce wpaść, tylko tak nas każdy uczy, w każdej gazecie, programie etc. że wszystko co dobre musi sie kiedyś skończyć i jak jest dobrze, to u wielu z nas pojawia się taki lęk, że pewnie coś się stanie. Właśnie dlatego, że z pozoru trudne jest dla człowieka trwanie w dobrych relacjach z Bogiem.
Owszem, ale i też nie można popadać w kolejną skrajność, że czekać, aż Bóg łaskawie wszystko załatwi za nas. Trzeba walczyć, bo nikt za nas starał się nie będze
Gdy szatan kusil Jezusa, ten nie rzucil sie z dachu swiatyni, czy co to tam bylo, czekajac na pomoc od Ojca. Trzeba umiec swiadomie podejmowac za siebie decyzje, i isc do przodu. Siedzenie bierne nic nie pomoze, nikt Wam wiary czy czegokolwiek innego nie zrzuci z niebios Chcesz cos odzyskac, staraj sie o to
[ Wątpienie jest silniejsze od tej dziecinnej ufności,której zresztą w ogóle nie mam
A ja myslę że po prostu potrzeba czasu. Ja też tak miałam... Trzeba trwać z Bogiem NA SIŁĘ, mówić Mu że się chce trwać pomimo ciemności, pomimo że się nic nie czuje... Z czasem mija - tak przynajmniej było ze mną.
Sol, jeśli to nie tajemnica to ile masz lat? Bo ja podobne myśli miałam w wieku lat nastu (baaardzo niedawno )
[ Dodano: Sob 03 Gru, 2005 18:07 ]
To naturalne, sol, ale warto próbować nadal, aż w końcu sie "oswoisz" na nowo Zaufaj i próbuj nadal, dzielny wojowiku powodzenia
Pozwolicie, ze odkopie ten temat...
Ogolnie - jakie macie rady dla osob, ktore przez pewien czas intensywnie i mocno wierzylo w Boga, ale pozniej kompletnie przestalo wierzyc lub maja kryzys wiary i nie moga sie podniesc ? I niekoniecznie z powodu wspomnianych juz tematow zgorszen powodowanych przez ksiezy, czy innych popularnych argumentow wysuwanych przeciwko Kosciolowi. Np. w moim przypadku bylo to tak, ze najpierw kladlem duzy nacisk na wszystkie spektakularne aspekty naszej religii - dary nadnaturalne, spoczynki itd. ktorych zreszta bylem swiadkiem na spotkaniach pewnej wspolnoty charyzmatycznej (ktora coraz czesciej zaczynam podejrzewac o silne zmierzanie w kierunku teorii wyznawanych przez Zielonoswiatkowcow). Podczas przerwy wakacyjnej, na ktorej spotkania tej wspolnoty sie nie odbywaly, przestalem trwac w wierze i latwo wrocilem do starych nalogow itd. Oczywiscie kilkakrotnie staralem sie powrocic do trwania w lasce uswiecajacej, ale raczej bez efektow. Przy okazji zaczalem coraz bardziej traktowac religie bardziej jako filozofie i styl zycia, coraz czesciej zaczynam myslec, iz wiara jest tylko pewna motywacja, ktora ma nas "przepchnac" przez to zycie. Wiem, ze to nie jest do konca prawda. No i teraz pytanie - jak wrocic ? Jak znalezc motywacje, zeby dalej walczyc z wszystkimi wadami, grzechami ? Wiem, ze spowiedz i komunia swieta jest duza pomoca. Ale ciagle nie moge sie pozbyc tego "spektakularnego" sposobu na wierzenie - czesto po spowiedzi mowilem sobie "no, teraz to musze wytrwac, Pan mi dopomoze" i praktycznie glupio myslalem, ze od teraz nie bedzie wogole problemow, przeciwnosci. Oczywiscie, wiem ze Bog caly czas pomaga, ale to wlasnie od czlowieka zalezy, czy tej pomocy chce... Wiec - co moze byc dla mnie motywacja, jak mam dazyc do trwalego powrotu do wiary, bycia aktywnym czlonkiem Kosciola ?
Ps. nie ukrywam, ze jestem strasznie mlody (tylko 16 lat na karku) wiec prawdopodobnie take kryzysy wiary sa normalne w moim wieku, no ale...
Sam mam problem z wiarą, więc również mam pytanie.
Osoba podpisująca się jako Katolik jest lefebrystą. Wiec to co on pisze to trzeba tak przez sitko.
Po pierwsze zastanów sie czym dla ciebie jest wiara... potem bedzie czas na kolejn ykrok
Osoba podpisująca się jako Katolik jest lefebrystą. Wiec to co on pisze to trzeba tak przez sitko.
A więc wiara nie jest łaską? Czy można jej się jakoś wyuczyć?
Teraz, gdy się modlę zastanawiam się, czy to modlitwa, czy pogaducha do białej ściany
to tak jak wiekszosc ludzi.
Wiara jest łaską. Ale z łaską trzeba nauczyć się współpracować. Trzeba CHCIEĆ. Jeśli ktoś jest poszukujacy, Bóg na pewno go "znajdzie". I na pewno nie zostawi bez wsparcia kogoś kto Go nie zna... A więc każdy ma sznansę i okazję w życiu aby poszukującym się stać
Pozwolicie, ze odkopie ten temat...
Ogolnie - jakie macie rady dla osob, ktore przez pewien czas intensywnie i mocno wierzylo w Boga, ale pozniej kompletnie przestalo wierzyc lub maja kryzys wiary i nie moga sie podniesc ? I niekoniecznie z powodu wspomnianych juz tematow zgorszen powodowanych przez ksiezy, czy innych popularnych argumentow wysuwanych przeciwko Kosciolowi. Np. w moim przypadku bylo to tak, ze najpierw kladlem duzy nacisk na wszystkie spektakularne aspekty naszej religii - dary nadnaturalne, spoczynki itd. ktorych zreszta bylem swiadkiem na spotkaniach pewnej wspolnoty charyzmatycznej (ktora coraz czesciej zaczynam podejrzewac o silne zmierzanie w kierunku teorii wyznawanych przez Zielonoswiatkowcow). Podczas przerwy wakacyjnej, na ktorej spotkania tej wspolnoty sie nie odbywaly, przestalem trwac w wierze i latwo wrocilem do starych nalogow itd. Oczywiscie kilkakrotnie staralem sie powrocic do trwania w lasce uswiecajacej, ale raczej bez efektow. Przy okazji zaczalem coraz bardziej traktowac religie bardziej jako filozofie i styl zycia, coraz czesciej zaczynam myslec, iz wiara jest tylko pewna motywacja, ktora ma nas "przepchnac" przez to zycie. Wiem, ze to nie jest do konca prawda. No i teraz pytanie - jak wrocic ? Jak znalezc motywacje, zeby dalej walczyc z wszystkimi wadami, grzechami ? Wiem, ze spowiedz i komunia swieta jest duza pomoca. Ale ciagle nie moge sie pozbyc tego "spektakularnego" sposobu na wierzenie - czesto po spowiedzi mowilem sobie "no, teraz to musze wytrwac, Pan mi dopomoze" i praktycznie glupio myslalem, ze od teraz nie bedzie wogole problemow, przeciwnosci. Oczywiscie, wiem ze Bog caly czas pomaga, ale to wlasnie od czlowieka zalezy, czy tej pomocy chce... Wiec - co moze byc dla mnie motywacja, jak mam dazyc do trwalego powrotu do wiary, bycia aktywnym czlonkiem Kosciola ?
Ps. nie ukrywam, ze jestem strasznie mlody (tylko 16 lat na karku) wiec prawdopodobnie take kryzysy wiary sa normalne w moim wieku, no ale...
ja po prostu zacząłem myśleć czy to wszystko to prawda ...
Dlatego najpierw polecam taką prostą metodę na odbudowywanie wiary: najpierw modlitwa o światlo na słowo,
(....pozwoliłem sobie wyciąć....)
I zapewniam, że Bóg wysłuchuje modlitw, ale modlitwa powinna być szczera i płynąć prosto z serca, im głębsza tym tym lepsza.
Wybacz TOMASZU, ale panuje tu pewna abstrakcja. Jeśli ktoś utracił wiarę - do kogo ma się modlić ? Wg takiego człowieka - boga nie ma, nie ma do kogo się zwrócić. Jeśli zaś uważa, że jest się do kogo modlić - nie utracił wiary. Myślę, że z wiarą jest podobnie jak z miłością - nie można trochę wierzyć. Albo wiara jest albo jej nie ma wcale.
Wybacz TOMASZU, ale panuje tu pewna abstrakcja. Jeśli ktoś utracił wiarę - do kogo ma się modlić ? Wg takiego człowieka - boga nie ma, nie ma do kogo się zwrócić. Jeśli zaś uważa, że jest się do kogo modlić - nie utracił wiary. Myślę, że z wiarą jest podobnie jak z miłością - nie można trochę wierzyć. Albo wiara jest albo jej nie ma wcale.
No, nie do konca, przynajmniej jesli o mnie chodzi. Chociaz moze troche mylimy pojecia. Bo ogolnie sprawa wyglada tak, ze wiara u mnie jest. Ale gorzej z "wykonaniem" - religia przez pewien okres nie byla wogole dla mnie wazna i teraz jak znowu zaczynam wierzyc to ciezko mi sie przestawic i znowu "wziac do pracy". No i mam inny sposob patrzenia na swiat, nie jest juz tak, ze na wszystko patrze przez pryzmat wiary. Wiec ogolnie chodzi o to zmobilizowanie sie do ponownego wlaczenia sie w dawny tryb zycia, czyli czestsze czytanie PŚ, modlitwy nie tylko odklepane ale swiadome itd. Po prostu ciezko sie znowu przestawic. Ale faktycznie moze nie tyle chodzi tu o wiare co o stopien zmuszania sie do pracy nad soba.