ďťż
Strona początkowa UmińscyWigilia motocyklowa 12-12-2009Traska 215 km V-max 226 km/h Temp.max. 7 st.C. 2009-10-29Ogólnopolskie Dni Praktyk Prawniczych 21-22.04.20092009-11-14 293 samotne zimowe kilometry2009-12-06 Jako Mikołaje do Nowego TomyślaSamotnie brzegiem morza 02-05.08.2009EYe Financial Challenger - VI edycja 2009/2010KONKURS EYe on Tax V edycja 2009/2010Deklaracje i zapisy do grup na rok 2008/2009IV Międzynarodowy - 8 Festiwal ANIMO Kwidzyn 2009
 

Umińscy

Zaczęło się od tego, że Qba napalił się na krosa.
Jak on się na coś napali to jest "koniec" - musi być!
Znalazł więc Suzuki RMZ-450 w Jelczu Laskowicach za Wrocławiem i miałem z nim jechać po nie samochodem w niedziele 2009-09-27 a że, zapowiadali na ten weekend wspaniałą słoneczną pogodę ( 24 st.!!!) namówiłem Zenka z Elą na wycieczkę moto do Wrocławia.
Zenek nie bardzo miał chęć ponieważ grzebał przy uszkodzonym mechanizmie podnoszenia szyby przy swojej FJR-ce, ale Ela chciała zobaczyć starówkę we Wrocławiu.
Mojej Eli nie musiałem namawiać, bo dawno nie jechała, a po za tym nie mogła się doczekać, żeby wypróbować podgrzewane siedzenie.
Qba wyruszył z Zandim samochodem o 7-30 my mieliśmy wyjechać za nim moto godzinę później, ale Zenki jeszcze się szykowali potem tankowanie i z CPN-u wystartowaliśmy o 8-55.
"Wystartowaliśmy" to dobre słowo, bo pobiłem swój rekord do Wrocławia w granicach miasta byliśmy dokładnie o 10-05 (więc 1h i 10 min!), ale to była niedziela i o wiele mniej "katamaranów", pogoda wspaniała aż chciało się żyć!!!
Stanęliśmy na CPN-ie i dzwoni Qba, że właśnie dojechali do Jelcza (15 km za Wrocławiem) więc prawie ich dogoniliśmy pomimo o 90-cio minutowego późniejszego wyjazdu - ale takie są właśnie MOTOCYKLE!!!
Dość szybko dokonaliśmy oględzin, dobiliśmy targu i o 11-30 siedzimy na obiadku, słońce grzeje jak w lipcu, godzina jest młoda, jesteśmy za Wrocławiem, więc wpadam na pomysł - jedziemy do Karpacza !!!
Zandi z Qbą dodają jeszcze żeby przejechać przez przełęcz Okraj, jest podobno nowy asfalt na serpentynach, no i tym przelewają czarę goryczy.
Obydwie Ele STRAJK - na żadne serpentyny nie pojadą, Zenek też nie za bardzo ma ochotę, ale jakoś udaje mi się ich namówić zalewając trochę, że do Karpacza z Jelcza mamy zaledwie 100 km, czyli tyle ile do Poznania i z powrotem. W rzeczywistości (sam byłem zdumiony) wyszło 190 km z czego połowa na okropnych starych górskich dróżkach, co prawda z serpentynami ale większość zamiast asfaltu miała kostkę granitową,a jak już był asfalt to posypany grysikiem.
Oczywiście wszystkiemu byłem winny ja, a jak Zenek raz oślizgnął się na wspomnianym grysiku, potem nie wyrobił w serpentynie a następną ściął akurat jak z przeciwka jechał samochód i Ela chciała mu w biegu zeskoczyć z motocykla szala goryczy się przelała obydwie rozbolały głowy i o przełęczy Okraj mogłem sobie pomarzyć.
Wtedy byłem w oczach kobiet winien nawet za 2 Światową, cały Komunizm i plagę Stonki na przełomie 50-tych i 60-tych.
Co by nie mówić to już nie lato, szybko robi się ciemno, a nikt na moto tego nie lubi.
Do Karpacza wjechaliśmy chyba ok. 17-tej i tu wszystkim poprawił się humor.
Ludzi jak w pełni sezonu, wszystkie knajpki pootwierane, wiec pozostawiamy motocykle na parkingu i dalej po knajpkach. Wszystkim znów zagościły uśmiechy zadowolenia po kawce i sporym deserze w naszej ulubionej ciastkarni, potem Tyskie, oscypek, żurek i do domciu. Było po 18-tej jak wyjeżdżaliśmy z Karpacza i naprawdę bardzo szybko zrobiło się ciemno, ale ustawiliśmy gdzieś na zapleczu Biedronki światła z Zenka FJR-ce.
Droga przez Złotoryję była fajnie kręta, ale potem przez Legnicę, Głogów i Leszno bardzo dobrze oznakowana (wymalowana) więc jechało się nie najgorzej. Pomimo to Ela Zenka i moja cały czas mi wygadywały, że prze ze mnie i moje głupie pomysły nie zobaczyły starówki Wrocławskiej, bolą je d..py, plecy i wo gule to one obydwie nie mają przyjemności z takiego długiego wyjazdu w jeden dzień... , co najgorsze to, że Zenek zaczął też im wtórować
A czy to moja wina, że z Jelcza zamiast 100 było 190 km, droga na której nie można rozwijać prędkości ponaddźwiękowych i we wrześniu szybko robi się ciemno ?
W każdym bądź razie ja się z tego cieszyłem, wspaniałe widoki zalanych słońcem i powoli zmieniających kolor na jesienny gór, 625 przejechanych na końcu września wspaniałych kilometrów, wspaniale działające podgrzewane siedzenia (manetki również) i idealnie nasmarowany łańcuch dzięki centralnemu smarowaniu (zapomniałem co to jest smarowanie łańcucha)
PS.
Mojej Eli najbardziej do gustu przypadło podgrzewane siedzenie

Powklejam jeszcze kilka zdjęć :






Stacja serwisowa (ustawianie świateł) na zapleczu Biedronki



Szacun załoga.
hihihi

trasa czy nie trasa, ale SUZI jest w domku