UmiĹscy
Coś co bardzo mnie wzruszyło i pewnie nie tylko mnie. Niesamowite, zaskakujące i poruszające serce. Coś dla zwolenników aborcji...
Zobaczcie sami! http://www.youtube.com/watch?v=x2TyRFF3caA
Szansa dla Samuela
Na pierwszy rzut oka zdjęcie zamieszczone poniżej może wydawać się szokujące, jeśli jednak przyjrzymy mu się dokładniej zrozumiemy, że jest piękne i przedstawia cud życia. Widzimy tu rączkę maleńkiego, nienarodzonego dziecka, Samuela Armasa, który na etapie życia płodowego przeszedł wyjątkowo skomplikowaną operację. Zabieg zakończył się powodzeniem, chłopiec urodził się 15 tygodni później, ma szansę na pełną sprawność.
"Ręka nadziei"
Autorem tej niezwykłej fotografii, która obiegła niemal cały świat, jest Michael Clancy. Bez trudu odnajdziemy ją w Internecie, dyskutuje się o niej na rozmaitych portalach, skłania ona do refleksji, zadziwia i wzrusza. Oczywiście nie wszyscy podzielają zachwyt nad tym zdjęciem. Kiedy Matt Drudge, gospodarz jednego z programów Fox News Channel chciał pokazać je swoim widzom, spotkał się ze zdecydowanym sprzeciwem ze strony swoich zwierzchników. Obawiali się, że sprowokuje ono dyskusję o aborcji. "Ręka nadziei" - bo taki tytuł nadano temu zdjęciu - nie ma na celu prowokować, pokazuje jedynie że pod pojęciem "płód" kryje się po prostu człowiek, a o jego prawie do życia nie można dyskutować.
Fot. Michael Clancy
Historia Samuela
Samuel Alexander Armas, którego rączkę widzimy na zdjęciu, był dzieckiem upragnionym i oczekiwanym przez swoich rodziców, Julie i Alexandra z Atlanty. Niestety podczas badań prenatalnych przeprowadzonych w 14 tygodniu ciąży okazało się, że Samuel cierpi na rozszczepienie kręgosłupa, które pozostawia nieprawidłowo rozwinięty i odsłonięty kręgosłup. Jeśli rozszczepienie nie zostaje zamknięte tak, aby chronić układ nerwowy, z dużym prawdopodobieństwem dziecko narażone jest na poważne uszkodzenie mózgu. Rodzice dowiedzieli się, że Samuel może urodzić się z wodogłowiem, że będzie sparaliżowany. Kilka osób z ich otoczenia zasugerowało aborcję, oni jednak - jako ludzie wierzący - postanowili znaleźć jakieś rozwiązanie. Julie Armas - z zawodu położna - znalazła w Internecie informacje o lekarzu, który operuje dzieci nienarodzone. Doktor Joseph Bruner i jego zespół z Centrum Medycznego przy Uniwersytecie Vanderbilt w Nashville są pionierami w przeprowadzaniu tego typu zabiegów, które określa się czasami jako "operowanie przez dziurkę od klucza". Pomimo, że ich metoda nie była wówczas w pełni akceptowana przez fachowe medyczne pisma, rodzice Samuela postanowili podjąć ryzyko, aby uratować swoje dziecko. Chcieli wykorzystać każdą szansę, bali się, że kiedyś ich kalekie dziecko przeczyta o możliwości operowania w łonie matki i zapyta: "czemu nie daliście mi takiej możliwości".
Godzina i trzynaście minut
Operacja odbyła się 19 VIII 1999 r, Samuel miał wówczas 21 tygodni i był 54. nienarodzonym dzieckiem operowanym przez lekarzy z Nashville. Był jednocześnie najmłodszym pacjentem tego zespołu. Na swoim etapie życia płodowego nie miał żadnych szans na to, by przeżyć poza łonem matki. Za pomocą cesarskiego cięcia doktor Joseph Bruner wyjął macicę, położył ją na brzuchu matki i zrobił w niej niewielkie nacięcie, przez które wykonywał operację. Aby zoperować tak maleńkie dziecko, trzeba było przygotować specjalne, miniaturowe narzędzia chirurgiczne. Nici użyte do tej operacji były cieńsze od ludzkiego włosa! Gdy doktor Bruner sprawdzał głębokość nacięcia w macicy, w pełni rozwinięta maleńka rączka owinęła się dookoła jego palca. Właśnie ten moment udało się uchwycić fotografowi, który ze względu na wyjątkowy charakter operacji uzyskał zgodę na jej dokumentację. Lekarz i cały zespół zamarli na chwilę. Cała operacja trwała godzinę i trzynaście minut. Ta godzina i te minuty wystarczyły, aby uratować dziecko. Bez względu na to, że wszyscy wiedzieli, iż mały chłopiec, tak samo jak jego mama, był pod narkozą, że chwycenie przez niego palca lekarza było tylko odruchem, trudno nie interpretować tego gestu jako swoistego podziękowania dla lekarza za to, że postanowił ratować życie i zdrowie Samuela. Nie sposób także nie dostrzec w tym niezwykłym uścisku swoistej manifestacji życia, chęci pokazaniu światu przez maleńkie dziecko, że jest czymś więcej niż tylko "płodem", który można zabić. Doktor Joseph Bruner, który do tej pory zoperował w opisany wyżej sposób około 180 dzieci twierdzi, że chwila, w której mała rączka chwyciła go za palec, była najbardziej wzruszającą w jego życiu.
Fot. Michael Clancy
Szczęśliwe narodziny
"Samuel urodził się w czwartek, 2 grudnia, o 18.25 w Northside Hospital, ważył 2500 g i miał 51 cm wzrostu. Urodził się w 36 tygodniu, ale wrzeszczał co niemiara. Nie musiał przebywać w inkubatorze i przyjechał z nami do domu 6 grudnia. Po obejrzeniu na ultrasonografie mózgu Samuela neurochirurg był pełen optymizmu. Dziecko nie miało wodogłowia i cofnęły się zniekształcenia mózgu. Doskonale porusza nóżkami. Był złożony w pół w łonie, ale ortopeda daje mu duże szanse, że będzie chodził. W przyszłym tygodniu rozpocznie fizykoterapię, która pomoże mu się pozbyć tej sztywności w nogach. Chowa się również bardzo dobrze. Dziękuję za wszystkie modlitwy i wsparcie. Jesteśmy szczęśliwsi niż to sobie kiedykolwiek wyobrażaliśmy" - to fragment listu Mamy Samuela do przyjaciół. Warto było podjąć ryzyko skomplikowanego zabiegu, ale przede wszystkim warto było zobaczyć w nienarodzonym dziecku kogoś, kto powinien dostać swoją szansę na życie i na zdrowie. Bóg daje nam rozmaite talenty i możliwości. Operacja Samuela pokazuje, że medycyna ma jednoznacznie służyć ludzkiemu życiu, że temu ma służyć jej rozwój, że każda ręka lekarza, która zwraca się w kierunku nienarodzonego dziecka, ma być "ręką nadziei", nigdy ręką śmierci.
Artykuł pochodzi z : http://www.bosko.pl/klopotnik/?art=1661
I co wy na to ?
Ano faktycznie, życie jest cudem.
Oby więcej takich świadectw i takich wspaniałych lekarzy.
Chwała Panu.
Wzruszające
popłakałam się jak to zwykle ja po przeczytaniu takiej szcześiwej historii
To mógł być tylko odruch chwytny ...
Oby takich dowodów na 100% człowieczeństwo człowieka od poczęcia było jak najwięcej.
Dr.Hause w którymś z odcinków przeprowadzał podobna operacje i podobnie zareagował płód. Co do prawdziwego życia to sam fakt jest na pewno chwytający za serce ale jak napisał heysel "To mógł być tylko odruch chwytny ..." i w 100% się z tym zgadzam, do każdego zdażenia można dorobić sobie ideologie i przypisać cud boży .
...do każdego zdażenia można dorobić sobie ideologie i przypisać cud boży .
A jaką "ideologię" przypisałbyś do "cudu", że TOBIE pozwolono się urodzić/ że nie potraktowano Cię w okresie płodowym jak nic nie znaczącego zlepka komórek?...
A jaką "ideologię" przypisałbyś do "cudu", że TOBIE pozwolono się urodzić/ że nie potraktowano Cię w okresie płodowym jak nic nie znaczącego zlepka komórek?...
Zbieg okoliczności, pomyłka, szczęście, a jeśli już by mnie tak potraktowali to może i lepiej dla tego świata by było. Poza tym rodzimy sie by umrzeć więc czy jest większy sens naszej egzystencji ( proszę mi tu nie pisać o życiu po śmierci bo to raczej osobny temat) i czy ja bym umarł w łonie matki czy po porodzie czy w wieku 90 lat sprowadza się do jednego do śmierci. A może biorąc pod uwagę co głosi KK że Bóg kieruje naszym życiem i że to on wyznacza nam kres dni może lekarz który dokonuje aborcji jest tylko narzędziem w reku Boga. Przecież Bóg również zabijał - patrz ST
Zbieg okoliczności, pomyłka, szczęście, ... Poza tym rodzimy sie by umrzeć więc czy jest większy sens naszej egzystencji ( proszę mi tu nie pisać o życiu po śmierci bo to raczej osobny temat) i czy ja bym umarł w łonie matki czy po porodzie czy w wieku 90 lat sprowadza się do jednego do śmierci. ...
Spotykam ostatnio coraz więcej ludzi, którzy, choć się nie znali/ nie znają i pochodzą z różnych miejsc w Polsce, a nawet z różnych krajów, twierdzą, że: nic nie jest dziełem przypadku. ... Ciekawe, bo ja też doszłam do takiego przekonania, niezależnie od nich, choć wcześniej przypisywałam wielu zdarzeniom określenie: "Zbieg okoliczności", "przypadek". Może chodzi o umiejętność dostrzeżenia powiązań pomiędzy wydarzeniami z naszego życia?
Zdaje się, że nie widzisz sensu w narodzeniu, życiu i umieraniu. Równie dobrze mógłbyś napisać: po co mamy się myć rano czy wieczorem, skoro i tak następnego dnia będziemy brudni? Albo: po co mamy jeść gdy jesteśmy głodni, skoro za parę godzin znów będziemy głodni. Albo: po co mówić komuś "dzień dobry" lub "dziękuję" skoro ten ktoś zaraz wychodzi ? ... Tematem tego wątku jest tak naprawdę NADZIEJA. Może poczytaj coś o niej więcej. Np. tak opisują ją Wielcy tego świata:
*Nadzieja zawiera w sobie światło mocniejsze od ciemności, jakie panują w naszych sercach.
— Jan Paweł II (Karol Wojtyła)
*Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata i wyciągasz do niego ręce, jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy milkniesz, aby wysłuchać, jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad, które jak żelazna obręcz uciskają ludzi w ich samotności, jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei "więźniom", tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego, moralnego i duchowego ubóstwa, jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze, jak bardzo znikome są twoje możliwości i jak wielka jest twoja słabość, jest Boże Narodzenie. Zawsze, ilekroć pozwolisz by Bóg pokochał innych przez ciebie, zawsze wtedy, jest Boże Narodzenie.
— Matka Teresa z Kalkuty
(Od siebie dodam, że każde narodzenie jest Wielką Nadzieją).
A słynne powiedzenie Nadzieja matką głupich ??
Spotykam ostatnio coraz więcej ludzi, którzy, choć się nie znali/ nie znają i pochodzą z różnych miejsc w Polsce, a nawet z różnych krajów, twierdzą, że: nic nie jest dziełem przypadku. ... Ciekawe, bo ja też doszłam do takiego przekonania, niezależnie od nich, choć wcześniej przypisywałam wielu zdarzeniom określenie: "Zbieg okoliczności", "przypadek". Może chodzi o umiejętność dostrzeżenia powiązań pomiędzy wydarzeniami z naszego życia?
Bez istnienia przypadkowości nie ma mowy o realnej wolnej woli. Ale to oczywiście, jak zwykle, szczegół. Tak samo jak to, że stwierdzanie "nic nie jest dziełem przypadku" na podstawie kilku zdarzeń, co do których się "wydaje", jest dosyć kardynalnym błędem w myśleniu.
A słynne powiedzenie Nadzieja matką głupich ??
Wiele razy zastanawiałam się nad zacytowanym powiedzeniem nie rozumiejąc, że dotyczy ono ludzkiej nadziei, która jest krucha, ulotna, na której nie można nic zbudować, bo pryska przy byle niepowodzeniu, jak bańka mydlana.
Moje wcześniejsze wpisy mówią o Nadziei pochodzącej od Boga, mocnej i stałej skale, będącej prawdziwą podporą wszelkich przedsięwzięć. Właśnie trafiłam na piękny tekst, Ją opisujący, w wykonaniu Jacka Wójcika, który Tobie Pan_terko i nam wszystkim dedykuję: http://www.youtube.com/wa...feature=related
jeśli zestawiasz razem "przypadkowość" z "realną wolną wolą", to natychmiast pojawia się u mnie skojarzenie o "bezmyślnym działaniu", czyli takim, które nie wymaga udziału własnej woli - po co więc "wolna wola", skoro nie chce się jej używać w akcie "BEZMYŚLNOŚCI"?
Bez istnienia w świecie przypadkowości zostaje tylko determinizm absolutny. A w takim wypadku nie ma mowy o żadnej wolnej woli. Mogę rozwinąć jeśli dalej nie rozumiesz.
Trudno jest odnalezc celowośc wielu zdarzeń, które miają miejsce - dla nas ludzi, którzy albo:
1 nie znamy wszystkich czynnikow wpływających na dane zdarzenie (praktycznie zawsze)
2 nie jesteśmy w stanie ogarnąc naszymi umysłami "boskiego planu" (przyjmijmy na chwilę, że taki istnieje). Co za tym idzie - często w swej pysze ów człowiek nie jest w stanie przyjąć, iż skoro sam tego nie pojmuje - to moze jednak istnieć jakiś On, który taki plan stworzył.
O ile dwojka pozostaje (chyba?) bez mozliwości dalszego rozważania, to jeszcze wróce do jedynki.
Wezmy taki przykład - rzut kośćmi. Wynik winien być typowym "przypadkiem". W rzeczywistości wynik nie jest niczym innym, jak wypadkową iluś czynnikow - takich jak siła rzutu, ukształtowani powierzchni, ułożenie kości w dłoni etc. etc. I co ciekawe - gdybyśmy znali wszystkie te czynniki, moglibyśmy przewidzieć wynik rzutu. Mało tego - moglibyśmy na niego świadomie wpłynąć (warunkując siłę rzutu - zakładam ze potrafimy precyzynie ją zmieniać). Tak więc - posiadając odpowiednie informacje nie tylko mozemy przewidywać przyszłość, mozemy tez świadomie na nią wpływać. To sa niby rzeczy oczywiste. Jednak przypatrzmy sie raz jeszcze naszemu graczowi. Gdy nie posiadał on odpowiedniej informacji - podczas gry nie miał on wpływu (wyboru) wyniku. Gdy posiada on informacje (a takze świadomość jej znaczenia) moze on kontrolować (wybierać) wynik. Może go kształtować podług własnej woli.
Mozną więc chyba zaryzykować stwierdzenie, iż wraz ze wzrostem świadomości praw, które rządzą rzeczywistością rosnie też wolność naszej woli. Oczywiście, podany przykład był niezwykle prosty, większość procesów na świecie jest duzo bardziej skomplikowana. I oczywiście wieeele praw rządzących światem pozostaje nieznana. Dla mnie tym własnie jest przypadek - nie poznanym jeszcze prawem.
Pozdrawiam.
Bez istnienia w świecie przypadkowości zostaje tylko determinizm absolutny. A w takim wypadku nie ma mowy o żadnej wolnej woli. Mogę rozwinąć jeśli dalej nie rozumiesz...
Rozumiem Ciebie i rozumiem, że ... Ty, na dziś, nie widzisz tego, czego i ja nie widziałam jeszcze niedawno. Może jednak i Tobie się uda dojrzeć i poczuć "paradoks" wolnej woli i wielkiej wolności, którą niesie modlitwa:
"niech mi się stanie według Twego Słowa".
To mógł być tylko odruch chwytny ...
No jasne, że odruch chwytny..:) to dziecko nie mogło pomyśleć" O ten lekarz mi ratyuje życie, to go chwycę za palec"
Może i przypadek no ale fakt, to fakt..
To dziecko żyje czuje, ma odruchy chwytne ,a ile kobiet zabija dzieci w tym miesiącu ciąży??
Mnie również te zdjęcia bardzo wzruszyły...