UmiĹscy
Mam do Was ważne (dla mnie) pytanie.
Sprawa jest nastepująca:
Mój brat (kleryk z zakonu pijarów) za jakiś niecały rok będzie miał święcenia kapłańskie (czy jak to się tam nazywa).
Zrozumiałym jest, że będzie się to wiązało z "wypasioną" msza św, potem msza prymicyjna itp.
Jako ateista nie chcę brac w tym udziału, tym bardziej czynnego. Bo jeszcze odstać czy odsiedzieć swoje w kościele to nie problem - problemem jest "komunia" i te sprawy.
Moja rodzina pomimo, że wie, że jestem niewierzący, na pewno będzie kazała mi do "spowiedzi" i "komunii" przystąpić ("Co Ci szkodzi, zrób to dla brata"). (a gdy się uprą - będę musiał ustąpić - moja mama stosuje "terror psychiczny" gdy się przy czyms upiera...)
Czy takie słowa mają sens? Przecież do "spowiedzi" i tak nie pójdę, a gdy zjem "komunię" - czy nie będzie to swego rodzaju "profanacja" owej uroczystości tak ważnej dla mojego brata?
Drugie pytanie - oni czesto mówią "Powinieneś chodzić do kościoła, co ci szkodzi, to nic że nie wierzysz, ale cała rodzina chodzi to i ty powinieneś choćby ze względu na brata". Cały też czas nie moga sobie wydarować, że wziąłem slub tylko cywilny - ciągle słyszę docinki na ten temat w stylu "ślub cywliny to ślub bydlęcy, to rejestracja urzędowa".
Prosze o radę. Z góry mówię, że rozmowa w stylu "Religia to prywatna sprawa każdego z nas i nie mieszajmy się sobie nawzajem do tych sraw" - odpada, już nie raz próbowałem.
Przeczytałem twój post i jakoś wynika z niego, że jesteś "tym gorszym".
IMHO przystępowanie do Komunii "dla brata" jest jednym wielkim nieporozumieniem i wymaganie tego na tobie również - zachęcanie to jedno, a zmuszanie to drugie, i raczej jak w ten sposób ciebie traktują, to pewnie tylko jeszcze bardziej się zniechęcasz.
Tak samo ma się sprawa z chodzeniem do Kościoła - można chodzić dla chodzenia, tylko czy to na tym polega wiara? Przecież nie (chociaż znalazłoby się wiele osób, w tym również ja, którzy mają etapy w życiu chodzenia dla chodzenia). Ja wiem, że można namawiać, krzyczeć, zmuszać etc., ale to do niczego nie prowadzi - powiedz twojej rodzinie, niech się za ciebie modli o twoje nawrócenie - w takim przypadku na pewno zaczniesz chodzić do kościoła. Podpieranie się bratem to kiepska zagrywka...
Religia to prywatna sprawa każdego z nas i nie mieszajmy się sobie nawzajem do tych sraw
Mnie się wydaje, że religia nie jest prywatną sprawą każdego z nas, gdyż - jeśli ją przeżywamy w pełni - wywiera pozytywny wpływ na nasze życie.
Z drugiej strony deklarujesz się jako ateista, ale nie tak bardzo przekonany co do swego ateizmu, bo obawiasz się
- święceń swego brata, które jakoś cię niepokoją
- komunii i tych spraw
- że gdy się uprą, będziesz musiał ustąpić ze względu na - jak piszesz - "terror psychiczny"
Twoja sprawa nie jest znowu tak bardzo niespotykana. Np. kard. Glemp ma brata niewierzącego, członka PZPR, zajmującego dyrektorskie stanowiska. Nie jesteś więc kimś wyjątkowym. Uważam, że powinieneś rzetelnie, bez złości, przedstawić swój światopogląd rodzinie, a może najlepiej swemu bratu. Spodziewam się, że kto, jak kto, ale twój brat cię zrozumie.
Spowiedź IMHO sensu nie ma, bo jak uczciwie sprawę przedstawisz spowiednikowi, to przecież rozgrzeszenia Ci nie ma prawa dać.Jeśli przyjmiesz komunię to z mojego, katolickiego punktu widzenia będzie to świętokradztwo, no ale Ty przecież jesteś niewierzący. No i tak zrobisz jeśli jesteś bez jaj. jeśli masz jaja to po prostu postawisz się rodzinie i mszę po prostu odstoisz. Tyle dla brata zrobić chyba możesz
Ale to przecież dopiero za rok. A do tego czasu wiele się może zdarzyć
Spowiedź IMHO sensu nie ma, bo jak uczciwie sprawę przedstawisz spowiednikowi, to przecież rozgrzeszenia Ci nie ma prawa dać.Jeśli przyjmiesz komunię to z mojego, katolickiego punktu widzenia będzie to świętokradztwo, no ale Ty przecież jesteś niewierzący. no i tak zrobisz jeśli jesteś bez jaj. jeśli masz jaja to po prostu postawisz się rodzinie i mszę po prostu odstoisz. Tyle dla brata zrobić chyba możesz
Ale to przecież dopiero za rok. A do tego czasu wiele się może zdarzyć
Odstać mogę. A co do "posiadani jaj" - nie znasz mojej rodziny, stary...:(
Stosują terror psychiczny w stylu - nie zgadzam sie na coś-> matka wpada w histerię, zaczyna pokazowo brać prochy na serce, udaje, że sie źle czuje - no i weź tu postaw na swoim... Nie chcę mieć matki na sumieniu.
Stosują terror psychiczny w stylu - nie zgadzam sie na coś-> matka wpada w histerię, zaczyna pokazowo brać prochy na serce, udaje, że sie źle czuje - no i weź tu postaw na swoim... Nie chcę mieć matki na sumieniu
Porozmawiaj o tym z proboszczem. Może przekona twoją matkę?
Masz toksyczną rodzinkę i poważny problem chłopie. Jesteś współuzależniony. Poszukaj pomocy psychologa.
Odstać mogę. A co do "posiadani jaj" - nie znasz mojej rodziny, stary...
Stosują terror psychiczny w stylu - nie zgadzam sie na coś-> matka wpada w histerię, zaczyna pokazowo brać prochy na serce, udaje, że sie źle czuje - no i weź tu postaw na swoim... Nie chcę mieć matki na sumieniu.
To jest wzbudzanie poczucia winy, na takie coś to sobie nie pozwalaj - to dla zdrowia psychicznego twojego i twojej rodziny. Ja to może zbyt cyniczny jestem, ale na taką reakcję twojej matki, po prostu bym nic nie zrobił - całkowicie się tym nie przejął - zresztą jestem po niedawnych moich przejściach rodzinnych i śmiem twierdzić, że wlasnie taka a nie inna moja reakcja lepiej zrobiła, niż jak dotychczas - uleganie. Też mi się 30-tka zbliża i czas już najwyższy uzmysławiać rodzicom, że ich dziecko to autonomiczny człowiek - mogą mi rózne rzeczy sugerować, ale nie wymagać czy wręcz szantażować
Witaj darth,
parę słów ode mnie: zgadzam się z większością opinii, które tutaj padły.
na pewno nie będzie sensowna ani spowiedź, ani Komunia (i na pewno Ty się z tym całkowicie zgadzasz i to rozumiesz).
co do rodziny- nie daj się nabrać. pamiętaj, że wiara na pokaz jest gorsza niż niewiara, bo jest fałszywa i Tobie zrobi więcej szkód niż Twoja niewiara rodzinie.
pozdrawiam
Witaj darth,
parę słów ode mnie: zgadzam się z większością opinii, które tutaj padły.
na pewno nie będzie sensowna ani spowiedź, ani Komunia (i na pewno Ty się z tym całkowicie zgadzasz i to rozumiesz).
co do rodziny- nie daj się nabrać. pamiętaj, że wiara na pokaz jest gorsza niż niewiara, bo jest fałszywa i Tobie zrobi więcej szkód niż Twoja niewiara rodzinie.
pozdrawiam
Myślę dokładnie tak samo. A Wasze posty utwierdziły mnie w przekonakiu, że dosyć już tego - mam swoje życie i nie będę robił nic "na pokaz", bo dla nich tylko o to chodzi. Ileż było gadania gdy brałem slub - "weź kościelny, bo ludzie będą gadać" i takie tam. Ale cholera, uparłem się i postawiłem - i wziąłem tylko cywilny - i patrzcie, jakoś wszyscy przeżyli. Tylko babcia podobno wysłuchuje od swoich durnych kolezaneczek-plotkar "to co kumo, uny wiarę zmieniły na jechową?"
"weź kościelny, bo ludzie będą gadać"
ot, polski katolicyzm w pigułce może troche krzywdzące dla niektórych, ale już na tylu ślubach byłem, że 3/4 gości za bardzo nie wiedziało co się na mszy dzieje, że coraz większe niezrozumienie dla tego zjawiska mam...
Też jestem zdania, ze nie powinno sie robić czegoś tylko dlatego, że ludzie będą gadać. Nie istotne, czego to dotyczy, ale poporstu robienie czegoś wbrew wlasnym przekonaniom tylko dlatego, ze ludzie beda gadac, czy boimy sie co o nas pomysla
a przede wszystkim dotyczy to polskiego katolicyzmu, niestety. coraz więcej procent wiernych stanowią tzw. 'pastuszkowie', czyli postawy typu: 'Ilekroć jestem w kościele, to kolędy śpiewają'.
dlatego dobrze, że przynajmniej nie robisz niczego na pokaz, bo wiadomo, do czego to prowadzi. i chyba- przynajmniej tak mi się wydaje, jeżeli się mylę, to mnie popraw- Ciebie taka 'wiara po nic i bez sensu' doprowadziła do ateizmu. po prostu jest to tak częsty przejaw zniechęcenia, że aż typowy
ja, gdybym w odpowiednim momencie zycia nie spotkał ludzi, którzy naprostowali mnie i moją wiarę i pokazali mi prawdziwy jej sens i radośc z niej płynącą, pewnie dziś tępo siedziałbym w kościele, nie za ardzo wiedząc, o co chodzi.
serdecznie pozdrawiam!
dlatego dobrze, że przynajmniej nie robisz niczego na pokaz, bo wiadomo, do czego to prowadzi. i chyba- przynajmniej tak mi się wydaje, jeżeli się mylę, to mnie popraw- Ciebie taka 'wiara po nic i bez sensu' doprowadziła do ateizmu. po prostu jest to tak częsty przejaw zniechęcenia, że aż typowy
ja, gdybym w odpowiednim momencie zycia nie spotkał ludzi, którzy naprostowali mnie i moją wiarę i pokazali mi prawdziwy jej sens i radośc z niej płynącą, pewnie dziś tępo siedziałbym w kościele, nie za ardzo wiedząc, o co chodzi.
serdecznie pozdrawiam!
Nic mnie do ateizmu nie doprowadziło - po prostu urodziłem się nim. Czasem wkurza mnie, jak wiele osób sądzi, że ateistą się zostaje bo na przykład ksiądz na człowieka nakrzyczy czy coś. Wtedy jeśli już - zostaje się antyklerykałem.
Dla mnie osobiście choćby nagle cały kler stał się przykładny, rozdałby dobra ubogim i w ogóle staliby się idealni pod każdym względem - nic by to nie znaczyło. Bo nie potrafiłbym zmusić siebie do "uwierzenia".
A co do "tępego" uczestnictwa w obrzędach chrześcijańskich - wiele razy, przy okazji "nawracania" mnie przez rodzinę, pytałem wreszcie "po co chodzicie do kościoła?". I wiesz co? - nikt nie odpowiedział sensownie. Chyba, że sensowną odpowiedzią jest "no bo trzeba".
A co do "tępego" uczestnictwa w obrzędach chrześcijańskich - wiele razy, przy okazji "nawracania" mnie przez rodzinę, pytałem wreszcie "po co chodzicie do kościoła?". I wiesz co? - nikt nie odpowiedział sensownie. Chyba, że sensowną odpowiedzią jest "no bo trzeba".
Wlasnie w tym miejscu jest przysłowiowy pies pogrzebany. Właśnie z tego powodu ja na przykład miałem swojego czasu rodzinne nieprzyjemności, że chodzę częściej "niż trzeba", to że jest coś ze mną nie tak...
Czasem wkurza mnie, jak wiele osób sądzi, że ateistą się zostaje bo na przykład ksiądz na człowieka nakrzyczy czy coś
niestety- większość mi znajomych ateistów wyrosła właśnie na gruncie nienawiści do kościoła hierarchicznego. dlatego takie postawy mnie dziwią.
To co oni wyprawiają to jest właśnie ten płytki katolicyzm, który tak mnie denerwuje. Dla takich ludzi liczy się "obecność" w kościele co niedzielę, na procesji w boże ciało i tam jeszcze parę innych. Poza tym można być sukinsynem, złodziejem, mendą najgorszej maści - ale jak się chodzi do kościoła to nikt słowa nie powie - czyli "Stasiek pije, wynosi z domu na wódkę, kradnie kury po wsi, żonę bije kłonicą - ale co niedzielę chodzi do kościoła i bierze komunię, więc to bardzo dobry człowiek". Zgroza.
Ależ Darth to co tu napisałeś nie ma się nijak do chrześcijaństwa często tak niestety bywa że wielu ludzi odwraca sie od Boga bo ludzie postępują tak a nie inaczej - dlatego oceniaj Boga przez pryzmat jego słowa , a nie przez pryzmat ludzi którzy tylko noszą etykietkę z napisem chrześcijanin a częstokroć nawet o tym nie wiedzą bo wszystko co zrobili w kierunku poznania Boga to urodzili się a mausia ich zaniosła do kościoła pokropić by zostać członkiem tegoż (tzn nakleić odpowiednią etykietkę).
Zastanów się czy przestaniesz sznować swoją żone tylko dla tego bo żona Staśka zachowuje się niemoralnie ?
Ależ Darth to co tu napisałeś nie ma się nijak do chrześcijaństwa często tak niestety bywa że wielu ludzi odwraca sie od Boga bo ludzie postępują tak a nie inaczej - dlatego oceniaj Boga przez pryzmat jego słowa , a nie przez pryzmat ludzi którzy tylko noszą etykietkę z napisem chrześcijanin a częstokroć nawet o tym nie wiedzą bo wszystko co zrobili w kierunku poznania Boga to urodzili się a mausia ich zaniosła do kościoła pokropić by zostać członkiem tegoż (tzn nakleić odpowiednią etykietkę).
Zastanów się czy przestaniesz sznować swoją żone tylko dla tego bo żona Staśka zachowuje się niemoralnie ?
Przeczytaj moje wcześniejsze posty. Ja nie oceniam religii wg tego jak postępują jej wyznwacy (chociaż w sumie dlaczegóżby nie....?). Dla mnie osobiście każda religia, ze swojej istoty jest nie do przyjęcia.
Wnerwia mnie tylko, bo moja rodzina, która uważa się za "wielce" katolicką, postępuje w sposób jak powyżej. Nie lubię dwulicowości, szczególnie takiej, która dotyczy mnie bezpośrednio. A w opisywanym wypadku tak jest. Ja stawiam sprawę jasno i prosto - nie wierzę, odrzucam wszelkich bogów i już. Jak już pisałem powyżej nie jestem ateistą bo "niektórzy chrześcijanie to hipokryci" - ale jestem nim bo się nim urodziłem.
Przeczytaj moje wcześniejsze posty. Ja nie oceniam religii wg tego jak postępują jej wyznwacy (chociaż w sumie dlaczegóżby nie....?). Dla mnie osobiście każda religia, ze swojej istoty jest nie do przyjęcia.
Wnerwia mnie tylko, bo moja rodzina, która uważa się za "wielce" katolicką, postępuje w sposób jak powyżej. Nie lubię dwulicowości, szczególnie takiej, która dotyczy mnie bezpośrednio. A w opisywanym wypadku tak jest. Ja stawiam sprawę jasno i prosto - nie wierzę, odrzucam wszelkich bogów i już. Jak już pisałem powyżej nie jestem ateistą bo "niektórzy chrześcijanie to hipokryci" - ale jestem nim bo się nim urodziłem.
Napisałeś że niektórzy chrześcijanie to hipokryci a opisałeś nijakich katolików a czy nie uważasz że tacy katolicy to nie ogół chrześcijan że są ludzie którzy naprawde żyją nauką Chrystusa , dlaczego jedną miarą oceniasz wszystkich chrześcijan.
Napisałeś że każda religja jest nie do przyjęcia a tak naprawdę znasz tylko tzw katoików a co masz przeciwko innym ???
Drogi Przemku, napiszę słówko od siebie. Nie chce mi się czytać całego tematu, ale podejrzewam, że niektórzy mają zdania podobne do mojego.
Jeśli jesteś człowiekiem niewierzącym, nie powinieneś być zmuszany do odbycia praktyk, które są charakterystyczne dla osób wierzących. Moim zdaniem wiara czy nie wiara jest sprawą osobistą człowieka i w tej kwestii pod żadnym pozorem nie powinno się do niczego zmuszać, nawet jak mama się obrazi. To tak jakby mnie, katoliczkę zmuszono do odbycia jakichś buddyjskich praktyk, bo mój brat ma święcenia na buddyjskiego mnicha... To bez sensu!
Myślę też, że mógłbyś o tym porozmawiać z bratem. Jest on człowiekiem wierzącym, zna dobrze naukę Kościoła jeśli będzie kapłanem, więc również powinien zrozumieć i uszanować Twoją postawę i porozmawiać o tym z mamą, żeby do niczego Cię nie zmuszała. Dla mnie to jakieś chore! Ja bym nawet nie pomyślała o tym, żeby się obrażać na rodzeństwo, tylko dlatego, że jest niewierzące i nie chce z tego powodu przyjąć sakramentów w mojej intencji. Jak napisałam, jest to sprawa indywidualna. Jeśli jest niewierzący, cieszyłabym się, że po prostu przyszedł, jest obecny, nie zmuszałabym od razu do spowiedzi czy przyjmowania Komunii.
I tak, wydaje mi się, że jeśli by Cię do tego zmuszoną np. presją, że mama się obrazi, albo cała rodzina może gadać, doszłoby bezsprzecznie do świętokradztwa! Nikt nie ma prawa do niczego Ciebie zmuszać!
nie do przyjęcia dla mnie jest wiara w wymyśloną istotę wyższą
Sęk w tym, że w naturze samego człowieka leży wyrośnięcie ponad samego siebie i stanie się "istotą wyższą"
Można mówić, że to nierozsądne i irracjonalne, ale normalnie takie dążenie tkwi w każdym z nas.
Istnieje już gdzieś temat o wierze i rozumie, można by tam skopiować poprzedni post...
Darth ja bym nie rozbiła nic na pokaz.
Wiesz, mój kuzyn miał podobny porblem jak ty tyle że to było jego bierzmowanie. Jego Ojciec kazał mu iśc a chłopak jest ateistą ale ojca to nie obchodziło. Ale on miał około 16 lat obrona własnych poglądów groziła mu utratą środków utrzymania ze strony ojca (poważnie!). Ty chyba jesteś już na tyle "duży" by bronić się... Ja wiem że może być ciężko.
A może pogadaj z bratem? On będzie wiedział że przyjęcie przez ciebie komunii będzie profanacją. Możę właśnie ON mógłby pogadać z Twoją mamą?