UmiĹscy
Czasem mam różne dylematy moralne w związku z przekonaniami religijnymi i jednoczesnymi niedomaganiami w kwestii przestrzegania Prawa.
Jak to jest z grzechem zgorszenia? Jako chrześcijanie winniśmy dawać innym przykład swoim postępowaniem, by dla ludzi niewierzących nie stać się właśnie powodem zgorszenia. Na przykład muszę ukrywać się z paleniem papierosów, bo jak spotka mnie ktoś znajomy, kto przyczepił mi etykietkę "świętej" to szok przeżywa. Jak mój kolega-sąsiad, który podobno omal nie wyleciał z balkonu, jak zobaczył właśnie, że palę papierosy.
Niedawno miałam taką sytuację na jednym forum (z którego de facto mnie wyrzucono ), że ludzie wrogo nastawieni do Kościoła się ze mną kłócili i w pewnym momencie tak mnie wkurzyli, że wysłałam im niezłą wiązankę . No i komentarze były - nie powiem... I co, mam teraz się spowiadać z tego, że ludzie utwierdzili sie w przekonaniu, że katolicy to tylko udają takich "świętych"? (pytam, bo jutro może pójdę do spowiedzi). Czy nam, katolikom, nie wolno już popełniać błędów, reagować i zachowywać się...jak ludzie po prostu?
Jak ludzie - jak najbardziej. Tylko niestety ludzie coraz częściej zachowują sie jak zwierzęta. A tego katolikom nie wolno Nikomu zresztą nie wolno, ale katolicy mają szczególną motywację - Serce Jezusa
Problem zgorszenia jest rzeczywisty. Owszem, to nie jest sprawiedliwe, że od katolika wymaga się więcej, że jego najmniejsze potknięcie jest wytykane palcami. Co gorsza - błąd nie jest zaliczany na konto pojedynczego katolika, ale całego Kościoła. "Oni w tym KRK tylko takich świętych udają, widziałem jak ks. X palił" - nikt nie pomyśli "ale biedny człowiek, szatan go oszukał i wpadł w nałóg, z którego teraz nie może wyjść, pomodlę się", większość od razu przekreśla i osobę i "instytucję". Bo przecież w założeniu "oni mają być święci".
Tak, to jest niesprawiedliwe. Ale tak sobie myślę... Dla nas nawet lepsze. Im więcej od nas wymagają, nawet niesłusznie, nawet ponad nasze możliwości, tym więcej w życiu się nauczymy, tym więcej dobra wyświadczymy. Czy tak nie jest?
Podam głupi przykład - jeśli uczeń spóźnia się na lekcję, bo wraca 'z palarni' - jest ok, nikt od niego i tak niczego wielkiego nie wymaga, wyrabia normę. Jeśli uczeń spóźnia się na lekcję, bo wraca ze spotkania modlitewnego, które przedłużyło się o 3 minuty - afera. Dlaczego? "Bo oni mają świecić przykładem". To wcale nie żart, sytuacja z życia wzięta.
Niesprawiedliwa do bólu, prawda? A jednak na lepsze wychodzi nam, chrześcijanom
Pamiętam jak kiedyś ja spóźniłam się na lekcję, bo były rekolekcje i msza była dłuższa... to od razu było, że mogłam pójść po południu. A po południu nie mogłam. No ale to już nikogo nie obchodziło dostałam ochrzan... Ale jak mój kolega spóźniał się każdego dnia to nic nie było, bo on już tak ma...
Sądzę, że najbardziej pasuje tu zdanie: "żdźbła w oku bliżniego szukacie, a belki u siebie nie widzicie?"
Jeśli ktoś ma mało interesujące własne życie, to zajmuje się życiem innych - w nagatywnym tego słowa znaczeniu.
Przykład z życia - studiuję dziennie i pracuję dorywczo (umowa - zlecenie). I nagle pewnego dnia dziewczyna, która jest znana z tego, że uwielbia plotki podchodzi do mnie i mówi:
> "słyszałam, że rzucasz studia"
ja: "tak?"
> "... i że pracujesz"
ja: "wiesz.. jak widać potrafię pogodzić jedno i drugie"
Ludzka głupota nie zna granic..