UmiĹscy
Dział "Istota ewangrelizacji" ,więc warto zaznaczyć,co jest istotą ewangelizacji.
Sam Jezus był znany z tego ,że obchodził miasta i wioski głosząc dobrą nowinę o królestwie.
Mateusza 9:35
[ciach - na tym forum obowiązuje regulaminowy zakaz cytowania niechrześcijańskich przekładów PŚ, w szczególności PNŚ] omyk
Szkolił też do tej działalności swych uczniów,polecił im co mają głosic:
Mateusza 10:5-7
[ciach - j.w.] omyk
Co ciekawe ta sama dobra nowina miała byc głoszona w dniach końca,co zapowiedział Jezus:
[ciach - j.w.] omyk
i jak to się ma do określenia istoty ewangelizacji?
Zapewne tak, że Świadkowie Jehowy szkolą się do głoszenia, głoszą we wszystkich krajach świata oprócz 3 (rzekomo), a ponieważ głoszą, to na pewno nastały dni końca
Przecież zawsze dyskusja ze ŚJ sprowadza się do jednego...
do jednego, czyli do rzekomego tajnego/ukrytego powrotu Chrystusa na ziemię w 1914 roku (n.b. sprzecznego z ewangelią), które jest podstawą ich nauczania i istnienia, i które z łatwością wykazane jako błędne rozwala całą zasadność świadkowania J. ?
swoją drogą ładnie to ugrupowanie charakteryzuje wikipedia, iż są to ludzie oczekujący Armagedonu. to ja dziękuję. co to za wiara co zamiast zbawienia dąży jedynie do armagedonu...
Niewidzialna paruzja miała miejsce nie w 1914, tylko w 1874!
To znaczy... ta pierwsza udana paruzja (bo rok wcześniej też była w planach [wtedy jeszcze całkiem widzialna], tylko nie wypaliła!). Ta z 1914 była kolejną, ale wtedy akurat wszyscy śJ wierzyli, że Jezus przyszedł już w 1874, więc...
Augustusie: Regulamin jest regulaminem. Na dzień dzisiejszy cytowanie przekładu Nowego Świata na tym forum jest regulaminowo zakazane. Myślę, że problemy translacyjne można przedyskutować również opisowo, lub podając linki - o ile oczywiście ma się na tyle szeroką wiedzę. Ewentualne zażalenia proszę kierować do osób układających regulamin
Omyku, a kiedy uczestnicy tego forum będą chcieli przedyskutować problemy translacyjne PŚ, to nożyk moderatorki będzie ciężko pracował, kiedy użyje się cytatu z przekładu Nowego Świata?
[ Dodano: Sob 24 Paź, 2009 18:12 ]
Augustusie
Czy ty przypadkiem nie przesadasz? Moderator ma obowiązek stosować się do Regulaminu i według niego działać. Jeśli coś jest sprzeczne z Regulaminem to trzeba działać. A dyskusje opiera się na tym co dopuszcza Regulamin. Po to on jest, aby panował jakiś ład i porządek.
Co do paruzji i Armagedonu to ja nie bardzo wiem po co takie kwestie roztrząsać. Myślę, że na ziemi jest tyle problemów, które są na miarę Armagedonu, więc kolejnego nam traczej nie potrzeba. I warto by się zastanowić jak z tego obecnego Armagedonu wyjść. A Jezus przyjdzie w swoim czasie i dlatego warto bardziej myśleć o nawracaniu się niż o Armagedonie, który może tam kiedyś nastąpi a może i nie nastąpi.
Ważne jest, aby przygotować się na spotkanie z Chrystusem, które może przyjść w każdej chwili, gdyż nie znamy dnia ani godziny naszego odejścia z tego świata a w chwili odejścia już nic nie zrobimy i nie będzie już czasu na nawrócenie. To co zostanie na naszym sumieniu to z tego zostaniemy rozliczeni.
A więc lepiej nie tracić czasu na myślenie o tym co będzie kiedyś, ale skupić się na tym co trzeba zrobić, a trzeba się nawrócić - tego raczej nie czyni się w ciągu jednej chwili.
Pozdrawiam
Tomaszu, co masz na myśli mówiąc o armagedonie?
Wiemy przecież, że Paruzja nastąpi na pewno I wcale nie możemy być pewni, że do tego czasu zdążymy umrzeć Mamy się więc nawracać, bo nie znamy dnia ani godziny - ani naszej własnej śmierci, ani Paruzji.
Tomaszu, co masz na myśli mówiąc o armagedonie?
Nic szczególnego. Po prostu uważam to za totalną brednię, ale to moje zdanie. Napewno jestem pewny ponownego przyjścia Chrystusa, ale raczej mało prawdopodobne, abym dożył do tego czasu i na to mogę dać 99%, ten jeden procent trzeba pozostawić na ewentualne dożycie do chwili przyjścia Jezusa - Boga trudno jest przewidzieć i nie wiem jakie ma plany względem mnie, więc kto wie, może pozwoli mi dotrwać do tak wspaniałej chwili. Uznałbym to chyba za wielki dar łaski na który z pewnością nie zasługuję.
Nie chciałbym jednak podważać pogladów czy też teorii innych więc tak teoretycznie przyjąłem, że taki Armageddon może mieć miejsce - zabawna teoria, ale cóż, w obecnych czasach wiele jest takich teorii, pomysłów, fantazji.
Pozdrawiam
Ja bym to prawdopodobieństwo oszacowała raczej na 50%. Dożyjesz, albo i nie. Paruzja równie prawdopodobnie może być za 3 tysiące lat, co i pojutrze
Ja bym to prawdopodobieństwo oszacowała raczej na 50%.
A to ciekawe bo mi wychodzi około 2%, mniej więcej ta sama wartość co Tomasz32 .
A to jakim cudem?
albo będzie jutro, albo nie będzie
jak nie będzie to albo będzie pojutrze, albo nie będzie
jak nie będzie, to albo będzie popojutrze...
eeee... szkoda, że nie przykładałem się do rachunku prawdopodobieństwa w szkole; w każdym razie też mi wychodzi, że jutro będzie tak na 50% i popojutrze też
a z ponownym przyjściem Chrystusa - czy do umierających nie "przychodzi" już w chwili śmierci (choćby po to, by dokonać sądu szczegółowego)...?
A to jakim cudem?
A takim, że nie wyszedłem od tautologii w założeniach, a non omen warunków jakie sama określiłaś : "Paruzja równie prawdopodobnie może być za 3 tysiące lat, co i pojutrze" .
A to ciekawe bo mi wychodzi około 2%, mniej więcej ta sama wartość co Tomasz32 .
To już mogę nie czuć się osamotniony w swoich rachubach procentowych.
w mojej intencji - o dobrą śmierć.
Nie dobijaj ludzi, dobrze ? Żeby jeszcze bez tego uśmieszka na końcu ...
Nie dobijaj ludzi, dobrze ? Żeby jeszcze bez tego uśmieszka na końcu ...
A czy wiesz Heyselu o czym wogóle pisałem? Wiesz czym jest taka "dobra śmierć"?
Tutaj nie chodzi o to, że ja chce umrzeć teraz, ale o to, abym nie umierał w stanie grzechu.
A więc nie denerwuj się niepotrzebnie, bo to nie ma sensu.
A takim, że nie wyszedłem od tautologii w założeniach, a non omen warunków jakie sama określiłaś : "Paruzja równie prawdopodobnie może być za 3 tysiące lat, co i pojutrze"
Hahahah A już myślałam, że wziąłeś pod uwagę przewidywaną ilość dni, które pozostały Tomaszowi i nieskończoność (a w zasadzie ona też tu nie pasuje)
Ja jednak zdecydowanie wolę matematykę Ink'a.
Paruzja to dla mnie wydarzenie tak odległe w czasie, że nawet o nim nie myślę
Zauważyłam, i dlatego sprowokowałam ten temat. Myślę sobie, że skoro pierwsi chrześcijanie o Paruzji myśleli, wręcz wyczekiwali jej tyle wieków temu, to o ile bardziej my powinniśmy o niej myśleć? Marana tha!
Ja jednak zdecydowanie wolę matematykę Ink'a.
Za taką matematykę nawet w podstawówce dostawało się pałę .
Wracając do tematu: Świadkowie Jehowy głoszą Dobrą Nowinę o wojnie Armagedonu, w której zginą wszyscy Nieświadkowie Jehowy. Z tych co przeżyją (ŚJ) 90% ma pełnić funkcę służebną (niewolnicy) wobec garstki (144 000) stanowiącej Rząd Niebiański w Nowym Porządku Rzeczy. Ja wysiadam. Wolę Dobra Nowinę o Przebaczeniu i współdziedziczeniu Nieba.
że skoro pierwsi chrześcijanie o Paruzji myśleli, wręcz wyczekiwali jej tyle wieków temu,
A może po prostu nazbyt dosłownie interpretowali nt ?
[ Dodano: Pon 26 Paź, 2009 12:10 ]
TOMASZ32-SANCTI napisał/a:
Wiesz czym jest taka "dobra śmierć"...........Tutaj nie chodzi o to, że ja chce umrzeć teraz, ale o to, abym nie umierał w stanie grzechu.
Czyli, że chodzi ci o coś w rodzaju: Od nagłej i niespodziewanej śmierci - zachowaj nas Panie? - Czy tak?
Zauważyłam, i dlatego sprowokowałam ten temat. Myślę sobie, że skoro pierwsi chrześcijanie o Paruzji myśleli, wręcz wyczekiwali jej tyle wieków temu, to o ile bardziej my powinniśmy o niej myśleć? Marana tha!
Jako chrześcijanin oczekuję ponownego przyjścia Jezusa, ale patrząc się na swój poziom nawrócenia to tak nie bardzo jestem przygotowany na przyjście. Z drugiej strony obserwując to co się dzieje na świecie to chyba lepiej aby ten koniec już nadszedł, bo upadek ludzi jest tak wielki, że dłużej nie ma sensu tego ciągnąć.
Jeżeli bardzo chcesz to możemy sobie to przedyskutować, inaczej daruj sobie.
Za taką matematykę nawet w podstawówce dostawało się pałę
Siedząc dzisiaj na wykładzie z matmy pomyślałam, że mogłam zamiast "za 3 000 lat" napisać "za 522145583220542326 milionów lat" i życzyć Ci powodzenia w Twoich rachunkach
M.Inkowska matma lepszą jest, ot
A może po prostu nazbyt dosłownie interpretowali nt ?
Myślałam raczej o czasach, w których dopiero spisywali Księgi NT
Pytanie co znaczy nazbyt dosłownie... Minęły już niecałe 2 tysiąclecia, nie wiemy ile czasu pozostało, więc nie możemy nawet określić, czy miniony czas to dużo, czy mało... A co, jeśli dzisiaj się rozprężymy, myśląc, że nie można zbyt dosłownie brać słów "zaiste przyjdę niebawem", przestaniemy oczekiwać powrotu Syna Człowieczego, a jutro On przyjdzie powtórnie? "Szczęśliwy ten sługa, którego pan, powróciwszy, zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: postawi go nad całym swym mieniem. Lecz jeśli sługa ów powie sobie w sercu: Mój pan się ociąga z powrotem i zacznie bić sługi i służące, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; surowo go ukarze i wyznaczy mu miejsce z niewiernymi." (Łk 12,43-46)
Więc: "Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy bądźcie podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających gdy nadejdzie." (Łk 12,35-37a)
Jeżeli bardzo chcesz to możemy sobie to przedyskutować, inaczej daruj sobie.
możemy;
moja koncepcja jest prosta:
albo jutro będzie koniec świata, albo nie - 50 na 50 procent
pojutrze albo będzie, albo nie będzie - 50 na 50 procent
popojutrze albo będzie, albo nie - 50 na 50 procent
każdego następnego dnia podobnie: będzie lub nie - 50 na 50 procent
oczywiście możemy to przedyskutować, ale jestem zdania, że omyk doskonale wiedziała o czym pisze
A wy bądźcie podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających gdy nadejdzie." (Łk 12,35-37a)
No właśnie - w tym rzecz i oto mi chodzi : trwać w oczekiwaniu, ale też nie czekać bezczynnie.
Czuwac to modlić się, to rozmawiać z Bogiem lub czynić dobro z myślą o tym, że Chrystus będzie mógł to wynagrodzić kiedy przyjdzie.
Ja specjalnie w matme nie będę wnikał i bawił się w liczenie czasu do przyjścia Chrystusa. Wolę skupić się na budowaniu a raczej odbudowywaniu relacji z Bogiem a więc na tym czuwaniu, które może mi pomagać w moim nawróceniu.
Pozdrawiam
....W jednym oka mgnieniu - na głos trąby ostatecznej- a umarli powstaną w nieskazitelności.... jak pisze Paweł (niestety nie pamiętam wersetu) - Hmmm - A nie sądzicie, że jeżeli pomrzemy, to nie będzie dla nas miało znaczenia czy będzie to za trzy dni po naszej śmierci czy za trzy miliony lat? Dla umarłego czas nie ma znaczenia.
To będzie oka mgnienie. Zmartwychwstanie ciała nastapi w ułamek sekundy po śmierci, tzn. tak będziemy odczuwać. Choćby mineły miliony lat. Jak zasypiamy wieczorem, to upłynął dla nas ułamek sekundy i już się budzimy do pracy. Dlatego wszelka arytmetyka nie ma większego sensu. Nie uważacie?
Jak zasypiamy wieczorem, to upłynął dla nas ułamek sekundy i już się budzimy do pracy.
Niekoniecznie, wcale często i gęsto śnimy.
Dla umarłego czas nie ma znaczenia.
Tak, czas nie ma już znaczenia. Wtedy już liczy się to co będzie dalej a więc gdzie trafi: do nieba czy do czyścca? A może pójdzie na wieczne potępienie?
Dla mnie to ten czas już mógłby nadejść, nawet gdybym miał nie trafić do nieba. Miło by było jednak trafić do domu Ojca. Po za tym zamiast dumać kiedy ten czas nadejdzie to może lepiej by było, gdyby się skupić na tym, aby nasze sumienie nie było obciążone ciężkimi grzechami, aby być naprawdę gotowym na spotkanie z Chrystusem. Czy to nie ważniejsze od takiego czekania, liczenia czasu?
Pozdrawiam
Siedząc dzisiaj na wykładzie z matmy pomyślałam, że mogłam zamiast "za 3 000 lat" napisać "za 522145583220542326 milionów lat" i życzyć Ci powodzenia w Twoich rachunkach
Teoretycznie mogłaś, tylko co z tego ? Wtedy wystarczy zauważenie, że wraz ze wzrostem górnej granicy rozważanego okresu prawdopodobieństwo będzie dążyć do zera. W praktyce nie powinnaś, dlaczego zapewne się domyślasz, w końcu inteligencji Ci nie brakuje.
na podstawie jakiego założenia stwierdzasz, że prawdopodobieństwo, że jutro będzie koniec świata wynosi 50% ?
na podstawie twierdzeń religijnych
na podstawie twierdzeń religijnych
Konkret poproszę.
Nie wystarczy, bo zdanie "będzie, albo nie" nie określa wprost samo z siebie jakiegokolwiek prawdopodobieństwa. To, że się zaraz nasuwa 50/50 nie oznacza, że tak musi być.
Skończcie już z tą matematyką.
Konkret poproszę.
Nie wystarczy, bo zdanie "będzie, albo nie" nie określa wprost samo z siebie jakiegokolwiek prawdopodobieństwa. To, że się zaraz nasuwa 50/50 nie oznacza, że tak musi być.
konkretniej to na podstawie zapowiedzi nowotestamentalnych:
BT Mt 24:
36 Lecz o dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec.
37 A jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego.
38 Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki,
39 i nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem Syna Człowieczego.
40 Wtedy dwóch będzie w polu: jeden będzie wzięty, drugi zostawiony.
41 Dwie będą mleć na żarnach: jedna będzie wzięta, druga zostawiona.
42 Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie.
43 A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o której porze nocy złodziej ma przyjść, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu.
44 Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie.
ten fragment + paralelne + podobne
jeśli chcesz na podstawie tych zapowiedzi wyliczać dokładne prawdopodobieństwo, to życzę z przekąsem powodzenia
według nie tylko mnie na ich postawie wystarczy powiedzieć: "koniec świata albo będzie jutro, albo nie, i tak samo każdego dnia"
"koniec świata albo będzie jutro, albo nie, i tak samo każdego dnia"
A co to za różnica czy będzie to jutro, czy pojutrze czy za rok? Lepiej się przygotować na spotkanie niż liczyć ten czas. Jeszcze dziś może być ta okazja na spotkanie z Bogiem, ale za nim to nastąpi to będzie można zobaczyć krótki (lub długi - trudno powiedzieć) film z naszego ziemskiego życia. Problemem może być dla niektórych to, że niczego się nie cofnie a stan sumienia może nam utrudnić to spotkanie z Panem.
Dlatego warto zadbać o to, aby nasze sumienie było czyste i przygotowane na to spotkanie.
Co nam bowiem po spotkaniu z Jezusem w chwili Jego przyjścia gdyby przyszło nam stanąć przed Panem z sumieniem czarnym od grzechów niczym murzyn? Czyż nie lepiej stanąć przed Panem z czystym sumieniem - nie będąc w stanie grzechu, tym bardziej ciężkiego? Jest czas na nawracanie się, więc trzeba z niego korzystać.
Pozdrawiam
jeśli chcesz na podstawie tych zapowiedzi wyliczać dokładne prawdopodobieństwo
Oczywiście, że nie, najinteligentniejszy M.Inku . Chcę tylko wiedzieć skąd Tobie się wzięło 50/50 każdego dnia . Czyżby jednak tak wielki umysł jak Ty poszedł najbardziej niską drogą "jest albo nie" => "50/50" ?
A poważniej, nie powinno się używać pojęcia prawdopodobieństwa w stosunku do takich rzeczy, a jeśli już to wypadało by to robić jednak trochę bardziej "zgrabnie" . Jak na razie tylko Tomasz32 użył go "zgrabnie" .
"zgrabnie"
"zgrabność" to zapewne pojęcie matematyczne...?
Ja zaczęłam, więc ja kończę.
Nieważne, ja kończę. Proszę już bez OT.
Ja zaczęłam
oj, chyba był jeszcze ktoś przed Tobą...
"zgrabność" to zapewne pojęcie matematyczne...?
W ekstremalnym skrócie : owszem.
A cóż dopiero jeśli uwzględnić ile razy już Bóg tą monetą rzucał ..
Bóg nie musi rzucać monetą, On doskonale wie, kiedy ten koniec nastąpi. My nie wiemy, ale ten czas który nam pozostał jest czasem na nasze nawrócenie, na wybranie właściwej drogi a jak wiemy: te główne drogi są tylko dwie: życie z Bogiem lub wieczne potępienie. Oczywiście są boczne ścieżki, które prowadzą do tych głównych dróg i my tymi ścieżkami często podążamy. Na którą drogę wejdziemy to zależy od nas - kwestia dobrowolnego wyboru.
Pozdrawiam
Bóg nie musi rzucać monetą, On doskonale wie, kiedy ten koniec nastąpi.
Jesteś pewien, że zrozumiałeś kontekst tego, że "Bóg rzuca monetą" ?
Można kochać ludzi i nienawidzić boga.
Pewnie można, natomiast wydaje mi się że jeśli kocha się Boga, nie można nienawidzić ludzi.
Jesli kocha się boga, to można ludzi nienawidzić.
I tu nasuwają sie pewne dylematy:
-co znaczy kochać?
-co znaczy kochać ludzi
-co znaczy kochać Boga?
-co znaczy "Boga", "boga"?
Można kochać ludzi i nienawidzić boga.
No, można. Tak samo, jak można pałaszować z apetytem ciasto, nie znosząc piekarza, albo podziwiać dzieło sztuki, pogardzając artystą.
Brak konsekwencji pomińmy.
Natomiast, jak napisał Sant - nie można kochając Boga, nienawidzić ludzi. Tylko jedno "ale": to nie jest tak, że Santowi 'się wydaje' To mówi Słowo Boże, i Sant o tym wie
Można kochać ludzi i nienawidzić boga. No, można.
no nie wiem; myślę, że należy raczej pójść za sugestią santa i sprecyzować co to znaczy "kochać":
uważam, że "kochać" według mnie i "kochać" według heysela to nie to samo "kochać"...
No, kochać drugiego człwieka można nie wierząc w Boga.
Ale pytanie czy również kocha się wtedy nieprzyjaciół, czy ta miłośc nie przechodzi w ubóstwianie, czy w czasie kryzysu nie okaże sie że to kochanie to tylko na poziomie hormonów np było, czy ta miłość nie polega na tym że ktoś jest po prostu bardziej egzotyczny niż inni bo mniej go znamy...
Hmm. Irena Sendlerowa przez dłuższy okres swojego życia była na Boga "obrażona", a przecież ludzi kochała... Dała temu wystarczająco dużo dowodów.
Nie można kochać drugiego człowieka bez Bożej pomocy, ale Pan tę pomoc daje często niezależnie od wiary/niewiary człowieka...
Irena Sendlerowa przez dłuższy okres swojego życia była na Boga "obrażona", a przecież ludzi kochała...
nie oglądałem filmu, a życiorys znam bardzo powierzchownie; czy jej "obrażenie" można utożsamić z nienawiścią, o której wspomniał heysel...?
EDIT:
Kochać znaczy m.in. "pragnąć tylko dobra dla drugiej osoby".
m.in.
niestety, ale to może być także furtka do przemycania treści
Trwała postawa woli (najczęściej złączonej z sercem, uczuciami, emocjami) wyrażająca chęć błogosławienia drugiej osobie, obdarowywania jej dobrem (tak, jak się je pojmuje, byle szczerze) nawet kosztem poniesienia własnej ofiary, połączona z gotowością ponoszenia odpowiedzialności za drugą osobę [również współodpowiedzialności za budowane razem dzieła] i chęcią udziału w jej życiu [i odwrotnie].
Moja definicja. Pasi?
Nie. Jest dla mnie niewystarczająca.
Kochać, to znaczy umierać dla drugiej osoby. Oddawać cząstkę samego siebie.
Oczywiście myślę o umieraniu w sensie ontycznym. Tzn, rezygnować z siebie na rzecz drugiego. Jego potrzeby uznawać za ważniejsze od moich. Jak np. patron dnia dzisiejszego św. Marcin de Porres.
I taka postawa może doprowadzić do faktycznej śmierci fizycznej. Jak np o. Kolbe na rzecz Gajowniczka.
Są dwa rodzaje miłości (niektórzy twierdza że trzy) tzn miłość Eros i Agape (Caritas- ta trzecia- bardziej eksponowane jest obdarowywanie)
Eros - owszem jest obdarowywaniem drugiej osoby, ale zakłada poniekąd zwrot tych dóbr, jakby wzajemne ich sobie świadczenie. (swego rodzaju komplementaryzm)
Agape, to miłość absolutnie bezinteresowna, potrzeby drugiego są istotniejsze niż moje potrzeby. (jak u dzisiejszego patrona)
Św. Paweł doskonale ujął cechy miłości:
"Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,....."
I jeszcze św. Tomasz: : "miłość powoduje pewnego rodzaju duchowe zjednoczenie, przez które wola w pewnym sensie przeobrażona zostaje w swój własny cel." - ale to już jest przefilozofowane (wg mnie), aczkolwiek oddaje sens.
Dla chrześcijanina Bóg zawsze jest obecny w bliźnim. Dlatego służąc bliźniemu widzimy w nim Boga. Nie można więc kochać człowieka a nienawidzieć Boga i odwrotnie. Jeżeli ten stan rzeczy jest zachwiany ...hmm- trudno mówić o posiadaniu wiary, albowiem wiara zakłada właśnie taką miłość.
Od kiedy tę zależność odkryłem, nie mam odwagi powiedzieć że mam wiarę lub miłość.
Po prostu jestem na drodze ku niej, zbliżam sie do niej (dla mnie wiara i miłość, to pojęcia zamienne) jest azymutem. ku któremu dążę.
Jeżeli chrześcijanina cechuje taka właśnie postawa, to nie mam odwagi również by nazwać się chrześcijaninem. Po prostu dążę ku temu celowi by się nim stać.
Tym wizerunkiem chrześcijanina jest Kazanie na Górze (Mt 5,14-7) Jest to autoportret Jezusa. A chrześcijanin jest alter ego Christi dla drugiego.
Heysel - czego brakuje? Dodaj
nie jestem w stanie podać prostej definicji słowa "kochać"
Z mojego punktu widzenia opisujesz tylko skutki.
chyba, że jesteś "skrzywiony"
cóż za złośliwa uszczypliwość... ale odpuszczę już sobie "oko za oko", składając ją (złośliwą uszczypliwość) na barki nieopanowanych emocji
sant napisał/a:
Jego potrzeby uznawać za ważniejsze od moich.
"miłuj bliźniego swego jak siebie samego", a nie
"miłuj bliźniego swego bardziej niż siebie samego"...
Ja nie napisałem miłuj bliźniego swego bardziej niż siebie samego a jedynie Jego potrzeby uznawać za ważniejsze od moich, To jest różnica.
Zresztą jak rozumieć i wypełniać przykazania - zwłaszcza to - ukazał nam Jezus Chrystus. On uznał że nasze potrzeby, nasze zbawienie jest ważniejsze niż Jego życie, Jego godność - czyli Jego potrzeby.
Wydaje mi się, że nalezy tu uwzględnić również fakt, że On - Jezus dokonał kenozy. Będąc Bogiem umniejszył się, stał się człowiekiem, a stawszy się człowiekiem przyjął postać sługi.
Zresztą niech za mnie wytłumaczy ci to święty Paweł, który w Flp 2,5 -8 o tym pisze:
To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie.
On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie,
stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej.
Również Izajasz zapowiada tę postawę Ebeth Jahwe w tzw IV pieśni Cierpiącego Sługi Jahwe:
Któż uwierzy temu, cośmy usłyszeli?
Na kimże się ramię Jahwe objawiło?
On wyrósł przed nami jak młode drzewo
i jakby korzeń z wyschniętej ziemi.
Nie miał On wdzięku ani też blasku,
aby na Niego popatrzeć,
ani wyglądu, by się nam podobał.
Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi,
mąż boleści, oswojony z cierpieniem,
jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa
wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic.
Lecz On się obarczył naszym cierpieniem,
On dźwigał nasze boleści,
a myśmy Go za skazańca uznali,
chłostanego przez Boga i zdeptanego.
Lecz On był przebity za nasze grzechy,
zdruzgotany za nasze winy.
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas,
a w Jego ranach jest nasze zdrowie.
Wszyscyśmy pobłądzili jak owce,
każdy z nas się obrócił ku własnej drodze;
a Jahwe zwalił na Niego
winy nas wszystkich.
Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić,
nawet nie otworzył ust swoich.
Jak baranek na rzeź prowadzony
jak owca niema wobec strzygących ją,
tak On nie otworzył ust swoich!
Po udręce i sądzie został usunięty;
a kto się przejmuje Jego losem?
Tak! zgładzono Go z krainy żyjących;
za grzechy mego ludu został zbity na śmierć.
Grób Mu wyznaczono między bezbożnymi,
i w śmierci swej był [na równi] z bogaczem,
chociaż nikomu nie wyrządził krzywdy
i w Jego ustach kłamstwo nie postało.
Spodobało się Jahwe zmiażdżyć Go cierpieniem.
Jeśli wyda swe życie na ofiarę za grzechy,
ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży,
a wola Jahwe spełni się przez Niego.
Po udrękach swej duszy,
ujrzy światło i nim się nasyci.
Zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu
ich nieprawości On sam dźwigać będzie.
Dlatego w nagrodę przydzielę Mu tłumy,
i posiądzie możnych jako zdobycz,
za to, że Siebie na śmierć ofiarował
i policzony został pomiędzy przestępców.
A On poniósł grzechy wielu.
i oręduje za przestępcami (Iz 53).
Kiedyś popełniłem pewien tekst oparty na powyższym. Można go czytać tutaj: http://neokawiarenka.pl/i...d=369&Itemid=89
On uznał że nasze potrzeby, nasze zbawienie jest ważniejsze niż Jego życie, Jego godność - czyli Jego potrzeby
nie przypominam sobie, by On kiedyś w ten sposób o tym mówił; a że dokładnie to pokazał - to już Twoja interpretacja misterium Krzyża - moja różni się od Twojej i wolno mi przypuszczać, że moja jest bliższa prawdy: nasze potrzeby nie są tożsame z naszym zbawieniem
sant napisał/a:
On uznał że nasze potrzeby, nasze zbawienie jest ważniejsze niż Jego życie, Jego godność - czyli Jego potrzeby
nie przypominam sobie, by On kiedyś w ten sposób o tym mówił;
Zapominasz czym są Ewangelie. To nie jest zapis dokumentalny, sądowy czy jakikolwiek inny. To są katechezy Kościoła pierwotnego. Zgodne z Jego wiarą. Powstały już z relacji świadków. Nie wyczerpują wszystkich dzieł i słów Jezusa.
z całym szacunkiem, heysel, ale jeśli rozumiesz przez dobro to samo, co ja - to chcesz dla drugiej osoby tego, żeby połączyła się ze Zbawicielem, ponieważ właśnie takie pojednanie (zjednoczenie) uważam za esencję dobra;
Jeżeli Bóg istnieje to zjednoczenie z nim będzie pełnią dobra. Moje poglądy nie mają tu nic do rzeczy.
[ Dodano: Wto 03 Lis, 2009 14:53 ]
Z mojego punktu widzenia opisujesz tylko skutki.
No tak, w końcu ta definicja jest zbudowana przez opisanie skutków
Trwała postawa blabla przejawiająca/wyrażająca się w...
Zresztą nieważne, chciałam żebyśmy wspólnymi siłami zbudowali akceptowalną dla wszystkich, czysto roboczą definicję, na potrzeby dyskusji w tym temacie. Inaczej trudno dojść do porozumienia, jeśli każdy mówi o czym innym.
[ Dodano: Wto 03 Lis, 2009 16:23 ]
sant napisał/a:
On uznał że nasze potrzeby, nasze zbawienie jest ważniejsze niż Jego życie, Jego godność - czyli Jego potrzeby. Fakt stwierdziłem. Sorry, mój błąd. Moja nieuwaga.
Ale ty z kolei masz tendencje do wychwytywania błędów językowych, lub wynikających z pośpiechu. Nie tylko u mnie. To jest trochę złośliwe z twojej strony. Zwłaszcza że w następnym zdaniu dublujesz twoją opinię. W jakim celu?
I w dodatku to jest nieuwaga, a nie przeczenie sobie. Ważny jest kontekst, całość, a nie wyrwane zeń słowo. Nie bądź takim purystą. Rozmawiajmy merytorycznie a nie szukajmy jakiegoś lapsusu by zatriumfować.
ty z kolei masz tendencje
ad personam
I tu nasuwają sie pewne dylematy:
-co znaczy kochać?
-co znaczy kochać ludzi
-co znaczy kochać Boga?
No właśnie, co to znaczy "kochać Boga"? Czy ktoś próbował w tym temacie to zdefiniować (może nie zauważyłem). Czym to się ma przejawiać - chodzeniem do Kościoła np. czy czymś innym?
Pozdrawiam.
No właśnie, co to znaczy "kochać Boga"?
jeśli dobrze pamiętam Jezus mówił, że miłość do Boga polega na wypełnieniu Jego przykazań
Przyjmując tą wykładnię wychodzi na to, że można kochać Boga nie mając pojęcia o Jego istnieniu. Każdy człowiek może wypełniać przykazania nawet nie wiedząc o tym (może z wyjątkiem trzeciego). I czy w takiej sytuacji miłośćdo Boga nie sprowadza sie do kochania drugiego człowieka?
Pozdrawiam.
Przyjmując tą wykładnię wychodzi na to, że można kochać Boga nie mając pojęcia o Jego istnieniu.
odnoszę wrażenie, że ciągle piszesz o niewierze
jednocześnie pomijasz fakt, że heysel napisał o nienawiści
nie odnoszę się więc do niewiary, a do nienawiści
chyba przyznasz, że nienawiść i niewiara to różne rzeczy...
to proste: jak widzę, że ktoś pisze głupoty (zwłaszcza dotyczące mojej wiary), to punktuję; moje punktowanie utożsamiam z "nastawaj w porę, nie w porę, [w razie potrzeby] wykaż błąd, poucz" (2 Tm 4, 2); choć przyznaję, że czasami robię to za mało cierpliwie
1. razi mnie zwłaszcza, gdy te głupoty wypisuje ktoś, kto uważa siebie za katolika, bo niekatolicy niech niech nie wymagają ode mnie troski, lecz niech się sami o siebie troszczą; mnie interesuje głównie los Kościoła katolickiego
2. niemniej razi mnie także, gdy ktoś spotwarza Kościół katolicki i wywiera złośliwie na katolików swą antykatolicką presję; w takich sytuacjach również punktuję
Rozumiem że ja wypisuję głupoty. Dzięki za uznanie.
A ty masz aż taką wiedzę na temat swojej wiary, że możesz to oceniać. Gratuluję pewności siebie.
A ty masz aż taką wiedzę na temat swojej wiary, że możesz to oceniać.
Owszem, posiadam pewną wiedzę.
Owszem, posiadam pewną wiedzę.
Słusznie zauważyłeś - pewną.
Istota ewangelizcji
Myślę,że my więcej ewangelizujemy własnym życiem i we własnym środowisku w jakim zostaliśmy postawieni.Możemy chodzić po domach i mówić o Bogu i nikt się nie nawróci a możemy własnym życiem ukazywać Boga i Jego przesłanie a nawrócić się może wiele osób.
odnoszę wrażenie, że ciągle piszesz o niewierze
Niewierze lub niwiedzy (o Jego istnieniu). Jednak jest to ciekawe zagadnienie i warto je przemyśleć, bo: gdy człowiek nie wierzy w Boga a pomimo tego żyje wg przykazań (których nawet może nie znać) nie przez wzgląd na jakiś nakaz religijny, spodziewaną nagrodę czy karę. Żyje tak dlatego, bo taki poprostu jest i tak mu sumienie dyktuje. Czy "zasługa" takiego człowieka nie jest przez to "większa"? (podobne zagadnienia stawiane były w temacie o altruizmie).
eee.... sorry... coś mi się popitoliło
do jednego, czyli do rzekomego tajnego/ukrytego powrotu Chrystusa na ziemię w 1914 roku (n.b. sprzecznego z ewangelią), które jest podstawą ich nauczania i istnienia, i które z łatwością wykazane jako błędne rozwala całą zasadność świadkowania J. ?
swoją drogą ładnie to ugrupowanie charakteryzuje wikipedia, iż są to ludzie oczekujący Armagedonu. to ja dziękuję. co to za wiara co zamiast zbawienia dąży jedynie do armagedonu... ....kochanieńki...nie rozumiem ..jak to na ziemi.....Świadkowie Jehowy tak twierdzą.?... mógłbyś wskazać mi żródło wiedzy, nie natknęłem się na taki pogląd .. że Jezus powrócił NA ZIEMIĘ.....to albo nieścisłość ...albo mało wiem ...wiem że argumenty do ŚJ trafiają ,kiedyś sprzeczałem się z nimi na pewien temat i uznali moje /biblijne/ widzenie sprawy...chętnie pogłębię wiedzę
ŚJ wierzyli do 1933 roku, że Jezus wrócił niewidzialnie w 1874 roku, natomiast po 1933 roku pogląd ten się zmienił i do dziś wierzą, że Jezus wrócił niewidzialnie, ale w roku 1914 [czyli w samym jeszcze 1914 śJ nie byli świadomi rzekomego ówczesnego powrotu Jezusa, bo wierzyli jeszcze w prawdziwość nauczania o powrocie w roku 1874].
Jeśli chcesz po prostu przekonać się, czy to prawda, to wystarczy pogooglować, poczytać o wierzeniach śJ.
Jeśli koniecznie chcesz grzebać w ich publikacjach, proszę: "Harfa Boża" str. 243 (że w 1874 r.) i "Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi" str. 147 (że w 1914 r.). Ale nie polecam zagłębiać się w tego typu lektury ;]
ŚJ wierzyli do 1933 roku, że Jezus wrócił niewidzialnie w 1874 roku, natomiast po 1933 roku pogląd ten się zmienił i do dziś wierzą, że Jezus wrócił niewidzialnie, ale w roku 1914 [czyli w samym jeszcze 1914 śJ nie byli świadomi rzekomego ówczesnego powrotu Jezusa, bo wierzyli jeszcze w prawdziwość nauczania o powrocie w roku 1874].
Jeśli chcesz po prostu przekonać się, czy to prawda, to wystarczy pogooglować, poczytać o wierzeniach śJ.
Jeśli koniecznie chcesz grzebać w ich publikacjach, proszę: "Harfa Boża" str. 243 (że w 1874 r.) i "Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi" str. 147 (że w 1914 r.). Ale nie polecam zagłębiać się w tego typu lektury ;] .... bardzo dziękuję ...ale mi chodzi w tym przypadku o to co napisał 'śpioh" że Jezus przyszedł na ziemie wg ŚJ co faktycznie nie byłoby zgodne z ewangelią i podobno jest to "fundamentem" wiary ŚJ ... chodzi mi o rzetelność bo przecież nie powiem komuś " bo w googlach jest napisane"..... ponadto jak " Śpioh " napisał że świadkowie czekaja na armagedon .....no to jak on z nimi bedzie rozmawiał jezeli nie przyjmuje do wiadomosci że ŚJ czekają na to co PO armagedonie a nie na sam "kataklizm"...........jezeli ktoś chce rozmawiać ze ŚJ to musi dobrze znać ich poglądy i wiedzieć że faktycznie śą umocowane w bibli '' weżmy np: BT Mateusza 5:5 5 Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność POSIĄDĄ ZIEMIĘ. ..........................jeszcze raz dziekuję za pomoc miłego dnia
[ Dodano: Sro 11 Lis, 2009 12:46 ]
ale mi chodzi w tym przypadku o to co napisał 'śpioh" że Jezus przyszedł na ziemie wg ŚJ co faktycznie nie byłoby zgodne z ewangelią i podobno jest to "fundamentem" wiary ŚJ ... chodzi mi o rzetelność bo przecież nie powiem komuś " bo w googlach jest napisane".....
Aha, chodzi o rozmowę ze śJ w takim razie do udowodnienia wystarczą podane przeze mnie publikacje, ale myślę/wiem, że niczego udowadniać nie trzeba, sami Ci się przyznają, jak zapytasz kiedy Jezus powrócił na ziemię.
Pozdrawiam
jezeli ktoś chce rozmawiać ze ŚJ to musi dobrze znać ich poglądy i wiedzieć że faktycznie śą umocowane w bibli
A są?
Cóż, natomiast "Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie" (Mt 5,3; BT). Czyli literalnie rzecz pojmując, lepiej być bardzo głośnym, ale ubogim w duchu, bo wtedy w udziale przypadnie nam "lepsze" niebo, prawda? Wg nauczania ŚJ w niebie rządzić z Chrystusem będą tzw. 'Pomazańcy', a więc 144 tys. wybrańców, 'pierwszych owiec'. Czyż więc Jezus nie naucza na Górze, że ubodzy w duchu i cierpiący prześladowanie dla sprawiedliwości zostaną zaliczeni do grona 144 tys., skoro do nich należy królestwo niebieskie?
Co więc się stanie, jeśli znajdzie się 144 001 osoba uboga w duchu?
Popatrz tylko Sofoniaszu, do jakich absurdów prowadzi bezmyślne literalne pojmowanie Słowa Bożego.
Popatrz tylko Sofoniaszu, do jakich absurdów prowadzi bezmyślne literalne pojmowanie Słowa Bożego. ....... Marka 10:15 Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego». Łk 10:21 W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Mt 11:25 W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom......2 Tym. 3:1616 Wszelkie Pismo od Boga natchnione [jest] i pożyteczne do nauczania3, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości - 17 aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu. 2Piotra 20 To przede wszystkim miejcie na uwadze, że żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśnienia. 21 Nie z woli bowiem ludzkiej zostało kiedyś przyniesione proroctwo, ale kierowani Duchem Świętym mówili Boga święci ludzie. .....czy człowiekowi wypada poprawiać mowę stwórcy....? osobiście bym się bał ....ja wierzę Bogu...
Więc uważasz, Sofoniaszu, że literalnie będziemy podzieleni na 2 grupy, jedną - tych cichych, którzy na własność posiądą ziemię, i drugą - tych ubogich w duchu, do których należeć będzie Królestwo Niebieskie, czy tak?
A powiedz mi jeszcze, jak to się ma do słów Jezusa, że "nastanie jedna owczarnia i jeden Pasterz"?
Skoro boisz się zmieniać Słowo Boże (i słusznie! ), to czemu cytujesz je wyrwane z kontekstu i to w celu argumentacji pod kątem swoich poglądów? Czemu nie jest raczej odwrotnie, że najpierw czytasz Pismo w całym kontekście, a dopiero potem dopasowujesz do niego swe poglądy?
Coś mi się zdaje ze robiś się OT
Jeżeli chcecie dyskutowac na temat Interpretacji słowa Bożeczy czy jego dosłowności mamy u nas właściwy Temat
http://forum.e-sancti.net/viewtopic.php?t=5565
ŚJ wierzyli do 1933 roku, że Jezus wrócił niewidzialnie w 1874 roku, natomiast po 1933 roku pogląd ten się zmienił i do dziś wierzą, że Jezus wrócił niewidzialnie, ale w roku 1914 [czyli w samym jeszcze 1914 śJ nie byli świadomi rzekomego ówczesnego powrotu Jezusa, bo wierzyli jeszcze w prawdziwość nauczania o powrocie w roku 1874].
Otóż nieprawda.Wcześniejsze poglądy wskazujące na rok 1874 zostały zarzucone po zerwaniu z Barbourem i prawdziwa data końca czasów pogan czyli rok 1914 był podany na długo przed nastaniem tego roku.
cytat
"Pewnego styczniowego poranka 1876 roku 23-letni Charles Russell otrzymał egzemplarz czasopisma religijnego Herald of the Morning (Zwiastun Poranka). Po ilustracji na stronie tytułowej zorientował się, że wydają je adwentyści. Redaktor naczelny, Nelson H. Barbour z Rochesteru w stanie Nowy Jork, głosił pogląd, że celem powtórnego przyjścia Chrystusa nie miało być zniszczenie wszystkich rodzin ziemi, lecz błogosławienie im, oraz że Chrystus nie miał przyjść w ciele, lecz jako duch. A właśnie w to od pewnego czasu wierzyli Russell i jego towarzysze z Allegheny! Co jednak ciekawe, powołując się na proroctwa biblijne dotyczące chronologii, Barbour wyrażał przekonanie, że Chrystus jest już obecny (niewidzialnie) i że nastała pora na żniwo „pszenicy” — prawdziwych chrześcijan tworzących klasę Królestwa (Mat., rozdz. 13).
Jak dotąd Russell unikał zajmowania się tego typu proroctwami biblijnymi. Teraz jednak zaczął się zastanawiać: „Czyżby proroctwa dotyczące chronologii, które tak długo lekceważyłem ze względu na ich błędne tłumaczenie przez adwentystów, miały rzeczywiście wskazywać, kiedy Pan będzie niewidzialnie obecny, żeby ustanowić swe Królestwo?” Chłonący prawdy biblijne Russell koniecznie chciał się dowiedzieć na ten temat czegoś więcej, toteż umówił się z Barbourem na rozmowę w Filadelfii. W czasie tego spotkania mogli wymienić poglądy i okazało się, że są zgodni w kwestii rozumienia wielu nauk biblijnych. „Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy”, pisał później Russell, „Barbour dużo się ode mnie dowiedział o pełni restytucji ugruntowanej na odpowiedniej wartości okupu złożonego za wszystkich, a ja wiele się od niego nauczyłem o chronologii”. Barbourowi udało się przekonać Russella, że w roku 1874 rozpoczęła się niewidzialna obecność Chrystusa.
C. T. Russell był człowiekiem czynu. Ponieważ uwierzył, że niewidzialna obecność Chrystusa już się rozpoczęła, postanowił głosić o tym innym. W późniejszym czasie wyznał: „Przeświadczenie, że już żyjemy w okresie żniwnym, dodało mi niesłychanego bodźca do głoszenia Prawdy. Od razu więc postanowiłem wszcząć energiczną kampanię na rzecz Prawdy”. Russell zdecydował się wtedy ograniczyć swą działalność handlową, aby poświęcić się głoszeniu.
Pobudzany pragnieniem zwalczania fałszywych poglądów na temat powrotu Pana, Russell napisał broszurę Cel i sposób powrotu naszego Pana, którą opublikował w roku 1877. W tym samym roku Barbour i Russell wspólnie wydali książkę Trzy światy i żniwo tego świata. Ta 196-stronicowa publikacja omawiała kwestię restytucji oraz proroctw biblijnych odnoszących się do chronologii. Mimo że oba te tematy poruszali już wcześniej inni, zdaniem Russella owa książka była „pierwszą, w której połączono myśl o restytucji z proroctwami dotyczącymi chronologii”. Przedstawiono w niej pogląd, że niewidzialna obecność Jezusa Chrystusa rozpoczęła się jesienią 1874 roku.
Podczas swych podróży połączonych z głoszeniem Russell uświadomił sobie w końcu, że jeśli ziarna prawdy, które zasiewał, mają zakiełkować i być podlewane, to potrzeba czegoś więcej. Czego? Russell pomyślał o miesięczniku. W związku z tym obaj z Barbourem postanowili wznowić wydawanie Zwiastuna Poranka, wstrzymane z powodu licznych rezygnacji z prenumerat i wyczerpania się funduszy. Russell wniósł własne środki, żeby postawić to czasopismo na nogi, i został jego współredaktorem.
Przez jakiś czas, to jest do roku 1878, wszystko układało się pomyślnie.
W Zwiastunie Poranka z sierpnia 1878 roku ukazał się artykuł Barboura, kwestionujący wartość ofiarnej śmierci Chrystusa. Russell, prawie 30 lat młodszy od Barboura, zrozumiał, że w gruncie rzeczy oznaczało to odrzucenie istotnego elementu nauki o okupie. Toteż zaraz w następnym numerze (wrześniowym) zamieścił artykuł zatytułowany „Przebłaganie”, w którym stanął w obronie okupu i przeciwstawił się wypowiedziom Barboura. Przez kilka następnych miesięcy na łamach Zwiastuna toczyła się polemika. W końcu Russell postanowił zerwać współpracę z Barbourem i przestał wspierać finansowo wydawanie tego pisma.
C. T. Russell uznał jednak, że nie wystarczy wycofać się ze Zwiastuna — należało bronić nauki o okupie i ogłaszać obecność Chrystusa. Dlatego w lipcu 1879 roku zaczął publikować czasopismo Strażnica Syjońska i Zwiastun Obecności Chrystusa. Russell był zarówno wydawcą, jak i redaktorem, a początkowo na liście współpracowników widniało jeszcze pięć innych osób. Pierwszy numer ukazał się w nakładzie 6000 egzemplarzy. W roku 1914 drukowano już około 50 000 egzemplarzy każdego wydania.
C. T. Russell posługiwał się Strażnicą i innymi publikacjami, by bronić prawd biblijnych i obalać fałszywe nauki religijne oraz ludzkie filozofie sprzeczne z Pismem Świętym. Wcale jednak nie twierdził, jakoby odkrył nowe prawdy.
W drugiej połowie XVIII wieku wielu kaznodziejów i biblistów demaskowało fałszywe nauki o nieśmiertelności duszy i wiecznym potępieniu złych. Bardzo szczegółowo uczynił to Aaron Ellis w książce Bible Vs. Tradition (Biblia przeciwko tradycji), która najpierw ukazała się w Anglii, a w roku 1853 została opublikowana w USA nakładem George’a Storrsa. Ale w owych czasach nikt nie zrobił tyle dla oznajmiania tej prawdy bliźnim, co Russell i jego współtowarzysze.
A jak przedstawiała się sprawa z innymi naukami biblijnymi omawianymi w Strażnicy i w pozostałych publikacjach? Czy Russell przypisał sobie całą zasługę za odkrycie tych klejnotów prawdy? On sam oświadczył: „Stwierdziliśmy, że przez całe wieki różne społeczności religijne i rozmaite grupy rozdzieliły między siebie nauki biblijne i stapiały je — mniej lub bardziej — z ludzkimi spekulacjami i błędnymi poglądami (...) Przekonaliśmy się, że ważna nauka o usprawiedliwieniu przez wiarę, a nie przez uczynki, została jasno sformułowana już przez Lutra, a w nowszych czasach przez wielu chrześcijan, że prezbiterianie z wielkim szacunkiem odnosili się do Bożej sprawiedliwości, mocy i mądrości, chociaż tych przymiotów dokładnie nie rozumieli, że metodyści cenili i wychwalali miłość i miłosierdzie Boga, że adwentyści głosili cenną naukę o powrocie Pana, że baptyści między innymi dobrze pojmowali symboliczne znaczenie chrztu, mimo iż stracili z oczu prawdziwy chrzest, że niektórzy uniwersaliści już od dłuższego czasu mają mgliste pojęcie o ‚restytucji’. W ten sposób niemal wszystkie wyznania dowiodły, że ich założyciele poszukiwali prawdy. Ale niewątpliwie wielki Przeciwnik walczył z nimi i nie mogąc całkowicie zniszczyć Słowa Bożego, przewrotnie je między nich rozdzielił”.
W nawiązaniu do często omawianej przez siebie chronologii Russell oświadczył: „Kiedy mówimy o ‚naszej’ chronologii, mamy po prostu na myśli chronologię używaną przez nas — chronologię biblijną, stanowiącą własność wszystkich sług Bożych, którzy ją uznają. W gruncie rzeczy już dawno przed nami była ona przedstawiana mniej więcej w takiej formie, w jakiej my ją podajemy, podobnie jak różne proroctwa, na które się powołujemy, omawiali już w innym celu adwentyści, a rozmaite nauki, które popieramy i które wydają się tak nowe i świeże oraz tak odmienne, głoszono już w takiej czy innej postaci dawno temu — na przykład naukę o wybraniu, wolnej łasce, restytucji, usprawiedliwieniu, uświęceniu, uwielbieniu czy zmartwychwstaniu”.
Jak zatem Russell rozumiał rolę, którą wraz ze swymi towarzyszami odegrał w rozgłaszaniu prawdy biblijnej? Wyjaśnił to tak: „Wykonujemy pracę (...) zbierania rozproszonych przez długi czas fragmentów prawdy oraz przekazywania ich ludowi Pańskiemu — nie jako nowych, nie jako naszych własnych, ale jako pochodzących od Pana. (...) Nie powinniśmy mniemać, że to nam należy się jakakolwiek zasługa za odkrycie i ponowne uporządkowanie klejnotów prawdy”. Powiedział również: „Dzieło, w którym spodobało się Panu użyć naszych skromnych talentów polega nie tyle na tworzeniu, ile na odtwarzaniu, dopasowywaniu, harmonizowaniu”.
Tak więc Russell dość skromnie oceniał swoje osiągnięcia. Niemniej ‛rozproszone fragmenty prawdy’, które zebrał i przekazał ludowi Pańskiemu, były wolne od zniesławiających Boga pogańskich nauk o Trójcy i duszy nieśmiertelnej, mocno zakorzenionych w kościołach chrześcijaństwa na skutek wielkiego odstępstwa. Jak nikt inny w tamtych czasach Russell i jego towarzysze głosili po całym świecie, co oznacza powrót Pana oraz na czym polega i czego dotyczy zamierzenie Boże.
A co z październikiem roku 1914? Przez dziesiątki lat Russell wraz ze swymi współpracownikami ogłaszał, iż w roku 1914 skończą się Czasy Pogan. Wiele sobie po tym obiecywano. Charles T. Russell był krytycznie ustosunkowany do tych, którzy jak William Miller czy pewne grupy adwentystów wyznaczali różne daty powrotu Pana. Jednakże od chwili podjęcia współpracy z Nelsonem Barbourem nabrał przekonania, że istnieje dokładna chronologia biblijna i że wskazuje ona na rok 1914 jako na koniec Czasów Pogan.
W miarę zbliżania się tego znamiennego roku wśród Badaczy Pisma Świętego narastała atmosfera oczekiwania, ale nie wszystko, czego się spodziewali, było bezpośrednio oznajmione w Piśmie Świętym. Co się więc wydarzyło?
TE NADER trafne słowa opublikowano w Strażnicy z 1 listopada 1914 roku. Lata od 1914 do 1918 rzeczywiście okazały się dla Badaczy Pisma Świętego „godziną próby”. Niektóre z tych prób wyłoniły się wewnątrz organizacji, a inne nadeszły z zewnątrz. Niemniej wszyscy zostali tak sprawdzeni, by wyszło na jaw, czy naprawdę żywią „płynącą z serca miłość do Boga”. Czy będą się mocno trzymać „Pana oraz Jego Prawdy”, czy też odejdą?
Dnia 28 czerwca 1914 roku zginął od kuli zamachowca arcyksiążę monarchii austro-węgierskiej Franciszek Ferdynand. Zabójstwo to doprowadziło do wybuchu Wielkiej Wojny, jak początkowo nazywano pierwszą wojnę światową. Walki rozpoczęły się w sierpniu 1914 roku, gdy Niemcy zaatakowały Belgię i Francję. Jesienią owego roku krwawa rzeź rozpętała się już na dobre.
„Już Czasów Pogan nastał kres, ich królów minął dzień!” — oznajmił brat Russell, gdy w piątek rano 2 października 1914 roku wszedł do jadalni w bruklińskiej siedzibie Towarzystwa Strażnica. Zapanowało wielkie poruszenie. Większość obecnych od lat oczekiwała roku 1914. Ale co przyniesie ze sobą koniec Czasów Pogan?"
Cytat pochodzi z książki "Swiadkowie Jehowy organizacja godna swej nazwy".
Masz na to jakieś źródła nie pochodzące z publikacji Towarzystwa Strażnica?
Bo wiesz... jakoś tak się mało wiarygodnie zrobiło
Masz na to jakieś źródła nie pochodzące z publikacji Towarzystwa Strażnica?
Bo wiesz... jakoś tak się mało wiarygodnie zrobiło
Jednym słowem nie ufasz Świadkom Jehowy?
Ale chyba oni sami najlepiej znają swoją historię ,a ich przeciwnicy starają się oczernic to ugrupowanie.Dlatego najbardziej wiarygodne wiadomości o ŚJ uzyskasz od nich samych.
A komu można zaufac? Czy można ufac księżom katolickim?
A komu można zaufac? Czy można ufac księżom katolickim?
ufać trzeba tylko Bogu,ale kapłani przynjmniej znają naukę Pana Jezusa,w sprawach wiary,ja im wierzę,Ty nie musisz.wierzysz SJ,to Twoja rzecz.
Vanessa, dwa pytania:
1. czy uważasz, że Świadkowie Jehowy są grupą chrześcijańską?
2. czy chcesz kogoś z nas nawrócić, by został gorliwym Świadkiem Jehowy i został - dzięki temu - zbawiony?
Wcześniejsze poglądy wskazujące na rok 1874 zostały zarzucone po zerwaniu z Barbourem i prawdziwa data końca czasów pogan czyli rok 1914 był podany na długo przed nastaniem tego roku.
Czy na pewno?
A sprawdź kochana w "Harfie Bożej" (strona 243). Czyż "Harfa Boża" nie była wydana w roku 1921?
Noo, to jak to w końcu było, co?
Dla niedowiarków:
Vanessa, dwa pytania:
1. czy uważasz, że Świadkowie Jehowy są grupą chrześcijańską?
2. czy chcesz kogoś z nas nawrócić, by został gorliwym Świadkiem Jehowy i został - dzięki temu - zbawiony?
Oczywiście ,ŚJ są chrześcijanami czyli naśladowcami Jezusa.Christiano;s, oznacza naśladowcę Jezusa ,za takich się uważają ŚJ.
Nie mamy jednak nic wspólnego z obecnym chrześcijaństwem ,który daleko odszedł od nauk biblijnych.
Wierzymy,że Jezus jest Synem Bożym i obiecanym Mesjaszem oraz został posłany przez Boga tu na ziemię aby dac świadectwo prawdzie i aby wybawic wszystkich ludzi.
Wzorem Jezusa głosimy dobrą nowinę o królestwie i czynimy uczniów.
Nie od nas zależy ,czy ktoś posłucha słów Bożych ale od danej osoby i od stanu jej serca.My jesteśmy tylko narzędziami w rękach Boga Jehowy,ale bardzo pragniemy aby jak najwięcej ludzi poznało prawdę i zostało wybawionych.On to pociąga ku swemu Synowi takie szczere osoby ,które przyjmują chrzest w wodzie stając się uczniami Jezusa.
J 6:44 BT "Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym."
Według mnie wiary nie dziedziczy się po przodkach ,ale samemu się ją znajduje i taki samodzielny świadomy wybór jest tym właściwym.W ewangeliiMateusza 24:14 czytamy,że dobra nowina o królestwie miała byc głoszona nie tylko ku wybawieniu ,ale także na świadectwo,co też czynimy.Czyli niezależnie czy ktoś zostanie ŚJ ,czy nie powinien usłyszec to orędzie.
Vanessa - chrześcijanami, czy wyznawcami chrystianizmu?
Co na ten temat mówi Strażnica?
Czy mogłabyś się odnieść do mojego poprzedniego postu?
Nie mamy jednak nic wspólnego z obecnym chrześcijaństwem
ok; dzięki
A propos chrześcijan i wyznawców chrystianizmu...
Kolejna publikacja Towarzystwa Strażnica, "Człowiek poszukuje Boga" w pierwszym przypisie do rozdziału 10 mówi:
[Mówiąc o „chrześcijaństwie”, mamy na myśli sferę sekciarskiej działalności ugrupowań religijnych, podających się za chrześcijańskie. Przez „chrystianizm” rozumiemy pierwotną formę oddawania czci Bogu i utrzymywania z Nim stosunków — tę, której nauczał Jezus Chrystus.]
Czy więc Vanesso jesteście chrześcijanami, czy wyznawcami chrystianizmu?
Czy mogłabyś się odnieść do mojego poprzedniego postu? Jeśli mamy dyskutować konkretnie, to róbmy to po kolei, inaczej mało co z tego wyniknie. Ciekaw jestem czy jesteś w stanie ustosunkować się do tej prośby Vanesso.
[ Dodano: Pon 30 Lis, 2009 11:32 ]
Jeśli mamy dyskutować konkretnie, to róbmy to po kolei, inaczej mało co z tego wyniknie. Ciekaw jestem czy jesteś w stanie ustosunkować się do tej prośby Vanesso.
Tak, zdecydowanie. Albo rozmawiamy w sposób uporządkowany, albo nie robimy tego wcale. Skakanie od tematu do tematu nie przejdzie.
Wszelkie informacje o naszj wierze znajdziecie pod tym linkiem
CIACH! Regulamin IV, 20. Zanim podejmiesz jakąkolwiek dalszą dyskusję proszę o ponowne zapoznanie się z regulaminem i zamieszczenie na forum w tym miejscu informacji, że wykonałaś tę prośbę i akceptujesz regulamin.
Czy ty jesteś w stanie ustosunkować sie do tych pytań czy nie? Krótka piłka.
Wydaje mi się ,że temat tego działu to głoszenie dobrej nowiny,a nie atakowanie wierzeń ŚJ?
* Kto był pierwszym prezesem Towarzystwa Strażnica?
* Do którego roku ŚJ czcili krzyż?
* Do którego roku obchodzono Boże Narodzenie w Biurze Głównym na Brooklynie?
* W którym roku od Towarzystwa Strażnica odłączyli się dzisiejsi Badacze Pisma Świętego i dlaczego?
* W którym roku zaczął się zwyczaj głoszenia po domach?
* O ile procent spadła frekwencja na dorocznych kongresach w przeciągu lat 1922-1928 i dlaczego?
* Dlaczego jeszcze w 1925 roku twierdzono, że Jezus jest wszechmogący?
* Co sądził kaznodzieja Russel o modlitwie do Jezusa?
* Jaki dzień tygodnia do 1925 roku uważano jako święty na pamiątkę Zmartwychwstania Pana?
* Do którego roku nauczano, że Wielka Rzesza (drugie owce) będą po śmierci żyły w niebie?
* Ile klas zbawionych rozróżniało Towarzystwo Strażnica do 1935 roku? Masz pytania. I my mamy pytanie. Czy jesteś w stanie sie do nich ustosunkować. Są one o twoją korporacje, więc jeśli szerzysz ich poglądy powinnas umie odpowiedzieć na nie. Zresztą jak pisałem, logiczna dyskusja wymaga żeby sie ustosunkowa do pytań, bo inaczej ktoś pomyśli że nie traktujesz go poważnie i celowo unikasz odpowiedzi.
My nie atakujemy, ale szukamy Prawdy.
Ps. jeśli nie chcesz merytorycznej dyskusji to w jaki celu tu jesteś?
Wydaje mi się ,że temat tego działu to głoszenie dobrej nowiny,a nie atakowanie wierzeń ŚJ?
Cóż, a jednak to Ty sama w tym temacie powiedziałaś, że ŚJ "sami najlepiej znają swoją historię" i "Dlatego najbardziej wiarygodne wiadomości o ŚJ uzyskasz od nich samych". Stąd moje pytania.
Wciąż czekam na odpowiedź. Jak widać: nie tylko ja.