ďťż
Strona początkowa UmińscyDni Ewangelizacji Nowej Soli 22-23 września 2006 rokuewangelia sw tomasza -najdokładniejszym zapisem słów JezusaAustralia: Towarzystwo Biblijne będzie ewangelizować na targhttp://www.ewangelizacja.katolicki.eu/forum/Ewangelia wg. Judasza - fałsz czy rzeczywistość (?)Ewangelizacja - szukam odważnych i świadomych chrześcijan:)Ogólnopolska inicjatywa ewangelizacyjna Młodzi - Młodymx. Nikos Skuras. ewangelizator doskonały czy błazen?Noszenie krzyżyka/medalika, formą ewangelizacji (?)EWANGELIZACJA EKUMENICZNA? GARŚĆ CYTATÓW
 

Umińscy

Co myślicie o takim charyzmacie? Czy istnieje takowy? Co on oznacza? W jaki sposób się przejawia? Czy jest on istotny? Zapraszam do dyskusji.


Istnieje - wg definicji ewangelizacja z mocą to głoszenie e szczególnym namaszczeniem, przy "zastosowaniu" innych darów (poznania, proroctwa, uzdrowienia) - słowo które dotyka i przemienia
Właśnie, tak dzisiaj myślałam o tym, bo co tydzień słyszę takie głoszenie w jednym kościele. To jest ta nieliczna sytuacja, kiedy naprawdę słucham tego, co ksiądz mówi, bo właśnie - to jest głoszenie z mocą! (dodam, że ksiądz jest charyzmatykiem).
To jest dar nie każdemu dany, tak myślę, ale mamy o niego prosić czy odkrywać go w sobie? Bo jak sądzę jest to dar, a nie coś wyuczonego.
A bez zastosowania "dodatków" też może być?
Czytałam przed założeniem wątku, że w Ruchu Światło-Życie istnieje taki charyzmat zwany też "charyzmatem wyzwolenia".
Czy nie chodzi o charyzmat uwalniania, skutecznej modlitwy o uwolnienie?



Czy nie chodzi o charyzmat uwalniania, skutecznej modlitwy o uwolnienie?

Charyzmat Ewangelii Wyzwolenia to inaczej charyzmat głoszenia Ewangelii z mocą.
Aha. No to o tym nie słyszałam
O tje ewentualnej drugiej nazwie też nie słyszałam. Natomiast co do rozwijania i/lub odkrywania daru Ewangelizacji z Mocą stworzono kurs "Pięćdziesiątnica"
A może jakieś cytaty z Pisma Święta? Bo przecież Ewangelia sama w sobie jest mocna

Natomiast co do rozwijania i/lub odkrywania daru Ewangelizacji z Mocą stworzono kurs "Pięćdziesiątnica"

Nie słyszałam o takim.
A trzeba przejawiać jakieś predyspozycje?
O tym jest na kursie "Ewangelizacja z mocą".

Ewangelizacja z mocą
może coś więcej, na kurs napewno nie dotrę.
Talmid, powtarzasz po mnie.

Warunkiem uczestnictwa w kursie tym jest odbycie kursu "Paweł" lub "szkoły charyzmatów" Cor Et Lumen Christi, najlepiej obu. To bardzo poważny kurs. Wielbiciele klaskania i zabawy się rozczarują. Wyższa szkoła jazdy. W każdym razie takie z założenia powinno być.

Wielbiciele klaskania i zabawy się rozczarują.

Hehe, dobre. Również w "poważnych" kursach tkwi piękno, a jak klaskania nie ma to nie znaczy, że kurs nie przyniesie owoców.Bez emocji też może Bóg wiele zdziałać, pod warunkiem, że z emocjonalizmu już się "wyrosło", ale zdaje się, że każdy wyrasta
Ten kurs ma m.in. nauczyć posługi w oderwaniu od porywów emocjonalnych - słuchanie Boga nie może być uzależnione od tego, czy akurat jestem na fali czy nie ... "Najspokojniejszy" z moich kursów, ale najwięcej mi dał ...

Najbardziej wymownym wyrazem sympatii jaką "idol młodzieży" obdarza krysznaitów jest ich stała obecność na Przystanku Woodstock, gdzie wznoszą swą Pokojową Wioskę Kryszny. W ubiegłym roku Owsiak na jej miejsce wskazał małe plateau. "To wzgórze jest dla Kryszny" – powiedział. "Był to dar, którego wartość mogliśmy docenić dopiero po tym, jak Woodstock faktycznie się zaczął" – wyznał w swym internetowym pamiętniku Indradyumna Swami, jeden z pierwszych uczniów Prabhupady.

Blisko 300 krysznaitów przybyło do Kostrzyna z różnych stron Europy, by dołączyć do głównej grupy, liczącej 250 osób. – Cieszcie się, że oni tu są. To jedni z moich najlepszych przyjaciół – oświadczył Owsiak podczas otwarcia imprezy. Indradyumna Swami był wniebowzięty: "Tak ogromny rozgłos ruchu sankirtanu Pana Caitanyi jest rzadki w Kali Yudze, napawałem się więc każdą chwilą".
(...)
Podczas oficjalnego otwarcia wioski Kryszny Owsiak nawiązał do swej ostatniej podróży do Indii, która – jak określił – była bajeczna. Ponoć szczególne wrażenie zrobił na nim występ przed kilkutysięczną publicznością w Bombaju.

- Nie wiedziałem co do nich powiedzieć – mówił Owsiak – i nagle przypomniałem sobie tę mantrę i krzyknąłem: "Hare Kryszna!" i tłum odpowiedział "Hare Kryszna!". To było dla mnie niezwykłe doświadczenie. Przekroczyliśmy wtedy bariery językowe. Chciałbym, abyśmy tu na tym festiwalu również przekraczali wszelkie bariery, dlatego też mamy tu po raz drugi naszych przyjaciół z Hare Kryszna
(...)
Okazuje się, że kulą u nogi był dla Owsiaka organizowany w ramach jego imprezy Przystanek Jezus. Mimo że mieścił się on na peryferiach placu, podczas gdy wioska Kryszny – w pobliżu sceny. Animatorzy tej katolickiej inicjatywy byli wielce zaskoczeni, gdy w ramach przygotowań do edycji w 2003 r. dowiedzieli się (z mediów!), że nie będą mile widzianymi gośćmi Owsiaka, a wszelkie pisma wysyłane do centrali WOŚP długo pozostawały bez odpowiedzi.

W końcu doszło do spotkania w siedzibie fundacji, podczas którego organizatorzy Przystanku Jezus próbowali na wszelkie sposoby wytłumaczyć, że przyjeżdżają tu tylko dla ludzi i nie kwestionują idei przyświecającej "Woodstockowi". Dyskusja zaczęła tracić sens, gdy Owsiak wyznał wpierw: "mówię wam do widzenia", a na koniec: "może palma mi odbiła". Ks. Andrzej Draguła wyznał, że wszystkie argumenty przeciw Przystankowi Jezus były "łatwe do obalenia" i w jego odczuciu "miały charakter zastępczy".

W wywiadzie dla "Gazety Lubuskiej" (18 marca 2003 r.) Owsiak określił Przystanek Jezus jako "element konfliktowy", choć jeszcze rok wcześniej mówił o nim z uznaniem.

- Przystanek Woodstock i Przystanek Jezus to dwie różne filozofie, dwa inne światy, niech szukają sobie miejsca gdzie indziej – podkreślił. Jako powód podał fakt, że w 2002 r. akcja ewangelizacyjna prowadzona była w namiocie użyczonym przez Radio Maryja. – Nie chcę, aby ten namiot, który stał w ubiegłym roku i którego właścicielem jest pan [podkreślenie – P. T. N.] Rydzyk, stał na Przystanku, bo to coś niedobrego, coś złego, ten namiot emanuje czymś niedobrym – rzekł Owsiak. Nie miał zastrzeżeń jednak wobec sceny krysznaitów, która "działa doskonale, nie powoduje konfliktów, pozwala tanio zjeść".

- Nie jestem krysznowcem, a katolikiem, i w imię spokoju nie chcę, żeby Przystanek Jezus był na IX Przystanku Woodstock – zaznaczył absurdalnie. Dość osobliwy to katolicyzm. Rzec można: w duchu krysznaicki, mając na względzie całokształt aktywności Owsiaka.
(...)
Wszystko wskazuje na to, że jego działanie ma charakter celowy i świadomy, a Przystanek Woodstock wyrasta na główny punkt werbunkowy sekty Hare Kryszna. Problem jednak w tym, że jest on organizowany m.in. ze środków Wielkiej Orkiestry, które miały być przeznaczane na cele szlachetne: ratowanie chorych dzieci. Ze sprawozdania finansowego fundacji wynika, że w 2002 r. na Przystanek Woodstock przeznaczono ponad 1 mln 666 tys. zł, rok później zaś 1 mln 477 zł.

źródło: http://vrinda.net.pl/wiad...k=prasa&id=1220

Talmid, powtarzasz po mnie.

Nic nie powtarzam.
"Pięćdziesiątnica", o której wspomniałaś i "Ewangelizacja z mocą", o której ja wspomniałem to dwa różne kursy.

"Ewangelizacja z mocą" to kurs raczej eliterny przeznaczony, zasadniczo dla księży i niektórych liderów świeckich.
Inna sprawa, kto na niego faktycznie jeździ.

"Pięcdziesiątnica" jest dla wszystkich i jest robiona zazwyczaj w okolicach święta zesłania Ducha Św. , choć nie tylko.

Ewangelizacja z mocą uczy jak ewangelizować z mocą, czyli głównie za pomocą czynienia cudów.
Ja byłam na tym drugim - jako lider

Ewangelizacja z mocą uczy jak ewangelizować z mocą, czyli głównie za pomocą czynienia cudów.
Aha. To mnie rozłożyliście na łopatki. Powaga.
Brzmi dość "ciekawie". To znaczy, że co? Pojadę i nauczycie mnie, jak czynić cuda? Czy czego mnie nauczycie?
omyk, też mnie to zaciekawiło. Będąc 6 lat w Odnowie o czymś takim nie słyszałam wogóle.

Brzmi dość "ciekawie". To znaczy, że co? Pojadę i nauczycie mnie, jak czynić cuda? Czy czego mnie nauczycie?

No mnie się zdaje, że uczą ewangelizacji z namaszczeniem, tak, by słowa przenikały do serc i je przemieniały. Co do cudów - czy to od człowieka zależy? Może bardziej chodzi o odkrywanie, bądź rozwijanie charyzmatów potrzebnych do skutecznej ewangelizacji? A co do samego kursu - chyba jest on przeznaczony dla tych, którzy podejrzewają, że Bóg obdarza ich charyzmatem ewangelizacji i idą za głosem wewnętrznym? Zresztą na jakikolwiek kurs się nie idzie dla własnego "widzimisię" albo po to, by kolejny kurs "zaliczyć", tylko Pan wzywa w stosownym czasie.
Ale samego namaszczenia nie nauczysz
A nie każdy jest obdarzony charyzmatem czynienia cudów, czy charyzmatami uzdrowień.

Chyba, że kurs jest na tyle elitarny, że mogą na niego jechać tylko osoby z rozeznanymi takimi, a nie innymi charyzmatami (znowu: nie z "widzimisię" pt. "chciałbym mieć", tylko naprawdę rozeznałem/rozeznano i mam). Z tym, że to też się źle kojarzy.

Ale samego namaszczenia nie nauczysz

Jasne, że nie, toteż odpowiedź masz dalej.

Nie wiem. Mówiono mi, że po Filipie mogę jechać, tylko jest długi. I nie "co weekend" organizowany. A teraz kursy mnie w ogóle średnio interesują, bo mam wspólnotowe rekolekcje, więc nie tęsknię do nich

Nie jest elitarny?
Teraz to chece wyjdą, ten jest dla wyjątkowych a ten już nie.
Tylko ciekawe co mają uczynić osoby, które wogóle nie korzystają z tego typu kursów gdyż obrały inna drogę
Tak, o tym myślałam. Powstaje rozróżnienie: my tutaj jesteśmy po kursie, potrafimy ewangelizować z mocą, czynimy (my?!) cuda. Reszta jest gorsza, nie mogła się dostać na kurs. Oczywiście nikt tak nie mówi wprost, pełniutka pokora, itd. itp., ale wszyscy czujemy, o co chodzi. Szemranie: "on był na KURSIE!" Nie ma czegoś takiego?
Tak naprawdę nie ma większego i mniejszego stopnia "wtajemniczenia w chrześcijaństwo", to znaczy nie różnicujemy go na podstawie rodzaju posługi charyzmatycznej.
Bliżej Pana Boga może być osoba, która zamiata w kościele, kiedy nikt nie widzi, żeby "charyzmatycy" mieli czysto, niż ci, którzy się czują "elitą", bo pojechali na "elitarny kurs".

[
Tylko ciekawe co mają uczynić osoby, które wogóle nie korzystają z tego typu kursów gdyż obrały inna drogę


Ale mówimy o ludziach, którzy tę drogę obrały. I dla nich kurs ma być etapem rozwoju, ma uzdalniać do jeszcze lepszej służby, a nie dawać prestiż.

Z teologicznego punktu widzenia nie chodzi tu o żadne nowe namaszczenie, ale o rozbudzenie tego, co już jest. Podobnie jak na kursie Filipa.

A z drugiej strony kurs jest również po to, żeby się nauczyć, jak posługiwać czynieniem cudów, żeby to robić profesjonalnie, a nie odstawiać amatorszczyzny.

Można się też nauczyć jak organizować meetingi uzdrowieniowo - ewangelizacyjne w praktyce, gdyż jest też, przecież część praktyczna, na zakończenie.

Ja przykładowo najwięcej z tego wyniosłem właśnie w dziedzinie organizacji tego typu imprez, motywacji, PR itd.
Zreszrtą wtedy właśnie byłem, między innymi, liderem organizacyjnym.
A przecież ktoś musi taką imprezę zorganizować i trzeba wiedzieć jak to robić.
Zatem każdy może z tego samego kursu wynieść coś innego.

Z teologicznego punktu widzenia nie chodzi tu o żadne nowe namaszczenie, ale o rozbudzenie tego, co już jest. Podobnie jak na kursie Filipa.

... i na każdym innym kursie. O tym samym mówiłam wcześniej, Talmid

Tak, o tym myślałam. Powstaje rozróżnienie: my tutaj jesteśmy po kursie, potrafimy ewangelizować z mocą, czynimy (my?!) cuda. Reszta jest gorsza, nie mogła się dostać na kurs. Oczywiście nikt tak nie mówi wprost, pełniutka pokora, itd. itp., ale wszyscy czujemy, o co chodzi. Szemranie: "on był na KURSIE!" Nie ma czegoś takiego?
Tak naprawdę nie ma większego i mniejszego stopnia "wtajemniczenia w chrześcijaństwo", to znaczy nie różnicujemy go na podstawie rodzaju posługi charyzmatycznej.
Bliżej Pana Boga może być osoba, która zamiata w kościele, kiedy nikt nie widzi, żeby "charyzmatycy" mieli czysto, niż ci, którzy się czują "elitą", bo pojechali na "elitarny kurs".


Czytasz u mnie w myślach, Omyk. Kurs nie jest potrzebny, by być autentycznym chrześcijaninem i ewangelizatorem. Dla Chrystusa przecież nieważne, czy ktoś skończył kurs czy nie, ale ważne, czy jest autentycznym świadkiem wiary.
Ale czy czasem kursy nie funkcjonują tylko w ramach SNE, Odnowy?
To jak nie ma opcji rozdzielenia ludzi w tym samym Kościele, możesz mi to wyjaśnić ago?
A co do elitarności, to najbardziej elitarny jest, paradoksalnie, kurs Filipa, gdyż najtrudniej jest zrobić pierwszy krok, aby dołączyć do elity.

Polonium, nie przeciwstawiaj autentyczności wobec profesjonalizmu kursów.
To nie są kategorie przeciwstawne.
Eliatarność.... a święci nie przechodzili tych elitarnych kursów, i byli znakomitymi głosicielami.

Ale czy czasem kursy nie funkcjonują tylko w ramach SNE, Odnowy?

Z tego, co wiem, owszem.

A no właśnie, nie każdy jest w Odnowie i nie każdy jest w SNE. Więc ta wasza elitarność mnie odpycha. Pierwszy raz o takim dziwactwie słyszę. Bo inaczej tego nie potrafię nazwać.
Bo wychodzi że tylko ci co są po kursie odnosnie tzw.ewaneglizacji z mocą, są lepsi.

Każdy jest do niesienia Chrystusa , ci z odnowy jak i ci po za nią. Wszyscy należymy do tego samego Kościoła.

A no właśnie, nie każdy jest w Odnowie i nie każdy jest w SNE. Więc ta wasza elitarność mnie odpycha. Pierwszy raz o takim dziwactwie słyszę. Bo inaczej tego nie potrafię nazwać.

Zauważ, Rachel, że "dziwactwa" są wszędzie. To od Ciebie zależy, czy chcesz widzieć w czymś elitarność. Zresztą nadal nie rozumiem, o co Ci chodzi.

[ Dodano: Sro 07 Sty, 2009 17:46 ]

czy chcesz widzieć w czymś elitarność
Wyraz użyła wpierw osoba z Odnowy a nie ja. Tylko zaczepiłam o to, bo do razi.

A co do elitarności, to najbardziej elitarny jest, paradoksalnie, kurs Filipa, gdyż najtrudniej jest zrobić pierwszy krok, aby dołączyć do elity.

Z tą "elitą" to poważnie mówisz?
Dla mnie kolejny kurs był trudniejszy i musiałam zaprzestać w nich uczestniczyć. Nie uważam, że "Filip" jest najtrudniejszy. Przechodzi się wprawdzie przez pierwszy szok... ale najłatwiej się zdecydować, bo nie wie się jeszcze jaka walka będzie się toczyć.
Najtrudniejszy nie = najbardziej elitarny.
Najważniejsze abyśmy nie zdobywali kolejnych rekolekcji, kursów aby się poszczycić gdzie to ja nie byłem i czego to nie dowiedziałem się a teraz to będę niesamowite rzeczy czynił.
Chodzi o to aby każda szansa rekolekcji, kursu itd przybliżyła nas do Boga i do drugiego człowieka. Tylko o to chodzi i o nic więcej.

Najważniejsze abyśmy nie zdobywali kolejnych rekolekcji, kursów aby się poszczycić gdzie to ja nie byłem i czego to nie dowiedziałem się a teraz to będę niesamowite rzeczy czynił.

Mniej więcej o to mi chodziło w jednej z moich wypowiedzi. A i takich znam, co zaliczają...


Z tą "elitą" to poważnie mówisz?
Dla mnie kolejny kurs był trudniejszy i musiałam zaprzestać w nich uczestniczyć. Nie uważam, że "Filip" jest najtrudniejszy. Przechodzi się wprawdzie przez pierwszy szok... ale najłatwiej się zdecydować, bo nie wie się jeszcze jaka walka będzie się toczyć.

Jeśli ktoś pochodzi z rodziny katolickiej to Filip może nie jest dla niego elitarny, bo już od dawna tzn. od urodzenia do tej elity należy.

Ale jeśli ktoś nie pochodzi z takiej rodziny to pojechanie na taki kurs, czy jakikolwiek inny kontakt z KRK jest bardzo trudny.
Ach, jaka tam elita. Wybrańcy, prawda, ale w niczym nie lepsi od innych. Najmniejszy naród, pierwszy papież, który się zaparł swojego Mistrza, od początku spory, rywalizacja o miejsce w Królestwie Niebieskim, pytania: a może nie dopuszczać pogan? A co z tym, a z tamtym... No, śmietanką, jeśli chodzi o siłę wiary, to my nie jesteśmy i chyba nigdy nie byliśmy.
To w Panu nasza siła, my jesteśmy słabi.
Ale miało być o ewangelizacji z mocą, a nie o kursach.

Warto by było zatem zastanowić się co to jest ewangelizacja, a co to jest katechizacja, bo wiele osób myli te pojęcia, na tym forum również.
Zatem, w skrócie, ewangelizacja jest skierowana do niekatolików, jeśli ktoś jest katolikiem to nie potrzebuje ewangelizacji tylko katechizacji.

To jest bardzo ważne, żeby to rozróżnić, gdyż nie można serwować nie katolikowi katechizacji, czyli np nauki o sakramentach itd., bo to nie jest temat dla niego.
A niestety się to, nader często robi np. namawiając ludzi do uczestnictwa w nabożeństwach, których nie rozumieją.

A jak w praktyce się odbywa w Polsce ewangelizacja z mocą?

Na Mszę o uzdrowienie przychodzi niewielka grupka katolików, najczęściej ze wspólnot i zazwyczaj schorowanych , którzy pragną poprawić sobie stan zdrowia.
Oczywiście na takim spotkaniu nie ma żadnej ewangelizacji, a tym bardziej ewangelizacji z mocą.
A dlaczego nie ma?
Bo nie jest potrzebna, gdyż na tym spotkaniu są sami katolicy.

Ewangelizacja z mocą nie służy poprawianiu stanu zdrowia społeczeństwa, ona służy ewangelizacji.

Zatem jak powinna taka ewangelizacja wyglądać?

Przede wszystkim meeting ewangelizacyjny nie powinien być robiony w kościele.
Przecież nie można oczekiwać, że niekatolicy przyjdą do kościoła. Gdyby chcieli już by to dawno zrobili. Każdy zna drogę do kościoła.

Taki event powinien mieć atrakcyjną formę zgodnie z obowiązującą modą.
Powinien być dobrze i odpowiednio wcześniej zareklamawony.
Należy go urządzić w ruchliwym miejscu.
Trzeba przynieść krzesła, żeby ludzie mogli usiąść. Jak już usiądą, to nie wstaną tak szybko.
Należy zgromadzić wiele osób ze wspólnoty, żeby robili za tłum przypadkowych gapiów.
Tłum przyciąga tłum. Ludzie jak widzą zbiegowisko to się garną.
Trzeba zadbać o radosną i serdeczną atmosferę Nic tak skutecznie nie przyciąga jak dobra atmosfera. Ludzie to wyczuwają.
Należy przygotować profesjonalne świadectwa.
A przede wszystkim to nie należy się bać wyjść z kościółka i z tym ostatnim jest największy problem.
Hmm a jak ewangelizować niekatolika, ale chrześcijanina? Czy w ogóle ewangelizować, czy raczej katechizować? To dla mnie ciekawa sprawa.

Ja ewangelizuję, ale raczej po to, żeby przekonać, że "nie gryzę", a kiedy przekonam do tego, próbuję wprowadzać bardziej stały pokarm w postaci świadectwa o tym, jak Pan mnie dotyka przez sakramenty, choćby Sakrament Pokuty, czy Komunię św. Dzisiaj właśnie miałam taką rozmowę, przed chwilą skończyłam.
To niełatwa sprawa.

Mnie nie jest obojętne, czy taka osoba pozostanie poza Kościołem, czy wróci do niego.

[ Dodano: Sro 07 Sty, 2009 20:13 ]
Ja bym nigdy nie namawiał osoby innego wyznania do zmiany tego wyznania.
Wręcz przeciwnie jeszcze bym go w tym umacniał.
To znaczy w jego wierze.
Tak zresztą robię.
Zwłaszcza w odniesieniu do Żydów.
Należy się cieszyć, że ktoś jest religijny i pomagać mu wzrastać w jego drodze.
A poprzez namawianie do swojej wiary, tym samym podkopujemy jego wiarę.
To jest nieuchronne.
W tym przodują świadkowie. Podkopują wiarę innych, a do nich i tak mało kto przyjdzie. Efekt taki, że produkują ateistów i agnostyków.
Teraz nie jest czas na walki religijne.
Wspólnym wrogiem wszystkich religii jest sekularyzm i konsumpcjonizm.

No i tu się różnimy.
Dla mnie ważne jest to, żeby pokazać komuś prawdę, a nie umocnić w kłamstwie, albo niepełnej, czy zniekształconej prawdzie.

Ciekawa jestem, co Jezus na to: Panie Jezu, ty siądź sobie w tej łodzi, a my zawołamy rodziny, żeby Ci za sztuczny tłum robili, bo wiesz, sam pewnie nie zgromadzisz zbyt wielu słuchaczy, a dzięki nam masz szanse
Porównanie wyjątkowo nie trafne.
Obecnie nie mamy tak skutecznych przepowiadających jak Jezus, których sama tylko osobowość i charyzmat mogłyby przyciągnąć wielkie tłumy.

Wobec tego powinniśmy sobie radzić wszelkimi dostępnymi środkami , które nie są grzeszne.
A nie siedzieć w kościólku, w kółku wzajemnej adoracji, konstatując obecną sytuację powiedzeniem "ano taki dopust Boży"
Biada mi, jeśli tylko ja miałabym głosić, a nie Duch Święty przeze mnie.
Duch Jezusa.
A to, że obecnie nie ma takich gwiazdorów ewangelizacji, jakim niewątpliwie był Jezus , to jest wszystko w planie Bożym.

Jak wiemy historia ludzkości, czyli historia zbawienia ma swoje fazy.
Obecnie żyjemy w fazie zwanej demokracją, której zasdadą jest zespołowość.
W korporacjach już od kilkudziesięciu lat stawia się na zespół. Tam gwiazd nie potrzebują.

Podobnie jest w ewangelizacji.

Tu liczy się obecnie zespół, w nomenlaturze SNE ekipa.
To dobra ekipa ma robić ewangelizację z mocą.
Pewien twór zbiorowy, a nie pojedynczy gwiazdor.
Każdy na swój sposób.
Ja przykładowo w sferze organizacji.

A Ty w czym się odnajdujesz w kontekście ewangelizacji z mocą?
Pytam wszystkich nie tylko Omyka.
Gwiazdor Jezus...
Żeby móc ewangelizować, trzeba najpierw samemu zrozumieć Mądrość Krzyża...
Dziękuję Panu, że uciekł, kiedy chciano Go obwołać królem. Takim przez małe k.

Co do pytania nie tylko - ale również - do mnie... Ja uczę się słuchać Ducha Świętego. Chciałabym każde poruszenie Bożego Serca odczuć, właściwie odczytać i wypełnić co do milimetra. Być naprawdę uległą. Jeśli Pan mnie tego nauczy, to ewangelizacja z mocą przestanie być tylko sloganem i rozpaczliwą pogonią organizacyjną. Nie, dla mnie ewangelizacja z mocą to nie kolorowy happening. To głoszenie w mocy Ducha Świętego. To Słowo Boże, Które chce użyć moich ust.
Kocham, jak ktoś nie jest w temacie, a się "nafocha".

Nie mogę jako nauczycielka - wykwalifikowana -przepisywać recept. Skandal! Elita chce rządzić wypisywaniem leków...

Kursy to nie zestaw cukierków od wyboru. To twarda formacja. Bo ma szykować do walki... o życie człowieka. Bo czasami jedno słowo nie tak powiedziane zaważy na czyimś dalszym losie, na jego kolejnych poczynaniach, dniach, decyzjach.

Ewangelizacja z MOCĄ = z Duchem. Słuchając najcichszych podszeptów. W pełnej pokorze wobec Jego woli. Umieć "zrobić z siebie durnia" w oczach ludzi, żeby wygrać tego jednego. Zapomnieć o laboratoryjnych warunkach rzucania słodkimi cytatami i jechania po sznurku z karteczki. Bo niestety gro "ewangelizatorów" jedynie tyle potrafi. A zatyka nos przed brudnym, krępuje się obecnością umierającego, a komuś komu życie się rozpadło potrafi zacytować kilka chwytliwych sloganików.

Ewangelizować z mocą, to pozwolić MU kierować, nawet jeśli ja jestem niepewna, mam tremę, nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Nie twierdzę, że to potrafię. Twierdzę, że boleśnie nieraz się tego uczę. Że nieraz chcę uciekać, a Bóg stawia coraz trudniejsze zadania. I nie wolno uciec. Bo ktoś za to zapłaci. A życie tego człowieka opadnie na moje sumienie - nie wolno nie słuchać Boga, a On może nagle kazać posłużyć w sposób, na który ja jako człowiek nie byłam przygotowana może każe mi tak posłużyć niespodziewanie tylko jeden raz w życiu, w tej konkretnej sytuacji, temu konkretnemu człowiekowi.

Ewangelizować z MOCĄ to umieć zareagować z Bogiem w każdej niespodziewanej sytuacji. Gdy mam migrenę, doła, a ktoś chce ... skoczyć z mostu. Albo dzwoni, że najadł się tabletek. Ma tak trudny problem, o których do tej pory wiem cośkolwiek jedynie z gazet i encyklopedii. A on nienawidzi Boga, płacze i ... trzeba głosić Boga. Nie w sterylnych warunkach wspólnotowych spotkań. NIE na zorganizowanym kursie. Zawsze.

Tego ma uczyć ten kurs. Otworzyć się na to, że jeśli ja oddaję się na poważnie na 100%, to Bóg może zażądać ode mnie czegoś dla mnie nie wykonalnego. A jednak. "Kazać" posłużyć darem pierwszy raz w życiu. Wdaje się, że to takie proste Taki przywilej, którego się niektórym odmawia

Każdy ma własna drogę. Ludziom, który jakoś mają przez Boga "przewidzianą" w swoich ścieżkach Odnowę albo SNE Bóg daje i tę opcję... co tu zazdrościć Czy to trochę nie jest kręcenie nosem na to, że Bóg jednym dał się gotować do świadczenia taką a innym inną drogą
Czyli Omyk, ple ple bez żadnych konkretów.
Jedna z najczęstrzych wymówek w środowisku charyzmatycznym.
Czy nie lepiej po prostu powiedzieć, że się boję.
Tak to może coś można zaradzić.
A jak ktoś powtarza takie oczywiste dla wszystkich w tym środowisku truizmy, to już ewangelizatorem chyba nigdy nie będzie.
Taka niestety smutna prawda.
Natomiast ci, co po prostu powiedzą, że się boją po pewnym czasie naprawdę bywają całkiem skutecznymi ewangelizatorami.

Przepraszam, jeśli Cię to uraża, ale taka jest prawda.
Zresztą przecież nie każdy musi ewangelizować z mocą.
To naprawdę elitarne hobby.
DAJ KTOŚ OMYK ZA TĘ WYPOWIEDŹ "pomógł" - jest piękna. I treściwa.

[ Dodano: Sro 07 Sty, 2009 21:12 ]
To chyba byliśmy Anniko na dwu różnych kursach pod tym samym tytułem.

Na tym kursie na którym ja byłem we Włoszech, prowadzonym przez o. Ricardo było głównie o tym jak robić duże publiczne masowe meetingi ewangelizacyjne z wykorzystaniem charyzmatu czynienia cudów i innych środków , a nie na temat posługiwania wśród bezdomnych i umierających.

Jako, że ja cudów czynić nie umiem to gwiazdorem ewangelizacyjnym nie będę, ale za to mogę pomóc przygotować taki event od strony organizacyjnej.
Stanowczo mówimy o rożnych kursach. A Aga w początkowych wypowiedziach raczej wskazywała na specjalną ewangelizację wyjątkowo głęboko trafiającą, niekoniecznie masową - ale Ducha i ... dobitną.

Z zastosowaniem charyzmatów w najszerszym spektrum

[ Dodano: Sro 07 Sty, 2009 21:12 ]

DAJ KTOŚ OMYK ZA TĘ WYPOWIEDŹ "pomógł" - jest piękna. I treściwa.

Za którą wypowiedź?
20:54. Dzięki Agunniu

Ewangelizować z MOCĄ to umieć zareagować z Bogiem w każdej niespodziewanej sytuacji. Gdy mam migrenę, doła, a ktoś chce ... skoczyć z mostu. Albo dzwoni, że najadł się tabletek. Ma tak trudny problem, o których do tej pory wiem cośkolwiek jedynie z gazet i encyklopedii. A on nienawidzi Boga, płacze i ... trzeba głosić Boga. Nie w sterylnych warunkach wspólnotowych spotkań. NIE na zorganizowanym kursie.Zawsze.

Ta wypowiedź mi się podoba. I o to w tym wszystkim chodzi tak naprawdę. Nie można wtedy powiedzieć, że robi się coś dla osiągnięcia własnych sukcesów, coś dla siebie. Bo jak się nie chce, a trzeba w takich sytuacjach głosić Jezusa to jest wówczas ewangelizacja, o którą Panu chodzi. Kursy chyba tego nie uczą. Niektórzy z nas doświadczyli takich sytuacji, może wiele razy.
Ewangelizacja z mocą często odbywa się mimochodem, przy okazji, nieplanowana. Ot, okoliczności, które Pan na nas sprowadza.

[ Dodano: Sro 07 Sty, 2009 23:43 ]

Zatem, w skrócie, ewangelizacja jest skierowana do niekatolików, jeśli ktoś jest katolikiem to nie potrzebuje ewangelizacji tylko katechizacji.

A co powiesz na temat książek napisanych przez Jose Prado Floresa "Idźcie i ewangelizujcie ochrzczonych" oraz "Jak ewangelizować ochrzczonych"?
Przecież ochrzczeni to katolicy i okazuje się, że jednak również i oni często potrzebują ewangelizacji. Rozumiem, że chodziło Ci o to, że nie można katechizować niekatolików, ale przeoczyłeś to, że ewangelizacja skierowana jest zarówno dla niewierzących jak dla wierzących, niezależnie od religii czy wyznania. Nie ma tutaj jednej zasady, że jak niekatolik - to ewangelizacja, a jak katolik - to katechizacja. Każdy przypadek jest indywidualny i o ile katechizacja jest skierowana do osób wierzących (do katolików), to ewangelizacja jest skierowana do wszystkich i od niej się powinno zaczynać.

I zgadzam się z Annniką, że każda ewangelizacja powinna być ewangelizacją z mocą, niezależnie od tego czy jest to masowa ewangelizacja w formie happeningu czy ewangelizacja w cztery oczy, bo ktoś ma problem, z którym musimy się zmierzyć i mam mu w tym momencie ogłosić Jezusa. I to nie chodzi o jakiekolwiek bycie gwiazdą. Gwiazdą (jeśli już używać tego słowa) w każdej ewangelizacji ma być Jezus a ja mam wskazywać na Niego m. in. poprzez moje głoszenie, jak również oczywiście przez świadectwo życia.
Jestem tylko ciekawa, z jaką Talmid mocą ewangelizuje, skoro twierdzi, że nie każdy musi to robić. Każdy chrześcijanin jest powołany do ewangelizacji, a ewangelizacja bez mocy Ducha Świętego jest po prostu nieskuteczna i tak naprawdę wcale nie jest ewangelizacją. Jeśli więc moc, którą Talmidzie wykorzystujesz nie zawsze jest przy ewangelizacji potrzebna, to o jakiej mocy mówisz?


Jedna z najczęstszych wymówek w środowisku charyzmatycznym.
Czy nie lepiej po prostu powiedzieć, że się boję.
Tak to może coś można zaradzić.
A jak ktoś powtarza takie oczywiste dla wszystkich w tym środowisku truizmy, to już ewangelizatorem chyba nigdy nie będzie.
Taka niestety smutna prawda.
Natomiast ci, co po prostu powiedzą, że się boją po pewnym czasie naprawdę bywają całkiem skutecznymi ewangelizatorami.

Boję się, że kompletnie nie zrozumiałeś mojej wypowiedzi.

A co do "elitarnego hobby"... Gdybyś wiedział, że przedłużeniem ewangelizacji, ukazaniem jej skuteczności i zaświadczeniem o prawdziwości jest również krzyż, może nie pisałbyś w ten sposób. Idź na krzyż świadczyć o Jezusie i tam powiedz, że to takie twoje elitarne hobby... Talmid, chyba żyjemy w dwóch różnych światach. Ja w moim świecie chcę szukać prawdy, a nie poprawnego PRu. Chcę iść da Duchem Świętym, a nie migającymi kolorowymi światełkami.
Co dadzą kursy, jeśli to wraz chodzi o jedno i tylko o jedno, czyli o to byśmy przełamali wreszcie swoje lęki, wyszli z cienia i ewangelizowali "z mocą", aby także ateiści ujrzeli, że chrześcijaństwo = miłość. Bo to jest istotą chrześcijaństwa - miłość, ale ta przez duże M, nie zaś ta, którą głosi świat mówiąc sloganem : "peace and love".


A co powiesz na temat książek napisanych przez Jose Prado Floresa "Idźcie i ewangelizujcie ochrzczonych" oraz "Jak ewangelizować ochrzczonych"?
Przecież ochrzczeni to katolicy i okazuje się, że jednak również i oni często potrzebują ewangelizacji..

Każde uproszczenie zawiera w sobie odrobinę kłamstwa, jednak w każdym przekazie podstawowym, elementarnym stosuje się uproszczenia, bo inaczej byłby on całkowicie niekomunikatywny, gdybyśmy rozpatrywali każdy szczegół.
Dlatego napisałem , że ewangelizacja skierowana jest do niekatolików.

Należałoby się przedewszystkim zastanowić, kto to jest katolik?

Ja nie uważam, że katolik to osoba ochrzczona.

Są rodziny, w których dzieci się chrzci dla bezpieczeństwa od pokoleń, a katolikami ci ludzie nie są.
Wiele dzieci chrzci się tylko po to, żeby nie chorowały, bo jest taki przesąd, a ich rodzice katolikami nie są.
Inni znowu są ochrzczeni dlatego, że babcia tak sobie życzyła, a rodzice katolikami nie są.

Wiele osób, pomimo, że zostało ochrzczonych i wychowanych jako dzieci w katolickich rodzinach potem odeszło od wiary i zostało ateistami lub agnostykami. I o takich, głównie Prado chodziło.

Zatem powtarzam po raz kolejny katolików się nie ewangelizuje, katolików się katechizuje

A dlaczego to jest takie ważne?
Ano dlatego, iż mylenie tych pojęć, w zasadzie niszczy całą ewangelizacje.
Jako, że metodę dopasowuje się do grupy docelowej, czyli nazywając katechizacje ewangelizacją, powoduje się to, iż ewangelizacji, nie ma wcale.

Wytłumacze to na przykładzie bierzmowanych. W Warszawie i nie tylko, jest w niektórych parafiach taki niedobry zwyczaj, że na kurs Filipa wysyła się bierzmowanych, czyli w większości, teoretycznie katolików (oczywiście są wyjątki, patrz przypadek babci wyżej).
A kurs Filipa powszechnie nazywa się kursem ewangelizacyjnym. I jest to tym samym jedyna propozycja "ewangelizacyjna" dla bierzmowanych i w ogóle dla osób w tym wieku.

Ja osobiście nie mam nic przeciwko kursowi Filipa dla bierzmowanych, pod warunkiem, że są katolikami.

Ale jaka jest propozycja dla tych bierzmowanych, którzy nie są katolikami oraz dla tej młodzieży, która nie przystępuje do bierzmowania.
Odpowiedź jest prosta.
Żadna.

A to dlatego, iż kurs Filipa nazywa się kursem ewangelizacyjnym, usprawiedliwiając tym samym brak pomysłów, czy brak odwagi do zrobiebnie czegoś nowego innego dla niekatolików, podczas gdy on takim nie jest.

Na kurs Filipa powinny jeździć osoby już wcześniej zewangelizowane w ten czy inny sposób.
Zresztą sama nazwa na to wskazuje kurs, czyli coś na czym się uczymy.
A pierwszego doświadczenia Miłości Bożej nie można się nauczyć.

Oczywiście wiem, że są pojedyncze przypadki, że niekatolik pojedzie na kurs Filipa i tam właśnie się nawróci, bo łaska Boża działa bardzo różnie.
Jednak zasada powinna być taka jak napisałem wyżej.

I może jeszcze jeden przykład.
Byłoby zupełnym absurdem, gdyby jakiś misjonarz zaserwował kurs Filipa Indianom w Amazonii, nic by z tego nie zrozumieli.
Dokładnie takim samym absurdem jest robienie Filipa, dla większości młodzieży w Warszawie. Oni nic z tego nie zrozumieją.
Te pojecia są dla nich tak samo egzotyczne, jak dla Indian.
A zatem jaka jest propozycja ewangelizacyjna dla Warszawy?
Żadna.
Ale są tacy co powiedzą, mamy przecież kurs Filipa, usprawiedliwiając swoje nieróbstwo.


A to dlatego, iż kurs Filipa nazywa się kursem ewangelizacyjnym, usprawiedliwiając tym samym brak pomysłów, czy brak odwagi do zrobiebnie czegoś nowego innego dla niekatolików, podczas gdy on takim nie jest.

Na kurs Filipa powinny jeździć osoby już wcześniej zewangelizowane w ten czy inny sposób.
Zresztą sama nazwa na to wskazuje kurs, czyli coś na czym się uczymy.


Na podstawie czego wyciągasz wniosek, że Kurs Filip nie jest kursem ewangelizacyjnym? Bo nie rozumiem czy wg Ciebie w takim razie jest ewangelizacja. Nie wiem o jakie niezrozumiałe pojęcia Ci chodzi, czy tylko bazujesz na tym, że nazywa się to kurs. Kurs Filip jest właśnie kursem, który jest przede wszystkim dla ludzi, którzy są niezewangelizowani i myślę, że takie było założenie Jose Prado Floresa.

Dla mnie człowiek niezewangelizowany to człowiek, który jest bądź nie jest ochrzczony, ale nie ma relacji z panem Bogiem. Nie zgadzam się z Twoją definicją katolika, bo wychodziło by na to, że człowiek, który ma kryzys wiary przestał być katolikiem.
A przecież tak nie jest.



Na podstawie czego wyciągasz wniosek, że Kurs Filip nie jest kursem ewangelizacyjnym? Bo nie rozumiem czy wg Ciebie w takim razie jest ewangelizacja. Nie wiem o jakie niezrozumiałe pojęcia Ci chodzi.

Uczestnicy kursu Filipa przystępują do sakrementów Pojednania, Eucharystii.
Niekatolicy nie mogą przystępować do sakramantów.

Chodzi mi oczywiście o pojęcia z zakresu teologii katolickiej.
Talmid: Bo Kurs Filip jest kursem katolickim. I to, że ktoś w danym momencie na Kursie Filip nie może przystąpić do sakramentu pojednania czy Eucharystii to nie znaczy, że nie może zrobić tego potem. Przykład: po jednym z Kursów Filip, który przygotowywaliśmy jedna z osób przystąpiła do swojej Pierwszej Komunii Świętej, było to piękne wydarzenie.

Uczestnicy kursu Filipa przystępują do sakrementów Pojednania, Eucharystii
Ale uczestnicząc w jakichkolwiek rekolekcjach przystępuje się do sakramentów.
Noo, najlepiej zorganizujmy super kurs, który nie będzie się w ogóle z Kościołem kojarzył. Niech nie będzie sakramentów, niech niekatolicy czują się na nim dobrze. Mówmy o niebieskich migdałach, ale nie o tym, że kto nie spożywa Ciała Pana i nie pije Jego Krwi, ten nie ma życia w sobie. Poprawimy naszym kursantom humor, zastosujemy najnowsze chwyty marketingowe i NLP, nauczymy ich "pozytywnego myślenia"... szkoda tylko, że bez Ciała i Krwi Pańskiej pozostaną żywymi trupami. Ale cii, najlepiej nie mówmy w ogóle o Bogu. Wprowadźmy cenzurę na słowa: Kościół, Bóg, Jezus, Maryja, sakramenty. Lepiej to przemilczeć, przecież i ateista powinien czuć się u nas dobrze.
Proszę o dalszą dyskusję dotyczącą charyzmatu ewangelizacji z mocą.
To zacznijmy od Cytatów Ja czekam na potwierdzenie tego charyzmatu
Omyk: trafiłaś w sedno.

Aga: wbrew pozorom trzymamy się tematu.

Rachel: nie rozumiem czego oczekujesz. Jak diamentów kościoła to Kongregacje nie zajmują się takimi drobiazgami jak komentowanie kursów ... notatek moich też nie będę raczej przepisywać.

nie rozumiem czego oczekujesz. Jak diamentów
Nie diamentów ale pereł , oczekuje.

To zacznijmy od Cytatów

Skąd cytatów?
OJ, miało być dokumentów

Skąd cytatów?
Z Pisma Świętego niewiasto

A nie wiem co tam chcesz znaleźć
To co tyczy się wątku.

Rachel, nie przesadzasz z deczka ?? Pismo to nie katalog dostępnych i dozwolonych form głoszenia.
Rachel, nie mów, że obce są Tobie fragmenty Listów do Koryntian, Efezjan i do Rzymian, w których jest wykładnia dotycząca charyzmatów. Coś pominęłam?
Już nie będę dopytywać się, bo widzę że i tak klarownej odpowiedzi nie otrzymam.
A odnośnie listów to św.Paweł napisał o dużo więcej listów

Już nie będę dopytywać się, bo widzę że i tak klarownej odpowiedzi nie otrzymam.

Bo nie masz możliwości jej otrzymania. Nie wyczytasz w Biblii nic o charyzmacie ewangelizacji


Ale ja mówię o listach, w których mowa o charyzmatach (gdybyś nie wiedziała ).
Hmm to w innych już mowy nie ma? To ciekawe

Jeśli nie ma o ewangelizacji w Piśmie Świętym to nie ma wartości nasze działanie.


Jeśli nie ma o ewangelizacji w Piśmie Świętym to nie ma wartości nasze działanie.


Wydawało mi się, że mówimy o czymś konkretnym, ale teraz już nie wiem o czym my rozmawiamy.
Cały czas mowa o tym samym, czyli o ewangelizacji. I jasno wynika,że jeśli my sobie wymyśliliśmy ewangelizację to jest to dzieło ludzkie i padnie wcześniej czy później.
A jeśli wynika od tego, że Jezus nas posłał i obdarował odbiowiednimi narzędziami to przetrwa gdyż w Bogu ma Źródło.
Nie, no całe Słowo Boże służy do ewangelizacji, ale nie masz tam nic o charyzmacie ewangelizacji. No nie wiem czego tam szukać. Chyba wezwania apostołów do świadectwa, do głoszenia, to wówczas możemy powiedzieć, że Pismo mówi o tym charyzmacie. W listach wyraźnie jest o czymś innym w wykładniach dotyczących charyzmatów.