ďťż
Strona początkowa UmińscyTK: Adwokatura powinna mieć wpływ na aplikacje adwokackieCzy powinny wisieć na ścianach krzyże w szkolnych klasach?Czy PO powinno poprzec wniosek o rozwiazanie parlamentu?Czy Polska powinna wprowadzić wizy dla Amerykanów ?kazania i homilieSwiadectwo bylego okultysty uratowany przez Milosierdzie PanKwestionariusz ProustaEkstremiści czy oszołomy?takie pytanie...Postępowanie administracyjne
 

Umińscy

Nurtuje mnie pewien problem. U nas w kościele Msze święte niedzielne są podzielone tak:
- dorośli: 7:00, 8:30, 13:00 i 18:00
- dzieci: 11:30
- młodzież: 10:00
Sprawa rozchodzi się o to, że trąbi się o mszy dla dzieci, a homilia na niej jest identyczna jak ta dla dorosłych. Tak samo i z mszą młodzieżową. Myślę, że homilia powinna być dostosowana do odbiorcy. Mówimy do dzieci, to używamy języka im zrozumiałego a nie czegoś w stylu:
"Huragan Katrina był karą dla homoseksualistów za parady w Nowym Orleanie"(przykład tak sobie wzięty- niczym się nie sugerowałem). Pytam się gdzie tu jakiś cel???
Msza święta powinna być zorganizowana tak, aby była przyjazna odbiorcom. Dzieci nie mogą wychodzić skołowaciałe i zakręcone. Młodzież nie musi koniecznie słuchać tekstów typu: "Uśmierca się nas na zachodzie stosując eutanazję"(słowa starszych). Sami zresztą powiedzcie...



Sami zresztą powiedzcie...
Oczywiście dostosowane do wieku.
Ale zawsze Z BIBLII.
Dokładnie Ajfenie, tak samo jest też w mojej parafii i taki sam jest układ mszy dla dorosłych, dzieci i młodzieży. Martwi mnie fakt, ze nie stosuje się ustalonego programu Mszy, chociaż jeszcze ta Msza dla dzieci to jest jeszcze prowadzona możliwie,ale też nie zawsze. Homilie powinny być stosowne do grupy wiekowej, ale nie zawsze tak jest jak powinno i myślę, ze wiele zależy też od parafian. Jeśli uwzglednią taką uwagę księdzu proboszczowi, to myślę, że będzie się starał do tego dostosować w miarę możliwości. Tylko to także trzeba załatwiać z kulturą a nie z jakimiś żalami wyskakiwać, jak to niektórzy parafianie potrafią.
Wszystko da się załatwić, ale w spokojnej atmosferze. Ksiądz też człowiek, więc może to zrozumie.

Pozdrawiam
Homilia to jakby "komentarz" do Ewangelii, ma na celu objasnienie tekstu słuchaczom ale także odniesienie go do ich życia. Dlatego też uważam, że jeśli msza jest dla określonej grupy ludzi, to równeż homilia powinna być dostosowana do poziomu odbiorców. To jest oczywiste, że jeśli msza jest dla dzieci, to homilia powinna być dostosowana do ich poziomu rozumowania, niezaleznie od tego, czy babciom w ostatniej ławce pod ścianą sie to spodoba czy nie.
Kolejnym problemem jest nie to, co wygłaszać, ale jak wygłaszać. Ja sama na przydługich i nudnych homiliach niemal zasypiam. Nie może być ona zbliżona do wykładu z biblistyki dla studentów teologii, którzy są osłuchani ze specjalistycznym językiem. Ale nie może być też czytaniem z kartki, bez zadnego zainteresowanie. Jeśli sam wygłaszający jest tym niezainteresowany, a czasem nawet znudzony, to jak mają to odbierać słuchacze?
Wiem od różnych księży, że czasem mają napisaną homlię, ale kolejne przeczytanie Ewangelii w czasie mszy daje im nowe natchnienie i głoszą nie to co maja przygotowane. Wtedy często widać, że żyją tym co mówią, że to jest od nich. (raz miałam okazje słyszeć zuopełnie improwizowaną homilię na mszy wieczornej w dzień powszedni, gdyż ludzie po Ewangelii usiedli i... a że to był nowy wikary, to... ale naprawdę wtedy jego słowa dotarły do mnie bardzo mocno, były mi potrzebne na ten czas). Jednak takie nudne czytanie z kartki jest naprawde ciężkie do słuchania. Inaczej jest jeśli nawet czytając ksiądz wczuwa się w to i... np. moduluje głos... to jest naprawdę dużo...


Pytam więc również co sądzicie o dostosowaniu liturgii do osób na niej obecnych. Czy powinna panować atmosfera luźniejsza, bardziej swobodna na mszach młodzieżowych? Tak sobodniejsza, a zarazem bardziej braterska, scalająca...
Pokażcie, co wasze genialne umysły mówią na ten temat. Proszę...
Bardzo ważne jest tłumaczenie Ewangelii na wydarzenia z życia każdego człowieka, bardzo ważne jest też nazywnie rzeczy po imieniu. Do mnie najbardziej przemawiaja homilie mówione "po prostu", tak jakby improwizowane (a wiadomo, ze najlepsze sa improwizacje doskonale przygotowane ) - ale na takie to zazwyczaj 'stać' księzy z większym doświadczeniem no i takich, którzy naprawdę żyją Słowem.

Natomiast w ogole do mnie nie docieraja homilie mowione takim natchnionym glosem, po kazdym zdaniu przerwa z takim charakterstycznym wymawiainiem zdan, takim wręcz zniewiescialym (nie wiem czy rozumiecie o co mi chodzi), ale s kolei wiele osob tak woli.

Tak, bez Ducha świetego ciężko jest cokolwiek sensownego powiedzież o Bogu, sam tego często doświadczam. Bez modlitwy trudno jest mi głosić słowo Boże, trudno robić wprowadzenia do czytań. Tak samo jest z księdzem, po za tym do prowadzenia Mszy dla dzieci trzeba mieć predyspozycje, nie kazdy ksiądz potrafi przemówić do dzieci w taki sposób by one coś zrozumiały i by je do czegoś zachęcić. Jeśli właściwy ksiądz prowadzi taką mszę, to i dzieci chętnie przychodzą do Kościoła, nie trzeba ich zaganiać siłą.

Pozdrawiam

Natomiast w ogole do mnie nie docieraja homilie mowione takim natchnionym glo
sem, po kazdym zdaniu przerwa z takim charakterstycznym wymawiainiem zdan, takim wręcz zniewiescialym (nie wiem czy rozumiecie o co mi chodzi), ale s kolei wiele osob tak woli.

Nie wiem, czy dobrze Cię zrozumiałem: chodzi o te homilie, w których kapłani starają się jak najmocniej oddać ducha tekstu?
Ja właśnie w takie homilie potrafię się mocno wsłuchać. Zresztą...potrafię wsłuchać się w każdą homilię. Nie potrafię zaakceptować jedynie takich homilii, w których kaznodzieja wydziera się w niebogłosy i ochrzania wszystko wokół widząc dzieła szatana. Takiego czegoś to po prostu nie cierpię. Miałem dwa razy w życiu być obecny podczas takiej homilii.
jako przykład doskonałej homilii mogę podać z czystym sercem kazania ojca Tomasza Kwietnia OP, na przykład te wygłoszone podczas rekolekcji wielkopostnych w 2004 r. w Krakowie.

http://www.liturgia.domin...ekcje/kwiecien/ - wg mnie tak powinny być przeprowadzone rekolekcje dla myślących ludzi, o pewnym stopniu zaawansowania w wierze.
poza tym zachwyca mnie sam styl retoryczny ojca Kwietnia, umiejętna modulacja głosu...
Cokolwiek komukolwiek gdziekolwiek sie tłumaczy, musi być to dostosowane do wieku i poziomu intelektualnego , emocjonalnego.
Dostosowanie mszy do uczestników, owszem ale w granicach rozsądku. Wiadomo, że dla dzieci mozna powiedziec bajki, które są analogią do ewangelii. Łatwiej na codziennych przykładach dzieci zrozumieja trudny język Biblii. Natomiast do młodzieży nie powinno mówic się językiem, który zrozumieją, ale bedzie to język typowo młodzieżowy. Nie wolno wygłaszać homilii w slangu, gdyż to juz by było przesadne. Ale najważniejsze jest to by tematyka była bliska słuchaczom. Bo przecież do dzieci nie będziemy mówić o pracy, młodzieży o zabawkach, a starszym o problemach nmłodzieży i o tym jak cięzko jest w szkole, czy o dylematach sercowtych młodych. Własnie tematyka powinna być bliska słychaczowi, a jednocześnie związana z tekstem Ewangelii.

Dostosowanie mszy do uczestników, owszem ale w granicach rozsądku.
A jakże by inaczej. Nie mam wcale na myśli, że skoro masz jest dla młodzieży, to Ewangelię mówimy rapem, czy takie tam. Mam tylko na myśli, że Kościół powinien być bardziej...jakby to wyrazić...bardziej żyć ludźmi. Oni stanowią Kościół. Oni powinni mieć jeszcze większy udział we mszy niż mają. Powinni czynnie uczestniczyć w modlitwie powszechnej, w liturgii słowa w ogóle, a homilia powinna ich zawsze zmuszać do głębokiej reflaksji nad ewangelicznym przesłaniem. Pozdrawiam:)

Myślę, że homilia powinna być dostosowana do odbiorcy

Nie powinna być też zbyt długa. Żyjemy w epoce mediów gdzie w kilka minut przedstwia się wiele informacji. Ludzie są do tego już przyzwyczajeni.

Powinna być bogata w treść i dobrze przygotowana. Mimo wszystko ludzie dobrze wiedzą kiedy ksiądz leje wode i bez przekonania improwizuje.

Powinna mieć pełne odniesienie do rzeczywistości. Księża często niepotrzebnie rozbudowują homilie odniesieniem do innych fragmentów Ewangeli, do Starego Testamentu i tak namieszają że przeciętny słuchacz nic z tego nie wynosi. Tak można głosić kazania dla biblistów na zamkniętych rekolekcjach. Dla zwykłych ludzi trzeba mówić językiem prostym i zrozumiałym. Jak należy rozumieć daną ewangelie i jaką naukę wynieść w życie.

Powinna mówić pięknie o Bogu, aby ludzi zachęcać do miłości do Boga a nie od niego odstarszać. Często się spotykam z biadolenie i narzekaniem księży, rzadko słyszę słowa autentycznego zatroskania o swoich parafian.

Nie pisałbym tego gdybym nie słyszam pięknych i wspaniałych homili. Przeważnie głoszą je biskupi i księża profesorowie, choć zdarząją się też zwykli księża, którzy to potrafią. Szkoda że nie wszyscy.
Mnie zawsze denerwowało w homiliach, jak ksiądz gadał językiem typowo teologicznym o różnych problemach, nawiązujac do różnych pism teologicznych. I wychodziło wtedy kazanie dla biskupa a nie dla przecietnego człowieka, który często nawet nie wie, po co przyszedł do Kościoła. Wtedy rzeczywiście ludzi to nudzi i nie wiedzą kiedy ten ksiądz skończy to biadolenie, patrzą na zegarek ile mu jeszcze czasu zostało. Nic więc dziwnego, ze katolik który się za katolika uważa, nie wie po co do Kościoła przychodzi.

Tak więc podzielam twoje zdanie Andrzeju.

Pozdrawiam

Mnie zawsze denerwowało w homiliach, jak ksiądz gadał językiem typowo teologicznym o różnych problemach, nawiązujac do różnych pism teologicznych. I wychodziło wtedy kazanie dla biskupa a nie dla przecietnego człowieka
Ja dostrzegam pewne niebezpieczeństwo 'przeteologizowania' religii i wiary. Przyznam się, że lubię posłuchać właśnie takich akademickich wręcz kazań, ale też właśnie widzę, jak często nie dotykają one sedna sprawy, jak nie ma w nich życia...

Myślę, że ludzi też denerwuje czasami zbyt duża naiwność homilii, bo takich też jest wiele. No i ludzie bardzo są czuli na punkcie tego co mówi ksiądz a/i tego jak żyje, tutaj poprzeczka jest bardzo wysoko postawiona.
A i ja Wasze zdania podzielam. Racja, że sporo księży mówi jęsykiem właściwym sobie. Może chcą pokazać, że nie dostali doktoratu/profesury za nic?- śmiech.
A tak poważnie, to jest to dużym problemem. Przeszkoda stawiana jest więc nie tylko przez samych świeckich, ale także przez duchowieństwo. Mój proboszcz(bardzo mądry człowiek) jest doktorem filozofii. On niestety także ma czasem skłonności do nadmiernego eksponowania swojej erudycji w homiliach, w skutek czego 3 osoby na kościele cokolwiek rozumieją(poza nim), a reszta myśli kiedy skończy. Tak niestety jest, tylko co zrobić, aby termu zaradzić?
Pozdrawiam:)
Czasem wystarczy z takim kapłanem porozmawiać Wielu nie zdaje sobie sprawy z tego, że to, co mówią, tak naprawdę jest dla więlkszości niezrozumiałe, że przesadzają. Gorzej, jak jest jak ktoś już wspominał - nie chodzi o przekazanie czegoś ale popisanie się swoją erudycją
Np. Dziasiaj w homilii wiele razy słyszałem słowa:


"Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego."
Brakował jednak dodatku - Jeżeli się nawróćą i odmienią swe życie. Bez tego drobnego dodtku wymowa kazania zaczyna być niepokojąca.

Podobnie jest ze zdaniem :


Bo bezemnie nic nie możecie uczynić

Bez rzetelnego wyjaśnienia wymowy tych słów, zaczyna się Bogu przypisywać wszelką krzywdę i zło.
No właśnie, czasem homilia naszpikowana jest ładnie brzmiącymi sloganami, które tak naprawdę nie wnoszą nic nowego, oprócz ładnego brzmienia

Nasz pasterz, jak ktoś przychodzi do niego i mówi, że był oładne kazanie ( najczęściej starsze panie ) to on zawsze odpowiada: "A nawrócił/a się pan/i Bo jak nie, to było g**** a nie kazanie."
I to jest właściwa odpowiedź, dla mnie kazdy kapłan powinien udzielać takich odpowiedzi na takie pytanie.

Pozdrawiam
Tyle że niektórzy wtedy zamiast zastanowic sie po takiej odpowiedzi, to zaczynają sie gorszyć, że kapłan takich określeń używa

Ale niestety przychodzą ludzie czasami po prostu po to, żeby się podlizać księdzu, bo coś za kilka dni trzeba będzie załatwić, więc troche wazeliny na dobry początek ,a kazanie to ich ani ziębi ani grzeje:?

A jeszcze inni po prostu lubią słuchać pięknej mowy
No cóż, tak to z ludźmi jest, szkoda, ze homili niektórzy słuchają, nie jako głębokiej nauki, którą warto może wprowadzac w życie, ale jako powód do rozmowy z księdzem, bo inaczej to trudno znaleźć konkretny temat by z nim pogadać i za coś księdza pochwalić, by sie mu podlizać.

Ja staram sie słuchać homili dla siebie, by móc coś dla siebie ciekawego wyciągnąc z tej nauki, by mogło to pozytywnie w pływać na moje życie, o ile homilia jest mówiona prostym językiem, zrozumiałym. Bym mógł także dobrze zrozumieć słowo, które było czytane, co jest dla mnie najważniejszym powodem słuchania homili.

Pozdrawiam
Ja w sumie też, ale nie da się ukryć, że nieraz zdarzało mi sie nieomal zasnąć mimo starań, ewentualnei po 20 minutach słuchania nie byłam w stanie choćby w jednym zdaniu treści pokazać

ewentualnei po 20 minutach słuchania nie byłam w stanie choćby w jednym zdaniu treści pokazać
Znam takiego jednego zakonnika, który twierdzi, że kazanie nie może zajmować dłużej niż 10 minut, ponieważ potem to już człowiek nie jest w stanie się skupić. I podobnie jak felieton jest bodajże najtrudnieszą formą dziennikarstwa (chyba dobrze piszę), tak też powiedzieć dobre kazanie w 10 minut nie jest łatwo - umiejętność syntezy i zarazem wydobycia najważniejszych aspektów. I muszę przyznać, że temu ojcu udawało się to tak w 8 na 10 kazań, bardzo przemyślane, bardzo precyzyjne sformułowania, pytania, zawsze wychodziłem po takiej Eucharystii z jakimś pytaniem, które właśnie pozostało dzięki kazaniu, że Słowo mogło we mnie jeszcze troche popracować.
Widać niektórzy księża lubia długo mówić, by pochwalić sie swoja wiedzą, niektórzy nie potrafia tak krótko mówić, bo nie zmieścili by się w czasie z tym, co pragna przekazać. Kazdy ma swoje powody i kazdy ma swój styl mówienia. Ja wierzę, ze zawsze jakies słowo do ucha wpadnie i tam pozostanie, nawet gdy kazanie wydaje się być nudne. Ponieważ w kazdej homili jest jakieś ziarno, które moze upaść na żyzną glebę i wydać plon. Wystarczy nadstawić ucho, otworzyć serce i słuchać a nie myśleć o niebieskich migdałach.

Pozdrawiam

Wystarczy nadstawić ucho, otworzyć serce i słuchać a nie myśleć o niebieskich migdałach.
Ale przyznasz, że długie kazania sprzyjają niebieskim migdałom.

Bracie msg zaproponuj takie dziesięcio minutowe lekcje, bo 45 min to za dużo, ciekawe co Ci odpowie nauczycielka?.
i tutaj mnie masz, bo moja żona jest nauczycielką, więc wiem trochę jak to jest. Tylko, że nie było moją intencją zachwalanie 10 minutowych kazań, tylko wskazanie, że są tacy, którzy tak robią i wychodzi im to całkiem nieźle.

A poza tym jak dla mnie to "prawda homiliowa" jest taka, że ja dopiero dobrze zacząłem rozumieć Słowo, dobrze zacząłem się w nim zaczytywać i wsłuchiwać jak trafiłem do wspólnoty, ponieważ tam prezbiterzy jakoś bardzo życiową mówią o tym Słowie i to mnie dziwi, bo potem ten sam prezbiter staje przy ambonie w niedziele i o tym samym słowie mówi w zupełnie inny sposób i sporo osób patrzy się i dziwi, czemu on nie mówi tak samo jak nam, tak dosadnie, konkretnie itd, tylko wskakuje na wysoki poziom abstrakcji albo wzniosłości.

Pewnie własnie dlatego zacheca sie ludzi do czynnego uczestniczenia w zyciu Koscioła, czyli m.in. poprzez różne wspólnoty w których można się dobrze zagłębiać w Pismo Św., żeby tego Słowa zacząć doświadczać, a żadna homilia, jakby dobra nie była, nie zrobi tego za nas, ona właśnie ma za zadanie uruchomienie procesu myślenia u człowieka. A ten zakonnik to potrafi.


Nasz pasterz, jak ktoś przychodzi do niego i mówi, że był oładne kazanie ( najczęściej starsze panie ) to on zawsze odpowiada: "A nawrócił/a się pan/i Bo jak nie, to było g**** a nie kazanie."


świetne!! takie małe zauważenie faktu:
gdy święty Piotr mówił do tłumów po zesłaniu Ducha, za jednym jego kazaniem nawróciło się 3 tysiące ludzi.
dziś mówi się 3 tysiące kazań, a nikogo się nie nawraca...
To że ludzie się nie nawracają to nie sprawa kazań, czy homilii. Ja nic nie mam do długich homilii jeśli ona wnosi coś do mojego życia. Ale to ja muszę się wpierw na Słowo otworzyć. Co zaś tyczy się kazań, to jestem przeciwnikiem nawet 5 min. kazania. Bo przeważnie kapłan "wali" z ambony na tych co są w Kościele mówiąc o nieobecnych.
No może nie tak do końca Aslanie, zawsze znajdzie sie ktoś, kto się nawróci. Gdyby nikt się nie nawracał, to świadczyło by to ,że słowo Boże nie ma mocy, a tak przezież nie jest.
Faktem jest jednak to, że coraz to więcej osób nie przywiązuje wagi do słuchania słowa, nie otwiera się na jego działanie,dlatego to utrudnia nawracanie się. Jeżeli przyjście na mszę traktuje się jako przyjście z przyzwyczajenia a tym bardziej z obowiązku to trudno jest słuchać Słowa Bożego i homili, wiele osób traktuje homilię jako ich moralizowanie.

Pozdrawiam

świetne!! takie małe zauważenie faktu:
gdy święty Piotr mówił do tłumów po zesłaniu Ducha, za jednym jego kazaniem nawróciło się 3 tysiące ludzi.
dziś mówi się 3 tysiące kazań, a nikogo się nie nawraca...

Tomaszu drogi... nie masz całowiteh racji, ponieważ bez względu na to, czy się ludzie nawracają, czy nie, to Słowo Boże mocy nie traci. ten, kto je czyta i rozważa w sercu, ten ma udział w mądrości zawartej w Piśmie Świętym.
Zaś nawracanie się nie świadczy jedynie o mocy Słowa Bożego(choć także), ale przede wszystkim o wszechmocy Boga i prawdziwości naszej wiary. Nawrócenie dokonuje się poprzez moc Słowa Bożego, a nie wzmacnia tę moc.
Słowo może i nie traci mocy w samym sobie, ale zauważ, że jeżeli ludzie nawracaja się dzięki słowu,a dokładniej dzieki jego mocy, która pochodzi od Boga, to jeśli nikt się nie nawraca to jak jest z tą mocą słowa, ono działa czy tez nie?

Jak ktoś ma rozważać w secu to słowo, skoro ono nawet do niego nie dociera, bo jesli człowiek sie nie nawraca to znaczy, ze to słowo do niego nie dotarło.

Pozdrawiam

[ Dodano: Wto 27 Wrz, 2005 17:20 ]

Jak ktoś ma rozważać w secu to słowo, skoro ono nawet do niego nie dociera, bo jesli człowiek sie nie nawraca to znaczy, ze to słowo do niego nie dotarło.

Najpierw rozważamy, potem słowo dociera, a nie na odwrót. Nawrócenie następuje dopiero potem, kiedy słowo dotrze i ugruntuje się w sercu człowieka.
Poza tym jak chcesz, aby człowiek najpierw się nawrócił, a potem dotarło do niego słowo??? Według mnie, to jest awykonalne.
Z tymi 3000 to trochę przesada... ale fakt, za mało zwracamy uwagę, żeby słowo na grunt rzeczywistości przenieść...
przesada Anniko? jaka przesada? ja to mówię na podstawie swoich obserwacji czynionych w kośiołach kętrzyńskich, ale nie tylko.
naprawdę, ludzie tak mało czerpią z treści przekazywanych przez księży, że chociaż ci ostatni mówią piękne rzeczy o Bogu, to ludziom potrzeba takiego silnego impulsu.
z tego co widzę, mało kto sięga po Biblię w domu, wydostając ją jedynie z szaf raz w roku- gdy ksiądz przychodzi po kolędzie.
tai jset smutny fakt.
dobrze, że są jeszcze księża z Duchem, którzy mogą zrobić- i robią- wiele dobrego.
Nie ilość jest ważna ale jakosć. Mam na myśli nawróconych.

Nie ilość jest ważna ale jakosć. Mam na myśli nawróconych.

ba, to przede wszystkim. oczywiście że tak. chodzi mi jednak o same proporcje tego, o czym piszę: iedyś tłumy za każdym razem, dziś mało kto nawraca się od jednego kazania; może inaczej- mało kto czuje impuls w sercu pod wpływem kazania, który kieruje do nawrócenia.
to jest tylko smutna konstatacja faktu, tym bardziej, że nie można powiedzieć, czym to jest spowodowane.
dlatego zasadny jest ten temat wielce, bo

można mówić wiele, ale ważne, żeby zawsze wiedzieć co mówić, ale nie zawsze mówić o wszystkim, co się wie.
w tym pierwszym pomaga Duch, zaś w tym drugim każdy kapłan musi się sam pilnować.

można mówić wiele, ale ważne, żeby zawsze wiedzieć co mówić, ale nie zawsze mówić o wszystkim, co się wie.
w tym pierwszym pomaga Duch, zaś w tym drugim każdy kapłan musi się sam pilnować.


To już chyba kwestia doświadczenia i też prowadzenia Ducha


To już chyba kwestia doświadczenia i też prowadzenia Ducha


i przede wszystkim prowadzenia Ducha. doświadczenie przychodzi z czasem.
księża za małą wagę przywiązują do tego, żeby to Duch mówił przez nich, a nie oni opowiadali o Duchu [na przykład].
księża niestety ciągle wolą polegać na sobie, a nie na mocy Ducha. a przecież 'w owej godzinie będzie wam podane, co macie mówić'...
oczywiście generalizuję teraz!

przesada Anniko? jaka przesada? ja to mówię na podstawie swoich obserwacji czynionych w kośiołach kętrzyńskich, ale nie tylko.
naprawdę, ludzie tak mało czerpią z treści przekazywanych przez księży, że chociaż ci ostatni mówią piękne rzeczy o Bogu, to ludziom potrzeba takiego silnego impulsu.
z tego co widzę, mało kto sięga po Biblię w domu, wydostając ją jedynie z szaf raz w roku- gdy ksiądz przychodzi po kolędzie.
tai jset smutny fakt.
dobrze, że są jeszcze księża z Duchem, którzy mogą zrobić- i robią- wiele dobrego.


Tutaj się Aslanie zgodzę z tobą całkowicie. Mam na myśli to, ze ludzie mało czerpią z tego co mówią księża. Może ludziom bardziej potrzeba takich księży, którzy by cuda czynili? Myślę, ze ludzie szukają jakieś lekarstwa na ich problemy, ale nie mogą przyjąć czegoś, czego za bardzo nie rozumieją, a co jest bardzo dobrym lekarstwem na problemy - Słowa Bożego, a jesli jeszcze ksiądz nie potrafi dobrze wyjasnić czytań to tym bardziej ludzie nie chcą słuchać jakichś teologicznych kazań.
Do ludzi trzeba mówić prostym językiem a nie teologicznymi wyrażeniami,których ludzie czesto nie rozumieją.

Pamiętam, jak niektórzy księża głosząc kazanie mówili wprost, że nie potrafimy się nawet prawidłow przeżegnać, czy sie wyspowiadać, że jesteśmy grzesznikami... itd
Do mnie to docierało od razu, wiedziałem,ze nie robię nic dobrze i że trzeba coś z tym zrobić. Tylko najgorsze jest to, ze czesto po dobrym kazaniu jest tylko słomiany zapał do zmian, bo tak naprawdę nic z tego dalej nie wynika, ponieważ po krótkim czasie wszystko powraca do normy i dalej ludzie są w takim maraźmie, i tak do kolejnego mocnego kazania.

A Pismo Święte to jak nam czesto prezbiterzy mówili, położone jest podczas kolędy, ale w bardzo nie wielu domach. Stoi gdzieś tam na półce i sie kurzy razem z innymi książkami.

Pozdrawiam

Może ludziom bardziej potrzeba takich księży, którzy by cuda czynili?

ja myślę, że ludzi należy uczyć prawdziwej istoty Kościoła- nie jako budynku, nie jako instytucji martwej, ale jako wspólnoty, za którą wszyscy są odpowiedzialni.
cuda.... na pewno potrzeba księży charyzmatyków, którzy w pewien sposób pokazywali, że Kościół nadal żyje, a Jezus czyni w nim cuda.
potrzeba też więcej świeckich charyzmatyków, którzy silni mocą Chrystusa razem z księżmi pociągnęliby to dzieło.

Aslan napisał:


potrzeba też więcej świeckich charyzmatyków, którzy silni mocą Chrystusa razem z księżmi pociągnęliby to dzieło


Wiesz Aslanie, to jest bardzo ważne by świeccy ludzie takze sie włączali w życie Kościoła, by mogli dzięki Kościołowi wzrastac w wierze i przygotowywać się takze do tego, by głosić Słowo Boże, wspomagając w ten sposób Kościół. A jest ku temu wiele możliwości,ponieważ w przeciwieństwie do innych krajów europejskich to Polska jest krajem, w którym Kościół żyje i się rozwija, co widać nawet po wspólnotach, których jest co raz więcej przy parafiach. Dzięki nim może być naprawdę wiele owoców Ewangelizacji, może także wzrosnąć liczba katechistów świeckich, którzy będą wspomagać Kościół w tej trudnej misji w dzisiejszym świecie, jaką jest ewangelizacja. Dlatego bardzo ważne jest to, by nie ogladać się na Kościół, ale także samemu dawać świadectwo wiary i miłości Boga,włączając się w zycie Koscioła.

Pozdrawiam
Katechistów ?? Wolę określenie ewangelizatorów

Ale fakt. Dla wielu świadectwo świeckiego jest bardziej wiarygodne od świadectwa kapłąna , chociaż ja osobiście się dziwię temu, ale no cóż, nie muszę wszystkiego rozumieć

Katechistów ?? Wolę określenie ewangelizatorów

Ale fakt. Dla wielu świadectwo świeckiego jest bardziej wiarygodne od świadectwa kapłąna , chociaż ja osobiście się dziwię temu, ale no cóż, nie muszę wszystkiego rozumieć


Jak zwał tak zwał, dla mnie oznacza to tego samego człowieka, który pragnie swoim doświadczeniem i swoim świadectwem postępowania zgodnie z wolą Boga świadczyć o miłości Boga,głosić Słowo Boże. Wiarygodne jest może dlatego, że taki człowiek styka się z takimi problemami co ci, którzy Boga nie znaja lub odeszli od Kościoła z różnych powodów. Przeciętny człowiek mógłby spokojnie powiedzieć: " co może wiedziec ksiądz o trudach życia i wychowywania dzieci?, nic!" A osoba świecka ma takie doświadczenie i może naprawdę dać bardzo dobre świadectwo działanie Boga w swoim zyciu, dzięki, któremo wile osób może się nawrócić.

Pozdrawiam
Rzecz w tym, że ksiądz też z drzewa sie nie wziął i na krzaku nie wyrósł, sam pochodzi z rodziny, ma dalszą rodzinę, kuzynówi kuzynki zamężne/żonatych, rodziny przyjaciół i z własnego i zaobserwowanego przykłauy rodzinę i warunki życia zna.

A nazewnictwa czepiam sie na tyle, że zacząć należy zawsze od ogłoszenia Ewangelii, a dopiero potem przejść do katechezy, inaczej to tylko indoktrynowanie i tresura

Wiem, że rozumiesz różnicę, ale dla kogoś innego problem z nazewnictwem może doprowadzać do nieporozumień

Pozdrawiam Cię, bardzoooooo i baaaaaaaaaardzo serdecznie
A ja właśnie znalazłem takie coś w liście do Koryntian:

I stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni i z wielkim drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki nic nie miały z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy, aby wiara wasza operiała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy bożej
[1Kor2,3-5]

czyli można powiedzieć, że z tego cytatu wynika ważna teza, jakoby Duch w wiernych miał więcej do działania niż słowo przekazywane przez głoszących je.
innymi słowy, nie sama treść jest ważna, ale czyn Ducha, który daną treść wlewa do serca. oczywiście mogę się mylić.
pozdrawiam.
Aslanie, możesz rozwinąć:)
może po kolei:

może po kolei:


- ten cytat mnie trochę zadziwia, jest trochę sprzeczny, nie uwazacie? 'nic nie mialy z uwodzących słów mądrości', ale zarazem 'były ukazywaniem Ducha i mocy'- jakim sposobem? zastanawiam się ciągle. przeciez gdy Paweł głosił naukę, to musiał to czynić przekonująco mocą Ducha. ale zarazem mówi, że nie była owa nauka przekonująca...
Ja to przepisalem z Biblii Tysiąclecia, więc najlepiej przeczytaj sobie komentarz do tego wersetyu, bo nie chcę nic przeoczyć, a teraz nie mam Pisma pod ręką
Dużo wątków tu poruszyliście i do kilku chciałabym nawiązać, bo temat strasznie ciekawy
Zatem od pczątku.
Jeśli chodzi o dostosowywanie treści i formy kazań do grupy do której sie mówi uwazam to wręcz za niezbędne. Nie chodzę u nasz w parafii na Msze dla dzieci, ale wiem że kaania są dostosowane. Nie chodzę-bo nie wiele z nich wynoszę. Lubię bajki, ale trochę z nich wyrosłąm. Mam wybór i to mnie cieszy. Jeśli chodzi o młodzież to w sumie jezyk którym posługują sie dorośli przeciętny nastolatek rozumie więc nie widze potrzeb dopasowywania formy, natomiast jak najbardziej należałoby dopasować treść. Młodziezy nie powinno sie mówic o bezrobociu, problemach z pracą czy wychowywaniu dzieci - mają jeszcze na to czas. Czy nie lepiej powiedziec im o czystości, skromności, zagrożeniach okultyzmu, szkole itp. To ich dotyczy teraz.

Druga sprawa to dostosowywanie Liturgii... Rzecz na osobny temat. Powiem tak. Liturgia jest uprzywilejowanym miejscem spotkania z Chrystusem. Źrodłem i szczytem życia Chrześcijańskiego, uobecnieniem i pamiątką wydarzn zbawczych, które dokonały sie niemal 2000 lat temu. To jest Misterium, zagadka i tajemnica. I moe niech tak pozostanie. Nie róbmy z tego koncertu, przedstawienia teatralnego, czy miejsca gzie mogą zaprezentować swoje zdolności grupy parafialne. Ma być pieknie i godnie zodnie z OWMR. Dostosować kazanie, komentarze, pieśni (dobrane zgodnie z Musicam Sacram) Tyle dostosowana. żeby nie pojawiały się potem na forach tematy "Nadużycia liturgiczne" czy artykuły "Msza infantylna".

kolejna sprawa. W naszej diecezji jest jeden ksiądz doktor, który głosi niesamowicie mądte stricte teologiczne kazania. Jest biblistą, demonologiem i angelologiem. Mówi o rzeczach bardzo trudnych.Na kazdej parafii na którą trafi wyjaśnia od poczatku Katechizm. Mówi jtak, że wszyscy rozumieją. Używa terminologii teologicznej, fiozoficznej i tłumaczy ją na polski zrozumiały dla przecietnego parafianina język. Ludzie z jego parafii wiedzą co to znaczy, że Bóg jest transcendentny i immanentny. Wiedzą co to jest Transsubstancjacja. Uczy ich powoli ale cierpliwie. Jak widać da się.

Kolejna rzecz do długośc kazań. Jeśli po 10 minutah kazanie zaczyna być nudne i myśli uciekają to znaczy ze kazanie jest nudne... Na rekolekcjach mojej wspólnoty nasz pasterz mówił dwie godziny. Nawet nie wiedzieliśmy kiedy ten czas minął. Jak skończył Mszę i zobaczyliśmy, która godzina zorientowalismy sie ile mówił. Nie długosć. Tresć i forma. Nawet na 3 minutowym kazaniu można usnąć.

Co dolistu św. Pawła 2 przykłady z życia.
1. Byłam kiedyś w grupie ewangelizacyjnej. Mieliśmy swój standardowy program oparty o kerygmat. 6 pkt. Boża Miłośc, Grzech, Jezus Chrystus, Przyjecie Jezusa jako Pana i zbawiciela, Duch św., Wspólnota. Jeden lub dwa dni w zależności od parafii. Pantomimy, pieśni, świadectwa, metody aktywizujące. Dopracowane wszystko w szczegółach. Rozpadliśmy sie przez rutynę. Nasza ewangelizacja przestała przynosić owoce.
2. Pewien starszy ksiądz przyjechał głosić rekolekcje do parafii mojego znajomego kapłana ks. Grzesia - jednego z pierwszych twórców dzieł ewangelizacji w naszej diecezji. Mówił długo, nudno i monotonnie. X Grzegorz powynajdywał podstawowe błędy. Wkurzał się , bo twierdził że rekolekcje będa zmarnowane. Zero ognia, emocji. Drugiego dna usiadł w konfesjonale. Jeszcze nigdy nie słyszał w jednym dniu tylu spowiedzi ludzi, którzy od wielu wielu lat nie byli w kościele, nie modlili się. Frekwencja po tych rekolekcjach wzrosła o parę procent...
Nam brakło modlitwy i Ducha świętego, zastapiliśmy Go naszymi zdolnosciami i wszystko (dosłownie) diabli wzięli. Jemu brakło uwodzących przekonywaniem słów mądrości, miał natomiast Ducha i moc.
voska napisała:


kolejna sprawa. W naszej diecezji jest jeden ksiądz doktor, który głosi niesamowicie mądte stricte teologiczne kazania. Jest biblistą, demonologiem i angelologiem. Mówi o rzeczach bardzo trudnych.Na kazdej parafii na którą trafi wyjaśnia od poczatku Katechizm. Mówi jtak, że wszyscy rozumieją. Używa terminologii teologicznej, fiozoficznej i tłumaczy ją na polski zrozumiały dla przecietnego parafianina język. Ludzie z jego parafii wiedzą co to znaczy, że Bóg jest transcendentny i immanentny. Wiedzą co to jest Transsubstancjacja. Uczy ich powoli ale cierpliwie. Jak widać da się.


I własnie o takie podejście do kazania chodzi. Jeśli się gada tylko w języku teologicznym, to mało kto to rozumie, a jesli sie to od razu tłumaczy na język ludzki to jest wielka szansa, ze kazdy zrozumie, co taki ksiądz chce przekazać.

Pozdrawiam
Czy 10-minutowa (max. 15) homilia w niedziele i 3-5-minutowa w dzień powszedni (oczywiście wychodzące lub dochodzące do Ewangelii) są właściwym rozwiązaniem?

Pozdrawiam wszystkich!

Czy 10-minutowa (max. 15) homilia w niedziele i 3-5-minutowa w dzień powszedni (oczywiście wychodzące lub dochodzące do Ewangelii) są właściwym rozwiązaniem?

Pozdrawiam wszystkich!


To zależy od zawartości homili, co ksiądz chce przekazać w homili, jak ma być długa i nudna to wystarczy 10 minut, a jak jakaś naprawdę ciekawa to dla mnie może mówić i 30 minut.

To wszystko zależy od podejścia i sposobu mówienia danego księdza. Także od języka jakim się posługuje, jeśli mówi językiem teologicznym i nie tłumaczy tego na język ludzki to wystarczy te 10 minut. Na dniach to samo.

Pozdrawiam
Hmmm trudno mi samemmu oceniać moje homilie, choć inni raczej o nich mówią dość przychylnie (jeżeli już mówią). Natomiast ja sam jestem zrażony do "epopei" i staram się zawrzeć maksimum treści w minimum słów. Oczywiście innymi kryteriami kierują się kazania odpustowe czy nauki rekolekcyjne. W materii zaś zwykłych homilii przyjąłem zasadę o której napisałem powyżej.

PS. Jeżeli ktoś chciałby posłuchać to zapraszam do Włoch (niestety wymagana znajomosc języka)
Tp Ty, loukasie :?:

A na margineise, to prośba do Ciebie, abyś się zgłosił do modków, ponieważ u nas duchowni mają dorobinę inny podpisik - ozdobniejszą plakietkę

Witam Cię bardzo serdecznie i dziękuję, że przyjąłeś moje zaproszenie

----------

A do topiku i Twojego pytania : nawet te trzy minuty mogą wystarczyć, jeśli tylko wie się, co się chce przekazać. Nieraz słuchałam półgodzinnych homilii, z których oprócz obolałych gnatków nic nie wyniosłam , i także kilkuzdaniowe konferencje czy homilie, które zapamiętałam na baaardzo długo...

A na margineise, to prośba do Ciebie, abyś się zgłosił do modków, ponieważ u nas duchowni mają dorobinę inny podpisik - ozdobniejszą plakietkę Pan Zielony


Bardzo się cieszę, że dołączył do nas kolejny duchowny. Aby dołączyć do grupy duchownych (abys mógł się wyróżniać i żeby każdyw iedział o co chodzi ) wystarczy jak wejdziesz w górnym menu forum do działu "Grupy" i tam dołączysz do grupy "ksiądz"
Pozdrawiam!

[ Dodano: Pon 17 Paź, 2005 ]
Spokojnie Offieczko, chyba sie nie pgniewa, ja do niego długo mówiłam na "ty", zanim sie dowiedziałam, że to Ksiadz

Grrrr, jak to tak - do księdza przez TY? Zgroza mnie ogarnia!

A tak naprawdę, to nie jestem zbyt wrażliwy na tytuły - szczególnie ze strony "współpracowników" czy też "współmieszkańców".

Pozdrowienia!
Cieszy nas to ogromnie, mam nadzieję, że pomoc księdza bardzo nam się przyda. Takze w tym temacie i innych, dlatego zapraszamy do pisania i odpowiadania w tematach.

A teraz powróćmy do tematu homili.

Pozdrawiam
Po jakimś czasie naszło mnie na wznowienie dyskusji w tym temacie. Mianowicie chciałbym was zapytać co sądzicie o malutkim fragmencie homilii biskupa Józefa Zawitkowskiego wygłoszonej na 14-lecie Radia Maryja. Biskup powiedział mniej więcej tak: "Módlmy się za Kaczora Donalda, Myszkę Miki, Goofyego, Smerfetkę, Zgrywusa, Papę Smerfa, Gargamela, Klakiera i za cały polski Dysneyland..."- fragment cytuję z pamięci. Nie sądzicie, że to troszkę nie wypada tak mówić na homilii? Według mnie to ośmieszanie wizerunku ojczyzny w oczach obywateli. Ojczyzny, którą Kościół Katolicki powinien mieć szczególnie pielęgnować i rozbudzać w ludziach uczucia patriotyczne, a nie obrzydzać. Jak sądzicie? Piszcie jak możecie...

PS. Pomijam fakt, że polscy politycy już od dawna zasługują na taki wizerunek, jaki przedstawił biskup. Popieram go w 100% w tym co powiedział, ale czy musiał na ambonie, podczas homilii???
Muszę przyznać, że słowa ks. Biskupa uważam za niesmaczne. Na początek jednak mała uwaga. Wydaje się, że wielu naszych kaznodziejów nie raczyło zauważyć, że Vaticanum II nieprzypadkowo w duszpasterstwie zalecało homilie zamiast kazań. Homilia ma być omówieniem i objaśnieniem słowa Bożego, a nie "twórczością własną" celebransa.
Odnośnie do bp. Zawitkowskiego - trzeba brać pod uwagę, że jest poetą, a od kapłanów należących do tej specyficznej kategorii nie należy oczekiwać sztuywnego trzymania się zaleceń i przepisów
Słowa te bardzo mi się nie podobały
----------
Serwis świateczny, rozważania adwentowe, obrazki, kolędy mp3, propozycje życzeń
Prezenty z anielskiego sklepu
Blog mniszki-pustelnicy św.Brunona
Ja nie mam tego problemu na parafii, ani jednej, na terenie której mieszkam, ani tej drugiej, na terenie której znajduje się moja wspólnota - bo tam w 95% są homilie

Ale te słowa były przegięciem, dobrze wiemy, jaka jest opinia publiczna względem wypowiedzi Kościołą o świecie polityki... a takie wypowiedzi jak at cytowana dolewają oliwy do ognia i nawet jak Kościół potem coś mądrego powie na temat świata polityki, to i tak łatwo będzie to "zbić" mając takie "poprzedniczki"-wypowiedzi
Z jednej strony to można się oburzać, ale z drugiej, to jak ktoś ma mocno przerośnięte ego, to zawsze będzie się czuł urażony. Dla mnie te słowa, są po prostu werbalizacją tego, co zwykli obywatele uważają na temat władzy i państwa, generalnie tego, co się u nas dzieje.

OK, nieprecyzyjnie się wyraziłam...miałam na myśli hierarchów Kościoła...

OK, nieprecyzyjnie się wyraziłam...miałam na myśli hierarchów Kościoła...
Ale nawet gdybyś tak napisała, to ja bym w ten sam sposób Tobie odpowiedział - wszyscy żyjący w tym kraju obywatele mają prawo wypowiadać się na tematy związane z tutejszą sytuacją i problemami.

Ja przez cały adwent staram się chodzić rano na mszę św., akurat do Jezuitów, i bardzo mi się podoba poranna homilia - bo cała msza trwa ok pół godziny, zatem homilia jest zaledwie kilkuzdaniowa, ale ten ojciec, który ja mówi, ma jakiś niesamowity dar "wyciągania" samej kwintesencji czytań. Tymi kilkoma zdaniami potarfi spowodowac, ze caly dzien zastanawiam sie nad jego slowami i tym bardziej nad czytaniami z danego dnia.
Ja w żadnym razie tego prawa nikomu nie odbieram, ale chodzi mi o to, że niby każdemu wolno sie wypowiadać, ale jak robi to Kościół, to znaczy że "się wtrąca"
Oczywiście rozumiem, ale trzeba o tym głośno mówić, że każdy obywatel tego kraju ma prawo wypowiadać się na każdy temat z nim związany (i z krajem i z obywatelem). Oczywiscie trzeba mieć świadomość tego, że nie zawsze reprezentuje się wyłącznie siebie, ale i jakąś organizację czy instytucję.

Dobra, wracamy do homilii
Ale ja to też niejako w kontekście homilii mówiłam

Ale ok

Bardzo interesujące są dla mnie homilie, które pomagają zrozumieć kontekst kulturowy czy społeczny konkretnego wydarzenia, albo te, które odwołują się do tłumaczenia z pierwotnego języka

Bardzo interesujące są dla mnie homilie, które pomagają zrozumieć kontekst kulturowy czy społeczny konkretnego wydarzenia, albo te, które odwołują się do tłumaczenia z pierwotnego języka
Dokładnie, takimi właśnie homiliami byłem raczony przez cały adwent, więc akurat ten był bardzo owocny pod względem rozumienia Słowa. Zresztą takie tłumaczenie o wiele bardziej ułatwia zrozumienie Pisma, jak i samej religii.

Dokładnie, takimi właśnie homiliami byłem raczony przez cały adwent, więc akurat ten był bardzo owocny pod względem rozumienia Słowa. Zresztą takie tłumaczenie o wiele bardziej ułatwia zrozumienie Pisma, jak i samej religii.
Nie śledziłem całego topica, ale czy nie jest tak, że czasem wierni mają życzenie, by ksiądz mówił im to, co chcą słyszeć?
Owszem, Słowo Boże ma trafiać do odbiorcy. Ale jeśli nie trafia, to chyba pierwszym znakiem nie jest kapłan, tylko mój odbiór.
jak dla mnie ks. może mówić to czego nie chcę słyszeć, co mnie wkurza, bo może mnie zmusić do myślenia,
ja bym raczej się czepiała sposobu przekazu - szczególnie usypiającego ale też powtarzania utartych stwierdzeń, banałów, ogólników, bo gdy nawet silę się by chwycić główną myśl to ciągle słyszę szum - lania wody

ja bym raczej się czepiała sposobu przekazu - szczególnie usypiającego ale też powtarzania utartych stwierdzeń, banałów, ogólników, bo gdy nawet silę się by chwycić główną myśl to ciągle słyszę szum - lania wody Z bólem serducha przyznam, iz zgadzam się z Tobą Lolu w 100%-ach. Co więcej, niekiedy i mnie się zdarzy, że "popłynę" na utartych "banałach".