ďťż
Strona początkowa UmińscykradzieĹź z "akwarium"wołczyn 2010:)Lex w necie?Bezinteresowność vs. komercjaMinister ZiobroMotorowodne Mistrzostwa EuropyectsPrawo na UAM.Wasza ocena(do studentow).Opracowania i skryptyGrzech - kradzieĹź
 

Umińscy


w taki sposób, żeby człowiek był w stanie "załapać"

Hmmm, tu bym akurat nieco polemizował. Dobrym przykładem jest Apokalipsa Janowa, w której wręcz pełno jest symboliki, niejasności. Nawet teraz trwają spory, czy w ogóle jest to księga objawienia na przyszłość, czy dzieło swoich czasów, mówiące o cesarzu Neronie i Rzymie. Dotąd nie wiadomo, czy jest to zapowiedź przyszłych zdarzeń, czy zawoalowany tekst "ku pokrzepieniu serc" kierowany do chrześcijan. Konia z rzędem zresztą temu, kto w czasie trwania zapisanych w niej zdarzeń poprawnie zidentyfikuje "antychrysta", "nierządnicę" czy symbolikę 666. Problem leży w tym, że te miana można przypisać wielu postaciom/zjawiskom. Przykładowo, swego czasu duża grupa ludzi identyfikowała Osamę Bin-Ladena z antychrystem (cóż, nie powiem, całkiem pasuje do niego to miano...), a atak na WTC jako początek zapowiedzianych w Biblii zdarzeń.

Więc z tymi proroctwami biblijnymi to też nie do końca tak jasno jest, jak przedstawiasz. Wielu ludzi może sądzić, że wiedzą (bo Bóg mówi tak, by zrozumieli, a oto - proszę! - mają znak!), po czym zostawać się z niespełnioną wizją.


A ja myślę, że Apokalipsa również jest "do załapania", tylko na miarę naszych możliwości. Akurat jestem w trakcie jej czytania po raz kolejny, w zasadzie kończę i widzę, że dzisiaj rozumiem znacznie więcej, niż czytając ją wcześniej. Słowo Boże w ogóle przemawia do człowieka na takim poziomie, na ile jest on w stanie przyjąć. "Nawet" fragment Ewangelii, który słyszymy 100 razy, za sto pierwszym uczy czegoś zupełnie nowego, co innego trafia w serce, oddziałuje na wyobraźnię, czy zapada w pamięć - bo człowiek jest inny. Apokalipsa nie jest prosta, to prawda, ale jeśli człowiek będzie dbał o rozwój "gleby" swojego serca we właściwym kierunku, to i ziarno Słowa z czasem będzie wydawało obfitszy plon. Dzisiaj większy niż wczoraj, a za 10 lat - nieporównywalny do dzisiejszego.

[ Dodano: Czw 18 Lut, 2010 16:22 ]
Omyk, tylko nie do końca to miałem na myśli. Chodzi mi tu czysto o profetyczną wartość księgi Jana. Czy, gdy zacznie się to dziać (o ile się zacznie, i nie była to księdza swoich czasów), będziemy wiedzieli, że się zaczęło? Czy też nie należy za każdym razem wątpić, wiedząc, że mogą to być fałszywe oznaki, przypisywane na siłę proroctwu?

Z proroctwami jest ten problem, że możemy do nich podejść w trojaki sposób:

1. Wypatrywać oznak spełniania się. Problem z tą postawą polega na tym, że możemy za spełnienie proroctwa uznać coś, co nie ma z nim większego związku.

2. Wątpienie w oznaki, krytyczne podejście. Problem w tym z kolei podejściu jest taki, że nie uznamy proroctwa za spełnione, nie uznamy nawet, że właśnie się wypełnia, dopóki się w pełni nie zrealizuje i nie uznamy, że nie ma szans, by to była pomyłka. W takim jednak razie proroctwo ma znikomą wartość.

3. Podejście pośrednie. Teoretycznie najlepsze, bo najbardziej wyważone. Tyle, że razem z zaletami obu poprzednich przypadków, dziedziczy też jego wady.

Tutaj zaznaczę, że chodzi mi konkretnie o proroctwo i to, co ma przepowiadać. Wiem, że każde proroctwo, procz wiedzy o przyszłości, może nas wiele nauczyć. Jednak, patrząc na Apokalipse, dochodzę do wniosku, że, w warstwie czysto profetycznej, jest mocno niejasna, można pod nią podciągnąć wiele faktów. Jest na tyle otwarta, że trudno wyciągać jednoznaczne wnioski.

To jest oczywiście argument za tym, że sama Biblia, jako Słowo Boże, również nie jest dokładna, konkretna, jasna.
Myślę Drizzt, że będzie tak, jak zapowiada Pismo; pierwsze zapowiedzi i znaki zobaczą ci, którzy czuwają i uczą się od figowca, dlatego będą w stanie oczekiwać w przygotowaniu na koniec, natomiast kiedy już on nadejdzie - wtedy nie będzie się dało tego nie zauważyć Wszyscy się zorientują.


[ Dodano: Czw 18 Lut, 2010 16:22 ]
Pafni, ale raczzauważyć, iż Biblia a w szczególności NT jest spisany dla "Dzieci Bożych" za jakich się uważają ochrzczeni chrześcijanie..... więc....?


Pafni - co do interpretacji pewnych zapowiedzi prorockich z Pisma można mieć wątpliwości, ale właśnie (1) po to został dany Kościołowi Duch Święty - żeby nas o wszystkim pouczył i wyjawił rzeczy zakryte. Poza tym (2) czym innym jest już sama wątpliwość w kwestii interpretacji Słowa, które się bezwarunkowo przyjmuje, a (3) czymś zupełnie innym interpretowanie "na siłę" wbrew Słowu - np. jednego fragmentu nie bacząc na inny. Przykładem dokładnie takiego działania jest budowanie dziwacznych konstrukcji kalendarzowych na bazie matematycznych wyliczeń ze starotestamentalnych Ksiąg prorockich, nie patrząc ani na formę, na ich konstrukcję literacko-stylistyczną, ani na same Słowo Pisma, (4) które mówi, że o tym dniu nikt nie wie i które nakazuje ciągłe czuwanie (wręcz jak na złodzieja, który przychodzi niespodziewanie), a nie strzelanie dat... Wszystko to nadal jest tylko interpretacją, czyli nadal żadnych konkretów.
Pafni :O Co w tym tekście (który sobie trochę uwypukliłam numerkami i różnymi edytorskimi zabawkami) jest tylko interpretacją?

Pafni, ale raczzauważyć, iż Biblia a w szczególności NT jest spisany dla "Dzieci Bożych" za jakich się uważają ochrzczeni chrześcijanie..... więc....?

Tez sie uważam za takie dziecko ...więc co ? bo nie wiem.


jakbyś napisała proroctwo tak by nikt nie domyślił się kiedy nastąpi i o czym dokładnie traktuje?
Ja właśnie tak jak zostały napisane.

Hmm. Ale proroctwo przecież nie polega na odgadywaniu przyszłości.
Proroctwo zapowiada zbawcze wydarzenia. Inaczej- prorok to ten który przybliża nam zbawienie. Zapowiada je. Zaprasza do np: posłuszeństwa temu który głosi kerygmat, ba - mówi: ale ty przyjdź tam, bo to może ci pomóc.

No dobra odpowiadam:
1.) Od dwóch tysięcy lat albo kościół Nie słucha Ducha Świętego albo tak słucha,że nic
przed nami nie odkrywa, jeno poucza ale to nic nowego. Nie ma żadnej zmiany od 2tys. lat w człowieku!! Nic więcej nie wiadomo niż było wiadomo wówczas.
Żadne proroctwo nie jest jaśniejsze.

W którym człowieku nie ma zmiany?

Skąd wiesz, że Kościół nie słucha Ducha Świętego? Wiesz to na pewno z jakiegoś źródła, czy to tylko Twoje przypuszczenia? Umiałbyś to wykazać?


Nic więcej nie wiadomo niż było wiadomo wówczas.
Żadne proroctwo nie jest jaśniejsze.

Dla mnie proroctwa są dzisiaj jaśniejsze, niż 5 lat temu. Dlaczego więc mówisz, że na przestrzeni 2 000 lat nic się nie zmienia?

Proroctwa te stricte apokaliptyczne są dane nam po to, żebyśmy wiedzieli, że Pan powtórnie przyjdzie, czuwali i potrafili się na to przygotować, będąc świadomymi sądu - a nie po to, żebyśmy urządzali totolotek z numerkami i datami. Czy więc nie wykorzystujemy proroctw dobrze? Co tu jest więcej do zrobienia czy rozumienia?


2.) Rozumiem interpretację teologiczną której się trzymasz, podejrzewam jednak ,że będzie ona wciąż zmieniana w różnych kwestiach i dostosowywana do warunków, co ma ciągle miejsce. Uprzedzam,że nie chodzi mi o zmiany w Piśmie ale właśnie co do interpretacji. Pewnie teraz będziesz chciała przykłady.
Pafni, tylko popatrz, tu chodzi o jakąś wewnętrzną logikę. Jeżeli samo Pismo mówi, że żadnego proroctwa nie można interpretować po swojemu, i że błędne interpretacje wielu gubią, to jak można twierdzić, że dzisiejsze podejście Kościoła do proroctw jest tylko interpretacją, jednym z możliwych podejść, które jeszcze się zmieni? Czy to nie przez ręce synów Kościoła te wszystkie proroctwa zostały spisane? Czy to nie jest depozyt Kościoła?


W którym człowieku nie ma zmiany?

Skąd wiesz, że Kościół nie słucha Ducha Świętego? Wiesz to na pewno z jakiegoś źródła, czy to tylko Twoje przypuszczenia? Umiałbyś to wykazać?


Nie ma zmian globalnych w naszej cywilizacji. Jest jak było.
a jak wykazać że słucha? Doprawdy nie wiem.


Nie ma zmian globalnych w naszej cywilizacji. Jest jak było.

Ale czy czasem same proroctwa nie mówiły, że w "świecie" będzie coraz gorzej?


a jak wykazać że słucha? Doprawdy nie wiem.
Znowu: oprzeć się na Słowie Bożym. Jezus zapowiedział, że nigdy Kościoła nie opuści, obiecał posłać Ducha Świętego. Jeśli Duch Święty prowadzi, to nie pozwoli zejść na manowce - to raz. A dwa - jak się o tym przekonać? Bądź w Kościele, żyj nim, służ mu. Kochaj Kościół - reszta przychodzi sama, staje się oczywistością


Wiem o czym piszesz, też się zachwycałem nimi, i tak z pokolenia na pokolenie każdemu się zdaje,że jest coraz bliżej prawdy. Rozumiem,że się starasz dotrzeć sedna i pewnie pozytywne zmiany w sobie widzisz i to jest dobre. Ale uważam i jednocześnie jest mi przykro ,że globalnie nic się nie zmienia, że tkwimy w tym czym tkwili nasi przodkowie,że popadamy w iluzje podobne do takich w jakie popadali nasi przodkowie
W każdym razie nadal uważam że nic się nie zmieniło na przestrzeni 2000 lat. Wystarczy wiadomości obejrzeć. Wystarczy być obserwatorem obiektywnym.

A co się miało zmienić wg proroctw?



Właśnie co do tych rąk mam wątpliwości niestety.

Podziel się nimi


To znaczy w dzisiejszych czasach wiadomo,że ten numer nie przejdzie ale tak około roku 150 czemu nie?
Nie sugeruje względem Starego Testamentu, takie rzeczy mogą być tylko w Nowym T.
Ale oczywiście ja dowodów nie mam, widzę taką możliwość.

Hyhyhy, Tora, Prorocy i Pisma były podstawą wiary całego ówczesnego i wcześniejszego Izraela - może dlatego nie? Dlatego nie było najmniejszych szans na sfałszowanie proroctw.
A względem NT - o których proroctwach NT mówisz? Chyba tylko o Jezusowych zapowiedziach Męki - o ile te można nazwać proroctwami. Naprawdę wydaje Ci się, że uczniowie ZMARTWYCHWSTAŁEGO, Który pokonał śmierć, Który zrewolucjonizował ich wiarę, nie mieli nic lepszego do roboty?
W obliczu faktu, że Jezus został ukrzyżowany i zmartwychwstał, wszelkie wcześniejsze zapowiedzi Męki jakby straciły na wadze, nie uważasz? Tzn. oczywiście, nadal były bardzo ważne i celowe, natomiast wtedy akurat uczniowie byli "rozemocjonowani" tym, że to naprawdę się stało

Jeśli natomiast mówisz o proroctwach eschatologicznych NT, to o fałszerstwie po fakcie raczej nie ma mowy...


Niby to skuteczne wytłumaczenie ale takie przedszkolne.
No tak, człowiek musi sobie zawsze wszystko skomplikować, budując sto obejść dookoła prostej ścieżki. Znowu brzytwa Ockhama otwiera się w kieszeni...
Skoro proste i skuteczne, to nie komplikuj sobie życia - chyba, że wykażesz, że nieprawdziwe.


Co by było gdyby ta misja Chrystusa się jednak powiodła
O MASAKRA!

Pafni, czy jesteś tak samo ortodoksyjnym buddystą, jak chrześcijaninem?
JAK TO misja Chrystusa się nie powiodła?

Uuuf, wdech, wydech, wdech... mdleję.
Klawiatura jest przyśrubowana do laptopa

Jezus zapowiedział, że nigdy Kościoła nie opuści

Pytanie tylko: Czy to Kościół Ducha Świętego nie opuścił? Jeśli założyć, że Duch Święty niejako WYMUSZA swoje istnienie w Kośćiele, to przeczy to wolnej woli. A jeśli nie wymusza, można spokojnie uznać, że Kościół może mieć go gdzieś, i się odwrócić. Czy więc KK czasami nie odwróciło się od działąnia Ducha? Czy nie poszło krętą, zgubną ścieżką? To już trudno powiedzieć. Bycie w Kościele i mocna wiara nie zdają egzaminu jako weryfikacja - gdyż człowiek wtedy nie jest obiektywny, wierzy, bo chce wierzyć.

Cytat:
Nie ma zmian globalnych w naszej cywilizacji. Jest jak było.

Ale czy czasem same proroctwa nie mówiły, że w "świecie" będzie coraz gorzej?

Jak to łatwo przewidzieć nawet bez proroctwa, najgorsze jest w tym wszystkim to ,że technologia idzie do przodu, ludzka mentalność i duch idzie w przepaść.
Ponadto naukowcy mówią,żę to taki najgorszy czas dla cywilizacji, takie apogeum i albo w unicestwimy sie sami albo właśnie coś się wydarzy globalnie dobrego i miniemy ten najgorszy okres 1000lat. Widzę tu pewną analogię do Biblii, psychologii Buddyzmu i paru innych systemów.


No może nie wszyscy tam w Watykanie się wsłuchują bo parę razy Kościół przez nieodpowiednich ludzi schodził na manowce.
Co było powodem też rozłamów.


Z tego, co wiem, powodem rozłamów była głównie ludzka pycha chcących naprawiać świat/Kościół po swojemu.
Św. Franciszkowi również nie podobały się różne grzechy i nadużycia zdarzające się w Kościele, ale reformację zaczął od swojego serca i sposobu życia - i skończył nieco inaczej, niż Luter. Nie tylko nie stał się przyczyną rozłamu, ale zdecydowanie wyrządził wiele dobra i wiele rozłamanego "skleił".

Oczywiście, że nie każdy człowiek w Kościele (tak samo w Watykanie, jak w Paryżu, czy Koziej Wólce) poddaje się Duchowi Świętemu z bezgranicznym zaufaniem. Wciąż jest w nas pycha i nieposłuszeństwo, wciąż grzeszymy i schodzimy na manowce. Ale właśnie to w tym wszystkim jest piękne, że kiedy nawet jedna osoba zdecyduje się świadomie zejść do końca na te manowce, to nie ciągnie na ten tor całego Kościoła, tylko po prostu od niego odpada.
Były jednostki, były nawet spore grupy, które ulegały herezjom, błędnym nauczaniom, pokusie władzy, pysze, czy nawet po prostu wprost odchodziły. Cały Kościół natomiast jak trwał, tak trwa i co wyznawał - to wyznaje do dziś i na wieki.


No jeśli nic to po co proroctwa

No właśnie, dobre pytanie. Jaki jest Twoim zdaniem cel proroctw?


jak mieli uznać skoro jeszcze nowego Testamentu nie było

NT nie spadł z nieba, tylko został stworzony właśnie przez nich - chrześcijan. Nie został wyssany z palca, ani nie było to objawienie spadające na nich jak grom z jasnego nieba i zamieniające ich w bezmyślne maszyny, które jedynie spisują słowo w słowo "Boży głos". Treść NT zaczęła się tworzyć wtedy, kiedy Jan Chrzciciel i sam Jezus zaczęli działać, nauczać, kiedy Jezus głosił Dobrą Nowinę o Królestwie. Tego właśnie uczyli się uczniowie i potem, pouczani przez Jezusa i prowadzeni przez Ducha Świętego po Pięćdziesiątnicy mogli spisać NT, zresztą przecież też nie "celowo" (nie z myślą: ha, to teraz sobie siądę i napiszę Księgę Nowego Testamentu), tylko raczej "życiowo" - potrzeba matką wynalazków


teraz niby czekamy na nowy Izrael

Tzn. konkretnie na co? Dlaczego dopiero czekamy, a nie: 'już bierzemy udział'?


Jeśli uznać ,że szatan chce wprowadzić chaos w Chrześcijaństwo to najprościej przez Biblie.

Tylko jeśli uznajesz go za wszechmocnego, albo przynajmniej konkurującego w swojej mocy z Bogiem - czyli jeśli wyznajesz dualizm.
Jeśli nie wyznajesz, to musisz uznać, że szatan jest tylko Bożym stworzeniem i w żywe Słowo Boga nie mógł się wcisnąć


ha,ha dobrze mieć laptopa.
Sens misji Chrystusa wobec nas żyjących tu i teraz, o ten sens mi chodzi , nie o
zmartwychwstanie itp.

Też tak myślę - laptop to dobry wynalazek
Co do misji Jezusa: całościowo patrząc oczywiście "powiodła się", a patrząc w odniesieniu do konkretnego człowieka - zrealizuje się w jego życiu wtedy, kiedy on sam na to pozwoli; bo Jezus szanuje wolność człowieka. Jeśli świadomie, konsekwentnie odrzucę Odkupienie - nie zostanę zbawiona. Powiedziałabym jednak, że Bóg w swoich planach to wszystko 'wliczył w kosztorys', bo przecież dobrze zna nasze wybory i nasz koniec.


kiedyś gdy chciałem zostać mnichem
Ciekawe rozwinąłbyś?

[ Dodano: Sob 20 Lut, 2010 15:32 ]

Cytat:
teraz niby czekamy na nowy Izrael

Tzn. konkretnie na co? Dlaczego dopiero czekamy, a nie: 'już bierzemy udział'?

Nie ma znaków

Nie ma znaków
Jakich?


To nie ma znaczenia za kogo uważam Boga ponieważ działa nie zależnie ode mnie.

To nie jest prawda

"Jezus przemówił do niego: "Co chcesz, abym ci uczynił?" Powiedział Mu niewidomy: "Rabbuni, żebym przejrzał". Jezus mu rzekł: "Idź, twoja wiara cię uzdrowiła". Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą." (Mk 10, 51-51; BT)

Bóg zawsze szanuje wolność człowieka. Przecież to On go stworzył wolnym.


Wszechmoc jest JEGO nie moja, na poziomie fizycznym działamy my, na duchowym nie radzimy sobie tak dobrze(nie wszyscy) człowiek jest omylny bardzo, człowiek jest pyszny i przez chęć zaistnienia w historii mógł dopuścić się czynów nawet nie z godnych z własnym sumieniem ale zgodnych z własną ambicją.
Ale Słowo Boże jest JEGO Słowem i tutaj nie ma miejsca na ludzką pychę czy ambicję. Bóg wybierał do tej współpracy w spisywaniu Jego Słowa takie osoby, na które po prostu mógł w tym względzie liczyć. Uważasz, że Bóg pozwoliłby na zniekształcenie Swojego Słowa przez jakieś szatańskie sztuczki?


Zatem nie musimy wybierać bo już wybrane za nas...
Nie wiem, czemu ta kwestia jest tak często błędnie rozumiana... To nie jest kwestia żadnej filozofii, tylko prostej logiki. Wiedzieć nie = decydować. Jeśli z góry wiem, jakie będzie rozwiązanie gry to nie znaczy, że to ja kieruję ruchami zawodników. Jeżeli oglądam po raz piąty ten sam film to doskonale znam postępowanie każdej z postaci, ale to nie znaczy, że manipuluję ich decyzjami podejmowanymi na ekranie.
Bóg zna każdą naszą decyzję, ale jej podjęcie pozostawia nam - wolnym stworzeniom.


myślisz,że jest możliwa modlitwa taka jak u wyznawców np. Huny którzy potrafili wspólną modlitwą zmieniać rzeczywistość w nagły sposób?
Nie znam wyznawców Huny, ale wiem, że kiedy chrześcijanie się modlą, Bóg uzdrawia, dokonuje znaków i cudów przez moc Najświętszego Imienia Jezus. Widziałam na własne oczy.


Oj Omyk daj spokój, zbyt szalony jestem, wytrzymałbym w tym klasztorze może z miesiąc, potem zwiedziłbym był pół polski i....nie pozwolono by mi wrócić już
Chociaż znam takich ojców franciszkanów dziś i czasem dziwię się że im się udało.

Tak. Też znam franciszkanów "z bliska", wiem, o czym mówisz...
Btw. to franciszkanie są winni początku mojego nawracania się do Pana, więc wszelkie skargi na mnie proszę kierować pod ich adresem
Omyk:



Jeżeli oglądam po raz piąty ten sam film to doskonale znam postępowanie każdej z postaci, ale to nie znaczy, że manipuluję ich decyzjami podejmowanymi na ekranie.


I widzisz, bardzo dobre porównanie. Wiesz, jak się skończy film, bo został już wcześniej NAGRANY. Czy aktorzy, podczas trwania filmu, mogą nagle zmienić jego fabułę? Otóż nie, nie mogą. Film został nagrany, stąd możesz sobie przewinąć do przodu i zobaczyć, co będzie dalej. I to jest główny argument przeciw wolnej woli - jeśli Bóg może sobie zobaczyć, co będzie jutro, oznacza to, że jutro już zostało "nagrane", a wolna wola jest iluzją.



Uważasz, że Bóg pozwoliłby na zniekształcenie Swojego Słowa przez jakieś szatańskie sztuczki?


Problem w tym, że Biblia została dopiero potem (po oddzieleniu apokryfów od kanonu) uznana za "Słowo Boże", księgę świętą. Wcześniej byłą to po prostu dobra nowina, opowieść, relacja zdarzeń. A czy relacja mogła zostać zniekształcona? Uważam, że tak, mogła.



Nie znam wyznawców Huny, ale wiem, że kiedy chrześcijanie się modlą, Bóg uzdrawia, dokonuje znaków i cudów przez moc Najświętszego Imienia Jezus. Widziałam na własne oczy.


Ale ilość sukcesów skonfrontowana z ilością porażek (czy raczej sytuacji, w której stosuje się wygodną wymówkę "pewnie Bóg tak chciał") jest niepomiernie małą. Inaczej chrześcijanie okrzyknięci zostaliby masowymi cudotwórcami, a tak nie jest. Powiedziane było, że człowiek mocny w wierze powie górze, by się przesunęła, a ona się przesunie. Co to oznacza? Moim zdaniem tylko potwierdza tezę, że coś jednak w tym KK jest nie tak, coś jest nie tak z modlitwą, z rytuałami, etc...

Cytat:
Nie ma znaków

Jakich?

jakichkolwiek

Najpierw Drizzt

I widzisz, bardzo dobre porównanie. Wiesz, jak się skończy film, bo został już wcześniej NAGRANY. Czy aktorzy, podczas trwania filmu, mogą nagle zmienić jego fabułę? Otóż nie, nie mogą. Film został nagrany, stąd możesz sobie przewinąć do przodu i zobaczyć, co będzie dalej. I to jest główny argument przeciw wolnej woli - jeśli Bóg może sobie zobaczyć, co będzie jutro, oznacza to, że jutro już zostało "nagrane", a wolna wola jest iluzją.
Tak, a my wszyscy żyjemy w matrixie i odtwarzamy nasze role w nieskończoność od początku do końca, a potem od końca do początku dla odmiany, i tak w niekończącej się pętli. A jak Panu Bogu seans się nudzi, to wprowadza modyfikacje, strzelając z procy w kierunku sceny theatrum mundi i sprawdza, kto odpadnie.
A teraz budzimy się wszyscy, czasy świetności starożytnej grecji już za nami.

Drizzt, sprawa jest prosta - moja teza jest taka, że wszechwiedza Boga nie implikuje ubezwłasnowolnienia człowieka.
Nie proszę, żebyś ją przyjmował na wiarę. Proszę, żebyś przemyślał sprawę i przyznał, że logicznie rzecz biorąc teza nie jest fałszywa.
Tylko tyle.

Żeby podać przykład z Twojej działki: czy osoba, która rzekomo posiadła zdolność "jasnowidzenia" przez informacje o przyszłości, które posiada, wpływa na wybory i decyzje drugiego człowieka?


Problem w tym, że Biblia została dopiero potem (po oddzieleniu apokryfów od kanonu) uznana za "Słowo Boże", księgę świętą. Wcześniej byłą to po prostu dobra nowina, opowieść, relacja zdarzeń. A czy relacja mogła zostać zniekształcona? Uważam, że tak, mogła.

CO było Dobrą Nowiną? Tora? Psalmy? Prorocy? Ewangelie? Listy?
Biblia to dość szerokie pojęcie. Tora, Prorocy i Pisma były uznane za Słowo Boże jeszcze długo zanim Słowo stało się Ciałem
Kanon NT kształtował się oczywiście później, ale co z tego? Do czego dążysz, czy w takim razie Bóg chciał przekazać człowiekowi Słowo,
ale przez człowieczą powolność w spisywaniu i kompletowaniu całości Bogu nie wyszło? Jednym słowem: człowiek pokrzyżował Bogu szyki, tak?
Nie, nie, przynajmniej nie w tym wypadku - w innym owszem, można powiedzieć, że raczej U-krzyżował, niż po-krzyżował.
Doprawdy, jeśli Bóg wypowiada Słowo, to jest w stanie dopilnować tego, żeby dotarło do człowieka w każdym czasie, położeniu geograficznym i języku.


Cytat:
To pozostaje kwestią wiary ,że nie ma tam nic z zewnątrz. Takie tabu.

Czy Ty w coś wierzysz?
Ale tak naprawdę, z całego serca, szczerze wierzysz?
Bo póki co obalasz wszystko, co trzeba przyjąć na wiarę, a tymczasem w pasku wyznania masz wpisaną raczej pozycję osoby uznającej wiarę czy duchowość...
Gubię się Pafni.

Wierze w Boga i cóż ja obalam? Nawet jeśli Nowy Testament jest niespójny lub miejscami sobie przeczy to nie znaczy,że nie wierzę w Boga.
Dzięki buddyzmowi poznałem siebie bardziej, ponadto umocniłem swoją wiarę w Boga nie widze tu żadnych sprzeczności, do kościoła też chodzę , widzę Boga w każdej religii.
Byłem tu i ówdzie poznałem ludzi i

Nawet jeśli Nowy Testament jest niespójny lub miejscami sobie przeczy to nie znaczy,że nie wierzę w Boga.
Dzięki buddyzmowi poznałem siebie bardziej, ponadto umocniłem swoją wiarę w Boga nie widze tu żadnych sprzeczności, do kościoła też chodzę , widzę Boga w każdej religii.

Jeśli odrzucasz NT, to odrzucasz chrześcijaństwo Jeśli przyjmujesz buddyzm, to odrzucasz chrześcijaństwo. Jeśli wyznajesz relatywizm religijny, to jawnie odcinasz się od chrześcijaństwa. Miej tego świadomość. Życie chrześcijanina to jest jazda bez trzymanki, albo skaczesz na głęboką wodę bez zapasowych kół ratunkowych w postaci innych ideologii, które a-nuż-okażą-się-prawdziwsze, albo tak naprawdę ciągle tkwisz między rybą a mięsem.

Jeżeli NT mówi, że Jezus jest jedynym Zbawicielem, że nie mamy innego Imienia w którym moglibyśmy być zbawieni, jeśli Jezus mówi, że On jest jedyną Drogą i nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przez Niego, to takie słowa możesz albo w 100% przyjąć, albo w 100% odrzucić. "Obyś był zimny, albo gorący" - mówi Pan.

Jakiego boga wyznaje buddyzm? Zdecydowana większość odłamów, cały główny nurt, nie wyznaje żadnego osobowego i konkretnego boga, a już na pewno nie Boga w pojęciu judeochrześcijańskim.


Tak argumenty są spore, modlitwa działa w każdym wyznaniu.
Czy moje modlitwy są mniej wysłuchiwane od Twoich?
Czy cud uzdrowień jest zależny od zaszufladkowania co do mojej nazwy np.katolik?
czy to że ktoś nazywa siebie katolikiem to załatwia wszystko?

1) Nieprawda. Patrz 1 Krl 18,20-40
2) To zależy do kogo się modlisz.
3) Nie od nazwy, ale od Boga - jeżeli ktoś modli się do Boga żywego, to łaskę cudu może wyprosić dla nawrócenia siebie lub innych - na świadectwo o Jezusie. Jeśli ktoś modli się do innych bogów (które Biblia nazywa wprost demonami), to może co najwyżej wplątać się w kłopoty i doznać jednego z wielu fałszywych znaków i cudów które Jezus zapowiadał na czasy ostateczne, a które znane były już od Starego Testamentu i pewnie wcześniej też. Ale u szatana nic za darmo, więc spoko luzik - te "cuda" i "znaki" nigdy nie będą trwałe, a jeśli przyniosą w jednej dziedzinie pozornie dobry owoc, to w drugiej posypią wszystko. Zaznaczam - mówię ogólnie. Nie o konkretnym przypadku żadnego z nas, tylko o istniejących zależnościach i 'mechanizmach'.
4) to nie załatwia niczego


czy coś złego widzisz w Buddyźmie?
Tak. Szczerze mówiąc, oprócz dobrych intencji wielu buddystów, w samej ideologii (no dobra; systemie filozoficznym) widzę SAMO zło.


Ponadto Jezus i Jego nauki stały się dla mnie jeszcze ważniejsze.
...

Które nauki? Przecież właśnie doszedłeś do wniosku, że NT może być sfałszowany, czyli żadnego Jezusa mogło w ogóle nie być, a nawet jak był, to pewnie wszystkie Jego oryginalne nauki dawno przepadły.

Świadectwo jest dostępne tu:
http://www.egzorcyzmy.kat...erlinde?start=7
Tylko to długie. Jeśli chcesz skrócić, to masz w ramce spis treści, możesz wybrać co Cię interesuje.

Cytat:
Nawet jeśli Nowy Testament jest niespójny lub miejscami sobie przeczy to nie znaczy,że nie wierzę w Boga.
Dzięki buddyzmowi poznałem siebie bardziej, ponadto umocniłem swoją wiarę w Boga nie widze tu żadnych sprzeczności, do kościoła też chodzę , widzę Boga w każdej religii.

Jeśli odrzucasz NT, to odrzucasz chrześcijaństwo Jeśli przyjmujesz buddyzm, to odrzucasz chrześcijaństwo. Jeśli wyznajesz relatywizm religijny, to jawnie odcinasz się od chrześcijaństwa. Miej tego świadomość. Życie chrześcijanina to jest jazda bez trzymanki, albo skaczesz na głęboką wodę bez zapasowych kół ratunkowych w postaci innych ideologii, które a-nuż-okażą-się-prawdziwsze, albo tak naprawdę ciągle tkwisz między rybą a mięsem.

Jeżeli NT mówi, że Jezus jest jedynym Zbawicielem, że nie mamy innego Imienia w którym moglibyśmy być zbawieni, jeśli Jezus mówi, że On jest jedyną Drogą i nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przez Niego, to takie słowa możesz albo w 100% przyjąć, albo w 100% odrzucić. "Obyś był zimny, albo gorący" - mówi Pan.

Jakiego boga wyznaje buddyzm? Zdecydowana większość odłamów, cały główny nurt, nie wyznaje żadnego osobowego i konkretnego boga, a już na pewno nie Boga w pojęciu judeochrześcijańskim.


Buddyzm nie konkuruje z Chrześcijaństwem,
nie odrzucam też Nowego Testamentu , jest jaki jest i już.
Buddyzm traktuje jako filozofię i psychologię życia aby lepiej żyć dla wszystkich których napotkam, dla swojej harmonii, dla zrozumienia.
To ludzie narzucają ograniczenia o których piszesz i próbują zawłaszczać
całe połacie duchowości w imię Pana i to dzieli i wywołuje napięcia oraz chaos od wieków.
To zaprzeczenie miłości i oświecenia.
Nie dam się zaszufladkować na siłę.


Buddyzm nie konkuruje z Chrześcijaństwem,

Chrześcijaństwo jest nie do pogodzenia z buddyzmem (i odwrotnie).
Buddyzm jest "religią" autosoteriologiczną. Chrześcijaństwo wyznaje jednego Zbawiciela - Jezusa Chrystusa i brak możliwości zbawienia bez Jego Męki i Śmierci za nasze grzechy.

Pozwól, że spróbuję różnymi cytatami trochę zarysować sprawę...


Cytat:
Buddyzm nie konkuruje z Chrześcijaństwem,

Chrześcijaństwo jest nie do pogodzenia z buddyzmem (i odwrotnie).
Buddyzm jest "religią" autosoteriologiczną. Chrześcijaństwo wyznaje jednego Zbawiciela - Jezusa Chrystusa i brak możliwości zbawienia bez Jego Męki i Śmierci za nasze grzechy.

Ależ jest, jestem tego przykładem. Nie wyznaje Buddyzmu jako religii, tylko jako systemu psychologicznego, samo poznawczego, filozoficznego.
Naszukałaś się tych cytatów i nie potrzebnie, ale poczytałem sobie


Ależ jest, jestem tego przykładem. Nie wyznaje Buddyzmu jako religii, tylko jako systemu psychologicznego, samo poznawczego, filozoficznego.
Naszukałaś się tych cytatów i nie potrzebnie, ale poczytałem sobie

Echm ależ nie, i właśnie jesteś na to najlepszym przykładem
Cytaty zawsze się przydadzą - wiele osób przez forum się przewija, z pożytkiem dla każdego, jeśli Ty nie widzisz sprzeczności, to inni zauważą


To nie te czasy dla przyjścia Jezusa i Hitler nie stworzył nowej religii. Swoją droga mógłby jakoś zapobiec narodzinom hitlera.

No tak, tak. W ogóle mógłby zapobiec narodzinom zła i trzymać nas na wysadzanym brylantami łańcuszku, który kończyłby się platynową kolczatką. To by był dopiero świat idealny - sama miłość.

Przecież to Ty - wyznawca wolności - powinieneś mi pisać, że Hitler miał takie samo prawo do podjęcia wyboru dobra lub zła ja każdy człowiek.


Nie krzywdź dla mnie to esencja dekalogu. Zawiera w sobie wszystkie przykazania. A czemu nie np. "nie przepracowuj się", albo "nie martw się"? Tylko akurat "nie krzywdź"?


Faktycznie dochodzimy już do absurdów, nie odrzucam słowa Bożego, widzę niespójności jedynie które mogły być przypadkowe lub zamierzone.
A jaką masz pewność, że w takim razie nie ma więcej niespójności, których nie dostrzegasz? Albo że niespójności, które dostrzegasz naprawdę nimi są, a nie Twoim błędnym rozumieniem? Skoro Słowo Boże może być pofragmentowane i zszyte na opak, to nigdy nic nie wiadomo...

Naprawdę cieszę się, że mogę wyznawać moje proste jak konstrukcja cepa poglądy, że Słowo Boże jest w całości prawdziwe, a jak w całości, to w całości je przyjmuję i nie mam więcej problemów z rozmyślaniem nad każdym wersetem po kolei i nad moimi zdolnościami poznawczymi.


Zostań przy swoim tak będzie lepiej.
Dla kogo? Ogólnie raczej lepszą opcją jest to, żeby każdy poznał prawdę, a nie trzymał się swoich prywatnych błędów


zdarzają się takie przypadki.
Ech, a zdarzają się inne? Powiedziałabym raczej, że to reguła.

Cytat:
To nie te czasy dla przyjścia Jezusa i Hitler nie stworzył nowej religii. Swoją droga mógłby jakoś zapobiec narodzinom hitlera.

No tak, tak. W ogóle mógłby zapobiec narodzinom zła i trzymać nas na wysadzanym brylantami łańcuszku, który kończyłby się platynową kolczatką. To by był dopiero świat idealny - sama miłość.

Przecież to Ty - wyznawca wolności - powinieneś mi pisać, że Hitler miał takie samo prawo do podjęcia wyboru dobra lub zła ja każdy człowiek.


Tak moja ulubiona rozmówczyni, miał prawo wyboru. Wybór również mieli Ci co go windowali, ci co zaniechali reakcji przy oznakach pierwszego kiełkowania faszyzmu, jednak nie uczynili tego, wolność przestaje być wolnością gdy poprzez własną krzywdzimy cudzą.


moja ulubiona rozmówczyni
?


Wybór również mieli Ci co go windowali, ci co zaniechali reakcji przy oznakach pierwszego kiełkowania faszyzmu, jednak nie uczynili tego
To prawda.


wolność przestaje być wolnością gdy poprzez własną krzywdzimy cudzą.
To prawda.
Ale czy nie jest tak, że każdy otrzymuje czystą kartkę, jakiś mandat zaufania? Czy świat byłby naprawdę dobry, gdyby ludzie, mający się później stać złymi, po prostu się nie rodzili? Czy Bóg byłby wtedy naprawdę dobry?
Czy dobroć Boga nie przejawia się w tym, że słońce świeci nad dobrymi i nad złymi?


Nie martw się też jest niezłe ale nie oddaje wszystkich przykazań.
"Nie krzywdź" też nie oddaje. Nie oddaje "Jam jest Pan Bóg twój, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną", nie oddaje "nie będziesz brał Imienia Pana, Boga swego nadaremno", nie oddaje "pamiętaj, abyś dzień święty święcił". W sposób niepełny oddaje "czcij ojca swego i matkę swoją" (bo przecież nie zabiłam rodziców, nie krzywdzę ich, więc cześć już niepotrzebna), "nie cudzołóż" (przecież my się kochamy, chyba nie krzywdzę mojego haremu tym, że wszystkie z moich 205 nałożnic kocham, to pełnia miłości!), "nie kradnij" (przecież ten bogacz ma miliony, nie skrzywdziłem go tym, że zabrałem mu tysiąc!).
Co Ty na to?


Nie mam pewności.
Ja jednak bezkrytycznie nie przyjmuje wszystkiego, ot taki mam charakter, ot takiego mnie Bóg stworzył.

Pafni, gdybyś nie przyjmował bezkrytycznie wszystkiego, to podejrzewam, że nie przyjmowałbyś niczego bez dostatecznego zbadania sprawy i upewnienia się co do właściwości poglądu, który obierasz za swój własny. Tymczasem sam piszesz, że nie masz pewności, czyli po prostu przyjąłeś coś, co Ci się spodobało bezkrytycznie.


Ależ oczywiście,że lepiej poznać prawdę, tylko, że to jest iluzją, nie przekonasz kury,że może latać tak jak karalucha aby zszedł ci z drogi.
Ależ właśnie to jest nieprawda, kura nie może latać, a zejście karalucha z Twojej drogi nie jest częścią obiektywnej prawdy, tylko kwestią wyboru. Tymczasem istnieją rzeczy, które nie podlegają takim wyborom.


Ludzie trzymają się kurczowo swoich światopoglądów a przebudzenie kończy się depresją
Więc lepiej do końca życia wegetować z zawiązanymi oczami, bo ujrzenie świata pełnego blasku słońca i kolorów mogłoby skończyć się depresją?
Nie wiem, może to tylko moja przypadłość, ale wydaje mi się, że jednak chyba każdy człowiek ma w sobie chęć dociekania prawdy. Jeśli tego nie robi to tylko dlatego, że brakuje mu odwagi - bo być może należałoby włożyć trochę siły w zmianę swojego życia.
Większość jednak chyba chciałaby poznać prawdę. Mylę się?


Miałem doświadczenie w śmierci i nie ujrzałem tunelu, czy wiesz jaką miałem depresję? Wcześniej myślałem,że zobaczę tymczasem zalała mnie bezgraniczna ciemność o mocy nie wyobrażalnej, wiesz jaki byłem zły?
Doświadczenie śmierci? Hehe to zależy. Jeśli to były "zabawy", to wiesz... w co się bawisz, tego doświadczasz. A jeżeli po prostu przeszedłeś doświadczenie śmierci klinicznej, to jestem skłonna stwierdzić, że wszystkie wizje, które ludzie zapamiętują z tych przeżyć są jedynie efektem nietypowej pracy mózgu, stanu krańcowego wyczerpania i być może prawdziwą jest teoria, że w co kto wierzy i co miał w główce zapisane, to zobaczył w tych "wizjach". Piszę być może, bo tej kwestii nauka nie zbadała jeszcze dogłębnie. Jeśli ktoś ma na ten temat jakieś dane, prace naukowe, konkretne odkrycia - chętnie się dokształcę, bo interesuje mnie ten temat.
Tyle, że uważam, że to działka medycyny, a nie wiary.


Napisałem ,że lepiej zostań przy swoim ponieważ da Ci to komfort psychiczny i nie twierdzę wcale,że się mylisz.

Nie jestem człowiekiem, który szuka komfortu psychicznego za cenę niewiedzy. Właśnie dlatego dzisiaj mam takie poglądy jakie mam, że za wszelką cenę staram się szukać tego, co prawdziwe, obiektywne i spójne logicznie. Nawet jeśli to się wiąże z "terapią szokową" - przeżyłam też taką, moje poglądy nie są mi wpojone od dziecka, w pewnym momencie mojego życia nastąpił zwrot o sporo stopni. Uważam, że warto.

Cytat:
wolność przestaje być wolnością gdy poprzez własną krzywdzimy cudzą.

To prawda.
Ale czy nie jest tak, że każdy otrzymuje czystą kartkę, jakiś mandat zaufania? Czy świat byłby naprawdę dobry, gdyby ludzie, mający się później stać złymi, po prostu się nie rodzili? Czy Bóg byłby wtedy naprawdę dobry?
Czy dobroć Boga nie przejawia się w tym, że słońce świeci nad dobrymi i nad złymi?

Na pewno człowiek ma czyste konto przy porodzie, czy natomiast dostaje mandat zaufania, tego nie wiem.
Myślę,że świat byłby lepszy gdyby źli ludzie się nie rodzili.(i tak będzie w przyszłości) ludzki genom i jego predyspozycje będą na życzenie rodziców modyfikowane. O ile nasza cywilizacja zdoła przetrwać jeszcze z pięćset lat.
Natomiast nie wiem czy to,że słońce świeci nad złymi i nad dobrymi oznacza dobro od Boga, na pewno oznacza istnienie Boga. Kontinuum . Trwanie. Ciągłą przemianę. Wiem na pewno,że dobro musimy sami wypracować istniejąc.


czy natomiast dostaje mandat zaufania, tego nie wiem

Gdyby nie dostawał - nie dostawałby szansy życia. Od tego zaczęliśmy - od przypadku Hitlera.


Myślę,że świat byłby lepszy gdyby źli ludzie się nie rodzili.(i tak będzie w przyszłości) ludzki genom i jego predyspozycje będą na życzenie rodziców modyfikowane.

Już tak się dzieje. Nie słyszałeś o rodzicach, którzy decydując się na in vitro "zamawiają" sobie niebieskookich blondynów?
Nie jesteś oryginalny, przed Tobą podobne poglądy miał Galton. Do czego prowadzą - pokazały zasady wprowadzone w III Rzeszy i ich konsekwencje.

Wiesz... Pokaż mi człowieka dobrego w 100% Nie uważasz, że to skończyłoby się stworzeniem rasy podludzi spełniających subiektywne kryteria narzucane przez "kochających rodziców"? A może selekcja poszłaby w drugą stronę i tworzono by jedynie osobniki złe?


Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną - czy oddając pokłon np.Wisznu skrzywdziłabyś Boga? Chyba tak (choć myślę że Bóg by się na Ciebie nie pogniewał jeśli byś to zrobiła dla jaj )
Czy wyznając buddyzm skrzywdziłbyś Boga?


Pozostaje jeszcze kwestia sumienia bo każdy inną mentalność posiada

No właśnie, i dlatego Dekalog...

Co do opowiaski - i naprawdę nie ma innych sposobów porozumienia dla dojścia prawdy?

Czujesz się wyzwolony - do czego?
Wolność nie jest tylko "od", ale też "do"... Do czego?
O to znowu Ty


Opowiedz mi o swoim nawróceniu jeśli nie jest to temat drażliwy dla Ciebie.
Czemu miałby być drażliwy? Przeciwnie, lubię mówić o początku mojego nawracania się (cały czas próbuję się nawracać z różnym skutkiem). To jest spore Boże dzieło, bo ja jestem ciężkim przypadkiem
Co dokładnie mam napisać?

Cytat:
Opowiedz mi o swoim nawróceniu jeśli nie jest to temat drażliwy dla Ciebie.

Czemu miałby być drażliwy? Przeciwnie, lubię mówić o początku mojego nawracania się (cały czas próbuję się nawracać z różnym skutkiem). To jest spore Boże dzieło, bo ja jestem ciężkim przypadkiem
Co dokładnie mam napisać?


nie koniecznie dokładnie, chciałbym wiedzieć co się stało,że poczułaś że się gubisz.
Taki punkt zwrotny. Że musisz się nawrócić czy tez od nowa uwierzyć.
Co czułaś gdy pierwszy impuls pozytywny otrzymałaś "z góry" I dlaczego go otrzymałaś.
I czy teraz jest łatwiej ogólnie funkcjonować.
Czy zwracałaś się o pomoc do ludzi czy samo to przyszło.
Ważne z punktu widzenia moich przeżyć, chciałbym porównać, chciałbym zobaczyć
różnice też między innymi wyznaniami, między pomocą psychologiczną.
No więc tak...
To było 5 lat temu. Żyłam fatalnie, po swojemu - w grzechu, nie przejmując się ani tym, czy Bóg istnieje, ani dobrem człowieka, ani w ogóle jakimkolwiek dobrem. Było mi to obojętne, no chyba, że dotyczyło mnie - to wtedy jak najbardziej, własnego dobra zawsze jakoś łatwiej szukać. Tyle, że często błędnie pojętego.
Byłam bardzo młodziutka i dość mocno zdemoralizowana. Pan Bóg postawił na mojej drodze osobę, która żyła "inaczej". To był zakonnik, osoba pełna "jakiejś dziwnej radości", silna, promieniująca Bożą obecnością. Nie wiedziałam, skąd ten człowiek ma tyle siły, taką radość, taką cierpliwość. Przez 1,5 roku znajomości jakoś zaczynałam sklejać końce i rozumieć, że to nie od niego pochodzi, tylko od Jezusa, zaczęłam wyciągać wnioski i odnosić je do siebie samej. Przyszedł taki czas, kiedy spojrzałam prawdzie prosto w oczy, szłam ulicą i zastanawiałam się, czy ja w ogóle wierzę w to, że jakiś, jakikolwiek Bóg istnieje?
Zapytałam się siebie tak szczerze, poszukałam w środku odpowiedzi... Tak, wierzyłam. Że "coś tam" istnieje, że "Ktoś tam" stworzył ziemię, człowieka... I tyle. No ale przecież widziałam ogromne świadectwo tej osoby, o której pisałam, widziałam, że ten człowiek żyje wiarą i jest naprawdę szczęśliwy - to był dla mnie sygnał, że jeżeli mam szukać jakiejś prawdy o Bogu, to powinnam zacząć od katolicyzmu (bo sama z siebie raczej omijałam kościół, chodziłam jeśli musiałam, nie modliłam się, do sakramentów przystępowałam raz na rok, o ile ktoś wywarł na mnie wystarczającą presję, a i to świętokradzko). Zaczęłam zastanawiać się... skoro wierzę, że Bóg istnieje, skoro zakładam czysto hipotetycznie, że to jest właśnie Bóg, o którym uczono mnie od dziecka, to dlaczego rzeczywistość mojego życia jest tak rozbieżna z "dobrem", o którym w Kościele mówi się tak często? Dlaczego w takim razie żyję tak, jak żyję? Ten wewnętrzny monolog (a może dialog?) nie rozwijał się długo, to była kwestia może 10 minut, to wydarzyło się gdy po prostu szłam ulicą.
Podjęłam decyzję, że chcę spróbować to zmienić. Chcę wpuścić w moje życie trochę dobra. Pan dał mi łaskę - bo wiem, że nie "wpadłam na to" sama, nie byłabym w stanie - uznania, że to w Jezusie jest źródło Dobra, że to On jest moją nadzieją, a przychodząc do Niego - coś się zmieni... Więc zaczęłam się modlić, tam, na ulicy... Tak szczerze i po prostu: "Jezu, pozwól mi być chociaż o krok bliżej Ciebie".
Nie planowałam zmiany życia o 180 stopni, chciałam po prostu być trochę lepsza, tylko ten jeden krok bliższa Jezusowi... Ale On kiedy daje łaskę, to daje ją w obfitości, a nie "tylko troszkę" Nastąpił wielki "w tył zwrot", najpierw ogromna radość serca i poczucie Jego obecności, upewnienie, że to prawda, że On jest, że pozwala mi być bliżej Siebie.
Radość na tyle wielka, że nagle potrafiłam śmiać się idąc ulicą, uśmiechać do ludzi, których wcześniej nie zauważałam, śpiewać sercem... Po kilku dniach zajarzyłam, że przecież nie ma nawrócenia bez sakramentu pokuty Więc poszłam, do bardzo ciężkiej spowiedzi, bo przecież trzeba było wyspowiadać się szczerze po raz pierwszy od lat. Było trudno, ale wyszłam z konfesjonału lżejsza o 1000 kg i dwa nałogi, które Jezus zabrał przez samą łaskę sakramentu (wcześniej walczyłam z nimi bezskutecznie).
A potem to już była radość... Z dnia na dzień pozmieniały mi się wszystkie poglądy. Kościół stał się "mój", Wspólnotą, domem. Wcześniej był zimnym miejscem, które mnie nie interesowało. Doświadczyłam wielkiej mocy Jezusa działającego w sakramentach, których wcześniej nie rozumiałam. Pokochałam Eucharystię. Z szuflady wyciągnęłam Pismo Święte (którym wcześniej ze złością rzucałam o podłogę) i zaczęłam czytać Nowy Testament, a im więcej czytałam, tym większy miałam głód Słowa... Pamiętam, że leżałam w domu chora i czytałam Ewangelie jednym tchem Zakochałam się w Jezusie, w Jego Słowie, w Jego obecności w Kościele I wiesz... poczułam się naprawdę szczęśliwa. Pierwszy raz w życiu.
Wcześniej wydawało mi się, że znam szczęście, bo przecież niczego mi nie brakowało, miałam rodzinę, miałam za co żyć, co jeść, w co się ubrać, sporo przyjemności... Myślałam, że tak właśnie musi wyglądać "szczęście". Dopiero kiedy pozwoliłam Jezusowi działać i uczynić mnie szczęśliwą - wtedy zrozumiałam, jak bardzo się myliłam

To było 5 lat temu, od tego czasu nawracam się cały czas. Ani jednego dnia nie żałowałam tej decyzji oddania życia Jezusowi - najpierw mało świadomej, potem ponawianej z coraz większą świadomością. Ani razu nie zawiodłam się na Jezusie, na Jego miłości. Z perspektywy czasu widzę, że to była najlepsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała
Hmm wspaniale...trochę swojej przeszłości tu zobaczyłem jak i teraźniejszości, czy odczuwasz też coś takiego co bym określił jako bezwarunkowe szczęście? mnie się to zdarza ostatnio szczególnie dość często, to trudno opisać.
W każdym razie na pewno tez odczuwasz większy spokój coś w rodzaju równowagi i myśli się myślą ze spokojem.
Może trochę "plete" ale pisze tak jak ja to czuję.
Jeszcze Twój przypadek przeanalizuje sobie. Dzięki,że się tyle napisałaś.
Szczęście jest zawsze bezwarunkowe Niezależnie od tego, czy właśnie leżę na plaży, jem lody i nic mi nie zagraża, czy świat mi się wali i pali. Wynika z radości, którą mam w sobie, z relacji z Jezusem a nie z zewnętrznych okoliczności
Szczęścia opisywane przez ludzi są różne, ale właśnie opisałaś dokładnie i lepiej ode mnie to szczęście.