UmiĹscy
Nie wiem, czy to odpowiedni dział na ten temat , ale zerknijcie na to i wyraźcie swoją opinię Myślicie, że się załapiemy ?
http://www.gazetawyborcza.pl/1,75248,4926663.html
[edit - z calym szacunkiem, znalezienie linka graniczy z cudem]
Myślę, że akurat jeśli o prawo chodzi to wiele się nie zmieni.
Po pierwsze ogromne pieniądze na badania nie są nam potrzebne ponieważ nadzwyczaj kosztownych badań nie prowadzimy.
Po drugie nie potrzebujemy kadr z zza granicy ponieważ przedmiotem nauczania jest w 99% prawo polskie więc potrzebujemy kadr jedynie z polski, a te już mamy.
Po trzecie jest kilka wydziałów prawa, które reprezentują już pewien poziom i nie zauważam potrzeby zmiany tego stanu rzeczy tzn. tworzenia jakiegoś oxfordu superwydziału czy co. . .
Wydaje mi się, że ten pomysł może mieć jakiś sens gdy chodzi o takie kierunki jak informatyka, fizyka, biologia tudzież chemia. . . gdyby stworzyć w Polsce wydział fizyki tudzież biologii - gdzie zebrać by pieniądze, najlepszą kadrę i studentów. . .
po czwarte, nawet jesli to dojdzie do skutku to nie bedzie mnie na tej uczelni
To jest bez sensu. Nie da się pstryknąć palcami, dodać troszkę więcej kasy, ściągnąć kilku profesorów zza granicy na pół etatu i nadać etykietkę "elitarny", żeby faktycznie poziom naszego szkolnictwa wyższego się poprawił.
Wine ponosi od wielu, wielu lat ustawiczne marginalizowanie szkolnictwa wyższego. O PRLu to nawet nie ma co mówić, "studenci do książek", faworyzowanie różnych kierunków typu budowa kotłów parowych i Wyższych Szkół Marksizmu i Leninizmu. Ale po 89' nie było lepiej. Nasze nakłady na naukę i edukację są już legendarne... legendarnie niskie oczywiście. To nawet żal porównywać te procenty z odpowiednimi statystykami Anglii, Francji, Włoch...
Nigdy na szkoły wyższe nie było pieniędzy. Więc szkoły wyższe jakoś musiały same o siebie zadbać. Np. przyjmowanie studentów zaocznych w masowych ilościach, którzy de facto utrzymują też nas na tych uniwersytetach.
Na prawie nie ma wielkich wydatków na różne sprzęty, zajęcia praktyczne, zajęcia terenowe. Jesteśmy pod tym względem "tani". Dlatego u nas widać bardzo wyraźnie największą bolączke polskiego szkolnictwa wyższego - niedofinansowane kadry. Profesorowie, którzy wykładają zawsze praktycznie na 2 uczelniach, a czasami dorabiają sobie jeszcze w innych miejscach. Jazdy ze Szczecina do Poznania czy Viadriny - byle wykład odklepać, egzaminy załatwić i jazda dalej.
Nie ma czasu, nie ma siły, nie ma chęci na prawdziwy kontakt mentor-uczeń, na rozwój i pracę naukową. Bo pieniądze w tym byznesie są psie i trzeba się chwytać takich środków, żeby jakoś godnie zarabiać i żyć.
Straciliśmy kupę czasu - na rozwój uczelni, na rozwój kadry, na prace naukową. Tego się nie da już w sumie nadgonić, przynajmniej nie w najbliższej dekadzie. To są bezpowrotnie straceni naukowcy, zdolni ludzie na emigracji bo Polska im nawet elementarnych warunków rozwoju nie zapewniła, to są nasze najlepsze uniwersytety na 400-setnych pozycjach w Europie.
Ostatnio pod nadzorem prof. Wnuka-Lipińskiego zostały przeprowadzone b. ciekawe badania stanowiące autodiagnozę polskiego szkolnictwa wyższego. Wynik jest dramatyczny i druzgoczący. Jak ktoś jest ciekawy, to można przeczytać krótkie streszczenie na gazeta.pl - http://www.gazetawyborcza.pl/1,75248,4915986.html
Tu jest potrzebna gruntowna zmiana, przewietrzenie systemu, zwiększenie nakładów na naukę, uczynienie z Polski kraju przyjaznego dla rozwoju, prowadzenia badań naukowych, publikowania swoich osiągnięć. Robienie magicznej listy "elitarnych" uniwersytetów to marny półśrodek, który niewiele pomoże. Ale może poleczy nasze polskie kompleksy, bo będziemy mieli taką para-Ivy League.
Tytułem moich refleksji o studiowaniu. Bo jeżeli mnie się zaczyna podobać za granicą, to znaczy, że coś jest bardzo źle.
http://symbel-myne.livejournal.com/
(to wcale nie jest autoreklama, nie chce mi się przerabiać na wpis forumowy )
Bo pieniądze w tym byznesie są psie i trzeba się chwytać takich środków, żeby jakoś godnie zarabiać i żyć. Czy jestes pewien ze wiesz o jakich pieniadzach mówisz? Do doktora to sie pewnie zgodzę, ale od habilitacji a zwłaszcza od profesury to bym taki pewien nie był że "psie" i się za nie żyć nie da. Wiesz dokładnie jak to jest na uczelni? Ja tylko w przybliżeniu więc pytam zupełnie serio.
Wykładanie na 2 uczelniach to nie jest nic wielkiego zwłaszcza jak się wykłada to samo. 90-120 min. raz w tygodniu... a pieniądze na jakiejś prywatnej uczelni która potrzebuje wpisać sobie wykładowcę z odpowiednim stopniem wcale nie takie male. Większe niz gdyby próbował cokolwiek badać w takim wymiarze godzinowym...
Mi sie wydaje ze skoncentrowanie środków dostępnych dla nauki na kilku wyróżniających się (nie nominowanych "dożywotnio") placówkach może raczej pomóc niż zaszkodzić, ale to tak naprawdę tak jak pisze Loop - taka zasłona dymna że próbujemy coś robić a przy okazji niech studenci płacą.
Ciekawe że mówi sie tylko o uczelniach. O takim tworze jak PAN zupełnie się zapomina... bo jak sobie jakoś daje rade to da sobie dalej
A na koniec obrazek (ciut stary ale w miarę aktualny):
Czy jestes pewien ze wiesz o jakich pieniadzach mówisz? Do doktora to sie pewnie zgodzę, ale od habilitacji a zwłaszcza od profesury to bym taki pewien nie był że "psie" i się za nie żyć nie da. Wiesz dokładnie jak to jest na uczelni? Ja tylko w przybliżeniu więc pytam zupełnie serio. Wszystko zależy. Bo jak ktoś wykłada + pracuje w kancelarii to to inna bajka. Ale mówiąc o kondycji polskiej nauki mam na myśli pracowników naukowych i naukowców. Czyli tych, którzy robią tylko tą jedną rzecz i rozwijają się na uczelni.
Stawki są regulowane rozporządzeniem.
- profesor zwyczajny 3.830,00 - 10.000,00
- profesor nadzwyczajny posiadający tytuł naukowy albo tytuł w zakresie sztuki, profesor wizytujący posiadający tytuł naukowy albo tytuł w zakresie sztuki - 3.570,00 - 8.000,00
- profesor nadzwyczajny posiadający stopień naukowy doktora habilitowanego lub doktora albo stopień doktora habilitowanego lub doktora w zakresie sztuki, profesor wizytujący posiadający stopień naukowy doktora habilitowanego lub doktora albo stopień doktora habilitowanego lub doktora w zakresie sztuki - 3.270,00 - 7.000,00
- docent, adiunkt posiadający stopień naukowy doktora habilitowanego albo stopień doktora habilitowanego w zakresie sztuki - 3.060,00 - 6.000,00
- adiunkt posiadający stopień naukowy doktora albo stopień doktora w zakresie sztuki, starszy wykładowca posiadający stopień naukowy doktora albo stopień doktora w zakresie sztuki - 2.710,00 - 4.920,00
- starszy wykładowca nieposiadający stopnia naukowego albo stopnia w zakresie sztuki - 2.150,00 - 3.840,00
- asystent - 1.740,00 - 3.120,00
- wykładowca, lektor, instruktor - 1.690,00 - 3.180,00
(kwoty brutto)
Przy czym te stawki w większościach wypadków są bliskie dolnej granicy, a nie górnej. Nasz wydział nie ma przecież nawet kasy, żeby asystentów zatrudniać...
Thx Loop teraz przynajmniej wiemy o czym mówimy.
Fakt, mogę potwierdzic że stawki zdecydowanie oscylują w okolicy minimum, ale na pocieszenie dodam, ze wiele rzeczy nie jest tu ujętych np.:
-uczelnia może wypłacac (i na 90% wypłaca, raczej nie wierzę że nie) dodatki w zwiazku z zajmowanym stanowiskiem - na uczelni pewnie to będzie kierownik katedry, mozliwe za zasiadanie w jakims organie uczelni tez jakis tam malenki dodatek wnosi
-dochodza wynagrodzenia za pisanie recenzji itp. - to niuans bo mówimy tu generalnie o kwotach rzędu kilkudziesięciu złotych na rękę,
-spory dodatek do pensji pochodzi z grantów i jest on stały - na czas realizowania grantu,
-myslę że na podręcznikach które sie napisało też się zarabia - tyle mi przyszło na mysl od ręki, generalnie tak okropnie nie jest choc różowo też nie.
problem jest taki - znacznie wygodniej pracować w prywatnej "wyższej szkole Bóg wie czego" wygłaszając wykład z pożółkłego zeszytu niż cokolwiek badać.
Zatrudnienie się w jeszcze jednej fabryce magistów jest tez znaczenie bardziej opłacalne niż inwestowanie w siebie. Takim fabrykom zwykle wszystko jedno byle mial tytuł. Nie mam nic przeciwko lepiej zarabiajacym wykładowcom, chodzi mi o to, że zwiększenie płac wykładowcom nie będzie prowadziło do ich większego zaangażowania czy poziomu a jedynie jeszcze bardziej nakłoni ich do szukania drudiego mało wymagającego ale dobrze płatnego etatu bo oni juz teraz robia to nie z okrutnej biedy a dla zysku małym wysiłkiem.
Ku uciesze Zkaja mogę wkleić jeszcze jeden link do GW:
http://www.gazetawyborcza.pl/1,87648,4919348.html
Miłej lektury
Dlatego właśnie obawiam się, że poziom w taśmociągach magistrów może spać, a nie wzrastać.
Bo przeżyłem piekło szpitala publicznego i normalność prywatnej placówki. Nie ma porównania. Pielęgniarki w szpitalu - minimalna pensja, maksymalnie trudna praca - głównie zajmują się siedzeniem w swoich dyżurkach, popijaniem kawki i byciem opryskliwym dla każdego wizytującego. Pacjent jest przerażony i strach go oblewa na samą myśl buntu, więc podporządkowuje się i cierpliwie czeka aż pielęgniarka się zlituje i przyjdzie np. z kaczką czy basenem
Może akurat tak trafiłeś. Ja miałem okazje być nie tak dawno w szpitalu publicznym. Miałem bardzo ładną, uprzejmą i seksowną pielęgniarkę i jeszcze ładniejszą panią doktor. . .
a może to mi sie tylko śniło ? hmm. . .
Ogólnie to Loop ma rację. Z pustego i Salomon nie naleje. Ja jestem zdania, że nawet nie chodzi o wydatki na poziomie Francji czy Niemiec. . . ale chociaż na poziomie Czech - czyli dwukrotnie większe niż obecnie. Bo na więcej nas nie stać absolutnie, na razie są jednak pilniejsze potrzeby. . . czołgi, samoloty i karabiny dla armii
Loop ja mam w rodzinie/znajomych wielu naukowców i dlatego +/- się orientuje w zjawisku wykładania na 2 uczelniach.
IMHO Razi stosunek opłacalności wykładów do prowadzenia badań. Właśnie z artykułu który podałeś wynika że można sobie spokojnie wykładać "nie pisząc ani stroniczki" i to jest to życie "jak paczek w maśle". A w prywatnych szkołach wyższych poza może gdzieś istniejącymi chlubnymi wyjątkami siedzą (a w zasadzie wpadają na 1 etatowy wykład) praktycznie same takie "pączki". Wpompowanie większej ilości forsy w pensje ot tak bez wspomnianych przez Ciebie gruntownych zmian da efekt bliski 0. Bo chyba nikt nie uwierzy że ci którzy tylko czekają na ciepłą posadkę na której będą wegetować po kres dni jak dostana większą pensję nagle się nawrócą...
Ja tylko odnosnie dwoch swiatlych tez Richtiego bo z reszta sie zgadzam:
Po pierwsze ogromne pieniądze na badania nie są nam potrzebne ponieważ nadzwyczaj kosztownych badań nie prowadzimy.
Nadzwyczaj to może nie, ale nie slyszalem zeby w Polsce istnialo cos takiego jak w Trento (które jest 100tys wiochą i na mapie Wloch znaczy tyle co u nas Jelenia Góra - nie uwłaczając) jak np. Centrum Analizy Statystyk Kryminalistycznych (?) czy jak to się tłumaczy, który bierze udzial w tworzeniu European Sourcebook of Crime and Criminal Justice (z Polski prof. Beata Gruszczyńska z UW sie tym zajmuje nie wiem z jakim zapleczem). Do tego jesli chodzi o nakłady na badania to trudno mi podawać liczby ale mogę powiedzieć co widze: oprocz tego centrum kryminalistycznego wiem też (a jestem totalnie nietutejszym Erasmusem, czyli pewnie wiem o 1/10 tego co sie dzieje) są prowadzone badania nad użyciem boolean operators w wyszukiwarkach aktów prawnych, caly czas publikacje są przepisywane do plików .pdf i dzieki temu każda magisterka jest to ściągnięcia i przeczytania (nie wiem czy to sa nakłady na badania ale robią to...) i nie trzeba robić tego samego 10 razy. Ilośc konferencji naukowych organizowanych w Trento dot. prawa jest około 5 krotnie wieksza niz w Poznaniu, zasoby biblioteki nie obejmuja tylko prawa włoskiego ale można znaleźć w niej kodeks cywilny naszego kraju, podobnie jak karny a nawet, komentarz do dyrektywy (chyba 6.) o VAT i KSH. Wiecej nie szukałem ale przypuszczam że jest tego więcej. Do tego prenumerują wszystkie możliwe przeglądy prawnicze z krajów Unii (dla studentów są dostępne skany wszystkich wiodących gazet - na bieżąco - including TIME'a, FA Zeitung itd itp.).
Po drugie nie potrzebujemy kadr z zza granicy ponieważ przedmiotem nauczania jest w 99% prawo polskie więc potrzebujemy kadr jedynie z polski, a te już mamy.
Właśnie dlatego jesteśmy prawniczym zaściankiem i nikt o Polskim prawie nie słyszał za granicą i nie wiedzą czy mamy prawo bliższe Afryki czy Azji. Tutaj wykłady dają Chińczycy, Afrykanie (sam sie zapisałem na prawo afrykańskie i chińskie), Amerykanie (chyba 6 przedmiotów), Niemcy (też dużo bo to znacząca mniejszośc tutaj na północy), są tez kursy z prawa krajów Islamu, zajęcia dot. fenomenu świętej wojny i wszystko co tylko można jeszcze podciągnąć pod prawo.
I to jest fajne, można się kształtować i wybierać sobie swoją specjalizację! nie jesteś potem 1 z 300 absolwentów prawa dziennego na UAM tylko jesteś 1 z 2 specjalistów od czegośtam i coś znaczysz (szczególnie że jak nie Ty to ta druga osoba zostanie na uczelni i zacznie robić kase pisząc publikacje dziki którym we Wloszech jest 2. najniższa liczba morderstw w Europie...)
Ja wierze w moc pieniądza. Miałem 4 rożne egzaminy i każdy profesor był dla mnie tak miły jak.. jak... nawet nie ma do kogo porównać u nas na uczelni... Młodzi profesorowie z pasją, starsi profesorowie z takimi publikacjami że to się w głowie nie mieści, ogromne autorytety (zaproszenia dla Jacobsa z ETSu chociazby) no i fajne, naprawde fajne zarobki - sądząc po samochodach przed uczelnią to naprawde warunek przyjaznego uniwerku. A to ze komuś sie opłaca odejść ze stanowiska eksperta przy Komisji UE żeby uczyć studentów to chyba znak tego, że warto sporo płacić i ściągać praktyków z ogromną wiedzą.
Ja bardzo szanuje naszych wykładowców że im się chcę (jak im się chce oczywiście dlatego nie szanuje tak samo wszystkich) i np. tak jak dziekan Szwarc stawiają jasne warunki i robią użyteczny wykład, czy jak Prof. Patryas który do tego wszystkiego prowadzi ćwiczenia.
No ale nikomu sie nie bedzie pewnie chcialo tego czytać. Także zgadzam się z Loopem w 100%. I w przeciwieństwie do Rafaua chciałbym żeby nasz wydział był super wydziałem i żeby chcieli tutaj przyjeżdżać studenci z zagranicy a nie umieszczali go na miejscu 3 swojej listy wybranych destynacji marzeń (dlatego, że nie ma wykładów po angielsku, niemiecku ani francusku...).