ďťż
Strona początkowa UmińscyKonferencja naukowa pt.: Polityka Informacyjna Kościołakosciół czy sekta? opinia na temat pism HarnackaCzy czyściec istnieje? Uwaga kościół MYŚLI !!!Kodeks Karny w odniesieniu do KościołaCzy Nowa Ewangelizacja demontuje kościół?Katechizm Kościoła Katolickiego o OdkupieniuKatechizm Kościoła Naszego o ŁASCE.Wpływ objawień na historię KościołaOjcowie Kościoła o charyzmatachCzy to rzeczywiście pomoc Kościołowi?
 

Umińscy

Często zdarza mi sie, iż jestem na mszy wcześniejszej niż rodzice i w związku iż nie chodzę do parafialnego kościoła, czekam zwykle powiedzmy od połowy mszy w przedsionku. Nie wchodze dalej, żeby nie rozpraszać i nie "nadużywać" eucharystii. I taka mi własnie myśl dzisiaj podczas oczekiwań przyszła... Dlaczego jest sporo grupka ludzi, w niewielkim przedsionku, która każdą msze spędza w tym miejscu. Zastawiam sie głęboko i nie moge pojąć dlaczego niektórzy mają opór żeby przejść dalej.. Przeciez to nie kościół, a przedsionek! Na tyłach kościoła są miejsca dla takich stójek, zawsze troche wolnych jest, a oni uporczywie tam trwają. Widzi ktoś w tym jakiś sens?


Znam ludzi, którzy tak zawikłali sie w grzech, że teraz mimo że nauka o Bogu mówi inaczej, oni nie wierzą juz w Jego bezwarunkową miłość i nie czują się godni bytności w świątyni...

To jedna możliwość ...
no i jak stoja sobie w tym przedsionku to ich rozmowy nie przeszkadzaja tym, ktorzy msza sa bardziej zainteresowani i siedza/stoja w kosciele...
Ja osobiście nie widzę w tym sensu,aby stac w przedsionku świątyni,ale niektórzy sobie stoją i to z różnych powodów.
Według mnie powodów jest wiele,ale te,które przychodzą mi na myśl są takie:

1. Młodzież i niektórzy dorośli - stoją,ponieważ chca jak najszybciej ten Kościół opuścić, mało ich interesuje o czym sie mówi, co się dzieje w danym momencie. Najważniejsze to "odbębnić" ten czas i szybko wyjść, takie osoby,szczególnie młodzież bardzo czesto przeszkadzają i utrudniają słuchanie innym,tak więc lepiej stac jak najdalej,aby nikt się ich nie czepiał.

2. Ludzie, którzy nie lubia tłoku, nie chca się pchac do przodu,bo z tyłu jest zawsze chłodniej i przyjemniej,tylko czy wzimie tez tak jest przyjemnie to nie wiem, chyba,że jest w takim przedsionku ciepło

3. Ludzie chorzy, którym ścisk i brak powietrza utrudnia siedzenie w Kościele, wolą byc bliżej wyjścia, kobiety w ciąży itd.

4. Ludzie, którzy myślą,że chca być tymi ostatnimi w Kościele,aby później byc tymi pierwszymi w niebie, ale to takie trochę zabawne podejście ,tylko moga byc i tacy, którzy tak myślą.

Pozdrawiam


Czytajac o staniu w przedsionku, albo nawet pod kościołem w czasie mszy.. przypomniała mi się chomilia a jakichś rekolekcji akademickich. Eucharystia była porównana do proszonego obiadu. Goscie przychodzą i stoją pod drzwiami, albo w przedpokoju. Nawet nie zobaczą co było na obiad, nie mówiąc już o tym że nie spróbują tego i nie porozmawiają z gospodarzami. Więc pytanie, czy przychodzi się po to, żeby poprostu przyjśc, czy skorzystać coś na tym przyjściu.
wiekszosc mlodych ludzi przychodzi poto bo ich mama wysyla, krocej mowiac z przymusu tam sa a nie zwlasnej woli.

wiekszosc mlodych ludzi przychodzi poto bo ich mama wysyla, krocej mowiac z przymusu tam sa a nie zwlasnej woli.

Ponieważ nie doceniają tego, co rodzice pragna im przekazać przez to wysyłanie do Kościoła, ci którzy z tego korzystają - napewno nie stracą, gorzej z tymi,którzy rzeczywiście sobie olewają chodzenie do Kościoła, później cierpią. Przykre,ale prawdziwe.

Pozdrawiam
tak szczegolnie jest przykre to ze tyle mowi sie o wolnej woli a KK nie pozwala wybrac czlowiekowi tylko chrzci go w momecie "niemocy czlowieka" daje komunie nie swiadommu dziecku bierzmuje mlodziesz ktora nie moze powiedzie nie bo rodzice... I tak tworzy swoja owczarnie przymusem, wedlug Ciebie jest to dobre wedlug mnie nie sam jestem tworem tego "systemu" niestety jestem naznaczony KK poprzez chrzest komunie cale szczescie bierzmowac sie nie musialem i naszczescie tego nie uczynilem.
W pewnym sensie co do bierzmowania, to trochę winny jest po stronie przygotowujących. Z własnego doświadczenia wiem, ze nie ma jak sie temu sprzeciwić, bo zaraz mama, tata, babcia, dziadek, ciocia... wiadomo co. Ale gdy taka osoba widzi, że penitentowi nie zależy- to chyba oczywiste, jak ludzie nie umieją modlitw, do kościoła spici przychodza, na generalne prób, nie wspominając o spotkaniach także nie zaglądają. Chyba coś w tym jest. Ale z drugiej strony- po co rodzice każa iść dziecku? To takie dość bezsensowne.. No i potem taki tłok, że Ci co chca przejść do kościoła to nie moga..
Tak to juz jest że dzieci są wychowywane w religii rodziców nie zależnie od tego czy to jest religia katoliska czy inna, a jeśl chodzi o dyskusje o przyjmowaniu sakramentów świadomie czy nie.. o ile dobrze pamietam, to był już taki temat.

tak szczegolnie jest przykre to ze tyle mowi sie o wolnej woli a KK nie pozwala wybrac czlowiekowi tylko chrzci go w momecie "niemocy czlowieka" daje komunie nie swiadommu dziecku bierzmuje mlodziesz ktora nie moze powiedzie nie bo rodzice... I tak tworzy swoja owczarnie przymusem, wedlug Ciebie jest to dobre wedlug mnie nie sam jestem tworem tego "systemu" niestety jestem naznaczony KK poprzez chrzest komunie cale szczescie bierzmowac sie nie musialem i naszczescie tego nie uczynilem.

A w czym ci przeszkadza to,że przyjałeś chrzest czy inne sakramenty Lewiatanie? Przecież jesteś wolny, nie musisz chodzić do Kościoła, ale te sakramenty zawsze pozwolą ci powrócić do Kościoła, kto wie co Bóg dla ciebie przygotował.

Ja bynajmniej nie żałuję tego,że przyjąłem sakramenty, chodze do Kościoła z własnej woli i jestem wdzięczny rodzicom,że pilnowali tego do momentu, kiedy nie mieli juz wpływu na moje postepowanie. To mi bardzo pomogło w późniejszym okresie,a tym bardziej,gdy chciałem przyjąć sakrament małżeństwa. A byłem prawie 10 lat po za Kościołem, na poczatku omijałem Kościół lub byłem w takiej grupie młodych,którzy stali na końcu i przeszkadzali. Później nie chodziłem wogóle. Teraz uważam ten czas za stracony,ale widać tak musiało być.

Pozdrawiam

Eucharystia była porównana do proszonego obiadu. Goscie przychodzą i stoją pod drzwiami, albo w przedpokoju. Nawet nie zobaczą co było na obiad, nie mówiąc już o tym że nie spróbują tego i nie porozmawiają z gospodarzami.
Bardzo trafne spostrzeżenie!
Powiedziałbym, że świadczy to albo o tym, że zaproszenie na ucztę przyjęło sie wbrew sobie i przyszło się z musu, bo inaczej Gospodarz mógłby się rozgniewać, albo też o o niezdrowym lęku i chęci zachowania dystansu wobec Gospodarza, niewpadania Mu w oko, bo inaczej może coś ode mnie zechce...
Jest tez zupełnie ludzki lęk przed "ekspozycją społeczną", niechęć do bycia zauważonym przez zbyt wiele osób, niechęć do "wejścia przed szereg".

To widać także na spotkaniach modlitewnych: zauważyłem, że ostatnie miejsca zapełniają się szybko, odpowiedzialni za zgromadzenie zajmuja miejsca "eksponowane", a między nimi tworzy się rząd pustych krzeseł. Następują zachęty do przesunięcia się bliżej. Najczęściej mało skuteczne. Bo ja tu jestem anonimowo, chcę pozostać niezauważony, nie chcę być tu za cokolwiek odpowiedzialny, nie czuję się na siłach itp itd.
Wychodzą z nas przy okazji wszystkie kompleksy i uprzedzenia. Może to pokonać tylko autentyczna pokora: uznanie w prawdzie samego siebie z wszystkimi zaletami i wadami, i przełamanie się, aby mimo wszystko stanąć z tym śmiało przed Bogiem i braćmi.
Właśnie w tę niedzielę poszedłem do kościoła, lekko spóźniony, jak wszedłem do niego to na początku myślałem, że trafiłem na jakąś może bardzo uroczystą mszę z jakimiś goścmi, ponieważ tylko otworzyłem drzwi to zobaczyłem naprawdę duużo ludzi, że ciężko było przejść, no a że nie lubię tak stać, więc zacząłem przechodzić do przodu i co się okazało... ano właśnie, że tłum się skończył przy ostatnich rzędach łąwek, a dalej było tyle miejsca, że mogłem sobie wybierać gdzie stać, czyli poza siedzącymi w ławkach nikt nie stal między rzędami, no poza mną, chociciaż na początku to jakaś psychologia tłumu zaczęła we mnie sie odzywać, bo jakoś tak się dziwnie czułem sam jeden bliżej ołtarza i do tego stojący, a nie siedziący, ale szybko ten stan przeszedł.

A ja po prostu od pewnego momentu zacząłem doceniać to, że mogę widzieć "co się dzieje" na ołtarzu w trakcie sprawowania Eucharystii.
Osobiście aż tak całkiem blisko ołtarza nie lubię stać/siedzieć, bo czuję sie wtedy jakoś tak nieswojo. Chyba, że jest to jakaś mała, cisna kapliczka, to jest spoko. Ale w dużym kościele jakoś nie bardzo się wtedy czuję Niemniej bardzo nie lubię nie widzieć ołtarza. Kiedyś się chowałam za filarami, ale ksiądz mnie naprostował pod tym względem
Wnerwia mnie często jak siedzi przede mną jakiś olbrzym, albo babcia z włosami lub beretem w stylu afro i wszystko mi zasłania. Ważna jest dla mnie chwila konsekracji hostii i wina, kiedy mogę przez tą chwilę poadorować Pana Jezusa. Dlatego, żeby dobrze widzieć ołtarz siadam najczęściej bliżej niż połowa kościoła, ale nie pod samym ołtarzem. Czasami mam jednak ochotę usiąść daleko z tyłu z dala od tłumów, ale to tylko w środku tygodnia, jak jest mało ludzi. Ale tak, żeby stać gdzieś w przedsionku to nigdy. Czułabym sie głupio wśród tylu katolików tylko z nazwy... Tym bardziej, że nikt się tam nie odzywa, nie modli, tylko patrzy co się dzieje do okoła albo gada z sąsiadem

Tym bardziej, że nikt się tam nie odzywa, nie modli, tylko patrzy co się dzieje do okoła albo gada z sąsiadem
Oj tak, ale to już jest osobny problem uczestniczenia w Eucharystii tylko ciałem, a nie ciałem i duchem...
Albo, o zgrozo, żuje gumę
Przdsionek to jeszcze pół biedy - ja nie raz widziałem jak ludzie (głównie) młodzi (i to w sporej ilości) stoją PRZY BRAMIE prowadzącej na teren kościoła. pomijając już religijny aspekt tego - zawsze się zastanawiałem jak oni stamtąd słyszą cokolwiek...:)
Z drugiej strony - moim zdaniem - jak ma się przychodzić "do kościołą" po to aby stać gdzieś daleko poza kościołem - lepiej nie iśc w ogóle. Uczciwiej.

Przdsionek to jeszcze pół biedy - ja nie raz widziałem jak ludzie (głównie) młodzi (i to w sporej ilości) stoją PRZY BRAMIE prowadzącej na teren kościoła. pomijając już religijny aspekt tego - zawsze się zastanawiałem jak oni stamtąd słyszą cokolwiek...
Z drugiej strony - moim zdaniem - jak ma się przychodzić "do kościołą" po to aby stać gdzieś daleko poza kościołem - lepiej nie iśc w ogóle. Uczciwiej.

imho z jednej strony masz rację, ale z drugiej, to jednak zawsze jest szansza/nadzieja, ze moze takiego/taka natchnie i jednak wejdzie do srodka...
może... nic nie jest niemozliwe
lub inna wersja, bardziej optymistyczna: wszystko jest możliwe.

W lecie to w sumie rozumiem, ze ktos jest na zewnątrz, szczegolnie jak proboszcz zadbal o dobre nagłośnienie, ze faktycznie słychać co się dzieje. Ale w zimie, czy wlaśnie jak nie ma naglośnienia, to jedno wielkie nieporozumienie

imho z jednej strony masz rację, ale z drugiej, to jednak zawsze jest szansza/nadzieja, ze moze takiego/taka natchnie i jednak wejdzie do srodka...

Dla mnie to jest zwykła naiwność takie myślenie. Podobnie jak z tą kaplicą w centrum handlowym, "bo może kogoś natchnie i wejdzie..." Wejdzie i co?! Popatrzy i wyjdzie! Komuś, kto ma od lat serce zatwardziałe, jedno wejście do kościoła nie pomoże.

Dla mnie to jest zwykła naiwność takie myślenie. Podobnie jak z tą kaplicą w centrum handlowym, "bo może kogoś natchnie i wejdzie..." Wejdzie i co?! Popatrzy i wyjdzie! Komuś, kto ma od lat serce zatwardziałe, jedno wejście do kościoła nie pomoże.
Hmm, a ja do tego podchodze w ten sposób, że nie jest mi dane znać jakie Bóg ma plany wobec każdego z nas, ale uczy nas ufac Mu, jest bardzo cierpliwy dla każdego z nas. Faktycznie to wygląda na naiwność, ale nią nie jest, to jest po prostu ufność.

Dla mnie to jest zwykła naiwność takie myślenie. Podobnie jak z tą kaplicą w centrum handlowym, "bo może kogoś natchnie i wejdzie..." Wejdzie i co?! Popatrzy i wyjdzie! Komuś, kto ma od lat serce zatwardziałe, jedno wejście do kościoła nie pomoże.
A co mu w takim razie pomoże?
Od czegoś trzeba w końcu zacząć i nie rozumiem, czemu nie miałoby to być wejście do kościoła.

Czemu ludzie stoją w parku przed kościołem jest dla mnie jasne. Skoro nie interesuje ich, co się tak naprawdę dzieje, to pooddychają sobie chociaż świeżym powietrzem, pogapią się na chmurki [względnie poopalają] lub pogadają ze znajomymi. Ale mimo wszystko mogą usłyszeć coś, co do nich dotrze. Jeśli ich tam nie będzie, tego akurat nie usłyszą na pewno. Więcej - rzeczywiście mogą wejść do środka, a wtedy chociażby mogą do nich powrócić jakieś wspomnienia czy najść ich całkiem nowe dla nich myśli.

Też nie lubię, jak mi jeden z drugim gada za uchem, strzela palcami czy żuje gumę. Więc siadam z przodu. W ten sposób nie tracąc poczucia przebywania we wspólnocie, skupić się mogę na tym, co się dzieje na ołtarzu, a nie wokół mnie.

Między innymi z tego też powodu cenię sobie msze w tygodniu - tam są ci, którzy wiedzą, po co przyszli. Ale mimo wszystko nie powiedziałabym nigdy nikomu, że skoro nie wie, po co idzie, to niech nie idzie.

A Duch wieje kędy chce; kto jak kto, ale Wy powinniście o tym wiedzieć

Też nie lubię, jak mi jeden z drugim gada za uchem, strzela palcami czy żuje gumę. Więc siadam z przodu. W ten sposób nie tracąc poczucia przebywania we wspólnocie, skupić się mogę na tym, co się dzieje na ołtarzu, a nie wokół mnie.

Między innymi z tego też powodu cenię sobie msze w tygodniu - tam są ci, którzy wiedzą, po co przyszli. Ale mimo wszystko nie powiedziałabym nigdy nikomu, że skoro nie wie, po co idzie, to niech nie idzie.


kiedyś siadałam z tyłu, ale teraz podobnie jak Ty wolę jak najbliżej ołtarza, wtedy mniej rzeczy rozprasza nikt mi nie zasłania i myślę że lepiej mogę uczestniczyć w Eucharystii, poza tym ci z przodu aktywnie uczestniczą w Eucharystii i nie czuję sie jakoś dziwnie sama odpowiadając na wezwania czy śpiewając

a ci co stoją nie tyle w przedsionku co wogóle poza Kościołem...tak trzeba im dać szansę, bo jak napisałaś Duch wieje kędy chce i może akurat zawieje w ich stronę, choć ma rację i Darth, że uczciwiej byłoby postawić sprawę jasno: albo przychodzisz albo nie, tylko tak żal ich skreślać...
Ja siadam sobie z tyłu, ale to z innego powodu, po prostu źle się czuję bliżej, to coś tam pochodnego klaustrofobii czy czegoś tam Mniejsza o to.

Siedząc sobie prawie samotnie mogę spokojnie skupić się na samej Eucharystii, coś cudownego . W tym kościele wejscie jest nieco z boku, więc "przedsionkowcy" są daleko ode mnie
Przedsionek raczej nie stanowi problemu w moim kościele: mamy kotarę, grubą i czarną, więc jak ktoś stanie w przedsionku to nie widzi, co się dzieje. Czasem tylko sporadyczne przypadki przeczekiwania pod drzwiami się zdarzają.
Natomiast inaczej przedstawia się sprawa z bocznymi drzwiami. Mój kościół nie jest budowany na planie krzyża, wygląda raczej jak ‘’stodoła z przybudówką’’ (określenie kolegi). W tejże przybudówce jest boczna nawa, z obrazem Maryi i konfesjonałem. Jest malutki przedsionek i drzwi na zewnątrz - przydatne podczas wielkich uroczystości. Między tą nawą a przedsionkiem wisi również kotara. No i tam się chowa kwiat naszej młodzieży. Raczej ani porządne, ani miłe, ani eleganckie to nie jest, ale cóż...Pozostaje nadzieja, że się zmienią...Albo, że latem ksiądz zarządzi zdjęcie kotar
Moim zdaniem ludzie dziela sie na tych co wiedza po co sie chodzi do kosciola (Eucharystia, ale napewno nie w przedsionku kosciola D) i na tych co nie wiedza, powoduje to ze ci drudzy dziwnie sie zachowuja, reaguja itp.
a ja jestem lektorem więc chcąc nie chcąc jestem bardzo blisko
niektórzy chodzą tylko z tego powodu bo muszą (z obowiązku), tudzież aby odklepać i zrobić swoje. nie liczy się to jak przeżywałem, ale obecnośc... a tak mi się przypomniało: najzagorzalsi chrześcijanie stoją pod chórem...
Nasze miejsce jest w Kościele. Blisko Boga, który przychodzi. Podczas Mszy jest zawiązywana także więź, komunia z drugim człowiekiem. Trzeba wejśc w ta przestrzeń. Zachęcam także do przeczytania artykułu o świętowaniu Niedzieli
Boję się nieco zahaczania na forum Odnowy o sprawy, które mogą mieć coś współnego z uczuciami, ale mimo wszystko spróbuję Co rozumiesz w takim razie przez to przeżywanie?
wiesz czasami jak idę podczas Mszy św. na spowiedż to widzę tych ludzi którzy stoją na samym końcu. część jest znudzonych sotii, bo stoii. a mówiąc o przeżywaniu mam na myśli czynny udział w Eucharystii. sluchanie Słowa Bożego, modlitwy, ofiarowanie czegoś Panu i Komunia św. To podstawa moim skromnym zdaniem
Ok
Jeśli przez przeżywanie rozumiesz świadomy udział, to nie mam uwag
Ale czy w naszych sercach nie rodzi się pragnienie stac jak najbliżej tego co się bedzie dokonywało
nie spodziewałam się, że temat pójdzie w tym kierunku.

Ja, niezależnie od tego, czy byłam ( w swoim przekonaniu) blisko czy daleko od Boga, lubiłam i lubię siedzieć z tyłu. Jakoś nie ciągnie mnie do pierwszych ławek, po prostu.
Ale, gdybym miała być w przedsionku czy na zewnątrz, to chyba bym się źle czuła.

Szkoda,że nie napisał ktos, kto stoi w przedsionku podczas mszy św....
Ze staniem na zewnątrz sprawa jest całkiem jasna [no, oprócz zimy i w ogóle niesprzyjających warunków pogodowych ] - można swobodnie pogadać, popodziwiać przyrodę i nie zmarnować tak do końca tych 45 minut

Zdecydowanie mniej jasna jest za to dla mnie sprawa z tym przedsionkiem, czy pięterkiem na przykład. Ja bym to tłumaczyła tak: w przedsionku bliżej do wyjścia i nie traci się cennych niedzielnych minut na przepychanie się w drzwiach. Na górze za to są dłużej wolne miejsca do siedzenia, więc coś za coś
Hmm... nie spotkałem się aby w moim zborze ktoś stał na zgromadzeniu w przedsionku , może dlatego ,że nie miało by to sensu - sala jest na trzecim piętrze - poprostu odpowiednia "konstrukcja budynku": . A tak poważnie uważam ,zę chodząc do kościoła uczestniczymy też w jakiejś wspólnocie im ta wspólnota jest "luźniejsza" tym bardziej lubimy być anonimowi a jak już jesteśmy anonimowi to i wygodni i jakoś mniej zaangażowani a wynikiem tego jest podział na którzy celebrują i tych którzy tą celebrację odbierają (bierniej lub aktywniej) .Wspólnota nie daje takiej "okazji" każdy jest zaangażowany bardziej lub mniej, a przedewszystkim nie jest anonimowy - Przykład - niewiele osób stoi w przedsionku na spotkaniach np Odnowy nieprzwdaż ??? Tak myślę

Wspólnota nie daje takiej "okazji" każdy jest zaangażowany bardziej lub mniej, a przedewszystkim nie jest anonimowy
Coś w tym jest bracie. Śmiem postawić teze, że ci, stojący w przedsionku sa poza wspólnotą. A gdzie nie ma wspólnoty, tam nie ma Ducha. Każdy pewnie sobie myśli (np na kazaniu): "ksiądz mówi teraz do nich, a nie do mnie. " I wtedy mamy rozłam, brak jedności. To tak, jakby rodzina spożywała obiad w róznych zakamarkach domu: ktoś w kuchni, inny w salonie, jeszcze inny w przedpokoju. Krótko mówiąc: razem, ale osobno.
Słyszłam opienie, że zalezności kto gdzie stoi w Kościele , w taki właśnie sposób deklaruje swoją postwę względem Boga.

Słyszłam opienie, że zalezności kto gdzie stoi w Kościele , w taki właśnie sposób deklaruje swoją postwę względem Boga.
Też to kiedyś słyszałem. I wierzaj mi Marysiu: prawda li to.
Kibice: chór i filary
Uczniowie: pierwsze ławki
Płaczki: pod ścianami.
A pobożny lud gdzie zasiada ?

A pobożny lud gdzie zasiada ?
Cała reszta miejsca w świątyni zajmowana jest przezeń
A co jak osoba pobożna nie moze zajmowac tej przestrzeni tylko przebywa w przedsionku
Tak tylko dla draki
1 Kronik 28,11 Dawid dał Salomonowi, synowi swojemu, plan przedsionka i świątyni oraz jej budynków, komnat górnych, sal wewnętrznych oraz pomieszczenia dla przebłagalni.
2 Kronik 15,8 Gdy Asa usłyszał te słowa i to proroctwo <proroka Odeda>, nabrał otuchy i usunął obrzydliwości z całej ziemi Judy i Beniamina oraz miast, które zdobył na górze Efraima, i odnowił ołtarz Pański, który znajdował się przed przedsionkiem Pańskim.
2 Kronik 29,7 Zamknęli bramy przedsionka i pogasili lampy, nie składali w świątyni ofiar kadzielnych ani całopaleń Bogu Izraela.
2 Kronik 29,17 Zaczęli oczyszczanie w pierwszym dniu pierwszego miesiąca, a w dniu ósmym tego miesiąca weszli do przedsionka Pańskiego. Dokonywali oczyszczenia świątyni Pańskiej przez osiem dni. W szesnastym zaś dniu pierwszego miesiąca zakończyli.
Estery 2,11 Mardocheusz zaś przechadzał się codziennie na wprost przedsionka domu kobiet, aby dowiadywać się o zdrowie Estery i co się z nią dzieje.
Psalmów 100,4 Wstępujcie w Jego bramy wśród dziękczynienia, wśród hymnów w Jego przedsionki; chwalcie Go i błogosławcie Jego imię!
Ezechyjel 8,3 Wyciągnął coś w rodzaju ręki i uchwycił mnie za włosy na głowie, a duch podniósł mnie w górę między ziemię a niebo i w boskich widzeniach zaprowadził do Jerozolimy, do przedsionka bramy wewnętrznej, położonej po stronie północnej, tam gdzie znajdował się bożek zazdrości, <pobudzający do zazdrości>.
Ezechyjel 8,14 Następnie zaprowadził mnie do przedsionka bramy świątyni Pańskiej, mieszczącej się po stronie północnej, a oto siedziały tam kobiety i opłakiwały Tammuza.
Ezechyjel 8,16 Zaprowadził mnie także do wewnętrznego dziedzińca świątyni Pańskiej i oto u wejścia do świątyni Pańskiej, pomiędzy przedsionkiem a ołtarzem, znajdowało się około dwudziestu pięciu mężów, obróconych tyłem do świątyni Pańskiej, z twarzami skierowanymi ku wschodowi: zwróceni na wschód oddawali pokłon słońcu.
Ezechyjel 40,7 I wnęka: jeden pręt długości i jeden pręt szerokości, a filar pomiędzy wnękami: pięć łokci oraz próg bramy po stronie przedsionka bramy od wewnątrz: jeden pręt.
Ezechyjel 40,8 <I zmierzył przedsionek bramy w kierunku domu: jeden pręt>.
Ezechyjel 40,9 I zmierzył przedsionek bramy: osiem łokci, oraz filary: dwa łokcie.
Ezechyjel 40,14 Zmierzył także przedsionek: dwadzieścia łokci. Przedsionek [otaczał] wokoło bramę.
Ezechyjel 40,16 I okratowane okna były dokoła przy wnękach oraz przy ich filarach ku wnętrzu i tak samo były okna dokoła przedsionka ku wnętrzu, a na filarach były ozdoby w kształcie palm z jednej i z drugiej strony.
Ezechyjel 40,21 Miała trzy wnęki z jednej strony i trzy wnęki z drugiej; jej filary i jej przedsionek były odpowiednie do rozmiarów pierwszej bramy: pięćdziesiąt łokci długie i dwadzieścia pięć szerokie.
Ezechyjel 40,22 A jej okna oraz jej przedsionek wraz z ozdobami w kształcie palm były takie, jak przy bramie, której strona przednia zwrócona była ku wschodowi. Wstępowało się wzwyż po siedmiu stopniach, naprzeciw których był przedsionek.
Ezechyjel 40,24 Potem zaprowadził mnie na południe, i oto była tam brama zwrócona ku południowi, i zmierzył jej filary oraz jej przedsionek: posiadały te same rozmiary.
Ezechyjel 40,25 Miała ona, jak również jej przedsionek, okna wokoło, w równej liczbie co poprzednie: pięćdziesiąt łokci wynosiła długość i dwadzieścia pięć łokci szerokość.
Ezechyjel 40,26 Dojście do niej było po siedmiu stopniach, naprzeciw których był jej przedsionek; miała ozdoby w kształcie palm na filarach po obydwu stronach.
Ezechyjel 40,29 A wnęki jej oraz filary i przedsionek miały te same rozmiary; miała ona również okna wokoło, tak samo jak przedsionek: pięćdziesiąt łokci wynosiła długość, a dwadzieścia pięć łokci szerokość.
Ezechyjel 40,30 <Przedsionki wokoło miały dwadzieścia pięć łokci długości i pięć łokci szerokości>.
Ezechyjel 40,31 Jej przedsionek leżał jednak przy zewnętrznym dziedzińcu: na jej filarach były ozdoby w kształcie palm, a wejście do niej miało osiem stopni.
Ezechyjel 40,33 A jej wnęki i filary, i przedsionek odpowiadały tym rozmiarom. I okna miała ona, jak też przedsionek, wokoło. Długość wynosiła pięćdziesiąt łokci, a szerokość dwadzieścia pięć łokci.
Ezechyjel 40,34 Przedsionek jej leżał przy zewnętrznym dziedzińcu, ozdoby w kształcie palm były na jej filarach z jednej i drugiej strony, a wejście do niej miało osiem stopni.
Ezechyjel 40,36 Miała ona swe wnęki oraz filary i przedsionek, i okna wokoło - pięćdziesiąt łokci długości i dwadzieścia pięć łokci szerokości.
Ezechyjel 40,37 Jej przedsionek prowadził na zewnętrzny dziedziniec, i ozdoby w kształcie palm były na jej filarach z jednej i drugiej strony, a wejście do niej miało osiem stopni.
Ezechyjel 40,39 A w przedsionku bramy były dwa stoły po jednej i dwa stoły po drugiej stronie po to, by na nich zabijać żertwy całopalne, zadośćuczynne i przebłagalne.
Ezechyjel 40,40 A na stronie zewnętrznej, przy wejściu do bramy północnej, były dwa stoły, a po stronie drugiej przedsionka przy bramie były również dwa stoły;
Ezechyjel 40,48 Potem wprowadził mnie do przedsionka świątyni i zmierzył filar przedsionka: pięć łokci z jednej i pięć łokci z drugiej strony; brama była szeroka na czternaście łokci, a boki bramy miały trzy łokcie z jednej strony i trzy łokcie z drugiej.
Ezechyjel 40,49 Długość przedsionka wynosiła dwadzieścia łokci, a szerokość dwanaście łokci. Wstępowało się do niego po dziesięciu stopniach. A kolumny były obok filarów, jedna z jednej, druga zaś z drugiej strony.
Ezechyjel 41,15 Następnie zmierzył długość budynku przed odgrodzonym obszarem w tylnej części świątyni z jego murami z jednej i z drugiej strony: sto łokci. Główna budowla i część najbardziej wewnętrzna oraz przedsionek,
Ezechyjel 41,26 okratowane zaś okna i palmy były z jednej i drugiej strony na bocznych ścianach przedsionka. Także boczne pokoje świątyni miały ochronne dachy.
Ezechyjel 44,3 Jedynie władca może w niej zasiadać do uczty przed obliczem Pana. Wchodzić jednak winien przez przedsionek przy bramie i tą samą drogą znowu wychodzić.
Ezechyjel 46,2 Władca winien przyjść od zewnątrz przez przedsionek bramy i zatrzymać się u skraju bramy. Następnie kapłani winni złożyć jego całopalenie i ofiarę pojednania, on zaś sam winien modlić się na progu bramy, a następnie wyjść; brama zaś winna być zamknięta aż do wieczora.
Ezechyjel 46,3 Również i ludność kraju winna u przedsionka bramy oddać pokłon Panu w dni szabatu i w czasie nowiu.
Ezechyjel 46,8 A kiedy przychodzi władca, winien on wejść przez przedsionek bramy i wyjść znowu tą samą drogą.
Joel 2,17 Między przedsionkiem a ołtarzem niechaj płaczą kapłani, słudzy Pańscy! Niech mówią: Przepuść, Panie, ludowi Twojemu i nie daj dziedzictwa swego na pohańbienie, aby poganie nie zapanowali nad nami. Czemuż mówić mają między narodami: Gdzież jest ich Bóg?
Zacharyjasz 3,7 Tak mówi Pan Zastępów: Jeżeli wytrwasz na moich drogach, jeżeli wierny będziesz posłudze dla Mnie, uczynię cię przełożonym mojego domu i opiekunem moich przedsionków i policzę cię w poczet tych, którzy tutaj stoją.
Marka 14,68 Lecz on zaprzeczył temu, mówiąc: Nie wiem i nie rozumiem, co mówisz. I wyszedł na zewnątrz do przedsionka, a kogut zapiał.

Bardzo przedsionkowo się zrobiło

Wow, ale teraz to ks. Marek sie wypowiedzial Podoba mi sie.
Prawda jest taka że z pewnych przyczyn nie mogę być "w centrum" kościoła, ale być gdzies z tyłu, mam się przez to czuć gorsza

Prawda jest taka że z pewnych przyczyn nie mogę być "w centrum" kościoła, ale być gdzies z tyłu, mam się przez to czuć gorsza
W sumie tak. Bo jeśli to ze względów zdrowotnych na przykład, to wiedz, że brak zdrowia jest złem. Pod tym względem są lepsi - zdrowsi i gorsi - "chorszy"

Annnika napisał/a:
Prawda jest taka że z pewnych przyczyn nie mogę być "w centrum" kościoła, ale być gdzies z tyłu, mam się przez to czuć gorsza

W sumie tak. Bo jeśli to ze względów zdrowotnych na przykład, to wiedz, że brak zdrowia jest złem. Pod tym względem są lepsi - zdrowsi i gorsi - "chorszy"

eee jak tak można kfalfikować ludzi
A dlaczego ks uważa że brak zdrowia jest złem ??

A dlaczego ks uważa że brak zdrowia jest złem ??
Nie, że ja uważam, tylko po prostu z punktu widzenia metafizyki tak jest.
Zło to brak dobra. Również takiego dobra jakim jest zdrowie.
Dlaczego ks wciąga metafizyke do kwestii przedsionka w kościele ?
Myślę, że on siez nami ( ze mną) troche droczy

Dlaczego ks wciąga metafizyke do kwestii przedsionka w kościele ? Bo metafizyka jest dźiwgnia istnienia ( w tym i przedsionka), tak jak reklama jest dźwignią handlu.
Ale kwestia , że osoba siedzi w przedsionku nie znaczy odrazu że nie jest w Komunii z Bogiem ze wspolnotą.

Należy zauważyc że w nowym budownictwie coraz częsciej przedsionków brak.
Jedynie że mnie wzrok zawodzi.
Od 9 lat jestem w służbie liturgicznej i dlatego prawie zawsze całą Msze Św. przeżywam bezpośrednio przy ołtarzu, ale kiedyś przyszłem na ostatnią chwile i nie chciałem sie pchać do zachrystii. Więc wchodząc bocznym wejściem, stanąłem w nawie bocznej i....zdębiałem Spojrzałem w przód, tzn. w miejsce gdzie spodziewałem sie zobaczyc głowny ołtarz no i sie zawiodłem
Właściwie nie wiedziałem co mam zrobić...czy mam uklęknąć, gdzie mam skupić swoj wzrok?!
Po chwili nie wytrzymałem i udałem sie do kaplicy
Nie rozumiem jak można "przeżyć" Eucharystie spędzając całą Msze w miejscu w którym tylko sie słyszy....

Nie rozumiem jak można "przeżyć" Eucharystie spędzając całą Msze w miejscu w którym tylko sie słyszy....
czarek, ciężko jest stać tak że nie widać ołtarza. Ale niektórzy nie mają innego wyjścia. Chodzi mi o przypadki które napewde nie maja innej alternatywy

czarek, ciężko jest stać tak że nie widać ołtarza
W moim parafialnym kościele są takie miejsce.
Co oczywiście nie oznacza, ze znajdujac sie w takim miejsca dana osoba nie może być "w komunii z Bogiem i ze wspolnota". Ja w kazdym razie nie potrafie tak...
Nieraz jak nawet stoję na środku kościoła to czasami nie widzę ołtarza albo ołtarza w całości - wystarczy, że stanie przede mną osoba o wzroście ok. 170 (mam 155 cm i buty na obcasie też nie zawsze "pomagają" w takich sytuacjach)

Przdsionek to jeszcze pół biedy - ja nie raz widziałem jak ludzie (głównie) młodzi (i to w sporej ilości) stoją PRZY BRAMIE prowadzącej na teren kościoła. pomijając już religijny aspekt tego - zawsze się zastanawiałem jak oni stamtąd słyszą cokolwiek...:)
Z drugiej strony - moim zdaniem - jak ma się przychodzić "do kościołą" po to aby stać gdzieś daleko poza kościołem - lepiej nie iśc w ogóle. Uczciwiej.


A jak mama wysyła do kościoła to gdzie niby delikwent ma ten czas spędzić? Zwłaszcza, że istnieje ryzyko, że sąsiadka wypatrzy. Ja kiedyś też tak chodziłam, rodzice kazali, a mnie nie w głowie było, żeby w ogóle protestować, to stałam w drzwiach, tuż przed przedsionkiem

A tak poważniej, ludzie stoją w przedsionku z różnych powodów, czasem muszą, bo mają fobię na przykład albo inną chorobę (np ktoś dusi się latem). Albo ktoś tak bardzo oddalił się od Boga i Kościoła, że nie czuje się godny, by wejść do środka. Albo ktoś kompletnie nie ma pojęcia, o co w tym wszystkim "chodzi", co się dzieje w środku. No nie wiem. Rzeczywiście nie rozumiem ludzi, którzy bez wyraźnej przyczyny stoją przed kościołem, gdzie kompletnie nic nie słychać. Strata czasu i w ogóle to się mija z celem.
U mnie przez cały rok, nie dość, że ludzie stoją w przedsionku Kościoła, to teraz latem, mnóstwo ich stoi przed Kościołem i wydaje im się, że uczestniczą we Mszy Świętej...

U mnie przez cały rok, nie dość, że ludzie stoją w przedsionku Kościoła, to teraz latem, mnóstwo ich stoi przed Kościołem i wydaje im się, że uczestniczą we Mszy Świętej...

Hehe, "wydaje się". No widzi Ksiądz, a jednak przyznajesz, że latem ich tam przybywa. Chociaż...może dlatego, że wolą na słońcu stać niż w kościele

[ Dodano: Sro 14 Maj, 2008 00:02 ]

U mnie przez cały rok, nie dość, że ludzie stoją w przedsionku Kościoła, to teraz latem, mnóstwo ich stoi przed Kościołem i wydaje im się, że uczestniczą we Mszy Świętej...
W tym nowym budownictwie nie ma typowych przedsionków, więc mozna tak stanąć i widzieć ołtarz nawet z końca.
Ale serce wyrywa do przodu... a jednak trzeba być na końcu.

a jednak trzeba być na końcu. Owszem, niekiedy tak: starsi, kiedy upał, matki z dziećmi małymi w wózeczku, etc - ale ich tam jest mało. Bardziej chodzi tu o ludzi, którzy nie mają żadnych przeszkod, że tak powiem...

Bardziej chodzi tu o ludzi, którzy nie mają żadnych przeszkod, że tak powiem...
oni to raczej stoją przed kościołem
Na zewnątrz kościoła stoi się, jeżeli jest naprawdę duży tłok. Zazwyczaj jednak tak nie jest i należy wchodzić do środka. A w przedsionku lepiej nie stać, bo jest zamykany (o ile nie ma dużej liczby uczestniczących) i wygląda to wtedy tak jakby się nie było w kościele obecnym.

Już lepiej podejść bliżej ołtarza niż stać w przedsionku. W przedsionku łatwo o rozkojarzenie, bo tam zawsze najwięcej dyskusji nie na temat się odbywa. Stojąc na placu przed kościołem nasz wzrok nie jest skierowany na ołtarz i wygląda to jak zwykłe stanie,a nie jak modlitwa.

Tylko w wyjątkowych przypadkach zachodzi konieczność przebywania na placu przed kościołem:

- w przypadku omdleń
- w przypadku udziału ogromnej rzeszy wiernych (wielkie uroczystości)
- pielgrzymka rowerowa (dobrowolna) - by nie dopuścić do kradzieży roweru

Kiedyś stałem na zewnątrz nie dlatego, że chciałem, ale na szczęście się do tego nie przyzwyczaiłem. Wtedy wiedziałem, że uczestniczę we Mszy, bo nikt mi nie powiedział, że stanie na zewnątrz nie jest uczestnictwem. Nigdy więc nie stałem na placu przykościelnym z własnej woli. Dobrze, że się nie przyzwyczaiłem. Ale to uczestnictwo jest dla mnie ważne, bo nie stałem tam z własnej chęci (dotyczy okresu szkoły podstawowej). Ale od początku liceum wchodzę do środka i na zewnątrz nie stoję.
Część ludzi stoi w przedsionku lub poza kościołem - taka natura - zapewne ci sami ludzie PITy oddają w ostatnim terminie, do wymiany dowodów stoją ogromnych kolejkach w ostatnich dniach terminu....
Przychodzą na Mszę w ostatniej chwili, albo w trakcie trwania i stoją "na końcu"

Bardziej chodzi tu o ludzi, którzy nie mają żadnych przeszkod, że tak powiem... > tacy stoją nawet przy ogrodzeniu kościoła, ale według nich są na Mszy Świętej.. - gdy wcale nie ma tłoku w środku Świątyni..
U nas w kościele przedsionek to i tak dobrze, wiele osób niestety stoi na polu przed kościołem. Co jest smutne, bo skoro idziesz do koscioła tylko po to, żeby babci/rodzinie powiedzieć, tak byłem, to się zbyt mija z celem...
Skoro temat został poruszony to wypowiem się jak było ze mną:
Otóż gdy uczęszczałem do swojej parafii także dziwiły mnie te tłumy w przedsionku. Mimo tego, że jest to dosyć mały kościuł zawsze zajmowałem miejsce w bocznej kaplicy - pamiętam ten klimat gdy w przyciemnionym odosobnieniu widziałem nad sobą wielkiego Jezusa na krzyżu. Później zdecydowałem się uczęszczać do innego kościoła - miałem swoje miejsce na zaniedbanym, starym murku, dookoła drzewa, trawa, jakieś krzaczki - to stwarzało jeszcze lepszy "zielony" klimat. W sumie w środku byłem hmm ze 3 razy - ale tylko dlatego, że wolę pobyć sam niż w tłumie i bardziej sobie cenię naturę od tych świecideł i pięknych rzeźb - tak było zemną i już wtedy mogłem dostrzec pewną część obecnego siebie.
Ja swego czasu, gdy jeszcze w kościele bywałem, również stałem albo w przedsionku, albo na zewnątrz (choć tu mała uwaga - w tym kościele było nagłośnienie zewnętrzne, więc na zewnątrz nie stałem z powodu niechęci do uczestnictwa w mszy).

Dlaczego? Nie, nie z lenistwa, nie z chęci nie uczestniczenia. Stałem na zewnątrz albo w przedsionku dlatego, gdyż nie cierpię tłumów. A że kościół był mały, a ja chodziłem na dość obleganą mszę dla młodzieży (ciekawie mówiący, charyzmatyczny, nie mający na oczach klapek ksiądz - niestety, "dziwnym trafem" po jakichś 2 latach niespodziewanie oddelegowany na jakąś wieś... hmmmm...), na której ZAWSZE były tłumy, więc stanie gdzieś w środku było dla mnie niesamowicie męczące i niekomfortowe. Z racji tego nie mogłem się wtedy skupić na mszy - wolałem więc stać dalej, by umieć się skupić i uczestniczyć.

Tak więc powodów wychodzenia do przedsionka czy stania na zewnątrz może być wiele. Nie można patrzeć na sprawę z klapkami na oczach, widząc jedynie jedno wyjaśnienie.

Nie można patrzeć na sprawę z klapkami na oczach, widząc jedynie jedno wyjaśnienie.
Tylko, ze to nie odnosi się zresztą tylko do tego tematu. Każde uogólnienie jest złe. Generalizując zawsze czynimy komuś krzywdę.