UmiĹscy
Nie bardzo wiedziałam, gdzie zamieścić ten wątek, więc niech będzie jako świadectwo.
Kiedy trafiłam do Odnowy na początku byłam nieco wyobcowana i czułam się bardzo samotna. Czasem mówiłam o tym mojemu przyjacielowi - Panu Jezusowi Wiem, że On nie chciał, żebym była sama i dał mi też przyjaciół na ziemi. Chcę powiedzieć, że wszelkie relacje, które Pan Jezus daje są dobre. On sprawia, że ludzie się spotykają, że się poznają i nawiązuje się między nimi więź. Chcę powiedzieć, że te relacje, dane właśnie od Pana, trwają nadal Pomimo tego, że niektóre osoby odeszły ze wspólnoty, nie widujemy się zbyt często, bo każdy ma swoje obowiązki, życie, jednak nadal jesteśmy przyjaciółmi, nadal jesteśmy sobie bliskie (bo są to same dziewczątka ) i wiadomo, że możemy na siebie liczyć. Są to relacje przede wszystkim zdrowe. Ja widzę czasem, jak wygląda sytuacja, kiedy ktoś chce tworzyć coś na siłę, a Pan może tego nie chcieć i są to destrukcyjne relacje, bo tworzone bez udziału Boga. Chcę jeszcze powiedzieć, że jeśli ktoś na przykład od nas odchodzi to w takiej sytuacji pozwala się człowiekowi odejść. I nie odczuwam tego jako straty. Ponieważ Jezus mi kogoś daje, może także mi go zabrać i nie rozpaczam z tego powodu. Jakoś tak się dzieje, że wobec odejścia jest w sercu pokój i to właśnie mi uświadamia - ten spokój właśnie, że to była relacja dobra, "boża".
Pamiętam jak kiedyś się z kimś bardzo pokłóciłam i było mi bardzo smutno z tego powodu, a Jezus uzdrowił tę relację i jest ona dobra, pełna miłości Bożej. Bez Niego nie byłoby to wcale możliwe.
Chwała Panu, który faktycznie uzdrawia relacje między ludźmi.
Powyższe świadectwo przypomniało mi o tym, czego sam doświadczyłem od Boga.
Kiedyś kolega bardzo mnie ugodził swoim zachowaniem i tym, co powiedział.
Nie pamiętam już, o co chodziło, pamiętam tylko, że mimo, że wiedziałem, że powinienem mu przebaczyć, to nie potrafiłem. Kiedy coś do mnie mówił, to nawet nie mogłem patrzeć w jego stronę, taka była we mnie niechęć do niego.
W tym czasie było akurat kilkugodzinne czuwanie Odnowy w pobliskim kościele.
Wybrałem się tam i ofiarowałem je za tego właśnie kolegę.
Czuwanie kończyło się Mszą Św.
Niespodziewanie w czasie modlitwy "Ojcze nasz", kiedy mówiliśmy słowa "odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom" poczułem ciepło na klatce piersiowej...
Kiedy znów zobaczyłem kolegę - wszystko było jak przedtem, jakby nic się nie stało, normalnie z nim zacząłem rozmawiać i nie było już we mnie żadnej niechęci, ani urazy do niego.
Byłem zdumiony tym, co Jezus sprawił przez Ducha Św. w moim sercu.
Chwała Panu!
Piękne świadectwo. Dzięki.