ďťż
Strona początkowa UmińscyDni Ewangelizacji Nowej Soli 22-23 września 2006 rokuewangelia sw tomasza -najdokładniejszym zapisem słów JezusaAustralia: Towarzystwo Biblijne będzie ewangelizować na targhttp://www.ewangelizacja.katolicki.eu/forum/Ewangelia wg. Judasza - fałsz czy rzeczywistość (?)Ewangelizacja - szukam odważnych i świadomych chrześcijan:)Ogólnopolska inicjatywa ewangelizacyjna Młodzi - Młodymx. Nikos Skuras. ewangelizator doskonały czy błazen?Noszenie krzyżyka/medalika, formą ewangelizacji (?)Charyzmat głoszenia [Ewangelii] z mocą
 

Umińscy

Chciałabym poznać Waszą opinię na tn temat.

Rzucam teżzę, że najbardziej owocna, nie pod względem ilości osób ale pod wzgledem trwałości owoców jest ewenelizacja p2p

Co wy na to ??

Dyskusję czas zacząć


eee.... a jaka to ewangelizacja, bo ja nie wiem o co chodzi

Rzucam teżzę, że najbardziej owocna, nie pod względem ilości osób ale pod wzgledem trwałości owoców jest ewenelizacja p2p

Mi to raczej się kojarzy z ewangelizacją poprzez dawanie świadectwa, i poprzez opowiedzenie drugiej osobie, co w naszym życiu uczynił Bóg. Ale naprawdę nie wiem



p2p
Nie będę mówił z czym mi sie to kojarzy
Annnika, mozesz takiemu prostemu człowiekowi jak ja wytłumaczyc jaśniej
Przepraszam, już uzupełniam, to był szalony dzień wczoraj i odrobinę "zabyłam"

p2p to po prostu relacja między dwoma osobamii , czyli nie wielkie dzieło na dużą ilość osób,dobre, ale ne jedyna możliwość, tylko to, o czym słusznie mówiła m.in. harpoon

Daidoss, po konferencjach x. Waldka powinieneś znać ten skrót

Pozdrawiam
Kurczę, wcięło mi posta i muszę pisać od nowa
Więc, co do ewangelizacji kierowanej do jednej osoby uważam, że jest lepsza i skuteczniejsza od takiej, która jest kierowana do wielu ludzi.
Osoba ewangelizowana czuje wtedy, że zwracamy się konkretnie do niej. Oczywiście mówiąc "Bóg cię kocha" i do wielu ludzi, każdy wie, że to do każdego, ale odczuwa się to zupełnie inaczej.
Tak tu mozna się zgodzic z Harpoon. Także uważam, że ewangelizacja pojednyńcza jest skuteczniejsza. Zwracasz sie do osoby bezpośrednio, bezpośrednio przekazujesz jej prawdy jakie chcesz przekazać.

Ale także ewangelizacja masowa nie jest zła. Co tu mam na mysli
Dobrze przygotowane rekolekcje, kursy SNE, DDM, ...
Ostatnimi czasy zauważam, że dobrze przygotowana liturgia nawraca ludzi.
No to narazie tyle
To poszerzę temat.

Ewangelizacja przez relację to m. in. spędzanie wspólnie czasu. Ostatnio zastanawialiśmy sięwspółnie, ja kto wygląda z piciem alkoholu.

Ewangelizowałam środowisko przyjaciół, gdzie wprawdzie nie upija się, ale na każdej prywatce, spotkaniu towarzyskim jest alkohol. Na mnie patrzyli "bykiem", bo nie piłam. Lody pękły, jak napiłam się z nimi dobrego , czerwonego wina (żaden siarkowodór ). I wtedy jedna z moich bliższych koleżanek ze wspólnoty powiedziała, że to byąło nie fair, bo rozmawialiśmy od wpłyem, nawet niewiekim, a atmosfera sie rozluźniła na tyle, że wszyscy trzeźwi rozmawialiśmy o Bogu, mogłam złożyć świadectwo życia we wspólnocie.

Co wy na to ??
Ja tam jestem abstytenentem , ale ze względów zdrowotnych.
Ale sam znałem kolesia co ewangelizował tak że stawiał flachę gościom, a potem całkiem skutecznie ich ewangelizował.
Dla mnie to jest O.K.
Trzeba mówić do danego środowiska w ich języku.
Z ewangelizacji p2p przeszliśmy do marketingu Ewangelii przez relację.
Według mnie to pierwsze jest najważniejszą formą ewangelizacji, zaś to drugie jest marną podróbką.
Przeciez, ewangelizatorem jest się wszędzie. Nie trzeba mówić wprost o Jezusie aby przelazać Jego naukę.
No jedynie, że ktoś chce być katolkiem tylko w Kościele to jakos lipne bedzie wydanie .
Z tym się zgadzam.
Natomiast brzydzi mnie kiedy buduje się relacje (niektórzy nawet zalecają przyjaźń) nie dla relacji, tylko w jakimś innym, ukrytym celu.
Nawet jeśli tym celem jest ewangelizacja.

To już nie relacje ani przyjaźń, tylko metoda. To już nie ewangelizacja, tylko marketing.
Otóż to!
Ewangelizacja to dawanie świadectwa życiem, to rozmowa, to dzielenie się Panem Bogiem przeze mnie przeżywanym z drugim człowiekiem.

Natomiast brzydzi mnie kiedy buduje się relacje (niektórzy nawet zalecają przyjaźń) nie dla relacji, tylko w jakimś innym, ukrytym celu.
Nawet jeśli tym celem jest ewangelizacja.

To już nie relacje ani przyjaźń, tylko metoda. To już nie ewangelizacja, tylko marketing.

tak samo.

Ja żyję, i staram się tak żyć aby nie zgorszyć innych. Nie zawsze wychodzi najlepiej, ale takie to jest życie. Ale jeżeli coś nie tak uczynię, to jak zaleca Ewangelia najpier ide pojednać się z bratem [choc nie jest to proste i nie zawsze wychodzi tak jak powinno] a później ide dziękować Bogu wiedząc, że w taki też sposób ewangelizowałam. Nie jestem typem dewotki...

No to tyle o budowaniu relacji , budowanej na prawdzie ...


Natomiast brzydzi mnie kiedy buduje się relacje (niektórzy nawet zalecają przyjaźń) nie dla relacji, tylko w jakimś innym, ukrytym celu.
Nawet jeśli tym celem jest ewangelizacja.

To już nie relacje ani przyjaźń, tylko metoda. To już nie ewangelizacja, tylko marketing.


Dokładnie tak samo uważam pisałem o tym wczoraj w innym miejscu na forum.

Ale to oczywiście nie wyklucza tego, że ewangelizujemy przez relację.
Tyle tylko, że relacja jest celem, a ewangelizacja produktem ubocznym.
Ewangelizacja (gr. euaggelizein - głosić dobrą nowinę) to nie sztuka dla sztuki. To martyria, diakonia i leiturgia.

martyria
męczeństwo w pieknym wydaniu

Nic nie powinno się czynić dla samego czynienia.

męczeństwo w pieknym wydaniu to nie tylko męczeństwo, ale też dawanie świadectwa.

Rachel napisał/a:
męczeństwo w pieknym wydaniu
to nie tylko męczeństwo, ale też dawanie świadectwa.

chodziło mi o znaczenie wyrazu.

A przez dawanie świdectwa, relacje dochdzi to szlifowanie również siebie samego

A przez dawanie świdectwa, relacje dochdzi to szlifowanie również siebie samego Jasne! Ja tak na przykład traktuje każda wysłuchaną spowiedź. Wiele z nich jest leczących dla mnie...
Mnie mocno szlifują relacje z drugimi, troszkę zwalniam tępo.
Przez konfrontacje, poznajemy siebie. Dlaczego Ewangelizacja przez relacje, powoli uwalnia nas od faszywego głoszenia i wymusza na nas stanięcie w prawdzie.

Ewangelizacja przez relację
jedyną słuszną relacją w tym kontekście i mogącą wydać prawdziwie świetlisty owoc jest relacja między podpalającym stos a stojącym na stosie; ta relacja ma w sobie coś mistycznego i jest bardzo mocnym "kopem do nawrócenia"

jedyną słuszną relacją w tym kontekście i mogącą wydać prawdziwie świetlisty owoc jest relacja między podpalającym stos a stojącym na stosie; ta relacja ma w sobie coś mistycznego i jest bardzo mocnym "kopem do nawrócenia"
Nie wątpię. Jedynym opcją do nie-nawrócenia w takiej sytuacji, jak osoba palona do końca nie wie co się dzieje.


Natomiast brzydzi mnie kiedy buduje się relacje (niektórzy nawet zalecają przyjaźń) nie dla relacji, tylko w jakimś innym, ukrytym celu.
Nawet jeśli tym celem jest ewangelizacja.


Ja natomiast nie zgodzę się z tym.
Jak inaczej ewangelizować jeśli nie przez budowanie relacji z drugim człowiekiem?
To jest podstawa ewangelizacji!
Dlaczego brzydzi cię to? Rzeczą naturalną jest budowanie relacji z drugim człowiekiem.
Ewangelizacja jest powołaniem każdego chrześciajanina więc to zawsze się ze sobą wiąże.
Zawsze.
Oczywiście można komuś ogłosić Ewangelię, ten ktoś może nawet oddać swoje życie Jezusowi... tylko co dalej? Co stanie się z takim człowiekiem? Zostawimy go samego sobie?
Mamy brać przykład z Chrystusa, a co za tym idzie czynić sobie uczniów.
Kiedy Jezus powoływał apostołów to przecież nie dlatego żeby się z nimi zaprzyjaźnić, ale żeby im ogłaszać Boże Królestwo. Czy to było obrzydliwością?
Tak więc zwiastowanie Ewangelii jest naszym chrześcijańskim obowiązkiem i naprawdę uważam , że nie ma nic obrzydliwego w budowaniu relacji z drugim człowiekiem szczególnie dla głoszenia Chrystusa.
Nie wiem Katjuszo czy się rozumumiemy (czy mówimy o tym samym).
Oczywiście może być tak że ewangelizując z kimś się zaprzyjaźnimy (przy skutecznej ewangelizacji bardzo często tak bywa).
Jednak kiedy proces przebiega odwrotnie - "zaprzyjaźniamy" się z kimś by wejść w jego łaski i "wcisnąć" mu coś, to jest to nieuczciwe - niezależnie od tego czy tym "czymś" jest Ewangelia, garnki Zeptera czy ubezpieczenie na życie.
A ja to uważam tak, że jak ktoś nam pasuje i go lubimy to wtedy się z nim przyjaźnimy, a jeśli on się nawróci to dobrze, a jak nie to też git. W końcu to nasz przyjaciel niech sobie wierzy w co chce jego wybór. Nie mówiąc już o rodzinie.

Ale jak kogoś ewangelizujemy to nie należy udawać, że się z nim chcemy zaprzyjaźnić, a jak się nawróci to cześć i idziemy do następnego. A wiele ludzi tak robi i mnie o to chodziło.
A niektórzy to nawet robią podryw ewangelizacyjny, żeby zrobić wynik i mają wynik, ale na krótko.
A dla niektórych liczą się tylko liczby.
Tak Marku ja bardzo dobrze Cię zrozumiałam, potwierdziłeś mi to tylko swoim ostatnim postem

Katjuszo, gdyby Bóg chciał by ludzie przyjęli Ewangelię NIEZALEŻNIE OD METODY dał by sobe spokój z ewangelizatorami - władowałby ją bezpośrednio w nasze mózgi.

Jednym z podstawowych twierdzeń moralnych jest że godne cele domagają się godnych metod - i że godne cele nie usprawiedliwiają niegodnych środków.

Właśnie dlatego że Ewangelia to nie garnki ani nie ubezpieczenia należy szczególnie o to dbać (co nie znaczy że garnki czy ubezpieczenia wolno tak sprzedawać...)

Wiem że są środowiska (także w Polsce) propagujące tzw."Ewangelizację przez przyjaźń" (Marek Maj i Zenek Kufel z Koinonii Jan Chrzciciel mieli na ten temat wykład na kongresie w 2003), ale jest to - delikatnie mówiąc - kierunek kontrowersyjny.

Trafnie Talmid ekstrapoluje, że jest to ten sam kierunek co - znany z sekty "ROdzina Miłości" "podryw ewangelizacyjny" (właściwie różni się tylko tym jak dalece przekraczamy granice)

Katjuszo, gdyby Bóg chciał by ludzie przyjęli Ewangelię NIEZALEŻNIE OD METODY dał by sobe spokój z ewangelizatorami - władowałby ją bezpośrednio w nasze mózgi.


Marku
Gdyby Bóg nie chciał byśmy przyjęli Ewangelię to Chrystus nie powoływałby apostołów i nie kazał im głosić.
Gdyby natomiast wlał je bezpośredio w nasze mózgi jak to ująłeś to wtedy o wolnej woli nie byłoby mowy. On nas natomiast tak ukochał, że dał nam możliwość odrzucenia Dobrej Nowiny, odrzucenia Jego samego, a co więcej nawet zanegowania Jego istnienia.

Bóg chce byśmy głosili Ewangelię każdemu człowiekowi niezależnie od metody.
Choć wiadomo, że są metody bardziej owocne i te mniej owocne.
Najważniejsze by w tym wszystkim była miłość do drugiego człowieka.

To może jeszcze co na temat ewangelizacji mówi nam Pismo Święte
Myślę, że z tym już polemizować nie można

„Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata.”
MAT. 28,19-20

„Tak więc głosimy Chrystusa każdemu człowiekowi, napominamy każdego, pouczając każdego z całą mądrością, aby wszyscy mogli okazać się doskonałymi w swoim zjednoczeniu z Chrystusem. Dlatego właśnie trudzę się korzystając z przemożnego wsparcia Tego, którego moc potężna działa we mnie.”
KOL. 1,28-29

„Duch Wszechmocnego, Pana nade mną, gdyż Pan namaścił mnie, abym zwiastował ubogim dobrą nowinę; posłał mnie, abym opatrzył tych, których serca są skruszone, abym ogłosił jeńcom wyzwolenie, a ślepym przejrzenie”.
IZAJ. 61,1

Ziemia jest pełna ludzi, którzy nie słyszeli o Chrystusie.
Nie dowiedzą się jeśli będziemy tylko siedzieć i zastanawiać się jaki sposób jest dobry.
Każdy jest dobry jeśli ma on przybliżyć kogokolwiek do Pana.
Jakie będą owoce tej ewangelizacji to już wiele zalezy od nas i od tego jak zadbamy o tą osobę.

„Wtedy rzekł uczniom swoim: Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, aby wyprawił robotników na żniwo swoje.” MAT. 9,37-38

Poza tym każda ewangelizacja powinna być wsparta modlitwą i najlepiej postem w intencji tej konkretnej osoby bądź grupy ludzi. No i pamiętajmy, że stajemy w autorytecie Jezusa i w Nim jest nasza siła

Nawet jeśli ten "kolekcjoner" przyprowadzi choć jedną osobę do Jezusa to chwała Bogu!

A takie "nawrócenia" są nietrwałe i ludzie odchodzą ze wspólnoty jeszcze bardziej poranieni.

KKK 847
"Ci bowiem, którzy bez własnej winy nie znając Ewangelii Chrystusowej i Kościoła Chrystusowego, szczerym sercem jednak szukają Boga i wolę Jego przez nakaz sumienia poznaną starają się pod wpływem łaski pełnić czynem, mogą osiągnąć wieczne zbawienie"

Także nie musimy się tak martwić o to zbawienie innych.
A jest wiele osób, które szukają naprawdę dużo bardziej szczerze niż katolicy w innych religiach.

A Ty Marku jak zawsze do KJCH, a przecież dzięki ewangelizacji przez przyjaźń w domach modlitwy wiele prawdziwych przyjaźni powstało, a nawet małżeństw.
Ale jak się ludzie co tydzień spotykają u kogoś w prywatnym mieszkaniu to wiadomo,że jeśli ktoś komuś pasuje to się zaprzyjaźnią, a jak nie to mogą się nawet bardzo nie lubić. I nie ma co udawać, że jest cacy cacy , ze względu na ewangelizację, bo to hipokryzja tylko i do grzechu niechęci dokładamy jeszcze drugi - obłudy.
A co tam Zenek z Markiem mówili to ja nie wiem, bo na tym nie byłem.
Natomiast wiem, że domy modlitwy sprawdzają się w praktyce bardzo dobrze generalnie.
A wypaczania wszędzie się znajdą gdzie są ludzie, bo jesteśmy grzesznikami.

Marku
Gdyby Bóg nie chciał byśmy przyjęli Ewangelię to Chrystus nie powoływałby apostołów i nie kazał im głosić.
Nie wiem po co polemizujesz z tezami jakich nikt tu nie wygłasza.


A takie "nawrócenia" są nietrwałe i ludzie odchodzą ze wspólnoty jeszcze bardziej poranieni.

Skąd wiesz Talmid ?
Prowadziłeś jakieś statystyki? Czy to jedynie twoje przypuszczenia?
Ja znam człowieka , który nawrócił się właśnie dlatego bo głosiła mu dziewczyna w której był zakochany. Co się z nim teraz dzieje? Jest gorącym dla Pana człowiekiem. Prowadzi ewangelizacje, płonie z miłości dla Boga.
Poza tym nawet jeśli taki człowiek później odchodzi to Słowo Boże jest w nim zasiane i wie gdzie może wrócić.

Tak więc nie rozsądzajmy co dzieje się z ludźmi po nawrócenieniu i co stać się może.
Liczy się to, że oddali Mu swoje życie a to jaką drogą pójdzie to będzie zależało już tylko od niego. My możemy mu towarzyszyć aby było mu łatwiej.


KKK 847
"Ci bowiem, którzy bez własnej winy nie znając Ewangelii Chrystusowej i Kościoła Chrystusowego, szczerym sercem jednak szukają Boga i wolę Jego przez nakaz sumienia poznaną starają się pod wpływem łaski pełnić czynem, mogą osiągnąć wieczne zbawienie"


Warto wziąść pod uwagę to , ze człowiek jest tak omamiony światem, że nie zawsze szuka Boga. Szatan zrobi wszystko żeby skierować patrzenie człowieka w drugą stronę, dltego pisałam że nasze głoszenie jest walką o tego człowieka ze złym.


Ja nie pisałem nic na temat DOmów Modlitwy - to CZY i W CZYM się sprawdzają to osobne zagadnienie którego nie chciałbym drążyć w tym wątku -
A jak dla mnie to jest właśnie bardzo na temat, gdyż domy modlitwy i wszelkie inne grupy domowe powinny właśnie służyć ewangelizacji przez relację, ale oczywiście różnie z tym bywa.

[ Dodano: Sob 29 Mar, 2008 13:11 ]
Katjuszo, żeby było jasne:
1.
Nie ma nic złego w przyjaźnieniu się z ewangelizowanym.
Jednak jeśli zaprzyjaźniam się w celu ewangelizowania, jest to działanie manipulacyjne, niegodne Ewangelii (zresztą nawet gdybyś sprzedawała garnki, to też byłoby nieuczciwe).
Taka manipulacja NIE JEST oparta na miłości (mimo "wzniosłych" celów - podobnie jak nawracanie mieczem)

2.
Pewnie się zdziwisz temu co teraz powiem :utylitaryzm w głoszeniu Ewangelii jaki prezentujesz jest myśleniem, które wyklucza Boga z relacji z ewangelizowanym (jaskrawym tego przykładem jest Twój tekst o posiadaniu "leku na śmiertelną chorobę" - nawiasem mówiąc typowy argument różnych sekt, ze "Świadkami" na czele).
Otóż to nie jest tak, że jak Ty mu nie ogłosisz to Bóg o nim zapomni.


Marku dlaczego ciągle próbujesz mi wmówić zakłamanie? To Ty nazwałaś to "zakłamaniem". Ja nie napisałem o "udawaniu przyjaźni" tylko "udawaniu spontanicznej przyjaźni".
Takie udawanie jest oczywiście manipulacją (zakłamaniem bym tego nie nazwał, bo tak naprawdę ewangelizator-utylitarysta raczej sam jest w błędzie co do natury stosunków Bóg-człowiek, niż kogoś okłamuje - nawet jeśli manipuluje to uważa to za usprawiedliwione wyższymi celami).

Nawiasem mówiąc - a co się dzieje z ludźmi z którymi "zaprzyjaźniasz się by głosić Ewangelię" w momencie gdy nie chcą o Ewangelii słyszeć i jasno dają do zrozumienia że ten temat ich nie interesuje ? Czy na pewno dalej się z nimi przyjaźnisz ?
Być może źle dobrałam słowa, pisząc o zaprzyjaźnieniu się dla Ewangelii.
Teraz po przeczytaniu tego po raz drugi to widzę, że mogłam zostać źle zrozumiana.

Tak więc postaram się inaczej

Zacznę o tego:

Już lepiej, ale... to jeszcze nie to.

Nie wiem może ja zwyczajnie tak mam, że kiedy z kimś się poznaje to automatycznie chcę żeby usłyszał o tym, że Chrystus umarł za niego i ZAMRTWYCHWSTAŁ! . Również nie sprawia mi większej trudności (mam na mysli tu moje chęci bo z wolnym czasem to różnie bywa) spotykanie się z takim człowiekiem i budowanie relacji. W tych dwu zdaniach przedstawiłeś dwie całkowicie odmienne sytuacje:
PRAWIDŁOWĄ - w której człowiekowi z którym masz relację chciałabyś ogłosić Jezusa
NIEPRAWIDŁOWĄ - w której nawiązujesz relację po to by ewangelizować

Gdyby mi 5 lat temu Krzysiek z Patrykiem od razu na wstępie naszej znajomości powiedzieli, że są chrześcijaninami i zaczęli mówić mi o Bogu to odebrałabym to jako atak na moją wolność i nie chciała z nimi mieć nic wspólnego.
Jednak oni robili to w bardzo delikatny sposób. Najpierw dali się poznać jak ludzie tacy jak ja, zwyczajnie się poznawaliśmy. Dzięki temu uniknęli tego że nie spojrzałam na nich przez pryzmat uszytego w mojej głowie stereotypu chrześciajanina.
To jest kochana technika manipulacyjna zwana "gotowaniem żaby".
Nie odpowiedziałaś na moje pytanie : co się dzieje z relacją jeśli "ewangelizowany przez relację" odrzuci Twoje ewangelizowanie ?

co się dzieje z relacją jeśli "ewangelizowany przez relację" odrzuci Twoje ewangelizowanie ?[/b]
Wtedy dalej się manipuluje mówiąc jak nie przyjmiesz Jezusa to nie będę się z Tobą przyjaźnił , oczywiście nie tak dosłownie...

Dokładnie tak właśnie gotowanie żabki, żeby nawet nie zobaczyła kiedy się ugotuje...

[ Dodano: Sob 29 Mar, 2008 15:56 ]

Już lepiej, ale... to jeszcze nie to.

Marku jeśli się mylę to mnie popraw, ale wydaje mi się, że jeśli nie napiszę czegoś co będzie zgadzało się z twoim punktem widzenia to wtedy mnie pochwalisz...
Ta wypowiedź takie sprawia wrażenie..

Katjuszu,
owocu nie mierzy się tak prosto.
Moi znajomi współżyli przed ślubem.
Teraz są małżeństwem i mają śliczne, wspaniałe dziecko (jak by nie było "owoc" )
Czy to znaczy że seks przed ślubem był OK ?

Co do dyskusji - cały czas dyskretnie dryfujesz w kierunku "jak już mam z kimś relację to przecież chcę go ewangelizować".
Tyle że tego nikt nie neguje.
Natomiast dyskutujemy o patologii "nawiążę przyjaźń w celu ewangelizowania kogoś"

Wczytaj się dobrze w tekst kard. Ratzingera - wiele wyjaśnia.
Nie bierz tak tego osobiście.
Przecież ja nie miałem na myśli Ciebie.
Przede wszystkim różnych grzeszników i hardcorowych ewangelizatorów takich jak ja przykładowo kiedyś byłem, a może i jestem któż to wie...?
Przecież ja też kiedyś ewangelizowałem na podryw i też się to dla mnie marnie skończyło.
Teraz już jestem za stary to niestety nie mogę...

A jeśli Cię w czymś uraziłem to bardzo przepraszam.
A tak wogóle to bardzo fajnie piszesz i wreszcie można z kimś pogadać na temat ewangelizacji.
Nie poddawaj się Kasia.
A Markiem się nie stresuj, bo to bardzo porządny gość, jak Go poznasz lepiej to się sama przekonasz.

Wysłany: Dzisiaj 17:12

Rachel napisał/a:
M. Ink. * napisał/a:
jedyną słuszną relacją w tym kontekście i mogącą wydać prawdziwie świetlisty owoc jest relacja między podpalającym stos a stojącym na stosie; ta relacja ma w sobie coś mistycznego i jest bardzo mocnym "kopem do nawrócenia"

Nie wątpię. Jedynym opcją do nie-nawrócenia w takiej sytuacji, jak osoba palona do końca nie wie co się dzieje.

wiedzą wiedzą...

Sama wiedza nie pomoże, jak człowiek jest oszołomiony


Natomiast dyskutujemy o patologii "nawiążę przyjaźń w celu ewangelizowania kogoś"


Ech Marku ja ci chyba nie potrafię przekazać tego co mam na myśli.
Znikąd pomocy...


Nie bierz tak tego osobiście. Ma rację. Gadamy na temat, "you are not a target".

zresztą, zobaczcie jak:
http://www.analizy.biz/tmp/skrzydla.wmv

Zabawne szczególnie dla mnie jako byłego agenta ubezpieczeń na życie.
Agent pracuje 24h na dobę i nigdy nie ma wakacji.
Zresztą znałem całkiem sporo agentów ubezpieczeniowych ze środowiska ewangelizacyjnego.
W obu przypadkach często działa się przez relację. No i trzeba mieć podobne cechy osobowości. np. umieć nawiązywać kontakt z ludźmi, wchodzić w relacje, zaprzyjaźniać się.
Bardzo dobre porównanie.

[ Dodano: Sob 29 Mar, 2008 19:35 ]


Wysłany: Dzisiaj 17:12

Rachel napisał/a:
M. Ink. * napisał/a:
jedyną słuszną relacją w tym kontekście i mogącą wydać prawdziwie świetlisty owoc jest relacja między podpalającym stos a stojącym na stosie; ta relacja ma w sobie coś mistycznego i jest bardzo mocnym "kopem do nawrócenia"

Nie wątpię. Jedynym opcją do nie-nawrócenia w takiej sytuacji, jak osoba palona do końca nie wie co się dzieje.

wiedzą wiedzą...

Sama wiedza nie pomoże, jak człowiek jest oszołomiony
przynajmniej wiedzą za co płoną

przynajmniej wiedzą za co płoną
a gdzie tu ewangelizacja?

Mi jak się dom płonął a ja prawie wraz z nim , to nie wiedziałam za co

W obu przypadkach często działa się przez relację. No i trzeba mieć podobne cechy osobowości. np. umieć nawiązywać kontakt z ludźmi, wchodzić w relacje, zaprzyjaźniać się. Mam kolegę, który jest akwizytorem jakiegoś czegoś, paskudnie drogiego. jeździ po Polsce i ludziom wkręca, że nie mogą w życiu żadnego innego lepszego zakupu dokonać, jak tylko tego, który on mi proponuje.

Czy na tym ma polegać ewangelizacja przez relację? Na wkecaniu ludziom bajek z serii happy kleppy, alleluja?

Zabawne szczególnie dla mnie jako byłego agenta ubezpieczeń na życie.
Agent pracuje 24h na dobę i nigdy nie ma wakacji.
Zresztą znałem całkiem sporo agentów ubezpieczeniowych ze środowiska ewangelizacyjnego.
W obu przypadkach często działa się przez relację. No i trzeba mieć podobne cechy osobowości. np. umieć nawiązywać kontakt z ludźmi, wchodzić w relacje, zaprzyjaźniać się.
No nie, nie zgodzę się.
Ja (oprócz informatyki) zajmuję się też trochę ubezpieczeniami - i nie zaprzyjaźniam się z ludźmi by ich ubezpieczyć.
Nawet jak mam ubezpieczyć kogoś kogo znam od dawna, to czuję się skrępowany (stąd nie akceptuję tzw. list znajomych, jakie robią w niektórych firmach początkujący agenci).

Na przykład : opracowałem system złożony z kilku produktów, skierowany specjalnie dla księży (mają oni specyficzne potrzeby, chcą mieć ubezpieczenie na emeryturę, a niepotrzebne im ubezpieczenie na życie). I proponuje je różnym księżom , ale w zasadzie NIE idę z nim do tych których bliżej znam (chyba że by któryś sam zaczepił, wiedząc kim jestem - to inna sprawa).
Po prostu nie chcę by w nasze relacje wkradła się dwuznaczność.

Zresztą Klienci nie oczekują kumpli, tylko kogoś kto się nimi zajmie kompetentnie - przynajmniej w finansach.

Czy na tym ma polegać ewangelizacja przez relację? Na wkecaniu ludziom bajek z serii happy kleppy, alleluja? No właśnie. Nawet handel nie powinien na tym polegać, a co dopiero ewangelizacja...

No właśnie. Nawet handel nie powinien na tym polegać, a co dopiero ewangelizacja... Kiedy spotykam się z moimi znajomymi, przyjaciółmi, etc - sam prowokuje rozmowę na tematy ściśle wiążące się z wiarą, Ewangelią, moralnością, etc. Nie raz dochodzi do - powiedzmy - "kłótni", "wzajemnego badania gruntu", ale zawsze po spotkaniu wszyscy jesteśmy choć ociupinkę mocniejsi w wierze i wierności Bogu. Czasem bywa tak, że ja nawet obrywam od moich przyjaciół po nosie, i wstyd mi za moje braki. Mam mobilizację wówczas, ba! świadomość wpierw, że trzeba pracować nad sobą.

To jest wg mnie, owa ewangelizacja przez relację.

[Czy na tym ma polegać ewangelizacja przez relację? Na wkecaniu ludziom bajek z serii happy kleppy, alleluja?
Tak właśnie często bywa. I później się okazuje, że nie jest happy i ludzie odchodzą rozczarowani.


Twój dom nie ma z tą relacją nic wspólnego - gdzie tu herezja, gdzie kara za nią, gdzie wezwanie do nawrócenia...
Dom może i nie , ale ja napewno tak


I później się okazuje, że nie jest happy i ludzie odchodzą rozczarowani. Bo nie chodzi o to, żeby było happy, tylko o to, by było po myśli (zgodnie z wolą Bożą) Pana Boga: Nawracajcie sie i wierzcie w Ewangelię.


W krajach Afrykańskich jest to miernik dzieła misyjnego: ilu ochrzciłeś w ciągu jakiegos tam czasu konkretnego.
A w krajach europejskich ?? stawianiem liczb wyżej od ludzi...


W krajach Afrykańskich jest to miernik dzieła misyjnego: ilu ochrzciłeś w ciągu jakiegos tam czasu konkretnego.

No właśnie statystyki są bardzo pomocne.
Przykładowo niedziela statystyczna.
U mnie w parafii np. uczestnictwo we mszy św oscyluje miedzy 7-8 % parafian z tendencją do stabilizacji w ostatnich latach, a zatem teren misyjny. A stabilizacja stąd, że wybudowali nowe bloki i wprowadzili się tam niewarszawiacy , a oni mają lepsze wskaźniki religijności. Bo przedtem cały czas spadało.
Jak widać ewangelizacja w mojej parafii jest zupełnie nieskuteczna.
A prowadzona jest wyłącznie przez relacje, bo żadnych innych metod proboszcz nie stosuje.
A zatem ewangelizacja przez relacje jest nieskuteczna w mojej parafii niezależnie od tego co komu się wydaje.
Po to są statystyki żeby pokazać prawdę, żeby ludzie nie żyli sobie w jakimś zakłamaniu, że wszystko jest dobrze.
A dobrze nie jest i taka jest prawda.
Czekałem, kiedy ten fragment padnie
Nie sposób jednak nie zauważyć, że o ile Paweł cieszy się z tego że rozprzestrzenia się Ewangelia, to jednak wcale nie pochwala takiego sposobu głoszenia.

Jeszcze raz powtarzam : w chrześcijaństwie wzniosły cel NIE usprawiedliwia niegodnych środków.

Jeszcze raz odsyłam do Ratzingera - pozwala dobrze zrozumieć o co chodzi.
Katjuszo, ja nie kwestionuje tego, co piszesz. Zgadzam się z tobą, niemal w całej rozciągłości (niemal, ponieważ Paweł był Żydem, więc mógł jako Żyd głosić Słowo Boże do Żydów, nie dokonując manipulacji, lecz przekazując pogłębioną Prawdę, która bierze początek ze Starego Przymierza.)
Chodzi mi o pokazanie czegoś takiego: człowiek, który głosi Chrystusa Zmartwychwstałego nie może Nim nie żyć. Jeśli "gra", to będzie to tylko i wyłącznie ze stratą dla niego samego. Znam ja, pewnie i ty też przypadki, które to potwierdzają. Nie trzeba daleko szukać, wystarczą kapłani z "parciem na szkło", którzy teraz są popularnymi panami u Lisa, Drzyzgi, czy w TVN24.

[ Dodano: Nie 30 Mar, 2008 11:31 ]

ja stawiam na wspólnotę wpierw. Dopiero tam, można indywidualnie, personalnie podjąc ewangelizację przez relację.
To bardo dobra droga. Jednak we wspólnocie jest jakby doping i też wykaza poprawności oraz błędów , które ludzie popełniają. Ukazując na własnym przykładzie.
Zgadzam się, ze jesli ktos działa po za wspólnotą to jakoś to "dziwnie" jest. Ale napewno nie jest to bez znaczenia
Ja to ewangelizuję jak na razie tylko poprzez relacje z drugim człowiekiem.

Dla słabych stałem się jak słaby
A co ten fragment oznacza?
Jak należy go rozumieć w kontekście naszej dyskusji?
Jak ewangelizujesz (podobnie jak gdy się kłócisz ) nawiązujesz RELACJĘ.
I nie o to idzie - o to nikt nie ma pretensji.
Problem jest wówczas gdy wchodzisz w relację osobistą żeby ewangelizować, ale druga strona nie ma tej świadomości - mówiąc "po ludzku" jak zostajesz kumplem żeby kogoś "złowić".

Bardzo ważne jest że drugi człowiek ma być dla nas OSOBĄ (to centralne pojęcie a antropologii chrześcijańskiej) a nie "obiektem do nawrócenia".
To że "chcemy dla niego dobrze" to jeszcze za mało.
M. Ink. *, poprostu unikam ognia i statystyk.
Za uwłaczanie firma z ograniczoną odopwiedzialnością przeprasza


Jak się ma ten fragment do dyskusji?
Temat tej dyskusji brzmi "Ewangelizacja porzez relację".
Tak Paweł nawiązywał relację z tymi, którym głosił.
Dla słabych stawał się jak słaby, dla Żydów stał się jak Żyd, dla tych co są pod Prawem, był jak ten co jest pod Prawem choć w rzeczywistości nie był.

Mnie chodziło o to co znaczy w tym wersecie greckie słowo astenes, bo ma ono różne znaczenia np. słaby fizycznie, albo słaby moralnie w sensie grzeszny.
Trudno przypuszczać żeby Paweł się rozchorował specjalnie po to żeby zewangelizować chorych
Ani w to że zaczął popełniać grzechy po to żeby zewangelizować grzeszników.

A zatem co to znaczy?

A już o niebezpieczeństwach w ewangelizacji przez relacje powiedzieliśmy. Może zatem by ktoś by powiedział jak to robi.?
Szczególnie pytanie kieruje do tych osób, które mają sukcesy w tej formie ewangelizacji?

A zatem co to znaczy?
To, że Paweł szukał tego, co łączy go z drugim człowiekiem, żeby przez umocnione braterstwo móc głosić mu Słowo Boże...
Umiał wykorzystać swoje bogate przeżycia do znalezienia wspólnej płaszczyzny porozumienia z każdym.
Podobnie kiedy mówił do Żydów, akcentował swoją naukę odebraną od Gamaliela, swoje staranne wykształcenie wśród faryzeuszy, a kiedy chcieli go bezpodstawnie biczować, zwracał uwagę na swoje rzymskie obywatelstwo.

Na koniec jeszcze chciałabym zaprezentować Wam kochani Bracia i Siostry
--- > ten film "Letter from hell" ("List z piekła") <----

Za uwłaczanie firma z ograniczoną odopwiedzialnością przeprasza
NO !! wreszcie dostrzegam jakiś pozytywny symptom nawrócenia...
Na koniec jeszcze chciałabym zaprezentować Wam kochani Bracia i Siostry
--- > ten film "Letter from hell" ("List z piekła") <----