UmiĹscy
Witajcie Jestem tu nowa. Szukałam podobnego postu, ale nie znalazłam, więc zakładam nowy temat.
Chodzi o to, że zebrałam się w sobie, by po kilku latach pójść do spowiedzi. Nie układa mi się nic od dawna, a mama powtarza, że bez Boga ani do proga (jest bardzo wierząca).
Teraz jest ku temu okazja, bo dziś rozpoczynają się rekolekcje adwentowe (piątek, sobota, niedziela) i w mojej parafii będą obcy księża. Mieszkam w małym miasteczku, wszyscy się znają, ja z naszymi parafialnymi księżmi również i nie chciałabym się spowiadać u żadnego z nich. Po prostu czuję, że to nie to, nie potrafię nawiązać z nimi zbyt dobrego kontaktu, nie są hmm... młodzieżowi. Jest taki jeden ksiądz, który mógłby być ok, ale już kiedyś poszłam do znajomego księdza i potem nie mogłam mu patrzeć w oczy, tyle o mnie wiedział. Już nie chcę powtórzyć czegoś takiego. A więc dziś i jutro mam okazję, by udać się do spowiedzi do jakiegoś przyjezdnego księdza.
Tylko... jak to kurczę wszystko zrobić? Jak na złość coraz bardziej myślę, że to zły pomysł z tą spowiedzią, robię coraz większe głupstwa. Nie pójdę ot, tak do konfesjonału, bo ludzie będą gadać, że się dłuuugo spowiadam (małe miasteczko, wszyscy się znają), do księdza po mszy podejść tym bardziej głupio (już tak kiedyś zrobiłam po dłuższej przerwie i też żałuję...) nie wiem, jak się zabrać za rachunek sumienia, było tyle złego, ale jak mam przypomnieć grzechy sprzed kilku lat?
W sumie to jest taka częściowo spontaniczna decyzja z tą spowiedzią, bo planowałam po wyjeździe na studia, za niecały rok, zapisać się do jakiejś wspólnoty (np. Duszpasterstwa Akademickiego czy też Odnowy) i tam wyprostować swoją ścieżkę, ewentualnie wyspowiadać się podczas jakiegoś wyjazdu do Częstochowy, bo tam przynajmniej nie odczuwałabym żadnej presji czy nacisku ze strony innych, bylabym anonimowa i byłoby lepiej. Ale jeśli nawet mama zamawia za mnie mszę, ludzie się modlą i nic, to chyba jeszcze ja powinnam uczynić ten krok i się wyspowiadać, bo może trwając w grzechu zamykam się na Bożą łaskę?
Nie chciałabym już dramatyzować, a widzę, że mój post nabiera takich odcieni , przecież bywa, że ludzie nie chodzą do spowiedzi nawet po 40 albo i więcej lat i jakoś udaje im się wyjść na dobrą drogę. Po prostu proszę o kilka rad, co ja mam ze sobą zrobić, bo nie mam za bardzo z kim o tym porozmawiać i tylko się męczę sama ze swoimi myślami. Z góry dziękuję bardzo
Nie pójdę ot, tak do konfesjonału, bo ludzie będą gadać, że się dłuuugo spowiadam
A niech gadają! Ich problem. Ty będziesz miała czyste sumienie. Inna sprawa, że ich w ogóle nie powinno obchodzić, co Ty w tym konfesjonale robisz: czy masz naprawdę tak dużo strasznych grzechów, czy po prostu chcesz pogadać z jakimś kapłanem. To jest Twoja sprawa osobista. Nie patrz na ludzi, co powiedzą, tylko patrz na to, by pojednać się porządnie z Bogiem, bo to się liczy, a nie ploty ludzi. Olej ich.
Po prostu czuję, że to nie to, nie potrafię nawiązać z nimi zbyt dobrego kontaktu, nie są hmm... młodzieżowi. Pierwszy "zonk"
Polega na tym, że ty nie masz nawiązac kontaktu z księdzem, tylko z Chrystusem Miłosiernym. Nie jesteś "omniscjensem" by wyrokować, czy "zrozumie mnie" czy "sobie coś tam o mnie pomyśli". Wierz mi, że tym bardziej, przez sakrament pokuty człowiek zarówno wpierw do Pana Boga się zbliża, ale też i ludziom innym staje się bliższy.
Formację mam, animatoruję, prowadzę spotkania, wszystko jest ok, tylko po prostu nikt z moich podopiecznych i wielu moich znajomych nie wie, że mam kłopot, jeśli chodzi o spowiedź. Poza tym normalnie jestem wierząca, uczestniczę w spotkaniach, erm-owych wyjazdach, rozmawiam z ludźmi o Bogu...
[ Komentarz dodany przez: Ks.Marek: Pią 15 Gru, 2006 23:43 ]
No to trochę dziwne, skoro w pierwszym poście piszesz, że Ci się nie układa, że bez Boga ani do proga, a w kolejnym, że jesteś praktykującą katoliczką, a ze spowiedzią jesteś na bakier. Można by sądzić, że skoro tak ją skutecznie ileś lat omijałaś, coś pod tym względem było nie tak? Jakieś urazy?
Spotykałam się w konfesjonale z niezrozumieniem, po spowiedziach było mi źle. No i ogólnie to dużo by pisać. Nie za bardzo ufam ludziom, jestem raczej zamknięta w sobie, a tu się trzeba tak otwierać. To tak ogólnie. Wiem, że to wszystko dziwnie brzmi. Nie mam komu o tym powiedzieć, dziś chciałam złapać pewnego ks. po mszy i zapytać, co mam zrobić, ale nie mam odwagi. To tak z grubsza.
Tak, jestem praktykującą katoliczką, ale to wszystko we mnie gaśnie, np. nie modlę się codziennie itd. Chciałabym, by było jak kiedyś, no ale jak nie ma chęci, motywacji, momentami uważam, że to wszystko bez sensu. Kurczę, pogmatwane, wiem.
I pewnie usłyszałabym podobnie, gdybym poszła do jakiegoś księdza na rozmowę, że jestem jakaś 'dziwna', 'niewiarygodna' w mojej wspólnocie.
Dziękuję Wam za rady :]
Kurczę, pogmatwane, wiem.
Mowa moja będzie krótka: chcieć to znaczy móc.
Spotykałam się w konfesjonale z niezrozumieniem, po spowiedziach było mi źle.
Jak z niezrozumieniem? A próbowałaś normalnie porozmawiać z księdzem i mu wszystko wytłumaczyć, czy leciałaś z grzechami po łebkach i ogólnie? Wyjaśnić jaka jest sytuacja? Że masz problemy z otwarciem się czy z czym innym? Wypowiedzenie swoich wątpliwości i lęków na początku dużo daje. Poza tym,jeśli ksiądz Cię nie zrozumie, trudno. Ważne, że wyznałaś swoje grzechy, żałujesz za nie i wracasz do Boga. Spowiedź jak najbardziej ważna.
Zawsze się spowiadałam tak z serca, ale niektórzy księża to tylko po wyznaniu grzechów: za pokutę to i to, puk puk, koniec. Albo to było takie moralizowanie typu, że to i to jest złe, a to i to dobre (a przecież to oczywiste), że masz się poprawić i koniec.
W sumie nigdy nie mówiłam, że mam problemy z otwarciem się, ale kiedyś był u nas taki fajny ksiądz (obecnie za granicą), który widział, że się strasznie stresuję i trzęsę i zawsze mówił, żebym spokojnie podeszła, nie ma się czego bać i jakoś to było
No i może teraz też jakoś to będzie. Dzięki za okazane zainteresowanie
Zawsze się spowiadałam tak z serca, ale niektórzy księża to tylko po wyznaniu grzechów: za pokutę to i to, puk puk, koniec. Albo to było takie moralizowanie typu, że to i to jest złe, a to i to dobre (a przecież to oczywiste), że masz się poprawić i koniec.
O rany, ile to ja takich spowiedzi w życiu miałam... Różne są powody, dla których niektórzy księża tak szybko "pozbywają się" penitentów. Jeśli to jakieś lenistwo, albo niedbalstwo, poniosą tego konsekwencje. Grunt, że Ty masz sakrament ważny.
Zawsze się spowiadałam tak z serca, ale niektórzy księża to tylko po wyznaniu grzechów: za pokutę to i to, puk puk, koniec. Albo to było takie moralizowanie typu, że to i to jest złe, a to i to dobre (a przecież to oczywiste), że masz się poprawić i koniec. A czego się spodziewać w spowiedzi? Grzech ma być odpuszczony. Pokuta ma wymiar symboliczny. A istota tkwi w nawróceniu trwałym, pełnym dziękczynienia i zadośćuczynienia za popełnione zło
No i już po...
Duchowo nie czuję żadnej zmiany (aż dziwne?...), ale zdałam sobie sprawę, że zapomniałam o kilku grzechach ciężkich. I co teraz?
zapomniałam o kilku grzechach ciężkich. I co teraz?
Jeśli zapomniałaś, to i tak spowiedź jest ważna. Rozgrzeszenie to nie zastrzyk na ospe, tylko przebaczenie Chrystusa i zbudowanie łaską. Jeśli jednak są to rzeczy, że tak powiem "palące", to warto udać się jeszcze do spowiedzi. Ale nie jutro, czy za 3 dni. Najlepiej za jakieś 2 tygodnie. A póki co, robić sobie codzienny rachunek sumienia.
Kasieńko! Czego ty oczekujesz w konfesjonale? Psychoterapii? Nie ten adres.
Duchowo nie czuję żadnej zmiany (aż dziwne?...), ale zdałam sobie sprawę, że zapomniałam o kilku grzechach ciężkich.
Zapomniałaś, czy specjalnie zapomniałaś?
Kyllyan: Nie, psychoterapii nie oczekuję, wiem, że to nie do konfesjonału, ale chodziło mi o to, że niektórzy księża wcale nie biorą tego pod uwagę, że ciężko jest się otworzyć i mówić, ponaglają, przerywają, mówią podniesionym tonem głosu... a to chyba nie tak powinno być.
Offca: Dużo miałam tych grzechów i przypomniałam sobie po przyjęciu Komunii tuż po spowiedzi. Nie sposób spamiętać wszystkie grzechy ciężkie, gdy było ich sporo. Ale dziś byłam u Komunii, a wyznam te grzechy przy następnej spowiedzi, wedle zalecenia ks. Marka
niektórzy księża wcale nie biorą tego pod uwagę, że ciężko jest się otworzyć i mówić,
Dlatego na początku spowiedzi to powiedz i poproś o cierpliwość lub wyrozumiałość ze strony księdza, jeśli to dla Ciebie jest naprawdę dużym problemem. Zupełnie inaczej podejdzie, jeśli będzie wiedział, że sprawia Ci to trudność niż wtedy, kiedy nie będzie wiedział.
Zupełnie inaczej podejdzie, jeśli będzie wiedział, że sprawia Ci to trudność niż wtedy, kiedy nie będzie wiedział.
Święte słowa. Współpraca penitenta ze spowiednikiem jest wysoce pożądana
Ja zwykle tak robie, jak coś mi nie pasi, to wale prosto z mostu. Kiedyś siedziaąłm cicho jak mysz i potrafiłam tylko przytakiwać. Teraz staram się rozmawiać, zadaję pytania, mówię o swoich wątpliwościach i obawach. To naprawdę dużo rozjaśnia.
tak na przyszłośc, to mozna przystapic do spowiedzi poza konfesjonałem. Miałem w życiu różne zakręty i różnie w życiu bywalo. Miewam również do czynienia z ludźmi o trudnych życiorysach. W takiej sytuacji spowiedź w konfesjonale, jeszcze może w czasie mszy to nie jest dobry pomysł.
trzeba troche się wysilić i sobie taką spowiedź zorganizować. Ja, kiedy wracałem po latach do Kościoła, pojechałem z Gdańska do klasztoru kapucynów w Zakroczymiu na rekolekcje w czasie których odbyłem kilkugodzinną spowiedź. Piszesz, że zapomniałas wyznać kilku grzechów ciężkich.
Więc może zamiast o spowiedzi, należalo by mówić o sakramencie pokuty, czy pojednania, którego spowiedź jest częścią. Rchunek sumienia, żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy, to są rzeczy, które spowiedź powinny poprzedzać. jeśli podejdziesz do tego powaznie, to może mniej bedzie bolec, że spowiedź okazała sie tylko formalnością
tak na przyszłośc, to mozna przystapic do spowiedzi poza konfesjonałem.
Owszem, ale konfesjonał jest zwyczajnym miejscem sprawowania sakramentu pokuty i pojednania.
Owszem, ale konfesjonał jest zwyczajnym miejscem sprawowania sakramentu pokuty i pojednania.
No ta, ale na dłużą rozmowę się za bardzo nie nadaje Dłuższą, w sensie dłuuugą długą. Albo też jak ma się jakiś specyficzny problem, no albo stałego spowiednika. Moja koleżanka spowiada się u swojego kierownika w domu z tego co wiem.
Pierwszy "zonk"
Polega na tym, że ty nie masz nawiązac kontaktu z księdzem, tylko z Chrystusem Miłosiernym. Nie jesteś "omniscjensem" by wyrokować, czy "zrozumie mnie" czy "sobie coś tam o mnie pomyśli". Wierz mi, że tym bardziej, przez sakrament pokuty człowiek zarówno wpierw do Pana Boga się zbliża, ale też i ludziom innym staje się bliższy.
Drugi "zonk" - w deseń pierwszego: komu ty się spowiadasz? Księdzu? Czy Bogu wyznajesz grzechy? Zostaw ludzkie odruchy na boku. Módl się, realizuj "metanoję", a nie rozmyślasz nad czymś, co pewnie w ogóle nie ma miejsca.
Proszę tylko mieć na uwadze, że czasem nieodpowiednie zachowanie księdza podczas spowiedzi może skutecznie zgasić nawet największą chęć pojednania z Bogiem... ksiądz przy spowiedzi powinien ułatwić nam ten kontakt z Bogiem a nie go utrudniać. Sam osobiście z takim zachowaniem jednego księdza się spotkałem i od tamtej pory nigdy do niego więcej nie pójdę do spowiedzi.
Sam osobiście z takim zachowaniem jednego księdza się spotkałem i od tamtej pory nigdy do niego więcej nie pójdę do spowiedzi.
To smutne, choć prawdziwe. Ksiądz niekiedy potrafi zniechęcić. Sam tego doświadczyłem raz, albo i 2.
Ale: miłosierdzia, a nie ofiary Bóg od nas pragnie. Ksiądz ma też prawo do słabości i ułomności. Jeśli chce Bożego przebaczenia, to sam powinienem wpierw przebaczyć, pojednać się, i dac możliwość zadośćuczynienia.
No właśnie, i do czego takie zniechęcanie może prowadzić, ludzie odchodzą. Było to też jednym z powodów mojego zaprzestania się spowiadania.
A dziś rozwiązała mi się sprawa, która mnie dręczyła przez 4 miesiące... i mama mówi, że to dzięki pojednaniu z Nim i gdybym załatwiła to wcześniej, problemu w ogóle by nie było. Patrząc z perspetywy czasu i przebiegu wydarzeń, też tak myślę
Ach, promienieję ze szczęścia!
Fajnie Ci. Mnie się też właśnie szykuje trudna spowiedź i czuję, że mnie strach obleciał... Chciałabym być już "po".
Fajnie Ci. Mnie się też właśnie szykuje trudna spowiedź i czuję, że mnie strach obleciał... Chciałabym być już "po".
"Wystarczy Ci mojej łaski" - mówi nam Pan. I dalej: "moc w słabości się doskonali". Czyz nie są to słowa pociechy i zmobilizowania? Grzech ma być wyznany i odpuszczony.
Piękne słowa, i co po nich Tudności to nie zmniejszy.
Offieczka, chyba wiem co czujesz... zbieram się i zbieram i boję coraz bardziej... i mętlik coraz większy i niepewność
Jestem już po. Normalnie jakby ze mnie z 5 ton uleciało. Co za spowiedź! Jestem niewymownie zadowolona
Ja 20.11 wsiadłam w pociąg pośpieszny i pojechałam do mojego dawnego Spowiednika do Bydgoszczy do O.Kapucynów OFM na Spowiedz Generalną po 8 mies.zupełnej nieobecności w Kościele.Bardzo się bałam tej spowiedzi i tego spotkania ze Spowiednikiem.Najpierw byliśmy razem w Kościele na modlitwie,potem zabrał mnie do rozmównicy nad Kościołem na Spowiedz Św.Generalną.Płakałam w trakcie tej Spowiedzi Św.Generalnej jak bóbr.Musze powiedzieć,że była to dluga Spowiedz.Po Spowiedzi Św.gdy klęczałam ten Ojciec włożył na moją głowe swoje ręce,modląc się nade mną,a następnie mi Pobłogosławił.Potem zeszliśmy spowrotem do Kościoła przed Ołtarz i przyjęłam z rąk Tego Ojca Komunie Św.Czuje w sobie od kilku dni Boży Pokój i rozpiera mnie Boża-Frańciszkańska Radość.Czuje w sobie niesamowite wewnętrzne wyciszenie.Mam też od minionego wtorku Ojca Duchownego.Z Bożą i Ludzką pomocą rozpoczynam nowy etap w moim życiu-zapisuje nową karte w księdze mojego życia.
Po Spowiedzi Św.Generalnej w rozmównicy nadal płakałam jak bóbr.Ten Ojciec Spowiednik podszedł do mnie i mnie objął serdecznie pozwalając mi płakać w swoje ramie.Po kilku chwilach poczułam jak się uspakajam i wyciszam.To było niesamowite uczucie.Potem właśnie była ta modlitwa wstawiennicza i Komunia Święta z rąk Tego Ojca Spowiednika,który od wtorku stał się moim Ojcem Duchownym.Zabieram się z Bożą i Jego Pomocą nad wewnętrzną pracą nad sobą i moim życiem duchowym i sakramentalnym.
świetne świadectwo
Anna100 życzę wytrwałości w postanowieniu i owoców dobrych i obfitych
Mazik wielkie serdeczne dzięki.
Nie za ma co Anna100. Mi też by się przydała taka generalniejsza spowiedź...
a ja gdzieś w jakimś wątku mówiłam że w ramach seminarium będę miała spowiedź z dwóch lat no i już ją miałam i czuję jakbym zamknęła jakiś etap w życiu. Wogóle spowiedź była trudna jednak rozgrzebywanie tego co jakos tak gasło w pamieci bo zastępowane było czymś nowym czasem trudniejszym nie jest takie fajne. No aleCieszę się że mam to wszystko przeszłe za sobą, teraz tylko modlitwa o uzdrowienie.
Co do jeszcze pytania jak się zabrać, chyba najlepiej usiąśc sobie wygodnie i przypomnieć sobie relacje do ludzi i to co bylo nie tak w tych relacjach, relacje do Boga i do siebie. Zapamiętać sytuacje, które nas jakoś wyporowadzily z równowagi psychicznej duchowej, jakies kryzysy trudności i wszystko po kolei Bogu oddać.
Jak się zabrać?? Ja polecam Katechizm Kościoła Katolickiego. Dokładnego rozdziału nie pamiętam w tym momencie ale przy najbliższej okazji dopiszę
KKK 1450-1460 to chyba to o czym pisała Mazik a jak nie to poprawcie mnie
5 warunków dobrej spowiedzi
Bardzo ciekawy tekst Daidosie. Zajrzyj jednak do komentarzy, szczególnie do tych dalszych - te wpisy to jakiś spam czy wybryk? Nic nie łapię z tych linków.
A co do spowiedzi to proponuję sobie poczytać ksążkę z kazaniami św.Jana Marii Vianneya,
Po jej przeczytaniu można naprawdę pojąć, z czym przychodzimy do spowiedzi i jakie są nasze sumienia, jakie są grzechy, których się dopuszczamy. Książka pomaga w naprawdę konkretnej spowiedzi generalnej. Mam nadzieję, że ci, którzy ją przeczytają rzeczywiście zrozumieją czym jest grzech i jakie niesie za sobą skutki.
Ta książka może rzeczywiście odmienić życie grzesznika. Ja sam czytając tą książkę byłem tak uderzony po głowie, że teraz, gdy będę się przygotowywał do spowiedzi to będę musiał chyba listę grzechów tworzyć, bo nie spamiętałbym, a nie chciałbym żadnego pominąć, a przynajmniej z tych naprawdę poważnych. Całe szczęście, że spowiadam się częściej niż co kilka lat.
Jednak nawet po kilku latach warto udać się do spowiedzi, szczególnie dziś, jeśli się jeszcze nie wyspowiadało, gdyż jest to niedziela Miłosierdzia Bożego i można otrzymać odpust zupełny, jeśli będziemy w stanie łaski uświęcającej i przyjmiemy Komunię,
Bóg kocha każdego grzesznika i nawet po kilku latach niespowiadania się Bóg przebaczy grzechy., ponieważ jako jedyny kocha każdego człowieka, nawet największego grzesznika i jest w stanie wybaczyć, jeśli człowiek rzeczywiście zwróci się ku Bogu i będzie go prosił o przebaczenie.
Myślę, że Daidoss podał prosty i bardzo konkretny sposób na przygotowanie się do takiej spowiedzi po latach. Jak ktoś ma kłopoty z pamięcią to może sobie grzechy spisać na kartce, przynajmniej te zaliczane do grzechów ciężkich, choć trzeba pamiętać, że każdy grzech nas odłącza od Boga.
Pozdrawiam
A co do spowiedzi to proponuję sobie poczytać ksążkę z kazaniami św.Jana Marii Vianneya,
Po jej przeczytaniu można naprawdę pojąć, z czym przychodzimy do spowiedzi i jakie są nasze sumienia, jakie są grzechy, których się dopuszczamy. Książka pomaga w naprawdę konkretnej spowiedzi generalnej. Mam nadzieję, że ci, którzy ją przeczytają rzeczywiście zrozumieją czym jest grzech i jakie niesie za sobą skutki. Ksiązka swoją drogą. Ale ogromne zadanie spoczywa na duszpasterzach w parafiach. Kazanie to doskonała okazja do "wrzucenia" rachunku sumienia, podanego w sposób zwięzły jak znak krzyża Św., ostry jak mizerykordia...
Ale ogromne zadanie spoczywa na duszpasterzach w parafiach.
Bingo. Bo skąd inaczej ludzie mogą wiedzieć, że błądzą Przeciętny człowiek nie jest nauczony czytać literaturę duchową, nie jest przyzwyczajony do tego, że trzeba sie samodoskonalić... pewnie z 90% ludzi będących na Mszach ma z homilii i kazań jedyną wiedzę dot. zasad wiary i kodeksu etycznego katolickiego stricte.
Tomasz Didymos, ten z dzisiejszej Ewangelii doskonale nas uczy, iz trzeba szukać, i to na prawdę radykalnie.
Poza tym: przed chwilą rozmawiałem z pewnym człowiekiem, który zaprosił mnie do siebie na obiad z okazji odpustu w jego parafii. Zaprosił nade wszystko Proboszcza swej wspólnoty, oraz nas, kapłanów-sąsiadów. Powiedziałem mu, że do jednych z czołowych zadań proboszczów jest wyłuskiwanie takich rodzin, jak ta, która tworzy ów człowiek. Odnalezienie w parafii takich filarów, to połowa sukcesu w ewangelizowaniu całej parafii. Nie trzeba nawet ich za wzór publicznie stawiać, ponieważ ludzie i tak w parafii widzą, jak żyją ci, którzy budują z Chrystusem i na Chrystusie.