ďťż
Strona początkowa UmińscyPojednanie polsko-niemieckie kontra roszczenia.Przebaczenie - czy potrafimy przebaczać?Utrzymanie w Poznaniu - dla ludzi spoza miasta.Gra w wyrazy - cz. IINowe Rangiaplikacje :)Motocyklowa niedziela na stacji BPPodziękowaniaDostęp do bronioddam notatki,wydruki,ksera
 

Umińscy

Pisałam już o tym w jednym miejscu, ale postanowiłam jednak tutaj poruszyć pewien problem.
Otóż od kilku miesięcy żyję w nieprzyjaźni z pewną osobą. Mnie bardzo zależy na wzajemnym pojednaniu, ale ta osoba mnie nienawidzi (widzę to, kiedy ją spotykam na ulicy) i odrzuca wszelkie moje starania w kierunku pojednania. Najwyraźniej nie zamierza mi przebaczyć i nie chce też przyjąć mojego przebaczenia. Wobec takiej postawy rodzi się we mnie agresja. Źle czuję się z uczuciami nienawiści, a jednocześnie nie widzę powodu, dla którego mam tego żałować. Każdy człowiek ma prawo do wolności i w tej wolności ma prawo mnie nienawidzić i nie chcieć się ze mną pogodzić, więc może powinnam ten stan rzeczy zaakceptować?



Źle czuję się z uczuciami nienawiści, a jednocześnie nie widzę powodu, dla którego mam tego żałować. Każdy człowiek ma prawo do wolności i w tej wolności ma prawo mnie nienawidzić i nie chcieć się ze mną pogodzić, więc może powinnam ten stan rzeczy zaakceptować?
Skoro starasz się załagodzić konflikt, jesteś gotowa porozmawiać to myslę że po prostu zostawić to tak jak jest, bo nie zmusisz tej osoby do tego żeby Cię lubiła. Pomódl się tylko za tą osobę, żeby ta nienawiść do Ciebie nie niszczyła jej wewnętrznie i przerodziła się w neutralny stosunek do Ciebie i niekonicznie chodzi o pogodzenie się. I tylko tak możesz mieć wpływ na to...

Ja kiedyś rozmawiałam z moimi kolezankami - oddzielnie z kazda. Kiedyś były przyjaciólkami i o coś się posprzeczały i przestały się odzywać do siebie. Trochę mnie to "bolało", próbowałam załagodzić jakoś spór, ale w końcu po rozmowie z obiema stwierdzilam że zostawię to tak jak jest. Nie pałają one względem siebie nienawiścią, może na początku tak było - zaraz po kłótni-, ale traktują się nawzajem jakby tej drugiej osoby nie było. Nie wiem to trochę dziwne jak dla mnie, ale nie każdy musi się lubić z kazdym. Nie robią sobie wzajemnie na złość, nie podsycaja niechęci słowami...więc chyba można mówić o zaistnieniu wybaczenia, wiec myśle że i w Twoim przypadku po pewnym czasie stwierdzisz ze nie masz uczucia nienawiści w sobie i ze wybaczyłas mimo ze nie powiedziałas tej osobie tego.
Traktowanie drugiej osoby jakby jej nie było to jest brak przebaczenia. Nie można na przykład powiedzieć: "Przebaczam Ci, ale nie chcę Cię znać". Między mną a tą dziewczyną tak właśnie jest. Ja nie wiem, gdzie mam oczy podziać, kiedy widzę ją na ulicy. Wolałabym chyba, żeby ktoś mi dał w twarz niż traktował w taki właśnie sposób, tym bardziej, że mam poczucie, że nic tej osobie nie zrobiłam.

Traktowanie drugiej osoby jakby jej nie było to jest brak przebaczenia. Nie można na przykład powiedzieć: "Przebaczam Ci, ale nie chcę Cię znać".

Nie wiem czy brak, bo przecież nie wszystkich musimy lubić i nie chcąc w rozmowie zranic tej osoby lepiej sie do niej nie odzywać. Jeśli wiesz ze ktoś jest taki że lubi być złośliwy dla Ciebie i nic sobie nie robi z Twoich uwag ze nie zyczysz sobie takiego traktowania, to co lepiej zrobić: zachowywać się jakby tej osoby nie było czy dalej tłumaczyć bezskutecznie, czasem skutek odnosi obojętność, moze ty tak zabiegasz o pojednania a ona to widzi i na przekór. Wiec jak zobojętniejesz na nią może pomyśli i zastanowi się.



Wobec takiej postawy rodzi się we mnie agresja. Źle czuję się z uczuciami nienawiści, a jednocześnie nie widzę powodu, dla którego mam tego żałować. Każdy człowiek ma prawo do wolności i w tej wolności ma prawo mnie nienawidzić i nie chcieć się ze mną pogodzić, więc może powinnam ten stan rzeczy zaakceptować?

ja też mam taką osobę
wprawdzie nie spotykam jej na ulicy ale obracamy się w tych samych środowiskach i na tych samych forach
i ponieważ ten stan rzeczy trwa dość długo... sprawa mi zobojetniała mówiąc szczerze
w pewnym momencie uświadomiłam sobie że to nie jest mój problem tylko jej, ze wbrew deklaracjom przebaczenia wcale nie umie tego zrobić, mało tego wysuwa nowe żądania, zupełnie absurdalne, chcąc coraz więcej i więcej i obwiniając mnie o rzeczy których nie zrobiłam...
Myślę sobie, że może masz rację. Ja też mam poczucie, że nic tej dziewczynie nie zrobiłam , chociaż mam tendencje do brania całej winy na siebie i nieuzasadnionego poczucia winy. Chyba rzeczywiście nie warto się przejmować, najważniejsze, żeby być w porządku przed Bogiem, który przenika nasze serca i wszystko wie.
Pod tym adresem jest kazanie o przebaczeniu... przeczytaj i pomyśl o swojej historii z tą dziewczyną pod tym kątem, może ci pomoże.... ja tak tylko gdybam
siec miłości

Chyba rzeczywiście nie warto się przejmować, najważniejsze, żeby być w porządku przed Bogiem, który przenika nasze serca i wszystko wie. przejmować się warto... ale każdy z nas ma w sobie taka granicę przejmowania się, kiedy zrobiło się wszystko co można było zrobić i dalej nie uda się pójść jeśli ta druga strona nie zechce.. to jest taki rodzaj bezsilności który zamienia się w dystans...

droga nieaniu, często bywa tak ze przeprasza z serca i chcesz zadośćuczynić drugiej osobie za to co zrobiłaś, ale bywa i tak że druga osoba nie chce zadośćuczynienia.... tu zostaje miejsce na działanie Boga...

droga nieaniu, często bywa tak ze przeprasza z serca i chcesz zadośćuczynić drugiej osobie za to co zrobiłaś, ale bywa i tak że druga osoba nie chce zadośćuczynienia.... tu zostaje miejsce na działanie Boga... sasankio, ja to wiem.... sama znajduję się w podobnej sytuacji... osobie która nie chce mi wybaczyć nieba bym uchyliła, bo byłam znią kiedyś bardzo mocno zżyta, kocham ją.... jednak teraz pozostało mi jedynie oddać ster Bogu i czekać....

osobie która nie chce mi wybaczyć nieba bym uchyliła, bo byłam znią kiedyś bardzo mocno zżyta, kocham ją.... jednak teraz pozostało mi jedynie oddać ster Bogu i czekać....

Gorzej, kiedy się tej osoby nienawidzi...

Gorzej, kiedy się tej osoby nienawidzi... Ty tak uważasz... Ja odwrotnie... gdybym jej nienawidziła, to próbowałabym wybaczyć i jakoś zobojętnieć na to...A że ją kocham nie potrafię... Aga kochasz kogoś tak bardzo, że życie byś za tę osobę oddała? Wyobraź sobie, że ona cię nienawidzi. Czy uważasz, że to by ciebie bolało mniej?
Ja jej nienawidzę dlatego, że to ona pierwsza mnie znienawidziła i to nie mając ku temu powodów, a skoro - jak wszystko na to wskazuje - ona wcale tego nie żałuje, to ja tym bardziej. Powiem nawet więcej - żałuję tego, że poniżałam się przed gówniarzem i dążyłam do tego, by się z nią pogodzić. W ten sposób może dałam jej podstawy do myślenia, że słusznie czuję się winna.

Ja jej nienawidzę dlatego, że to ona pierwsza mnie znienawidziła Tak... pomyślmy
Łk 6:27-28
27. Lecz powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą;
28. błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają.
(BT)

Łk 6:36-37
36. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny.
37. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone.
(BT)

Łk 6:42
42. Jak możesz mówić swemu bratu: Bracie, pozwól, że usunę drzazgę, która jest w twoim oku, gdy sam belki w swoim oku nie widzisz? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka swego brata.
(BT)


Myślisz, że nie znam Pisma Świętego?
Nie... tylko uważam, że w tym temacie trzeba się nad tymi fragmentami zastanowić.... co z tego, że znamy Pismo Św., że znamy słowa Jezusa jeśli ich nie wypełniamy, nie wcielamy w życie?
Ja nie jestem Panem Bogiem i nie umiem kochać kogoś mimo wszystko, także wtedy, gdy ktoś moją miłość odrzuca. Uważam, że są pewne granice dla mnie jako człowieka.
Jezus nie mówił do Boga tylko do ludzi...

Jezus nie mówił do Boga tylko do ludzi...

Miałam na myśli relację Boga do człowieka. Nie można wymagać od człowieka, by był tak idealny jak Bóg i by takimi samymi uczuciami jak nam, odpowiadać na uczucia innych ludzi. Ja nie jestem taka jak Bóg i może nie umiem tak jak On kochać tych, którzy mnie nienawidzą.

A propos dyskusji, znalazłam przed chwilą bardzo trafny fragment: "Człowiek jest odpowiedzialny nie tylko za uczucia, które ma dla innych, ale i za te, które w innych budzi" - to powiedział kardynał Stefan Wyszyński.

Miałam na myśli relację Boga do człowieka. Nie można wymagać od człowieka, by był tak idealny jak Bóg i by takimi samymi uczuciami jak nam, odpowiadać na uczucia innych ludzi. Ja nie jestem taka jak Bóg i może nie umiem tak jak On kochać tych, którzy mnie nienawidzą. Jednak Jezus tego właśnie od nas wymaga... Ja też nie jestem idealna, ale... Tacy jak Bóg nie jesteśmy i nigdy nie będziemy... A co do tej dziewczyny, to w takiej sytuacji do jakiej teraz doszło, że ją znienawidziłaś, to nasuwa mi się to...

Mt 7:3-5
3. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?
4. Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka /tkwi/ w twoim oku?
5. Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata.
(BT)


Uważam, że są pewne granice dla mnie jako człowieka.
Jasne że tak. Stąd też bodaj Św. Jan od Krzyża motywował współbraci do doskonalenia się w miłości, kiedy mówił o sądzie ostatecznym, iż będzie polegał na rozliczeniu nas z tego, czegośmy nie uczynili dobrego za życia. To myśl również zawarta w teologii Ewangelisty Jana: będziemy sądzeni z miłości.
"Śpieszmy się kochac ludzi, bo tak szybko odchodzą", pisał ks. Twardowski. Pośpiech jest tu ważny, aby nie umrzeć nie pojednanym - nie tylko z Bogiem, ale też z człowiekiem.
Przebaczenie to przede wszystkim akt woli i nie dokonuje się od razu, często jest to proces, który dokonuje się stopniowo.
Trzeba jeszcze o jednym wspomnieć.... jak się modlimy... "i odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom"..
a, no jasne!

[ Dodano: Wto 21 Sie, 2007 23:17 ]
dostałam podczas modlitwy o uzdrowienie taką modlitwę:

W Imieniu Jezus przebaczam.......(komu?) za........(co?), uwalniam go od wszelkiej kary i błogosławię w Imię Ojca i Syna i Ducha Św.
Amen
Mój problem troszkę odbiega od wypowiedzi,które już tutaj padły.. Można powiedzieć, że w ostatnim czasie dużo działo się w moim życiu, dostałam przebaczenie od osób, którzy pomagają mi pomału wyjść z problemów, lecz ja sama nie umiem sobie przebaczyć.. Nie umiem zapomnieć o tym co było, chociaż, gdyby nie to mogłabym ustabilizować się. W tym miesiącu przystępuję do sakramentu bierzmowania, chciałabym do tego czasu mieć pomysł i wiedzieć co mam zrobić, aby przebaczyć sama sobie. Za wszelką pomoc z góry dziękuję.
Polecam fachowca w tej sprawie: znany mi osobiście kapłan, terapeuta i niekwestionowany autorytet w dziedzinie, której dotyka twój problem: o. Józef Augustyn, Jezuita. Tu http://www.mateusz.pl/duc...czerosci/06.htm masz próbkę jego zaleceń.

A co do szczegółów: zwróć się do mego znajomego księdza, piszącego na tym forum, ks. Marka. Na pewno coś ci poleci, bo sam mu załatwiałem i kontakt z Augustynem i książki tegoż.
Myślę, że warto prosić Boga o łaskę przebaczenia. On na pewno odpowie. Pamiętam, jak ja miałam poważny problem z przebaczeniem i codziennie "zamęczałam" tym Jezusa. I on odpowiedział. Powoli uzdrawiał mnie z negatywnych uczuć, sprawiając, że złe wspomnienia nie wywoływały we mnie żadnych negatywnych uczuć.

Myślę, że skup się teraz na dobrym przygotowaniu się i przeżyciu Sakramentu Bierzmowania, a Bóg zajmie się Twoim problemem, Lidzia. On nie jest ograniczony czasem.

Pewnie mówisz o tym Jezusowi w Sakramencie Pokuty i Pojednania?

Jeżeli inni Tobie przebaczyli, a co więcej - jeśli Jezus Tobie przebaczył to Ty również nie miej żalu do siebie, tak jak by teraz tego nie było.

Ja jeszcze przez pewien czas odmawiałam Modlitwę Przebaczenia. Myślę, że mi pomogła. Najważniejsze jest to, by chcieć przebaczyć, a Jezus to sprawi.
Lidzia, jak by co, to ja na PW służę pomocą. Też miałam i to niedawno problem z przebaczeniem sobie.
Spróbuję zdobyć teksty o. Augustyna i je przeczytać, gdyż po tym tekście, do którego podałeś mi link znajduje się dużo dobrych informacji i zaleceń.

Nie sądziłam, że przebaczenie i zapomnienie własnych czynów będzie takie trudne. To jest podobne do syzyfowej pracy, myślałam. że jestem blisko ale to wszystko wraca i nie umiem tego zapomnieć nie przebaczając sobie samej.

W każdej modlitwie proszę Boga o łaskę przebaczenia dla siebie i właśnie przez Sakrament Bierzmowania, do którego się przygotowuje najlepiej jak potrafię, chciałabym uzyskać przebaczenie i nie tylko w ten dzień mieć świadomość odpuszczenia tego co było ale przez resztę życia. Jednak nie wiem czy sama modlitwa wystarczy czy jeszcze coś należy zrobić..

Nie sądziłam, że przebaczenie i zapomnienie własnych czynów będzie takie trudne. Gdyby było łatwe, to Chrystus nie zostawiłby nam Kościoła, sakramentów modlitwy, etc.

Raczej w życiu nic nie jest łatwe, ale są rzeczy mniej i bardziej trudne, a przebaczenie sobie chyba należy do tej drugiej grupy.



A co ksiądz ma tutaj na myśli?
Mam na myśl to, że wielu ludzi, którzy zdecydowali sie na wysiłek w swoim życiu, w pracy nad swym wnętrzem, stało się świętymi.


Mam na myśl to, że wielu ludzi, którzy zdecydowali sie na wysiłek w swoim życiu, w pracy nad swym wnętrzem, stało się świętymi.
hmm.. to oni się tylko modlili czy jeszcze w inny sposób zapracowali na tą świętość?


hmm.. to oni się tylko modlili czy jeszcze w inny sposób zapracowali na tą świętość? Poczytaj sobie żywoty świętych, a zobaczysz.


Poczytaj sobie żywoty świętych, a zobaczysz.
Jak znajdę czas to poczytam.


Jednak kiedy już ktoś ma chęci to znaczy, że nie jest mu obojętne wszystko i to się też liczy. Typowo ludzki odruch: zobaczcie, jak to ja wiele staram się myśleć nad zmianą życia. Ale teraz Liduś trzeba za cyngiel pociągnąć...

Ale teraz Liduś trzeba za cyngiel pociągnąć...
żeby zacząć działać trzeba mieć konkretne plany, aby nie popaść kolejny raz w to samo błoto.
Ale myślenie o poprawie też się liczy, zawsze jest lepsze niż zostawienie wszystkiego dla innych.
Ks. Marku spokojnie. Chęci się w tym przypadku liczą i to bardzo. Wiem to z autopsji, że chęć wybaczenia sobie i szukanie rozwiązania i pomocy to już część sukcesu. Owszem trzeba działać, ale nie można robić tego nie wiedząc co robić. Nie zauważyłam abyś napisał tu co ona tak właściwie ma zrobić, jakie działania podjąć, co za cyngiel ma pociągnąć. Piszesz ogólnie o wszystkim, czyli tak właściwie o niczym. Czytanie żywotów świętych nie podsunie jej pomysłów do tego co ma robić. Dowie się najwyżej co oni robili, jak żyli, jak pracowali, że pracowali i że zasłużyli sobie na świętość.


żeby zacząć działać trzeba mieć konkretne plany, aby nie popaść kolejny raz w to samo błoto. Owszem, racja. Co więc proponujesz? Od czego zaczniesz?


I tu jest wiele racji, bo jeśli nie wie się co zrobić, można popełnić wiele błędów i nadal się potykać, nadal wracać do tego co było, nadal paprać się w swoim błocie.
To jest bardzo ciężkie, utrudnia życie i po pewnym czasie człowiek jest już tym zmęczony i ma tego dość.


Piszesz ogólnie o wszystkim, czyli tak właściwie o niczym. Mam ku temu realne powody, z których nie muszę się nikomu tłumaczyć.


Żadnego kombinowania! Tylko dyscyplina i samokontrola.
Kombinowanie też jest potrzebne, żeby wszystko się powoli zaczęło układać.


Loyola został święty dzięki między innymi lekturze Żywotów... Tak właśnie m. in. A jak na razie to Lidzia nie pyta jak zostać świętą, ale jak nauczyć się wybaczania sobie.

Tak właśnie m. in. A jak na razie to Lidzia nie pyta jak zostać świętą, ale jak nauczyć się wybaczania sobie.
Złotko drogie
KAŻDE pytanie o sposób, w jaki odmienić siebie na lepsze, pytanie które stawia chrześcijanin (A Lidka jest taką właśnie osobą) - to pytanie o to, jak zostać świętym.

Co do reszty:ufam, że ty, ja, i wielu innych zaangażuje się, by towarzyszyć Lidce w drodze do świętości, tak? Nie będziemy tu uskuteczniać pobożnego pitolenia, prawda NIEAniu?

prawda NIEAniu? szantażysta... tak prawda.

Zresztą sama wiesz, jak jest...
Wiem i to bardzo dobrze.

Masz jeszcze tekst do poduszki, pomocny w tych pytaniach:

No właśnie, Ksiądz zamknął mój wątek o autodestrukcji, który de facto łączy się w pewien sposób z tym tematem. Gdyby ktoś miał jakiś [mądry i skuteczny] pomysł to napiszcie. Brak przebaczenia sobie z pewnością jest jedną z przyczyn autoagresji. Ale chyba nie jedyną.
Masz tylko 3 strony do przeczytania. Zatem do dzieła. Zacznij może od końca czytać, to znaczy od ostatnich postów.
PRzebaczenie jest ważnym etapem w przyjęciu siebie takim jakim jestem i przyjęciu człowieka w prawdzie. PRzebaczyć rozumiem a następnie uspokojonym sercem.
Czasmi jest tak, że sami poniżając siebie nie potrafimy przyjąć przebaczenia od Boga... a czemu!? Gdyż uważamy, że Bóg nie ma prwa przebaczyć mi tego.
A zapominany, że w ten sposób wiążemy Bogu ręce i nie pozwalamy się przemieniać , aby przyjać umiejętność przebaczenia sobie i innym.
Nad emocjami musimy cały czas pracować, tylko aby one nas nie zjadły.
Księże, czytałam, ale - że tak powiem - nic mi z tego nie przyszło.

A jeżeli mnie ktoś nie chce przebaczyć to jakże ja mam przebaczyć sobie.

I jeżeli nie chodzi tylko o grzechy, ale też o zwyczajną głupotę, nieudolność życiową? Cóż, jeżeli ktoś przez całe życie musiał na coś zasługiwać...to jakże ma wierzyć, że na Boże miłosierdzie nie musi?

A jeżeli mnie ktoś nie chce przebaczyć to jakże ja mam przebaczyć sobie.
najnormalniej. To , że ktoś nie potrafi powiedzieć, " tak, źle uczyniłem ale nie umiem ci wybaczyć", to jest jego problem i musi teraz nad tym pracować.
A ty jeżeli wyszłaść do niego z miłościa i toską o jego i swe dobro to raczej blokadą są nagromadzone emocje.


A jeżeli mnie ktoś nie chce przebaczyć to jakże ja mam przebaczyć sobie. Musisz wybaczyć sobie aby dać komuś szansę by tobie wybaczył. Jak możesz prosić o wybaczenie mając do siebie o to żal?
No wiesz, bardzo mi miło, że twierdzisz, jakobyście mnie lubili. To coś nowego.

A co do życia - mam jakieś inne wyjście?

A co do życia - mam jakieś inne wyjście? Życie jest darem. Bóg stworzył Ciebie z miłości i z tej samej miłości z której Ciebie stworzył wybacza Tobie Twoje grzechy. Bóg pragnie też dać Ci szczęście, pokój, poczucie, że nie jesteś sama, pragnie być Twoim przyjacielem... Pragnie ofiarować Ci wiele, jednak musisz również Ty sama pokochać siebie... Czy masz inne wyjście?
Życie dla mnie jest darem wątpliwym - na ogól, ale ja już chyba się nie zmienię. Nie ma sensu dalej tego tutaj ciągnąć.

Krok po kroku na przód.
1. Z jakiego powodu mam podejmować trud pracy nad sobą?
2. Dla kogo mam pracować?
3. Co ma być owocem moich starań?
4. W jaki sposób mogę pracować nad własną osobowością?

Przepracuj sobie te pytania, spisz odpowiedzi, i je tutaj zamieść.

1. Powodów jest dużo, jednak głównym jest niemożliwość dalszego funkcjonowania, życia prawie bez Boga, gdzie wszystko kończyło się tylko na niedzielnej Mszy Św. Może powiecie, że jestem za młoda, żeby dużo wiedzieć o życiu, ale po tym co było wiedziałam jedno: nie mogę żyć będąc daleko od Boga. Nadal tak twierdzę tylko nie umiem żyć w zgodzie z Nim, a nienawidzieć siebie za to co było.. Także moje dotychczasowe życie głęboko odbiło się na rodzinie, znajomych, szkole.. raniłam ich niemal na każdym kroku, teraz, gdy pomału naprawiam wszystko oni mi wybaczyli i zrozumieli. Trwało to i tak długo, a oni dalej są przy mnie i robią wszystko, żebym już zapomniała. Ja się boję, że przez moje nieprzebaczenie sobie stracę ich zaufanie tym razem. Głównie dlatego chcę włożyć jak najwięcej wysiłku w pracę nad sobą.

2.Pracować mam przede wszystkim dla Boga, siebie i dla tych których raniłam przez ostatni czas, kiedy zaczęły się moje problemy, a swoją pracę nad sobą ofiarować im oraz Jezusowi, że dał mi czas na naprawę.

3.Owocem moich starań ma być stałość w życiu duchowym i codziennym. Chcę stawiać kroki pewnie, wiedząc,że dobrze robię, przebaczyć sobie i ciągle nie wracać do tego co było, tylko dalej iść przez życie.

4.I tu się zaczynają schody.. Nie wiem co poza swoją modlitwą mogę zrobić. Tak po prostu też nie umiem zapomnieć.

Bez kombinowania tylko przemyślane odpowiedzi, tak jak jest w rzeczywistości.
To ja Tobie, Lidziu powiem jak to było u mnie kiedyś. Jak przyjechałam na studia (a teraz jestem na czwartym roku) to byłam w bardzo złym stanie duchowym. Wewnętrznie to ja byłam umarła. Przez pół roku chodziłam na Msze akademickie do naszego duszpasterstwa, prawie wcale nie przystępowałam do Sakramentów Świętych. Ciągle płakałam w kościele, zwłaszcza w czasie Komunii Świętej. Jak już szłam do spowiedzi to ksiądz i tak nie mógł się ze mną dogadać, bo we mnie ciągle była nienawiść, brak przebaczenia - sobie, innym, Panu Bogu. Byłam tak bardzo daleko od Niego, a jednocześnie był we mnie głęboki głód Boga i chęć przemiany życia. Więc chodziłam na te Msze, choć nie widziałam żadnego sensu (bez Komunii Świętej), siedziałam na końcu kościoła i zastanawiałam się, co tam robię. Ale jednocześnie wołałam do Jezusa, żeby przemienił moje życie, żeby w końcu coś uczynił, bo ja NIE MOGĘ, nie umiem żyć bez Niego. I uczynił. Prowadził mnie do siebie przez innych ludzi, kurs "Filip", później Seminaria Odnowy. Trafiłam do nowej wspólnoty - do parafii obok i tam zostałam. A Jezus powoli i systematycznie przemieniał moje serce. Nauczył mnie przebaczać, miłować - a miłość to był najpiękniejszy dar, jaki On mógł mi ofiarować. Jezus mnie uzdrawiał dlatego, że ja tak bardzo tego chciałam. Widzę, że Ty też, Lidziu, tego pragniesz. Nie bój się. Bóg odpowie na Twoje wezwanie, On na pewno zdąży. Zaufaj Mu i cierpliwie czekaj. Przecież to jest niemożliwe, żeby Cię nie wysłuchał. Nawet bolesne wspomnienia Jezus uzdrawia, sprawia, że to, co wcześniej tak bardzo bolało - wywoływało, gniew, poczucie winy, wstyd zmienia się. Zmienia się nastawienia do tych spraw i Bóg zamienia owo poczucie winy w spokój wewnętrzny, w pogodzenie się ze swoją przeszłością.

Piszesz, że Twoi bliscy są dla Ciebie wyrozumiali i Ciebie nie zostawili. To wspaniale! Oni na pewno Cię kochają i już dawno wybaczyli, jeżeli uczyniłaś coś złego. Ja swoim Rodzicom też robiłam różne rzeczy, źle odnosiłam się do swojej Mamy, o oni (moi Rodziciele) nigdy nie przestają mnie kochać. Widzę, że kochają mnie tak bardzo, że trudno tę miłość wyrazić słowami. A cóż dopiero mówić o miłości Bożej względem nas!

Nie myśl, że sobie to wszystko wymyśliłam. Gdybym osobiście tego nie doświadczyła, nie byłabym tak pewna, że mam rację i że Bóg na pewno odpowie. Ja - taka pesymistka nie mogłabym pisać takich rzeczy, gdybym nia miała p e w n o ś c i.

I tak zrobiło się nie takie małe ponowne moje świadectwo (tylko w innej formie), ale wierzę, że Bóg posłużył się Lidzią, żebym przez te słowa mogła przypomnieć sobie, jak wiele Pan dla mnie uczynił i...żeby skłonić mnie do ponownego powrotu.

Także moje dotychczasowe życie głęboko odbiło się na rodzinie, znajomych, szkole.. raniłam ich niemal na każdym kroku, teraz, gdy pomału naprawiam wszystko oni mi wybaczyli i zrozumieli. Dajesz widzialne znaki, że chcesz to odmienić. A to ważny gest z twej strony. Pamiętaj o Piotrze, i o konieczności przebaczania zawsze, a nie tylko 7 razy...

I to jest właśnie niewątpliwa gwarancja sukcesu - pragnienie przemiany i czynienie w tym kierunku pewnych kroków. To, że tutaj jesteś i dzielisz się z nami swoim problemem, który jest - wierzę - dla Ciebie wielkim ciężarem, to dowód, że jesteś na dobrej drodze.
Aby był pełen sukces, to w ten proces musi byc zaproszony Bóg.
Same techniki nie uwolnia i nie uzdrowią ran.

Aby był pełen sukces, to w ten proces musi byc zaproszony Bóg.
Same techniki nie uwolnia i nie uzdrowią ran.


Oczywista sprawa!

1. Powodów jest dużo, jednak głównym jest niemożliwość dalszego funkcjonowania, życia prawie bez Boga
A więc robisz to dla siebie i dla Boga. Świetnie. To już mogę wierzyć, że Ci się uda, jeśli będziesz wytrwała.

No i pozostałe odpowiedzi pokazują, że wiesz czego chcesz i do czego dążysz. I choć może nie do końca wiesz jak,to przecież się dowiesz

Byłam tak bardzo daleko od Niego, a jednocześnie był we mnie głęboki głód Boga i chęć przemiany życia. Więc chodziłam na te Msze, choć nie widziałam żadnego sensu (bez Komunii Świętej), siedziałam na końcu kościoła i zastanawiałam się, co tam robię. Ale jednocześnie wołałam do Jezusa, żeby przemienił moje życie
Do niedawna tak samo postępowałam.. Chciałam omijać Kościół z daleka, ale moi bliscy mi na to nie pozwolili. Więc chodziłam, tylko, że ciałem byłam tam, a myślami zupełnie gdzie indziej.. Do spowiedzi przystępowałam ale nie wyszłam z Kościoła a już nagrzeszyłam a wszystko po to żebym nie mogła iśc do Komunii.

Kochanie, nie martw się tym, co będzie potem. Wystarczy z a u f a ć.
Chyba to jest to, że ciągle się zastanawiam co będzie później.. Nawet jeśli jest zaufanie to i jest myśl co będzie później. Wiem, że to jest normalne ale czasami doprowadza do powrotu, do myśli czy czasami nie było lepiej wcześniej. Chociaż tak naprawdę wiem, że nie było.

Chyba to jest to, że ciągle się zastanawiam co będzie później.. Nawet jeśli jest zaufanie to i jest myśl co będzie później. Wiem, że to jest normalne ale czasami doprowadza do powrotu, do myśli czy czasami nie było lepiej wcześniej. Chociaż tak naprawdę wiem, że nie było.

A mnie się wydaje, że to jednak lęk przed zaufaniem, że nie jest ono jeszcze całkowite.

[ Dodano: Wto 08 Kwi, 2008 18:04 ]


Tak jest chcę to odmienić. Tylko dlaczego łatwiej jest przebaczyć drugiemu bliźniemu niż samemu sobie??
To wynika z tego co przeżyłaś, jaki masz stosunek do siebie a jaki do bliźniego.

A może Ty się boisz Boga, nie wiesz, czego się od Niego spodziewać?
Raczej zastanawiam się co jeszcze mogę zrobić dla Niego, dla siebie i dla innych żeby było tak jak kiedyś, za nim się to zaczęło.

bierzmowanie to nie tylko obrzędy.
Tak wiem..

Tak te myśli będą powracały... Jednak od Ciebie zależy czy będą Ciebie budowały, czy rujnowały. Ufasz? Czym jest nadzieja? Czy nie odważnym patrzeniem w przyszłość?
Ufam i zgadzam się z Tobą jednak gdy patrzę w przyszłość z jednej strony jest radość a z drugiej smutek, ponieważ chciałabym wyjść z tego i widzę,że mi się udaje powoli ale nie wiem co dalej..

Do niedawna tak samo postępowałam.. Chciałam omijać Kościół z daleka, ale moi bliscy mi na to nie pozwolili. Więc chodziłam, tylko, że ciałem byłam tam, a myślami zupełnie gdzie indziej.. Do spowiedzi przystępowałam ale nie wyszłam z Kościoła a już nagrzeszyłam a wszystko po to żebym nie mogła iść do Komunii.
Teraz już jednak, mam nadzieję, wiesz, jak to wyglądać powinno wszystko, prawda?


Teraz już jednak, mam nadzieję, wiesz, jak to wyglądać powinno wszystko, prawda?
Prawda, wiem już jak być powinno.

Nie pozostaje mi nic innego, jak powiedzieć tylko TAK.
Rozumiem. To ja na razie zajmę się przygotowaniem do bierzmowania i szkołą, a reszta może się w między czasie sama ułoży a jak nie to później się nad tym zastanowię. Na tą chwilę bierzmowanie i testy egzaminacyjne.
Na pewno się ułoży we właściwym czasie.

[ Dodano: Pią 11 Kwi, 2008 15:34 ]