UmiĹscy
http://apologetyka.katoli...=832&Itemid=111
Po przeczytaniu zapraszam do dyskusji
Coś widzę,że tutejsi "intelektualiści" olali dyskusję
[ Dodano: Pią 25 Lis, 2005 11:09 ]
Pewnych rzeczy nie trzeba komentować, bo są na tyle jasne.
ehh ofca ofca ty sie narobisz z tym usuwaniem
Sie wie...
Dodam tylko, że artykuł ten jest pokłosiem Vtej sesji apologetycznej [Władysławowo, sierpień 2004].
Dla mnie jest to dość przełomowy tekst, zrywający z tabu krytyki kerygmatu, jaki rozpowszechnił się w Polsce w ciągu ostatnich 30tu lat - i to tylko dlatego, że na materiałach oazowych widnieje Imprimatur ze stycznia 1981.
W dyskusji pod artykułem zobaczmy charakterystyczną wypowiedź obrońcy kerygmatu oazowego:
Wg mnie chrzest w obecnej formie (chrzest dzieci) nie jest "pełnym" chrztem (tylko odpuszczenie grzechów). Brak jest nowego narodzenia, czyli świadomego uznania, że chcę żyć od teraz dla Boga. Do tego właśnie zachęca formuła oddania życia Jezusowi, aby zastanowić się nad tym czy faktycznie tak jest i tak było. Na mszy formułki wypowiadamy bezwiednie i właśnie ta formułka modlitwy zawierzenia życia Jezusowi ma być wypowiedziana w pełni świadomie. Jest to uzupełnienie chrztu, a nie jego negowanie.
No i proszę do jakich doktrynalnych dewiacji mogą prowadzić w pewnych okolicznościach 4PŻD! Nowe narodzenie, to jakoby "świadome uznanie", a nie stwórczy akt Ducha św. !
Podczas gdy Kościół mówi o tym, że "chrzest jest i dany i zadany", że jego dar musi być stopniowo w życiu chrześcijańskim asymilowany i rozwijany, uczestnik rekolekcji stwierdza bez ogródek, że "musi być dopełniony" [a takie sformułowanie KRzK rezerwuje dla sakramentu bierzmowania]. A jeśli ma byc "dopełniony", to znaczy, że otrzymujemy brakującą częśc Ducha św., nieprawdaż ?
Zobaczmy także co jest do tego potrzebne. Ano jest potrzebne wypowiedzenie pewnej formuły, tyle że świadomie i z zangażowaniem. Nie nadają się do tego liturgiczne modlitwy Kościoła, bo to jest po prostu "bezwiedne" odklepywanie, ale konieczna staje się formuła z Rz 10,9 [ciekawe że w czasach św. Pawła to był właśnie liturgiczny tekst Kościoła , jak to stwierdza współczesna krytyla biblijna!].
Jeszcze dalej idzie inny uczestnik dyskusji - tym razem protestant:
Oaza Nowego Życia jest ruchem religijnym wewnątrz kościoła katolickiego, której celem jest ułatwienie protestantom podporządkowanie się KK. Sam przeżywając nowonarodzenie z Ducha św i odchodząc z KK miałęm propozycje moich znajomych abym pojechał na taką OAZĘ. Pragnę zwrócić uwagę że samo zawołanie modlitwą do Boga Pana JEzusa Chrsytusa aby stał się moim osobistym Panem i Zbawicielem jest nie pełna. Taka modlitwa może mieć miejsce tylko i wyłącznie w momencie gdy Pan Jezus puka do serca, a my odpowiadając na to pukanie przyjmujemy Go do naszego serca. Pozdrawiam , z Panem Bogiem
Po pierwsze stwierdza się, że praktyka przyjmowania Jezusa jako "osobistego Pana i Zbawiciela" w ramach KRzK jest katolicką pułapką, tak aby zagarnąć w swoje sieci "nowonarodzonych chrześcijan", którzy właśnie uzyskali zbawienie poza KRzK, aby powiedzieć im "tak, my także jesteśmy tacy jak i wy, nie ma więc powodu, abyście od nas odchodzili".
Pomijając to, że jest to dość absurdalne rozumowanie - bo przecież to RŚŻ zapożyczył sobie metodę protestancką i zaadoptował do wyłącznie własnych celów w celu rozbudzenia w "niedzielnym, letnim katoliku" osobistej więzi z Chrystusem - zwróćmy uwagę na to, że to właśnie sam Ruch padł ofiarą wielu odejść [także zbiorowych], a nie kościoły protestanckie !
Po drugie dyskutant podaje nam w zwięzły sposób kalwińską doktrynę "zbawienia z wiary", gdzie nie ma mowy o jakiejkolwiek inicjatywie grzesznego człowieka: najpierw musi być wyraźna inicjatywa Boga "pukającego do serca", a dopiero potem pełna wiary odpowiedź człowieka. Złożenie "zbawczego wyznania" w czasie nabożeństwa, gdzie jest się poddanym pewnej "presji socjologicznej" oczywiście się nie liczy w tej perspektywie.
Wynika to ze słynnej i błędnej doktryny "podwójnej predestynacji" potępionej wielokrotnie przez Kościół, a odnoszącej się do przekonania, że doskonale suwerenny Bóg z góry przeznacza pewne osoby do zbawienia przez wiarę, a inne [które do tej łaski nie są dopuszczone] do potępienia.
Owszem, także KRzK twierdzi, że aby przyjąć Jezusa z wiarą potrzebna jest "łaska uprzedzająca" oraz to, że Bóg szuka grzesznika z własnej inicjatywy niezależnie od tego, czy sam jest szukany, ale to wcale nie oznacza, że od człowieka zupełnie nic nie zależy w kwestii własnego zbawienia. Owszem, wejście w relacje miłości kochającym nas Stwórcą zakłada wolność obu stron i możliwość przejawienia inicjatywy przez każdą z nich. Jeśli to odrzucamy, to znaczy, że mamy zdecydowanie innną koncepcję zbawienia, inaczej rozumiemy słowo "miłość" i stawiamy Bożą suwerenność i sprawiedliwość ponad Jego miłosierną miłość.
Abstrahując od języka teologii przyznam, że dla mnie sprawa zasadniczo polega na tym, jak głosic kerygmat, zeby pomóc czlowiekowi zakochać się w Bogu. Człowiek zakochany w Bogu zawsze bedzie gotowy na ten dzień, o którym mowa w dzisiejszej ewangelii...
Czy ktokolwiek z nas nie był zakochany kiedyś?
Ja myślę, że Bóg mniej-więcej (!) podobnie, jakby wbrew rzeczywistości grzechu i upadku ("miłosierdzie" się to dzisiaj nazywa?...) patrzy na człowieka - tak jak my patrzymy w tym irracjonalnym stanie zwanym "zakochaniem".
Krytykowanie jakiegokolwiek ujęcia kerygmatu i naklejanie karteczek "niekatolickie" wynika IMHO z bardzo jurydycznego postrzegania chrześcijaństwa (i oczywiście z upartego nierozróżniania między kerygmatem a nauczaniem).
Pozdrawiam
jak głosic kerygmat, zeby pomóc czlowiekowi zakochać się w Bogu
No właśnie, jeśli się go głosi w oparciu o katechizm heidelberski, podkreślając, że Jezus odebrał karę ZAMIAST MNIE, to wtedy można zakochać się może w Jezusie, ale nie w Ojcu... Ojcem można się jedynie przerazić, czuć respekt i "religijny dystans".
Na wstępie - przyznam szczerze, że bardzo chciałbym, żeby jak najwięcej osób w mojej Parafii mogło powiedzieć: "Przyjąłem Jezusa i narodziłem sie na nowo!".
bardzo chciałbym, żeby jak najwięcej osób w mojej Parafii mogło powiedzieć: "Przyjąłem Jezusa i narodziłem sie na nowo!"
A ja bym chciał, aby mogli powiedzieć: "Przyjąłem Jezusa i stałem się dorosłym chrześcijaninem!" - "i w ten sposób moje nowe narodzenie na chrzecie nie zostało zmarnowane".
Jacku,
doceniając czas, jaki poświęciłeś na swoją odpowiedź, pozwolę sobie jednak na odmienne od Twojego widzenie spraw...
języka niektórych szkół teologicznych ("nowonarodzenie" przy chrzcie).
To nie jest język "określonej szkoły teologicznej", ale po prostu język Magisterium:
1262 Widzialne elementy sakramentalnego obrzędu chrztu oznaczają różne jego skutki. Zanurzenie w wodzie mówi o symbolice śmierci i oczyszczenia, a także o odrodzeniu i odnowieniu. Dwoma najważniejszymi skutkami chrztu są oczyszczenie z grzechów i nowe narodzenie w Duchu Świętym
Specjalnie nie dostrzegam w materiale przytoczonym, specjalnej krytyki. Nie widzę łamania tabu. Jest to raczej rozwinięcie, czy wyjaśnienie, czym jest jeden z podstawowych elementów formacji oazowej. Podanie sensu teologicznego.
Dla mnie większe znaczenie ma jedno słowo: osobistego. Chodzi o to, by wiarę traktować nie jako zbiorowe przeżycie kościołowe ale jako osobiste zaangażowanie;
Napotkałem też na ciekawe stwierdzenie:
lub których wiara ochłodła
Nie widzę łamania tabu.
No, tu się rzeczywiście nie popisałem z tym zwrotem...
Należałoby raczej powiedzieć: "zmowa milczenia".
Gdy ja i Marek poruszyliśmy ten temat jawnie na forum RŚŻ - ocenzurowano nas bez ogródek i oświadczono, że wszlka krytyka - nawet przychylna - 4PŻD jest nie do przyjęcia, bo przecież 25 lat temu odnośne materiały otrzymały imprimatur. Tak więc krytyka byłaby tu jakoby tożsama z nieposłuszeństwem Kościołowi...
No więc dobrze, zastanówmy się, czy ks. Sieminiewski okazał nieposłuszeństwo Kościołowi pisząc ten artykuł, czy też właśnie posłuszeństwo, ponieważ upomniał się o zgodne z Tradycją rozumienie pojęcia "nowe narodzenie".
upomniał się o zgodne z Tradycją rozumienie pojęcia "nowe narodzenie"
Masz na myśli hermetyczny język teologii, który nie opisuje DOŚWIADCZENIA wiary, a tylko pewien stan zupełnie nienamacalny dla człowieka tu i teraz. To nie jest język bardzo przydatny do opisywania codzienności chrześcijańskiej - jego przeznaczeniem są akademickie dociekania teologiczne (no, może odrobinę radykalnie to brzmi...).
Tymczasem powszechne doświadczenie ostatnich 100 lat (bardzo dobrze zakorzenione w Tradycji!) uczy, że w życiu chrześcijanina może nastąpić radykalny przełom, zupełne przewartościowanie postaw, głębokie nawrócenie - i właśnie TO doświadczenie nazywa się wszędzie na świecie "nowonarodzeniem", czy tego przywołany przez ciebie teolog chce, czy nie.
Ciekawe, jak nazywali swoje doświadczenie "nowonarodzenia" (w tym współczesnym, "charyzmatycznym" sensie) mistycy?
I ciekawe, dlaczego we współczesnym języku "nowonarodzenie" (new birth) jest utożsamiane z chrztem niemowląt tylko przez katolickich teologów, nie mogacych sie pogodzić z zawłaszczaniem tej nazwy przez różnej masci "charyzmatyków"... A przeciez w powszechnie funkcjonującym sensie "nowonarodzony" znaczy właśnie przemieniony w subiektywnym, odczuwalnym znaczeniu ("czuję się jak nowonarodzony")! Myślę, że w starciu semantyki z teologią - polegnie teologia; ponieważ myślę, że postulat narzucenia języka teologii masom jest nierealny. Nie dotyczy to zresztą wyłącznie okreslenia "nowonarodzenie" (rozumiane jako radykalne nawrócenie) ale tez wielu innych (np. jak można miec pretensje do człowieka który wstaje od konfesjonału i z uśmiechem mówi "jestem zbawiony"?).
A język teologii mówiąc o "nowonarodzeniu" o czymś zupełnie innym niż osobiste doświadczenie wiary - śmiem twierdzić, że mówi o czymś dość luźno związanym z tym doświadczeniem. IMHO język ten lepiej jest harmonizować z rzeczywistością - doświadczaną przez nas, daną nam przez Boga i objawiająca Jego miłość i dobroć. Inaczej mówi się - po prostu - językiem może i bardzo pięknym i głębokim, ale jednak jakby oderwanym od codziennych realiów.
Nie bójmy sie powiedzieć: jak to wspaniale, ze jestem nowonarodzonym, zbawionym katolikiem, który przyjął Jezusa jako Pana i Zbawiciela.
Pozdrawiam
ęzyk teologii mówiąc o "nowonarodzeniu" o czymś zupełnie innym niż osobiste doświadczenie wiary - śmiem twierdzić, że mówi o czymś dość luźno związanym z tym doświadczeniem.
I bardzo słusznie, bo kto z nas "doświadczył" własnego narodzenia tak, że o nim pamięta ? Kto pamięta jak to było, gdy wychodził z łona matki ?