ďťż
Strona początkowa UmińscyO religii, wierzeniach, księżach, mnichach, kościele, itp.Chcesz być milionerem? Wymyśl sobie własną religię...Poszukuje osoby kompetentnej w sprawach religiiPieśni religijne - która podoba wam się najbardziej?Religie podszywające się pod inne-słyszeliście o nich?Ocena z religii wliczana do średniejBiblia obraża uczucia religijne !?Ksiądz vs. ośmiolatek na religiiNietypowe forum teologiczno-religijneCiekawe strony o tematyce religijnej
 

Umińscy

Czy nie uważacie, że lekcje religii w szkole powinny być pierwszym i podstawowym kursem ewangelizacyjnym w życiu każdego Katolika??? Sam chciałbym, zby tak było. Niestety moje lekcje religii są tragiczne. Mam katechetkę, która nie dość, że nie potrafi zapanować nad klasą w jakikolwiek sposób, to jeszcze nie umie niczego nauczyć. Siedzimy i od biedy zapiszemy w zeszycie jakąś notatkę, która nic szczególnego nie wnosi. Cała lekcja(bo nie nazwę tego katechezą) jest jakby off topic. Mam tego dosyć. Czy u was też tak było??? Piszcie śmiało i pomóżcie mi. Potrzeba mi waszych opinii na te dwa tematy w jednym.


Ja miałem jeszcze do 6 klasy relignię w kościele, a dopiero potem przeniosła się ona do szkoły. I do dnia dzisiejszego uważam, że na religię powinno się chodzić właśnie do kościoła, do sali katechetycznej, kiedy nie odrabiasz lekcji, nie ma dzwonka, czujesz że jesteś w budynkach parafialnych. Nie zapomnę tamtego nastroju, tego zapachu kościoła tych dyskucji z s. Reginą (ciekawe czy jeszcze żyje i co porabia).

Dla mnie religia w szkole to jedno wielkie nieporozumienie właśnie ze względów o których piszesz, przynajmniej taką religię pamiętam z końca podstawówki. Bo że do liceum chodziłem przy zakonie o. pallotynów, to lekcje religii z zakonnikami to było to, co powinno być.

Więc jak rodzice prowadzili jeszcze mnie małego na religię do kościoła, to się podświadomie czuło, że to coś ważnego. W szkole, gdzie religia jest wrzucona między matematykę a angielski, to dla większości to dobry czas na odrobienie lekcji i pogadanie. No i niestety wielu katechetów to istni despoci, a młodzież w takim wieku chce dyskusji a nie indoktrynacji, a niestety wielu katechetów nie jest na dyskusję przygotowana (nie chodzi mi o merytoryczność, tylko o umiejętność dyskutowania).
Fakt. Bardzo dobrze byłoby, ażeby religia wróciła do kościołów i salek katachetycznych. Kolejnym krokiem według mnie powinno być odsunięcie od prowadzenia takich lekcji osób świeckich bez odpowiedniego wykształcenia. U nas w mieście jest nauczyciel(uczy w gimnazjum), który uczył mnie w podstawówce muzyki, teraz uczy religii. Po drodze zaliczył pewnie jeszcze uczenie geografii. I co o tym sądzić? Kurs katachetyczny sobie zrobił i myślą, że ma kwalifikacje. Nie ma. Do nauczania religii potrzebne jest jeszcze powołanie. Dlatego uważam, że bezwzględnie religii powinni uczyć księża, siostry zakonne i ewentualnie niewielka liczba katechetów/katechetek- ale naprawdę znikoma.
ja uważam, że świecy jak najbardziej powinni uczyć religii, bo to jest pewien rodzaj świadectwa, które dają. ale jednoczesnie muszą być doskonale przygotowani wlasnie pod wzgledem umiejetnosci dyskutowania, prowadzenia dyskusji, czyli ogolnie- retorycznym.
bo nie można ludziom, którzy zatrzymali się na poziomie pierwszokomunijnym, dyktować perfidnie głupich notatek o soborach (nie chodzi mi o to, że sobory są głupie ) , jeżeli młodzież nie umie nawet Ojcze Nasz bez zająknięcia zmówić...
to muszą być lekcje dialogu, a nawet- monologu młodzieży, i muszą dawać odpowiedni warsztat do rozwoju dalszej wiary.



uważam, że na religię powinno się chodzić właśnie do kościoła, do sali katechetycznej,

Popieram w 100% choć mam nieco inne motywy...
I ja jestem za. Chociaż jeżeli już religii uczy się w szkołach, to powinno się stwarzać jakiekolwiek pozory, że się uczy. Bo jak mam ochotę sobie zjeść, czy pogadać o seksie i zastosowaniu spirali domacicznej, to idę do knajpy i słucham ubzdryngolonych ludzi. Lekcja religii zwana katechezą powinna się opierać na rozważaniu Pisma Świętego.
Nie mówmy już, gdzie powinna się odbywać, bo to kwestia osobna, którą podejmiemy potem, lecz proszę zastanówmy się nad jej istotą i sensem. Ja wyraziłem swoją opinię. Czekam na wasze.

Bo jak mam ochotę sobie zjeść, czy pogadać o seksie i zastosowaniu spirali domacicznej,

nie bardzo. to są tematy, które muszą też byc podejmowane.
bo przystosowywanie się do chrześcijańskiego życia w świecie, to nie tylko ewangeliczna rewizja swojego życia, bo może się okazać, że poza Pismem istnieje także świat, i w nim trza się odnaleźć jakoś...
ale popieram, bo wszystko musi być w odpowiednich proporcjach.
no to ja powiem wam jak to wyglada z drugiej strony, czyli z perspektywy katechety. Miałam okazje prowadzić lekcje w szkole podstawowej. Ciężko jest prowadzić lekcje, kiedy nie zna się jeszcze uczniów, poza tym program jest określony ścisłymi ramkami i jest materiał, który trzeba zrealizować. W zasadzie jest to przekazanie wiedzy określonej przez dyrektorium ogolne o katechizacji. Jednak forma przekazania tego zależy od katechety. Jednak jest cos co zdecydowanie jest wg mnie do zreformowania. Religia w szkole w klasie 2 jest ukierunkowana na przygotowanie dzieci do pierwszej komunii, ale ponadto jest jeszcze program szkolny do zrealizowania. katechewci często rezygnują z tego, by skupić się na przygotowaniu do sakramentu. Jednak uważam, ze powinna być do tego katecheza parafialna i to ona powinna być podstawą formacji. W szkole w czasie lekcji można przekazać wiedzę, ale zastosowanie jej w praktyce powinno odbywać się w parafii (chodzi mi tu o konkretne praktyki religijne jak również dzieci powinny być właczane w przygotowanie liturgii).
To jest trudne, ale wiem, że katecheci u mnie w mieście czynnie włączają się w przygotowanie liturgii z uczniami.
Inna sprawą jest problem katechetów świeckich. Zgadzam się, że liczba ich powinna być mniejsza (bym przynajmniej miała jakąś szanse na prace ). a tak poważnie, to fakt, katechetami powinny być siostry zakonne i księza. I ich najchętniej widzi sie w tej roli. Jednak jeśli chodzi o katechetów świeckich, jak już ktoś wczesniej trafnie zauważył, to jest naprawde... znaczy może być pięknym świadectwem, ale nie zawsze. Oczywiście jestem zdania, że powinno żyć się zgodnie z wyznawanymi zasadami i wartosciami, ale jak wszedzie, nie zawsze tak jest i to zdarza sie wśród katechetów. Katecheta mówi o czystości, ale sam ma nieslubne dziecko albo rozbija inne małżeństwo. Ael nie jest tak dobrze (na szczescie) i jeśli życe katechety nie jest zgodne z zasadami i może być powodem zgorszenia, taki katecheta traci prace.
Ważne jest by katecheta świadczył swoim życiem o tym, czego uczy. I właśnie wydaje mi sie, że to jest podstawą sukcesu katechety, nezależnie od jego stanu (czy jest księdzem, siostrą zakonną, zakonnikiem czy osobą świecką)
Któryś z papieży ale nmie pamiętam który, powiedział, że "światu nie potrzeba nauczycieli, ale świadków" i tego trzymać się trzeba
Co do tego że lekcje religii powinny wrócić do Kościoła to jesteśmy ogolenie zgodni, jednak jak się wydaje, jest to proces nie odwracalny i tak już zostanie.
Co do samych lekcji religii to znam takie, na które młodzież bardzo chętnie chodzi i jest bardzo aktywna.
Ksiądz dopuszcza a nawet prowokuje krytykę religii, wiary i światopoglądu wiernych.
W toku takich żywiołowych dyskusji wiele spornych czy niejasnych kwestii dla młodzieży, daje się wyjaśnić a co najważniejsze zapamiętują to i wyciągają wnioski.
Oczywiście ten sposób dyskusji nie niesie żadnych zagrożeń ponieważ ksiądz czy katecheta są wystarczająco przygotowani do tego, aby poradzić sobie ze wszystkimi argumentami.

Co do samych lekcji religii to znam takie, na które młodzież bardzo chętnie chodzi i jest bardzo aktywna.
Ksiądz dopuszcza a nawet prowokuje krytykę religii, wiary i światopoglądu wiernych.

Myślę, że wynika to z tego, że ogólnie młodzież jest nastawiona do kościoła dosyć sceptycznie. Dla nich(nas) nakazy są po to, aby je łamać. Muszą poczuć wolność wyboru, której niestety od dziecka nie posiadają. Babcia każe chodzić do kościoła, mama patrzy krzywo, jeśli tego nie robisz, tak samo jest i z lekcją religii. Już sam fakt przymusu większość odstrasza, a co dopiero idiotyczne prowadzenie lekcji. Samo mówienie o nakazach i zakazach może ich tylko odstraszyć i jeszcze bardziej zniechęcić. Zaś tak, jak wspomniałaś dyskusja na temat ich wątpliwości, tego, co w kościele im się nie podoba, itp. jest ciekawa, bo wyrzucają z siebie wszystko, co ich od dziecka boli. Mogą usłyszeć coś, co pomoże im to zrozumieć, itp.
Jest to jeden z ciekawszych sposobów prowadzenia katechezy, na który niestety rzadko się zdobywają prowadzący lekcje.
Dzięki za odpowiedź- ciekawy wniosek.
Twoja teza jest jak najbardziej prawdziwa i trafna.
O to mniej więcej chodzi.
Wykrzyczą się, wyrzucą wszystko z siebie (ale żeśmy księdzu nagadali) a potem jest czas na spokojną analizę tego co zostano powiedziane.
Pozdrawiam.
1) Świeck inei znaczy od razu goeszy;

2) powinno sieprzede wszystkim zmienic program, bo jak sie w piewszej klasie mówi na religii o małżeństwie w Prawie Kanonicznym albo jakoś tak, mój kumpel jest katechetą, to mnie aż skręca, toż oni (uczniowie) nie wiedzą czesto co znak krzyża oznacza

3) prez to, że ocena z religii tak naprawdę sie nie liczy, jest to traktowane z pobłażaniem jako dodatek, który powinien wobec tego być tylko i wyłącznie przyjemny i niewymagający kompletnei niczego. I niestety przez samych katechetów / ksieży jest tak czasem traktowany. Zero wymagań.
To jest przykre, że religia jest własnie traktowana jako lekcja, na której mozna jesć czy odrabiać lekcje. Zresztą jako dodatkowa lekcja na której ne powinno sie nic wymagac jest traktowana przez innych nauczycieli. Katecheta też jest przez nauczycieli innych przedmiotów traktowany jako nauczyciel gorszej kategorii.
Jeśli zaś chodzi o poruszane na lekcji tematy, to są tematy, które trzeba zrealizować, ale nauczyciel też może zaplanować sobie np lekcje na tematy interesujące młodzież.
Ponadto katecheta (niezależnie od tego czy jest to ksiądz, siostra zakonna czy katecheta świecki) jest tylko człowiekiem a nie encyklopedią, nie muszi se na wszystkim znać i wszystkiego wiedzieć. Dlatego też korzystnym wydaje mi się być zorientowanie się na jakie tematy młodzież chciałaby porozmawiać i wówczas katecheta może się lepiej przygotować do lekcji i doczytac potrzebne rzeczy.
Wiecie, to chyba też zależy od tego, jak katecheta lub ksiądz podchodzi do prowadzenia takiej lekcji. Jeśli pozwala by dzieciaki jadły, gadały, odrabiały lekcje, to tak jest. U mnie niestety tak było. Jeden ksiądz prowadził lekcje dla "wybranych", którzy go chcieli posłuchać. A reszta robiła co chciała. Ksiądz nie odwarzył się nigdy na nas wrzasnąć. Albo spokojnie mowił, żebyśmy się uspokoili, a jak to nie skutkowało, wychodził z klasy... i raz czy dwa się zdarzyło, że nie wrócił, bo tak go klasa wkurzyła. Nigdy jednak nie podniósł na ans głosu. Drugi ksiądz trochę podobnie. Tylko, że u tego drugiego była istna tragdia na lekcjach. Słuchały go może 3 osoby, a reszta gadała tak głośno, że te 3 osoby nie słyszały w ogóle księdza. A ksiądz nic. "Odwalił" brzydko mówiąc swoje i koniec. No i było przez to jak było.
Moim zdaniem to od księży dużo zależy jak dzieciaki będą podchodzić do religii. Jeśli ksiądz potrafi utrzymać w klasie porządek i nie pozwala na samowolkę, oraz potrafi wciągnąć uczniów w dyskusje na temat wiary ( bo w dzisiejszych czasach, chyba właśnie przez dyskusje najlepiej dostrzeć do młodzieży, kiedy mają szansę zdać pytanie - niejednokrotnie kontrowersyjne, głupie, kiedy mają szansę wypowiedzieć swoje poglądy na dany temat - należy dać im szansę wypowiedzieć nawet te najbardziej durnowate , posprzeczać się z innymi w swoich poglądach. Uważam, że trzeba dać młodzieży w tym szansę. Mój wspólnotowy duszpasterz - ks. Piotr pozwala na takie dyskusje i z pożytkiem dla wszystkich ) to lekcja religii nie musi iść na marne, ale może stać się faktycznie lekcją ewangelizacji

powinno sieprzede wszystkim zmienic program, bo jak sie w piewszej klasie mówi na religii o małżeństwie w Prawie Kanonicznym albo jakoś tak, mój kumpel jest katechetą, to mnie aż skręca, toż oni (uczniowie) nie wiedzą czesto co znak krzyża oznacza
Prawda. Ja w pierwszej klasie nauczyłem się imion 12 Apostołów i 63 symboli Krzyży, przy czym mój kolega klasowy dziś twierdzi, że jest coś takiego jak: SAKRAMENT CELIBATU!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Boże- widzisz i nie grzmisz?!
Ratunku...jak wygląda edukacja w szkołach na katechezach.
No właśnie Widzę różnicę, a jak katechetę u nas zmienił ksiądz, zresztą znany wielu Forumowiczom - x. Waldek Grzyb

Do tej pory na religię chodziło tak 10-12 osób na całą 30-osobową klasę. Teraz z własnej woli chodzi około 22-25 osób ( znowu na 30 dostępnych )

Ale i lekcja wygląda inaczej, są wymagania konkretne, ale i możliwość dialogu, lekcja jest inna, niż wszystkie, ale ma swoje reguły i zasady. Poza tym znam tego ksiedza,a on uczy z powołania do głoszenia Chrystusa, a nie dlatego, że ma napisane - zawód_: nauczyciel

Potrafi zainteresować - to raz, a dwa - on chce tym ludziom przybliżyć osobowego Boga, a nie przepisy i prawidła , owszem, to też, ale pierwotnym celem jest spotkanie tych ludzi z Bogiem

Mam katechetkę, która nie dość, że nie potrafi zapanować nad klasą w jakikolwiek sposób, to jeszcze nie umie niczego nauczyć. Siedzimy i od biedy zapiszemy w zeszycie jakąś notatkę, która nic szczególnego nie wnosi. Cała lekcja(bo nie nazwę tego katechezą) jest jakby off topic.
Ja osobiście uważam, że sporo balastu zaniedbania ponosisz ty Ajfenie i wszyscy w klasie o podobnym jak twoje, spojrzeniu na sprawy wiary. Zapytasz pewnie o co kaman? Proszę bardzo, oto moja odpowiedź: wszyscy, którzy nie są obojętni na sprawy wiary, powinni wykazać się pomocniczością dla katechety. Wy jako uczniowie macie lepszy kontakt z sobą, niż nauczyciele z wami. Powinniście wesprzeć katechetkę w zabiegach mających na celu zdyscyplinowanie klasy. A sposobów pewnie kilka by się znalazło.
Dla mnie to nie taki prosty temat.od lat jestem zaangarzowany w ewangelizację i jestem też nauczycielem w szkole, ale nie uważam że lekcja religi to odpowiednie miejsce na ewangelizacje
Lekcje religii w swoich załozeniach powinny mieć formę katechetyczną, tzn pogłebienie wiary. czyli zakladamy ze ta wiara w człowieku jest. To co pisze to oczywiście załozenia książkowe.
Jednak fakty temu przeczą
Myslę ze bardzo trudno jest ogłosić Ewangelie podczas lekcji katechezy. Ale nie mówię że tego nie robię. Jednak zdecydowanie skuteczniejsze jest budowanie relacji z uczniami i Ewangelizowanie ich poza szkołą wprowadzając ich równocześnie do wspólnot. W szkole Ewangelizacja jest mało skuteczna i bardzo powierzchowna i trudno na lekcji religii doprowadzić człowieka do osobistego spotkania z Bogiem.
Jeśli już takie to ważne aby religia była ważnym "kursem ewangelizacji" - należy przede wszytskim "stworzyć" doskonałych katechetów. Nie moga być to jacyś ludzie z przypadku - stare, "zrydzykowane" panny po KUL-u, wikariusze bez talentu itp. Obecnie religia w szkole (mówię z doświadczeń swoich własnych i wyniesionych z opowiadań dzieci z sąsiedztwa) jest traktowana jako "najdłuższa przerwa międy lekcjami". Nieraz słuchałem nagrań (z telefonu) z lekcji religii w szkole w mojej dzielnicy, jakie poczyniła córka mojej szwagierki i resztka włosów mi dęba stawała - klasa krzyczy, ksiądz próbuje ją głośniej przekrzyczeć i tak w kółko. U mnie w technikum było podobnie - uczyła nas kobieta kompletnie nieprzygotowana do swojej roli - dość rzec, że lekcję prowadziła mając napisane w punktach co trzeba robić ("1.napisać temat 2.zapytać uczniów o to i o to 3.podyktować to i to....itd"). na podchwytliwe pytania jakie często zadawaliśmy (jak to młodzi) albo czytała z książki jakieś regułki religijne albo się obrażała.
Jeśli tak ma wyglądać religia w szkołach - to może lepiej żeby jej wcale tam nie było...?

panny po KUL-u
Coś masz przeciwko pannom i KUL?

A tak poza tym, to się zgadzam. W ogóle, każdy nauczyciel powinien być nauczycielem z prawdziwego zdarzenia, a nie jakiś gość wzięty z ulicy, obojętnie czy naucza o Bogu, czy o geografii. W podstawówce np. uczyła mnie geografii baba od biologii Nie było to najlepsze połączenie... Jak się jest od wszystkiego, to jest się do niczego. Taka prawda. A katecheci są chyba z racji przedmiotu postawieni w najtrudniejszej sytuacji i są najbardziej olewanymi nauczycielami Nie zawsze może tu pomóc dobrze wykształcony ksiądz czy teolog. Jak xMarek powiedział, powinno się raczej skupiać na wiązaniu dobrych i przyjaznych relacji z uczniami. Jeśli takie są, to nawet najbardziej beznadziejny przedmiot może ich zainteresować. Uczniowie są często nastawieni na "anty". A jak ktoś jest nastawiony do czegoś/kogoś na "anty" wiadomo, co z tego wychodzi.

Cała lekcja(bo nie nazwę tego katechezą) jest jakby off topic.

religia w szkole jest zbędna,
tak szczerze mówiąc kto słucha katechety lub księdza ?,
kościół katolicki jest powoli odstawiany na bok w tym kraju,
wiec myśle że za 50 lat, nie będzie takiego przedmiotu jak religia, i dobrze ;D

te pokolenie jest pokoleniem przejściowym, ale w następnym pokoleniu znaczna część będzie ludzi niewierzących(już teraz można zauważyć wzrost ich liczby, kościoły na całym świecie zaczynają świecić pustkami w polsce ten proces niestety postępuje wolniej),
przybywa ludzi racjonalnie myślących,

dla mnie osobiście regligia w szkole jest symbolem zwycięstwa zabobonu nad racjonalnym myśleniem, u mnie w szkole na religii robi się raczej jazdę nauczycielowi, trzeba go ośmieszyć i publicznie wyśmiać na forum klasy;D

na tym forum też zauważyłem że ten proces postępuje coraz więcej pojawia się ateistów, pomimo że jest to forum typowo katolickie, słyszeliście to że żadna religia nie przetrwała 2000 lat ? chrześcijaństwo ma już 1700 lat, zobaczymy co będzie się działo dalej, teraz gdy chrześcijaństwo jest główną religią świata wcale nie jest lepiej niż 2000 lat temu gdu Jezus się narodził, podejrzewam więc że mój nauczyciel PO miał rację, chrześcijaństwo zostało stworzone do zgromadzenia władzy, to smutne że tak duża liczba polaków jest wierzącymi, ale to się zmieni, młode pokolenie już nie wierzy w bajki

na tym forum też zauważyłem że ten proces postępuje coraz więcej pojawia się ateistów, pomimo że jest to forum typowo katolickie

Ta? A ja myślę, że to o czym innym świadczy.

religia w szkole jest zbędna??

Ośmiele sie powiedzieć ze lekcje religii są zbędne ale tylko wtedu gdy przychodza na nią ludzie którzy są niewierzacy i uwerzyć nie chcą czyli tacy którzy Boga nie spotkali i spotkać Go nie chcą!!!

dla mnie osobiście regligia w szkole jest symbolem zwycięstwa zabobonu nad racjonalnym myśleniem
Religia i racjonalne myślenie nie wykluczają się i nigdy nie wykluczały. To wymysł ateistów

religia w szkole jest zbędna??
Pytanie nie brzmi czy jest zbędna, ale czy szkoła jest odpowiednim miejscem do nauczania religii. Ja tam bym wolał, aby moje dzieci (jeśli będę je miał) uczyły się w pełni świeckiej szkole.


Pytanie nie brzmi czy jest zbędna, ale czy szkoła jest odpowiednim miejscem do nauczania religii. Ja tam bym wolał, aby moje dzieci (jeśli będę je miał) uczyły się w pełni świeckiej szkole.
Uważam,że prowadzenie lekcji religii w salkach były lepszym rozwiązaniem. Tylko że to łażenie z salek do szkół i ze szkół do salek było nie na miejscu. Zajmowało dużo czasu, po drodze można było np. złamać nogę czy ulec innemu wypadkowi. Nie wiem, odpowiadał za takie wypadki ( szkoła, rodzice, ksiądz?)
A jeśli nie byłoby lekcji religii w szkole, to proponowałabym inne lekcje w to miejsce ( etyka). W społeczeństwie trzeba kierować się wartościami i lepiej,żeby to były wartości dobre ( szkoła to miejsce do ich kształtowania).

czy szkoła jest odpowiednim miejscem do nauczania religii.
Myślę, że tak. Pamiętam jak chodziliśmy w LO na religię i czasem się śmialiśmy, podpuszczaliśmy Księdza, ale często wychodziły dyskusje, które wywoływały w nas myślenie, szukanie i pytanie. Wiele rzeczy nie wiedzieliśmy. Trzeba było przełamać tylko wstyd między sobą, i Ksiadz nam wiele rzeczy tłumaczył.

ja podpisuje sie pod wypowiedzia Daidossa.
A ja sądzę, że prosta odpowiedź tak czy nie nie jest możliwa. To zbyt rozmyta kwestia, najpierw trzeba by odpowiedzieć na wiele innych pytań. Np. zakładając, że jestem wyznawcą jakiejś religii, to czy mam w ogóle prawo uczyć jej moje dzieci ? Jeżeli uczyć o jednej religii to dlaczego nie o innych ?
To po co w takim razie uczyć dzieci odpowiednich zachowań przyjętych w danym społeczeństwie? Może niech sobie sami wybiorą, czy chcą żyć jak Arabowie, czy jak Polacy.

Ja uważam, że rodzice mają prawo do przekazywania swoim dzieciom wyznania. Wyobrażasz to sobie, że katoliccy rodzice będą "przyuczać" swoje dziecko do wiary muzułamńskiej?! Albo protestanckiej?!
Praktykujący daną religię rodzice, z naturalnej kolei rzeczy zabierają swoje dziecko do tego kościoła, do którego sami chodzą. Jeśli w późniejszym wieku dziecko zadecyduje inaczej, ma wolną wolę do tego.
W prawach człowieka jest chyba napisane jeśli dobrze pamiętam, że o wyborze swojej wiary można decydować od 16 lat. Dziś to kiedys na WOSie miałem

Z drugiej strony religia w szkole nie jest obowiązkowa. Nie wszyscy musza na nia chodzić. Teraz nie pamiętam tylko od, której szkoły mozna decydowac samemu. Wiem, że w LO jak byłem to byli tacy co nie chceli chodzic i nie chodzili.


Z drugiej strony religia w szkole nie jest obowiązkowa. Nie wszyscy musza na nia chodzić. Teraz nie pamiętam tylko od, której szkoły mozna decydowac samemu. Wiem, że w LO jak byłem to byli tacy co nie chceli chodzic i nie chodzili.

To prawda, ale jednak w przypadku religii w szkołach jest większa swoista "niewidoczna presja środowiskowa". Ktoś, kto nie chodzi na religię z różnych tam swoich przyczyn, czasami bywa "piętnowany" nie tylko przez kolegów, ale i przez co bardziej "nawiedzonych" nauczycieli. Znam przypadek (z mojego "podwórka"), że "nawiedzona" dyrektorka szkoły zażądała od matki jednego z uczniów, który nie chciał chodzić na religię, zaświadczenia z poradni psychiatrycznej.
Druga sprawa, to wymóg zapewnienia opieki ze strony szkoły nad uczniem "nie uczęszczającym" przez czas trwania lekcji religii. Pamiętam, że przy wprowadzaniu religii do szkół była mowa o tym, że katechezy będą się odbywać tylko jako pierwsza lub ostatnia lekcja, miały byc też "zamienne" lekcje etyki..... Jak to u nas - chcieli dobrze a wyszło jak zwykle...
Jeszcze inna sprawa - to katastrofalny stan katechizacji w polskich szkołach - jak już pisałem - czesto bywa, że prowadzą te lekcje ludzie, którzy się do tego wcale nie nadają, nie mają pokończonych kursów pedagogicznych, nie mają podejścia do uczniów, charyzmy... Nie sztuka mieć wiedzę - trzeba tą wiedzę umieć przekazać. Regułki dyktowane do zeszytów, mają się nijak do rzeczywistości, a odpowiedzi w stylu "Jest tak no BO TAK, a w ogóle to nie dyskutuj ze mną" na "trudne pytania" zadawane przez uczniów powodują tylko utratę szacunku w ich oczach. Dobry katecheta powinien nie tylko mieć rozległą wiedzę z zakresu teologii, również powinien mieć szeroką wiedzą ogólną, dalej - winien umieć tą wiedzę przekazać w sposób przystępny, umieć odpowiedzieć na najbardziej zwariowane pytanie, po prostu - mieć sensowny argument na WSZYSTKO.
Ale dalej podtrzumuję zdanie, że nauka religii powinna odbywac się w salkach katechetycznych w kościołach. Nikomu to jakoś tyle lat ujmy nie przynosiło. I nie jest to jakaś "walka z kościołem", "walka z bogiem" - bo tak argumentować potrafi tylko klęcznikowe kołtuństwo.

To prawda, ale jednak w przypadku religii w szkołach jest większa swoista "niewidoczna presja środowiskowa".
No i myślę, że to jest głównym problemem, a nie sam fakt istnienia religii w szkole jako przedmiotu. Wiadomo, że jak się do czegoś człowieka zmusza, tym większy budzi się w nim opór.

[ Dodano: Pią 26 Sty, 2007 09:18 ]

[ Dodano: Pią 26 Sty, 2007 09:18 ]

To po co w takim razie uczyć dzieci odpowiednich zachowań przyjętych w danym społeczeństwie?
A co to ma wspólnego z religią ? To o co Ci zapewne chodzi zapewnia humanizm, etyka. A tradycji czy zwyczajów nie ma przymusu zachowywać.


A tradycji czy zwyczajów nie ma przymusu zachowywać.
Pewnie i nie, ale to co napisałam nie ma żadnego związku z humanizmem i etyką, ale właśnie z tradycją i zwyczajami. I nie wyrywaj zdań z kontekstu. Bo w sam raz zdanie z Arabami i Polakami było częścią tego:


To po co w takim razie uczyć dzieci odpowiednich zachowań przyjętych w danym społeczeństwie?

nauczanie religii wymaga naprawdę wiekiej wiedzy,
każdy przedmiot w szkole powinien być prowadzony przez osoby, które mają wiedzę z tego przedmiotu, religia również. a że niektóre przedmiotu są prowadzone przez nieodpowiednie osoby, to pewnie kwestia ich znajomości z dyrektorem czy inną osobą, która ma na to wpływ.


Naucz się najpierw liczyć do 10 Słonko, a potem bierz się za wyższą matematykę.

mówie o wieku religii(sekty) od jej zalegalizowania dziewczynko,


mówie o wieku religii od jej zalegalizowania dziewczynko,
Wieku religii nie liczy się od jej zalegalizowania, ale od jej powstania. Więc nie mędrkuj za bardzo.

Wieku religii nie liczy się od jej zalegalizowania, ale od jej powstania. Więc nie mędrkuj za bardzo.

a dla mnie powstała ona w chwili jej zalegalizowania,
bo wcześniej to była zwykła sekta jakich dzisiaj wiele, starająca się być jak największych rozmiarów

a dla mnie powstała ona w chwili jej zalegalizowania,
A dla mnie to Ty trollujesz, a nie dyskutujesz.


Ponad 2 tys (i to nawet grubo) licząc razem z wiarą judaistyczną.

judaizm a chrześcijaństwo to 2 różne religie,
żydzi nigdy nie uznali zbawiciela, i dobrze bo był on oszustem, jednak nie tak łatwo jest oszukać żyda ;D

[ Dodano: Pią 26 Sty, 2007 17:12 ]

Znam przypadek (z mojego "podwórka"), że "nawiedzona" dyrektorka szkoły zażądała od matki jednego z uczniów, który nie chciał chodzić na religię, zaświadczenia z poradni psychiatrycznej.
A może ten uczeń miał problemy innej natury Może to wcale nie wina tego, że nie chciał chodzić na religię


Nie wiem ja jestem wychowany już na religii w szkole, nie wiem jak było w salkach i jak byłoby lepiej.
Wierzcie mi, byłoby znacznie lepiej. To byłaby praca ciężka, ale poszanowana. Jej odbiorcami byliby ci, którzy chcą rzeczywiście być bliżej Pana Boga. A teraz póki co, to wielu uczniom się tylko tak zdaje, że chcą być...

Wierzcie mi, byłoby znacznie lepiej. To byłaby praca ciężka, ale poszanowana. Jej odbiorcami byliby ci, którzy chcą rzeczywiście być bliżej Pana Boga. A teraz póki co, to wielu uczniom się tylko tak zdaje, że chcą być...

jak się mówi do takich co uwierzą w każde słowo katechety to napewno jest lepiej dla prowadzącego zajęcia, co by nie mówił nie będą zadawać niewygodnych pytań tylko uwierzą,

[ Komentarz dodany przez: Daidoss: Pią 26 Sty, 2007 22:03 ]

jak się mówi do takich co uwierzą w każde słowo katechety to napewno jest lepiej dla prowadzącego zajęcia, co by nie mówił nie będą zadawać niewygodnych pytań tylko uwierzą,
Jak mawiają starożytni górale: it doesn`t make sens
http://forum.ewangelizacj...?t=2305&start=0

Temat wydzielony zgodnie z prośbą Zbana
DARTH_HELMUTH, cieszy mnie, że przebrnąłeś przez te posty, bo rozmowa się rozbiła i już myślałem, że nie pogadamy

DARTH_HELMUTH, cieszy mnie, że przebrnąłeś przez te posty, bo rozmowa się rozbiła i już myślałem, że nie pogadamy


Pewnie, że nie. Ale jak jest kombinacja "stara panna + dewotka" to już naprawdę bardzo źle. No i tak się składa, że wszystkie "stare panny" jakie znam to dewotki i w dodatki oddane fanki pewnego radia;)
skąd Ty bierzesz te texty


misję kanoniczną daję proboszcz

z tego co sie orientuje to misje kanoniczna katechetom wydaje wydzial nauki katolickiej, kurii diecezjalnej. przynajmniej mnie do tej pory zawsze misje wydawala kuria.

jesli zas chodzi o religie w szkolach, najwiekszym bolem jest to, ze faktycznie niektorzy nie wiedza po co przychodza, przeszkadzaja tym co chca sie czegos nauczyc. wiem, ze pewnie sie powtarzam, ale to mnie dotknelo i poruszylo. moi uczniowie niektorzy twierdza ze chodza tylko po to, ze im rodzice karza, albo ze chca isdc do bierzmowania. i tylko tyle. po to im te lekcje, zeby sie potem proboszcz przy bierzmowaniu nie czepial

z tego co sie orientuje to misje kanoniczna katechetom wydaje wydzial nauki katolickiej, kurii diecezjalnej. przynajmniej mnie do tej pory zawsze misje wydawala kuria. I tak jest po dziś dzień i wszedzie. Sam proboszcz musi taką misje posiadać i posiada ja z mocy święceń.
wiec jednak nic mi sie nie pomisialo, bo juz zwatpilam ze niepotrzebnie po kuriach biegalam zeby zdobyc to pozwolenie na katechizowanie uczniow. chhociaz nie powienm, zeby to byla łatwa i wdzięczna praca.
Jestem w klasie maturalnej i, niestety, przykrość sprawia mi patrzenie na to, co się dzieje na lekcjach religii.
Rzecz jasna, jak to w małym miasteczku, na religię chodzić "wypada", więc chodzą wszyscy. Niemal nikt nie traktuje tego przedmiotu poważnie; uznaje się go za zło konieczne. Nawet nie żeby moi koledzy i koleżanki robili jakieś głupie kawały uczącej nas siostrze. Po prostu nikt nie słucha, nie stara się czegokolwiek dowiedzieć, nawet nie udaje zainteresowania (choćby z czystej kultury). Myślę, że podobnie jest w wielu miejscach.
Wina nie leży po stronie siostry. Jej mogę zarzucić tylko jedno: jako zakonnica jest trochę "przestarzała" i choćby po jej sposobie mówienia widać, że nie bardzo rozumie współczesnego młodego człowieka. Trochę brak jej kontaktu z "rzeczywistością".
Główny problem leży jednak po stronie uczniów. Czasem siostra urządza nam pogadanki o tym, że w życiu możemy łatwo pobłądzić, więc wiara jest nam potrzebna itp., a wówczas w klasie panuje ciężkie, znudzone milczenie. Ludzie nie chcą tego słuchać i czasem aż mi żal siostry i jej wysiłku. To jak rzucanie grochem o ścianę.

Boję się, że niewiele można takim ludziom pomóc. Brak w nich chęci zmiany. Sam nie jestem zbyt dobrym katolikiem, ale chcę się poprawić. Ale czy można pomóc komuś, kto - wg niego samego - pomocy nie potrzebuje?
Witam Ciebie Przemku.

Bóg kocha Ciebie dzisiaj niezależnie od tego czy jesteś dobrym katolikiem czy złym.

Katecheza w szkole na pewno nie jest i nie może być podstawowym kursem ewangelizacji.
http://www.oaza.pl/old-bi.../312/index.html

Witam Ciebie Przemku.

Bardzo dobre pytanie zadałeś.
Widzę, że masz duszę ewangelizatora.
Owszem zdarzają się ludzie którzy tak uważają i wtedy to jest rzeczywiście trudno pomóc, ale nie jest to niemożliwe.

Jeśli masz na myśli jakoś konkretną osobę, której chciałbyś pomóc to zapraszam napisz do mnie na p.w. to pogadamy jutro o tym co da się zrobić.

Również witam

Nie chodzi mi o żadną konkretną osobę, raczej o ogół. Oczywiście nie wszyscy są na "nie" wobec rozwijania się duchowo, ale tacy stanowią większość. Najczęściej spotykam się z opinią: "Wierzę w Boga, ale niektóre z tych kościelnych zasad są bez sensu. Wystarczy dobrze postępować w życiu". Gdyby jeszcze tylko człowiek wiedział, co to znaczy...

Ks. Marku - to bardzo ciekawy artykuł. Szkoda tylko, że idea dość utopijna.

Ks. Marku - to bardzo ciekawy artykuł. Szkoda tylko, że idea dość utopijna. Może być utopijna, jeśli nigdy nie jest sprawdzalna. Nie posiadam wiedzy, czy się to da zrobić, czy też nie. Zatem w konsekwencji odrzucam zarzut utopijności.
Moim zdaniem wszystko zależy od tego, KTO religii naucza i JAK. Zobaczyłem to po tym, jaki kontrast występował u mnie na lekcjach religii w liceum przez pierwsze dwa, a potem ostatni rok liceum (uczył nas inny ksiądz).

Początkowo uczył nas ksiądz dobrze po 60-ce. Gość non-stop klepał utarte formułki, a wszyscy mieli go totalnie gdzieś. Jeśli nawet robił jakąś dyskusję, to z góry przesądzał jej wynik - ze jest tak, jak mówi kościół, a inne stwierdzenia od razu odrzucał (bez argumentów, jedynie "kościół mówi inaczej, więc nie masz racji") Po pierwszym roku na religię chodziła moze 1/3 klasy, a to tylko po to, by odrabiać lekcje albo sobie pogadać z ludźmi.

Potem zmienili nam księdza i... szok. Dosłownie. Pierwsza lekcja, wszyscy (dla zasady) są, ksiądz wchodzi. Wiadomo - najpierw teoretycznie modlitwa. Ksiądz zaczyna ją mniej więcej tymi słowy: "Witaj, Tatku. Wiem, że jesteś tam na górze mocno zawalony robotą, ale znajdź proszę dla nas chwilkę i spraw, żeby ta lekcja była dla nas owocna... a przynajmniej, żebyśmy się nie pozabijali tutaj nawzajem". Oczywiście reakcja klasy - zmieszanie, lekki szok. I pełna uwaga na księdzu i tym, co mówi. Potem ksiądz wypisał na tablicy imiona aniołów - tyle, ilu było nas w klasie. Pyta: "Któreś się komuś podoba?". No to kilka głosów, które komu. Tak też ksiądz przydzielił nam imiona anielskie, kończąc: "Ok, od teraz na religii nosicie te właśnie imiona. Po nich się do siebie zwracamy, tak do siebie mówimy. Postarajmy się, żeby dorosnąć do tych imion, i nie dać powodu tym zacnym panom w górze do wstydu za nas". Wydaje się kuriozalne, ale... działało. Przypadki jakichkolwiek niestosownych zachowań zdarzały się baaardzo sporadycznie, a upomnienie w stylu: "Raphaelu, Twoj imiennik patrzy" praktycznie zawsze kończyły sprawę.

Każda lekcja przebiegała w takim właśnie tonie. Kiedy była dyskusja, nie było czegoś takiego jak "mówcie co chcecie, ale KK ma rację i tak". Padło kiedyś oskarżenie związane z inkwizycją i krucjatami. Jak ksiądz to skomentował? Mniej więcej tak: "Hmmm.... wiesz, zapewne miałes w rodzinie, i Ty, i ja, i każdy, niejedną "wyrodną owieczkę". Znalazłby się jakiś podły baron, niegodziwy morderca, i tak dalej. Czy mamy się oceniać po tym, co robili nasi przodkowie? Bezsens, bo każdy musiałby być osądzony za masę niegodziwości. Więc dajmy spokoj przeszłości, i skoncentrujmy się na tu i teraz". Żadnego usprawiedliwiania, przekręcania czy naciągania faktów. Po prostu: było źle, ale już nie jest, więc dajmy z tym spokój.

Kiedyś też, podczas rozmowy o mszy świętej ktoś stwierdził, że przecież tam są nudy, klepanie tego samego w kółko, a kazania na poziomie gruntu. Na co ksiądz powiedział: "A kto ci każe tego słuchać? Przyjdź, i obcuj z Bogiem na swój sposób. Kiedy ludzie wyznają, ze są grzeszni, powiedz Tacie w niebie, cośtam przeskrobał, i ładnie go poproś, żeby przymknął oko. Kiedy jest kazanie, sam zastanów się, co znaczyły słowa Biblii, przetraw je w sobie. Nie jesteś głupi, masz swój rozum. Bądź z Bogiem całym sobą, tak, jak Ty to czujesz. Bóg Cię kocha, i uszanuje przecież to, że taka forma pogawędki bardziej Ci odpowiada. Traktuj Boga jak dobrego, starego przyjaciela, albo ukochanego dziadka, z którym przyszedłeś pogadać przy filiżance herbatki. On Cię kocha takiego, jaki jesteś, nie musisz robić dla Niego szopki".

To były akurat najlepsze lekcje religii, jakie kiedykolwiek miałem. Nawet na msze zaczalem chodzić, na te, ktore on odprawiał. Bo po prostu czułem się na nich dobrze, bo dawało mi to bezposredni kontakt z Bogiem.

Niestety, kiedy ktoś się dowiedział, że ksiądz ten jest zbyt postępowy, że pokazuje wiarę z serca, a nie z durnych dogmatów, nie w tradycyjny, skostniały sposób - wysłali go gdzieś na jakąś wioskę, a zastąpił go "tradycyjny" ksiądz. Efekty było widać - za czasów tamtego księdza jego msze, mimo, ze o 19:00, były tak oblegane, że trudno się było dopchać. Na tych samych mszach nowego księdza kościół świecił pustkami...

Przykre, że kościół "eliminuje" tych, którzy najlepiej mu się przysłużają, ale są zbyt "postępowi"...
Zacznijmy od tego, że system nauczania religii w szkołach jest ogólnie sprzeczny nie tylko z Konstytucją ale i z samym Konkrodatem, który przecież ów system sankcjonuje.

Oczywiście każdy ma to w d**** - bo jak to w Polsce - umowa umową a liczy się i tak to czego zażąda - w tym przypadku - jego ekscelencja biskup.

Zacznijmy od tego, że system nauczania religii w szkołach jest ogólnie sprzeczny nie tylko z Konstytucją ale i z samym Konkrodatem, który przecież ów system sankcjonuje.

Oczywiście każdy ma to w d**** - bo jak to w Polsce - umowa umową a liczy się i tak to czego zażąda - w tym przypadku - jego ekscelencja biskup.


Co masz na myśli?
Aha, dzięki,zapzonam się z informacjami.
może i powinny, ale katecheci nie mają do tego całkowicie podejścia. Już od drugiej klasy podstawówki, kiedy nakazują uczyć się oklepanych regułek dzieciom, do liceum, gdzie księża stoją bezradnie i nie mają zbytnio pojęcia co zrobić z ludźmi na pozór dojrzałymi. Dla nas nie wątpię, religia to tzw. odgrzewane kotlety, jednak można by spróbować tak pokierować chociażby dyskusją na lekcji, by włączali się w nią inni, zaintrygować ich.

kiedy nakazują uczyć się oklepanych regułek dzieciom, do liceum, gdzie księża stoją bezradnie Obyś sama została katechetką...

A tak do tematu: wg mnie, katecheza w szkole odniesie skutek najlepszy wówczas, kiedy będzie poza szkołą. KIedy nie będzie źródłem zarobkowania lecz stanie się misją świadectwa.
Poza tym (że tak się wetnę w dyskusję) większości ludzi uczących religii brak odpowiedniego... może nie tyle przygotowania merytorycznego, co podejścia. Nie rozumieją, że młodzi ludzie mają inny styl komunikacji, inaczej odbierają wiele rzeczy, a także potrzebują innych bodźców. Przez to religia w szkołach kuleje.
Moja katechetka ( a było to z 15 lat temu) uczyła nas o miłości Boga i o .... tym aby uważać na naród Izraelski(tak kulturalnie to przedstawiłem) Jednym słowem wpajała jakieś nienawiści rasowe, taka to była patriotka, mam nadzieje ,że nie ma jej juz w szkole.

Przez to religia w szkołach kuleje. To nie argument. Od zarania dziejów było tak, że uczeń musiał dojść do poziomu mistrza, nie zaś na odwrót.

otrafili rozmawiać o wielkich rzeczach językiem swoich rozmówców.
NIe. Potrafił mówić językiem zrozumiałym dla swoich słuchaczy. A to różnica, w stosunku do tego samego języka, co ich.
Śp. Papież - JP II, chciał by religia na stałe zagościła w polskich szkołach, i ja z tym nie dyskutuję, jestem za. Ale jak sam widzę, a raczej słyszę od znajomych księży i katechetów, [sam kiedyś aż dwa lata uczyłem religii, lecz jeszcze w salkach] że naprawdę uczniowie olewają tę dziedzinę edukacji.

Co gorsza nawet "katoliccy" nauczyciele w szkole mają w "głębokim poważaniu" świeckich katechetów..... Takie są nasze polskie grajdołki.....
Ks.Marek, może tak podchodzę do tego, gdyż sama miałam takie katechetki, gdzie w wieku gimnazjalnym, nie miałam większego pojęcia o istocie prawdziwej spowiedzi. Był tylko strach i wstyd przed księdzem. Tylko moja własna wola i działanie Ducha świętego spowodowało, że teraz dla mnie ten sakrament jest najistotniejszym. Dzieci idąc do konfesjonału bardziej skupiają się nad tym, żeby nie zapomnieć regułki, niż na prawdziwości wyznania. a ewangelizacja w szkole... Ludzie to traktują jako przymus, jako dodatkowy łatwy przedmiot do zaliczenia na dobrą ocenę, bo wlicza się w średnią. Dlatego też może daje to tak mało owoców. Poza tym materiał poruszany na tych lekcjach tak dla mnie, jak i zapewne dla wielu innych, to tzw. odgrzewane kotlety. Nic nowego.
A z księżmi w szkole a sytuacją międzyludzkimi... To prawda, ze często są przez innych pedagogów tak jakby odseparowywani, czasem niestety wyśmiewani.

Potrafił mowić z chłopem, używając języka chłopa Masz jakieś materiały w tej kwestii? Mogłaby to być interesująca lektura.

to dużo zależy od katechetów. W podstawówce i w gimnazjum nigdy nie lubiałam Religii a w liceum u mnie się zmieniło. Trawiłam na takiego Ks. który naprawdę umie prowadzić te lekcję i są one bardzo interezujące.

Między innymi dzieła Platona, ucznia Sokratesa. Mowa była wcześniej o Sokratesie...

Możesz to rozwinąć? może trafiłam na niezbyt inteligentną kadrę nauczycielską w swoim liceum, ale wyraźnie odczuć można było, że nasz ksiądz od religii był momentami przez co niektórych wyszydzany. Ponadto mój znajomy- ksiądz opowiedział mi mniej więcej jak to u Niego bywa, choć teraz jest całkowicie inaczej, bo to człowiek otwarty na kontakty i ludzie to doceniają.
A dlaczego tak jest? ja widzę tu dwie odpowiedzi. Albo ta związana z wiekiem pierwszej spowiedzi świętej, bo niewątpliwie bardzo mała garstka tych dzieciaków wie co się najbardziej liczy w tym dniu, albo zbyt duży nacisk na formalności na religii, aniżeli na charakter i sens.
Jednakowoż nie twierdzę, że każdy nauczyciel, katecheta, ksiądz, robi te same błędy. Miałam dawniej wspaniałą katechetkę, która naprawdę potrafiła zainteresować tematem lekcji jak i samą wiarą.

Albo ta związana z wiekiem pierwszej spowiedzi świętej, bo niewątpliwie bardzo mała garstka tych dzieciaków wie Wierz mi, że wie. O ile jest dobrze przygotowana katecheza przed I Komunią.
A ja napisze całkiem inaczej.
Moim zdaniem religii w szkołach być nie powinno.
A jeśli ma być to tylko dla chętnych. I tak aby księża robili to z powołania a nie z innych powodów.
Ja pamiętam swoje lekcje katechezy i wspominam je jako najnudniejsze i najmniej zachęcające zajęcie w szkole.
Jak by była religia tylko dla osób chętnych to by przychodziło nie więcej niż 5 osób na nią.
I to jest sedno sprawy

Jak by była religia tylko dla osób chętnych to by przychodziło nie więcej niż 5 osób na nią.
No i dobrze. Wtedy te lekcje miałyby sens, nauczyciel skupiłby się na prowadzeniu zajęć, a nie na uciszaniu reszty klasy, która zupełnie nie jest zainteresowana tematem.

Wierz mi, że wie. O ile jest dobrze przygotowana katecheza przed I Komunią. i właśnie w tym tkwi szkopuł

A co powiesz na to, że zaciera się u ludzi poczucie grzechu? Rachunek sumienia, dobry rachunek sumienia, to na prawdę rzadkość. Nie tylko pośród młodych. powiem na to, ze wiem i mam świadomość tego, ale nie tyczy się to tematu. Martwi mnie natomiast że dwudziestolatek robi sobie rachunek sumienia z książeczki, którą dostał na pamiątkę I-wszej Komunii Świętej i żaden katecheta dotychczas i już raczej w ogóle żaden, nie zajął się tym, by dzieciom po Komunii wyperswadować te swoje regułki i poopowiadać o sensie tego wszystkiego. Takie są realia proszę księdza i ja nie atakuję tutaj nikogo.

Agusia:) napisał/a:
Jak by była religia tylko dla osób chętnych to by przychodziło nie więcej niż 5 osób na nią.

No i dobrze. Wtedy te lekcje miałyby sens, nauczyciel skupiłby się na prowadzeniu zajęć, a nie na uciszaniu reszty klasy, która zupełnie nie jest zainteresowana tematem.



Teoretycznie raeligia jest tylko dla chętnych.

Przyznam że w pewnym okresie zastanawiałam się nad zrezygnowaniem z tych zajęć.
Dlaczego? Dlatego że, nawet pouczyć sie nie dało... taki był hałas... i nie tylko...

[ Dodano: Sro 05 Sie, 2009 21:28 ]

Teoretycznie raeligia jest tylko dla chętnych. w praktyce nie dostaniesz bierzmowania bez tego, a wielu jest wierzących i to głęboko, którzy nic nie wyciągają z religii i to nie z ich winy.
to po co Komu bierzmowanie jeśli nie chce chodzić na religię

to po co Komu bierzmowanie jeśli nie chce chodzić na religię

Np dlatego, że nie chce chodzić na religię nie dlatego, że jest "słabej wiary", a dlatego, że religia w szkole jest fatalnie prowadzona (nudno, nieciekawie, mało rzeczowo - mozna by wymieniać mnóstwo) lub też dlatego, że klimat w klasie nie sprzyja dowiedzeniu się tam czegokolwiek nowego.
Drizzt - rozumiem, że pracujesz w służbach, które rewidują dokonania katechetów w szkołach i masz obraz CAŁOŚCIOWY katechizacji w Polsce, tak?
No właśnie Drizzt - o co Tobie tak naprawdę idzie ?. Wiadomo, że są lepsi i gorsi nauczyciele religii, świeccy jak i kapłani - i czego ma to dowodzić, no a gdzie są chrześcijańscy rodzice owych pociech, że tak kontestują wiarę?.

Może rozwiązania problemu szukasz nie tam gdzie potrzeba....?

I jeszcze jedno pytanko, skąd czerpiesz swoją wiedzę, bo ja znam wielu katechetów świeckich jak i zakonnych, i mam inne zdanie na ten temat.....

Wreszcie do czego ta dyskusja ma nam służyć .... bo doprawdy sam nie wiem. Dodam jeszcze że osobiście uczyłem kiedyś, dawno temu jak religia była w salkach katechetycznych, więc mam jakieś pojęcie na ten temat.

Wiadomo, że są lepsi i gorsi nauczyciele religii, świeccy jak i kapłani - i czego ma to dowodzić, no a gdzie są chrześcijańscy rodzice owych pociech, że tak kontestują wiarę?.

Rodzice swoją droga a katecheci swoją

to po co Komu bierzmowanie jeśli nie chce chodzić na religię spotkałam się z taką sytuacją, gdzie ksiądz przychodził na lekcję i najzwyczajniej na świecie czytał sobie książkę, nie sprawdzał obecności, ktoś jak przyszedł pięć minut przed dzwonkiem na przerwę, rzucając hasłem, ze przeprasza za spóźnienie, wpisywał spóźnienie... Ja rozumiem, że arogancja ze strony uczniów czasem przerasta, ale umówmy się, nie przez cały rok.
Wojtek, ks. Marek - chyba dorabiacie sobie słowa, których nie powiedziałem. Nie twierdzę, że wszyscy tacy są - sam swego czasu znałem FENOMENALNEGO księdza, który uczył religii (również fenomenalnie). Ale nie da się ukryć, że z tą religią różnie bywa - stąd napisałem, czemu w wielu (co nie znaczy większości, mniejszości, czy coś tego pokroju) przypadkach ludzie MOGĄ nie chcieć chodzić na religię. Wskazałem na możliwe przyczyny, a nie na coś, co dzieje się zawsze i wszędzie.
niestety, teraz młodzież staje się coraz gorsza, nie mają nawet szacunku dla nauczyciela

nie mają nawet szacunku dla nauczyciela Bo nie mają szacunku do samych siebie. O!

Ok, więc powinno być: "dlatego, że religia w ICH szkole jest fatalnie prowadzona".
nie przez wszystkich katechetów

nie przez wszystkich katechetów

Jasne, ze nie. Więc prościej - jeżeli ktoś przestał chodzić na religię, powodem (lub jednym z powodów) MOGŁO być to, że była ona fatalnie prowadzona. W ten sposób, teraz chyba wszystko jasne.

"dlatego, że religia w ICH szkole jest fatalnie prowadzona". No to by świadczyło o niedojrzałości w wierze. Jeśli widzę, że ktoś coś robi tak jak nie powinien, to nie zostawiam go w błędzie lecz staram się mu wskazać, że błądzi, że źle czyni. Czasem mówię to wprost, czasem wystarczy tylko kogoś naprowadzić.

Cały problem w tym, że dziś robi nam wysiadkę komunikacja międzyosobowa. W wielu wypadkach to owoc przedmiotowego odniesienia do człowieka. Nie widzi się w nauczycielu mentora, autorytetu, mistrza lecz postrzega się go jako środek do celu.
Niech zmieni szkołę, może w tedy będzie lepiej przeprowadzona, jeśli im nie pasuje coś. Uczniowi zawsze coś nie pasuje w nauczycielu, zawsze coś powiedzą na ich temat głupiego: On jest głupi, nie umie uczyć itp.
ks. Marek - tyle, że w tym stwierdzeniu ksiądz nieco pomieszał kolejność. Działania i postawy, o których ksiądz mówi (pomoc bliźniemu - katechecie - w tej sytuacji) powinny być EFEKTEM katechezy, a nie jej rozruchem. Jeśli katecheza miałaby być podstawowym środkiem rozwoju w wierze, to z założenia należy przyjąć, że człowiek zaczynający ten kurs nie jest w wierze rozwinięty - trudno więc oczekiwać od niego działań cechujących kogoś rozwiniętego, prawda? A jeśli ktoś jest dojrzały w wierze - to po co mu z kolei podstawowy kurs wiary, jakim jest katecheza?

Tak więc to rozumowanie prowadzi do błędnego koła.

[ Dodano: Czw 06 Sie, 2009 22:39 ]

On jest głupi, nie umie uczyć itp. To wyniesione jest z domu. Rodzice wzajemnie się nie szanują, obrażają się. Dziecko to widzi i z tym wychodzi w świat.

[ Dodano: Czw 06 Sie, 2009 22:42 ]
owszem rodzica dają nam przykład, ale to nie znaczy, żebyśmy my się tak zachowywali. Przeciesz my mamy swój rozum a nie rodziców.

Przeciesz my mamy swój rozum a nie rodziców. Mądrze piszesz i dojrzale. Jednak nie każdy to wie i jest w stanie przyjać jako wartość swego życia.
Opowiem ,wam pewien fakt z życia mojego przyjaciela księdza z Gdyni, rzecz działa się dobrych naście lat temu w żeńskiej szkole... . Mianowicie sprawa poszła o sex przed ślubem i używaniu prezerwatyw z partnerami przez owe panny. Tak więc jedynie dwie Baptystki, które uczęszczały na lekcje religii, broniły owego prezbitera przed atakiem katolickich dziewcząt i starały się wykazać iż ksiądz ma rację.......

Więc o czym my tu tak naprawdę mówimy?. Już widzę jak na student otwarcie i wulgarnie kontestuje swego promotora, czy wykładowcę...... mając do tego skąpe i nie do końca sprawdzone informacje. Jeśli kiedyś studiowaliście - to wiecie o czym mówię... i nie chodzi mi bynajmniej o zastraszenie..... lecz o rzetelne rozpatrzenie danej sprawy przez całe kolegium przyszłych magistrów.

A myślę, że z religią jest tak, jak z każdym innym przedmiotem. Są dobrzy nauczyciele i gorsi. I raczej trudno byłoby to zmienić. Z pewnością masz rację. Jednak co do zmiany na lepsze - nikt nie mówi, że to łatwe. Generuje to potrzebę wielu działań, reform. I to chyba jest główny powód, czemu niekiedy katecheza kuleje. W moim przeświadczeniu wiele na niekorzyść daje fakt, iż jest zbyt wielu katechetów.


W moim przeświadczeniu wiele na niekorzyść daje fakt, iż jest zbyt wielu katechetów.

Teraz ja nie bardzo łapię....?.

Teraz ja nie bardzo łapię....?.
Wotku, w latach 90 XX wieku nastąpił wielki boom podaży na wiedzę z zakresu teologii katolickiej. Zaczęły powstawać liczne instytuty teologii dla świeckich wyrosłe na zrębach Klubów Inteligencji Katolickiej. Zamysłem tego dzieła było przygotowanie ludzi do apostolatu w nowo powstałych realiach postkomunistycznych. Zamierzenie bardzo chwalebne, bez dyskusji. Z czasem jednak chyba przestano to kontrolować i zamiast apostolatu zaczęto wprowadzać etaty zarobkowe. Konkordat spowodował powrót religii do szkół. Trzeba było wykorzystać ten fakt i obsadzić etaty ludźmi,i, którzy by poprowadzili katechezę. Mnie samego zawsze uczył ksiądz. Ale w tej samej mojej szkole uczyły 2 katechetki będące w trakcie studiowania na jednym z takich instytutów teologii. Z czasem stało się to dość powszechnym sposobem na zyskanie pracy. Wiadomo, jak było z pracą w ogóle w tamtym czasie. Zwolnienia, redukcje etatów, kuroniówki, etc.
Skutek był taki, że, nie oszukujmy się, jakość przygotowania tych ludzi zdecydowanie podupadła. I zamiast świadków wiary narobiło się masę najemników, którzy chcą utrzymać siebie i bliskich. Nie sądzę, by powszechną praktyką katechetów świeckich była stałą formacja duchowa, przez realizowanie się i przynależność do jakiejś wspólnoty modlitewnej, ewangelizacyjnej, apostolskiej, etc. Można by spytać, czy można od nich tego wymagać, czy tez nie. Przecież mają swoje rodziny i swoje życie osobiste. Ale z drugiej strony, katecheza to coś więcej niż nauka pacierza, Dekalogu i tym podobnych rzeczy. Nade wszystko katecheza to świadectwo dawane tym, których się katechizuje.
Zaznaczam, że nie chce generalizować, bo to byłoby podłe.
Moich braci w LO uczył religii świecki i miał zdecydowanie większy mir i zainteresowanie aniżeli ksiądz, który w tej samej szkole katechizował. Co więcej, ksiądz ten również cieszył się szacunkiem pośród młodych, zainteresowaniem, etc. Jednak świecki bardziej dopasowywał uczniom.
Tak, dokładnie zgadam się, a ze swojego doświadczenia wiem, że tak było.....

No to by świadczyło o niedojrzałości w wierze. Jeśli widzę, że ktoś coś robi tak jak nie powinien, to nie zostawiam go w błędzie lecz staram się mu wskazać, że błądzi, że źle czyni. Czasem mówię to wprost, czasem wystarczy tylko kogoś naprowadzić.
ok, a jeśli ja rozmawiałam dawniej z księdzem w liceum, że powinien spróbować czegoś innego, bo go wszyscy olewają, mówiłam, że te religie to nic nam nie dają, po czym on powiedział: taki już jestem. to czy to, jakby w tamtym momencie wypisała się z przedmiotu, byłoby antyświadectwem? Nic, kompletnie nic nie działo się na tych religiach. Totalna samowola.
Po pierwsze to w szkole lekcja religii jest tylko z nazwy. To są katechezy, a nie lekcje religii. Tam się uczy tylko i wyłącznie katolickiej wiary. Ja uważam to za coś nagannego, ponieważ ogranicza to horyzonty myślowe uczniów. Dla mnie przyjmowanie, że to akurat ja mam racje i inni się mylą, że moją religia jest jedyna i prawdziwa jest skrajnym egoizmem. Religia nie opiera się na faktach, a na domysłach i niepewnych źródłach historycznych. Tak naprawdę wszystko jest kwestią wiary. Dlatego dla mnie tyle samo prawdy jest w katolickiej religii co np. w Judaizmie lub Islamie.
Teraz religia w szkole. Jak byłem w pierwszej klasie gimnazjum to uczył mnie super ksiądz. Miał podejście do młodzieży. w drugiej klasie już była porażka. Uczył nas katecheta, który kompletnie nie zna się na uczeniu. Prywatnie był super, można pogadać jakoś normalnie, jak go spotykałem w kościele. Ale lekcje prowadził koszmarnie.

Po pierwsze to w szkole lekcja religii jest tylko z nazwy. To są katechezy, a nie lekcje religii. Tam się uczy tylko i wyłącznie katolickiej wiary. Ja uważam to za coś nagannego, ponieważ ogranicza to horyzonty myślowe uczniów.
Bremes, jak sobie to wyobrażasz, że w Kościele Katolickim księża będą uczyli innych pogańskich wiar ?
A wiesz co to Ewangelia i że Jezus nakazał głosić Ewangelię a nie uczyć o innych wiarach.
Zastanów się się nad tym, ile wiesz na temat swojej wiary, czy rozmyślasz nad Słowem Bożym, które usłyszysz na lekcji religii i na Mszy. Trzeba wiele modlitwy i pokory, żeby zrozumieć do końca Boga a jak ktoś ciągle zagląda do innych wiar to nigdy się niczego nie dowie o swojej wierze.
Po co w ogóle jest katecheza w szkole?

Oczywiście po to, by dzieci mogły się nauczyć religii swoich rodziców. W świetle postanowień państwa tą religią może być zarówno katolicyzm, jak i buddyzm czy kult wielkiego ogórka mzimzu.

Religia w szkołach z założenia jest przekazem wiary przodków i to jest dobre. Jeżeli ktoś pozna wiarę, w którą wrastały poprzednie pokolenia i uzna, że nie chce jej przyjąć, to zawsze ma wolny wybór - co oczywiście obserwujemy choćby po tym, że coraz więcej osób wybiera rozwód z religią.

Pytanie zasadnicze, to: czy lepiej w szkołach państwowych uczyć religioznawstwa, czy danej religii? Osobiście mam w tym pewien interes, żeby jednak uczyć religioznawstwa. Jest to interes polegający na tym, że profil mojego wykształcenia jest właśnie religioznawczy, mimo że w zakresie teologii. Mam więc świadomość, że w pewnym stopniu zdystansowałbym ewentualnych konkurentów do potencjalnych stanowisk w szkole. Sęk w tym, że mi się do pracy w szkole wcale nie spieszy.

Być może byłoby to ciekawe rozwiązanie, gdyby szkoła "na dzień dobry" oferowała właśnie religioznawstwo, a w tych szkołach, w których rodzice wyraźnie sobie tego zażyczą (np. w formie ankiety przeprowadzonej na wywiadówkach), można zrealizować program katechetyczny z ewentualnymi poszerzonymi elementami religioznawczymi.

Po dwuletniej praktyce katechizowania w szkole mam świadomość, że wiele tematów w programie nachodzi na siebie i przez kilkukrotne powtarzanie treści staje się śmiertelnie nudnymi. Jeśli katecheza ma się opierać na "wbijaniu do łbów przez nieustanną repetycję", to wydaje mi się, że zdecydowanie nie o to chodzi. Nie chodzi w końcu o to, by zanudzić Chrystusem na śmierć.

Wprowadzenie religioznawstwa uzasadniłoby odrzucenie aktualnego dyskryminowania oceny z religii. Również w tych szkołach, w których rodzice wyraźnie i pisemnie poświadczyliby wolę katechizowania w ramach tego przedmiotu, równe traktowanie oceny z religii z innymi przedmiotami, miałoby silniejsze uzasadnienie.

Ponadto przekwalifikowanie katechetów na religioznawców, a w przyszłości utworzenie wydziałów religioznawczych z funkcjonujących już katedr nie wydaje się aż takie trudne. Wydaje mi się, że jest to rozwiązanie, które warto wziąć pod uwagę, bo tworzy ono pewien kompromis, w obrębie którego można również wyeliminować obecne wyraźne dyskryminowanie przedmiotu religii w szkołach.

Najlepszym rozwiązaniem byłoby przywrócić lekcje religii do kościołów, a w szkole albo nic nie dodawać, albo dać religioznawstwo.

Bremes napisał/a:
Po pierwsze to w szkole lekcja religii jest tylko z nazwy. To są katechezy, a nie lekcje religii. Tam się uczy tylko i wyłącznie katolickiej wiary. Ja uważam to za coś nagannego, ponieważ ogranicza to horyzonty myślowe uczniów.

Bremes, jak sobie to wyobrażasz, że w Kościele Katolickim księża będą uczyli innych pogańskich wiar ?
A wiesz co to Ewangelia i że Jezus nakazał głosić Ewangelię a nie uczyć o innych wiarach.
Zastanów się się nad tym, ile wiesz na temat swojej wiary, czy rozmyślasz nad Słowem Bożym, które usłyszysz na lekcji religii i na Mszy. Trzeba wiele modlitwy i pokory, żeby zrozumieć do końca Boga a jak ktoś ciągle zagląda do innych wiar to nigdy się niczego nie dowie o swojej wierze.

Nie w Kościele Katolickim, tylko w demokratycznej szkole.


Bremes napisał/a:
Ja uważam to za coś nagannego, ponieważ ogranicza to horyzonty myślowe uczniów

a tu był palnął kolega bzdurę; jeśli ktoś nie zna religii chrześcijańskiej i douczy się o niej na katechezie, to oczywiście jego horyzonty się poszerzą o precyzyjniejszą znajomość jednej religii; ponadto, jeśli ów ktoś chce dalej rozwijać się w kierunku religioznawstwa, to nikt mu nie broni - książki i internet są powszechnie dostępne

Z doświadczenia wiem, że na lekcjach religii niewiele się dowiadujemy nowego o Katolickiej Wierze, ponieważ rok w rok uczymy się tego samego. O tych samych Świętych i tych samych wydarzeniach. A jeśli ktoś ma zerowe lub prawie zerowe wyobrażenie o innych religiach to wtedy dowiedziałby się przynajmniej czegoś nowego. a nie w kółko to samo.

Bremes napisał/a:
Dla mnie przyjmowanie, że to akurat ja mam racje i inni się mylą, że moją religia jest jedyna i prawdziwa jest skrajnym egoizmem

Mniemanie szanownego kolegi, że kolega ma niby rację co do religii w szkołach, a katolicy jej nie mają, wydaje się równie skrajnym egoizmem. Przyjęcie jakiejkolwiek opcji światopoglądowej - również tzw. neutralności światopoglądowej - jest egoistyczne choćby wobec tych, którzy światopoglądowo nie są neutralni, a właśnie zaangażowani - oni też mają swoje prawa, więc dlaczego niby szanowny kolega miałby im narzucać swój punkt widzenia?

Owszem mają swoje prawa. Dlatego uważam, że religia powinna pozostać w kościołach, a nie w szkole. Polska szkoła jest teoretycznie demokratyczna, ale jeśli jest w niej tylko jedna religia i innego światopoglądu się nie dopuszcza to już nie jest demokratyczna.

Po pierwsze to w szkole lekcja religii jest tylko z nazwy. To są katechezy, a nie lekcje religii. Tam się uczy tylko i wyłącznie katolickiej wiary. Ja uważam to za coś nagannego, ponieważ ogranicza to horyzonty myślowe uczniów.

No nie wiem jak sobie wyobrazasz inaczej religię jeżeli w polsce większość lydzi to Katolicy ..........
wiec wiekszosć uczniów to też Katolicy ..........
Demokratyczna szkoła
Kolego, w szkole 99% dzieciaków chciałoby mieć ciągłe wakacje. Myślisz, że to wystarczy, by je demokratycznie przegłosować?

Najlepszym rozwiązaniem byłoby przywrócić lekcje religii do kościołów, a w szkole albo nic nie dodawać, albo dać religioznawstwo.
W naszym systemie taka alternatywa byłaby bardzo kiepskim rozwiązaniem. Szanowny kolega zdaje się nie brać pod uwagę, że żyje nie w systemie anarchistycznym, w którym silniejsza jednostka narzuca to co chce słabszej jednostce, ale w praworządnym z założenia systemie demokratycznym, w którym decyduje ogół obywateli o losach swego suwerennego tworu, zwanego państwem.

Jeśli szanowny kolega nie szanuje woli większości obywateli w tym kraju, to czemu domaga się uszanowania własnych, antydemokratycznych upodobań?


że chrześcijaństwo nauczające o swojej religii musi nauczać o innych.

przy czym w programie nauczania znajduję się częsć poswiecona innym religia co oznacza ze katolicyzm nie zamyka się tylko w sobie i nie potępia tych co je wyznają

Bremes napisał/a:
Najlepszym rozwiązaniem byłoby przywrócić lekcje religii do kościołów, a w szkole albo nic nie dodawać, albo dać religioznawstwo.

W naszym systemie taka alternatywa byłaby bardzo kiepskim rozwiązaniem. Szanowny kolega zdaje się nie brać pod uwagę, że żyje nie w systemie anarchistycznym, w którym silniejsza jednostka narzuca to co chce słabszej jednostce, ale w praworządnym z założenia systemie demokratycznym, w którym decyduje ogół obywateli o losach swego suwerennego tworu, zwanego państwem

Najpierw niech szanowny kolega dowie si na czym polega anarchizm, a potem się wypowiada.
Nie zamierzam tłumaczyć koledze na czym polega anarchizm, bo nie jest to temat dyskusji.

Bremes napisał/a:
Owszem mają swoje prawa. Dlatego uważam, że religia powinna pozostać w kościołach, a nie w szkole.

Nie jest rozsądne ze strony szanownego kolegi domaganie się pogwałcenia naszej wolności religijnej. Dlaczego szanowny kolega chce ograniczyć naszą wolność wydzierając nam możliwość nauczania o katolicyzmie w szkołach, do których w większości uczęszczają katolicy?

Uczęszczają ludzie ochrzczeni, bo katolikami bym ich nie nazwał. Nie mówię teraz o ogóle, bo nie znam wszystkich uczniów w Polsce, ale powiem o moim otoczeniu. Na całą klasę, 5 nie wie z jakiej jest parafii. W Boga wierzy może kilka. Do kościoła więcej jak dziesięć nie chodzi. A przynajmniej z pięć deklaruje się jako ateiści. A tak naprawdę wierzącą osobą, która chodzi do kościoła, modli się i stara się żyć naukami Chrystusa jest jedna, która z resztą jest często przez to wyobcowana. Na lekcjach religii jakieś 70% ludzi jest przeciwnych kościołowi. Oczywiście wszystkie te osoby są katolikami, teoretycznie. wszyscy byli ochrzczeni i uznani przez statystykę jako katolicy, ale w kościele od paru lat nie byli.

Bremes napisał/a:
Polska szkoła jest teoretycznie demokratyczna, ale jeśli jest w niej tylko jedna religia i innego światopoglądu się nie dopuszcza to już nie jest demokratyczna.

Szanowny kolega chyba zapomina na czym polega demokracja. Pragnę przypomnieć szanownemu koledze, że demokracja polega na realizowaniu woli większości. Póki co na katolickie katechezy uczęszcza w polskich szkołach większość uczniów.

Owszem uczęszcza, ale tylko po żeby sobie polepszyć średnią lub zrobić sobie zadanie domowe. Do dzisiaj pamiętam, jak mój kolega w ciągu roku chciał się wypisać z religii, oczywiście nie mógł, bo mu wychowawczyni zabroniła i kazała iść do psychologa.

Jeśli szanowny kolega nie szanuje woli większości obywateli w tym kraju, to czemu domaga się uszanowania własnych, antydemokratycznych upodobań?
To nie jest wola większości obywateli, tylko lenistwo. "Niech idzie na tą religie i spokój"

Szanowny kolega pogrąża się w raz palniętej bzdurze. Otóż nie wiem co kolega robił na lekcjach religii i czy w ogóle na nie chodził, a jak chodził, to czy pilnie uważał.
Owszem uważałem, nawet kilka religii sam przygotowywałem i prowadziłem. starałem się tam zachować neutralny punkt widzenia. Opowiadałem o tym jakie są różne wyobrażenia o Bogu różnych ludzi. Mówiłem też jak ważna jest wiara w życiu człowieka. Nie jestem przeciwny jakiejkolwiek religii.

Czy też po prostu szanowny kolega chce nam narzucić swój - podejrzanie zneutralizowany (a może to po prostu zakamuflowany ateizm?) - osobisty punkt widzenia? Póki jednak szanowny kolega żyje w państwie z założenia praworządnie demokratycznym, radzę podporządkować się woli demokratycznej większości.
Owszem staram się być neutralny. Po prostu jestem przeciwny faworyzowania jakiegoś światopoglądu. Podam taki przykład. Gdybyśmy żyli w państwie komunistycznym. To uczono by o komunizmie i mówiono, że jest cudowny, a o demokracji i kapitalizmie mówiono y same najgorsze rzeczy. Pewnie sporo osób by w to uwierzyło i wtedy większość by chciała słuchać o komunizmie i jaki to on cudowny jest. Czyli wtedy byłbyś za tym, że komunizm jest lepszy, bo większość tak chce?

Później właśnie pojawiają się stereotypy o innych religiach, bo ludzie znają tylko jedną, a o innych mają znikome pojęcie.

Bremes napisał/a:
Później właśnie pojawiają się stereotypy o innych religiach, bo ludzie znają tylko jedną, a o innych mają znikome pojęcie.

A może by tak pomyśleć, jest jeden Bóg, jeden Jezus i jedna nauka, więc po co Ci inne wiary, które nie wiadomo skąd pochodzą.
Nasza wiara mówi, że Jezus jest Synem Boga i to On powołał Apostołów, żeby głosili tę jedną, jedyną prawdę o Bogu i życiu w Królestwie Bożym.
A co nad to jest od złego pochodzi, więc czego jeszcze szukać i mieszać sobie w głowie ?
Gdyby każdy tak myślał to dalej byłyby by wysyłane wyprawy krzyżowe i nie istniałoby coś takiego jak "Ekumenizm"
Jakoś dziwnie rozumujesz, Ekumenizm jest po to by się jednoczyć w jednej prawdziwej wierze. Chyba sobie nie wyobrażasz, że my Katolicy przejdziemy na inną wygodniejszą wiarę ?

Najpierw niech szanowny kolega
o, widzę, że koledze udzieliło się z mojego stylu cóż... jak to niektóre rzeczy potrafią być zaraźliwe...


Skoro tak, to chętnie porozmawiam o tym, co robili katolikom anarchiści - których szanowny kolega zdaje się być sympatykiem - w czasie wojny domowej w Hiszpanii w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Z tego, co mi wiadomo, to nie byli zbyt delikatni...
Nie byli, tu kolega ma racje. Radzę poczytać o męczennikach z Haymarket.

Zaczynam odnosić wrażenie, że ta dyskusja nie ma sensu. Ja mam swoje poglądy, kolega również ma swoje i oboje nie zamierzamy ich zmieniać.

Zaczynam odnosić wrażenie, że ta dyskusja nie ma sensu. Ja mam swoje poglądy, kolega również ma swoje i oboje nie zamierzamy ich zmieniać.
ano fakt, nie zamierzamy
Hmm lekcje religii lubię. Taka dłuższa przerwa ^^ Żart, aczkolwiek wiele osób tak to traktuje. Co do religii nic nie mam, uważam, że wiedza na temat różnych religii, systemów filozoficzny, tu i ówdzie sek jest potrzebna. Tak myślałem, aż się przekonałem, że za dużo o innych religiach i systemach filozoficznych się nie dowiem, z wyjątkiem Chrześcijaństwa, a sekty poznam tylko od Chrześcijańskiej strony. Owszem są ogólne wiadomości nt. innych religii jak Buddyzm, Judaizm, islam, ale to głównie uczę się o Chrześcijaństwie. O ich interpretacji względem Biblii o jej historii etc.

Dlatego nie mam zdania. Gdyby dało się zmniejszyc wiadomości o chrześcijańskiej religii, a zwiększyć te ogólne o innych systemach i religiach to byłbym jak najbardziej za. W sumie i tak jestem za, bo i tak i tak będzie dobrze. Tak nauczę się ogólnikowo o Syst..F... i innych religiach a tak to nauczę się poprostu mniej o Syst..F... i "innowierstwie", ale więcej o Chrześcijaństwie.

W każdym razie lubię dyskusje nt. aborcji, eutanazji, invitro, tematy takie dzisiejsze na religii. Wtedy z chęcią słucham i dyskutuje, tudzież wrzeszczę i tupię (żart ofc)
Dla mnie trudne sa lekcje religi, ludzie non stop najeżdżają a jak cos powiem patrzą pobłażliwie.. wracałam kiedys ze szkoły to by ło krótko po Bożym Narodzeniu, chłopacy z klasy stali i palili fajki pod szkołą, kiedy szłam jeden z nich zaczął śpiewać(?) " Bóg sie rodzi, moc truchleje" Reszta zazęła sie śmiac, gapli się w moja stronę...

Czasami sie zastanawiam na ile to wszystko ma sens,takie moje stawanie w obronie wiary
Nie no, sens na pewno ma, ale chyba w tym momencie modlitwa jest bardziej potrzebna. Bo co da taka edukacja?? kiedy lekcja religi(przynajmniej u mnie w klasie) jest polem do popisu dla tych co nie wierzą???

kiedy lekcja religi(przynajmniej u mnie w klasie) jest polem do popisu dla tych co nie wierzą???
Gdzie jest katecheta- ja się pytam?

Szczerze mówiąc ja do gimnazjum mniej więcej (chociaż i w gimnazjum, ale to inna sprawa) nie wiedziałam co to jest religia tudzież katecheza. Uczyła mnie katechetką, którą (przepraszam!) wspominam niezbyt miło. I do tej pory tak jest. Jak dla mnie była niewykształcona, zamknięta, monotematyczna, nudna. Przepraszam, ale tak wtedy uważałam i teraz też. Tak było, więc nie ma co się oszukiwać. Nie lubiła nikogo, kto wiedział od niej więcej. Twierdziła, że młodzież to samo zło (uczyła mnie od 4 do 6 klasy). Więc chyba minęła się z powołaniem. Każda lekcja była taka sama. Brr. Z ulgą poszłam do gimnazjum. A tam? ROZCZAROWANIE! Co prawda katechetki już nie było, ale za to był ks. wikary. Wykształcony, a jakże. Bunt się nasilał (nie jakiś tam nie wiadomo jaki tylko taki zwykły. Jak to u nastolatki(?)). Próbowałam się jakoś tam dostosować do wymagań, ale nie przypadłam ks do gustu No i zaczęło się. Ja jako dziecię poszukujące prawdy nie potrafiłam wszystkiego przyjąć, więc zadawałam mnóstwo pytań, ks. to irytowało. Jakoś od początku nie byliśmy do siebie przychylnie nastawieni. I tak poszukując prawdy, pytając, dociekając wylądowałam na koniec roku z religii z oceną... DOPUSZCZAJĄCY. (to była I gimn.) Byłam zawiedziona, ale przeżyłam i to. Z radością zaczęły się wakacje. Zmieniłam swoje nastawienie, sposób bycia, ugruntowałam co nieco i wróciłam do szkoły (II gimn.) Było już trochę lepiej, ale te lekcje dalej nie wyglądały tak jak powinny wyglądać. w III gimn przyszedł Nowy wikary było o niebo lepiej. W III gimnazjum poznałam dopiero o co chodzi z kolorami szat liturgicznych i kiedy się jakie zakłada Teraz już jestem w liceum mam świetną katechetkę.

Jest super przygotowana do pracy z młodzieżą. A klasę mam niełatwą. Wierzących (czyli takich którzy praktykują) jest może z 5 osób (na 34), z 4 niewierzących, a reszta to "katolicy", bo mama tak chce. trudno się prowadzi lekcje w takiej klasie. wszystko jest podważane, negowane. Jednak katechetka świetnie sobie daje radę, prowadzi tak zajęcia, żeby każdy był zadowolony, a jednak żeby "męczyły" go myśli o Bogu także wtedy, kiedy z katechezy wyjdzie. Poza tym idzie z duchem czasu i a świetne materiały przygotowawcze i pomysły na prowadzenia zajęć. Żadne nie były takie same i co najważniejsze nie boi się niewygodnych pytań!

Przepraszam wyszło mi takie małe świadectwo i OT zarazem, ale za to wszystko Chwała Panu!

i co najważniejsze nie boi się niewygodnych pytań

O, i to, moim skromnym zdaniem jest podstawa. Młodzież ma to "do siebie" (czy może raczej "ten plus") że nie zadowalają ich banalne odpowiedzi, utarte komunały i stwierdzenia w stylu "jest tak, bo tak jest". Katecheta/ksiądz, ktory boi się, czy też negatywnie reaguje na niewygodne pytania czy wątpliwości, u młodzieży jest w zasadzie od zaraz skreślony. Kilka takich unikowych odpowiedzi, i już jest uznawany za naiwnego, niedouczonego zacofańca (cóż, taka prawda, tak sie ocenia). Dlatego akurat umiejętnośc krytycznego, czy raczej analitycznego podejścia do wiary, odpowiadanie na takie pytania, w sposób rzeczowy, konkretny, uargumentowany, jest podstawą, "być albo nie być" dobrego katechety.

kiedy lekcja religi(przynajmniej u mnie w klasie) jest polem do popisu dla tych co nie wierzą???

Gdzie jest katecheta- ja się pytam?


Katecheta jest tylko on nie ma za bardzo podejścia do naszej klasy(tych stawiających się nauczycielowi) Czasami już macha ręką na ich zachowanie i dalej gada swoje.
Mówi że jak nie chcą słuchać, moga w każdej chwili wyjść,zamiast przeszkadzać. N a oni te swoje wywody że to wszystko jest bez sensu i śmieszne" Czy Bóg może stworzyc kamień ktrego ne jest w stanie unieść??" i takie tam

N a oni te swoje wywody że to wszystko jest bez sensu i śmieszne" Czy Bóg może stworzyc kamień ktrego ne jest w stanie unieść??" i takie tam

Widzisz, pytanie wcale nie jest bez sensu, choć oczywiste jest, że nie ma dla niego odpowiedzi (przynajmniej jednoznacznej).

Zresztą, takie pytanie to akurat pestka, moge zrozumiec, że ksiądz nie odpowie na nie, bo nie widzi sensu, skoro wie, że jednoznacznej odpowiedzi się nie doszuka. Ale sa i inne pytania, bardzo sensowne, ale niewygodne. Na przykład:

1. Czemu celibat księży, skoro w Biblii Jezus poucza, że kapłani mają dbać o swoje ŻONY i DZIECI?

2. Dlaczego większość najwazniejszych świąt chrześcijańskich zaczerpniętych jest z dawniejszych religii (daty, czasami obrzędy, etc)

3. Dlaczego Jezus uznawany jest za Boga, równego Ojcu, jednego z Nim, skoro sam mówi, że wszystko, co czyni, to nie On czyni, a Bóg przez Niego? (innymi slowy - stawia sam siebie w pozycji takiego samego jak my czlowieka).

Pytania te sa trudne, i katecheci/księża czesto unikaja na nie odpowiedzi bo wiedzą, że odpowiedzi te i dalsza dyskusja może ich zaprowadzić w niewygodne i niebezpieczne dla nich rejony. A dla młodego czlowieka nie wystarczy informacja "co", ale konieczne jest też dokladne opisanie,"dlaczego".

bashca napisał/a:
N a oni te swoje wywody że to wszystko jest bez sensu i śmieszne" Czy Bóg może stworzyc kamień ktrego ne jest w stanie unieść??" i takie tam

Widzisz, pytanie wcale nie jest bez sensu, choć oczywiste jest, że nie ma dla niego odpowiedzi (przynajmniej jednoznacznej).

Tylko chodzi o to, że dam sobie ręce obie obciąć, że osoby, które zadają takie pytania(właśnie dlatego, ze są trudne niejednoznaczne i niekiedy niestety dla Kościoła kompromitujące ) na religii nie pytają, bo chcą rzetelnej wiedzy i oparcia dla swojej wiary, ale dlatego by wyśmiać katechetę. A ten nie wie co zrobić, bo jak wytłumaczyć tak trudne sprawy, gdy za chwilę dzwonek, a klasa go olewa.
Tu potrzeba spokoju, jakiejś elementarnej ogłady, podstaw (nie ukrywajmy, że młodzież nie czyta Pisma Świętego nie mówiąc o jakichkolwiek książkach filozoficznych-nie ma bazy
Bananek - alez oczywiście, ja nawet bym so bie za to dal uciąć nie jedna, a obie ręce. Tyle tylko, że katecheta/ksiądz powinien na takie pytania odpowiadac TYM BARDZIEJ. Zauważ, że Jezusowi rownież zadawano niewygodne pytania, czesto by go znieslawić, poniżyć. Czy kiedykolwiek uchylil sie od odpowiedzi? Nigdy. Odpowiadal, zgodnie z prawdą - i to w taki sposob, że przeciwnikom zamykalo usta, a zwolennicy tym bardziej utwierdzali sie w wierze. I tak powinien zachowywac się dobry katecheta.

Przytocze przykład znajomego i jego rozmów z katecheta. Sytuacja miala miejsce za czasow, kiedy chodziłem jeszcze do liceum. Znajomy był raczej any-kościelny, a jednocześnie wiarą zbytnio sie nie interesowal. Lubił tez irytować katechetów niewygodnymi pytaniami. Jednego razu zadal księdzu pytanie na lekcji: "Skoro kościól jest taki wspanialy, to czemu byly krucjaty, inkwizycja, nietolerancja?" Ksiądz nie probowal zaprzeczać tym faktom, bronić się (bo w obliczu wielu faktow by mu sie nie udało). Zamiast tego powiedział: "Jasne, były. Wielu papieży nie dorastalo nawet pietami do swojego urzędu, wiele razy kościoł nawet nie zaslugiwal na swoje miano, nie pokazywal tego czynami. Ale to BYŁO. Czy dlatego, że tak BYLO, nalezy oczerniać KK TERAZ? Czy dlatego, że zapewne jakiś Twoj pra-pra-pra dziadek byl kawalem lotra - bo napewno taki by się w Twojej czy mojej rodzinie znalazl - znaczy to, że mam cię traktowac jak smiecia i na tej podstawie oceniac?!" (tonem ostrym, ofensywnym). Znajomy, lekko zaskoczony na to: "Noo...nie...ale skoro KK nie pelnilo wtedy odpowiedniej funkcji, to wiele rzeczy w Biblii, dogmatów, ktore przecież wtedy też się ksztaltowaly, może być zafalszowanych, mijać się z Biblią. I w wielu miejscach tak jest". Ksiądz znow sie nie bronil. Powiedzial pewnym glosem: "Taaak? Dobrze, w takim razie daję Ci miesiąc. Po tym czasie masz wypisać cytaty z Biblii i z KKK, ktore sobie wzajemnie przeczą, albo cytaty z KK ktore z Biblii nie wynikają. Jesli jesteś facet z jajami, i nie zachowasz sie jak prostak, ktory robi sobie z gęby cholewę, to za miesiąc mi te cytaty przyniesiesz, i podyskutujemy. Slyszy to cala klasa - sami za miesiąc zobacza, czy jesteś kimś więcej niż gadającym bzdury i od rzeczy wyrostkiem".

Koledze tak to pojechalo po ambicji, że nie bylo rady, tylko musial przeczytać CALĄ Biblię, i CAŁY KKK. W dodatku ze zrozumieniem, wglębiając sie w treść. Zresztą, po kilku dniach mówil, że nawet się wciągnąl w czytanie i wyszukiwanie. Tak ksiądz osiągnal sposobem pierwszy podstawowy cel - zmusil chłopaka do dokladnego zapoznania się z katolicyzmem, Biblią, etc.

Znajomy oczywiście cytatów sporo znalazl - potem trwały żarliwe dyskusje na lekcjach, w ktorych nie powiem, ksiądz pola nie ustepowal. Nie bal sie pytań, nie bal się kwestii, w ktorych musial przyznawać rację koledze. Klasa się zainteresowala, wciągnęla - wtrącala też swoje trzy grosze, a korzystali wszyscy, bo poznawali religie, sami z wlasnej woli czytali czy cala Biblie, czy urywki, żeby móc posiadać wlasne zdanie i argumenty.

Epilog jest taki, że znajomy obecnie jest bardzo mocno wierzącym katolikiem. Fakt, w niektorych kwestiach dalej nie zgadza się z oficjalna wykładnia KK, jednak są to raczej detale niż najwazniejsze kwestie, i nie wplywaja na jego zasady moralne czy chęć obcowania z Bogiem w domenie Katolicyzmu.

Innymi slowy - można. Mozna tak poprowadzić sprawe, by nawet najwieksa broń przeciwnikow katolicyzmu - trudne pytania - stały się orężem w rękach księdza, i przyniosly skutek i pożytek calej klasie.

Problem w tym, że do tego ksiądz musi posiadac 3 rzeczy:

1. Wiedzę. Bez tego jedynie sie zbłaźni, bo pierwszy uczniak mu wygarnie takie argumenty, że ksiądz legnie.

2. Charyzmę. Musi potrafić coś więcej niż klepanie obcykanych formulek i prowadzenie monologu. W dodatku musi orientować sie, jak działa ludzka psychologia, by móc zapanować nad rożnego rodzaju ludźmi.

3. Nie bać się trudnych pytań, wręcz cieszyć się, że są zadawane.
Drizzt - w tym temacie doskonale się zgadzamy
W mojej szkole (gdzie pracuję) katecheta (wikary) tyle osiągnął, że chłopak z mojej wychowawczej klasy mimo, że zadeklarował nieuczestniczenie na lekcji frekwencji nie ma naliczanej - mimo to na katechezę chodzi, posłuchać. Na religię nie chodził dobrych kilka lat, jeszcze przez gimnazjum.

Katecheta przez 2 lata osiągnął tyle, że na 30 osób na katechez "zapisywało się" koło 10 osób. Teraz za czasów kapłana (nie jednego, bo 3 ) w niektórych klasach jest po 1-2 niechodzących, czasami więcej( z przyzwyczajenia z poprzednich lat, że wolna godzina ... )
Annnika - i tacy własnie księża i katecheci sa skarbem. Zresztą, nie tylko nauczający, ale i zwykli księza. Tacy, ktorzy nie boją się stanąć twarzą w twarz z trudnymi pytaniami, rozważyć ich, znajdywac odpowiedzi na wątpliwości. Żałuję, że takich nie jest wielu, bo gdyby KK skladalo się z samych takich ludzi az palilbym się do uczestniczenia w tej wspolnocie. A tak, niestety, uwazam, że lepiej szukac wiary i prawdy na własna rekę (bez urazy tutaj, po prostu takie moje podejście).

Natomiast przytocze jeszcze (niedoslownie, bo to dawno było, jedynie ogolny sens) słowa tamtego księdza, jego odpowiedź na pytanie jednego z uczniów, czy nie mecza go takie pytania, wątpliwości, czy czasem wręcz ataki. Brzmiala ona mniej więcej tak: "Męczą? Absolutnie! Ja się bardzo cieszę, że ciągle szukacie luk, znajdujecie niejasności, macie wątpliwości. Po pierwsze widze po tym, że myslicie, że interesujecie się tematem, a nie puszczacie mimo uszu. A po drugie, dla nas obojga jest to nauka, własnie to pozwala nam wzmacniać się w wierze. Sam sie od was też wiele uczę. Widzialem te niejasności, ale zanim padaly takie pytania, nie widzialem sensu ich roztrząsac. A tak musze myśleć, zastanawiać się, szukać. Gdybym mial szukać sam dla siebie odpowiedzi, zapewne znalazlbym szybko coś na lapu-capu, co by jakos tam marnie wyjasnialo sprawe. mnie by to starczyło, ale nie dalo by mi wiele. Ale wiem, że wam nie starczy, że nie zbęde was prosta i marna odpowiedzią. Dzieki temu szukam sam odpowiedzi, co mnie tym bardziej utrwala w wierze. Tym bardziej widzę, rozumiem, że to, co wierze ma sens, a w dodatku, że jest jeszcze bardziej spojne, niż myslalem. Wszyscy więc korzystamy!".

Byłem, i do tej pory jestem pod wrażeniem takiego podejścia. Takie wlasnie nastawienie - pelne entuzjazmu, wiary, ale też rządzy wiedzy, poszukiwania sensu, prawdziwego zrozumienia, powinien mieć każdy duchowny.
Myslę, że gdyby lekcje religii były prowadzone w kościołach, w salkach, byloby o wiele lepiej (mówię ze swojego punktu widzenia, oczywiście). Lekcje religii, jak już wspomniano, są okazją do odetchnięcia przed następną "poważną" lekcją, na zrobienie ściągi na klasówkę, odpisanie zadania domowego, uzupełnienia notatek, pogadania, poflirtowania i co tam jeszcze młodzi wymyślą. Katecheza w kościele sprawdziłaby się jednak tylko wtedy, gdyby chodzili na nią ci, którzy chcą, bądź gdyby w szkołach zapewniona była porządna lekcja etyki lub religioznawstwa. Niestety, w Polsce daleko do tego, a szkoda. Jeśli będę miała kiedyś dziecko i będę chciała posłać je na religię - czego tak naprawdę się nauczy? co wyniesie z lekcji? Czy katecheta/ksiądz/siostra znajdą czas by pięknie mówić o Bogu? Nie sądzę - będą zajęci ustawianiem niesfornej części klasy. Jak w takim charmidrze mówić o Bogu? Inna sprawa, że każdy, kto uczy - także religii - powinien mieć choćby minimalne przygotowanie pedagogiczne i po prostu powołanie, predyspozycje do nauczania.

Lekcje religii, jak już wspomniano, są okazją do odetchnięcia przed następną "poważną" lekcją, na zrobienie ściągi na klasówkę, odpisanie zadania domowego, uzupełnienia notatek, pogadania, poflirtowania i co tam jeszcze młodzi wymyślą
Nie dla wszystkich! Lecz jestem za religia do kościołów powinna powrócic. Czasami bywa tak iz ksiądz rozkochuje w sobie uczennice...(fakt sprawdzony) Lecz gdy przychodzi nowy nikt go nie lubi bo nie jest taki jak on. Uważam iż gdy przywrócic przy kościołach tzw. szkółkę niedzielną byłby to strzał w 10. Lecz pewnie księża i nie tylko boja się że ten typ rozwiązania byłby dla nich nie korzystny, a wręcz przeciwnie nie musieli by przez 40 minut uciszac klasy. Bo do szkółki przychodzili by uczniowie którzy chcą się nauczy, a nie ponabijac.

kto nie jest duchownym, a osobą świecką (jak też nie katechetą) Oczywiscie bo to by budziło od razu niechęc ucznia bo ksiądz będzie gadał zaraz o katolikach... (i to jest prawda).

Moim zdaniem w szkołach powinna być uczona etyka/religioznawstwo, i to przez kogoś, kto nie jest duchownym, a osobą świecką (jak też nie katechetą). Aby każdy się uczył, niezależnie od wyznania, pewnych zasad ponad-wyznaniowych.
Jesteś pewien że znajdziesz taką osobę?
Sant - sprecyzuję. Nie chodzi mi o to, by nauczyciel w ogole nie miał własnego swiatopoglądu. Chodzi o to, by nie był duchownym, lub katechetą (czyli czynnie z duchowieństwem związanym), a "w pełni" świeckim człowiekiem.

Jasne, że nie oznaczałoby to 100% pewności, że nie wkradną się tam jego własne przekonania, jednak ryzyko takie przy osobie "w pełni" swieckiej będzie mniejsze. Po prostu, z własnej obserwacji widzę, że o wiele prościej na chwilę "zawiesić" własne poglądy i uczyć niezależnie od nich osobie świeckiej i nie-katechecie, niż osobie duchownej.
Nie jestem osobą duchowną, a nie potrafiłbym wygłaszając wykład wkładać tam treści mi obce, np marksistowskie. Wkładałbym katolickie. To samo robiłby agnostyk, czy ateista.
A jeśliby np ateista był "osobą duchowną" tzn czynnie zaangażowany w propagowania ateizmu?. Albo np wyobrażasz sobie ateistę np p. Biedronia, (duchowną osobę geizmu) któryby nie przemycał wtedy "wartości" gejowskich? Albo Senyszyn obiektywnie uczącą religioznawstwa lub etyki?
Myślę, że generalizujesz. Moim zdaniem, to zależy bardziej od człowieka niż od tego, kim dana osoba jest. Poza tym jest to jawna dyskryminacja. Zabronić katechecie lub duchownemu nauczenia etyki czy religioznawstwa dlatego, że jest katechetą lub duchowym. Moje obserwacje są nieco inne, wielu ateistom znacznie trudniej utrzymać język za zębami i nie wykrzykiwać obraźliwych tekstów niż osobom duchowym. Hm, to może zabrońmy ateistom ?

[size=9] dopisek Santa - powyższe dotyczy Drizzta[size=9]
Jejku, dochodzimy do jakichś sprzeczności...
Przedmiot religiopznawstwa nie miałby racji bytu w szkole. Żadnej. Po co uczyc religioznawstwa? Jakie znaczenie ma religoznawstwo dla codzienności?
Czy Polska ma wychowywać teoretyków ?

Jejku, dochodzimy do jakichś sprzeczności...
Przedmiot religiopznawstwa nie miałby racji bytu w szkole. Żadnej. Po co uczyc religioznawstwa? Jakie znaczenie ma religoznawstwo dla codzienności?
Czy Polska ma wychowywać teoretyków ?


Nie ma wychowywać dlatego owa religia w szkole jest nieporozumieniem. Nie ma sensu tam jej robić pod zdegenerowanymi rygorami prawnymi.

Przedmiot religiopznawstwa nie miałby racji bytu w szkole. Żadnej. Po co uczyc religioznawstwa? Jakie znaczenie ma religoznawstwo dla codzienności? Objawiasz się brakiem kultury wobec innych religii. Brak tolerancji. jestem katoliczką ale uważam iż religia powinna wrócic do kosciołów.
Ok, więc jeszcze inaczej:

1. W szkołach nie powinno być kursów JEDNEJ religii (teraz: katolicyzmu).

2. Zamiast tego powinna być albo etyka, albo religioznawstwo (w rozumieniu podstawowe omówienie różnych systemów religijnych w świecie).

Przy czym osoba, która naucza danego przedmiotu (pal to sześć, czy duchowa, czy świecka, niech będzie) winna być tak przygotowana i merytorycznie i psychicznie, by skoncentrować się na PRZEDMIOCIE (ze wszystkimi jego aspektami), a nie na tym, co sama sądzi o danym zjawisku czy co JEJ religia o nim mówi.

Innymi słowy, nauka przedmiotu, bez wplatania własnych ocen, naświetlania zdania jednej grupy religijnej o zjawisku, czy też celowe pomijanie/deprecjonowanie pewnych aspektów ze względu na własne poglądy.

Czy Polska ma wychowywać teoretyków ?

Narazie to Polska nie wychowuje a demoralizuje. Aby to zmienić to trzeba zaczać od zmiany w środowisku rządzących, aby młode pokolenie nie widziało na czym polega współczesna władza, która ciągnie się od wielu już lat a więc walce o stołki i własne kieszenie oraz konta a w bankach. Jeśli to się uporządkuje to potem można wziąć się za porządkowanie wszelkiech aktów prawnych, ustaw i innych przepisów, które pozwolą na właściwe podejście do edukacji współczesnej młodzieży i dzieci. Narazie te wszystkie zmiany, pomysły to tylko pic na wodę, aby przysłonić to co się dzieje między grupami politycznymi.
Na tym cierpi społeczeństwo. Czego bowiem można się uczyć w kraju w którym politycy walczą między sobą jak pies z kotem i wszystko to obserwuje młodzież? Na czym ona ma się opierać? Na kogo mają liczyć : młodzież, dzieci oraz ich rodzice? Zamiast liczyć na wsparcie to sami muszą często zajmować się edukacją.

W czym przeszkadza sama religia? Według mnie - w niczym, jednak też uważam, że religia jako przedmiot powinna być wolna od wszelkich presji, ponieważ jest to indywidualny wybór a więc nie można nikogo zmuszać do tego, aby się uczył danej religii. Bardziej - i tutaj podzielam zdanie Drizzta - powinna opierać się na ogólnych zagadnieniach z różnych odmian religii. Jednak jako, że mieszkamy w kraju katolickim warto podkreślać znaczenie tej religii jako tej bardziej upowszechnionej religii w naszym kraju.
Przedstawiać różnice pomiędzy katolicyzmem czy też chrześcijaństwem a innymi religiami.
Ważnym elementem religii jest też ukazywanie niebezpieczeństw jakie czekają na ludzi, którzy będą szukali swojej religii a takim niebezpieczeństwem są wszelkiego rodzaju sekty i nim też warto by poświęcać trochę czasu na takich zajęciach. Myślę, że wtedy religia nawet w szkołach byłaby o wiele ciekawsza. Napewno powinno się znaleźć miejsce na podstawy religii katolickiej, ale też tylko do okreslonych klas a więc np do wieku gimnazjalnego. Ważne jest bowiem, aby młodzież była świadoma tego jaka to religia wiąże się znaszym krajem, jak mocno katolicyzm jest związany z naszym krajem.
Ale to jest tylko część programu dotycząca katolicyzmu, religia powinna obejmować ogólne zagadnienia właśnie uwzględniając religioznawstwo jako ten ogólny charakter tego przedmiotu w szkole.
Jeśli religia miałaby sie opierać tylko na jednej religii to raczej miejsce takiego przedmiotu jest bardziej przy Kościołach. Nie można jednak zapominać o wychowywaniu dzieci w duchu katolickim, chrześcijańskich wartości, gdyż właśnie takie wartości najbardziej kształtują ludzi, eliminując to co niszczy człowieka, jego życie ukazując to wszystko jako niebezpieczeństwa. Chodzi mi tutaj o takie sprawy jak stosunek do pornografii, aborcji, eutanazji, antykonecpcji czy innych form, nurtów, które są modne w obecnych czasach a w których społeczeństwo często nie widzi niczego złego.

Takie jest moje skromne zdanie, może sie mylę, ale to wynika z obserwacji społeczeństwa względem różnych faktów, wydarzeń które miały miejsce lub mają do tej pory (walka grup politycznych i brak zainteresowania się tym co dzieje się w naszym kraju ciągnie się już latami - niestety).

Pozdrawiam

Jednak jako, że mieszkamy w kraju katolickim warto podkreślać znaczenie tej religii jako tej bardziej upowszechnionej religii w naszym kraju.
Przedstawiać różnice pomiędzy katolicyzmem czy też chrześcijaństwem a innymi religiami.


Zgodzę się, aczkolwiek uważam, że jeżeli taka lekcja miałaby być obowiązkowa, różnice powinny być przedstawione bez oceny (na zasadzie: religia X myśli inaczej - źle - niż katolicy - dobre), jedynie na zasadzie porównania bez wyciągania wniosków moralnych czy oceniania.



Ważnym elementem religii jest też ukazywanie niebezpieczeństw jakie czekają na ludzi, którzy będą szukali swojej religii a takim niebezpieczeństwem są wszelkiego rodzaju sekty i nim też warto by poświęcać trochę czasu na takich zajęciach.


Owszem, aczkolwiek tu czyha niebezpieczeństwo subiektywności. Otóż definicja sekty jest bardzo konkretna, a niestety, znam przypadki, gdy ludzie związani z katolicyzmem bardzo lekką ręką rzucają tym mianem, nazywając sektami w zasadzie wszystkie mniejsze grupy wyznaniowe, jak i grupy o alternatywnych do katolickiego światopoglądach. Znowu - ważne, by było to merytoryczne i poparte argumentami innymi niż "ta seksta jest bardzo niebezpieczna, bo mówi o wartościach innych niż katolickie".



Myślę, że wtedy religia nawet w szkołach byłaby o wiele ciekawsza. Napewno powinno się znaleźć miejsce na podstawy religii katolickiej, ale też tylko do okreslonych klas a więc np do wieku gimnazjalnego.


Uważam, że tak, aczkolwiek w takim wypadku religia winna być przedmiotem opcjonalnym, nie wliczanym do średniej - aby nie zmuszać nie-katolikó do nauki o tej religii. Elementy tej religii z kolei mogłyby być wykładane na przedmiocie, o którym pisałeś wyżej - jako jedna z wielu możliwych "wiar".



Ważne jest bowiem, aby młodzież była świadoma tego jaka to religia wiąże się znaszym krajem, jak mocno katolicyzm jest związany z naszym krajem.


Tak, o ile będą tam fakty, a nie myślenie religijno-magiczne w stylu "katolicyzm miał wielki wpływ na Polskę, gdyż Matka Boska ocaliłą Częstochowę".



Ale to jest tylko część programu dotycząca katolicyzmu, religia powinna obejmować ogólne zagadnienia właśnie uwzględniając religioznawstwo jako ten ogólny charakter tego przedmiotu w szkole.


Jak najbardziej.


Chodzi mi tutaj o takie sprawy jak stosunek do pornografii, aborcji, eutanazji, antykonecpcji czy innych form, nurtów, które są modne w obecnych czasach a w których społeczeństwo często nie widzi niczego złego.

Widzisz, w szkole uczone mogą być jedynie rzeczy pewne. Szkoła jest dostawcą wiedzy, a nie propagandy jednego swiatopoglądu. A wiele z rzeczy, które wymieniłeś, nie ma wcale potwierdzonej "szkodliwości" - postulat ich szkodliwości opiera się bardziej na przesłankach duchowych (subiektywnych) niż obiektywnych badaniach.

Przykładowo, nie ma żadnych przesłanek na szkodliwość antykoncepcji czy pornografii (nie licząc użytku w nadmiarze, w niewłaściwy sposób - jednak tak jest ze wszystkim). To jedynie wywody moralizatorskie oparte bardziej na wierze niż danych z badań naukowych.

Stąd nauczanie pewnych "moralnych dogmatów" jest, moim zdaniem niewłaściw - tym bardziej, że szkoła to takie miejsce, do którego uczęszczać muszą wszyscy, a co za tym idzie, byłoby to narzucenie katolickiego swiatopoglądu ogołowi narodu - a to mi już cuchnie państwem wyznaniowym.

Zgodzę się, aczkolwiek uważam, że jeżeli taka lekcja miałaby być obowiązkowa, różnice powinny być przedstawione bez oceny (na zasadzie: religia X myśli inaczej - źle - niż katolicy - dobre), jedynie na zasadzie porównania bez wyciągania wniosków moralnych czy oceniania.
Wydaje mi się, że na lekcji religii winna byc oceniana wiedza, nie wiara, czy sposób postępowania

Przed wojną, jeśli w klasie było kilku np żydów, dyrekcja szkoły miała obowiązek zatrudnic jako nauczyciela religii, (dla tych kilku uczniów rabina), lub w ypadku Islamu, - mułłę. Dla "ateistów" itp- mozna zatrudnić etyka czy religioznawcę.
ma ma prawo ale i tak nie zatrudni bo nie maja kasy na pensje.

Natomiast co do wartości katolickich, to są one tożsame z wartościami ogólnoludzkimi, uniwersalnymi.

Nie zawsze i nie do końca. Wiele postulatów katolickich, szczegolnie w obrębie zasad odnośnie rodziny, wcale nie jest tak jasnych i jednoznacznych w kontekście ogółu społeczeństwa czy uniwersalnych. Wiele zaleceń katolicyzmu w tych rejonach - zakaz seksu przed slubem i masturbacji, zakaz pornografii czy używania środków antykoncepcyjnych nie ma odzwierciedlenia w wartościach uniwersalnych, jest raczej katolickim "wymysłem" (cudzysłów celowo, by nie bylo to brane jako oblega). Nie ma też należytych, jednoznacznych danych na te tematy, by uznać podejście katolickie za obiektywnie najlepsze czy uniwersalne.

Ponadto, są też wartości katolickie, które nie muszą być podzielane przez ogół społeczeństwa - przykładowo bezwarunkowy altruizm (nawet zaprzepaszczenie siebie dla drugiej osoby). Owszem, w wielu kulturach są uniwersalne, jednak w wielu dominuje raczej wartość mowiąca o tym, że owszem, pomagać należy, jednak "każdy sobie" przede wszystkim, a altruizm jako opcja.

Innymi słowy, wartości katolickie może nie są skrajnie różne od innych wartości - jednak nie sposób uznać ich za uniwersalne.
Drizzt - dopowiem tylko, że te reguły wywodzą się dla odmiany wbrew pozorom z wiedzy o człowieku, dotyczą troski o jego zdrowie psychiczne, fizyczne, o relacje - to akurat są wartości uniwersalne

Drizzt - dopowiem tylko, że te reguły wywodzą się dla odmiany wbrew pozorom z wiedzy o człowieku, dotyczą troski o jego zdrowie psychiczne, fizyczne, o relacje - to akurat są wartości uniwersalne

Na razie nie przedstawiono wiarygodnych, prowadzonych w oderwaniu od ideologii badań potwierdzających szkodliwość tych czynności dla psychiki, zdrowia, czy rodziny. Wręcz przeciwnie, aktywności te, stosowane w rozsądnych granicach, pomagają w wielu sprawach (przykladowo - okazjonalna masturbacja pomaga wyładować tzw napięcie seksualne w mlodzieńczym wieku).

Oczywiście, kościół naświetla najczęściej sytuacje baaardzo jaskrawe, w ktorych dochodzi do wyolbrzymienia tych aktywności do granic absurdu. Zapomina przy tym napomknąć, że KAŻDA aktywność do takich rozmiarów wyolbrzymiona, jest negatywna dla człowieka (przykładowo, przy owej masturbacji pokazuje przykłady, gdy masturbacja staje się nawykiem, rytuałem wręcz).
Drizzt - priv


Religioznawstwo nie ma racji bytu. Zastanówmy się: szkoła ma uczyć i wychowywać, to jej podstawowe zadanie.
Co wniesie nauka religioznawstwa? Tylko tyle,ze dzieci czy młodzież dowiedzą się,ze istnieją różne wyznania. I na co im to?Czy to im pomoże w dalszym życiu?


Szkoła ma też uczyć życia świadomego, oglądu w otaczającym świecie. Niestety, w naszym kraju z wiedzą religijną jest na bakier - o katolicyźmie ludzie wiedzą mało, o innych religiach - jeszcze mniej. Moim zdaniem byłaby to dość ważna lekcja.

Ponadto, szkoła też nie zawsze przygotowuje do życia. Przykładowo, do dzisiaj nie wiem, po co mi w praktyce wiedza, że kwas połączony z zasadą dają roztwór obojętny. Albo wiedza o tym, ile wynosi całka z wartości X. Więc gdyby kierować się zasadą użyteczności, to połowę (jak nie więcej) materiału szkolnego należałoby wyrzucić do śmieci.



Szkoła ma przygotowywac do życia. czy chcemy teoretyków, którzy bedą w stanie wymienić różne wyznania czy tez ludzi, którzy będa kierowli się jakimiś zasadami? Oczywiście jest to pytanie retoryczne.

jeśli już, to etyka w szkole ma rację bytu.


Owszem, gdyż etyka uczy o wartościach moralnych niezależnych od religii. Również uważam, że byłby to najlepszy wybór.

Religioznawstwo nie ma racji bytu. Zastanówmy się: szkoła ma uczyć i wychowywać, to jej podstawowe zadanie.
Co wniesie nauka religioznawstwa? Tylko tyle,ze dzieci czy młodzież dowiedzą się,ze istnieją różne wyznania. I na co im to?Czy to im pomoże w dalszym życiu?


A czy nadmiar wiedzy komuś zaszkodził? Ale po części masz rację, że niektóre przedmioty w szkole są zbędne i nie będą wiele wnosiły do życia. Popatrz jednak na to z innej strony: że wiedza, którą dzieci zdobywają może im się przydać na dalszym etapie edukacji, np na studiach lub później wybierając konkretną pracę. Motywuje i prowadzi w kierunku konkretnych zainteresowań. Dzięki wiedzy dzieci rozwijają swoje zainteresowania. Wiadomo jednak, że nie wywali się z klasy dzieci, które chciałyby uczyć sie religioznawstwa. Program jest dla wszystkich chetnych, więc to i tak jak z religią - jeśli się deklaruje, że dziecko ma sie tego uczyć to będzie chodzić, a jeśli nie to nie.

A to czy taki przedmiot wniesie coś do ich życia? Myślę, że napewno im nie zaszkodzi, po za tym jest chyba mniej stresujący niż np fizyka czy chemia, nawet powiem że jest bardziej ciekawszy - ale to już sprawa indywidualna, gdyż różne są zainteresowania u dzieci, dlatego wazne aby dzieci same znalazły coś dla siebie. Taki przedmiot może wiele pomóc w życiu, nawet w wyborze własnej drogi : można pójść do zakonu, można uczyć w szkole lub uczelniach, można pójść potem na kierunek na studiach a nawet pracować w różnych biurach turystycznych i jeździć po świecie jako przewodnik. Napewno tez taki przedmiot pomaga w patrzeniu na inne religie z róznych stron, rozróżniać to co jest religią a co jest związane z grupami wyznaniowymi zaliczanymi do sekt.

Napewno taka wiedza nie zaszkodzi a wiele pomoże. Etyka również. Bardziej byłbym za ograniczaniem programu nauczania wkonkretnych przedmiotach takich jak matematyka czy inne nauki typu fizyka, chemia a nawet historia. Jest tam wiele niepotrzebnych materiałów, które bardziej powinny być wprowadzane już w starszych klasach, nawet w szkole średniej anie podstawowej. Chodzi o ułatwienie dzieciom ukończenia szkoły a nie stresowaniem ich takim programem nauczania, który często jest też obecny na studiach.
Myślę, że część programu np z matematyki wystarczyłoby wprowadzić dopiero w szkole średniej.
No ale - każdy na to patrzy od strony własnych zainteresowań dzieci.

Jedno jest pewne: im dziecko więcej zdobywa wiedzy tym czuje sie pewniej i na dalszych etapach swojego życia będzie mogło w sposób właściwy tą wiedzę wykorzystać. Wiele zależy od wychowania i umiejętności jakie dziecko opanuje. Takie chłonięcie wiedzy pomaga potem w szukaniu konkretnego celu życia a po drodze można tą całą wiedzę wykorzystywać. Z jednego zawodu można prechodzić do innego, gdyż łatwiej jest wtedy opanowywać wiedzę, dziecko jest do tego przyzwyczajone. Zamykanie się na zdobywanie wiedzy zawęża proces rozwoju dziecka, ogranicza je i powoduje, że dziecko w starszym wieku szybko zniechęca się do dalszej nauki. Oczywiście cały program edukacji powinien być tak ułożony i tak prowadzony, aby każde dziecko mogło znaleźć coś dla siebie, cos co pozwoli iść w konkretnym kierunku, motywować do dalszego zdobywania wiedzy a nie zniechecania się. Im bardziej nakłada sie na dziecko nacisk na przedmioty z trudnym programem nauczania tym dziecko bardziej sie zniecheca a więc na wczesnych etapach nauki powinien być to program łatwy i przyjemny a także mobilizujący do dalszej nauki. Religioznawstwo jest raczej łatwym kierunkiem i można wiele dzieciom przedstawić z takiej dziedziny.

Drizzt, zgodzę sie z Toba,ze w naszych szkołach jest zbyt dużo teorii.
I jest to kolejny powod, dlaczego religioznawstwo nie miałoby racji bytu. Juz teraz program jest przeładowany. jak coś do niego teoretycznego dodamy, to szkoda mi tych biednych dzieci. Bo one zasługuja tez na dzieciństwo i na rozwijanie swych zainteresowań. w rozwijaniu zainteresowań - religioznawstwo może mieć miejsce. Czemu nie ma byc kącików zainteresowań?Zajęć pozalekcyjnych, bez ocen .

[ Dodano: Czw 04 Lut, 2010 12:46 ]

Tomaszu, nie zaszkodzi, a nie pomoże...Czyli jest zbędny.


Jeśli nie zaszkodzi to wcale nie jest zbędny, bo jednak może pomóc.


A czy stworzenie odpowiedniego programu to nie jest pomoc?
Nier wiedzialam,że to masz na mysli. Jesli tak było, to mam podobne zdanie jak Ty.

[ Dodano: Pon 08 Lut, 2010 15:52 ]

Według mnie wiedza o sobie samym uzyskuje się w toku zycia, czyli w każdych okolicznościach.

Ja o sobie samym niczego sie nie dowiedziałem w tych "każdych okolicznościach", dla mnie tą każdą okolicznością jest wspólnota, dzięki której mogłem poznawać bliżej samego siebie. Ale do wspólnoty wszedłem mając lat 27-28, a więc juz jako dorosły człowiek. Przez tyle lat nie poznałem siebie samego na tyle by wiedziec tyle rzeczy co w okresie wspólnotowym.

cd nastąpi, , treraz mi sie już oczy zamykają.

Pozdrawiam
Hmm, wiedzę o sobie samym można zyskać tak naprawdę na wiele różnych sposobów. Jedni zyskują ja dzięki doświadczeniu życiowemu - różne zdarzenia, nietypowe, pokazują im, jacy naprawdę są, "co w nich piszczy". Inni znajdują ją w wiedzy naukowej - poznając, jak funkcjonuje świat, jak funkcjonuje ich ciało, psychika, dochodzą do autorefleksji, która daje im samowiedzę. Inni jeszcze szukają tej wiedzy w wierze (jakiejkolwiek, niekoniecznie katolickiej) - odnosząc siebie w relacji do sfery sacrum, znajdują wiele w samym sobie. Ja z kolei najwięcej o sobie dowiedziałem się dzięki ezoteryce, parapsychologii, magii - mogłem zajrzeć wgłąb siebie, dokonać samoanalizy etc.

Ale tak poza tym, to odchodzimy mocno od tematu Tak tylko nieśmiało przypomnę

Moim zdaniem nieco niefortunnie postawiony jest tu problem (nauka jako samowiedza). W zasadzie szkoła uczy (czy też uczyć powinna) nie tyle wiedzy człowieka o sobie samym, ale o otaczającym go świecie.

Uważam, że religioznawstwo (w rozumieniu nauki o różnych religiach, bez faworyzowania jednej czy bez podtekstów moralizatorskich) byłoby świetnym pomysłem. Obecnie w naszym społeczeństwie wiedza o różnych religiach jest raczej skąpa. A to przyczynia się do tworzenia się podziałów społecznych i różnego rodzaju uprzedzeń. Bez wiedzy o religiach ludzie z pewnego rodzaju poznawczej konieczności traktują je stereotypowo.

I tak wyznawcy buddyzmu traktowani są jak wciąż pogrążeni w medytacji, wyznawca islamu to pewnikiem terrorysta (święta wojna i te sprawy), zielonoświątkowiec czy świadek jehowy to pełną gębą sekciarz, który wyłudza kasę, protestant to wieczny rewolucjonista, hinduista to w ogóle jakiś dziwak wyznający zapewne bogów natury z kilkoma rękami, poganin z kolei najchętniej zaszyłby się w lesie i tulił do drzewek, a satanista wzywa imię Szatana i czci ZUOOOO, będąc ANTYmoralny.

Niestety, takie stereotypy funkcjonują, prowadząc do uprzedzeń, nieporozumień, dzieląc tylko ludzi na "dobrych/normalnych naszych" i "innych dziwaków/złych".

Stąd uważam, że taki bezstronny, czysto informacyjny kurs religioznawczy w szkołach byłby jak najbardziej na miejscu, i przyniósłby wiele dobrego.