UmiĹscy
Powiem szczerze wg mnie to ciężko ztym jest jeśli chodzi o te na temat jak ewangelizować to generalnie ewangelizować uczymy się ewangelizując, ale trochę teorii też się przyda.
Klasyką są tu książki Prado Floresa, niemniej jednak metody przez niego proponowane okazały się mało skuteczne.
Na pewno wiedza z dziedziny marketingu będzie bardzo pomocna, szczególnie z psychologii sprzedaży i marketingu bezpośredniego - gdy chcesz ewangelizować tradycyjną metodą w cztery oczy.
A jeśli przez media to też wiedza z tego obszaru, adaptowana na potrzeby ewangelizacji po oczyszczeniu z nieetycznych metod.
Na pewno wiedza z dziedziny marketingu będzie bardzo pomocna, szczególnie z psychologii sprzedaży i marketingu bezpośredniego - gdy chcesz ewangelizować tradycyjną metodą w cztery oczy.
Sprzedajemy Pana Boga
Sprzedajemy Pana Boga
Ale aby sprzedać trzeba jakoś zareklamować, a najlepszą reklama jest autoreklama, więc pokazujmy naszym znajomym, bliskim, czy nieznajomym jak Bóg zmienił nasze życie, z czego nas uwolnił, moim zdaniem to jest najlepsza ewangelizacja, książko owszem są pomocne, ale przecież nie można ich skopiować i przenieść na nasze podwórko, inne były realia np. w Nowym Jorku w pięćdziesiątych latach ubiegłego wieku, o których czytamy w książce Dawida Wilkersona, a inne są realia teraz chociaż problemy takie same.
Rachel - racja. To skutek większej wiary w możliwości swoje własne i "speców" od marketingu, niż w możliwości Ducha Świętego...
Wypowiedź ks Klimczyka " próbowaliśmy wielu sposobów. Widząc, że w świecie skutecznym środkiem działania jest reklama i marketing próbowaliśmy zastosować te środki w duszpasterstwie powołaniowym. Bardzo szybko zorientowaliśmy się, że to nie działa. Zatem trzeba było wrócić do źródła, czyli do słów Pana Jezusa. I wtedy jeden z naszych współbraci wpadł na pomysł aby wyruszyć z krucjatą modlitwy za kapłanów i o powołania kapłańskie. Wydrukowaliśmy kilka tysięcy formularzy krucjaty a kapłani głoszący rekolekcje rozdawali je wiernym. Okazało się, że to jest to. Wiele osób wstępowało do krucjaty, wiele osób zaczęło modlić się”." Źródło
Wypowiedź ks Klimczyka " [b]próbowaliśmy wielu sposobów. Widząc, że w świecie skutecznym środkiem działania jest reklama i marketing próbowaliśmy zastosować te środki w duszpasterstwie powołaniowym. Bardzo szybko zorientowaliśmy się, że to nie działa.
Szkoda że tak szybko, marketing religijny to nowa dziedzina i trudno tu o jakieś spektakularne sukcesy. Wiele tu jeszcze do zbadania i próbowania na wiele lat.
Talmid, Krucjata to co innego. Owe formularze to deklaracje, że ktoś się zgłasza
Talmid, Krucjata to co innego. Owe formularze to deklaracje, że ktoś się zgłasza
To zrozumiałem.
Jednak w ta wypowiedź nie może być argumentem przeciw wykorzystaniu marketingu religijnego, bo z jednej strony jest napisane:
Bardzo szybko zorientowaliśmy się, że to nie działa. Zatem trzeba było wrócić do źródła, czyli do słów Pana Jezusa.
A z drugiej:
Wydrukowaliśmy kilka tysięcy formularzy krucjaty a kapłani głoszący rekolekcje rozdawali je wiernym. Okazało się, że to jest to. Wiele osób wstępowało do krucjaty, wiele osób zaczęło modlić się.
Zatem ksiądz chwali wykorzystanie marketingu w jednej dziedzinie swojej działalności, a kwestionuje skuteczność w innej. I tyle.
Dobrze stargetowany, kontent... Jakim ty językiem mówisz... :O
Uważasz, że rekolekcje to element kampanii marketingowej?
Uważasz, że formularz krucjaty zawiera dobrze skomponowany kontent motywacyjny? Widziałeś kiedyś taki formularz?!
Mój opis jest częścią Deklaracji z owej krucjaty
Boże , Stwórco rodzaju ludzkiego, który wybrałeś sobie spośród ludzi kapłanów, naczynia Twojego miłosierdzia i pośredników Twojej zbawczej łaski, prosimy Ciebie, dla nich w imię całego Ludu Bożego, o świętość i wytrwałość w powołaniu. Chroń ich przed pokusami wroga dusz, podtrzymuj ich w chwilach przepracowania , walk, pocieszaj w smutkach i krzyżach, nieodłączonych od misji zbawienia dusz.
Przyjmij nasze modlitwy i ofiary za kapłanów i złącz je z Ofiarą Twego Syna, a Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Amen.
próbowaliśmy wielu sposobów. Widząc, że w świecie skutecznym środkiem działania jest reklama i marketing próbowaliśmy zastosować te środki w duszpasterstwie powołaniowym. Bardzo szybko zorientowaliśmy się, że to nie działa.
Nic dziwnego, że nie działało. Powołaniówka to jest z dziedziny zarządzania zasobami ludzkimi i tu trzeba odwołać się do doświadzczeń head hunterów, czyli osób zajmujących się znajdowaniem pracowników do pracy na konkretnych stanowiskach.
Talmid: uwierz, ktoś po seminarium, kto poszedł tylko dla pieniędzy tam, nie będzie dobrym księdzem.
Talmid, pomogła sama krucjata, czyli modlitwa, Msza Święta
Marketing niech nie sprawi, wyparcie Boga z życia.
Moim zdaniem przesadzacie z tym utożsamianiem ewangelizacji ze sprzedażą, nie rozumiecie chyba, o co dokładnie chodzi.
Otóż nie chodzi, by Boga "sprzedawać", a by podać wiarę i Boga w jak najbardziej strawnej formie - w rozumieniu: dopasowanej do indywidualnego postrzegania świata danej osoby.
Od razu mówie i odpowiadam na ewentualne "ale" - nie, nie chodzi o zmianę TREŚCI przekazywanej wiary, ale FORMY, w jakiej jest przekazywana. Marketing, psychologia etc pomagają dostosować sposób i formę PRZEKAZU (a nie jego treści) do odbiorcy.
Przykładowo - chcemy ewangelizować młodego człowieka, wiek około 20 lat. Możemy mu oczywiście pokazywać swoim życiem, jak wiele dała nam wiara, jaka jest cacy i w ogole, dodatkowo opowiadać mu o Bogu, zachęcać etc. Tyle, że w taki sposób przekaz będzie dostosowany do nas, a nie do niego - bo będziemy mu pokazywać go ze SWOJEJ perspektywy. Wiele spraw, ktore dla nas są oczywiste, które sa dla nas pozytywne, jemu wyda się trywialnymi, bezs3ensownymi itd.
A co da wykorzystanie marketingu "religijnego" i technik reklamy? Po pierwsze dowiemy się, jak dostosować informacje do osoby z grupy wiekowej, w ktorej zawiera się 20 lat. Z psychologii - tu z kolei zyskamy wiedzę, jak wpłynąć (nie manipulacyjnie, a perswazyjnie) na czlowieka takiego, jak nasz cel. Załóżmy, że jest on impulsywny i bardzo poszukuje doznań. Więc za przykład kontaktu z Bogiem pokazemy mu nabożeństwa najbardziej pełne życia, czy też formy, które stanowią wyzwanie. Przykładowo, zarekomendujemy mu pielgrzymke do Częstochowy nie jako wspaniałe kontemplacyjne doznanie (bo kojarzy się to z nuda i brakiem bodźców), ale jako wyzwanie, w ktorym Bóg aktywnie pomaga, w ktorym Boga można spotkać w wysiłku i walką z własnymi słabościami. Nie będziemy tez takiemu czlowiekowi mówic o "spokoju", jaki ogarnia przy modlitwie, ale o "żywości i pasji", jaka rodzi się przy modlitwie.
I tak dalej, i tak dalej. Oczywiście to jedynie naprawdę DROBNE przykłady, ale pokazuja, o co chodzi. A niestety, jednym z wiekszych problemów ewangelizatorów (wiem na sobie - mnie też próbowano ewangelizować) jest to, że owszem, to co mówią ma sens i jest wartościowe - z ICH punktu widzenia. Brak dostosowania do konkretnej osoby, dostosowania formy przekazu, drastycznie zmniejsza skuteczność.
Warto się nad tym zastanowić.
Drizzt, oczywiście, że sposób ewangelizacji należy dostosować do osoby ewangelizowanej i kilku innych spraw, ale to jeszcze nie oznacza, że należy stosować marketing
Inna sprawa, że Boga nie trzeba podawać w strawnej formie. Jeśli komuś żywy Bóg, prawdziwy w 100% jest niestrawny, to... strawiona papka być może łatwiej zostanie przyjęta, ale równie szybko z życia wydalona. Ale to na marginesie, bo z większą częścią posta jestem skłonna się zgodzić.
Oczywiście, że nie należy rozpoczynać ewangelizacji typowego 18-latka od zaproszenia na kółko różańcowe Ale o tym ewangelizatorzy doskonale wiedzą, natomiast dyskutowana kwestia dotyczy czegoś innego, o czym wie Talmid, ale dyskusji nie podejmie Od dłuższego czasu mnie ignoruje i traktuje chyba jako przeciwniczkę - nie wiem, czy mam to odebrać jako wygraną w dyskusji? Czy to ciche przyznanie racji, czy brak argumentów?
Drizzt, oczywiście, że sposób ewangelizacji należy dostosować do osoby ewangelizowanej i kilku innych spraw, ale to jeszcze nie oznacza, że należy stosować marketing
Omyk, ale to właśnie JEST marketing Marketing to przecież nie jakieś sztuczki magiczne czy inne hipnotyzowanie, a właśnie takie dostosowanie przekazu, sytuacji przekazywania i nastawienia samego odbiorcy, by przekaz odniósł pożądany skutek.
Oczywiście, nie CAŁY marketing należałoby stosować, nie wszystkie chwyty, bo są tam też mało chlubne działania, jednak ogólnie branie pod uwagę mechaniki działania człowieka, jego reakcji na bodźce, może być bardzo pomocne.
I jeszcze coś dopiszę, ale to wieczorkiem
Marketing to przy okazji kupa manipulacji i techniki, które są zwyczajnie nieuczciwe
Ewangelizatorowi nie chodzi o to, aby odnieść natychmiastowy sukces, ale o to, by osoba ewangelizowana przyjmując Jezusa osiągnęła zbawienie. Trochę wyczucia, może nawet sprytu potrzeba, ale trzeba uważać - linia jest bardzo cienka
Co mi z tego, że znając "mechanikę działania człowieka", sposoby jego reakcji, uda mi się "manipulując tylko troszkę" dotrzeć do człowieka i przekonać go do czegoś, skoro nie o to chodzi? Chodzi o to, by on sam poznał Jezusa i zachwycił się Ewangelią
Ale jakby nie patrzeć to w ewangelizacji korzystamy z marketingu. A jak sobie przypominam to już na forum kiedyś był poruszany ten, bądź podobny temat. więc można podczepić ten do tamtego
Marketing to przy okazji kupa manipulacji i techniki, które są zwyczajnie nieuczciwe
Ewangelizatorowi nie chodzi o to, aby odnieść natychmiastowy sukces, ale o to, by osoba ewangelizowana przyjmując Jezusa osiągnęła zbawienie. Trochę wyczucia, może nawet sprytu potrzeba, ale trzeba uważać - linia jest bardzo cienka
Co mi z tego, że znając "mechanikę działania człowieka", sposoby jego reakcji, uda mi się "manipulując tylko troszkę" dotrzeć do człowieka i przekonać go do czegoś, skoro nie o to chodzi? Chodzi o to, by on sam poznał Jezusa i zachwycił się Ewangelią
Omyk - napisałem przecież, że owszem, w marketingu też są chwyty nieczyste, i należałoby się ich przy ewangelizacji wystrzegać. Natomiast jest też kupa wiedzy o tym, jak można dotrzeć do konkretnego człowieka (bez manipulacji), jak "mówić jego językiem", a także zwrócić samą jego uwagę.
Wiem, że słowo "marketing" kojarzy się z manipulacją i nieuczciwością, ale czy nie warto nieco wyjść poza utarte schematy i stereotypowe myślenie? Przecież marketing to też kopalnia wiedzy, bardzo użytecznej i z manipulacją nie związanej.
Aby Ci to pokazać, weźmy hipotetyczną sytuację: jest człowiek, którego chcesz ewangelizować (na razie nie bierzmy się za złożone grupy i systemy, bo to ma być tylko przykład). Znasz go jedynie z widzenia i mówienia "cześć" w pracy/na uczelni. Wiesz z takich czy innych źródeł, że wyznaje on...hmmm...no, załóżmy, że jest ateistą. Jakie kroki musiałabyś poczynić, by ewangelizacja miała szanse powodzenia? Otóż:
1. Podstawowa sprawa, to zdobyć i zatrzymać jego uwagę. Sprawić, by był chętny poświęcić Ci nieco czasu i wysłuchać, co masz do powiedzenia. Jako ateista, zapewne na pierwsze słowa o Jezusie zareaguje w stylu "wiesz, ja jestem ateistą, nie ma sensu tu dyskutować" (i zmieni temat bądź odejdzie). Musisz tak zacząć rozmowę i sprowadzić ją na ważny dla Ciebie temat, by człowiek ten zechciał Cię wysłuchać. Co się tu przydaje? Kierowanie procesami uwagi, mechanizm uwikłania w dialog, wywołanie niepewności lub zaskoczenia. Wszystkie te metody psychologiczne są częścią marketingu.
2. Dalej - masz jego uwagę. Teraz z kolei musisz zacząć mówić, czy to przez dialog, czy monolog, czy jak tam sytuacja pokaże, to, co chcesz. Jednocześnie nie tracąc jego uwagi i zaciekawienia. Tu z kolei pomogą dalsze metody, używane w reklamach, wywołanie poruszenia na przykład, zaciekawienia, lub kontrolowanego sprzeciwu, zachęcającego do dyskusji, i umożliwiającego dalsze przekazanie wiary. Ponadto przyda Ci się znajomość typologii ludzkich charakterów i składników osobowości, by dostosować styl prowadzenia rozmowy (monolog vs dialog, łagodny vs. agresywny itd) do odbiorcy. Np ktoś impulsywny i choleryczny szybko znudzi się spokojną, monotonną rozmową czy monologiem, natomiast spokojny i opanowany człowiek może poczuć się osaczony, słysząc agresywne pytania, sugestie, etc.
3. Sprawienie, by rozmowa zakończyła się sukcesem, by rozmówca nie mógł sobie powiedzieć, że odparł argumenty, więc na pewno ma rację. Przynajmniej musi to być niepewność racji. Tu przyda się sztuka prowadzenia rozmowy i sporów, rozsądne używanie pytań retorycznych, niedokończonych zdań, etc.
4. Wreszcie, sprawienie, by sama rozmowa pociagnęła za sobą KONSEKWENCJE, by rozmówca chciał AKTYWNIE poszukiwać informacji, zainteresował się tematem, a nie osiadł na laurach. Tu znowu z pomocą przychodzi psychologia zachowań społecznych, sztuka reklamy i marketing.
Podsumowując, marketing pozwala na takie przekazanie informacji (bez manipulacji), by odbiorca dał nam swoją uwagę, zaciekawił się i wciągnął, ale i aktywnie sam zaczął poszukiwać informacji. Bez znajomości takich technik ewangelizacja może mieć wręcz odwrotne skutki - utwierdzić człowieka w innych poglądach.
Co do działalności Ducha Świętego - może on (wedle katolików) działać dopiero, gdy człowiek otworzy się na Jego działanie, nie odrzuca, nie neguje. Tak przynajmniej brzmią odpowiedzi na pytanie: "Skoro tylu ludzi wie o katolicyźmie, i podobno DŚ działa, to czemu tylu jest niewierzących?" W takim razie rolą ewangelizatora jest przygotowanie umysłu ewangelizowanego tak, by usunął bariery dla DŚ, opory i niechęć, i zaczął aktywnie poszukiwać.
Oczywiście, nie CAŁY marketing należałoby stosować, nie wszystkie chwyty, bo są tam też mało chlubne działania, jednak ogólnie branie pod uwagę mechaniki działania człowieka, jego reakcji na bodźce, może być bardzo pomocne.
Generalnie dobrze piszesz, ale w tej kwestii nie mogę się z tobą zgodzić.
Marketing to dziedzina nauki podobnie jak fizyka.
Obie są wykładane na wyższych uczelniach z programami zatwierdzanymi przez MEN.
Zarówno w fizyce jak i marketingu obowiązują pewne prawa.
Można je wykorzystać do dobrego i do złego.
Np do budowy bomby atomowej, albo w medycynie dla ratowania życia ludzkiego.
W marketingu te zawsze działące, niezmienne przawa można wykorzystać do dobrego - ewangelizacji , albo do złego - sprzedaży alkocholu.
Prawa fizyki nie stają się złe dlatego, że ktoś wykorzystał je do wyprodukawania bomby atomowej.
Prawa marketingu nie stają się złe, gdy ktoś wykorzystuje je do sprzedaży alkocholu.
Talmid - to nieco sprecyzowania: wiem, o czym piszesz, i zgadzam się. Jednak wiem też, że człowieka można również mocno zmanipulować. Czy zmanipulowanie go w celu ewangelizacji byłoby złe? Sprawa dyskusyjna. Dlatego tę część (ewidentną manipulację) można by wyciąć z programu marketingowego ewangelizacji. Po prostu, by nie było niejasności w kwestiach moralnych.
Talmid - to nieco sprecyzowania: wiem, o czym piszesz, i zgadzam się. Jednak wiem też, że człowieka można również mocno zmanipulować. Czy zmanipulowanie go w celu ewangelizacji byłoby złe?
IMHO skrajnie złe. Cel nie uświęca środków...
Dlatego tę część (ewidentną manipulację) można by wyciąć z programu marketingowego ewangelizacji. Po prostu, by nie było niejasności w kwestiach moralnych.
Manipulacja to nie dziedzina nauki zwana marketingiem. Tak samo jak bomba atomowa to nie dziedzina nauki zwana fizyką.
Zatem nic nie trzeba wycinać. Trzeba umieć rozróżnić techniki stosowane przez agencje marketingowe, które często bywają nieetyczne od akademickiej wiedzy, zajmijącej się prawami rządzącymi zachowaniami konsumentów na rynku dóbr.
A ewangelizacja też jest dobrem, zatem podlega tym samym prawom.
A jeśli przez media to też wiedza z tego obszaru, adaptowana na potrzeby ewangelizacji po oczyszczeniu z nieetycznych metod
Wg mnie mocną robotę, nie obojętną na działanie złego, a skuteczną w głoszeniu Ewangelii można znaleźć na portalu www.fronda.pl
To jest ewangelizacja w praktyce na wirtualnych łączach, ale też w życiu. Sami oceńcie.