UmiĹscy
Jak to jest, czy Ewangelizacja która jest teraz mocno promowana pozostaje tylko wiedzą czy też jest łączona z przykładem?
Dochodzą do mnie słuchy i też sama widzę, że niektórzy młodzi ludzie [ bo zwłaszcza tacy są w szkołach Ewagelizacyjnych, takie mam wrażenie ] tylko potrafię przekazywać wiedzę, ładnie mówić a po skończeniu mowy, zaczyna się jakby inne życie.
Jakie są uwagi odnośnie tej kwestii?
Ps. nie mówię, że wszyscy
Ja staram się ewangelizować przede wszystkim życiem i przykładem własnym....
I jestem bardzo szczęśliwa z tego, że moja przyjaciółka zbliżyła się do Boga, bo widziała moją wiarę i to jak żarliwie ją praktykuję. Uważam to za sukces większy niż trafienie do kogoś w czasie rozmowy.
Jestes pewna Nieaniu, że na dłużej? zazwyczaj to działa tak, że jest chwila euforii, a potem mija, ale oby było ok, będę kontent. Co do ewangelizatorów... mam swoje 3 grosze do wpięcia,,,: podchodzą, chcą nawracaj a po kilku dniach okazuje się, że mają większe kłoporty od tego, ktoremu chcieli pomóc? i to ma jednoczyć? wręcz przeciwnie, wywołuje to bunt. Nalezałoby nad tym popracować
Niesprawiedliwie uogólniasz.
Dla mnie najlepszym przykładem ewangelizacji bylo zycie i działalnośc Matki Teresy z Kalkuty.
Wiecie... Mozna robić piękne wykłady o życiu zakonnym, o duchowości, o medytacji...
Ale jeśli młody człowiek chce na serio pójść ta droga - musi spotkać żywych mnichów (ew. mniszki).
Spotkanie - jest najważniejsze... Nie tylko sucha teoria.
To tyczy się każdego środowiska, tym bardziej każdego oddzielnego człowieka z owej grupy, bo daje świadectwo nie tylko o swym zyciu ale też jak może żyje reszta.
To takie ludzkie naciąganie jednego przykładu na całość.
Danielo minęło kilka lat, a wiara mojej przyjaciółki wzrasta wraz z tym jak wzrasta moja wiara.
Nic, tylko pogratulować
Wierzę, że może być tak, jak mówi Rachel, że ludzie ewangelizują i naprawdę chcą to czynić całym sercem, ale jednocześnie nie potrafią sobie poradzić z własnym nieuporządkowaniem. Myślę, że wszystko musi być wyważone. Należy zawsze zastanowić się, czy ja sam jestem już na tyle uporządkowany, że mogę o czymś głośno mówić i jednocześnie nie niepokoić innym swoim zachowaniem. Wiadomo, że człowiek zawsze stara się (a przynajmniej powinien), by to, co mówi, nie stało w sprzeczności z jego życiem. Sądzę, że w większości sytuacji to się udaje, ale jednocześnie wiadomo, że człowiek jest tylko człowiekiem, toteż nie wolno przekreślać ludzi na podstawie jakiegoś "incydentu", ale ufać należy jego szczerości. Inna sprawa jest, gdy ktoś cierpi na zaburzenia psychiczne czy emocjonalne - wówczas wiadomo, że ewangelizacja przez taką osobę jest wykluczona, ale to zdaje się wyjątkowa sytuacja i to powinna wiedzieć już sama osoba, która chce głosić.
Też ostatnio zauważyłam grupę ludzi, którzy z jednej strony bardzo angażują się w ewangelizowanie, z drugiej swoim zachowaniem wzbudzają co najmiej "rozterki" wśród ich obserwatorów (u mnie też)-wygląda to tak jakby co innego głosili, a co innego czynili we własnym życiu.
Wiek nie gra roli - spotkałam starszych i młodszych, ze starszymi problem jest taki, że prawdopodobnie nie zmienią swego niewłaściwego postępowania, bo głęboko wierzą w słuszność swych poczynań.
Mnie czasem zadziwia (pozytywnie) to, ze ludzie totalnie nie związani z jakimkolwiek kościołem czy wyznaniem - żyją moralnie lepiej niż my Katolicy....
Tacy "dobrzy i cool".....
Moze czas sie nad tym zastanowić.... Co nas motywuje do faktycznego świadectwa, a co do ewangelizacji....
Jak myślicie?
Co nas motywuje do faktycznego świadectwa, a co do ewangelizacji....
Jak myślicie?
Umnie to jednoznaczne, czynię to bo tak pragnie Chrystus, co nauczane jest w KK. I tak naprawdę innej motywacji nie ma. Wszystko co jest czynione to z powodu na Chrystusa.
Nie należę do rzadnej grupy, bo nie widzę takiej potrzeby. Z moim temperamentem to różnie wychodzi, ale cóż temperamentu się nie wybiera
Ci co mnie znając wiedzą jaka jestem
Co nas motywuje do faktycznego świadectwa, a co do ewangelizacji....
Do świadectwa motywuje nas wdzięczność wobec Tego, który czyni cuda w naszym życiu i chcemy dzielić się tym z innymi. Do ewangelizacji - chęć uznania, zaistnienia we wspólnocie, akceptacji.
A ja nie jestem we wspólnocie i nie szukam zaistnienia i akceptacji z tego powodu, że już istnieje i akceptuje siebie
W akademiku mam pole do popisu, ale nie na chama. Wisi ikona i obraz bł.Honorata, są ksiązki, a przede wszystkim Pismo Święte i ludzie nie uznają mnie za dewotkę, gdyż normalnie można ze mną o wszystkim pogadać i wiedzą, że u mnie Bóg będzie zawsze pierwszy i będę w swych wypowiedziach odnośnie pewnych tematów wrzucać to co Mu jest miłe. Nie idę na chore kompromisy. Ale ciesze się , gdyż oni nie czują się zmuszani i ja nie czuję się związana. Czyli noramla relacja A motywacja do Ewangelizacji, ona sama z siebie wypływa, mówi się o tym Kogo się ukochało i też przekazuje się to co jest dobre i pożyteczne.
Pierwsza zasada nie szkodzić
No i być sobą co czasmi ludzi razi jak mnie bliżej poznają, bo mam delikatnie mówiąc cięty język
No i być sobą co czasmi ludzi razi jak mnie bliżej poznają, bo mam delikatnie mówiąc cięty język
A to ciekawe. Musiałabyś chyba ze mną skonfrontowac ten swój język.
Do ewangelizacji - chęć uznania, zaistnienia we wspólnocie, akceptacji.
Co najmniej dziwne podejście do ewangelizacji. Znam parę osób, które prężnie działają na tym polu, ale takich "chęci" j. w. nie wykazują. Czynią to na chwałę Pana i dla zbawienia duszy ewangelizowanego.
Z doświadczenia wiem, że najlepiej ewangelizować przez dawanie świadectw miłości do bliźniego.