UmiĹscy
Jestem ciekaw waszych wypowiedzi na ten temat.
Ja zaznaczyłem, ze TAk bo wydaje mi sie, ze kazdy w swojej podswiadomosci boi sie tego co bedzie potem. Śmierc nam jako życjacym jest obca wiec wydaje mi sie, ze strach jakotaki jest.
Lecz zcasem juz chcialbym byc przy Bogu.
Co ma byc to bedzie
Gdy myślę o śmierci to mam ciarki na całym ciele.
Jeżeli wierzy sie w Boga to nie widze powodu by bać się śmierci, przynajmniej z mojego punktu widzenia.
Jeżeli wierzy sie w Boga to nie widze powodu by bać się śmierci, przynajmniej z mojego punktu widzenia.
W sytuacjach ekstremalnych (a wlasna smierc chyba mozna uznac za taka ) czlowiek nie moze byc pewien swojej wiary -> patrz: sw. Piotr
Ja zaznaczyłem TAK.
Choć często są w moim życiu takie momenty, kiedy się jej nie boję, a przynajmniej nie tak bardzo. Najczęściej, kiedy jestem pewien, że jestem w stanie łaski uświęcejącej. Wtedy jakoś nie przeraża mnie myśl, że np. za godzinę mogę zobaczyć Stwórcę.
Ale gdy wiem, że nagreszyłem, to zaczynam się bać śmierci. Tym bardziej im więcej mi na sumieniu siedzi.
zdecydoawanie TAk...
bardzo boje sie smierci, nawet za bardzo...
potrafie wpasc w panike na sama mysl o niej:(
wiem ze nie powinnam bo wierze w Boga, ale nic na tk nie poradze,,,
Generalnie boje się samego momentu, jednak nieraz juz bardzo bym chciała byc przy Panu. Myślę, ze jest Tam u Niego niesamowicie...Tego poprostu nie da sie ogarnąć , opisać. Wiem jednak, że to On wybiera czas, a póki co: 1kor9,16- aby jak najwięcej osób mogło się cieczyć Jego obecnością.
Wydaje mi sie, ze tam u Boga musi byc czadowa imprezka...
Chcialbym balowac z Aniolami juz. Bo tak mi ciezko isc za Bogiem.
'Nie mam zdania na ten temat...'
Ja też, ale w sumie mogłabym powiedzieć, że pół na pół
Nie ma co ja sie tam boje smierci. Co ...
Jak sobie pomysle, ze mam potem cale zycie ladowac wegiel do pieca to mnie dzik bierze
Ja się śmierci nie boję! Przecież jest Jezus, a On pokonał śmierć!
Ja sie nie boje smierci, boje sie ze przyjdzie, keidy bede na nia najmniej przygotowany.
Czlowiek tak naprawde nigdy nie bedzie przygotowany, bo zawsze bedzie mu sie wydawalo, ze ma jeszcze cos do zrobienia...
A może starajmy się, żyć tak aby być gotwym zawsze. Chyba nikt z nas nie ma pewności, że dożyje jutra
Śmierć nie jest końcem a początkiem poznania....
więc czego tu się bać...
A o czasie śmierci możemy sami zadecydować w dużym stopniu...
Kożystajmy puki możemy :>
Na temat śmierci rozważaliśmy sobie ostatnio u mnie na grupach dzielenia - akurat takie Słowo mielismy. Poza tym listopad to czas refleksji o śmierci. Dodatkowo w ostatni wtorek żegnałam swoją ś.p. babcię i jej pogrzeb dał mi dużo do myślenia. Stojąc nad trumną zdałam sobie sprawę, że jeśli chodzi o śmierć, to jestem tchórzem, jak wielu zresztą ludzi... Mój strach przed śmiercią ma swoje źródło w zbytnim przywiązaniu się do tego świata i spraw doczesnych. Jezus powiedział : "kto będzie chciał zachowac swe życie, straci je, kto straci swe życie, zachowa je". Stałam więc w kapilcy na pogrzebie i myślałam:
"co by było gdybym ja miała zaraz umrzeć? nie, ja nie chcę wcale umierać! to bym chciala jeszcze zrobic, tamto zobaczyć, czegos dokonać, czyms innym się jeszcze nacieszyc... i mieliby mnie zamknac w trumnie?! zakopać w dole?! o nie!" Przerażało mnie to, mimo tej świadomości, że przecież w tej trumnie jest TYLKO ciało... martwe. A żyjąca dusza jest w zaświatach i pewnie właśnie wita się z Bogiem, swoim Stwórcą! Czy te spotkanie może być nieprzyjemne? Jest na pewno przyjemne, zwłaszcza dla duszy, która naprawdę swego Stwórcę ukochała. Ja jednak odczuwam lęk. Może to ludzki lęk przed nieznanym. Wiadomo: nie wiemy co się dzieje od razu po śmierci, jak to wszystko wygląda. A może nie zasłużyłam na niebo, bo przecież jest tylu "lepszych" ludzi ode mnie, którzy bardziej na nie zasługują... A ja? Typowy i wredny grzesznik.
Ale najgorsze te przywiązanie do spraw doczesnych i mała ufność w Boże miłosierdzie... Jestem jeszcze niestety na tym etapie, że chcę "zachowac swoje życie."
A o czasie śmierci możemy sami zadecydować w dużym stopniu...
Niby w jaki sposób? Popełniając samobójstwo?
Śmierć nie jest końcem a początkiem poznania....
więc czego tu się bać...
A o czasie śmierci możemy sami zadecydować w dużym stopniu...
Kożystajmy puki możemy :>
1. Czyli teraz jesteśmy w całkowitej ciemności. Nie poznajemy, dopiero po śmierci coś sie rozjaśni. Tak sobie to napisałem, bo szczerze jestem ciekaw jaka filozofia sie za tym kryje..... Zgodziłbym sie z tobą, ale doprawdy nie wiem o co dokałdnie ci chodzi. Samo słowo poznaie ma tu kluczowe znaczenie! W języku hebrajskim słowo poznać /'yada/ ma bardzo szczególne znaczenie. Znacznie szersze niż w języku polskim i w takim znaczeniu jak potocznie używamy... Póki co nie wiem o co ci chodzi, więc nie będe nic pisał...
2. Czas śmierci to jest przed namicałkowicie zakryty i nic nam do tego. Nawet nie musze tego religijne uzasadniać, to wiemy z doświadczenia. Można sobie dodać jakieś teorie, które z rzeczywistością nie mają nic wspólnego. Wszystko mozna sprowadzić do jednego mianownika: Bóg jest Panem naszych historii!
3. Z czego korzystajmy? Mi sie to kojarzy z rozpasaniem i wypaczonym rozumieniem wolności.....
To już mój Drogi Pan Bóg osądzi. Nie nasze to zadanie.
Świat jest zly ale to Ty i ja jestem tworca tego zlego swiata.
Rasta ma po częsci rację. Każdy nasz grzech czyni świat złym. Nawet ten najmniejszy grzeszek. Nie możemy też patrzeć przez takie egoistyczny pryzmat, że my dobrzy a oni źli. Lepiej być nam jak ten celnik, czy żołnierz ( nie pamiętam ), który był się w pierś i wołał : "Panie bądź miłościw mnie grzesznemu! Zgrzeszyłem przeciw Tobie, nie jestem godzien!". Nie dobrze jest się porównywać z innymi, chociaż w pewnym sensie na pewno stać nas na czynienie większego dobra, niż powiedzmy nieczułego złoczyńcę. Ale ja mówiłam, Pan Bóg osądzi najlepiej. Nam nic do tego. Nie możemy być jak faryzeusz który mówi: "Dziękuję Ci Boże że nie jestem jak ten celnik - obłudny, złodziej, kłamca itd"
Nie wiem czy na temat, ale jakoś przyszło mi to do głowy
przynajmniej dla tych co na tym świecie są dobrzy, a my chyba raczej należymy do tej części dobrych niż złych
"Nauczycielu dobry co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Jezus mu odpowiedział: "Czemu nazywasz mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg." /Łk 19, 18b-19./
To jak jesteśmy dobrzy - w świetle tych słów trzeba by się zastanowić....
Słuchaj, w ogóle nie wiem o czym Ty mówisz! O jakich ideologiach?? To nie ideologie, tylko wiara człowieku! Zastanów się nad tym trochę głębiej. Nie mówię, że akurat Ty musisz się przyczynić swoim grzechem do tego, że na drugim końcu świata terrorysta wysadzi w powietrze biurowiec i zabije 5tys ludzi. Ale może się przyczynić do tego ktoś inny! Może w dzieciństwie ten terrorysta obracał się w nieodpowiednim towarzystwie, gdzie kradziono, zabijano, nie liczono sie w ogóle z ludzkim życiem. Grzech tych ludzi wpływa na tego domniemanego terrorystę i zaczyna robić dokładnie to samo! I ma gdzies życie ludzkie 5tys osób, bo tak robili jego koleżkowie! Tak to widzę. Myślisz, że dlaczego Jezus w takich męczarniach konał na krzyżu? Bo uczynił to ludzki grzech, grzech każdego z nas. Każdy grzech. I może mi powiesz, że Ty i Twoje grzechy się do tego nie przyczyniły, bo przecież Jezus konał na tym krzyżu 2 tys lat temu! Ta kwestia jest ponadczasowa.
Wystarczy odrobina złości, gniewu, zaniedbania jakiegoś, by wyrządzić zło. Nie musi być to akurat zło, które rozniesie się po całym świecie, ale może być to zło, które dotknie Twoje najbliższe otoczenie. I wcale nie musisz być tego świadomym. Możesz kogoś zranić, a rana ta, może na tego kogos źle wpłynąć. Jeśli jesteś z Odnowy, polecam Rekolekcje Uzdrowienia Wspomnień. Łatwo się tam można przekonać jak zło potrafi rodzić w drugim człowieku zło, chociażby przez takie zranienia.
Człowiek nigdy nie będzie do końca dobry. Oczywiście, nie mówię, jak już chyba wcześniej wspomniałam, że człowiek nie potrafi czynić dobra. Potrafi bo został do tego powołany. Ma stale dążyć do tego dobra, ale spotka go na tej drodze pewnie o wiele więcej upadków niż chwalebnych pochodów, bo jest istotą grzeszną. Pewien ksiądz kiedyś powiedział, że na tym świecie dojrzewają tylko gruszki i jabłka. Człowiek dojrzeje dopiero w niebie. Do doskonałego dobra też.
To są moje przemyślenia. Mam nadzieję, że nie zajechało jakimiś herezjami, bo nie miałam wcale tego w zamysle. Jezyk ludzki jest zbyt ubogi, żeby wszystko dobrze wyjaśnić, tak jak się czuje
[ Dodano: Sro 01 Gru 2004 12:48 ]
Jeszcze może zacznijmy od kwestii co znaczy dla Ciebie "być dobrym"
Jezus umarł Za Ciebie właśnie na krzyzu abys mógłżyć wiecznie !!
P.S. Dlaczego mnie witasz ??
To też jest stwierdzenie ideologiczne, bo przecież w bezpośredni sposób moje grzechy nie przyczyniły sie do tego. Wierzę, że tak jest, ale jak to napisałaś, to jest ponadczasowe i nie można tego rozumieć bezpośrednio. A o taki właśnei bezpośredni wpływ mi chodzi jak chociażby w przykładzie z wychowaniem terrorysty.
A ja i tak nie ustąpię i się z Tobą nie zgodzę Bracie. Właśnie że bezpośrednio każdy grzech przyczynił się do śmierci Jezusa na krzyżu. O to własnie chodzi w tej ponadczasowości. Bóg żyje poza czasem. Źle mnie zrozumiałeś. Jezus umarł za nasze wszystkie grzechy - te które były i te które będą, czyli cierpiał z powodu wszystkich grzechów tych którzy wyrządzili ludzie przed Nim i tych którzy będą żyć po nim. Żyjesz w zafałszowaniu twierdzac, że Twój grzech nie spowodował w bezpośredni sposób cierpienia. Jak Jezus umierał za wszystkie grzechy świata to za wszystkie. To właśnie nasze grzechy były gwoźdźmi, które przybiły Go do krzyża. Poczytaj sobie z Księgi Izajasza rozdział 53 i zwróć uwagę na werset 6a "a Pan obarczył Go winami nas wszystkich..." Poza tym w wielu fragmentach Pisma Świętego mowa jest o tym, że Jezus dźwigał na Sobie wszystkie grzechy całego świata. I powtarzam to nie jest ideologia!!! To jest wiara!!! Bardzo niedobrze, że wiarę nazywasz ideologią. Barkuje Ci pożądnego powiewu Ducha Świętego skoro takie masz podejście.
A co do przyczyniania się do zła tego świata... Jesteśmy jednym ciałem w Chrystusie, to właśnie my tworzymy mistyczne ciało-Kościół i tak jak Ty jako człowiek masz ciało i np boli Cię ząb to już zaczynają szwankować humor, myślenie, praca, nauka nie idzie itd tak samo jak ja grzeszę to oprócz tego, że sobie robię kuku to jeszcze ktoś inny w Kościele też na tym cierpi i to właśnie przeze mnie . Na tym to właśnie mniej więcej polega.
Co do grzechu, Gepardziku, to Offca ma rację. Jezus umarł za KAŻDY Twój i mój grzech. A ten grzech jest bezpośrednią przyczyną Jego Cierpienia.
Rasta, co do Twojego twierdzenia, że świat jest zły, to się nie zgodzę. Poczytaj pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju. Wszystko, co Bóg stworzył było dobre.
Poczytaj pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju. Wszystko, co Bóg stworzył było dobre.
Ale co niektóre rzeczy niestety spartaczyli i poniszczyli...
[ Dodano: Czw 02 Gru 2004 23:31 ]
Mowa o ludziach oczywiście. Wszystko co Bóg stwarza jest dobre, ale ludzie to zdeptali...
co Bóg stworzył było dobre.
Masz racje BYŁO. Niestety zniszczylismy to troche
robili, robią, będą robić...
Ja też nie czuje sie odpowiedzialny za to, ze ktos kogos dziubnie. Czuje sie odpowiedzialny wtedy kiedy wiem ze sieje zgorszenie. Wtedy moge miec nawet wyzuty sumienia. A tak nie moge zbytnio odpowiadac za ksztaltujace sie srodowisko.
Świat jest podzielony na mniejsze i wieksze kręgi społeczne i srodowiska. Wystarczy, że podziałamy na najbliższe sobie środowisko. Każdy jest odpowiedzialny za swoje otoczenie. Nie mówię, żeby od razu połowa świata przez mnie cierpiała, jeśli użyję przy kims jakiegos przekleństwa. Ale każdy w swoim środowkisku zgrzeszy i to po jakiejś częsci składa się na zło świata. Prosta matematyka.
Wiadomo kazdy z nas jest grzesznikiem, ale moze byc mozliwe zebysmy nie grzeszyli ??
W przyszłosci, owszem - jest to możliwe. W niebie.
Spróbuj w takim razie określić, ile potrafisz wytrzymać w całkowitej łasce uświęcającej? Nie da się długo, uwierz mi. Parę minut, parę godzin chyba max. Na ziemi nie będziemy nigdy doskonali Geprad. Czeka nas to dopiero w niebie.
Tylko odchodzac od konfesionalu juz jestemy grzesznikami. Nie trzeba zyc w lasce uswiecajacej aby nie byc grzesznikiem. Jestesmy nim caly czas, czy to po spowiedzi czy nie. O lasce swietoscie decyduje jaki grzech popelnilismy czy mozemy przystapic czy nie.
Hehehe to widzę, że się rozmineliście z Rastą w dyskusji. Wasze wypowiedzi się dopełniają - człowiek stale ma skłonnośc od grzechu, stąd nie jest w pełni idealny /stanowisko Rasty/ a że spowiedź gładzi wine grzechu to zgoda Gepardziku /troche dziwnie brzmi ale mi wybaczysz/. Zatem wszystko prowadzi do przebóstwienia. Może ostatnie zdanie nie wynika z tego co wcześniej napisałem ale to takie ostatnio moje skrzywienie
Znaczy bym ujął to tak: macie rację w tej samej sprawie i dokreślacie tę samą kwestię....
Ja także boję się śmierci, mając nawet tą świadomość, że Chrystus tą śmierć pokonał. Moja obawa przed śmiercią bardziej wiąże się z moja grzesznością oraz tym momentem, kiedy mogę się nie zdążyć wyspowiadac przed śmiercią, ze nie będę przygotowany na spotkanie z Chrystusem, którego raniłem swoimi grzechami.
Jak stanąć przed kimś kogo się cały czas raniło za miłość, jaką Chrystus mi ofiarował.
Pozdrawiam
Może nie tyle się boję śmierci jako takiej, tylko przeraża mnie bezczasowość, to jest dla mnie nie do wyobrażenia "być zawsze".
To pomyśl sobie, ze zasypiasz i budzisz sie w całkowicie innym świecie,znacznie piekniejszym od tego, bo chyba tak to wygląda?
Trudno sobie wyobrazić naszą śmierć inaczej. Jest to przecież przejście ze śmierci do życia, zycia wiecznego. Sam się często zastanawiam jak bedzie po mojej śmierci, gdzie ja pójdę, ale skoro Chrystus umarł za wszystkich, to mam szansę na to by pójść własnie do niego.
Pozdrawiam
To pomyśl sobie, ze zasypiasz i budzisz sie w całkowicie innym świecie,znacznie piekniejszym od tego, bo chyba tak to wygląda?
Ja niestety bardziej boleśnie to sobie wyobrażam Nie wiem czemu, ale bardzo się boję tego momentu... Nikt nie jest w stanie powiedzieć jak to naprawdę jest. Czy w chwili śmierci czuje się ból, czy nic się nie czuje... Czy jest to faktycznie jak zaśnięcie, czy coś o wiele gorszego...
A ja tam mogę powtórzyć za Pawłem :
1 Kor. 15:55
55. Gdzież jest, o śmierci, zwycięstwo twoje? Gdzież jest, o śmierci, żądło twoje?
(BW)
i nie boję się bo :
1 Jan. 4:18
18. W miłości nie ma bojaźni, wszak doskonała miłość usuwa bojaźń, gdyż bojaźń drży przed karą; kto się więc boi, nie jest doskonały w miłości.
(BW)[/i]
kto się więc boi, nie jest doskonały w miłości.
Więc nie jestem. Niestety.
Ale to chyba nie powód by się bać śmierci, bowiem Bóg kocha nas wszystkich i jest Bogiem miłosiernym, więc przebacza nam nasze grzechy. W końcu poświęcił swojego syna na ofiarę za nasze grzechy, by kazdy kto w Niego wierzy nie umarł, ale miał życie wieczne, także nie warto się martwić.
Pozdrawiam
Nikt nie jest w stanie powiedzieć jak to naprawdę jest. Czy w chwili śmierci czuje się ból, czy nic się nie czuje...
Poczytaj sobie relacje tych którzy doświadczyli tzw. śmierci klinicznej albo opisy śmierci osób świętych. To bardzo obłaskawia zrozumienie tego momentu. Problem tkwi w niewiedzy. Niewiem więc się boje. Jeżeli wiem, to oczekuję tego czego jestem pewien.
Strach z niewiedzy ustępuje miejsca pewności posiadanej wiedzy, opartej o wiarę.
[ Dodano: Sob 08 Paź, 2005 16:54 ]
Poczytaj sobie relacje tych którzy doświadczyli tzw. śmierci klinicznej
Tak, jasne światło, przyjemne odprężenie, spokój? Jakoś mnie to wcale nie przekonuje.
Jakoś mnie to wcale nie przekonuje
To co by Cię przekonało ?
Reportaż w telewizji z fajnego umierania ?
A to co mówi Jezus - nie jest przekonywujące i wystarczające ?
Ja nie boję się śmierci. Zrozumiałam to na pogrzebie mojej uczestniczki. Miała 17 lat jak umarła. Wtedy mnie trzasnęło, że ja też wcale nie musze dożyć 90, tym bardziej, że jestem z rodziny gdzie kilkakrotnie pojawiał się rak, a to miewa podłoże genetyczne. Często myślę o m,omencie swojego odejścia. Może bierze się to stąd, że kiedyś chciałam się zabić. Wtedy powstrzymał mnie strach przed potępieniem. Teraz wiem że mogę umrzeć na dobra sprawę w każdej chwili. Moja babcia znajduje się właśnie w stanie terminalnym. Czuwam przy niej w szpitalu, modlę się z nią. Raka wykryto 2 tygodnie temu, był wtedy wielkości żołędzia, teraz zajmuje całą otrzewną. Jeszcze 2 tygodnie temu jadłam obiad ugotowany przez babcię, a dziś zastanawiamy się w co ubierzemy ja do trumny. nikt się nie spodziewał. Ja też nie będę się pewnie spodziewać, dlatego nie ma sensu siębać. Trzeba poprostu być przygotowanym. Staram się nigdy nie trwać w stanie grzechu cieżkiego. zawsze szybko idę do spowiedzi. Nie dlatego że boję się, ale dlatego, że chcę być gotowa. Chce być piekna dla Oblubieńca, kiedy po mnie przyjdzie, żeby mnie powieść w swoje komnaty. Nie wiem czy bedę zbawiona czy nie, ufam, że przez Miłosierdzie Boż tak. Tyle, ufnośc zabiera strach. To życie jest cudowne, ale kiedyś i tak się skończy, wiec czemu mam się bać nieuchronnego?
Proponuję taki mały test. Dowiaduje się że za chwilkę miałbym/miałabym umrzeć co powiem w chwili umierania - Jezusowi ?
.
.
.
.
.
.
.
- Jeszcze nie, nie teraz ? Mam tyle spraw.
.
.
.
.
.
.
.
- O nie tu już koniec ? Czy jestem dostatecznie gotow/y/a ?
.
.
.
.
.
.
.
- Nareszcie, Panie Jezu ? Nie mogł/em/am się doczekać ! ! !
Czy pamiętasz słowa : "Od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas Panie"?. Warto się modlić o to, by nas od takiej smierci zachował, byśmy nie odeszli w stanie grzechu.
Jednak twoje myślenie jest naprawdę pozytywne, bo pragniesz być przygotowana na odejście do Pana. Ale jeśli ufasz swojemu Oblubieńcowi, którym zapewne jest sam Chrystus, to bądź spokojna.
Jeśli odejdziesz to on napewno będzie na ciebie czekał.
Bóg nas zna na wylot, także nasze serca i myśli, więc jeśli myślisz o Chrystusie to on o tym wie napewno i nie potępi cię, bo cię kocha bardziej, niż ty jego.
Pozdrawiam
ja zaznaczyłam TAK bo narazie boje sie śmierci, nie swojej a bliskich i tego ze sobie potem nie poradze sama...
Poczytaj sobie relacje tych którzy doświadczyli tzw. śmierci klinicznej albo opisy śmierci osób świętych.
Tylko, ze bodzce odbierane sa w sposob fizyczny przez oczy, uszy, a w koncu zamieniane na impulsy w mozgu. Wyobrazania sobie, jak dusza wydostaje sie z ciala i do tego "cos sobie mysli" jest smieszne. Chociazby dlatego, ze cala wiedza posiadana przez czlowieka jest zmagazynowana w fizycznym ciele; zakladajac wiec, ze nawet dusza wydostalaby sie, to powinna byc pozbawiona jakiejkolwiek wiedzy o otoczeniu, ze o odbieraniu bodzcow juz nie wspomnie. Zamiast slepo wierzyc warto zadac sobie chociaz pare pytan.
Jest tez konkurencyjna teoria, ktora mowi o odczuciach w mozgu spowodowanych brakiem tlenu. Biorac pod uwage fakt, jakie wrazenia generuje mozg w czasie snu jest to bardzo prawdopodobne. Oczywiscie kazdy i tak wierzy w to, co mu sie podoba.
Hmmm... ja zaznaczyłam, że NIE boje się śmierci!!!! Dlaczeg??!! Bo ja poprostu wierzę w to, że nasze ziemskie zycie nie skończy się ot tak sobie i juz nie będziemy istnieć...tylko że Najwyższy Pan ofiaruje Nam życie wieczne wedle tego naszego życia "tutaj" Ehhhh...zaplątałam ...ale chodzi mi poprostu o to, że NIE należy się bać śmierci bo jak wierzymy wierzymy głęboko to osiągniemy Życie WieCZne
"Jezus zwyciężył, to wykonało się
Szatan pokonany, Jezus złamał śmierci moc
Jezus jest Panem, o alleluja,
Po wieczne czasy Królem królów jest.
Jezus jest Panem ..."
Ja także sie smierci nie boje, ale ewentuacnego cierpienia przed nią Jak mawiała moja śp. babcia ".. na pogodna śmierc bez cierpienia trzebz sobie zasłużyc.."
Obawa przed smiercia to nie tylko kwestia siebie samego, ale tez wszystkiego wokol, z czym mamy do czynienia. Innymi slowy mozna sie martwic o sprawy, ktore pozostawiajac niezalatwione moga przysporzyc naszym bliskim problemow. To wlasnie jest wg mnie najwiekszy problem. Nie mozna przeciez tak prowadzic zycia, zeby zawsze byc gotowym do smierci. Chyba, ze ktos nic w zyciu nie robi i z nikim sie nie zadaje.
".. na pogodna śmierc bez cierpienia trzebz sobie zasłużyc.."
Właśnie trzeba sobie zasłużyć...a to w tym wszystkim jest najtrudniejsze!!!
ja tez mam nadzieje ze bede miec szczesliwe i wystarczajaco długie życie ale moze tak, boje sie pustki po śmierci kogos bliskiego, a swojej smierci jak narazie nie wierze ze w niebie, jesli sie do niego trafi jest o wiele lepiej niz tutaj nastawienie zalezy od sytuacji w jakiej znajduje sie dany człowiek, czy jest chory, ile ma lat itp. ale śmierc kogos bliskiego jest straszna...
mam nadzieje ze bede miec szczesliwe i wystarczajaco długie życie
Ciekawe, zawsze sobie tego zyczymy, ale co wlasciwie to znaczy???
Ja boje sie smierci, tak jak chyba kazdy z nas, tak na dnie naszego serca, ale i tez chcialabym znalesc sie z tej drugiej strony kurtyny....
Ciekawe, zawsze sobie tego zyczymy, ale co wlasciwie to znaczy???
Dla każdego z nas "życie szczęśliwe" ma inną definicję...bo każdy z nas jest indywidualnością i każdy z nas ma swój własny poglad na świat Dla mnie np przeżyć życie tak żeby być z niedo zadowolonym, dumnym znaczy żeby żyć w zgodzie z Panem Bogiem i własnym sumieniem , dbać o każdą chwilę w życiu i dbać o ludzi , którzy Cię otaczają, kochać i być kochanym ...........itd itd. A więc Elu życze powodzenia w odkrywaniu własnej definicji szczęścia Boo...ziaki
Ostatnio przeglądałem sobie gazetkę z programem TV.
Mnóstwo reklam ...
Większość z nich to reklamy informujące nas o tym, że robiąc to co na ulotce będziemy żyć dłużej. Inne, że ten lek poprawi nasze samo poczucie a częste stosowanie przedłuży życie.
Chciałem do jakoś lepiej przytoczyć ale cos mi nie idzie. Jednak chciałem przez to powiedzieć, że ludzie boją się śmierci skoro uciekają się do różnych specyfików, zasad, aby tylko przedłużyć sobie życie.
A w zasadzie to Jezus jest Panem życia i śmierci. I to od niego zależy kto i kiedy się z Nim spotka.
Rozumiem i nie podważam stosowania leków To Bóg dał nam lekarzy, naukowców, leki. I chce abyśmy sobie tak pomagali. Ale to wszystkie eliksiry to takie szamaństwo dla mnie...
„Użyj, kremu a będziesz młodszy...” a może nawet się do kołyski cofniemy
Jest to zabawne jak wstydzimy się starości hehe
również zaznaczyłam TAK.
śmierć...wydaje mi się żę dla mnie to odległe(no i mam taką tadzieję ) ale kto wie co Pan Bóg zaplanował dla mnie...ale śmierci się nie boję...boję się tylko tego co będzie po smierci...
zaznaczyłam tak ale chyba tak nie do konca, bardziej chyba boje sie umierania
boję się żę będę cierpieć i wtedy nie jestem siebie pewna, nie jestem pewna swojej reakcji na to cierpienie , boję się że mogę w tym cierpieniu odsunąc się od Boga, że mogę go odrzucić (chyba za długo juz pracuje z umierającymi...:( )
i jeszcze boję się, chyba standardowo, trgo co będzie po śmierci... dosyć się w tym dotychczasowym życiu narozrabiało i boję się konsekwencji chociaz może smierć byłaby pewnym rozwiązaniem...
to tyle w temacie śmierci...
Zaznaczyłem TAK. Z jednej strony boję się śmierci, z drugiej to czasami jej pragnę, ale nie wiem, czy przypadkiem nie jest tak, że jak człowiek męczy się za życia na ziemi, to czy też nie będzie się męczył w życiu po ziemskim życiu?
Z jednej strony boję się śmierci, z drugiej to czasami jej pragnę
to chyba tak jak wiekszosc z nas.
Nie boję się śmierci... ale pragnę jej jak niczego innego na świecie... jednego nie zrobię, nie zabiję się, bo wiem, co po tym będzie.. więc czekam, aż Bóg pozwoli mi stąd odejść, czekam z utęsknieniem...
Nie, bo nie śmierci się boję, a umierania.
Właściwie, to zacząłem bać się śmierci kiedy przyśniło mi się, że umieram - udar mózgu.
W śnie bałem się bólu i tego, że nie jestem jeszcze gotowy by przejść do nowego życia i spotkać się ze Stwórcą. Straszne, a jednocześnie pouczające doświadczanie. Ale za chiny nie chciałbym po raz drugi śnić o takim czymś.
Dlatego ave LD
Dlatego ave LD
Raczej ave psychologia. LD nie sprawi, że to ci się drug raz nie przyśni, a psychologia jest w stanie.
Boję się śmierci jak każdy człowiek, aczkolwiek jestem jej ciekaw.
[ Dodano: Sob 21 Lip, 2007 19:46 ]