ďťż
Strona początkowa UmińscyBóg będzie wszystkim we wszystkich...Czy Bóg może stworzyć kamień, którego nie będzie mógl unieśćKiedy pierwszy raz, Bog ujawnil sie ludziom i komu?Bóg niesiony jak sztandar - II przykazanie DekaloguPan Bóg jest liberałem? Raczej anarchistą...BÓG UROJONY: polska odslonaBóg poza sakramentemBóg - jak to możliwe, że nie ma początku?Globalne ocieplenie a Bóg"Czy to Bóg mnie woła"
 

Umińscy

Nie wiem czy to tu, jak nie to proszę przekierować ten temat do odpowiedniego działu.
Otóż mam takie pyatnie: czy zdarzyło się Wam obrazić na Boga?? czy mieliście do Niego pretensje lub wyrzuty??


hmm... I to jeszcze jak... byłam wściekła jak nie wiem co.
Zdarzało się żeby to raz. Zawsze miałem pretensje co do przykazań czy nawet natury człowieka, której realizacja przychodziła z trudem - teksty w stylu po co to stworzyłeś, były na porządku dziennym. Przykre w sumie.
Cóż, żadna nowość. Każdy z nas kłóci się z Panem Bogiem, na szczęście nie rozpłynie się z tego powodu


Tak, zdarzalo i teraz od czasu do czasu, zdarza mi sie obrazic na Pana Boga, nie raz jak cos
sie nie uda to pierwsza mysl nadejdzie "Boze znowu,to mi sie stalo"
Ale tak jest w zyciu Kogo Pan Bog miluje, tego krzyzuje.
Mi z kolei zdarza się szukać winy w działaniu Złego jeśli przyjdzie jakaś trudność, gdyż wierzę, że Bóg jest pełen miłości i nie skrzywdziłby człowieka. Może jednak dopuścić działanie Złego, aby wychowywać człowieka.

Dla nas za bardzo związanych z wymiarem doczesnym może się to jednak czasem wydać nawet niezrozumiałe - bo myślimy - niby jak to co trudne ma być pomocne dla duszy i ma nas wydoskonalić, skoro po ludzku przygnębia. I stąd może u każdego z nas zrodzić się bunt, który w skrajnych przypadkach przybiera nawet postać gniewu.

Święci jednak uczą nas, że i to - po ludzku przygnębiające wcale nie jest takie straszne jak wygląda na pozór. Jednak na ogół są to osoby przebywające w klasztorach, które złożyły już śluby wieczyste i wyrzekli się dóbr doczesnych poza tym, co do przeżycia naprawdę niezbędne jak odzienie, jedzenie i picie. Osobom z poza klasztoru jest trudniej, bo zbyt wiele jest trosk zajmujących myśli.
Tak Polonium piękne to co piszesz, ale.... zawsze tak było? Wątpię. Sięgnij pamięcią jak najdalej wstecz.

Poza tym ciekawam czy miałeś w życiu taki moment, że przeklinałeś życie, świat... bo gdy wszystko traci sens trudno jest sobie nawet wyobrazić kochającego Boga.

Święci nas uczą.. no cóż. Ja się uczę sama.
-"Prawdziwa wielkość duszy jest w miłowaniu Boga i w pokorze" (Dzienniczek 427)....a jak trudno stanąć na wysokości zadania
Staramy się kochać....a buntujemy się co rusz...bo mi się coś nie udało, bo świat jest zły a ludzie paskudni....
Święci nas uczą, jak pisze nieania - ale chyba większość z nas jest trudnymi uczniami....wiem, że ja jestem truuuuuuudnym uczniem w pokorze i nie buntowaniu się.
uczymy się sami na własnych błędach... Świeci też nie zawsze świeci byli i też się uczyli
Dziękuę Wam za wypowiedzi

czy zdarzyło się Wam obrazić na Boga?? czy mieliście do Niego pretensje lub wyrzuty??

... bo to raz...
Przecież każdy popełniony grzech, uderza w Boga, w ten sposób ranimy, obrażamy Go.
Rachel mi chodziło o takie poczucie i zachowanie, że "Panie Boże obraziłam się na Ciebie i już!"

złożyły już śluby wieczyste i wyrzekli się dóbr doczesnych poza tym, co do przeżycia naprawdę niezbędne jak odzienie, jedzenie i picie. Osobom z poza klasztoru jest trudniej, bo zbyt wiele jest trosk zajmujących myśli.
powinno tak być, ale tak nie jest.

Kłotnia z Bogiem to tez modlitwa!

Ja też się Na Niego obrażałam i obrażam....

Ale ...poczytajcie Pismo Sw.: tam też znajdziecie przykłady osób, które kłóciły się z Bogiem... i wyszły na swoje
Ja powiem tak - obrażaj się, kłóć się z Panem Bogiem, ale nie bluźnij.
Czasami trzeba się pokłócić ;]
A ja tak wcale nie uważam.
Może nie trzeba, ale człowiek czasem inaczej nie może. Chyba nie znam takiego, co by z Panem Bogiem nie miał kiedyś na pieńku.
Dokładnie. Nie zawsze potrafimy powstrzymać emocje.
Ale każda normalna więź przecież przechodzi jakieś nieporozumienia, kłótnie.
Ale to wszystko tylko tą więź wzmacnia.
Moim zdaniem... jeśli ktoś ma z Bogiem żywą relację i naprawdę wierzy, że On jest Bogiem, że jest dobry, łaskawy, miłosierny... i że Jego wola jest najlepsza, to nawet w momentach wściekłości, czy żalu, nie może zmienić zdania.
Może mnie szlag trafiać z powodu różnych spraw, czy okoliczności, ale mimo wszystko rozumowo wiem, że żadne zło nie jest z Jego winy, więc o co mam się z Nim kłócić?
"Czemu na mnie to dopuszczasz?"?? Może dopuszcza trud, czy cierpienie, ale zawsze z jakiegoś powodu, zawsze "po coś"... Czy nie lepiej przyjść do Pana "w pokojowych zamiarach", wyżalić się Mu i u Niego szukać ukojenia?
Jakoś nie wierzę w to, że żalu do Boga nigdy nie doświadczałaś. Bo tak wynika z Twoich wypowiedzi. Może źle mi się zdaje.
Emocje emocjami, ale nad nimi stoi rozum.
Jeżeli zdarza mi się poddać się emocjom, to potem czuję się bardzo głupio i źle.
"W tym wszystkim Hiob nie zgrzeszył i nie przypisał Bogu nieprawości" --> przypisywanie Bogu nieprawości jest grzechem!
Pewnie, dlatego pisałam, że można się gniewać, ale nie można grzeszyć. Czasem człowiek się rozgniewa i bluźni przeciwko Panu Bogu.
Gniew jako uczucie jest nutralne. A z Twej wypowiedzi wychodzi już czyn.
Więc po co atakować Boga, który nie jest winny ?
Nie ganię tych co obrażają , ale muszą uzmysłowić sobie kogo tak naprawdę są wściekli.
"Gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce! "
Dzięki za wypowiedzi! Dzięki Wam wiem, ze nie jestem nienormalna czy też, że ja również też mam takie stany.

Tak już mamy ,kiedy emocje biorą górę- rozum śpi.

A swoja drogą podziwiam przedmówczynie,
chciałabym miec tak bezpośredni ,ufny kontakt z Bogiem.

W momentach załamań nie czuję nic,nic..............pustka.
W momentach, o których mówimy najgorzej mają ludzie rozchwiani emocjonalnie. Wtedy żadna wiara i żaden rozum w niczym kompletnie nie pomaga. Ja wolę się nie angażować w żadną stronę, żeby nie czuć się jeszcze gorzej.
Ale tu nie ma mowy o angażowaniu się w cokolwiek.
To problemy życiowe potrafia człowieka tak stłamsic,
ludzie potrafią tak czasem dokuczyć, jesli do tego dodac
cierpienia,ból, choroby- to mamy coś w rodzaju "ścieżki zdrowia",
jesli znane wam to określenie.Człowiek juz nie wie,co boli,
co sie dzieje, jest zupełnie zdezorientowany. Jesli nigdy was cos takiego
nie dotknęło- To Chwała Bogu!

Właśnie takie sytuacje miałam na mysli. Nic ponadto.
Aga- też pragnę,chociaż nie czuć się gorzej.

Ale tu nie ma mowy o angażowaniu się w cokolwiek.

Owszem, jest. Chyba nie rozumiesz, co mam na myśli. I to nie o ludzi wcale chodzi...

w moim przypadku skoro to Bóg obdarzył mnie takimi rodzisami, pozwolił mi tkwić - rosnąć i rozwijać w takim środowisku rodzinnym to dla mnie nie jest to powód by na samą siebie się wściekać.
Nie masz na siebie się wściekać. Rodzice nie potrafli być rodzicami a wręcz odwrotnie. Ale tutaj Bóg nie zawinił. Rodzice mieli problem i niestety nie poradzili sobie z nim i wy odczuliście to czego oni nie potrafili przekazać.
Chodzi o ukonkretnienie gniewu, aby wiedzieć nad czym pracować.

http://mateusz.pl/wdrodze/nr378/13-wdr.htm
To nie Boga ale ludzi wina, że stali się tacy jacy są, stworzyli społeczeństwo takie, jakie jest...

http://www.zosia.piasta.pl/rozne/krzyze.html
Wyszłam z założenia, że to On ich stworzył
ale nie wychowywali się w ogrodzie Eden tylko jak każdy - u swoich rodziców, no nie?
http://www.youtube.com/watch?v=IPJVWEbuVtQ&e

ale nie wychowywali się w ogrodzie Eden tylko jak każdy - u swoich rodziców, no nie? ale Bóg pozwolił żebym trawiła do takich rodziców, tak po prostu czuje, że tak mi życie ustawił nie bacząc na nic!!
to Ja! Ładny i dobry nick sobie wybrałaś. Ja cię rozumiem,wiem jak zycie potrafi
dać w kość,jak czasem ciężko, albo jest to jedno niekończące się pasmo problemów.

Ale powiedz sobie głośno - to JA! Ja będę kierować swoim zyciem,jestem dorosła,
i trudno,, co było dotąd minęło, a teraz JA zaczynam żyć swoim zyciem.
I zacznij to życie powierzając wszystko Bogu. Trafiłaś na to forum, tyle tu mądrych
ludzi, ludzi pięknej wiary.Jestem tu niedawno,czytam i podziwiam,czasem nie rozumiem
wszystkiego choć nie jestem już młoda,ale na naukę i droge do Boga nigdy nie jest za póżno. Postaraj się wyciszyć,znajdż odpowiednią dla ciebie formę modlitwy, a może jak wiele forumowiczek wstąp do jakiejs oazy,ruchu.
Przepraszam ,że tak sobie pozwoliłam na te pouczenia,ale przeszłam i przechodzę w
swoim zyciu różne dramaty, to nauczyło mnie pokory, chociaż jak ty- czasem "pękam"
i muszę pracowac nad sobą aby znów móc spokojnie uklęknać do modlitwy.

To JA ! Wszystko przed tobą i dużo teraz od ciebie zależy.Życzę powodzenia
i wytrwałości .Niech ci Bóg błogosławi.
Vika dziękuje za te rady Tylko widzisz...wizełam sprawy w swoje ręce i też mam w dalszym ciągu pod górkę, cały czas mam przez życie rzucane kłody pod nogi, choćbym nie wiem co robiła nie mam lżej i ja już po prostu nie wytrzymuje bo ileż można?!

ale Bóg pozwolił żebym trawiła do takich rodziców, tak po prostu czuje, że tak mi życie ustawił nie bacząc na nic!!
z drugiej strony twoi rodzice mogą na ciebie tak samo patrzeć - czemu akurat takim dzieckiem nas Bóg obdarzył ustawiając nam życie tak a nie inaczej?
z takim nastawieniem to całe życie można mieć pod górkę, mając nawet za rodziców Maryję i Józefa.

generalnie to chyba problem jest taki: masz okoliczności, które ci nie pasują, ale nie masz na nie wpływu choćbyś bardzo chciała i to rodzi mega frustrację. łatwiej przeżywać gniew jak da się znaleźć winnego i na niego zwalić to, że mam powód frustracji oraz że sobie z frustracją nie radzę. i tutaj już abstrahując od tego czy to ludzkie czy nieludzkie, czy grzeszne czy nie, to z pewnością jest to marnowanie swojego życia, bo zablokowanie takiej frustracji bez wyjścia nie buduje człowiek sobie żadnej konkretnej przyszłości (życiowej, rodzinnej,zawodowej, duchowej, emocjonalnej). I tutaj choćbyś miała rację, że to wina Boga (co z natury rzeczy jest sprzecznością, bo jeśli Bóg to doskonały, a jeśli doskonały to nie może być niczemu winny), to i tak to nie zmieni nic, i On za ciebie życia nie zbuduje. Może je budować razem z Tobą, ale to zupełnie inna sprawa.

ze swojej strony dla wszystkich zagrzebanych w życiowym dołku, którym ciężko jest się pogodzić z przerastającą rzeczywistością mogę polecić książkę Stephena Covey'a Siedem nawyków skutecznego działania. i nie jako poradnik gotowych recept, co robić, a co nie robić by życie przeżyć, bo nie o tym ta książka. ale bardziej by uporządkować swoje spojrzenie na świat. na przykład to, że są rzeczy na które ma się wpływ bezpośredni, na inne pośredni,a na inne żaden, więc jak się wobec nich ustawić, żeby nie marnować życia na żale i owocnie przeżyć życie mimo, że nie jest się żadnym herosem z natury. na przykład to, że tych najważniejszych dóbr jak szczęście, akceptacja ze strony innych, możliwość bycia potrzebnym i kochanym i innych niezbędnym nam do właściwego funkcjonowania dóbr jest wystarczająco dużo w świecie/otoczeniu by każdy się nimi nacieszył a nie zazdrośnie walczył o odrobinkę, a to gdzie się człowiek urodził i wychował nie blokuje mu drogi do spełnionego życia.

wizełam sprawy w swoje ręce i też mam w dalszym ciągu pod górkę, cały czas mam przez życie rzucane kłody pod nogi, choćbym nie wiem co robiła nie mam lżej
to Ja,mam to samo ,w dodatku te -dziesiąt lat na karku.
A przed tobą całe zycie, jeszcze mozesz coś osiągnąć.

Ważne żeby przeżyć darowany ci czas, tak by sie nie wstydzić przed samą sobą
i przed Bogiem.
Z serca życzę powodzenia ,nie poddaj się.
Z Bogiem.
to Ja , proponuję ci rekolekcje u Gajdów. http://www.gajdy.pl/terminy.htm , oferują rekolekcje dla osób, z problemami tak się określę.
I rodzice to co potrafili dali, i nie mogli więcej, bo wcześniej też zostali tak samo wychowani jak ty później. I dlatego nie ma tutaj sensu mieć pretensji do Boga. To oni jako ludzie, którzy zostali wcześniej skrzywdzeniu przez własnych rodziców, nie potrafili zaopiekować się tobą. Przykre to jest ale tak to wygląda. Znając takich ludzi, chciałabym aby te trudności im znikły ale nie da się tak. Ale jest możliwa praca, a przede wszykim Bóg, który pomaga aby te osoby przetrwały najgorsze momenty i potrafiły się radować tym co dobre.
Zapewe mało pocieszające, ale poprostu pisze jak jest.
Zapewniam o modlitwie,abyś była dzielna

generalnie to chyba problem jest taki: masz okoliczności, które ci nie pasują, ale nie masz na nie wpływu choćbyś bardzo chciała i to rodzi mega frustrację ja może mi pasować, że co poniektóre osoby w całym swoim życiu nie zrobiły połowy tego wysiłku co ja poprzez ostatnie pare dni, żeby żyć i jakoś dawać sobie rade.

Vika i Rachel dziękuję

jak może mi pasować, że co poniektóre osoby w całym swoim życiu nie zrobiły połowy tego wysiłku co ja poprzez ostatnie pare dni, żeby żyć i jakoś dawać sobie rade.
tego się nie da tak porównać.



jak może mi pasować, że co poniektóre osoby w całym swoim życiu nie zrobiły połowy tego wysiłku co ja poprzez ostatnie pare dni, żeby żyć i jakoś dawać sobie rade.
tego się nie da tak porównać.
a co ma pokusa do mojego zycia, w którym się męczę i nie wiele mam a inne osoby bez męczenia mają to czego ja nigdy nie będę mieć męcząc się na tym świecie??
pokusa marudzenia, uważania się za meczennicę bez wyboru, za osobę ze szczególnie pokopanym życiorysem, być może wynoszenia się nad innych, którzy "nie musieli się pół życia wysilać" tyle co ty w kilka dni, pokusa rozpaczy i beznadziei, pokusa obrażania się na Boga, pokusa.... można by wymieniać i wymieniać

pokusa marudzenia, uważania się za meczennicę bez wyboru, za osobę ze szczególnie pokopanym życiorysem, być może wynoszenia się nad innych, którzy "nie musieli się pół życia wysilać" tyle co ty w kilka dni, pokusa rozpaczy i beznadziei, pokusa obrażania się na Boga, pokusa.... można by wymieniać i wymieniać nie, nie czuję się jaką męczennicą czy kimś lepszym, wręcz przeciwnie - czuje się gorsza od innych, który mają lepsze życie ode mnie.
Oj,śpioch,,,wstydż się Zamiast wesprzeć,doradzić,łatwiej skrytykowac,
tak uważasz? Czy na codzień też tak robisz?Myslę ,że nie.
ja nie krytykuję Viko. chyba, że cytat z Pisma, o tym, że Pan nie kusi ponad to co człowiek może znieść, a do tego da wskazówkę jak sobie poradzić z pokusą był krytyką.
dalsza odpowiedź (wyliczanie pokus) była wprost odpowiedzią na pytanie to Ja : ). i to też nie była krytyka tylko wyjaśnienie (aktualizacja) Słowa. A to, że ktoś jest czymś kuszony jeszcze nic nie mówi o tym czy ktoś tej pokusie ulega. Czy powiedzenie, że św. Pio był kuszony do grzechów nieczystych jest krytykowaniem go?

a co do porad - przeczytaj parę postów wcześniej.

ps. i kto tu kogo skrytykował?
No dobrze,poczytam,ale z tego co pamietam nie o pokusach tu mowa.
A jak zycie potrafi człowieka złamać,wiem coś o tym.
Pewnie,mówi się,ze Pan Bóg nie dopuszcza na człowieka więcej niż ten
moze podżwignąć,ale w każdym z nas jest jakaś tęsknota za lepszym zyciem tu i teraz.
Trudno za to obwiniać.

p.s.ale się dziś nabiegałam za tobą!uff.
Sam Hiob miał pretensje, że go matka na świat wydała!
tak, właśnie w ten sposob jak Hiob można się obrażać na Boga. I nie ma w tym nic złego.On się obrażał, ale nadal z Nim rozmawiał, nie bluźnił.
I dostał swoje!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Uważam, że obraza na Boga, chwilowa jest potrzebna i każdemu się przydarza, wynika to z naszej grzesznej natury i wprost przeciwnej natury Boga- świętość, wielkość. Kim jesteśmy, że kłócimy się ze Stwórcą? Nikim, ale Bóg tego pragnie, chce abyśmy do Niego się odzywali, utrzymywali kontakt. Poprzez wyżalanie się Bogu, udowadniamy tym samym, że wierzymy w prawdziwą relację Bóg- człowiek, nie jest to wieź sztuczna. Miłośc potrzebuje sprzeczek, aby stale się odnawiać, potrzebuje zrozumienia i doświadczania. Nigdy nie zrozumiemy tajemnicy Boga i kłócąc się tak naprawdę to sobie uświadamiamy jacy mali jestesmy wobec spraw bożych, poddajemy się woli bożej, a On nam jak troskliwy Ojciec wytłumacza, podobnie jak Hiobowi. Pokazal, że opiekuje się nim, troszczy się o cały świat, a Hiob stał się pokorny, taki właśnie wpływ ma to swoiste oddziaływanie Boga na nas, jakże przedziwne. Bóg potrafi zrobić wiele, nawet jeśli nasza rozmowa z Nim nie przebiega pomyslnie. Jezus nigdy się na nas obraża, bo Jego myśli nie są naszymi myślami, On dopełnia Swoją Naturą naszą naturę w relacjach obu bytów, ponieważ Jezus jest Bogiem, zna ludzką skłonnośc do grzechu, obrazy na Stwórcę, doświadczył ludzkich emocji. Jednocząc się w Bogu, jakby z Nim egzystujemy, On dopełnia Sobą nas, przez co czyni nasze serce podobnymi do Jego serca, w pełni zjednoczeni będziemy oczywiście po śmierci, ale na ziemi równiez się z Nim łączymy spożywając Ciało i Krew Jego Przenajświętszą.