UmiĹscy
Ktoś jakiś zna? Ja tylko otwieram temat... i będę obserwować.
A musi być?
Już to kiedyś napisałem tutaj: "Wszystko w życiu ma sens poza poszukiwaniem sensu życia"
A z Bogiem czy bez, każdy z nas ma podobne problemy i frustracje, tylko gdzie indziej szuka rozwiązań.
Życie bez Boga..kiedyś widziałam sens w życiu bez Niego... teraz juz bym chyba nie umiała bez Niego zyć
A z Bogiem czy bez, każdy z nas ma podobne problemy i frustracje, tylko gdzie indziej szuka rozwiązań.
Dokładnie.
Gdzie indziej szuka pomocy, lekarstwa na coś, co nie wyszło.
W ten sposób możliwe są różne rozwiązania tych samych problemów, różne poczynania.
Życie jest takie samo. Inne są wypadki, zdarzenia. Ateiści też potrafią cieszyć się życiem, doceniać je, więc...?
Ateiści też potrafią cieszyć się życiem
Wręcz powiedziałbym że zwłaszcza....
Wręcz powiedziałbym że zwłaszcza....
czy uważasz ludzi wierzących za ponuraków ?
Ależ skądżesz, tylko my mamy mniej czasu, więc po prostu musimy się bardziej cieszyć
Nie mamy wyjścia.
A co do wierzących ponuraków to zawsze mi się przypomina Wojtyła, ten to dopiero był smutas...
Ależ skądżesz, tylko my mamy mniej czasu, więc po prostu musimy się bardziej cieszyć
Nie mamy wyjścia.
Hmm wszyscy mamy tyle samo czasu ile nalezy... wierzący czy też nie. Człowiek przede wszykim.
Tamciulam ja tak samo jak Ty kiedyś w ogóle wszystko co było z wiązana z Bogiem nie miało dla mnie sensu, ale teraz całe szczęście już tak nie jest... teraz nie potrafię bez niego ŻYĆ...
Tak jak Dunia oraz Tamcilam również w pewnym etapie mego życia odkryłam wogóle sens po co zyje, i ten sens odkryłam jak przyjełam Jezusa.
Fak, że nie każdy tak na to patrzy. Dlatego uważam, że najistotniejsze to żyć zgodnie z normami moralnymi ogólnie przyjętymi już dawno temu. Sens okrywa każdy w inny sposób, ale najistotniejsze aby było to zgodne z godnością człowieka, z jego suminiem itd.
Ci, którzy tracą wiarę, mają trudności z odnalezieniem sensu życia. Bo mieli ten sens w Bogu. Myślę,że wtedy szukają "zastępczego" sensu życia. Co to może być? Nie wiem, przypuszczam,że np. sensem życia może stać się kariera, pieniądze, przyjemność...
Ludzie, którzy sensu nie upatrywali w Bogu, muszą mieć " wymyśłony" sens gdzieś indziej. Myślę,że również mogą to być pieniądze itp.
Lub np. życie dla drugiego człowieka.
Pierwszy post na temat napisała myszkunia. To nie jest temat o sensie życia z Bogiem, ale bez Niego i proszę pisać na temat.
nieania, przecięż Myszkunia zaznaczyła , że osoby które nie widzą sensu życia z Bogiem , poszukują tego sensu gdzie indziej , gdzie Bóg jest odsuniety.
Można rzec, gdzie Bóg nie jest akceptowany.
Rachel, nie wiem po co to piszesz. Wg.mnie wypowiedz myszkuni jest na temat, zaś te mówiące o tym jak to Bóg stał się czyimś sensem i opowiaanie o tym jest nie na temat.
Dzięki nieania
dzis mam mały problem z czytaniem ze zrozumieniem.
To dowód na to mój poprzedni post. Więc dziś zaniecham jakiegokolwiek pisania na forum.
A masz na to jakieś dowody, statystyki, badania?
Wypadałoby takie zrobić, ciekaw jestem wyników.
Dzielisz radość na prawdziwą i wesołkowatość, słusznie. Przypomina mi to tekst z "Rysia":
-Jaka grupa zawodowa cieszy się...
-Tylko debile się cieszą!
-... cieszy się największym poważaniem!
Może ta prawdziwa też się dzieli? Na jeszcze prawdziwszą i tą najprawdziwszą, a ta najprawdziwsza jeszcze na najnaj... i najnajnaj... z tym że ta na końcu najnajnajnaj... pochodzi tylko od Boga i można ją uzyskać tylko dzięki objawieniu?
Dla mnie to proste jak drut. Są ludzie przy których stają zegary z żałości i tacy z którymi każdy chce przebywać. A czy to prawdziwa radość, czy tylko wesołkowatość, najważniejsze jaki to ma wpływ na innych. Chcesz być ponurakiem? Twój wybór, problem pojawia się wtedy gdy to zatruwa życie innym. Bo mają dosyć zmartwień bez tego.
Będąc wierzącymi macie na pewno jedno wielkie i nieustające zmartwienie - zbawienie duszy. Do tego dochodzi permanentne poczucie winy z powodu ciągłych grzechów jakie spadają na Wasze barki...
Nie zazdroszczę.
W sam raz ponuractwo ma mało wspólnego z wiarą, cześciej jest to kwestia charakteru lub podejścia do życia. Mój ojciec jest ateistą, a niestety często zdarza mu się być ponurym i wiecznie z czegoś niezadowolonym. Co to? Wyjątek od Twojej reguły? Muszę go zatem oświecić.
A własnie, więc takowych nie masz. Skąd zatem taka pewność wypowiedzianych przez siebie słów?
Przyznaję, że dość niefortunnie się wyraziłem, miałem na myśli fakt, który wyjaśniłem w dalszej wypowiedzi, że nie mamy przed sobą opcji wiecznej radości, jak wierzący, więc musimy korzystać póki czas.
Pogooglowałem i ktoś takie badania robił, ale do wyników nie dotarłem.
http://worlddatabaseofhap.../statnat_fp.htm
Natomiast udało mi się trafić na węgierskie badania statystyczne, z których wynika że różnica radości życia odczuwanej subiektywnie przez Katolików i niewierzących wynosi jeden punkt, czyli w granicach błędu.
http://ideas.repec.org/p/cep/sticas/59.html
[ Dodano: Pią 09 Lis, 2007 16:22 ]
że nie mamy przed sobą opcji wiecznej radości, jak wierzący, więc musimy korzystać póki czas.
No chyba, że tak na to patrzysz.
Proszę... zacznijcie pisać na temat. To nie jest temat o wesołości i ponuractwie wśród wierzących i ateistów.
Nieaniu, to że ty masz ochotę poponuraczyć nie znaczy ze wszyscy muszą trwać w tej konwencji. A trzymanie porządku zostaw moderacji
Anniko, mi nie chodzi o utrzymywanie porządku, to ja założyłam ten temat i chcę uzyskać odpowiedz na postawione przez siebie pytanie. Nie chodzi mi tu o ponuractwo, w końcu szukam sensu życia.
Ktoś jakiś zna? Ja tylko otwieram temat... i będę obserwować.
Poczytaj
Hmm.... to nie to...
Ja myślę tak - życie bez Boga sensu nie ma Nie da się bez Niego żyć, bo człowiek tylko się miota. Niekiedy jednak życie z Bogiem też jest trudne albo niemożliwe. Czasem człowiek nie umie żyć z Bogiem, ale nie umie też żyć bez Boga. I to jest chyba najgorsza sytuacja.
Czasem człowiek nie umie żyć z Bogiem, ale nie umie też żyć bez Boga. I to jest chyba najgorsza sytuacja. Zgadzam się z Tobą... ja długo byłam w takim stanie... to jest faktycznie najgorsze co człowieka może spotkać...
Czasem człowiek nie umie żyć z Bogiem, ale nie umie też żyć bez Boga. I to jest chyba najgorsza sytuacja. Zgadzam się z Tobą... ja długo byłam w takim stanie... to jest faktycznie najgorsze co człowieka może spotkać...
Ja w takim stanie jestem nieustannie od kilku lat...ale ostatnio mi uświadomiliście trochę dlaczego...
Tak trochę hasłowo.... życie jakie otrzymaliśmy jest darem pokoleń, miłości ludzi żyjących przed nami. Nasze życie ma sens, bo dzięki niemu może utrzymać się życie ludzi na ziemi. Każdy z nas jest, ale równie dobrze mogłoby go nie być. Skoro więc jesteśmy musi to być sensowne. Sam fakt że istniejemy jest sensowny.
W życiu możemy działać, zmieniać świat, możemy stawiać sobie cele i je osiągać. To jest sensowne.
Z pewnością istnieją osoby które nas kochają. Sensem może być więc życie dla drugiej osoby, chęć ofiarowania czegoś tej drugiej osobie i pomoc jej.
Co z tego, że umrzemy i po śmierci nic nie będzie. Nasze życie ma sens, bo na trwałe zapisze się w historii świata.
Jesteśmy ludźmi... dążenie do pełni człowieczeństwa tak samo jak dążenie do zbawienia może stać się naszym celem i nadać sens naszemu życiu.
Równie dobrze jak z Bogiem... można żyć bez Niego.
Tak trochę hasłowo.... życie jakie otrzymaliśmy jest darem pokoleń, miłości ludzi żyjących przed nami. Nasze życie ma sens, bo dzięki niemu może utrzymać się życie ludzi na ziemi.
Jakoś mnie to nie pociesza, wprost przeciwnie - wolę nie być traktowana mechanicznie.
To, że wielu ludzi pracowało na to żebyś ty mogła żyć i otrzymałaś od nich ten dar to jest traktowanie mechaniczne?
To, że wielu ludzi pracowało na to żebyś ty mogła żyć i otrzymałaś od nich ten dar to jest traktowanie mechaniczne?
Mechaniczne - w sensie jako produkt wytwórczy służący podtrzymaniu gatunku.
Ale ty zostałaś również obdarowana miłością.
Jestem osobą niepraktykującą i pewnie w opini większości forumowiczów tu jestem niewierząca. Wierzę jednak w Boga, który nad nami czuwa- ten świat jest zbyt piekny i harmonijny, żeby mógł być dziełem przypadku. Jednak nie nazywam Boga, ani, Jahwe, ani Jezusem, czy Buddą...
Myślę, że można żyć bez Boga i znaleźć sens w życiu. Chociażby taki, aby być po prostu dobrym człowiekiem, pomagać innym, doskonalić się i wysyłać dalej pozytywną myśl. Znam wielu ateistów, którzy żyją jak Chrześcijanie i daleka jestem od stwierdzenia, że ich życie bez Boga nie ma sensu.
Tylko teraz jedno pytanie... skoro Boga nie obchodzi co robimy to po kiego być dobrym człowiekiem, pomagać innym, doskonalić się i wysyłać dalej pozytywną myśl??? Przecież to się kompletnie nie opłaca. Kiedyś kipniemy i żadnego pożytku z nas nie będzie... a o naszej pozytywnej myśli może nikt nawet nie będzie pamiętał za kilka, kilkadziesiąt, czy kilkaset lat....
Jesteśmy, ale równie dobrze mogłoby nas nie być i świat by się przez to nie zawalił, pędził by nadal na przód.
A staramy się być dobrzy po co? Żeby dostać tylko nagrodę od Boga jak od nauczycielki w podstawówce? Robimy to by ktoś nas docenił, pochwalił, dał bonus?
Myślę, że warto być dobrym, uczciwym bez względu na to czy po śmierci czeka nas za to rozliczenie czy nie.
Masz rację- kiedyś kipniemy, ale w mojej prywatnej idei pozytywnej myśli i uczynków chodzi przecież o to aby świat i ludzie byli lepsi. Czy tylko wizja Sądu Ostatecznego i niebiańskiej emerytury ma nas motywować do bycia dobrymi ludźmi?
Ja staram się być dobra, bo Bóg jest dobry.... z miłości. Bo Bóg nadaje sens temu dążeniu do bycia dobrym nie tylko ze względu na nagrodę w Niebie.... bez Boga - hulaj dusza piekła nie ma, nie wierz w miłość, bo to ściema.
Czy tylko wizja Sądu Ostatecznego i niebiańskiej emerytury ma nas motywować do bycia dobrymi ludźmi?
Oczywiście, że powinniśmy mieć inne cele, aczkolwiek gdyby choć te mieć to już dla wielu postęp
A ja bata nie potrzebuję...hehe
nie chodzi tu o jakiś bat.... jeśli ktoś takowy trzyma to człowiek i chlasta nim po plecach Jezusa...
myślę, że czasem ten malarski obrazek bata nad plecami Jezusa jest tak sugestywny, że przesłania realny bat śmigający nad głową człowieka a przecież: "cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych moich braci, mnie uczyniliście".
czy żyjąc w relacjach z ludźmi, mając tylko ich na uwadze, niezależnie od wyznania mojego i ich grzeszę nie myśląc o Jezusie, nie zauważając w tle cierni i krzyża?
Powiem inaczej: a gdybym nie miała możliwości poznania wiary chrześcijańskiej, czy moje dobre i złe uczynki "liczyłyby się" inaczej? A jeśli mam świadomość tejże wiary, postępuję wg nakazów jej etyki jednocześnie nie operuję pojeciami Jezus, Duch Święty, moje uczynki są inne? To zagadnienie mnie obecnie bardzo frapuje.. eh
Powiem to słowami św. Pawła:
" My jesteśmy (...) przeświadczeni, że człowiek osiąga usprawiedliwienie nie przez wypełnianie Prawa za pomocą uczynków, lecz jedynie przez wiarę w Jezusa Chrystusa, my właśnie uwierzyliśmy w Chrystusa Jezusa, by osiągnąć usprawiedliwienie z wiary w Chrystusa, a nie przez wypełnianie Prawa za pomocą uczynków, jako że przez wypełnianie Prawa za pomocą uczynków nikt nie osiągnie usprawiedliwienia. (...) Nie mogę odrzucić łaski danej przez Boga. Jeżeli zaś usprawiedliwienie dokonuje się przez Prawo, to Chrystus umarł na darmo. "
Taj jakoś mnie naszło.... bo mi to i z Bogiem i bez tak samo życie traci sens.... Mimo wszystko czuję się bez wartości.
Taj jakoś mnie naszło.... bo mi to i z Bogiem i bez tak samo życie traci sens.... Mimo wszystko czuję się bez wartości.
Chyba masz obniżony nastrój i dlatego tak teraz mówisz. Niedawno pisałaś coś innego.
Życie bez Boga nie ma sensu. Czasem człowiek nie umie też żyć z Nim, ale tak czy inaczej nie da się długo wytrzymać. Bez oparcia w Bogu nic nie wychodzi, nic nie ma sensu, nic się nie chce. Taka duchowa depresja.
Nie opłaca się żyć bez Boga.
Chyba za dużo się dzieje... i mam mętlik... I te studia mnie już ogłupiają. Ale mam nadzieję, że się jakoś poukłada.
Powodzenia i nie trać wiary. Studia potrafią wyssać energię, plus jesień, plus światło w zaniku.
Powodzenia i nie trać wiary. Studia potrafią wyssać energię, plus jesień, plus światło w zaniku.
U mnie same studia wystarczają za wszystko.
A zobaczysz co bedzie po studiach...
A zobaczysz co bedzie po studiach...
Wiem, będzie jeszcze gorzej i to jest właśnie najgorsze w tym wszystkim
Życie bez Boga byłoby życiem bezsensownym. Życzliwi ludzie i dobrobyt nie wystarczą, by zaspokoić głód egzystencjalny. Jeśli ktoś popełni na przykład ciężki grzech to do momentu spowiedzi będzie miał wyrzuty i wtedy nawet ludzka życzliwość nie ukoi w nim bólu duszy.
Ci co tak bardzo pragną być ateistami w końcu sami zatęsknią, bo dusza stwierdzi, że czegoś tu brakuje do pełni szczęścia. Ci co chcą być ateistami chcą zapewne pełnej wolności wyboru religii, bo tak wnioskuję.
Jeśli ateista zostaje z wyboru katolikiem, to wtedy dokonuje wolnego wyboru nie narzuconego przez otoczenie. Komu łatwiej : tym, co mają wolny wybór czy nam ochrzczonym w takiej a nie innej religii ?
Życie duchowe bez Boga to jak życie biologiczne bez tlenu. Bez tlenu umiera ciało, a bez Boga umiera dusza. Proste, a zarazem treściwe zobrazowanie .
Życie duchowe bez Boga to jak życie biologiczne bez tlenu. Bez tlenu umiera ciało, a bez Boga umiera dusza. Proste, a zarazem treściwe zobrazowanie .
A ateusze to takie beztlenowe bakterie ?
Życie duchowe bez Boga to jak życie biologiczne w póżni kosmicznej. Czy w próżni kosmicznej można przeżyć ? Raczej to nierealne.
Zatem czym jest "życie duchowe"? Chcesz powiedzieć, że ateista to "android" bez uczuć, bez empatii, bez niczego, który tylko rozpycha się łokciami gdy widzi kasę? "Terminator" co nie potrafi dostrzec piekna świata który go otacza, a wszytsko wyjasnia sobie poprzez naukowe definicje? To dziwne, bo......
Widzę, że znowu dosiadamy mojego ulubionego "konika"....
Helmutt, z tą próbą wyjaśniania sobie świata przez naukowe definicję się zgodzę. Duchowość ateisty to duchowość tęsknoty za Stwórcą i Jego miłością oraz duchowość poszukiwania. Jako wierzący nie wyobrażam sobie, jak można żyć bez Stwórcy, bo to wiązałoby się z cierpieniem duszy. Według mnie dusza musi czerpać ze zdrojów życia, bo inaczej wciąż będzie pragnąć.
Ateista to duchowy wędrowiec, który idzie przez rozpaloną słońcem pustynię i z każdą chwilą pragnie wody, z każdą chwilą jego traci siłę, więc dla mnie to straszna perspektywa.
Ateista nie jest jak android czy automat. Przecież ateista to człowiek, a człowiek ma śmiertelne ciało i nieśmiertelną duszę. Może więc istnieje duchowość ateizmu, która ma neutralny charakter, ale jest to duchowość tak mroczna, że wniknięcie w nią byłoby jak odkrycie czym jest piekło. Jak wiadomo - Piekło to stan wiecznej utraty kontaktu ze Stwórcą, a ateizm to stan tymczasowej utraty tego kontaktu. Dusza ateistów w swej najgłębszej istocie tęskni za Stwórcą. Ateiści, rzecz jasna nigdy sami od siebie nie powiedzą, że żyją ciągłą tęsknotą, ale tą tęsknotę czasami mogą przejawiać na zewnątrz np. zatrzymując się tak po prostu obok kościoła jak jedna z osób mi znanych. Zatem ateiści wciąż szukają, aż dokonają wyboru. Ateizm to stan niezdecydowania religijnego.
O apostatach tu nie mówię, bo apostata to wierzący, który oderwał się całkowicie od wiary zaciągając ekskomunikę latae sententiae. Mam na myśli raczej bezwyznaniowców, którzy się takimi urodzili a następnie tak zostali wychowani.
Helmutt, z tą próbą wyjaśniania sobie świata przez naukowe definicję się zgodzę.
Ale ja nie do końca. Wiesz, ja wiem dokładnie dlaczego słońce wschodzi i zachodzi - jednak ja nie raz wolę pozachwycać się samym klimatem i "efektami specjalnymi" świtu i wieczora bez zagłebiania sie w naukowe definicje....
Ateista to duchowy wędrowiec, który idzie przez rozpaloną słońcem pustynię i z każdą chwilą pragnie wody, z każdą chwilą jego traci siłę, więc dla mnie to straszna perspektywa.
Nie, jak już kiedyś pisałem - dopiero pogodzenie się z wewnetrzną, zakorzenioną we mnie niewiarą dało mi siłę, "kopa", który pozwolił na wyrwanie się z wcześniejszego marazmu, zawieszenia w pustce.
Ateizm to stan niezdecydowania religijnego.
Chyba raczej to agnostycyzm... Ateizm to stan całkowitego braku wiary w "uosobione siły nadrzędne". To nie jest tak, że ateista się waha, miota między jedną skrajnością a drugą. Nie wierzy, ma przekonanie, że ponad nim nic nie ma i kroczy tą drogą. Mniej lub bardziej konsekwentnie.
Według mnie, Helmutt udajesz tylko ateistę. Sam kiedyś przyznałeś, że ochrzczony byłeś w Kościele katolickim. Nie jesteś więc ateistą w ścisłym tego słowa znaczeniu i nie ma co owijać tego faktu w bawełnę. Apostata mimo ekskomuniki nadal będzie katolikiem i tego żadna deklaracja zmienić nie zdoła. Na forum jest tylko dwóch prawdziwych ateistów : Heysel i Fils. Apostata nie jest ateistą, lecz ekskomunikowanym wierzącym.
Według mnie, Helmutt udajesz tylko ateistę.
Proszę, nie dobijaj mnie na odchodnym
Sam kiedyś przyznałeś, że ochrzczony byłeś w Kościele katolickim. Nie jesteś więc ateistą w ścisłym tego słowa znaczeniu i nie ma co owijać tego faktu w bawełnę.
Kim więc jestem? Ochrzczono mnie jako nieświadome niemowlę, więc sam przyznasz, że wybornu nie miałem. Liczy się to co w sercu - a w moim sercu wiary nie ma. Fakt, jestem "katolikiem" ale tylko formalnie, w Boga nie wierzę i żadne zapisy w księgach parafialnych nie spowodują, że wierzyć będę.
żadne zapisy w księgach parafialnych nie spowodują, że wierzyć będę
Tak, same zapisy to tylko papier i atrament, ale jeśli spojrzymy na to z innej perspektywy, ukaże się coś innego, np. jeśli wyjdziemy z założenia, że do ksiąg parafialnych trafiają Ci co mają uwierzyć w przyszłości i nad tym czuwa Opatrzność Boska.
Przed Tobą Helmutt całe życie i nie wiesz co się w nim wydarzy. Może kiedyś wejdziesz na to forum, aby napisać słowami podobnymi do tych, które usłyszałam wiele lat temu od pewnego studenta: "Ja nie wierzę w Boga, ja WIEM że Bóg jest".
Kim więc jestem? Nie zostaje się ateistą ot tak sobie. Zawsze jest jakaś tego geneza. A już u ciebie to w ogóle jest kosmos: brat ksiądz...
"Sens zycia bez Boga."... To bezsens życia, nicość...
"Sens zycia bez Boga."... To bezsens życia, nicość...
Czyżbyś twierdził, że zycie ateisty nie ma sensu (bo jest bez Boga)? Cóż, święty granat ręczny w dłoń - i do dzieła - skończ bezsensowną egzystencję bezbozników, po co mają się męczyć.
A tak na poważnie - widzę, że nie jesteś chrześcijaninem, to Cię usprawiedliwia, ale trochę pomyśl co piszesz - jesteś na forum CHRZEŚCIJAŃSKIM kolego! Pewnych spraw nie należy przeginać, chcesz otrzymac ostrzeżenie?
O apostatach tu nie mówię, bo apostata to wierzący, który oderwał się całkowicie od wiary zaciągając ekskomunikę latae sententiae.
To jakaś pokręcona logika nazywać kogoś, kto wyparł się wiary, wierzącym. Chyba, że wierzący to taka etykietka, a bycie katolikiem polega na mieniu tej etykietki i chodzeniu do kościoła . Idąc dalej tym tropem, jeśli zrobię sobie etykietkę "samochód" i przykleję na czole i pójdę do garażu to będę samochodem ?
[ Dodano: Pią 14 Lis, 2008 09:37 ]
Idąc dalej tym tropem, jeśli zrobię sobie etykietkę "samochód" i przykleję na czole i pójdę do garażu to będę samochodem ? Osobnik będący przedstwicielem jednego gatunku, nie może stać się reprezentantem innego gatunku. Nie wspomnę już o tym, by była możliwość zmiany jakościowej. W wypadku człowieka może stać się jedynie trupem...
Heysel tak więc dlaczego nauka zwana metafizyką jako przedmiot wiedzy podaje ABSOLUT - BOGA. Przedmiot wiedzy,a nie wiary.... heysel polecam postudiowanie filozofii klasycznej... nie będziesz musiał wierzyć w Boga, będziesz to wiedział
Podaje jako wiedzę nie Boga, tylko ideę Boga. A to spora różnica.
I to nie jedną ideę.
Dobrze ujęłaś Nieaniu. Ateista najpierw musi poznać każdą religię, aby wybrać w sposób wolny tą właściwą, bo ateista to człowiek wolny w sensie wyboru. Gdy wybierze odpowiednią religię, wpierw zacznie zdobywać wiedzę, aby następnie zacząć wierzyć, czyli sercem przyjąć prawdy np. chrześcijańskie. Ale do wiary nie dochodzi się w ciągu jednego dnia, lecz przez lata, bo wiara to trud - trzeba się nauczyć bowiem pełnego zaufania Stwórcy.
Teraz posłużę się przykładem. Jest trzech alpinistów, a pierwszy wchodzący asekuruje tych z dołu. Szczytem jest tu Niebo. Poczucie bezpieczeństwa u jednego alpinisty z dołu opiera się na zaufaniu, że "Asekurujący", który wchodzi przed nami będzie nas stale zabezpieczał, byśmy nie spadli z lodowej ściany, ale wśród tych alpinistów z dołu jeden z uporem trwa w niewierze.
Wierzący może bez obaw "pokonywać szczyt", bo ma Komu zaufać, ale ateista nie wejdzie, bo komu zaufa ? Dodam, że jest jeden asekurujący na przodzie i dwóch alpinistów zdobywających szczyt za nim, ale jeden z nich nie wierzy, że "Asekurujący" istnieje lub "Asekurującemu" nie ufa do końca i wraca do bazy i znów pogrąża się w myślach. W końcu zrezygnowany dochodzi do przekonania, że "szczyt" jest wytworem jego wyobraźni i pozostaje w niewierze. Nudne takie życie by było, ale zawsze jest przecież opcja, że ateista marzy o Niebie.
[ Dodano: Pią 14 Lis, 2008 20:51 ]
Ateista najpierw musi poznać każdą religię,
Najlepiej pewno jakby miał doktorat z religioznawstwa.
Według tego każdy katolik - KAŻDY - winien mieć doktorat z teologii. Co za bzdury...
Czy żeby nie wierzyć w Boga, muszę znac Biblię, KKK, Koran, Talmud itp. na wyrywki? Po co?
Rozważając temat o sensie życia "bez", proponuję posłuchać młodej dziewczyny, Ewy, która ten sens odnalazła z Bogiem.
http://pl.youtube.com/wat...feature=related
Jej słowa "...jest napisane w Biblii, że trzeba, to trzeba.", są tego dowodem.
A poniżej link do dowodu na działanie Bożej Mocy ... na innych,
przyjmujących różne pozy w życiu :
http://mamtalent.plejada....inki_detal.html
Dlatego uważam, że sens życia bez Boga jest bezsensem.
Dla wariatów sens życia z Bogiem czy bez - nie ma znaczenia. I tak źle, i tak niedobrze. Z Bogiem się nie da, bez Niego tym bardziej. Bezsensowne życie. Wszelkiego sensu się już odechciewa szukać, bo nijak się go nie znajdzie, tylko bezsensowna wegetacja. Ale to tak z mojego punktu widzenia. Bo jak człek normalny to i sens, i Boga idzie znaleźć - jeśli się naprawdę szuka. O tym też coś wiem.
[ Dodano: Pon 17 Lis, 2008 13:12 ]
P.S. do mojego wpisu powyżej.
Szczególny opis Małgorzaty Foremniak (utrwalony w drugim linku j.w.), tego co usłyszała:
"... masz piękny głos. Śpiewając rozchodzi się światło..."
jest wyrazem odczuć wielu ludzi. Ja słuchałam tego w grupie ok.7 osób i wszyscy byli ... zauroczeni.
Do moderacji: proszę o wydzielenie i stworzenie jakiegoś nowego wątku z mojej wypowiedzi.
[ Dodano: Pon 17 Lis, 2008 14:31 ]
Rozważając temat o sensie życia "bez", proponuję posłuchać młodej dziewczyny, Ewy, która ten sens odnalazła z Bogiem.
http://pl.youtube.com/wat...feature=related
Może i mi słoń na ucho nadepnął, ale nic szczególnego nie usłyszałem ...
Czyżbyś twierdził, że zycie ateisty nie ma sensu
po pierwsze: "twierdziła"
po drugie: KAŻDE ŻYCIE MA SENS
po trzecie: napisałam to co sama twierdze o swoim zyciu przed nawróceniem. A człowiek nie wierzacy byc moze przeczy sam sobie bo w glebi serca wie ze ten Jedyny Bog gdzies napewno jest. Generalnie to i tak wczesniej czy pozniej dozna olsnienia i uwierzy...:) oczywiscie życze wczesniej
Może i mi słoń na ucho nadepnął, ale nic szczególnego nie usłyszałem ...
Podaje jako wiedzę nie Boga, tylko ideę Boga. A to spora różnica.
I to nie jedną ideę.
No właśnie tu się mylisz. Metafizyka mówi: "BÓG ISTNIEJE". Nie, że istnieje idea Boga, ale że istnieje Bóg. Istnieje Byt, Byt Absolutny, Konieczny. I nie jest ważne jak go nazwiemy, jak go sobie wyobrazimy, za pomocą rozumu możemy dojść do tego, że jakiś Bóg istnieje, że musi istnieć Absolut.
Dlaczego? Dlatego, że świat sam siebie nie tłumaczy i sam w sobie gdyby nic więcej nie istniało, gdyby nie istniał stwórca byłby sprzeczny, paradoksalny. Musi więc istnieć coś, co go uniesprzecznia.
Ale może to być np. Bóg, który nie interesuje się światem.... nakręcił machinę i ona chodzi... A więc można wtedy żyć bez Boga. Dlatego, że Bóg nie jest w tym świecie obecny.
Z myśleniem, że istnieje tylko idea Boga, a nie Bóg spotkałam się.... ale jest to myślenie błędne logicznie i zakłamujące metafizykę. W dużej mierze do zakłamania metafizyki klasycznej przyczynił się Kant.
Platon mówił o świecie idei, ale już Arystoteles poddał to krytyce.
Ale i to co ty piszesz można wykorzystać
Co studiujesz, jeśli można się spytać ? Bo piszesz jak ktoś świeżo po wykładach.
Pisałam gdzieś, że Nauki o rodzinie... Ale, że to niewiele mówi dodam,że .. W ramach swoich studiów mam między innymi filozofię i metafizykę.
Dodam, że są tylko 2 albo 3 uczelnie na których jest wykładana metafizyka,w tym moja.
Cytat:
po drugie: KAŻDE ŻYCIE MA SENS
Dlaczego więc piszesz, że zycie ateisty to "bezsens życia"? Jest to tożsame, z tym, że zycie ateisty nie ma sensu.
Bo tak sie czułam, a poza tym ateisci jak dla mnie skupiają sie tylko na zyciu przyziemnym i nawet gdyby zobaczyli ducha to wytłumaczą sobie to w dziwnie głupi sposób...czy nie tak...?
jak zobacza Boga w całej Jego Chwale to chyba juz wtedy beda wiedziec ze istnieje...
Wiedzieć do końca będą jak się zjednoczą z Bogiem.
przeczysz sam sobie, jak zobacza Boga w całej Jego Chwale to chyba juz wtedy beda wiedziec ze istnieje...
I tu się mylisz. Jeśli człowiek przez całe życie nie będzie wierzył, to choćby zobaczył wszystkie znaki opisane w apokalipsie, koniec świata, stanie na sądzie i zostanie wtrącony do piekła będzie sobie tłumaczył wyobraźnią, snem, czy czymkolwiek innym. Mniejsza o to jak to sobie wytłumaczy, czie uwierzy. Można tak zamknąć się na prawdę metafizyczną, że się jej nie przyjmie nawet, gdy się jej doświadczy.
Można tak zamknąć się na prawdę metafizyczną, że się jej nie przyjmie nawet, gdy się jej doświadczy.
powaznie...
"Dziwny jest ten świat..."
Tak. Może tak być. Śledzę sobie ten temat i pojawiło się pytanie: dlaczego
dlaczego tak się dzieje????
Bo człowiek źle korzysta ze swojej woli.
A może raczej to, że człowiek nie jest w stanie poznać "rzeczy samych w sobie" ?
A może raczej to, że człowiek nie jest w stanie poznać "rzeczy samych w sobie" ?
Właśnie jest w stanie. Kwestia tego, czy chce... a więc jego wyboru.
Właśnie jest w stanie.
A potrafisz to udowodnić ? Czy tylko przyjmujesz to jako założenie ?
Na razie przyjmuję to a priori.
No mówiłem ... Świeżo po wykładach ...
za mocno folozofią zalecialo...
Ale cóż, trzeba pytać znowu: dlaczego człowiek korzysta źle ze swej wolnej woli?
I ( jeżeli filozofia...) skąd wiecie,że to jest złe korzystanie ze swej wolnej woli?
I ( jeżeli filozofia...) skąd wiecie,że to jest złe korzystanie ze swej wolnej woli?
Nie napisałam nigdzie, że jest złe korzystanie z wolnej woli. Wolna wola jest sama w sobie dobra i dobrem jest korzystanie z niej. Wybór dokonany z własnej woli ma o wiele większą wartość niż gdyby został dokonany w wyniku przymusu.
Co do kwestii zła, złych wyborów itp. to polecam (filozoficzną) książkę Krąpca pt: "Dlaczego zło?"
Niezły post, nieaniu.
A ta książka to długa czy krótka?
Średnia...
aga, jest , poczytaj tutaj http://www.wtl.us.edu.pl/...000)286-297.pdf
Dzięki, Rachel już przeczytałam.
A wiecie, że z Panem Bogiem życie ma sens, nawet jak jest to życie "zwariowane". Ostatnio łatwiej znoszę bezsenność i różne inne rzeczy, bo pomimo tego wszystkiego...jakże słodki jest Pan
Wszystko nabiera sensu wymiarze Bożym.
Wszystko nabiera sensu wymiarze Bożym.
...a to, co wydawało się przekleństwem, okazuje się być darem w naszym życiu...
...a to, co wydawało się przekleństwem, okazuje się być darem w naszym życiu...
Albo na odwrót .
To charyzmaty rozdaje też szatan ?
To charyzmaty rozdaje też szatan ?
Niestety, są też takie co pochodzą od Złego. Są to tzw. pseudocharyzmaty, fałszywe cuda czy fałszywe objawienia, przez które szatan może parodiować te autentyczne, dlatego rozeznanie w tej kwestii wymaga dużej ostrożności. Diabeł może zwodzić, bo kłamstwo to jego mocna strona.
Charyzmaty pochodzące od Boga służą dobru i jedności Kościoła, a te zaś co pochodzą od Szatana przynoszą szkody i podziały.
O charyzmatach jest odpowiedni wątek.
Aga, odpowiadam na pytanie Heysela. Wszystko jest powiązane z tematem. Mianowicie osoba żyjąca bez Boga też może doświadczać dobrobytu, ale wtedy jest to dobrobyt pochodzący od Złego, czyli złudny mający na celu wprawienie człowieka w błędne przekonanie jakby wszystko czynił dobrze. W rzeczywistości dobrobyt jest wtedy doczesny i pozorny, zaś w wieczności sytuacja się radykalnie odwraca i dusza, która odrzuciła Boga cierpi męki.
A przez tzw. fałszywe charyzmaty (te pochodzące od Złego) wielu może odejść od wiary. Są np. tzw. uzdrawiacze, jasnowidze, świeccy egzorcyści, którzy dali się zwieść i sądzą, że ich dary są autentyczne, a w rzeczywistości odkryli je ( o zgrozo !) po seansach spirytystycznych. Tacy uzdrawiacze niestety żyją, ale bez Boga ku własnej i innych zgubie.
STOP! Jeśli nie ma Boga, nie ma szatana...
Charyzmaty pochodzące od Boga służą dobru i jedności Kościoła, a te zaś co pochodzą od Szatana przynoszą szkody i podziały.
To nazywaj jedne i drugie po imieniu.
Sens życia,czy to z bogiem,czy też bez boga jest taki sam. Nie ma różnic każdy z nas wciąż za czymś goni, ma pracę, szkołę, rodziców,którym pomaga, mamy te same problemy (no może czasami jednak nie). Nie można kogoś dołować za to,że nie wierzy w Boga i jego istnienie. Nie może on być w naszych oczach kimś gorszym, czy to nie sam Bóg powiedział,że wszyscy mamy się wzajemnie kochać? Czy to nie dekalog mówi,że "Kochaj bliźniego jak siebie samego?" - czy to jedynie odnosi się do Waszej grupki chrześcijan?
Wykorzystam przykład z życia, opisany przez Milky Way:
Gdy podstawą sensu życia jest Stwórca, wówczas zaczynamy mieć czas na wszystko, nie musimy się nigdzie spieszyć, a tym bardziej "gonić", problemy same się rozwiązują, natomiast życie nasze upływa w formie wspaniałych wydarzeń, za których przeżycie dziękujemy Panu Najwyższemu z wielką wdzięcznością
To do jasnej ciasnej czemu ja mam takie popier**** życie? Chociaż żyję z Bogiem. Coś ci się chyba pomieszało..
Ja jak narazie gonię jedynie za nauką, reszta mnie nie interesuje . Nie widzę różnicy między życiem z bogiem,a bez niego.
Albo takie są czasy i jesto normalne
Ja jak narazie gonię jedynie za nauką, reszta mnie nie interesuje . Nie widzę różnicy między życiem z bogiem,a bez niego.
Ja widzę bardzo wyraźną. A nauka też może stać się bożkiem.
[ Dodano: Pon 01 Gru, 2008 12:09 ]
pieniądze, praca i seks nie są bożkami są to rzeczy bardzo potrzebne w życiu. Bo za co kupisz chlep jak nie za pieniądze? Z czego spłodzisz dziecko jak nie z seksu? Równie dobrze może mieć depresję,bo nie zdąży na różaniec o 12 - to też można dać pod nałóg i bożka, bo to samo "klepanie", nie idące z serca.
A czy ja twierdzę, że to wszystko są złe rzeczy? Przecież nikt nie buja w obłokach samej duchowości. Chodzi mi o sytuacje, kiedy to wszystko zajmuje zbyt ważne miejsce w naszym życiu, gdy zajmuje miejsce należne Bogu.
Nie twierdzę, że to są bożki, mogą natomiast nimi być. I taka jest różnica. To dlatego wielu ludzi traci sens życia, bo życie jest "bezbożne".
i mają innych bogów - pieniądze, pracę, seks, naukę,
Twoje zdanie mówi samo za siebie . Co do reszty mam odmienne zdanie.
i mają innych bogów - pieniądze, pracę, seks, naukę,
Twoje zdanie mówi samo za siebie .
Jeśli jest wyrwane z kontekstu to i owszem.
A jest normalne, bo Bóg jest u wielu ludzi w "odstawce" i mają innych bogów - pieniądze, pracę, seks, naukę, ludzi i co tam jeszcze człowiek sobie wymyśli.
Ci mądrzy mają jednego, siebie samego .
Ale to Ty tylko tak uważasz Aga , dla innego wiara w siebie jest równie ważna jak Twoja wiara. Postaraj się to zrozumieć.
Ale to Ty tylko tak uważasz Aga , dla innego wiara w siebie jest równie ważna jak Twoja wiara. Postaraj się to zrozumieć.
Oczywiście, rozumiem. Tutaj tylko wyrażam własne zdanie, bez aluzji do poprzednika mojej wypowiedzi i w ogóle kogokolwiek.
Otóż nie, właśnie na tym ich głupota polega. Jak to powiedział niedawno ksiądz na kazaniu - ktoś, kto nie wykorzystuje talentów to sługa gnuśny, głupi, bo ma szansę, której nie wykorzystuje. To jest głupota ludzka - owa gnuśność, która powoduje, że człowiek tak wiele marnuje w swoim życiu, kiedy stawia sobie posążki, a tak niewiele potrzeba do prawdziwego szczęścia.
Non sequitur ! To, że ktoś uważa siebie za swojego boga nie pociąga automatycznie tego, że nie korzysta ze swoich zalet, talentów. Mało tego, jak najbardziej może to robić z pożytkiem dla innych, bo chociażby może mu to sprawiać przyjemność.
I dalej : co to za głupota, że ktoś kto poświęca się całkowicie czemuś marnuje cokolwiek w swoim życiu ! Naukowiec, który poświęci się całkowicie nauce, nie marnuje swoich talentów, za to wykorzystuje je do maksimum. Artysta tak samo ... itd.
Z życia wiem,że dewiza dla takiej osoby to "po trupach do celu", zgadzam się z Tobą,ale po części.
Zdaje mi się, że się nie rozumiemy.
Możliwe. W końcu to Ty, a nie ja, rozmawiasz z nim ... I więcej pewno rozumiesz z tego co mówi ...
To do jasnej ciasnej czemu ja mam takie popier**** życie? Chociaż żyję z Bogiem. Coś ci się chyba pomieszało..
Pokój z Tobą, Nieaniu.
To pytanie skieruj do Pana. On odpowiada każdemu, kto z Nim i w Nim żyje.
... Tylko przestań już używać brzydkich wyrazów na tym forum. ( )
To pytanie skieruj do Pana. On odpowiada każdemu, kto z Nim i w Nim żyje.
Znam odpowiedź na to pytanie. A napisałam to tylko dlatego, że wkurza mnie jak ktoś twierdzi, że jak się człowiek nawróci, będzie pięknie żył z Bogiem, modlił się itp itd, to jego życie będzie usłane różami.... Życie człowieka żyjącego z Bogiem i bez Boga różni się tylko i wyłącznie tym, że jednemu na drodze toważyszy Bóg a drugiemu nie. Bóg nie rozwiązuje problemów, ale pomaga je przetrwać, Bóg nie oddala cierpienia, ale nadaje mu sens, Bóg nie daje nam dodatkowego czasu, nadal musimy nadążać za jego biegiem.
koniec
Dyskusja zeszła na to jaki jest sens życia z Bogiem. A moje pytanie na które jeszcze nikt nie odpowiedział brzmi: "jaki jest sens życia bez Boga" - nie oczami chrześcijanina.... jaki jest sens życia jeśli Boga nie ma, albo jeśli przynajmniej nie ma takiego Boga w jakiego wierzymy my.
Powiem tak, życie bez Boga sensu nie ma! Już przetestowałam
Komuś z mojej bliskiej rodziny zawaliło się małżeństwo. Ale nie zawaliło się jedynie małżeństwo. Zawalił się cały świat, całe życie, ponieważ nie ma wiary w Boga, nie ma w Nim oparcia. Szokujące jest dla mnie stwierdzenie, że w takiej chwili ktoś mówi, że dalsze życie nie ma sensu, jest bezcelowe. Człowiek, który nie ma w Bogu oparcia, w momencie, gdy wszystko straci, jest zrozpaczony, ma myśli samobójcze, bo nie widzi dla siebie żadnej szansy. Wydaje mu się, że jest całkowicie przegrany. Gdyby wiedział, jak wielka szansa w tym momencie się przed nim otwiera! Bóg pozwolił, by wszystko zostało zniszczone w człowieku, do samych fundamentów, niszczy różne jego bożki po to, by człowiek zmartwychwstał. By się nawrócił. Bóg mówi do nas przez niepowodzenia. Szczęśliwy człowiek, który w swoim nieszczęściu zobaczy łaskę bożą, odkryje szansę do odbudowania własnego życia. Całkowita strata wszystkiego, zupełne ogołocenie - z rodziny, majątku, różnego rodzaju zabezpieczeń - jak wielka to łaska! I szansa...
Powiem tak, życie bez Boga sensu nie ma! Już przetestowałam
Dzięki. Idę palnąc sobie w łeb, bo po co żyć? Sensu to nie ma. Jeszcze raz dziękuję.
Kręcisz. Tak jak napisałam wcześniej Nieaniu życie bez boga jest takie same jak i z nim. Bo wszyscy bez względu na wiarę mamy takie same problemy, rozterki, dylematy. Z tą różnicą,że wy się modlicie o sukces powodzenie,a ja idę na "żywioł" i robię to,co mówi mi intuicja.
jaki jest sens życia jeśli Boga nie ma, albo jeśli przynajmniej nie ma takiego Boga w jakiego wierzymy my.
cosmic religious sense
Bo wszyscy bez względu na wiarę mamy takie same problemy, rozterki, dylematy.
No tak ale jaki jest sens tego wszystkiego, skoro i tak kopniemy w kalendarz i nas nie będzie. Jaki jest sens męczyć się na tym świecie, skoro to i tak nic nam nie da.
Heysel a może coś po polsku....
To,co proponujesz? Żyć według słowa Carpe diem (Chwytaj dzień - epikureizm) i memento mori? (pamiętaj o śmierci?). To jest dobre,ale na krótką metę, ponieważ za wszystko niestety,ale trzeba będzie zapłacić - i nie mam tutaj na myśli "zapłata" za ateizm.
Nie wiem,czy nie zauważyłś,że jak jest dobrze i jesteś szczęśliwa to po chwili nadciągają chmury burzowe i koniec - jest ten gorszy moment,ale on minie jak wszystko .
skoro i tak kopniemy w kalendarz i nas nie będzie.
Zostaną nasze dzieci i to co stworzyliśmy.
"Nie wszystek umrę" ...
Helmutt, czy u Ciebie nie zdarzają się usterki w przekazie? Jeżeli coś jest napisane, a następnie poprawione, bo sens mógł zostać źle zrozumiany to zdanie poprawione uważa się za prawdziwe a pierwszego nie czyta dosłownie. Nie chcę, byś teraz czepiał się szczegółów Przecież wiesz chyba co mam na myśli, skoro jesteś człowiekiem inteligentnym... A ja nie zamierzam obrażać ludzi, którzy w Boga wcale nie wierzą. To zupełnie nie o to chodzi. Bardziej kieruję słowa do ludzi, którzy z Bogiem żyli, a z jakichś względów od niego odeszli. Takie osoby wiedzą, jak wygląda życie z Bogiem i bez Niego, więc mają porównanie. Z tego też punktu widzenia wynika moje stwierdzenie, że życie bez Boga nie ma sensu.
Szkoda, że się tłumaczę nie wiem z czego
[ Dodano: Pią 05 Gru, 2008 15:57 ]
Rachel napisał/a:
Niech patrzy. Przewrażliwiona jesteś, Rachel.
Ktoś musi
Jest inaczej, gdyż człowiek potrafi żyć z uśmiechem na twarzy. Człowiek potrafi żartować z siebie, i z tego co się dzieje, a to zmiejsza ciężar każdego dnia. A osoba, która żyje bez Boga, to zyje bo trzeba, potrafi być strasznie zrzędliwa, egocentyryczna i nie wiadomo co jeszcze.
Z tym się zgadzam.... i doszłam do wniosku, że gdyby Boga nie było, to żadne życie nie miałoby sensu, ani nawet racji istnienia, a jeśli Bóg jest to każde życie bez wyjątku ma sens. Można zamknąć temat.
To uważacie ateistów za smutasów? . Owszem są i tacy,ale ten opis idzie też w drugą stronę, nie każdy człowiek czy to wierzący czy nie wierzący jest "tryskający radością".
[ Dodano: Nie 07 Gru, 2008 19:13 ]
Jeśli jakiś człowiek jest egocentryczny, zrzędliwy i nie wiadomo co jeszcze to na pewno nie jest to człowiek żyjący z Bogiem. Choć może się za takiego uważa.
I w drugą stronę jeśli ktoś kocha jest bliżej Boga niż mu się wydaje.
wy się modlicie o sukces powodzenie,a ja idę na "żywioł" i robię to,co mówi mi intuicja.
I tu się mylisz. Gdyby człowiek wierzący trwał przy Panu Bogu po to, by sobie coś u Niego "załatwić" to wielu byłoby niewierzących po braku wysłuchania naszych życzeń. Ten, kto miłuje trwa przy kimś dla niego samego, a nie by zapewnić sobie powodzenie czy szczęście. A modlimy się owszem, ale to zupełnie nie o to chodzi. Nie można tego mylić.
Z tym się zgadzam.... i doszłam do wniosku, że gdyby Boga nie było, to żadne życie nie miałoby sensu, ani nawet racji istnienia, a jeśli Bóg jest to każde życie bez wyjątku ma sens.
Co ty opowiadasz? Przyznam się, że mnie zatkało, bo takich "kwiatków" to nawet w RM nie słyszałem....
Słyszeć nie musiałeś Helmutt, a nieania akurat ma rację. Ale my patrzymy oczyma wiary, Ty masz inne zdanie i jak na razie pewnie długo będziesz je mieć, ale czy mówimy, że Twoje przekonania to też są "kwiatki", bo masz je inne niż my? Jeśli w Boga nie wierzysz to nie zrozumiesz niestety właściwego sensu tych słów i wszystko okaże się dla Ciebie "kwiatkiem". Ale czy odmienne sądy zmieniają prawdziwość każdego z nich? Dla każdego inny sąd jest słuszny, więc w tej kwestii nie dojdziemy do porozumienia nigdy.
Ale my patrzymy oczyma wiary
Ja w tym konkretnym przypadku nie patrzę oczyma wiary lecz filozofii. Dlatego też nie mówię o Bogu, jak to być może mylnie zrozumiałeś, konkretnie chrześcijańskim, ale ogólnie o Absolucie, o źródle istnienia, o tym co jest Samoistnym Istnieniem dającym istnienie i podtrzymującym w istnieniu wszelkie byty. Dlatego napisałam, że jeśli nie ma Boga, czyt. Absolutu to ty nie masz racji bytu. Bo istnienie nie mogło wziąć się z niczego... byt jest - niebytu nie ma. Jeśli postawisz zakręconą pustą butelkę, to założę się, że jeżeli będzie ona bardzo szczelna, nie znajdziesz w niej niczego, czego tam wcześniej niebyło... niebyt, brak bytu, coś co nie istnieje, nie może wytworzyć bytu, czegoś co by istniało.
I jeśli jest ten rzeczony Absolut nasze istnienie, życie ma jakiś sens... bo to źródło istnienia ten sens nadało... i tu już sam sobie możesz dorobić jaki jest ten sens - może to być zwykłe rozmnażanie się.
To uważacie ateistów za smutasów? . Owszem są i tacy,ale ten opis idzie też w drugą stronę, nie każdy człowiek czy to wierzący czy nie wierzący jest "tryskający radością".
Ci co wybrali Boga, i pomimo trudności potrafię funkcjonować wymiarze obecności Boga. To nie jest łatwe do wyjaśnienia, nie da się wszystkie opisać. Ale jednak uważam, że inaczej przeżywa sie ciężkie chwile w przypadku wiary aniżeli braku jej.
A każdy może być radosny, tylko zależy jakie źródło ma ta radość i do czego prowadzi.
Nie rozumiem o co Tobie chodziło z tym źródłem radości Rachel, to jest zła i dobra radość? Banał.
Z Twojej wypowiedzi wnioskuję,że uważacie ateistów za gorszych od siebie?
Z Twojej wypowiedzi wnioskuję,że uważacie ateistów za gorszych od siebie?
Nie.
ale ogólnie o Absolucie, o źródle istnienia, o tym co jest Samoistnym Istnieniem dającym istnienie i podtrzymującym w istnieniu wszelkie byty. Dlatego napisałam, że jeśli nie ma Boga, czyt. Absolutu to ty nie masz racji bytu. Bo istnienie nie mogło wziąć się z niczego... byt jest - niebytu nie ma. Jeśli postawisz zakręconą pustą butelkę, to założę się, że jeżeli będzie ona bardzo szczelna, nie znajdziesz w niej niczego, czego tam wcześniej niebyło... niebyt, brak bytu, coś co nie istnieje, nie może wytworzyć bytu, czegoś co by istniało.
I jeśli jest ten rzeczony Absolut nasze istnienie, życie ma jakiś sens... bo to źródło istnienia ten sens nadało... i tu już sam sobie możesz dorobić jaki jest ten sens - może to być zwykłe rozmnażanie się.
Typowy filozoficzny wywód, który jednocześnie jest poprawny, ale i zupełnie bezużyteczny.
Jest przede wszystkim racjonalny. Prowadzący do poznania rzeczywistości taką, jaka jest.
ALe jak każdy wolny człowiek możesz uznać to za iluzję... możesz też uznać, że ściana jaką masz przed sobą jest iluzją i próbować przez nią przejść. Czy to się opłaca bardziej? Twoja sprawa.
Jest przede wszystkim racjonalny. Prowadzący do poznania rzeczywistości taką, jaka jest.
Twój wywód stwierdza, że koło jest okrągłe. Tyle. Zbiór desygnatów Twojego Absolutu ma liczebność większą niż 1 i co ważniejsze są w nim "naturalistyczne" obiekty (że się tak brzydko wyrażę).
Prowadzący do poznania rzeczywistości taką jaka jest ? Toż to niemal rewolucyjne stwierdzenie ...
Nie przeczę, że ludzie potrafią w różny sposób odczuwać radość, ale ta chrześcijańska jest zupełnie innym, do niczego nieporównywalnym rodzajem radości. Nie twierdzę, że lepsza, ale inna. To radość, która nie jest jedynie powierzchowna, bo czerpiąca wprost ze źródła - Bożej miłości. Ta radość wypełnia wszelką pustkę, która niestety jest obecna w wielu - wydawałoby się radosnych - sercach. Wielu ludzi tworzy sobie namiastki szczęścia i ja to widzę w mojej rodzinie. Ale jak przyjdą Święta, jak przyjdzie chwila refleksji nad życiem, spojrzenie na innych ludzi, którzy żyją z Bogiem, mają swoje problemy, ale pustki nie muszą za wszelką cenę wypełniać pracą, nadmiarem obowiązków, spotkań, zajęć, seksem - jakże smutny to obraz! Ja ten smutek czasami widzę u ludzi, którzy stracili bardzo wiele - bo stracili Boga.
To też może iść w drugą stronę,a znam takich wierzących. Radość jest jedna bez znaczenia na jej pochodzenie tak samo z szczęściem.
Jak to mówią wszystko jest dla ludzi,ale z umiarem. Wypełnianie pustki to już w ogóle jakiś banał. W obecnym XXI wieku ludzie pracują dużo bez względu na wiarę,by godnie żyć. Wszystko drożeje: żywność, prąd, gaz, ubrania, czynsz - i po to się pracuje dłużej i więcej,a nie po to,by "zapełniać pustkę pracą". Już nie mówiąc o wykształceniu swojej latorośl i zapewnieniu mu wszystkiego np. korepetycje z danego przedmiotu. Czy też jak młodzi idą do pracy,bo niestety nie dostali się na studia i harują,bo muszą opłacić studia,które za pół roku (1 semstr) kosztują prawie 2000. Nieliczni mają to szczęście,że znajdują pracę w biurze od 8-16, większość tyra po 12 godzin jako kelner/kelnerka, hostessa i po takim męczącym dniu nie dziwię się,że nie mają na nic ochoty,ale temu winni są nie oni,ale realia w jakich przyszło im żyć, a także wszystkim Polakom.
Znam osoby wierzące katolików, którzy pracują bardzo dużo,by zagłuszyć w sobie pustkę owszem,ale bycia samotnym, niezrozumianym ale tak to ma każda samotna osoba nie tylko katolik.
To też może iść w drugą stronę,a znam takich wierzących. Radość jest jedna bez znaczenia na jej pochodzenie tak samo z szczęściem.
Oczywiście, jeśli ktoś traktuje Pana Boga jako dodatek, relację z Nim i wiarę w ogóle zbyt powierzchownie to ja żadnych złudzeń nie mam. Niestety tak już jest, że trzeba być w tej kwestii radykalnym - albo w jedną, albo w drugą stronę, pomiędzy nic nie ma. Jak Boga się byle jak traktuje to takie też życie. I dlatego znasz wierzących, którzy są nieszczęśliwi, w których nie ma radości po prostu.
[ Dodano: Wto 09 Gru, 2008 14:14 ]
Ci ludzie,których opisujesz to sa ludzie samotni, nie mający nikogo i w pracy szukający pocieszenia - plaga równieź XXI wieku.
Stwierdzenie,czy też postawienie sprawy na ostrzu noża: Tak lub Nie - nic pomiędzy świadczy tylko o klapkach na oczach. To tak jak z tym cytatem: "Bo nikt nam nie wmówi,ze białe jest białe,a czarne jest czarne", ot co.
Pustka to rzecz sporna w tym temacie. Każda radość i szczęście jest takie same, nie da się tego zmierzyć,a więc pisanie,że radość wierzącego jest inna lepsza i bardziej bogata w przeżycia w odróżnieniu od nie wierzącego jest definitywnym wykazaniem,że wierzący ma lepiej i te opisy są jakby faktem "wywyższania się", "bo moja radość" jest większa niż Twoja - niewierzącego". Nie wierzę w to, nie ma żadnegogo mechanizmu na zmierzenie tego o oczym piszesz. Brednie. To tak jakbym napisała,że stosowanie pomadki prowadzi d licznych chorób i raka ust.
Stwierdzenie,czy też postawienie sprawy na ostrzu noża: Tak lub Nie - nic pomiędzy świadczy tylko o klapkach na oczach. To tak jak z tym cytatem: "Bo nikt nam nie wmówi,ze białe jest białe,a czarne jest czarne", ot co.
(...)pisanie,że radość wierzącego jest inna lepsza i bardziej bogata w przeżycia w odróżnieniu od nie wierzącego jest definitywnym wykazaniem,że wierzący ma lepiej i te opisy są jakby faktem "wywyższania się", "bo moja radość" jest większa niż Twoja-niewierzącego.
Chyba coś nie tak zrozumiałaś.
Milky Way, Jak pisze św. Jan on chce podzielić się ową radością spotkania z Jezusem aby nasza radość była pełna.
Wierzącego nie omijają trudności,tragedie, nie mają ich mniej, spójrz na postać Marty Robin, św. Teresy od Dzieciątka Jezus itp przykłady. Ale tego nie da się opisać słowami, przynajmniej ja na obecną chwilę nie potrafię owych słów odkryć.
Wydedukowałam pewne wnioski z Twojej wypowiedzi Aga.
Twój wywód stwierdza, że koło jest okrągłe. Tyle. Zbiór desygnatów Twojego Absolutu ma liczebność większą niż 1 i co ważniejsze są w nim "naturalistyczne" obiekty
Udowodnij... pokaż logiczne powiązanie mojej wypowiedzi z tym co napisałeś.
Wydedukowałam pewne wnioski z Twojej wypowiedzi Aga.
Twoje wnioski są niesłuszne. Moje wnioski natomiast wypływają z bardzo głębokiego przekonania wewnętrznego. Bo w moim odczuciu sens życia jest jedynie w Bogu. Gdyby Jego nie było w moim życiu, samo istnienie nie miałoby żadnego sensu. Nie wyobrażam sobie innego życia, niż życie z moim Bogiem. On sam jedynie jest celem i sensem mojego istnienia I wierzę głęboko, że jest i może być tym samym dla każdego człowieka.