ďťż
Strona początkowa UmińscyProśba o księdza na misję - jak/do kogo/kiedy?ważne dla mnie pytanie... kierowane do ksiedza...O księdze Syracha (wydzielony)Konflikt z księdzęm-co zrobić ?Mój mąż jest... księdzemZapytaj księdza!OdnowaczyściecCzy Syn CzłowieczyMat-fiz-inf a prawo
 

Umińscy


Innym gestem, który uświadamia, czym jest kapłaństwo Chrystusowe, jest całowanie ołtarza na początku Eucharystii. Ołtarz jest symbolem wieloznacznym. Z jednej strony oznacza Chrystusa i prezbiter, jako przedstawiciel Ludu Bożego, całując ołtarz całuje Chrystusa. To jest znak bardzo intymnej więzi, miłości i zaufania. Z drugiej strony ołtarz jest symbolem całego żyjącego dzisiaj Kościoła, czyli kapłan w imieniu Boga całuje Kościół. Ksiądz to ktoś, kto w imieniu Ludu Bożego całuje Boga i w imieniu Boga całuje Lud Boży. Przedziwnym momentem jest pozdrowienie "Pan z wami". To jest głoszenie orędzia, że tutaj, na świecie, cały czas żyjemy w Bożej obecności. Bardzo lubię ten gest otwartych, wyciągniętych rąk przy wezwaniu "Pan z wami". Chciałbym pomieścić w nich wszystkich tych, których widzę, bo są na liturgii, i tych, których nie widzę, bo ich nie ma. Nawet gdy odprawiam Mszę św. sam (zdarza się to zupełnie wyjątkowo), otwieram ręce i mówię "Pan z wami", a potem wszystkie pozostałe dialogi znajdujące się w rycie Eucharystii, to staram się wyobrazić sobie cały świat, do którego otwieram ręce.

Co wy na to? Zapraszam do dzielenia się refleksjami, spostrzeżeniami, uwagami, etc.

Więcej: http://infobot.pl/r/puE


Dla mnie Kapłaństwo to wielki dar i jeszcze większa tajemnica. Na ogół widzę w kapłanie człowieka, ale kiedy czasem uświadamiam sobie, kim on jest, w czyim imieniu występuje to wtedy godność kapłańska bojaźnią mnie napełnia - ale w pozytywnym znaczeniu.
N o dobrze. A co konkretnie do tekstu? Może jakiś komentarz? To jest dział "LITURGIA" więc może coś w tym nurcie poproszę...
Jan Paweł II po przylocie do każdego kraju tym gestem całował ziemię - całował Chrystusa, któremu powierzał dany kraj, całował ludzi, krew ofiar oddanych dla kraju.
Zawsze przy tym jego geście ryczałam - a zwłaszcza, gdy było widać jakie niesamowite trudności musi pokonać zmuszając swoje niedołężne ciało do tego wysiłku


Ja muszę powiedzieć, że te wszystkie gesty, które czyni ksiądz podczas Eucharystii (a także niektóre słowa) są dla mnie niezrozumiałe, albo powiem inaczej - nie zastanawiam się nad ich sensem. Ale kiedy się zastanowię to rzeczywiście uświadamiam sobie, że nie wiem, co to wszystko oznacza.

Może ktoś mógłby mi coś polecić do przeczytania, gdzie będzie wszystko dokładnie wyjaśnione?

albo powiem inaczej - nie zastanawiam się nad ich sensem. Ale kiedy się zastanowię to rzeczywiście uświadamiam sobie, że nie wiem, co to wszystko oznacza.

Może ktoś mógłby mi coś polecić do przeczytania, gdzie będzie wszystko dokładnie wyjaśnione?
To załóz odpowiedni wątek na forum.
Ciekawy artukuł. Mnie intryguje kwestia samotności w kapłaństwie. Jak Ty, Księże Marku, radzisz sobie z samotnością? Rozumiem, że Wy, księża, obracacie się wśród wielu ludzi, macie przyjaciół, ale jednak wracacie do pustego mieszkania, gdzie zostajecie sami, a z problemami sami musicie sobie radzić. Czy samotność nie bywa czasem uciążliwa?
ks. Jan Twardowski pisał: '... współczesnemu światu potrzebna jest samotność księdza - staje się on wtedy mężem modlitwy.'
A jak to jest z tym zakochaniem w Panu Jezusie? To tak na początku tylko, a później nic? Rzecz jasna to pytanie do Ks.Marka.

Jak Ty, Księże Marku, radzisz sobie z samotnością? Różnie. Raz lepiej, raz gorzej. Mam ten luksus, że mam mame w pobliżu oraz braci (niespełna 40km), lubię popisać, poczytać, pooglądać cos w TV, czy wybrać sie do kina, albo do znajomych. Czasem jednak jest tak, że jak już chce się gdzieś udać, to mi przechodzi ochota, kiedy stwierdzam, że kawał drogi przede mną, że rano do szkoły, i trzeba wypocząć.

Poza tym, nie można uciekać przed samotnością, bo i tak w pewnym momencie dopadnie, a wówczas się zemści. Kiedy mnie nosi, to pytam i siebie i Pana Boga: po co to wszystko? Jak się z tym uporać? Jak sprawić, by było to dobre?

I przyznam, że przychodzi poznanie odpowiedzi, i mija chandra.

Kiedy mnie nosi, to pytam i siebie i Pana Boga: po co to wszystko? Jak się z tym uporać? Jak sprawić, by było to dobre? > ... i co dalej?

> ... i co dalej? Spowiadam sie księdzu spowiednikowi, czasem niektorym przyjaciołom - kapłanom o tym opowiadam. Więc wybacz prosze, ale nie czuję się zobowiązany ciągnąc te myśl. Poza tym,
Yhm.. Tylko spytałam. Spoczko..
A czy zna ksiądz tę książkę Księża-tak, ale nie sami ?

Poza tym, nie można uciekać przed samotnością, bo i tak w pewnym momencie dopadnie, a wówczas się zemści.

To akurat jest prawda. Zwłaszcza nie można przed samotnością uciekać, kiedy przychodzą chwile trudne, kiedy człowiek szuka ucieczki, pomocy u kogoś innego - u ludzi, zamiast u Pana Boga. Myślę, że poczucie nawet nie samotności, a nawet osamotnienia jest dane przez Boga po to, by człowiek bardziej do Niego przylgnął i w Nim znajdował oparcie. Przynajmniej ja mam takie doświadczenia.

A, i dziękuję Księdzu za ustosunkowanie się do mojego pytania.

Zwłaszcza nie można przed samotnością uciekać, kiedy przychodzą chwile trudne, kiedy człowiek szuka ucieczki, pomocy u kogoś innego - u ludzi, zamiast u Pana Boga.
Ale Pan Bóg posługuje sie ludzmi, aby jedni drugich wspierali = wspólnota.
Oczywiście nie zawsze człowiek potrafi pomoc, wtedy zostaje milczenie , modlitwa.
Jasne, że ludzie są potrzebni, wspólnota jest potrzebna. Ale napisałam właśnie powyżej, iż Bóg sam dopuszcza do takich sytuacji w życiu człowieka, że może on oprzeć się jedynie na Bogu. Przychodzą chwile, kiedy żaden człowiek Ciebie, Rachel nie zrozumie, ktoś nie będzie miał czasu, zawiedzie. A często nawet pomimo bycia we wspólnocie z kimś człowiek tę samotność nagle bardziej dotkliwie przeżywa i żaden człowiek nie może mu pomóc. Wówczas należy umieć znieść chwile osamotnienia.
Dlatego napisałam w swym poście to co ty później powtórzylaś...
czyli
Nie wiem, czy zauważyłaś Rachel, ale Ty często powtarzasz to, co inni napisali, teraz jest podobnie. Więc po co nabijać posty, żeby napisać to samo, co napisał ktoś tylko innymi słowy?
30 maja 2008 r. jest Światowy Dzień o Uświęcenie Kapłanów . Kapłan ma możliwośc na ponowne zwerfikowanie powołania wymiarze Bożego spojrzenia a osoby świeckie w sposób szczególny mogą wesprzec kapłana modlitwą.

Kongregacja ds. Duchowieństwa wystosowałam list z tego powodu.

Ostatecznie, staliśmy się kapłanami na mocy najwyższego aktu Bożego miłosierdzia a zarazem Jego upodobania — na mocy sakramentu kapłaństwa.
Po drugie, ze względu na nieprzeparte i głębokie pragnienie Boga, najbardziej autentycznym wymiarem naszego kapłaństwa jest <<żebractwo>>, proste i nieustanne proszenie, którego można się nauczyć w cichej modlitwie; wyróżniała ona zawsze życie świętych i pilnie trzeba o nią zabiegać. Świadomość trwania w relacji z Nim codziennie podlega oczyszczeniu poprzez próbę. Każdego dnia przekonujemy się wciąż na nowo, że ów dramat nie został zaoszczędzony nawet nam, sługom, którzy działają in Persona Christi Capitis; ani przez chwilę nie możemy żyć w Jego obecności, nie czując słodkiego pragnienia, by Go rozpoznać, poznawać, i do Niego znów przylgnąć. Nie ulegajmy pokusie traktowania naszego bycia kapłanami jako nieuniknionego i niezbywalnego zobowiązania, już przyjętego, które można wypełnić <<machinalnie>>, chociażby realizując bogaty i spójny program duszpasterski. Kapłaństwo jest powołaniem, drogą sposobem, w jaki Chrystus nas zbawia, w jaki nas powołał i powołuje nas teraz, abyśmy z Nim żyli.


Tutaj całość

Jeżeli ktoś jest chętny, to 28 maja , o 21:40 w KRP [można słuchać przez neta www.radiopodlasie.pl ] jest audycja poświęcona temu właśnie tematowi.

30 maja 2008 r. jest Światowy Dzień o Uświęcenie Kapłanów .

O, to ciekawe, nie wiedziałam o czymś takim. To koniecznie trzeba ich wesprzeć w tym dniu
JA tam powiem tylko tyle, w temacie: 24 h/dobę, przez 365 dni w roku, na każdym miejscu i o każdym czasie jedno wiem na pewno: jestem księdzem. A to zobowiązuje.

24 h/dobę, przez 365 dni w roku, na każdym miejscu i o każdym czasie jedno wiem na pewno: jestem księdzem
Najważniejsze, to wiedzieć kim się jest.
A wtedy Bóg pomoże przez wszystkie kryzysy przejść.
Jeżeli są chętni, tutaj jest link to aucycji o ktorej wspomniałam wcześniej Audycja o powołaniu i kapłaństwie
Teraz tak sobie myślę... Czy dla kapłana atrakcyjnego fizycznie owa atrakcyjność, a więc i popularność może stać się ciężarem? Jak Wam się zdaje?
Zdaje mi się, że tak, ale wcale nie musi. Znam przystojnych kapłanów, również katechetów młodzieży gimnazjalnej i licealnej - szczególnie podatnej na zauroczenia i tzw. zakochania - kapłanów, którzy świetnie sobie radzą z młodzieżą i potrafią przyciągnąć ich nie tyle do siebie, co do Chrystusa.
Z tego co mi wiadomo, to raczej atrakcyjność fizyczna nie powinna być dla kapłana cieżarem, ponieważ będąc po świeceniach jest już poważnym człowiekiem ( wiek ), a w ksieżach "zakochują " się -cudzusłów, bo to nie zakochanie a zauroczenie-zazwyczaj nastolatki, dla których on jest jakims ideałem w sensie rozsądny, dyskusje filozoficzne, dlugie nocne rozmowy etc-poprostu w ich oczach facet nieosiągalny dla innych i bez "wad". Facet (rozsądny) w wieku 30 lat nie ulegnie mruganiu 17tolatki, która jeszcze nie jest zrównoważona emocjonalnie i mało wie o życiu.
Polecam ksiązkę : Księza - tak, ale nie sami. praca zbiorowa. odnośnie tematu.
U nas był taki ksiądz co przeganiał baby, które do jego kolegi przychodziły. Chociaż czasem chyba przesadzał, tak mi się zdaje. Jak mnie rodzice z czymś wysłali do księdza to nie wiedziałam, o co chodzi, że on tak goni ludzi
Chcę coś nowego wnieść w temat.
Mam znajomego. Współpracujemy z sobą, rozmawiamy o różnych ważnych sprawach, czasem mniej poważnie. Jak na ludzi przystało. Co zrobić, wg was, kiedy jest taka sytuacja:
przychodzi do biura parafialnego ktoś z jego bliskich, by zgłosić wolę bycia na przykład rodzicem chrzestnym? Dodam tylko, że owa osoba nie spełnia pewnych ":standardów" katolickiego Kościoła. Standardów, dodajmy, istotnie rzutujących na moralność tegoż człowieka.

Odmawiając przywileju, z reguły nadwątla się znajomość/przyjaźń. Czasem budzi się agresję.
Przyzwalając na przywilej znajomość niby zostaje zachowana i fajnie jest. Budzi się u parafian (niektórych) przekonanie, że ksiądz jest wyrozumiały, i wie, jak cięzko dziś byc dobrym katolikiem.
Nie jest możliwe uniknięcie starć ze znajomymi. Raczej jest to coś normalnego, że mogą być sytuacje konfliktowe. Po co jednych uprzywilejować, aby budować też pewną iluzję i nie porozumienia.

Nie jest możliwe uniknięcie starć ze znajomymi. A konkretnie, Mario, co masz tu na myśli? Jeśli widzisz jakieś buforowe wyjście z sytuacji, to podziel się proszę.

Rachel napisał/a:
Nie jest możliwe uniknięcie starć ze znajomymi.
A konkretnie, Mario, co masz tu na myśli? Jeśli widzisz jakieś buforowe wyjście z sytuacji, to podziel się proszę.

To że jeśli powazna znajomość, to prawda a nie ściemnianie z powodu że kogoś się lubi. Przecież normy obejmują wszystkich bez wyjątku. Jeżeli się obrazi, i nie zastanowi się czemu tak się ktoś zachował to znaczy, że nie było sensu, gdyż ona tylko myślała o korzyściach dla siebie. Ja miałam być chrzesną, ale ksiądz się nie zgodził i się nie obraziłam na niego ale przyjełam bo jego argumentacja miała ręce i nogi oraz głowe Najwazniejsza jest stanięcie w prawdzie i nie ściemnianie.
Całowanie ołtarza kojarzy mi się z gestem głębokiego szacunku. Tak jak w niektórych rodzinach pielęgnuje się jeszcze piękną staropolską tradycję czynienia znaku krzyża oraz złożenia pocałunku na chlebie przed jego pokrojeniem.


Jeżeli się obrazi, i nie zastanowi się czemu tak się ktoś zachował to znaczy, że nie było sensu, gdyż ona tylko myślała o korzyściach dla siebie. Ja miałam być chrzesną, ale ksiądz się nie zgodził i się nie obraziłam na niego ale przyjełam bo jego argumentacja miała ręce i nogi oraz głowe Najwazniejsza jest stanięcie w prawdzie i nie ściemnianie. Fajnie byłoby, żeby tak własnie potrafili ludzie przyjąc fakty.
kto przykłada ręce do pługa a wstecz się ogląda... -wóz albo przewóz
A co dokładnie masz na myśli? Bo jakoś nie bardzo rozumiem?
że bycie chrześcijaninem pociąga pewną radykalność i szukanie usprawiedliwienia dla jakiegoś ustępstwa jest tym "oglądaniem się wstecz".
Mówi się, że księża to są nasi pasterze i oni nas prowadzą jak owieczki - na wzór Pana Jezusa, Dobrego Pasterza. Wczoraj szukałam jednego księdza, naszego duszpasterza, a było to w kilkupiętrowym budynku. I wyobraźcie sobie, że znalazłam go po głosie, hihi Pan Jezus mówi, że owce znają Jego głos i za Nim idą, rozpoznają Jezusa po Jego głosie. I ja miałam właśnie takie skojarzenie, że swojego duszpasterza też po głosie rozpoznałam i znalazłam i to było takie śmieszne
To tak trochę bez związku z tematem - historyjka z przymrużeniem oka
Ks. Marku,a gdyby tamten ksiądz wyjasnił cechy, które powinien mieć chrzestny "standarowy"?
Potem by delikatnie zapytał, czy tamten nadal chce być ojcem chrzestnym.
Jeżeli tak, przypomnieć,że cechy są już od dawna ustanowione i ... wyrazić zgodę.
Cóż, jest to trudna sytuacja, o której mówisz, Księże Marku. Ja nigdy nie idę na kompromis, zwłaszcza w takich sytuacjach, no ale ja to jestem ja Co do tego chrzestnego, jeśli Księdza znajomy jest rozsądny to się nie obrazi, a jeśli nie...to niewart był Twojej przyjaźni.

Ks. Marku,a gdyby tamten ksiądz wyjasnił cechy, które powinien mieć chrzestny "standarowy"? Ten mój znajomy to nie kapłan lecz mąż, ojcie i dziadek.


Ten mój znajomy to nie kapłan lecz mąż, ojcie i dziadek.
acha, sorki z pomyłkę ( już drugi raz dziś)